Forum › Fandom › Sesje RPG, PBF i inne › Star Trek: PBF PL › PBF - Podporucznik Armin
Cholera... na żywo wygląda jeszcze lepiej - pomyślałem po czym z trudem obróciłem głowę i spojrzałem na taktycznego.... Zaraz, czy to nie miał być.... - My się już znamy. - stwierdziłem w końcu fakt - John "Arrim" Armin, 2 korpus piechoty, 3 regiment, batalion C - po czym szczerze się uśmiechnąłem...
- Rzeczywiście, misja na Quatal V i sabotaz na Dreonie. To były czasy... Ciekawe ilu z nas przeżyło wojnę z Dominium? Pewnie niewielu...- A pani? - odwróciłeś się w kierunku ozdoby okrętu.- Marie LeBlanc. - odpowiedziała i zarumieniła się. Chyba zobaczyła, że rozbierasz ją wzrokiem. Szkoda, że nie ma juz tych mundurów ze spódniczkami... Cholerne federacyjne sufrażystki...- Kapitan jeszcze nie ma. Ma przybyć na USS Wilma, tym pogruchotanym transportowcu klasy Shalley. - poinformował cię taktyczny, bawiąc sie guziczkiem "fire". - Reszta załogi będzie do wieczora.
To dobrze.... znaczy się mamy jeszcze trochę czasu - powiedziałem mrugając do sterniczki. Odpowiadając zaś na twoje pytanie z naszego skłądu z czasów wojny z Kardazją z mojego batalionu zostało nas 120 weteranów. Część została w marines, część się przeniosła.... połowa dalej nie może dojść do siebie. Ale po co zamartwiać się w tak szczęśliwy dzień. Znów w drodze. Można was zaprosić na jakiegoś drinka czy co? Słyszałem, że na stacji jest całkiem przyzwoity bar....
W odpowiedzi sterniczka jeszcze bardziej się zarumieniła.- Ja tam idę. - od razu zadeklarował się taktyczny.- Ja... yyy... muszę... -zaczęła wykręcać się Maria, ale jak na nia znowu popatrzyłeś przestała. - Też idę.Wychodząc usłyszeliście kłótnię.- Nie, jeszcze raz nie. Ten złom się nie zmieści! - krzyczał Klingon.- Ale to tylko mały promik. Nie zajmie dużo miejsca. - odpowiadał niższy o ponad głowę kadet.
Co się dzieje!? - powiedziałem głośno do Klingona. - Ten mały ****** próbuje upchnąć w naszej ładowni dodatkowy prom!! - krzyknął. - Uspokójcie się... Ch'rak - odpowiedziałem już ciszej celowo używając jego klingońskiego "przydomka" - Wydaje mi się, że nie powinno to sprawić większego problemu, o ile mi się wydaje fregaty rzadko są wykorzystywane do transportu, a w razie czego prom może okazać się przydatny. No, widzę, że sytuacja już ułagodzona. Jak chcecie spierać się dalej to wydaje mi się, że łatwiej wam to przyjdzie przy kubku kawy, mleka, czy czego tam chcecie.... - zakończyłem krótką i zwięzłą propozycją...
Półklingon zamilkł jak usłyszał swe klingońskie imię. Stał jak idiota i wysłuchiwał twej tyrady.- No dobrze, ale jak zabraknie miejsca to osobiście wywalę tą puszkę w kosmos! - pogroził palcem mechanikowi.- Odnośnie kawy, czy mogę sie do państwa dołączyć... eee... kapitanie? - zapytał Denevue.
...możecie Denevue.... ale mylisz się nazywając mnie kapitanem.... jestem tylko zwykłym, prostym, pierwszym oficerem..... - powiedziałem uśmiechając się jak Kardazjański śledczy. - No, my tu gadamy a czas leci. Komputer! Czas do planowanego odlotu? - 19 godzin 17 minut 8 sekund. - zameldował bezosobowy głos.... - słysząc te słowa ruszyłem do stacyjnego baru.... po co marnować czas.
Siedzieliście grupą w barze i próbowaliście wzajemnie lepiej się poznać. Dołączył do was nawet półklingon. Później doszedł Naukowy. Nie był taki zły - tylko za dużo gadał o klimacie.Minęło parę godzin. Nagle poderwał was komunikat:-Cała obecna na stacji załoga USS Taurus stawi się natychmiast na pokładzie.
Spokojnie dopiłem stojącą przede mną kawę z jakimś substytutem rumu (na stacjach rzadko pojawiał się alkohol) i powoli wstałem poprawiając mundur. Tak więc załogo chodźmy, zobaczmy co się dzieje... - powiedziałem domyślając się już że kapitan mogła przyspieszyć swoje nadejście....
Po paru minutach byliście na mostku.- Gdzie kapitan? - zapytałeś.- Nie i w tym problem. - odezwał się kobiecy głos w drzwiach drugiej turbowindy. Odwróciłeś się i zobaczyłeś młodą kadetkę. Jej lekko szpiczaste uszy zdradzały pochodzenie z Vulkany lub... Romulusa.- A pani kim jest?- Elisabeth Moon, chwilowo pierwsza oficer na USS Taurus.- Przecież ja jestem PO. - zaoponowałeś.- Obecnie pan jest kapitanem.- Transportowiec, w którym leciała Brik został zaatakowany w pobliżu granicy z Ferengi. Straciliśmy z nimi kontakt. Mamy go znaleźć. - przekazała rozkazy Moon.
Troszkę histeryczny usmiech wykrzywił mi twarz, ale szybko go opanowałem. Chrząknąłem dla lepszego efektu i powiedziałem: Cała załoga na stanowiska bojowe! Ch'Rak! Zapuść silniki i melduj jak wszystko będzie gotowe..... Moon... znaczy pierwsza, sprawdź czy mamy już wszystko co potrzebne. LeBlanc. Na moją komendę ruszamy....
- Mamy wszystko. - oznajmiła pierwsza.- Jaki kurs, kapitanie? - zapytała Marie.- Yyy... - sam nawet nie wiedziałeś. Z kłopotów wybawiła cię Elisabeth:- Kurs układ Kareno, tam transportowiec został zaatakowany.
- Dzięki pierwszy... układ Kareno LeBlanc - powiedziałem bez cienia wątpliwości po czym wydałem kolejne rozkazy: - Naukowy, dajcie mi wszystko co macie o tym ukłądzie i okolicyach z naciskiem na to co może nam się przydać gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli. Będę u siebie... - po czym skierowałem się do kajuty. Dobrze że nie była na tyle daleko by używać turbowindy, jakoś za nimi nie przepadam od czasu pewnego wypadku, ale mniejsza o to. Kajuta była w tym samym stanie. Porządek był zachowany, to jest to, a przynajmniej został taki głupi nawyk po czasach niewoli kardazjańskiej. Możesz padać z nóg, ale porządek być musi. Rozważając stare czasy otworzyłem barek, no proszę, proszę kogo tu mamy. - powiedziałem patrząc na butelczyny, ale w końcu zamknąłem szafki i podchodząc do replikatora powiedziałem. - Kawa, duża, z kardamonem....
Niedługo dostałeś dane o układzie.Na układ Kareno składało sie słońce oraz trzy skaliste, niezdatne do zamieszkania planety. Przed wojną z Dominium należał do Unii Kardazjańskiej, która miała tam dwie kopalnie. Gdy Dominium wycofało się z alfy układ sprzedano Sojuszowi Ferengi. To były wszystkie interesujące zapisy. Z pozostałego meteorologicznego oraz geologicznego bełkotu wychwyciłeś tylka jedna ważna informację. Między pierwsza, a drugą planetą był duży pas asteroid.
Uśmiechnąłem się do siebie... cóż... zawsze jest gdzie zwiać o ile zaufamy naszej młodej sterniczce. Ale najpierw trzeba tam dotrzeć, może sensory coś wychwycą.... - rozważając dalej otrzymane dane spokojnie popijałem kawę czytając wszystkie dane. Na chwilę przerwałem tylko lekturę by wydać rozkaz: - Pierwszy, poinformujcie mnie gdy będziemy 20 min drogi ot punktu utraty kontaktu.... - rozkazywanie chyba zaczynało wchodzić mi w krew...