Forum › Fandom › Sesje RPG, PBF i inne › Star Trek: PBF PL › PBF - Chorąży Griffers
-Dobrze. Kadetko pani zostaje, Pan porucznik i Chorąży transportujemy się najbliżej maszynowni. -Porucznik przypiął fazer i tricoder do paska, co zaraz potem zrobił chorąży. -Komputer transport do maszynowni. Energia!
Pojawiliście się w jakimś niewielkim pomieszczeniu było ciemno ale byłeś pewny że to nie maszynownia.
-Fazery stopień trzeci! Nie rozdzielać się. Kiedy zauważycie coś dziwnego, te celujcie temu czemuś w głowę lub w nogi. I nie czekać na rozkaz tylko strzelać! Wole mieć trzech ludzi nież jednego i pół.
Pomieszczenie po oświetleniu latarkami okazało się magazynem części zamiennych koło maszynowni od razu zauważyliście drzwi prowadzące do maszynowni.
-Dobra... frontalnie to wchodzić nie będziemy, a zresztą... -Wskazałem palcem na panel drzwi. Został on całkowicie zniszczony. Zacząłem się rozglądać za jakimś innym wyjściem. -Hmm.... czy ten szyb prowadzi do maszynowni? -Wskazałem na szybek tak mały że człowiek mógł nim przejść tylko czołgając się.
Kanał techniczny był wolny tricorder pokazał ci mapę do maszynowni.Stałeś przed włazem do maszynowni zastanawiając się czy go otworzyć.
-Jest to jedyna droga... panowie, fazery pełna gotowość. -Przyległem do ściany. -Na trzy. Trzy!
Nie była to najmądrzejsza decyzja w maszynowni była próżnia podporucznik został natychmiast wyciągnięty w przestrzeń zanim chorąży zatrzasnął drzwi.
-Konsola. -Powiedziałem widząc w malutkim pokoiku światełako nadziei. -O kurcze! Chorąży podejdź tu... -Chorąży niechętnie wykonał mój rozkaz. -Hmmm... tu nic nie zdziałamy. Jesteśmy zamknięci w tym pomieszczeniu... -Nacisnąłem komunikator -Kadetko może nas pani z tąd zabrać? Chorąży szczelnie pozamykać wszystkie drzwi, -zaśmiałem się z własnej gafy, -Jeśłi się nie da to nic nie rób. Czekamy. -Nagle poczułem dziwnie znajomy zapach; słodkawy ale tak przerażający... -Nie to niemożliwe to nie może być to... -Chorąży spojrzał na mnie dziwnie.. -Nie czujesz?! Powąchaj! Wiesz co to jest?!!! -Chorąży chyba to poczuł bo cofnął się oparł o scianę, ale chyba dlatego że uznał mnie za wariata. Gaworzył coś chyba nie chciało mu przejść przez gardło. -Krew... tak! Ja czuję krew! Do cholery myślisz że zwariowałem?! JA W CAŁEJ SWOJEJ CHOLERNEJ SŁUŻBIE WE FLOCIE WIDZIAŁEM, CHOLARA WIĘCEJ NIŻ NIE JEDEN KAPITAN DO CHOLERY! CO? NIE WIERZYSZ?! -Odczuwałem pewną rozkosz gdy wylewałem swoje żale i smutki w pokoju oblepionym Trelem i na wszelki wypadek duranem. Nikt oprucz kadeta mnie nie słyszał więc wydzierałem się nadal. -FAWAKS, TY PEWNIE NIE WIESZ ŻE BYŁ TAKI STATEK CO? JA BYŁEM NA MOSTKU GDY WYSZŁY Z MASKOWANIA! ZE TRZY WARBIRDY NAJPIERW PODZIURAWIŁY KADŁUB BIEDNEJ AKIRY A PÓŻNIEJ PARU DUPKÓW PRZETRANSPORTOWAŁO SIĘ NA POKŁAD... NIE.... TO NIE BYLI ROMULANIE TO JACYŚ CHOLERNI PIRACI! ZROBIŁEM TO IMPULSYWNIE! WZIĄŁEM NAJDŁUŻSZY ODŁAMEK JAKI MIAŁEM POD RĘKĄ I RZUCIŁEM SIĘ NA JEDNEGO! TEN NAWET SIĘ NIE ZORIĘTOWAŁ JAK KAWAŁ BLACHY WBIŁ MU SIĘ W PANCERZ CZY CO ON TAM MIAŁ. WYCIĄGNĄŁ TEN ODŁAMEK Z RAMIENIA WŁOŻYŁ MI GO DO RĘKI A PÓŹNIEJ WYRZUCIŁ MNIE W POWIETRZE! WYLĄDOWAŁEM NA FOTELU PIERWSZEGO! A..a..a pppot.ttem odwróciłe..mm się i.i.i.i.ii go zobacz..czy...czyłem kkkapitan patrzył na mnie martwym wzrokiem... był lekko przechlony na fo..fo..telu a..a.. w głoww,,ie to było straszne ... tkwił mu ten szpikulec który miałem ww ww ręce! I go nadall trzymałem! -Wtedy już się rozpłakałem..
Patrzyli na ciebie z ze zdziwieniem i lekkim strachem ostatnie co pamiętałeś był Chorąży z Hiposprejem.Obudziłeś się w małym ambulatorium i od razu rozpoznałeś że jesteś na okręcie klasy Defiant.
-No.... taaa....k.. odbiło mi ... Moja głowa.... usmażył mi gębę gazem! -Spojżałem na ramię -Miałem chyba z dwadzieścia zastryków. -Rozejrzałem się po ambulatorium... hmmmm wariat ze mnie za dużo informacji mam w głowie.... zobaczyłem doktora który trzymał lekarski młotek i rółgał jakiegoś załoganta -Przeziębienie! Tydzień temu skręcenie kostki, a co jutro? Ospa? -Przepraszm czy można coś na ból głowy? -Lekarz odwrócił się...
I powiedział do ciebie - O widzę że pan się obudził mam nadzieję że jest pan już spokojny.
-Pan...ie doktorze -Tu wstałem i usiadłem na lóżku (poczułem jak coś spada mi na nogę) -Tak... ale.... mogę się przejść? Chciałbym coś zjeść a widok lekarza z tricoderem w jednej a inplikatorem w drugiej ręce, nie poprawia przyjemności z jedzenia... -Uśmiechnąłem się doktor też się uśmiechnął. -Poza tym chciałbym złożyć raport dowódcy. -Spojżałem jeszcze raz na ambulatorium i zuwarzyłem mój mundur. Wyciąfając z kieszeni padd przejrzałem jego zawartość: dane, dane, połączenia z bankiem, rodziną, kolegami, z kadetem Sanarą, list z poważaniem od porucznika Dewarsa (z okazji dostania się na USS. James T. Kirk), list od ojca: ["Synu zawsze mówiłem ci że Griffersowie od stuleci służą flocie, ale twoja matka woli żebyś został lekarzem czy naukowcem. Ja wysyłam cię do akademi GF (synek, ustalmy odtoąd że ten skrót cały czas będzie obowiązywał) mówiąc matce, ona jednak nie zdradziła nic twojej ciotce i wójowi. Błagam cię jeśli jakieś informacje dotrą do ciotki, przerobi mnie na salamii. Ni mów jej nic!. ]. Z mojego umysłu wypłynęło leniwie ostatnie zdanie z danych o przeniesieniu; "Rodzina zostanie poinformowana po odebraniu tego listu" -Kur...a -Znów pan zaczyna -Powiedział doktor. -Nie, sprawa rodzinna muszę szybko porozmawiać z ojcem. Jeśli tylko z niego coś zostało...
- Dowódca jest na mostku oczywiście może pan iść na posiłek po przydział kwatery proszę zwrócić się do kwatermistrza. – powiedział lekarz i odszedł.