PBF - Chorąży Mandela

Lot był spokojny, nic go nie zakłóciło. Ciszy na statku też nie, nie licząc jednego wycieku, który został szybko załatany.Wróciliscie do układu Ajala i SB 74.- Tutaj kończy się nasza wspólna przygoda. - rzekł łowca nagród. - Zabierzcie prom i zmykajcie stąd. Ja tymczasem pójdę pogadać z Sholkiem. Cos mi wisi...

Zebrałem podwładnych w hangarze, wsiedliśmy do promu a następnie zamieniliśmy miejsce parkingowe z krypy na stację, oczywiście nie omieszkałem zahaczyć o kontrolę lotów z SB 74 oraz bezpośredniego przełożonego o dalsze instrukcje.

Kontrola lotów kazała wam zgłosić się do szefa stacji.Lądując zauważyłeś Vanguarda, który przebywał w doku. Z zewnątrz wyglądał prawie jak nówka, ale jak pamiętałeś to we wnętrzu były największe zniszczenia.Poczekałeś pare minut przed gabinetem Sholki, gdyz rozmawiał z waszym "wybawcą". Wreszcie mieszaniec wyszedł i uśmiechnął się do was.- Teraz się pożegnamy panowie. Jeśli będziecie się kręcić koło granicy to możliwe, że wpadniecie na mnie lub moich znajomych. To juz od was bedzie zależeć czy przyznacie się do znajomości ze mną. A, zapomniałem... Nazywają mnie Shelby, Stalowy Rzeźnik Shelby...Pogwizdując wszedł do turbowindy i zniknął wam z oczu.Wy tymczasem zostaliście wezwani do admirała.- Widzę, że nawet w najprostszej misji znajdą się problemy. - rzekł do was. - Chcę wiedziec co do cholery się stało na tej planecie?

Przez chwilę zastanawiałem się czy gdzieś wcześniej nie słyszałem o tym osobniku, z zamyślenia wyrwało mnie pytanie admirała. Postarałem się odpowiedzieć na nie jak najbardziej szczegółowo podpierając się wiedzą podwładnych, dość często zwracałem się do kadetów by wyjaśniali poszczególne kwestie związane z pobytem w podziemiach

Admirał był bardzo zdziwiony jak pod nosem od tylu lat miał takie potencjalne wykopaliska archeologiczne. Pochwalił tez sposób twego postepowania i podwładnych, choć zganił Pisę i jej kolegę, że nie powinni bez powiadomienia innych zapuszczać się tak długo w podziemia.- Dobrze, planeta zajmie się jakiś nasz statek naukowy i wyprawa. Zresztą naukowców nam nie brakuje. Problem jest inny, Borg. Znacie juz wynik bitwy o Alfa Centauri, stracilismy tak sporo statków i załóg, ale najgorsze jest to, ze Borg przeprowadził udana asymilacje ładnegi kawałka Federacji. Juz dostałem od przełożonych rozkaz by praktycznie wszystkie Nebule odwołać z misji, nawet te u Romulan. Maja mi dosłać Oberthy i kilka Nóv, ale to juz nie bedzie to samo. Będzie nam brakować miejsc na badania i komputerów do analiz. Dlatego tez podjąłem decyzję by Vanguarda szybciej wypuścić z doku. Nie jest jeszcze gotowy do samodzielnych misji, ale posłuży jako transport próbek. Mechanicy dokończa najpotrzebniejsze naprawy kanałów energetycznych, resztą zajma się w drodze. Jutro wieczorem lub najpóźniej pojutrze rano wyruszy pan na ziemie Romulańskie.

Liczyłem na ostrzejszy ton pod naszym adresem a tym bardziej byłem zdziwiony pochwałą, w sumie nie miałem nic do zarzucenia Pisie i drugiemu kadetowi, sam bym tak postąpił więc byłoby to hipokryzją z mojej strony gdybym robił im wyrzuty z tego powodu, choć z drugiej strony obowiązkiem kapitana jest aby zawsze i wszędzie wiedział co robią jego podwładni a obowiązkiem podwładnego jest o wszystkim informować przełożonego w rozsądnych interwałach czasowych. Kadeci przeprosili za swoje zachowanie. Gdy admirał wspomniał o ziemiach Romulańskich byłem ciekaw jak to będzie, choć miałem już niejako styczność z kadrą Romulańską i ich flotą teraz będzie to wyglądało odrobinę inaczej.- Jakiego rodzaju będą to próbki??

- Głównie roslinnne i zwierzęce. Nic szczególnego, ale jak nie mamy dostępnych Nebul to komputery Nóv i Obertów za długo by je analizowały. Te na stacji zajma sie nimi o wiele szybciej.

- Rozumiem, jeśli to już wszystko Pan admirał pozwoli abym się razem z kadetami odmeldował

- Dobrze. Macie wolne jutro do 18.00, potem zobaczymy czy Vanguard nadaje się do lotu do Romulan.

- Tak jest, odmeldowuje się - i wyszliśmyGdy drzwi pokoju zamknęły się, zwróciłem się do kadetów - Do wyznaczonej godziny macie wolne, tylko stawić mi się ciut wcześniej, nie będę miał nikomu za złe jak zamiast wypoczywać stawi się na swoich posterunkach na Vanguardzie.- Tak jest - odparli chórem- Rozejść sięSam udałem najpierw odświeżyć się a później coś zjeść. Wybrałem miejsce które już znam. Zamówiłem coś niezbyt wykwintnego, jadłem powoli, każdy kęs dość długo przeżuwałem, nie wiem czy aby wyczuć każdą subtelność potrawy czy po prostu tego właśnie było mi trzeba. Gdy tak jadłem naszła mnie ochota aby skorzystać z holodeku. Podszedłem do barmana i spytałem o rozmieszenie tychże pomieszczeń na stacji.

Bar był placówką Federacji, więc holodeki były za darmo. Niestety wszystkie były zajęte.- Przez tego Borga każdy tylko ćwiczy strzelanie. Musiałem zamówić nowe programy wojenne. - wyjśnił.Na szczęście poszukał wolnego na stacji i znalazł mały na pokładzie 14.- Jeśli pan jest zainteresowany to proszę tam iść. Tylko nic na walkę z Borgiem już niemam.

- Interesuje mnie zupełnie coś innego - odparłemBarman spojrzał na mnie ze zdziwieniem na moją odpowiedź, trochę speszyłem się dlatego zaraz dodałem - ja przygotowuje się w zupełnie inny sposób, do walki - i poszedłemNie potrzebowałem dużo miejsca, chciałem pobyć sam na sam ze sobą, tylko ja i góra.Gdy dotarłem na miejsce poleciłem komputerowi wygenerowanie szczytu góry McKinley. Widok był niesamowity, światło słoneczne rozszczepiające się na wierzchołkach sąsiednich wzniesień, lodowo-śnieżna pustka, wycie wiatru i poza nim cisza. Kojące i niepokojące a jakże znajome. Spędziłem tam tylko kilka minut, więcej nie dałem rady, ubrany tylko w mundur floty który stanowił mizerną ochronę przed zimnem i wiatrem, natura szybko dała o sobie znać. Cóż zapomniałem dodać komputerowi iż chodzi mi górę McKinley ale w środku lata a nie zimy. Chciałem tam wrócić ale zdrowy rozsądek kazał odpuścić sobie. Udałem się do doków tam gdzie znajdował się Vanguard. Chciałem zobaczyć w jakim jest stanie i jak załoga.

Teleportowałeś się do doku, gdzie był Vanguard. Musiałeś użyć towarowego, gdyż osobowe były wyłączone.Kadet obsługujący urządzenie trochę się zdziwił, że nie jesteś skrzynką z narzędziami, tak samo jak kilku inżynierów czekających na nie.- Co do... - zaklął kadet i podskoczył. - Kapitan Mandela! Witam na pokładzie Vanguarda.- jaki tam kapitan. - mruknął Bolianin. - Toż to chorąży...

Przymknąłem oko na ta małą niesubordynację bo i jak tu wytknąć błąd Szefowi sokoro oba tytuły były właściwie w użyciu.- Jak tam dziecinka, zdrowa czy jeszcze trochę choruje, mam nadzieję iż niedługo jej to przejdzie - zwróciłem się do bolianina

Uśmiechnął się.- Powiedzmy tak. Replikator przemysłowy na stacji chyba się zapluje replikowanymi częściami, bo coś wolniej ostatnio działa. Po prostu większość elektroniki i przewodów poszło w diabły i to na dobre. Aż dziwię się, że na tak uszkodzonych zapasowych tu dolecieli... Na razie wymienilismy większość najważniejszych rzeczy, Sholko dorzucił nam kilka drużyn weteranów kanałów Jeffriesa, więc do jutra wieczorem będzie na chodzie. Ale co do reszty... Prosze zapomnieć o wygodach typu holodek czy replikatory w kajutach. Będziemy obżerac się żarciem w starych, dobrych puszkach lub żelazne rację pójdą w ruch. Wiem, że wydaje się dziwne co ma replikator serwujacy kawę do EPSów, ale nastapiło pełno przepięć, no i wygody poszły...