Forum › Fandom › Sesje RPG, PBF i inne › Star Trek: PBF PL › PBF - Kragh syn Morga
Kiwnąłem inżynierom głową na pożegnanie i ruszyłem korytarzem do śluzy. Nie było co zwlekać. Praca, którą tutaj wykonywałem była monotonna. Miałem nadzieję, że następne zadanie będą bardziej godne wojownika ... ojciec coś dla mnie znajdzie, tak to sobie tłumaczyłem ... tak musiało się stać ...
Przy śluzie stał ojciec i kilku rosłych Klingonów.- Synu, tu sie rozstajemy. Ja zostanę na Klo'Jadzie i wrócę nim na QunoSa by osobiście przedstawić wydarzenia jakimi byliśmy świadkami. Ty zaś przejdziesz z ochroną do B'Rela zacumowanego przy stacji. KSO nam go wypożyczyło byś bez rozgłosu udał się na czasowy urlop. Musisz poczekać kilka miesięcy, nawet rok nim sie uspokoi byś mógł wrócić do służby Imperium.
Kiwnąłem głową ... ojciec miał rację, widziałem co się stało ... niektórzy mi nie ufali ... chociaż cieszyła mnie reakcja większości oficerów KSO, rozumieli, że może to być duże wzmocnienie taktyczne dla Imperium -Ojcze zamierzam poświęcić swój czas na urlopie ćwicząc. Jeżeli będzie to możliwe, chciałbym żebyś przysłał mi godnego nauczyciela, dyskretnego, takiego któremu można by zaufać. Mam kilka pomysłów, które mógłbym wykorzystać do opracowania lepszego stylu walki bat'lethem, ale przydałaby się doświadczona osoba do pomocy -
- Podeślę ci nawet kilku. Ale... - zamyslił się na chwilę. - Tak, to będzie naprawde dobre. Nauczysz się od niego nie tylko nowych stylów walki... Ale teraz żegnaj, zobaczymy się najszybciej jak się da.Ochrona szczelnie cię zakryła, Morgh specjalnie wybrał wyższych od ciebie, by spotykani po drodze świadkowie mieli utrudnione zadanie. Po wyjściu od razu wsiedliście do turbowindy, która was zabrała nprawie do śluzy z B'Relem. Mineliście tylko kilku swiadków, którzy cię ignorowali, myśląc, że jesteś jakims więzniem.Przy B'Relu stali strażnicy i razem z nimi i ochroną dostałeś sie na pokład. Od razu zauwazyłeś, że to stara konstrukcja, łatana i remontowana. Miała nie wyróżniac się z tłumu i dobrze spełniała to zadanie.- Kapitan okrętu czeka na ciebie. - rzekł jeden z ochrony. - My udamy się do swych kajut.
-Świetnie ... w takim razie udam się na mostek - powiedziałem do nich i ruszyłem korytarzem w stronę mostku okrętu. Przestarzała konstrukcja, jej plan pokładów był wręcz banalny, jednakże w mojej sytuacji wydawał się świetnym wyborem. Trzeba było na jakiś czas zniknąć z oczu wrogom ... zastanawiałem się ile potrwa moje wygnanie, miałem nadzieję, że w miarę szybko uda mi się powrócić do służby Imperium ... i swojemu rodowi ...
Okazało się, że kapitanem był Tor, syn Brahma.- Witaj kuzynie. Zostałem twoim opiekunem i niańką przez najbliższy czas. - uśmiechnął się. - Atak "piratów" dał sporo do myślenia wywiadowi i postanowiono, że jesteś zbyt wazny by umrzeć. Przynajmniej w taki sposób, bo na długie życie nie licz w Imperium takim jak nasze. Strernik! Odcumowac i odlatujemy. a ciebie Kraghu zapraszam na kielich krwawego wina. Ewentualnie na doładowanie. - widać było, że nie jest zachwycony swym nowym zadaniem.
-Dziękuje kuzynie - odparowałem szybko, starając się wyrazić szacunek i wdzięczność -Przykro mi, że odrywam ciebie od ważniejszych zajęć, które mógłbyś wykonywać ku chwale Imperium ... mam nadzieję, że nie zajmie to zbyt wiele czasu .... i, że będzie to warte wszystkiego ... a kielich krwawego wina, brzmi dobrze - przerwałem tutaj na chwilę jakby zastanawiając się nad czymś -Niestety, nie jest mi dane jeszcze się nim rozkoszować. Jak wiesz Borg nie potrzebuje przewodu pokarmowego, a lekarze jeszcze mi go nie przywrócili ... chętnie dotrzymam ci towarzystwa ... a potem udam się na regenerację -Ponownie przerwałem swoją przemowę rozglądając się po okręcie jakby zastanawiając się nad czymś -Później zaś kuzynie, zapraszam ciebie do holodecku ... zabijanie holograficznych przeciwników nie jest zbyt chwalebne, jednakże ... lepsze to niż ... niańczenie -
Wspomnienie o możliwości walki przy twoim boku i byc może chęć poznania kilku nowych ciosów rozchmurzyła oblicze Tora.Pokazał ci twoją kajutę, standartową oficerską, choc odcięta od reszty sttaku nowowmontowanymi drzwiami na korytarzu, przy których stali strażnicy. Nie mieli oni jednak chronić reszty załogi przed tobą, ale ciebie przed ewentualnymi zabójcami.Potem poszliście do holodeku. Tor od razu włączył trudne walki, były tylko o 2 poziomy niższe niż jego zyciowy rekord.
Chwyciłem mocniej bat'leh, spoglądając to na pole walki, to na swojego kuzyna. Teoretycznie było nas dwóch, więc następowała pewna kooperacja z przeciwnikami, nie można było jednak za bardzo liczyć na drugiego wojownika, bo to mogło oznaczać śmierć. Wypuściłem powietrze przygotowując się do walki, oczywiście był to tylko holodek. Brak było prawdziwego wyznania czy honoru w walce z fotonami ... przynajmniej z takimi fotonami, ważne było dla mnie pokazanie się przed kuzynem. Nie wiem czy do końca był przekonany, że to zadanie jest ważne ... jasne wywiad uznał mnie za "dobro", mogli mi zapewnić piękną, honorową śmierć ... przed sobą samym i przed Torem chciałem pokazać, że się nie mylili. Czekałem na pierwszych przeciwników. Wiedziałem, że nie można było przesadzić zarówno z ostrożnością jak i hurraoptymizmem. O wyniku takich walk często decydował refleks i szybkość ... oprócz taktyki. Zamierzałem wykorzystać każdy atut jaki posiadłem ... a gdyby przeciwnicy okazali się naprawdę problemowi, to każdą brudną sztuczkę jaką umiałem ... Miałem też plan, jeżeli przeciwnicy okażą się "prości" zamierzałem podnosić poziom, dopóki mój kuzyn nie odpadnie, potem zamierzałem podnosić poziom, dopóki to samo nie przytrafi się mi ... chciałem zobaczyć ile ewentualnie jestem lepszy od kuzyna ... lub o ile jestem gorszy, jakbym był pierwszym, który odpadnie
Program nie był niańką i od razu zaserwował wam drużyne Jem'Hadar. Działali w parach i usiłowali was flankować i atakowac od tyłu. Rozdzielili was i szybko wykończyli.- Musimy współpracowac kuzynie. - rzekł Tor. - Ostatnio na to naciska KSO w szkoleniu walk. W wojnie z Dominium za dużo naszych poumierało z powodu liczenia tylko na siebie. Dowództwo ma rację, umrzeć w walce bo sie nie myślało to nie honor.
Skinąłem głową -Masz rację kuzynie, w każdym razie, jeżeli chodzi o walkę z tym przeciwnikiem - uśmiechnąłem się lekko. W tym wypadku miał rację, program z pewnością nam nie odpuści -Nie możemy dać się rozdzielić. Musimy uważać na swoje plecy ... proponuję powtórzyć program -
Program ponownie ruszył i Jem'Hadar wypadli zza rogu z hukiem. Znów próbowali was rozdzielić, ale współpracując powaliliście trzech z nich. Czwarty wykorzystał, że Tor dobijał podnoszącego się wroga i odrąbał mu rękę. Oczywiście kończyna została na miejscu, ale komputer sparaliżował ją, że nie mogła byc używana w walce.- Cholera! - zaklął. - Nie wiedziałem, że aż tak dobrzy. Czas ich zabić. Niech pomyslą, że jestem bezużyteczny. - dobył noża. - ZAjmij ich, lewą reką tez mogę walczyć.
Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech, ale natychmiast zniknął. Jem'Hadar byli zbyt dobrzy, aby pozwolić sobie na chwilę nieuwagi. Poza tym plan kuzyna, wydawał się dobry. Wysunąłem się nieznacznie do przodu zasłaniając prawą stronę Tora. To na nią musiałem przede wszystkim uważać, zmieniłem sposób uchwytu bat'lethu ... nie było tutaj czasu, na pokazy ... musiały wystarczyć szybkie, celne, śmiertelne ciosy ... oczywiście z rannym towarzyszem musiałem walczyć rozsądniej ... miałem jednak nadzieję, że tym razem to my będziemy górą ...
Znów zostałeś zaskoczony inteligencją wrogów. Wcale nie zignorowali Tora, gorzej, z całą siłą ruszyli by go zabić. Wykorzystałeś to unikając ciosy żołnierza i wbijając ostrze w twarz.Ostatni Jem'Hadar rzucił się na Tora. Powalił go i przygniótł. Zaczął się z nim tarzać, próbując go udusić. Szło mu całkiem dobrze, ale nagle gwałtownie wyprostował się. Klingon zrucił truchło ze swego ciała i jęknął.- Gdybym był oficerem tej durnej Gwiezdnej Floty to by mnie odwieźli do ambulatorium. Fiu! Dobrzy byli. Szkoda tylko mojej ręki... - zarechotał. - No, czas na nas. Nim dolecimy do celu musimy jeszcze poćwiczyć. Komputer, zakończ program.O dziwo nic sie nie stało. Tor powtórzył rozkaz.- KOMPUTER! DRZWI!!! - ryknął, a w odpowiedzi zmieniła się okolica. Byliście na Ty'Gokor, w Holu Wojowników. Od razu poznałeś to miejsce, gdyż tuż przed tobą stał pomnik Rurika Przeklętego. Nagle jednak ożywił się i warknął:- Jestem Rurik Przeklęty, zwyciężca Zora Fel i wyzwoliciel Vrax! Całe życie walczyłem dla dobra Imperium, ale mnie przeklęto. Teraz zwrócą mi honor, gdy zabiję największe zagrożenie dla mego umiłowanego kraju. Zginies, borgowy odmieńcze. Na nich, dzielni wojownicy.Inne statuły też sie ożywiły i zaczeły zeskakiwać z postumentów, wywijąc bronią. Jednocześnie komputer ze spokojem poinformował:- Zabezpieczenia holodeku zostały wyłaczone.
Nie czekając na nich automatycznie wyrwałem nóż przypięty do mojego boku i rzuciłem nim w stronę najbliższego wroga. Borgowe ulepszenia zapewniały mi pewną przewagę i miałem nadzieję, że trafię w miękką część ciała. O ile to statuły miały taką część ...Syknąłem również w stronę kuzyna-Tor ... wyciągnij nas stąd - Po tych słowach ryknąłem na cały głos -Pojedynek! Jeżeli jesteście Klingonami! Wyzywam was jeden na jednego! Pokażcie, że macie honor! - miałem nadzieję, że zamachowiec, który postanowił wykończyć mnie w ten sposób, nie zdążył zmienić charakteru wojowników i przystaną na taką propozycję. Da to nam czas potrzebny, do wydostania się stąd ... taką miałem przynajmniej nadzieję ...