Forum › Rozmowy (nie)kontrolowane › Polityka › Pracować czy nie pracować - dyskusja o niedzielach
Widzisz Barusz, bo druga część mojej wypowiedzi jest oparta na informacjach od Ciebie - że większość ludzi deklaruje się jako wierząca i świętująca niedziele. Z tego co pamiętam mój proboszcz (kiedy jeszcze chodziłem do kościoła) bardzo propagował, by wstrzymywać się od niedzielnych zakupów. Jak się można spodziewać - mało skutecznie.A może religia nie ma tu żadnego znaczenia i większość pracująca od poniedziałku do piątku chce robić zakupy właśnie w soboty i niedziele, u pracującej "mniejszości"? Dlaczego to zmieniać? Zamiast zakazywać pracy w niedzielę (i potencjalnie zwiększać bezrobocie), lepiej ustanowić płatne niedziele tak, by pracodawcy odczuli delikatną presję, że nie jest to zwykły dzień handlowy.
Bo obok przymusu bezpośredniego jest jeszcze coś takiego, jak przymus ekonomiczny, nakazujący wielu ludziom deklarującym się jako chrześcijanie pracować w niedziele - bo tak wynikło z grafiku, a z grafikiem się nie dyskutuje.I sorry, ale trudno mi uwierzyć, by ktoś mógł żyć w naszym kraju dwadzieściakilka lat i nie wiedzieć, że większość rodaków deklaruje się jako chrześcijanie.
Sorry, ale nie wierzę, żeby ktoś interesujący się bardzo wieloma dziedzinami życia, w tym prawem i polityką, nie zdawał sobie sprawy, że same deklaracje jeszcze nie świadczą o czynach.W moim poprzednim miejscu pracy słyszałem o jednej osobie, która z powodu przekonań religijnych prosiła o zmianę dyspozycyjności (miała pełny etat, więc teoretycznie mogła pracować bez takich ograniczeń) - nie było z tym kłopotów. Pracownik religijny wie zazwyczaj o swoich przekonaniach w momencie podpisywania umowy i jest w stanie (chyba?) dogadać się z pracodawcą. Aby złagodzić przymus ekonomiczny mówię non stop o kwestii płatnych niedziel (np. tak jak w dni świąteczne - 100% nadgodzin).
To jest własnie jednym z najpotworniejszych moim zdaniem sposobów myślenia - a co ma decydować w kwestii tego, jaki światopogląd w sprawach religii powinniśmy przyjmować za istotny dla ustawodawcy? Inspekcje rototniczo-chłopskie chodzace po domach i sprawdzające... no własnie, co?
Skoro ustawodawca nie może tego dowiedzieć się bezpośrednio, to można przeprowadzić referendum w tej sprawie - skoro jest to palący i żywotny problem. Proste i rozwiązuje sprawę, nie trzeba żadnych inspekcji.
Sprawa zakazu handlu w niedzielę była już podejmowana: wcześniej ("Jednak dziś PiS i LPR z zakazu handlu w niedzielę się wycofują. Głównie z powodu oporu społecznego wobec tego pomysłu. Według badań PBS dla "Gazety" przeciw zakazowi handlu w niedzielę jest 62 proc. Polaków. Za zakazem - 34 proc.")
Skoro już napomknąłeś o zainteresowaniu logiką... Referendum to właśnie sposób, by dowiedzieć się tego bezpośrednio. No a nie? ;> Ciekawe, że jest to także sformułowanie z art. 4 Konstytucji.
Nawet gdyby to była sprawa istotna dla tylko 34%, to moim zdaniem jest to właśnie mniejszość godna ochrony, także z przyczyn społecznych wskazanych powyżej.
I dlatego przyjęto kompromisowe rozwiązanie ustanawiające zakaz handlu w 12 dni w roku.
Nawet gdyby to była sprawa istotna dla tylko 34%, to moim zdaniem jest to właśnie mniejszość godna ochrony, także z przyczyn społecznych wskazanych powyżej.
Czegoś nie rozumiem. Od kiedy mniejszośc ma rację?
Skoro 64% chce kupowac w niedzielę to dlaczego ma to być zakazane? Przeciez idą kupić chleb nie popełniam przestępstwa (to chyba, że za niego nie zapłacę). Kto nie chce kupowac w niedzilę to niech nie kupuje.
Przypomina mi to problem palaczy, jest ich mało, ale ciągle zrzędza o ich prawach. A gdzie prawa niepalącej większości?
Od zawsze czasami. Od zawsze odkąd mozemy mówić o większości i mniejszości jest tak, że wyznawany przez mniejszość pogląd, po wcieleniu w życie zapewnia lepszy rozwój społeczeństwa. Swoją droga nieco pomyliłeś problemy, bo zagadnienie "godnych ochrony praw mniejszości" (którym tu w istocie się zajmujemy) to jednak trochę co innego.
Czy muszę przypominać jakże wyświechtany i wciąż powtarzany frazes o większości, która popierała Hitlera?
Popierała i przegrali. Nie mówię, że większośc ma zawsze rację, ale wola większości jest ważniejsza niż wola mniejszości. Chyba, że olewamy demokrację. Zdaje mi się, że takie pomysły raczej nic dobrego nie przyniosły.Ale odchodzimy od meritum. Ja kupuje w niedzilę i jestem przeciw zakazowi. Koniec, kropka.
Wierzący niech robią to, co deklarują, że robią - czyli święcą dzień święty (dla większości - niedzielę). I nie drałują do supermarketu oglądać promocję szminek dla panienek tudzież promującą szminki panienkę. Problem rozwiąże się sam bez nakazowo-zakazowej polityki państwa.
Chrześcijanie święcą, 80 czy tam 90 procent luda w niedzielę przestaje kupować, sklepów nie opłaca się otwierać, sklepy są zamknięte, ludzie nie pracują w niedzielę. Proste, nie Barusz? Ciekawe tylko, dlaczego tak nie jest... czyżby te 80-90% wierzących to chrześcijanie, bo w końcu:
@ I.Thorne - Zasada rzadów większości jest czyms podstawowym. I własnie dlatego powinniśmy prowadzic dyskusje, szukać argumentów, przekonywać się. By większość miała rację i by podejmowała własciwe decyzje. Byśmy nie "przegrali". Nietrudno chyba zauważyć, że to podejście jest dokladnym, bezpośrednim przeciwieństwem myślenia typu "Ja jestem przeciw. Koniec, kropka".Ponadto jeżeli napisanie zdań: "Czegoś nie rozumiem. Od kiedy mniejszośc ma rację?" nie jest dowodem wiary, że większość ma zawsze rację (czego ponoć nie twierdzisz), to co by takim dowodem mogło być?@ Zarathos - Po raz enty wypowiadasz się na temat rzeczy o których nic nie wiesz. Święcenie dnia świętego oznacza dla chrześcijanina powstrzymanie się od dokonania zakupów?
Barusz, to przecież prosta logika: jeśli idziesz z rodziną na zakupy, to ktoś musi w sklepie pracować. Nie ma klientów, nie ma pracy w niedzielę - proste. A może ta pracująca mniejszość jest potrzebna, by większość mogła kupować? W niedziele sklepy są czynne znacznie krócej, toteż odnoszę wrażenie, że problem jest nieco wyolbrzymiany.Ciekawy jestem jak polskie prawo rodzi sobie z innymi mniejszościami, np. ludźmi z inną orientacją seksualną. Czy tutaj także nie ma dyktatury większości? Czy można mówić o równych prawach pary homo- i heteroseksualnej?
Ale "chrześcijańskie zachowanie chrzescijańskiej większości" (udanie się na mszę) nijak nie implikuje tego, że na mszę może pójść także osoba pracująca w hipermarkecie. Tak byłoby, gdyby msza/nabożeństwo (u protestantów) zajmowała cały dzień. A zajmuje (niespodzianka...) godzinę.W moim wypadku (warszawski Ursynów) hipermarkety na R i na E są czynne bodaj godzinę krócej, hipermarket na T jest całodobowy.Wreszcie, kto przeczytał dyskusję powyżej, ten wie, że argument religijny jest w tym rozumowaniu tylko czymś dodatkowym, akcesoryjnym względem argumentu "intergrcyjnego".
Barusz, podałeś przykłady hipermarketów w najludniejszych miejscach Polski, nie dziwię się, że są czynne bardzo długo. Ale jakby spojrzeć na mniejsze sklepy, zakłady usługowe, to czas pracy w niedzielę będzie znacznie krótszy.Jeszcze odnośnie argumentu integracyjnego - 12 dni ustawowo wolnych + co czwarta niedziela (średnio jedna na miesiąc, więc też 12) daje w zasadzie pełny wolny dzień dla rodziny przeciętnie co 14 dni (przy założeniu, że pracodawca daje wolne tylko wtedy kiedy musi, bo zobowiązuje go kodeks pracy). Nie wygląda to jak wielki dramat.