Forum › Fantastyka › Star Trek › Co potem?
Mam problem. Jestem właśnie na etapie ostatniego sezonu DS9. Wszystkie serie mam przerobione. Filmy również. Macie jakieś rady dla ciężko uzależnionej niewiasty, za wyjątkiem detoksu?
@ Cross, właściwie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Aczkolwiek nie takiej oczekiwałam 😉 Jak widzisz jestem żółtodziobem na forum i doceniam każdą radę, a tę również wezmę pod uwagę 🙂
Star Gate'y powiadacie? Battlestar mnie jakoś nie zakręcił, ale może do niego wrócę 😉 dzięki
Właśnie pisałem w wątku o SGA, że dosyć znośnie się ogląda i coś tam wciąga w ten serial. O SG Universe możesz sobie poczytać opinie w stosownym temacie. Ale BSG to pozycja dla mnie absolutnie wybitna jeśli chodzi o seriale sci-fi.
BSG ma swoje plusy i minusy, ale warto się "przemęczyć", choćby by popatrzeć na ewolucję TNG-DS9-BSG, na to ile rzeczy pojawia się w trakcie tej ewolucji, rozkwita i potem upada ;] Chodzi o takie sprawy, jak ilość postaci i spięć między nimi, ilość krwi czy bluzgów na ekranie itd 😉 A to właśnie BSG jest tu trzecim stopniem ewolucji, nie VOY czy ENT. Nawet jeśli dojdziesz po wszystkim do wniosku, że w BSG wiele rzeczy właśnie doświadcza przekwitu, wyradza się, to i tak będzie to fascynujące doświadczenie naukowe! :)Z SG jest tak, że 'im dalej w las, tym więcej Treka'. Im późniejsze serie oglądasz, im nowsze są odcinki, tym więcej trekowych elementów, w pewnym momencie już - niepostrzeżenie 😉 - robi się z tego po prostu serial o statkach kosmicznych i alienach ;]
Rzeczywiście, ilość bluzgów wkradająca się na przestrzeni całego serialu, dla mnie przeszła granice, bo straciły ma dramatyczności. Im dalej, tym było ich więcej.
Jak w mojej ulubionej reklamówce o kobiecej stronie serialu? 😉
Tu nie chodzi o bluzgi. Bo bohaterowie w BSG wydali mi się naprawdę o wiele bardziej "ludzcy" niż w ST. Nikt tam nie jest jednoznaczny, jednowymiarowy i to było świetne. Projekt postaci naprawdę był na wysokim poziomie i właśnie dlatego zastanawiam się czy do tej serii nie wrócić. Mnie trochę męczył nadmiar akcji. Fabuła nie daje oglądającemu odetchnąć, zastanowić się. Wszystko dzieje się tak szybko, że nie zdążyłam się zaznajomić z którymś bohaterem, a on już ginął. Może po prostu odwykłam od szybkiego tempa, bo ST potrafi czasami być przydługi. Nawet Entek, który o ile mi się dobrze zdaje był emitowany w tym samym czasie co BSG (przynajmniej w stanach). I to chyba nawet widać w konstrukcji serialu, który początkowo prezentował się w taki mniej więcej sposób jak TNG, a przynajmniej ja to tak odbieram. Pierwszy sezon można oglądać praktycznie na wyrywki. Dopiero potem zaczęła się ta cała jazda z Xindi i zagładą ludzkości. Fabuła staje się bardziej jednolita, a i tak pojawiają się "luźniejsze" odcinki.
Ale oglądałaś tylko miniserię? Bo potem z ważnych postaci to giną dokładnie dwie osoby (poza Cylonami, którzy giną hurtowo, ale im to wszystko jedno ;]) na przestrzemi dwóch pierwszych sezonów. Pierwszy 'właściwy' sezon właśnie nie jest bardzo szybki, lecą i lecą ;] Miniseria istotnie jest, no ale to koniec świata, więc nic dziwnego ;]A to uczłowieczenie postaci i zmiana charakteru semego serialu, to właśnie efekt tej ewolucji, o której pisałem.
Jeśli miniserialem można nazwać bite cztery sezony (a chyba nie mówimy o serialu z 1978roku?) 😉 To było już jakiś czas temu, więc imion do końca sobie nie przypomnę chodzi mi o tego faceta Starbuck. Pojawił się, potem zginął... relacje cóż... trudno akurat w tym przypadku mówić o jakimkolwiek "rozkwicie uczuć", bo o ile dobrze pamiętam, krewka Starbuck dosłownie wskoczyła na byka. No ale nie o tym. Pierwszy sezon, fakt przyznać muszę nie jest zbyt szybki. To jest taka prezentacja, gdzie wszyscy się przedstawiają itd. Nie wiemy kim tak naprawdę są Cyloni za wyjątkiem kochanicy Gaiusa. A moim faworytem - serio i bez jakichkowliek złośliwości - jest XO. Tigh, stary alkoholik, któremu się wydaje, że sam by sobie poradził z dowodzeniem, gdyby tylko mu dano szansę. A co się dzieje? Daje tylniej części ciała i to tak dokładnie, że potem chyba do końca się nie wygrzebali z bałaganu jaki po sobie zostawił.