Forum › Fandom › Sesje RPG, PBF i inne › Star Trek: PBF PL › PBF - Chorąży Mandela
Gdy szedłem do mojej kajuty poczułem i usłyszłem głosne burczenie mojego żołądka. Fakt nie wiele jem ale bez jedzenia przeżyć się nie da toteż udałem się do mesy aby zaspokoić swój głód i uzupełnić niedobór płynów. Po drodze zastanawiałem się może w mesie uda się coś podsłuchać o dzisiejszej akcji. Rozmyślając o tym dotarłem do mesy, rozejrzałem się po pomieszczeniu poczym podszedłem do replikatora zamówiłem trochę ryżu i i sałatkę z jarzyn poczym wyszukałem wolne miejsce zacząłem powoli zabierać się do jedzenia posiłku.
W jadalni bylo dosyć tloczno. Wszystkie stoły, oprócz twojego były zajęte. Przy twoim siedział starszy Romulanin i bez słowa zajadał jakąś pieczeń, co pewien czas łypając na ciebie okiem.Wsłuchałeś się w rozmowy. Żołnierze i marynarze rozmawiali o rodzinie, narzeczonych, nawale roboty. Niestety nikt ani słowa nie wspomniał o incydencie.Gdy byłes już w połowie posiłku do mesy weszli dwaj trilscy kadeci. Jeszcze nie wiedzieli, że będziesz w przyszłości ich dowódcą, więc odnosili się do ciebie jak do kolegi.- Cześć! - rzekł jeden z nich siadając. - Słyszałeś o dzisiejszym numerze? Admirał Braden przejął 3 pirackie okręty, co atakowały nasz transportwiec. Nie spodziewałem się, że Romulanie kiesyś nam będą w czyms takim pomagać.- Czasy się zmieniają, a my wraz z nimi. - rzekł Romulanin. - Przez 20 lat uczono mnie jak podżynać gardła ludziom i ich sojusznikom. Mój dziadek brał udział w Incydencie Tomed i osobiście zniszczył 3 wasze statki. A teraz ja, 70 lat później, spokojnie jem sobie kolację w waszym towarzystwie.
- Witam - doparłem, cierpliwie wysluchałem jego jazgotania, chyba robię się stary bo naprawdę pamiętam dokładnie jak sam się tak zachowywałem parę lat wcześniej ale teraz akurat bardzo mi to przeszkadzało. Co w tym dziwnego że Braden przejał 3 pirackie okręty, taka flota bez trudu poradziłaby sobie z lepszym i barziej niebezpiecznym przeciwnikiem ale cóż. Gdy Romulanin wtrącił się do rozmowy lekko mnie to zaskoczyło, widać napawdę oni się zmieniają i to nie tylko ich polityka ale również sami "ludzie", no cóż wszytsko idzie do przodu, tylko ciekawe jak długo będa tak mili wobec nas, pewnie jak znajdą lepszego alianta wypna się na federację, ano nic nie jest wieczne.- Jak każdy z naszych ojców, dziadków i pradziadków którzy służyli we flocie, toczylismy ze sobą boje lecz to już rozdział zamknięty, popełniliśmy błędy ale trzeba o tym zapomnieć i budować lepszy wszechświat razem - odparłem na tekst romulanina, akcentując słowo razem.
- Fajny tekst. Który z admirałów na emeryturze uczy tego w Akademii? A wojna była tylko jedna, później to tylko "nieporozumienia" jak mawiają politycy. Niestety muszę już iść, ale coś wam jeszcze powiem. Nie gadajcie na lewo i prawo co widzieliście na tym okręcie. I tak nie przekażecie żadnych rewelacji. Gdyby tu były jakieś tajemnice to nigdy byście D'deridexem nie lecieli, chyba że w celi. A Tal Shiar przy granicy ma wiele oczu i uszu i na pewno będą sprawdzać, co zrobicie. Znacie ten dowcip? Szef Sekcji 31 zszedł na najnizszym poziom swego bunkra na Andorze, zamknął się w największej szafie pancernej i kichnął, a następnego dnia Pretor wezwał federacyjnego ambasadora i zauważyl, że niespodziewana choroba Szefa Sekcji może skomplikowac relacje między naszymi pańswami. Życzę powodzenia na Vanguardzie. - Romulanin wstał i opuścił pomieszczenie.
- Żaden, chyba że był to taki co za dużo wypił i mu się tak to wymskęło - nie było to kulturalne wyjście ale cóż ostatnimi czasy nie bardzo mnie bawią jakiekolwiek dowcipy - ja również - rzuciłem na dowidzenia. Jednostka USS Vanguard klasy Nova wsam raz jak dla mnie, badawcza plus małe uzbrojenie i cóż chcieć więcej. Tylko latać od układu do układu i odkrywać to co inni pomineli. W tym miłym nastroju pożegnałem się z trillami i udałem do kwatery na spoczynek.
Kolejne dni wyglądały podobne. Poranna pobudka, straż przed jakimiś drzwiami, posiłek w mesie i capstrzyk.Wreszcie po 4 dniach zostałeś wezwany do admirała.
Nareszcie coś innego niż pilnowanie jakichś tam drzwi, nawet jeśli są to drzwi do celi, może być nawet opieprz od przełożonego choć nie bardzo mi się uśmiecha wysłuchiwać jego narzekań - powiedziałem sobie w duchu. Podszedłem do lustra, poprawiłem mundur i udałem się do admirała. Przed drzwiami jego kwatery postawiłem sobie pytanie czego ode mnie może chcieć ten gość i dotknałem panelu przed drzwiami. Gdy usłyszałem wejść, przestąpiłem próg pomieszczenia i powiedziałem- Chorąży Mandela melduje się, Pan admirał chciał mnie widzieć
Zauważyłeś, że w pomieszczeniu byli już pozostali kadeci, którzy zostali zabrani z Ziemi.- To chyba wszyscy. - mruknął admirał. - Panowie, za 3 godziny wejdziemy do układu Draken. Ponieważ mam osobiste sprawy na planecie IRS Dvariab wejdzie na orbitę planety. Przygotujcie się do opuszczenia jednostki. Możecie odmaszerować.
- Tak jest - odparliśmy, choć zastanawiałem co na nas będzie tam czekało i opuściliśmy pomieszczenie. Udałem się od razu do mojej kajuty aby spakować się i przygotować na opuszczenie okrętu i transport na powierzchnię planety.
Potężny okręt wszedł na orbitę i przycumował do stacji. Oprócz was na stację zszedł admirał i jego ochrona. Od razu skierowali się w kierunku kwater prywatnych.Do was podszedł chorąży z paddem i zapytał:- Kolejni na Vanguarda? Rzeczy zanieście na pokład. Śluza 12.
- Właściwie to nie wiem, nie wiem nawet na jakim stanowisku mam służyć na Vanguardzie, jakiekolwiek wskazówki mile widziane - odparłem, czekając na odpowiedź która przybliżyłaby mnie do pytania jakie sobie zadaję, po co właściwie tu jestem??
- Jak się nazywacie?- Chorąży Mandela.- No to jesteście kapitanem Vanguarda. Resztę załatwiajcie z dowódcą stacji. Ja muszę spadać. - szybko sie ulotnił.
Gdy to usłyszałem lekko mnie zamurowało, no dobra chciałem tego ale nie spodziewałem się że nastąpi to tak szybko, zacząłem podejrzewać że to jakiś żart, aby upewnić się w 100% udałem się do dowódcy stacji. Zrobiłem dwa kroki poczym stanąłem, chce iść dokądś ale nie wiem gdzie to jest. POszukałem najbliższego panelu do którego miałbym dostęp i spróbowałem wydusić położenie pokoju dowódcy.
Gdy to robiłeś, koledzy spoglądali na ciebie z ukosa.- Spadamy. -rzekł ktoś i zostałeś sam.Konsola, po uzyskaniu autoryzacji, poinformowała cię, że dowódca stacji, admirał Galt, znajduje się w barze na pokładzie 5.