Forum › Fantastyka › Inne sci-fi i pozostałe gatunki › Najgorsza Ekranizacja SF/F
Chyba testujemy cierpliwość Piotra 😉
Gdyby pierwsza wersja mogła trwać tyle samo czasy byłaby lepsza. Jednak wystarczyło tego na przedstawienie najważniejszego wątku powieści a o to chodziło.
Polemizowałbym. Wydaje mi się, że dla osoby nie znającej papierowego pierwowzoru film będzie zupełnie niezrozumiały przez pocięcie wątków. Z resztą dwójka znajomych, którzy Herberta nie czytali określili Diunę jako "najgorszy film Lyncha jaki widzieli"
To nie oftop, dyskutujemy o filmie, który niektórzy spośród nas traktują jako bardzo złą ekranizację, a inni nie. Ten temat miał być przecież miejscem także na dyskusję, nie tylko na serię wyliczanek ("moim zdaniem złymi ekranizacjami były:..." i trzy strony takich postów). Chyba, że źle odczytuję intencje jego założyciela.Moim zdaniem Diuna Lyncha jest złym filmem nie ze względu na odejścia od powieści. Na tym polu można się oczywiście czepić 10 000 rzeczy (poczynając od tego, że Paul ma czarne włosy a Feyd jasne (dokładnie odwrotnie niż u Herberta), a grajacy ich aktorzy raczej nie mieli wtedy po pietnaście lat. Tyle, że według mnie właśnie w takich m.in. rzeczach jest miejsce na wizję rezysera. W takich i wielu innych, bo ekranizacja właśnie powinna wnosić coś wiecej. Po co powtarzać to, co już powiedział powieściopisarz? To już wszyscy, którzy mieli się tego dowiedzieć wiedzą. Zaś film to właśnie ma być sposób na przekazanie tej wartości dodanej, tego czegoś więcej.A Diuna Lyncha niczego nie wnosi, to mój zarzut numer jeden. Scena za sceną, postacie z powieści wygłaszają dialogi z książki. Oczywiście częsci ze scen nie ma, w pewnym momencie nawet zacząłem sobie w duchu obstawiać, czy coś będzie, czy nie. Ale to co jest, jest przepisane. Niechlujnie przepisane.I tu mój zarzut numer dwa - nad tym filmem najwyraźniej nikt nie panował. Jest niechlujny, jakby posklejany ze strzępów taśmy. Widać wyraźnie, że Lynch nie miał serca do tej pracy, mam wrażenie że siedząc na planie coraz to spogladał na zegarek, wypatrując końca dnia pracy. "Co ma być, to będzie, najwyrzej powie się, że to tak miało być". O Stanisławie Barei mówiono, ze kręciłby wspaniałe filmy, może najlepsze w Europie, gdyby jeszcze tylko zatrudniał do nich rezysera. To co u nas było ciepłym żartem, w wypadku "Diuny" jest faktem.
O Barei wara. 😉 Akurat uważam, że kręcił bardzo dobre komedie. Nie tak dawno znów chętnie obejrzałem Zmienników i Alternatywy. Chociaż oglądałem je na tyle dawno, że mniej odbiegały od ówczesnej rzeczywistości niż teraz, ale nadal zdarzają się takie domy jak w Alternatywach. Jak dla mnie polskie komedie są świetne. Oczywiście nie wszystkie. Lubię oglądać przedwojenne kino polskie. Oglądałem na przykład wszystkie możliwe wersje "Trędowatej" i moim zdaniem im nowsza tym gorsza. A jeśli chodzi o przedwojenne kino, to filmy były śmieszniejsze niż teraz. I nie chodzi tu o język a o humor słowny i sytuacyjny. Jak ktoś nie wierzy to często można popatrzeć na Kino Polska na przedwijenne filmy. Po wojnie im bliżej naszego czasu tym komedie gorsze. A najgorszą chyba jest Nikoś Dyzma. Tym bardziej, że pierwowzór komedią nie był. Mogę na okrągło oglądać "Samych swoich" czy "Jak rozpętałem...", nie wspomnę już o filmach z Dymszą, ale nawet raz nie mogłem się zmusić do obejrzenia Nikosia do końca, czy też paru innych komedii z popularnymi obecnie aktorami. Za najdenniejsze komedie uważam "Kiepskich" (faktycznie są bardziej niż kiepscy), "13 posterunek" i jeszcze parę, których tytułów nawet nie pamiętam. Za to znów oglądałem z chęcią "Czterdziestolatka".
Nareszcie ktoś, kto równie jak ja nie trawi "Kiepskich" i temu [podobnych tandetnych produkcji. Zwykle, gdy mówię, że tego nie znoszę, ludzie patrzą na mnie, jakbym poszargała świętości.
Przecież te "komediowe seriale" to straszna kapa. A "Czterdziestolatek" trzyma formę od lat 🙂
"Czterdziestolatek" to wartośc nieprzemijająca - mówię oczywiście o orygunalnym serialu, bo "doróbka" była kiepska. Kiedyś umieliśmy kręcić naprawdę dobre seriale. Co się stało, że ostatnio stawiamy na tandetę, a im gorsza, tym bardziej pożądana?
Cóż, zmieniły się priorytety rodaków. Do tego średnia wykształcenia raczej opada niż rośnie (a nie chodzi mi o zdobywanie dyplomów).
Akurat kiepscy są wporzo 13 posterunek faktycznie do bani bodajże jeden śmieszny odcinek tego oglądałem.
Poza tym przesadzacie z tą celebracją 40 latka to nie jest aż tak śmieszny serial. Jeśli chodzi o wykształcenie teraz a za komuny to nie ma porównania. Co to w ogóle za tekst!?:)))
Akurat kiepscy są wporzo 13 posterunek faktycznie do bani bodajże jeden śmieszny odcinek tego oglądałem.
Poza tym przesadzacie z tą celebracją 40 latka to nie jest aż tak śmieszny serial. Jeśli chodzi o wykształcenie teraz a za komuny to nie ma porównania. Co to w ogóle za tekst!?:)))
"Kiepscy" to dobry tytuł, bo i sam serial kiepski. Wybacz, ale gdy słucham bełkotu, jaki leci podczas emisji tego cuda, to czuję wyłącznie politowanie. Tak dla aktorów, którzy w końcu muszą zarobić, jak i dla całej reszty.
A co do wykształcenia za komuny - to to był jeden z jej plusów, bo pomijając historię, wszystkie inne nauki stały na dobrym poziomie, a szkoły i studia były dostępne dla wszystkich. I dzieci nie mdlały wtedy z głodu na lekcjach, co Ty pewnie uważasz za szczegół bez znaczenia.
...szkoły i studia były dostępne dla wszystkich
Y... Chyba właśnie nie, premiowane były dzieci pochodzące z rodzin robotniczych. To teraz masz studia dostępne dla wszystkich bez wyjątku, bez patrzenia na pochodzenie. I dostać się dużo łatwiej (np. Politechnika Gdańska - ciągle mają ok. 300 miejsc wolnych).
Nie chodziło mi o poziom w szkołach tylko o to że za komuny prawie nikt na studia nie szedł bo i po co. Wiele osób poprzestawało na szkole podstawowej, więc nie mów mi tu o poziomie wykształcenia ludzi z komuny, bo średnio był dużo dużo gorszy. Kiepscy są fajni bo to typowa polska rodzina z bloków, takich ludzi jest pełno, ten serial jest realny nie tak jak większość komedii zerżniętych z zachodu. Oczywiście nie da się tego oglądać non stop ale sporo odcinków jest naprawdę śmiesznych.
Zastanów się lepiej, co piszesz - prawie nikt na studia nie szedł, więc skąd taka rzesza ludzi, wykształconych za komuny, nawet na profesorów? I jest pewna różnica - jeśli wtedy ktos poprzestawał na szkole podstawowej, to dlatego, bo chciał. Jesli poprzestaje teraz, to dlatego, bo musi. Czaisz baze?
Profesorów w tym kraju jest bardzo mało, doktorów też, ciągle mamy ogromny nie dobór szczególnie w tym pierwszym, nie wiem o jakich rzeszach mówisz. Najwięksi idioci, którzy chodzili ze mną do podstawówki idą teraz na studia(nic wielkiego rzecz jasna) także to tylko kwestia chęci i własnej pracy. Poza tym jakie znaczenie mają intencje w tej kwestii? Musi czy nie musi co to ma do wykreślania średniego poziomu wykształcenia.
Co ty wygadujesz? Profesorów mamy od jasnej... a doktorów wykształciliśmy ile wlezie, tylko tyle, że pouciekali, bo nie umieliśmy o nich zadbać. Juz Ty nie narzekaj na poziom polskiej nauki, bo chyba nie bardzo wiesz, o czym piszesz.Poza tym jeszcze chwikla, a włączy się Piotr i nas oboje zesobaczy na perłowo ze szlaczkiem, bo zrobiliśmy durny offtopic. To miało być o ekranizacjach SF, nie o polskich naukowcach bądź nieukach.