Forum › Fandom › Opowiadania › Cykle opowiadań › Narneńska Sekcja Nowych Technologii
Autor: Grzegorz "Coen" Skowyra
Cykl: Narneńska Sekcja Nowych Technologii
Tytuł: Pierwsza Akcja
Uniwersum: Babylon 5
Strona domowa: http://www.nsnt.republika.pl/index.html
Warunki prawne: Opowiadanie może być rozpowszechniane bez zgody autora tak długo jak nie pobiera się za to żadnych opłat ani nie ponosi innych korzyści materialnych.
Układ Paratse w sektorze 16-92-14 leżący na 'północnej' granicy terytorium Republiki Centauri nie miał praktycznie żadnego znaczenia. Zaledwie trzy planety , żadna nie większa od ziemskiego księżyca krążyły wokół martwej od kilkunastu milionów lat gwiazdy. Astronomiczne niemal pola asteroid, skrytych w błękitnym pyle - pozostałości po starej mgławicy - nie zawierały żadnych wartościowych surowców, były jedynie zbitką lodowo-kamiennych brył. Z tego też powodu sektor ten był patrolowany przez flotę Republiki zaledwie raz na kilkanaście miesięcy. I teraz właśnie nadszedł czas kolejnej inspekcji. Z pomarańczowego wiru niedaleko od jednej z ławic asteroid wyskoczył krążownik klasy Primus w eskorcie dwóch niszczycieli klasy Vorchan. Była to standardowa, graniczna grupa patrolowa.
Sto lat temu Primusy były na tyle nowoczesne iż bez problemu mogły same prowadzić patrole, na podobnej zasadzie co minbarskie Sharliny, jednak te czasy minęły bezpowrotnie. Dowódca krążownika z nostalgia wspominał czasy, kiedy to Republika atakowała kogo popadło i wygrywała na wszystkich frontach. A teraz ograniczała się do patroli takich nic nieznaczących kup gruzu.
- Oddałbym butelkę najprzedniejszego brivari za jakąś wojnę - powiedział posępnie nie zastanawiając się nawet, czy ktoś z załogi go usłyszy czy nie. Byli to głownie starzy żołnierze, niektórzy jeszcze starsi od niego, i równie znudzeni monotonią służby. A przecież wokół tyle się działo. Sojusz Ziemski kilka lat temu skończył wojnę z Federacją Minbarską, Drazi znowu wznowili projekt okrętu z silnikami skokowymi, no i ciągle pozostawali ci po trzykroć przeklęci Narnowie. A tymczasem Cesarz żadnej nowej wojny wszcząć nie kazał i flota Republiki starzała się i gnuśniała z roku na rok. Kapitan westchnął:
- No żeby chociaż jacyś piraci.
Stare ziemskie przysłowie mówiło jednak ';uważaj czego sobie życzysz, bo może się to spełnić'. Centauri nie wiedzieli bowiem, iż od początku byli obserwowani. Jasnowłosy, ubrany na czarno mężczyzna patrzył uważnie na spory ekran na przodzie mostka. Jego mundur nie miał żadnych oznaczeń, tak samo jak i mundury dwojga innych osób operujących przy konsolach bliżej ekranu. Jasnowłosy nacisną przycisk na oparciu fotela:
- Dowódca do floty - rzucił w eter na kierowanej, bezpośredniej transmisji - grupa pierwsza, waszym celem jest lewy niszczyciel. Ga'Dook skacz razem z nimi i natychmiast zacznij zagłuszać wszystkie częstotliwości - kiedy tylko otrzymał potwierdzenie otrzymania rozkazów wydał najważniejszą z komend - skok.
Dowódca Primusa miał już tego dosyć. Ziewnął przeciągle, po czym wstał z fotela
- Idę na kolacje - oznajmił ruszając do drzwi - tu i tak nic się nie wydarzy.
I wszechświat postanowił spełnić jego wcześniejsze życzenie.
- Kapitanie - krzyknął nagle taktyczny - tuż koło nas otwiera się punkt skoku!
- Co?! - odkrzykną mu kapitan, więcej niż zaskoczony i ruszył biegiem w stronę stanowiska taktycznego. Zdążył, żeby zobaczyć jak trzy narneńskie Th'Nory, koncentrując ostrzał w jednym punkcie, pozbawiły Vorchana głównego uzbrojenia. 'Czy to możliwe?' pomyślał stary żołnierz patrząc w ekran 'Reżim nas zaatakował?! Czyżby miała być w końcu jakaś wojna?'
A sekundy mijały...
Kapitan drugiego niszczyciela był jednak młodszy i bardziej. Wydał rozkaz do zwrotu i ostrzelania atakujących lekkich krążowników. Jednak nim zdążył oddać choć jeden strzał tuż nad nim z punktu skokowego wyskoczył kolejny narneński okręt, tym razem ciężki krążownik klasy G'Quan i zaczął strzelać do Primusa. Tyle, że jakąś pojedynczą zieloną wiązką, która przebijała pancerz lotniskowca jakby był z papieru. To jednak teraz miało dla dowódcy Vorchana drugorzędne znaczenie, był pod G'Quanem, a jak wywiad donosił one mogły strzelać z głównych laserów tylko do przodu. Co prawda miał on jeszcze działa pulsacyjne na kilu, ale nie miały one takiej mocy.
Wywiad był takim kłamcą.
Czerwona wiązka lasera uderzając nieomal pionowo w dół trafiła Vorchana w mostek nim ten zdarzył oddać swoją salwę poczym orząc poszycie przesunęła się w bok w stronę rufy, natomiast salwa z dział pulsowych przebiła poszycie tylnej części niszcząc układ podtrzymania życia.
- Primus i prawy Vorchan unieszkodliwione - zakomunikowała ciemnowłosa kobieta przy prawej konsoli - ale wiązka tnąca wysiadła.
- Zanotować czas przez jaki działała - odparł jej jasnowłosy - jaki jest stan drugiego niszczyciela?
- Główne uzbrojenie zniszczone, podobnie jak część lekkiego, liczne uszkodzenia poszycia... odskakuje i zbiera energie do otwarcia punktu skoku.
- Kurs przechwytujący, strzelać kiedy będziemy w zasięgu ognia z głównych dział.
- Tak jest.
Zaskakująco zgrabnie jak na prawie półtora kilometrowy okręt, ciężki krążownik wykonał zwrot w stronę uciekającego niszczyciela i wystrzelił z laserów. Dwie czerwone wiązki trafiły niszczyciel tuż za dziobem i powoli zaczęły przesuwać się w stronę rufy krojąc niespełna trzy metrowy pancerz jak rozgrzany nóż kroi masło. Kiedy drugi z promieni liznął reaktor niszczyciel znikną w chmurze ognia. Bitwa była zakończona, żaden z narneńskich okrętów nie został uszkodzony, jedynie Th'Nory z pierwszej grupy zostały kilka razy trafione z lekkich działek niszczycieli. Ale to mogło jedynie zdrapać farbę z poszycia.
- Dowódca do Ga'Ala - mężczyzna dowodzący całą operacją ponownie rzucił w eter - wchodźcie i przejmijcie Primusa. Pierwsza grupa niech przeczesuje cały teren oraz zabierze nasze czujniki z asteroid. Ga'Dook, kontynuujcie zagłuszanie na wypadek jakby została tu jakaś boja komunikacyjna.
Z głośnika posypały się potwierdzenia rozkazów zaś z hiperprzestrzeni wyskoczył kolejny narneński okręt, tym razem krążownik szturmowy klasy T'Loth i na pełnej mocy cztery silników jonowych zaczął się zbliżać do unieruchomionego lotniskowca. Na jego pokładzie cztery tysiące żołnierzy szykowało się do przejęcia wrogiego okrętu nim załoga zdąży go zniszczyć.
- Ga'Al rozpoczyna abordaż - zakomunikowała kobieta.
- Dobrze - odparł jej dowódca - mamy sześć godzin nim zdąży tu przybyć najbliższy centauryjski statek, powinniśmy zdążyć. Sternik, podprowadź nas pod tego uszkodzonego Vorchana i zadokuj.
- Tak jest - odparł młody narneńczyk, jasnowłosy zaś nacisnął przycisk interkomu
- Uwaga żołnierze - powiedział - przygotować się do abordażu, spróbujemy przejąć uszkodzonego Vorchana.
Kiedy to mówił ogromny okręt ustawił się przy niszczycielu i oba okręty połączyła hermetyczna śluza. I chwilę potem walka się zaczęła.
Kilkadziesiąt minut później było już po wszystkim.
- Ta'Rok do dowódcy - dobiegło z głośnika na mostku G'Quana - zabezpieczyliśmy oba okręty. Primus może poruszać się sam, ale Vorchan nie jest do tego zdolny.
- Rozumiem - odparł mu człowiek, poczym zmienił ustawienie przycisków - niech dwa Th'Nory połączą się z Vorchanem i odholują go w hiperprzestrzeń. Skaczemy za 5 minut. Aha, Ta'Rok...
- Tak dowódco?
- Ciała centauryjczyków wyrzucisz jak będziemy w hiperprzestrzeni, nie chce aby je odnaleziono.
- Rozumiem, a ci co się poddali?
- Powtarzam, ciała wyrzucisz w hiperprzestrzeni - po tym krótkim rozkazie w eterze panowała cisza poczym dobiegło z głośnika krótkie:
- Tak jest.
Jasnowłosy pokiwał głową. Ten stary narneński żołnierz był dobry w tym co robi, mówił głośno jeśli dowódca popełniał błąd, przez co poza NSNT nie mógł się wybić, ale tu rozwinął skrzydła i jego wiedza została należycie doceniona. Dowódca przeczesał włosy rękami. Wszystko wskazywało na to, iż misja się powiedzie, wolał jednak nie zakładać tego przed dotarciem do bazy. Obserwował więc jak dwa krążowniki brały niszczyciel 'pod skrzydła'. - Wszystkie okręty zabezpieczone - powiedziała kobieta odczytując dane z sensorów:
- W porządku pani Natias - odparł jej mężczyzna - nadać sygnał do skoku.
Mówiąc to nacisną jeden z przycisków i z G'Quana wypadł podłużny, długi na kilka metrów szary przedmiot, po czym ogromny krążownik wskoczył w hiperprzestrzeń. Osiem minut później układem Paratse wstrząsnęła pięćset megatonowa eksplozja zacierając wszystkie ślady...
- Nate - usłyszał cichy, dobrze mu znany kobiecy głos. Odwrócił się płynnie w stronę drzwi i popatrzyła na unoszącą się w nieważkości porucznik Natias
- Tak Valkirio? Coś się stało? - odbił się od swojego łóżka i popłyną w jej stronę. Kobieta zapierając się o framugę weszła do środka.
- Dzisiaj jest szósta rocznica - powiedziała cicho. Komandor Tadeus-Natan Trotyl zrozumiał od razu o co chodzi. Bez słowa przyciągną ją do siebie i przytulił mocno. Kobieta wtuliła się w niego mocno starając się znaleźć ukojenie. Znaleźć zapomnienie. Dokładnie bowiem sześć lat temu w czasie wojny Sharlin uszkodził jej myśliwiec i zostawił, aby zginęła sama w czarnej pustce jaką naprawdę był kosmos. Przez trzydzieści sześć godzin wisiała w próżni wiedząc iż żaden ziemski okręt nie przybędzie jej z pomocą, że front jest daleko stąd. Półtora dnia to niby niedużo, ale kiedy jesteś sam i wypatrujesz śmierci to jest to wieczność, a raczej prawie sto trzydzieści tysięcy wieczności gdyż każda sekunda ciągnie się niemiłosiernie. Na jej szczęście właśnie te trasę obrał kapitan narneńskiego statku zwiadowczego i ryzykując życiem załogi postanowił ją uratować. Takich jak ona w Siłach Zbrojnych Sojuszu Ziemskiego były tysiące, wielu jednak zapomniało o swoim długu wobec Reżimu kiedy część członków Kha'Ri podjęła głupią i brzemienną w skutkach decyzję o zajęciu kilku ziemskich planet. Niektórzy jednak tak jak Natan i Valkiria wybaczyło to Narnom i nadal uważało, iż ma wobec nich dług za to, że uratowali im życie. I dlatego teraz pomagali im, głownie służąc w Narneńskiej Sekcji Nowych Technologii. Kilka lat temu była to mała, nie dofinansowana komórka wywiadu jednak od kiedy Trotyl przejął w niej dowództwo zaczęła odnosić pierwsze sukcesy. Największy z nich podróżował właśnie koło ich okrętu.
Kilka dni później w nie oznakowanym punkcie pustej przestrzeni między układami gwiezdnymi otworzył się punkt skoku i wyszły z niego wszystkie okręty wraz ze zdobycznymi jednostkami centauri.
- Komandor Trotyl do bazy - powiedział Nate - kod identyfikacyjny 0-4-5-7-2-4-3-9-7-2.
- Kod i głos potwierdzony - padło z głośnika i kilkadziesiąt stanowisk ogniowych przestało mierzyć w grupę dziewięciu okrętów - witamy w domu
- Dziękuje - odpowiedział dowódca po czym zmienił stawienie przycisków - odstawcie zdobycze do doków naukowych, niech nasi jajogłowi się zabierają za badanie tych konstrukcji, interesują nas głownie systemy grawitacyjne oraz reaktor, w dalszej mierze systemy sterowania, namierzania i kierowania ogniem. Potem macie kilka dni wolnego, ranni maja te kilka dni po tym jak zostaną wyleczeni. Trotyl koniec.
Następnie zwrócił się do Narna
- Zadokuj nas w Głównej Hali.
Sternik skiną tylko głową i zwiększył ciąg trzech ogromnych silników. Kiedy lecieli Nate obserwował swoje małe królestwo. Cztery zwykłe bazy kosmiczne, uniwersalna stocznia, dwa systemy doków, naukowe i bojowe oraz kilkadziesiąt okrętów należących do kilku różnych ras. Oprócz narneńskich były tu dwa brakirskie Avioki, trzy drazyjskie Sunhawki oraz do tej pory najcenniejsza jednostka: ziemska Nova X, jedyna jaka przetrwała wojenną zawieruchę. Jej dowódca, kiedy zobaczył jak Minbari kroją pozostałe Novy na kawałki zdezerterował i skoczywszy w hiperprzestrzeń pognał na neutralne terytoria i poprosił Reżim o azyl. Narnowie okręt zatrzymali załogę zaś potraktowali jak zdrajców, zwłaszcza, że kapitan w czasie lotu krwawo stłumił bunt lojalnej wobec Sojuszu części załogi. A na Narnie, podobnie jak w Sojuszu Ziemskim zdrajców wyrzuca się w próżnie. Admiralicja Sił Zbrojnych Sojuszu, jako, że nigdzie wzmianki o uciekającej Novie się nie pojawiły uznała, iż dopadli ją Minbari i aby nie obniżać dodatkowo niskiego morale zataiły informacje o dezercji. Później zaś działo się tyle iż wszyscy o tym zapomnieli. Teraz jednak korona najważniejszego okrętowi do badań miała przypaść przejętemu Primusowi. Jednak to do czego zmierzali przyprawiło by o palpitacje serca sporą część ziemskich analityków i nieomal wszystkich centauryjczyków. Była to bowiem długa na ponad cztery kilometry, posiadająca dającą grawitacje sekcje rotacyjną stacja kosmiczna. Jej projekt był wynikiem prac nad ową przejętą Novą i umożliwiał załodze Sekcji Nowych Technologii operowanie w kosmosie bez przerwy. Dodatkowo dzięki wykorzystaniu technik hydroponicznych, Sekcja stawała się mocno niezależna.
G'Quan zadokował po chwili do jednego z czterech zewnętrznych pylonów i załoga mogła przejść na stacje aby odpocząć w normalnej grawitacji. Ponowne odczucie swojego ciężaru po kilkunastu dniach nieważkości było dziwnym uczuciem, zawsze takim samym a mimo to nie dającym się opisać czy dokładnie zapamiętać. Natan odczekał chwilę aż ucho wewnętrzne przywyknie po czym ruszył do swojej kajuty. Zatrzymał się jednak przy jednym z okien i popatrzył na doki naukowe, na świeżo nabytego Primusa i rozmarzył się na myśl o tym jakie sekrety może ujawnić im ten kolos.
Tutaj można komentować opowiadania z tego cyklu.
Przy okazji tutaj znajduje się strona domowa Sekcji
Narneńska Sekcja Nowych Technologii
Jak sama nazwa wskazuje opowiadania są nakierowane głownie na narnów, z tego też względu wielbicieli centauri odsyłam do tego cyklu oraz na strone domową Sojuszu Ziemsko-Centauryjskiego, która mieści sie tutaj
Coz, opowiadanie czytalem i musze powiedziec, ze mi sie podoba, chociaz pare tzw bugow zauwazylem. Narnowie bohaterami wojny z Minbari nie byli, wrecz przeciwnie - zadali tak skandalicznych cen i byli tak pokretni, ze ludzie zerwali sojusz przed koncem wojny (po tym jak wyciagneli od nich co lepsza technologie). Poza tym, jak to coen napisal w komentarzach do mojego cyklu - milo jest poczytac opowiadanie w ktorym wielkie okrety nie robia bum po pierwszym trafieniu. tutaj niestety robia :DPoza drobiazgami jest bardzo fajne i czekam na ciag dalszy z niecierpliwoscia. A swoja droga to moglbys, Coen, czasami pisac tylko o danej rasie a nie ciągle ludzi wstawiać 🙂
hmm..co do skandalicznych cen to potem ludzie żadali jeszcze wiekszych więc pojecie skandalu jest widac płynne 🙂 Co zaś sie tyczy co lepszych technologii to zachowam tu milczenie aby nie wszczynać niepotrzebnej dyskusji :)Natomiast co do zarzutu o to że wszedzie są ludzie to u ciebie też ciągle się pałentają, o wiecznej obecnosci tego samego bohatera nie wspomne 😛
Lubie go 🙂 A co do ludzi - to jak pisze o ludziach to sa ludzie, chodzilo mi o to, ze piszesz o klingonach - gl. bohater - czlowiek, piszesz o narnach - gl. bohater - czlowiek. Poza tym, wygladalo na to, ze narnowie to kretyni ktorzy nawet sekcji powolanej do zdobywania nowej technologii nie potrafia prowadzic, dopiero jak przyszedl czlowiek to wszystko naprostowal. Z drugiej stony, moze to i prawda 😛
Autor: Grzegorz "Coen" Skowyra
Cykl: Narneńska Sekcja Nowych Technologii
Tytuł: Raporty
Uniwersum: Babylon 5
Strona domowa: http://www.nsnt.republika.pl/index.html
Warunki prawne: Opowiadanie może być rozpowszechniane bez zgody autora tak długo jak nie pobiera się za to żadnych opłat ani nie ponosi innych korzyści materialnych
Raporty, raporty, raporty... najgorszą rzeczą w byciu dowódcą jest ta góra roboty papierkowej którą musisz wykonać. Trotyl uświadamiał to sobie właśnie w całej pełni czytając już chyba trzydziesty dzisiaj raport. A nie było go tylko kilkanaście dni. Na szczęście jego osobista asystentka, Na'Tal zawsze układała je według kolorów górnej oprawy a więc rodzaju zawieranych informacji: białe dla bieżącego funkcjonowania stacji, czarne dla zaopatrzenia, brązowe dla informacji z doków bojowych i na końcu najciekawsze niebieskie z doków naukowych i stoczni oraz czerwone dotyczące przebiegu misji terenowych. Odkładając na bok ostatni brązowy raport komandor z żalem zauważył, iż niebieskich i czerwonych ma tylko po jednym. Wziął więc oba i przeszedł w kont pokoju rozsiadając się wygodnie na swoim drewniano-wiklinowym fotelu bujanym, wziął ze stojącego obok stolika masywna, drewnianą fajkę i zapaliwszy w niej tytoń zaczął się relaksować huśtając w fotelu. Dopiero po chwili, gdy dym z fajki zaczął formować koło niego szarą chmurę wziął się za czytanie.
- Ooo - wyrwało mu się po chwili spędzonej nad niebieskim raportem. Wynikało z niego bowiem iż bateria numer cztery w próbach trzy dni temu osiągnęła energię rzędu 1958 megawatów, lecz jedynie na okres trzech minut i siedmiu sekund poczym się wyłączyła. Nate zanotował w pamięci aby polecić naukowcom ograniczenie mocy do około 1200'tu megawatów i próbować ustabilizować na tym poziomie. Baterie o numerach parzystych były konstruowane w ten sposób aby mieć rozmiary tych stosowanych w myśliwcach klasy Frazi i miały posłużyć za podstawę drugiej generacji tych myśliwców. Trotyl zamyślił się. Jeśli udało by się ustabilizować energię na poziomie 1200 MW to ilość energii jaką Frazi miałby do dyspozycji by wzrosła trzykrotnie. Wymagało by to co prawda przebudowania całej sieci dystrybucji energii, przekaźników i podzespołów ale jeśli udało by się utrzymać cały proces w tajemnicy... Nate uśmiechną się do własnych myśli. Wtedy przeciwnicy Reżimu mieli by niemiłą niespodziankę. Otrząsną się jednak szybko, wiedział bowiem iż to jeszcze odległa przyszłość. Samo opracowywanie podzespołów jak już będzie wiadomo do jakiej energii mają być przystosowane to kwestia nawet roku. Pykną z fajki i wrócił do lektury. Niebieski raport zawierał informacje w technologicznym żargonie, z którego jeszcze niewiele rozumiał, ale się dokształcał. Choć nie wierzył w to aby dorównał w tym naukowcom pracującym w Sekcji, jednak nie był dr. Rouke'im aby być dobrym we wszystkim. Wciągną dym z fajki tak głęboko jak mógł poczym wziął do ręki czerwony raport, który był niezwykle krótki, mówił tylko iż porucznik Mustafa Samimba nawiązał kontakt z osobą która może doprowadzić go do poszukiwanej persony. Następny raport od Samimby ma dotrzeć przed upływem dziesięciu dni.
Nate wstał i odłożył raporty na biurko poczym zgasił fajkę, puszczając jeszcze z ust szarą smużkę. Zastanowił się co zrobić teraz, nie miał określonych zmian kiedy pracował a kiedy nie. Podobnie jak w Sojuszu oficerowie dowodzący musieli być dostępni przez cała dobę.
- Wyświetlacz - zdecydował w końcu i powiedział w stronę umieszczonego na ścianie dwudziesto dziewięcio calowego ekranu - włącz kanał ISN.
Matowy do tej pory ekran ożył nagle plątaniną kolorowych malutkich punktów które ułożyły się w klarowny obraz młodego prezentera o azjatyckim wyglądzie.
- ...mnon pod dowództwem kapitana Johna Sheridana nawiązał niedawno kontakty z nową, obcą rasa - azjata mówił płynnym angielskim, w dodatku bardzo wyraźnie - nazywa się ona Tokati i jak podaje wstępny raport jest pokojowo usposobiona. Dowództwo Sił Zbrojnych zdecydowało iż wszelkie rozmowy będzie na razie prowadził kapitan Agamemnona, dopóki nie przybędzie odpowiednia delegacja polityczna, czyli przez co najmniej dwa dni. Jak tylko pojawią się nowe informacje o tej rasie od razu państwa poinformujemy - w tym momencie na komputerowym ekranie obok prezentera pojawił się obraz przedstawiający symbol Sojuszu Ziemskiego a z boku Reżimu Narn - W czasie dzisiejszego posiedzenia rządu postanowiono wznowić kontakty dyplomatyczne z Reżimem Narn, które zostały zerwane kiedy Kha'Ri, narneński senat, odmówił zwrócenia Ziemi zaanektowanych w czasie wojny koloni. W oświadczeniu wydanym przez rzecznika prezydenckiego czytamy iż Sojusz ma nadzieje, że ten gest pomoże zażegnać niechęć między oboma państwami i przyczyni się do wznowienia wymiany handlowej. ISN pragnie przypomnieć iż w czasie wojny z Minbari, Reżim Narn był jedynym rządem który zgodził się zaopatrywać Sojusz w broń i środki wojenne - w tym momencie obraz z boku ponownie się zmienił i przedstawiona została pieczęć Republiki Centauri z wielkim znakiem zapytania na środku - Wiadomości zagraniczne: jak podają anonimowe źródła rządowe centauryjska komisja śledcza orzekła iż przyczyną zaginięcia trzech okrętów z floty Republiki była awaria reaktora na lotniskowcu, która doprowadziła do eksplozji. Podstawą do wysunięcia tego wniosku były ślady bardzo silnej eksplozji w układzie, oraz o czym władze centauri nie mówią głośno wiek lotniskowców klasy Primus. O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy naszego eksperta, profesora Isaacka Loyda z uniwersytetu w Brukseli - w tym momencie ekran po prawej stronie prezentera zmienił się w kolejny wyświetlacz obrazujący starszego, łysiejącego mężczyznę.
- Witam profesorze - powiedział prezenter
- Dobry wieczór - padło w odpowiedzi, lekko schrypniętym głosem
- Profesorze, zapewne wiele osób zadaje sobie pytanie jak to możliwe iż po katastrofie nie znaleziono żadnych szczątków?
- Cóż - odparł Loyd poprawiając się na zabytkowym fotelu - należy pamiętać iż oprócz bardzo zaawansowanych reaktorów fuzyjnych, Centauri do zasilania swoich statków wykorzystują reaktory na antymaterie, znacznie potężniejsze od tych jakie posada Sojusz. Oznacza to, że gdyby coś doprowadziło do przeładowania tego reaktora jego eksplozja będzie o wiele silniejsza.
- Czy w takim razie używanie ich na okrętach jest rozważne? W końcu w czasie walki reaktor jest niszczony razem z okrętem a więc tak silna eksplozja tylko jednego okrętu mogła by uczynić spory wyłom w całej formacji
- To nie do końca tak - odparł zapytany uśmiechając się pobłażliwie - Widzi pan, kiedy okręt jest niszczony dochodzi do niekontrolowanego wycieku, aktualnie generowanej energii. Jest to zazwyczaj dość aby zniszczyć, lub bardzo poważnie uszkodzić okręt jednak nie może to doprowadzić do zniszczenia sąsiednich okrętów, nie licząc oczywiście myśliwców.
- Jak w takim razie zostały zniszczone towarzyszące lotniskowcowi Vorchany? - zaciekawił się azjata.
- Jak wspomniałem - odparł profesor - w reaktorze lotniskowca musiało dojść do niekontrolowanego przeładowania kiedy wszystkie trzy okręty były blisko siebie. Moim zdaniem musiało do tego dojść kiedy centauryjska grupa wychodziła z nadprzestrzeni. Silniki skokowe dokonały sprzężenia zwrotnego, przekierowując olbrzymią ilość energii z powrotem do reaktorów. Dodatkowo w tym momencie cała grupa była bardzo, bardzo blisko siebie i eksplozja która musiała nastąpić po prostu odparowała całą grupę.
- Dziękuję za wyjaśnienia - powiedział prezenter uśmiechając się fachowo - z uniwersytetu w Brukseli mówił dla państwa profesor Isaack Loyd.
Starszy pan ukłonił się widzom poczym znikną, zaś obok azjaty pojawił się kolejny obraz, tym razem przedstawiający symbol Federacji Mimbarskiej, oddzielony pytajnikiem od staro ziemskiej pirackiej flagi.
- Jak podają nasze źródła w Federacji Minbari zaginą kolejny transportowiec cywilny w sektorze 99-13-56. Jest to już trzecie takie zaginięcie w tym regionie, leżącym blisko granicy minbarsko-vorlońskiej w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Jako, że Imperium Vorlonu nigdy nie przejawiało żadnego zainteresowania tym co dzieje się poza jego granicami analitycy rządowi nieomal kompletnie odrzucają tezę iż za zaginięcia jest odpowiedzialna ta zagadkowa rasa. Przypuszcza się iż w region ten zostaną skierowane znaczne siły minbarskiej floty mające za zadanie szukać zaginionych statków i przyczyny ich zaginięć. Jak tylko pojawia się dalsze informacje zostaną państwo o nich przez nas poinformowani. Teraz wiadomości sportowe przedstawi nam Carla Simson.
Kiedy to azjata to powiedział jego obraz znikną a zastąpiła go ładnie, błękitno ubrana blondynka.
- Witam państwa - powiedziała miłym, wpadającym w ucho głosem - Jak zapewne większość z was wie, dziś o dwudziestej trzeciej w Paryżu, bokser wagi półciężkiej Walker Smith...
- Wyłącz - powiedział Nate pogrążając się w rozmyślaniach. Kilka lat temu walczył z Minbari w ostatnim etapie wojny i wątpił aby zwykli piraci byli wstanie zdobyć ich okręt, nawet transportowiec, choć z drugiej strony, nigdy nie widział transportowca cywilnego. Nacisną przycisk na biurku i jego cześć zaświeciła się zmieniając w klawiaturę, ożył też nieduży monitor stojący na nim. Trotyl szybko i sprawnie wszedł na witrynę ISN i z dzisiejszych wiadomości wybrał te o zaginionej jednostce Minbari. Sprawdził czy jest dokładna mapa tego sektora i nie zawiódł się na rzetelności ziemskich dziennikarzy. Otworzył plik z mapą, jednak skrzywił się lekko widząc wielkość kropek oznaczających zaginione statki. Znaczyło to bowiem ze nie było dokładnie wiadomo gdzie one zaginęły. Wpatrywał się w kolory obraz przez chwile próbując dojrzeć coś więcej, wzór, albo cokolwiek co mogło by mu cokolwiek powiedzieć, jednak w końcu dał za wygraną. "Zresztą" pomyślał po chwili "Minbari pewnie dość szybko znajdą sprawce i rozprawią się z nim." A dobrze jeszcze pamiętał jak skutecznie rozprawiali się z przeciwnikami. Coś jednak, na samej granicy świadomości mówiło mu aby śledzić dalej informacje o tych zaginięciach a już dawno temu nauczył się ufać swojemu instynktowi.
Bokeny zderzały się z suchym trzaskiem. Ta'Rok był zadowolony, jego dowódca a jednocześnie uczeń robił postępy. Narn zablokował skośne uderzenie na głowe, poczym odepchną kij przeciwnika i uderzył szybko w niego odtrącając trochę, następnie zgrabnym piruetem przeszedł za jasnowłosego mężczyznę i uderzył go w plecy wychodząc z obrotu. Robił małe postępy ale zawsze postępy. Trotyl westchną głośno
- Co tym razem było nie tak? - spytał odwracając się do swojego podwładnego a zarazem nauczyciela. Nie czół już bólu po uderzeniu, mimo iż było ono dość silne. Narneńskie zbroje były ciężkie i lekko krępowały ruchy ale wytłumiały całkiem dobrze.
- Nic - odparł mu Ta'Rok również odwracając się do niego twarzą - po prostu mam więcej doświadczenia w tej kwestii a więc, to wszystko.
- Twierdzisz więc że nigdy ci nie dorównam?
- Nie, twierdze iż nie nastąpi to dzisiaj - odparł żołnierz uśmiechając się i kłaniając nisko - tym bardziej, że za pół godziny rusza mój transportowiec - Pozdrów ode mnie Sha'Re i dzieci - odparł mu Nate biorąc z ziemi ręcznik i ocierając się z potu. Narn jedynie potwierdzająco skiną głową i opuścił sale ćwiczeń zostawiając dowódcę samego. Nate zdjął szybko narneński strój i postanowił jeszcze nie kończyć treningu. Przyjął więc pozycje obronną i zaczął powoli i płynnie wyprowadzać uderzenia i kopnięcia zapożyczone z kilku ziemskich stylów walki. Robił to podręcznikowo, dbając o każdy szczegół ustawienia dłoni, odpowiednie ugięcie nóg czy balansowanie własnym ciężarem, tylko po to aby po chwili przejść do kombinacji ruchów na najwyższej szybkości jaką mógł osiągnąć a następnie powrócić do dokładności. Samemu tylko to można było ćwiczyć, do ćwiczenia siły ciosów, potrzebny był już bowiem przeciwnik, nie ważne czy żywy czy sztuczny. Blok, blok z odskokiem, unik, zmiana ustawienia nóg i pół obrót z kopnięciem, z którego momentalnie przechodziło się do doskoku i dwóch ciosów na brzuch, potem unik z przekrokiem do przodu i w lewo i łokciem do tyłu, tylko po to aby od razu ponownie przestawić nogi i wyprowadzić dwa szybki proste na nerki. O ile u ewentualnego przeciwnika nerki będą w tym samym miejscu co u ludzi. Ciało robiło to wszystko nieomal automatycznie umożliwiając umysłowi odpoczynek.
- Widzę, że nauczyłeś się już balansować ciałem na pół ugiętych nogach - usłyszał głos swojej podwładnej. Przerwał w pół kopnięcia i opuszczając powoli nogę spojrzał na Valkirie zastanawiając się od jak dawna go obserwowała.
- Owszem - odparł - zrozumiałem jak to robić na dzień przed odlotem, teraz sprawdzałem czy zrozumiałem dobrze i jak widać się mi udało.
Kobieta kiwnęła głową wspominając czasy kiedy sama się tego nauczyła, a było to jeszcze przed wojna z minbari, dobre 10 lat temu, kiedy jeszcze uczył ją ojciec, zawodowy nauczyciel wschodnich sztuk walki. Tylko dzięki temu iż uczył ją od dziecka zdołała osiągnąć tak dużo: czwartego dana w aikido i pierwszego w kung-fu. Trotyl znał oba te style walki jednak w żadnym nie osiągną poziomu mistrzowskiego, zamiast tego walał połączyć je z kilkoma innymi sztukami walki jak tekwondo, muay thai, czy europejski savate. W żadnym nie osiągną mistrzostwa ale znał je na tyle aby móc połączyć w działającą całość.
- Przyszłam na wypadek jakbyś zapomniał iż za piętnaście minut mamy kolejna lekcje - powiedziała Valkiria opierając sie o framugę. Nate skrzywił się lekko bo faktycznie zapomniał.
- Wezmę tylko szybki prysznic i spotkamy się w hangarze - odparł jej wychodząc z Sali ćwiczeń.
- Będę czekała - usłyszał jeszcze za sobą, a było to powiedziane w taki sposób, że aż się zatrzymał i odwrócił. Kobieta szła wolno w stronę hangaru i znikła po chwili za zakrętem korytarza. Trotyl pokręcił głową
- Pobożne życzenia - mrukną do siebie ruszając szybciej do swojej kwatery.
Dwa myśliwce cięły przestrzeń manewrując miedzy szczątkami licznych okrętów. Był to typowy, sztuczny tor przeszkód dla pilotów stworzony z wraków. Trotyl ustawił się trochę nad Valkirią, tak aby móc ją dobrze obserwować.
- Świetnie ci idzie - rzucił w eter obserwując jak podłużny Frazi odskoczył w dół obracając się w beczce poczym gładko wyszedł tuż nad kadłubem jakiegoś starego okrętu i pognał dalej wymijając odłamki - spróbuj teraz ataków na małe cele: spróbuj ostrzelać i zniszczyć pięć pierwszych fragmentów wielkości około metra.
Frazi kobiety momentalnie skręcił i aktywował uzbrojenie. Jednak w tej próbie nie poszło jej tak jak chciała. Zdołała zniszczyć tylko dwa pierwsze napotkanie odpowiednie cele.
- Cholera - warknęła zapominając iż ma włączone nadawanie.
- Bardzo dobry wynik - usłyszała w odpowiedzi.
- Ta, po zbóju, 40% celności - powiedziała rozdrażniona przyśpieszając i wychodząc z pola. Nate poleciał za nią mówiąc spokojnie
- Większość pilotów mających około stu godzin doświadczenia bojowego za sterami osiąga w takich testach celność na poziomie 40-60%, mało komu udaje się osiągnąć 80%, a ty jeszcze nigdy nie brałaś udziału w walce myśliwskiej.
- A ty? - spytała szybko - jaką masz celność w takim teście?
- 80-100% - odparł po chwili, przez myśli przeszło mu natomiast "to jedyne w czym byłem w życiu dobry". Potrząsną głową aby odepchnąć napływające do głowy wspomnienia, poczym zwiększył ciąg doganiając kobietę i ustawiając się nad nią w odwrotnej pozycji tak, iż mógł ją widzieć.
- Sądzę, że za kilka treningów będziesz mogła dołączyć do eskadry i ćwiczyć skoordynowaną walkę, teraz przelećmy jeszcze raz przez cały pas szczątków, tle że tym razem spróbuj na pełnej prędkości.
W odpowiedzi narneński myśliwiec odbił w bok i w dół robiąc szeroki łuk i poleciał w stronę dryfujących śmieci. Komandor poczekał jeszcze chwile, poczym pognał za nią...
Coz, o nowym opowiadanku z nsnt mozna powiedziec tylko jedno - niezle. naprawde niezle. Nawet ja nie mialem sie do czego przyszepic 😛
Całkiem całkiem - miło sie czytało :DCzy imię Sha're wyskoczyło pod wpływem Stargate SG1? 😀
Jakoś tak wszyszło, szukałem imienia dla narneńskiej kobiety i to mi pierwsze przyszło na myśl:) Ale chyba pasuje
Autor: Grzegorz "Coen" Skowyra
Cykl: Narneńska Sekcja Nowych Technologii
Tytuł: Zagadnki przeszłości, teraźniejszośći i przyszłości/ Bursztynowy czas
Uniwersum: Babylon 5
Strona domowa: http://www.nsnt.republika.pl/index.html
Warunki prawne: Opowiadanie może być rozpowszechniane bez zgody autora tak długo jak nie pobiera się za to żadnych opłat ani nie ponosi innych korzyści materialnych
Rzęsisty, kwaśny deszcz jak prawie każdego dnia spadał na jałową powierzchnie planety Rolenu. Ta żyzna wieki temu planeta została podbita przez Centauri w czasie jednej z ich ekspansji w kosmos i po wybiciu prymitywnej zamieszkującej ją rasy republika zaczęła masową eksploatacje zasobów naturalnych. Efektem było olbrzymie zanieczyszczenie i uczynienie planety niezdolnej do wolnego utrzymania większości humanoidalnych form życia. W związku z tym większość centauryjczyków opuściła ją, zaś ich miejsce zajęli ludzie, którzy szybko z niegościnnych warunków planety bez znaczenia uczynili jej największa zaletę. Uczynili bowiem Rolenu wolnym portem dla wszystkich, zwłaszcza mniej uczciwych przedsiębiorców i piratów. Do tych dwóch grup szybko dołączyła cała grupa rozmaitych wykolejeńców, najemników i morderców. Oficjalnie planetą nadal rządzili Centauri jednak patrol był tu równie rzadki jak pogodny dzień a siły porządkowe były więcej niż skore do "kompromisów" za odpowiednio liczną zachętą.
Z tego też powodu to miejsce było idealnym miejscem do wszelkiej maści kontaktów, o których nie chciano aby inni wiedzieli. Trotyl wszedł szybko do kantyny noszącej nazwę "Pod słabym neonem" i otrzepał płaszcz z wody rozglądając się po wnętrzu. Jednak to jego zauważono najpierw. Olbrzymi murzyn siedzący w koncie przy stole z jakimś jegomościem pomachał energicznie do Natea w odpowiedzi na co ruszył on szybko do owego stolika. Siedemnaście dni temu do bazy Sekcji doszła krótka wiadomość od porucznika Samimby
- Spotkałem właściwą osobę - głosiła - spotkanie ustawione na Rolenu, w kantynie "Pod słabym neonem" za siedemnaście dni, powinno to dać dość czasu na dolot kogoś z Sekcji.
I owszem dało. Nate usiadł przy jednym z krzeseł przy stoliku i uścisną wąską dłoń porucznika.
- Komandorze - powiedział Mustafa pokazując na siedzącego przy stole osobnika z płaszczem na ramionach i kapturem na głowie, nasuniętym tak szczelnie, że w ogóle nie było widać kto się pod nim znajduje - oto Ofelia, sądzę iż jest osobą której szukamy.
Nate wyciągną dłoń w stronę osobnika, jednak kobieta jak można było sądzić po imieniu nawet nie drgnęła. Kiedy mężczyzna cofną rękę przemówiła
- Nie łatwo nas odnaleźć - miała miły, melodyjny głos, jakby lekko rozbawiony - pański człowiek był jednak na tyle zdeterminowany iż zdołał to zrobić. Zaintrygowało mnie to na tyle aby was wysłuchać i dowiedzieć się czego chcecie.
Trotyl siedział wpatrując się w tajemniczą kobietę poczym wyjął coś z pod płaszcza. Był to masywny, trójkątny sztylet o rękojeści zaprojektowanej tak aby dodatkowo opierała się o przedramię i położył go na stole.
- Wiesz co to jest? - spytał
- Narneński nóż wojskowy - odparła nawet nie unosząc kaptura, a patrząc na niego wydawało się niemożliwe aby dało się przezeń cokolwiek zobaczyć - prymitywna, acz skuteczna broń o czym niecałe sto lat temu przekonały się wielu naszych gospodarzy.
- Szczegółowa odpowiedź - pochwalił komandor przyjmując podobny ton jak kobieta; lekko profesorski i jakby znudzony. Wydało mu się iż kobieta poruszyła się lekko pod płaszczem ale mogło go zmylić słabe światło w pomieszczeniu. Rozejrzał się do koła ale nikt się nimi nie interesował, wszyscy inni goście, głownie ludzi byli zajęci swoimi własnymi, cicho omawianymi sprawami. Nate kontynuował więc - ten konkretny sztylet został jednak zabrany dwa miesiące temu pewnemu obłąkanemu, staremu narneńczykowi który zabił nim dwoje ludzi na jednej z brakirskich planet. Nie zwróciło by to większej uwagi gdyby nie fakt iż ów narneńczyk należał do załogi jednego z T'Lothów wysłanych w 2230 do pomocy flocie Ligi w bitwie. - Słyszałam o tej klęsce - odparła - beznadziejne systemy sterownicze zaowocowały zniknięciem całej floty w hiperprzestrzeni. Ale skoro tak to skąd ten sztylet?
- To właśnie chcemy ustalić. Osoby o twojej profesji są znane z umiejętności dokonywania rzeczy niemożliwych, znalezienie jednostek które zaginęły w czasie lotu w hiperprzestrzeni można z powodzeniem sklasyfikować jako niemożliwe.
W odpowiedzi usłyszał szczery śmiech
- Chcesz znaleźć coś co zginęło w hiperprzestrzeni prawie dwadzieścia lat temu? - spytała z nadal wyraźnie słyszalnym rozbawieniem w głosie - musze ci to przygnać Tomasie, masz rozbudowane ambicje.
- Chcesz powiedzieć, że nie umiała byś znaleźć tych okrętów? - spytał szczerze mężczyzna patrząc uważnie na rozmówczynie. Drgnęła na te słowa zaś z jej głosu znikła cała wesołość.
- Tego nie powiedziałam - odparła twardo - Wiesz Tomasie, ciekawi mnie iż człowiek chce pomagać Narnom, a może chcesz te T'Lothy dla siebie? Co prawda wątpię aby obecnie, po kilkunastu latach leżakowania w próżni, najpewniej bez serwisu, miały one jeszcze jakąś wartość za wyjątkiem tego ile mogą ważyć na złomie. Więc jak to jest?
- Powiedzmy że mam wobec Reżimu dług - odparł zapytany - zaś co do leżakowania w próżni to ów obłąkany narneńczyk wspominał o czymś w rodzaju "zamknięcia w bursztynowym czasie". Co prawda mogą być to jedynie brednie szaleńca ale uznałem że warto to sprawdzić.
Kobieta siedziała w bezruchu przez chwilę nie wydając nawet dźwięku. W pewnym momencie jednak zrzuciła kaptur ukazując młoda, gładką twarz kobiet przed trzydziestką, okoloną falistymi włosami w szatynowo-rudych pasemkach.
- Zgoda - powiedziała - spotkajmy się o północy na lądowisku numer dwa. Polecimy moim statkiem.
Wyciągnęła dłoń w czarnej aksamitnej rękawiczce. Trotyl wstał i starym zwyczajem wyniesionym z domu obyczajem ująwszy dłoń kobiety ucałował ja lekko czując wyraźnie bijącą od niej woń jaśminu i kiwi. Ofelia uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi poczym wstała i zabrawszy stojącą pod ściana laskę ruszyła do wyjścia. Kiedy drzwi zamknęły się za nią Mustafa spytał cicho
- Sądzi pan że to bezpieczne lecieć z nią? Może powinienem lecieć z wami?
- Nie poruczniku - odparł mu po chwili Nate - zaprosiła mnie, o panu nie wspomniała. Potrzebujemy jej pomocy a więc lepiej jej nie drażnijmy bez potrzeby. Zaś co do tego czy to jest bezpieczne to raczej nie, ale nasza koleżanka...niema chyba powodu aby miała wobec mnie wrogie zamiary.
- Nie zażądała jednak żadnej zapłaty - zauważył porucznik.
- Owszem - Trotyl pokiwał głową - zgodziła się usłyszawszy o "bursztynowym czasie" a to może znaczyć iż nasz przyjaciel nie bredził. Przynajmniej nie w tej kwestii. W każdym razie Mustafa - komandor położył mu dłoń na ramieniu - zrób sobie kilkunastodniową wycieczkę miedzy planetami poczym wróć do bazy.
- Rozkaz - odparł murzyn wstając - aha, komandorze...nigdy jej nie mówiłem jak pan się nazywa.
Powiedziawszy to ruszył do wyjścia, po drodze płacąc rachunek przy barze.
- Definitywnie nie jest to bezpieczne - mrukną Trotyl.
Lądowisko numer dwa było przystosowane do średniej wielkości statków lądujących jak ziemski transportowiec klasy Icarus dlatego Nate zdziwił się lekko znajdując na nim jedynie stary myśliwiec klasy Zefir, w dodatku stojący na środku lądowiska jakby potrzebował całej tej ilości miejsca.
- Widzę że jesteś punktualny - usłyszał za sobą znajomy głos - to dobrze. Jesteśmy już gotowi do lotu.
- Wybacz że spytam - zaczął patrząc na myśliwiec - ale Zefiry są chyba jednoosobowe, nie wspomnę już o tym, że raczej same daleko nie polecą. Więc jak chcesz nas oboje zabrać tym na poszukiwania?
- Mój statek został zmodyfikowany, jak wejdziesz na skrzydło to się przekonasz ze z tyłu jest jeszcze jedna kabina.
Trotyl złapał się deltowatego skrzydła i z dziecinna łatwością wciągną na górę poczym rozejrzał. Ofelia nie kłamała, niewielka z zewnątrz szybka drugiej kabiny była wyraźnie widoczna. Wtem i ona i główna otwarły się z sykiem.
- Wsiadaj i zapnij się dobrze - poleciła mu kobieta, sama wspinając się do kabiny. Komandor wzruszył ramionami i wcisną się przez niewielki otwór do lekko ciasnego wnętrza. Dwa pasy zabezpieczające krzyżowały się na piersi dość skutecznie zabezpieczały całe ciało. Kiedy tylko zaczepił je ze sobą, kabina nad nim zamknęła się szczelnie a wnętrze myśliwca wypełnił szum rozgrzewanych silników. Wtem z odczuwalnym wstrząsem myśliwiec oderwał się od ziemi i coraz szybciej i szybciej począł wzbijać się ku gwiazdom. Nate wkrótce musiał zacisnąć mocno zęby gdyż odczuwalne przeciążenie dość mocno wbijało go w niezbyt wygodny fotel. Na szczęście po chwili wszystko się skończyło, kiedy tylko trójkątny Zefir wychyną z pola przyciągania planety.
- Uruchom ekran - usłyszał głos kobiety kiedy zbliżali się do lokalnych wrót skokowych - i podaj mi współrzędne ostatniego kontaktu z tamtą flotą.
Trotyl nawet nie trudził się zastanawianiem skąd wiedziała że będzie je miał, tylko wklepał odpowiedni ciąg cyfr na staroświeckiej klawiaturze. W tym czasie Ofelia również pomajstrowała przy przyrządach uiszczając opłatę za przelot i aktywując sekwencje wrót.
- Dziękuje - odparła kobieta widząc ciąg cyfr na swoim ekranie, poczym nacisnęła mały przycisk przy obudowie swojego fotela. Nate poczuł jak coś wbija mu się w kark i kląc w myślach na czym świat stoi odpłyną w ciemność.
Nie widział jak niesiony w hiperprzestrzeni z olbrzymią prędkością Zefir zaczął się zmieniać, rosnąć i czernieć...
Trotyl obudził się w wygodnym, zasłanym miękką, biała pościelą łóżku. Spróbował się poruszyć, ale ból mięśni odwiódł go od tego pomysłu. Od razu rozpoznał jego przyczynę: prawie wszystkie mięśnie w jego ciele dorwał skurcz. A to mogło oznaczać tylko jedno, Ofelia potraktowała go tri-defalo-ciliną, bardzo skutecznym środkiem usypiającym centauryjskiego pochodzenia. Jedyną na jaką komandor był uczulony. Do bólu w ciele dołączyło bardzo silne palenie w płucach przypominając Natowi o tym fakcie w całej rozciągłości. Jęcząc w męce zmusił się do przewrócenia na bok i zwinięcia w kłębek co jak wiedział pomagało na płuca, mogło też lekko rozciągnąć część mięśni grzbietu. Poczuł nagle na nim chłodną kobiecą dłoń, nie był jednak w stanie zareagować na ewentualnie zagrożenie - Wybacz - powiedziała Ofelia mocno przepraszającym tonem - nie wiedziałam, że tak na ciebie podziała ten środek.
Trotyl nie odpowiedział, nie był nawet w stanie, gdyż mięśnie szyi były tak skurczone, iż ledwo mógł oddychać. Dotyk kobiety działał jednak kojąco, Nate czół jak mięśnie powoli, lecz odczuwalnie się rozluźniają a ogień w piersi traci na sile. Po jakimś czasie, sam nie wiedział jak długim, mogły to być minuty, mogły być godziny komandor zorientował się, iż nic mu już nie dolega. Oraz że do jego pleców nie przylega już jedynie dłoń kobiety, ale ona cała. Ostrożnie wyprostował się okręcił tak aby być do niej przodem i w nikłym świetle, dochodzącym, niewiadomo skąd ujrzał jej spokojną twarz. Jej pierś, opięta cienkim, zwiewnym materiałem unosiła się regularnie w oddechu. Kiedy tak spała Ofelia wydawała się Nate'owi najpiękniejsza kobietą jaka w życiu widział. Zaraz po jego żonie. Komandor energicznie pokręcił głową aby odegnać wspomnienia.
- Co się stało? - usłyszał pytanie kobiety. Spojrzał na nią i ujrzał dwoje czarno-błyszczących oczu wpatrujących się w niego uważnie. Nie chciał o tym mówić, to nadal za bardzo bolało. Chciał zapomnieć. Nachylił się i przywarł delikatnie do ust kobiety, robił to ostrożnie obawiając się trochę jej odpowiedzi, jednak niepotrzebnie. Zwinne, chłodne dłonie otoczyły go głaszcząc po plecach, jego dłonie natomiast wsunęły się pod Olafie, podpierając jej głowę i głaszcząc po plecach. Przywarła do niego mocno a jej figlarny język, niby mimochodem znalazł się w jego ustach, szukając sobie partnera do tańca. I znalazł...
Delikatne dzwonienie, przypominające dzwonienie poruszanych wiatrem chińskich dzwoneczków wdarł się w czarną pustkę snu niszcząc ją bezpowrotnie. Trotyl obudził się gwałtownie i rozejrzał po pomieszczeniu.
- Co się stało? - spytał Ofelie kiedy wstała narzucając na nagie ciało czarny, jedwabny szlafrok wyszywany złotymi nićmi w kwieciste wzory. Nate zsuną się z posłania i również zaczął ubierać. Już wcześniej się domyślił, że byli na pokładzie innego, sporo większego okrętu o czym świadczyło to iż nie fruwali pod sufitem. Nie dopuszczał do siebie myśli, iż mogli nie być na okręcie. Ubrał szybko bieliznę, spodnie i buty oraz nieśmiertelniczki, poczym pobiegł przez drzwi, za którymi znikła kobieta. Spodziewał się długiego korytarza, dlatego staną jak wryty kiedy po kilku krokach zobaczył przed sobą niewielki kokpit a przed nim ciągle zmieniającą się plątaninę czerwono-czarnych plam jaką wizualnie była hiperprzestrzeń.
- Mój statek informuje iż dotarliśmy do wskazanych współrzędnych - powiedziała pokazując mu fotel obok. Komandor usiadł wygodnie w czymś co, tak samo jak i pulpit przypominało mu archaiczne wnętrze bombowca F-117 które widział na pokazach lotniczych w Mielcu jak był dzieckiem. Ofelia nacisnęła kilka przycisków na kokpicie obok sterów i durze okno widokowe rozbłysło na sekundę jasnym światłem i czerwone plamy zmieniły się na niebieskie.
- Statek, czy sensory wykrywają tu tropy narneńskich krążowników klasy T'Loth? - spytała obserwując okno.
- Wow - wyrwało się Trotylowi kiedy na tle niebiesko-czarnych plam pojawiły się dziesiątki zielonych linii. Kobieta skrzywiła się lekko
- Wyizoluj te mające około 22 lata - rozkazała i zgasła większość linii, Ofelia zaś wskazała dłonią na bardzo grube zbiorowisko zielonych tropów jednocześnie biegając palacami po kokpicie - Oto i nasz cel. Statek, zacznij śledzić te tropy i podążaj nimi z maksymalną prędkością przelotową.
Komandor obserwował jak statek zgrabnie i gładko ustawia się na linii prostej z tropem floty, jednak brak punktów odniesienia uniemożliwiał mu zorientowanie się co znaczyła "maksymalna prędkość przelotowa".
- W jaki sposób możesz znaleźć ten ślad? - zaciekawił się więc, jakoś nieswojo się czół nie rozmawiając z nią o czymś. Kobieta spojrzała na niego uśmiechając się zagadkowo, jakby zastanawiając czy mu powiedzieć.
- Hiperprzestrzeń przypomina w znacznym stopniu ocean. Ocean nieskończony, mający swoje prądy i nurty, nie mający jednak działających na niego zewnętrznych sił grawitacyjnych zacierających ślady. Dlatego ślady każdego latającego w niej okrętu zakłócają naturalny wzór prądów. Nie jest to wieczysty ślad, w końcu naturalne procesy zatrą te ślady, ale im większy statek tym lepiej są one widoczne. Na przykład ślad Sharlina w większości regionów pozostaje widoczny przez 62 lata, ziemskiej Omegi przez 54, Primusa przez 49 itd. T'Loth nie jest największy, nie jest też mikrusem, ślady po nim są na ogól widoczne przez 28 lat - tłumaczyła powoli i wyraźnie, jak nauczyciela swojemu ulubionemu uczniowi - dlatego jakbyś przyszedł do mnie ze swoją propozycją za dziesięć lat to bym odprawiła cie z kwitkiem.
- Aha - odpowiedział jej Nate zamyślając się jak długo osoby jej profesji musiały badać hiperprzestrzeń. Nawet centauri, którzy robili to od około tysiąca lat postrzegali ja zupełnie inaczej, co wywnioskował czytając strzępy nie skasowanych informacji z przejętych okrętów. Tak samo jak Centuari hiperprzestrzen postrzegali też Ludzie i Narnowie oraz ci z Ligii którzy dzielili się taką wiedzą. Po chwili z zamyślenia wyrwało go gwałtowne urwanie się tropu.
- Hmm... - kobieta się zamyśliła - wygląda na to że tutaj skoczyli do normalnej przestrzeni
Pomanipulowała przy przyrządach i okno znowu zabłysło dając w efekcie zwykły obraz, zaś w hiperprzestrzeni z małej, rosnącej iskierki uformował się punkt skoku. Komandor nielicho się zdziwił bo niczego nie poczuł, ani wstrząsu ani nawet drgnięcia. Jednak to co zobaczył po wyjściu z wiru sprawiło iż zwątpił w swoje zdrowe zmysły. Otóż przed nimi rozciągała się nierówna, pofalowana i poorana ściana nieprzeniknionego bursztynowego koloru. Kobieta jednak zareagowała jakby w ogóle jej to nie zdziwiło. Ściągnęła stery do siebie i z ogromną szybkością jej statek zaczął wspinać się w górę, aby po wyjściu ponad granice ściany wykręcić zgrabnie jak myśliwcem i w odwróconej pozycji zacząć lecieć wzdłuż "górnej" krawędzi ściany. Nate patrzył z otwartymi ustami na ten piękny i przerażający twór kiedy nagle coś przykuło jego wzrok. Widział to tylko przez chwile ale rozpoznał bez trudu. Był to myśliwiec klasy Frazi, tkwiący tuż pod krawędzią bursztynu.
- Tam są - wykrzykną uradowany - tamten stary żołnierz się nie mylił.
Ofelia popatrzyła na niego jakby zapomniała o jego obecności i momentalnie nacisnęła przycisk na oparciu swojego fotela. Trotyl zareagował instynktownie zrywając się ze swojego ale i tak poczuł mała igiełkę przesuwającą się po skórze, jednak za późno aby zdołała ją przebić.
- Co jest? - warkną wściekły. W odpowiedzi kobieta poderwała stery w górę i zwiększając ciąg włączyła autopilota poczym zerwała się z fotela i skoczyła w jego stronę. Nate w ogóle nie spodziewał się podwójnego kopnięcia z obrotu jednak instynkt ponownie dał o sobie znać i w ostatniej chwili zablokował pierwszy cios, drugiego już jednak nie zdążył. Podnosząc się z ziemi zablokował nad głową uderzenie z góry i zamiatając nisko noga podciął kobietę, tylko po to aby po obrocie kopnięciem posłać ją w podobny lot w jaki ona przed chwilą posłała jego. Zdał sobie jednocześnie sprawę iż Ofelia była znacznie silniejsza niż jakakolwiek ludzka kobieta jaką znał, nawet niż wielu mężczyzn. Znacznie silniejsza niż powinna. Zerwał się więc na równe nogi i momentalnie dopadł do niej uchylając się przed sierpowym i ładując jej kolano w żołądek czym wymuszając głośny jęk zgiął ją w pół. Chciał zakończyć to szybko, bo nie uśmiechało mu się bić kobiety z która jeszcze chwile temu dzielił łoże, dlatego wyprowadził proste, ale silne uderzenia na skroń lecz jego pięść uderzyła w jakieś zielone pole siłowe chroniące skórę Ofelii, zaś po jego ręce przeskoczyło coś jakby impuls elektryczny, odbierając na chwile mięśniom trochę energii. Mimo to cios odrzucił kobietę w tył, jednak bynajmniej jej nie ogłuszył o czym komandor przekonał się kiedy szybkie kopnięcie w bok posłało go na ścianę. Oprócz bólu spowodowanego uderzeniem poczuł tez kolejny impuls elektryczny w miejscu w którym łydka przeciwniczki dotknęła jego boku. Nie miał jednak czasu tego rozważać gdyż na szybko postawioną gardę począł sypać się grad ciosów. Po każdym następował impuls, który coraz bardziej odbierał mu siły. Nate zdał sobie sporawe że jeśli zaraz tego nie przerwie to straci przytomność. Wykonał więc błyskawiczny unik, połączony z przestawieniem nóg, czym unikną dwóch uderzeń, zaś jego pięść znalazła drogę do policzka kobiety, jednak ponownie zielona osłona wytłumiała znaczną część uderzenia. Ofelia odpowiedziała zgrabnym i szybkim kopnięciem, jednak Trotyl ponownie zrobił unik i dwa silne ciosy spadły na odsłonięte nerki kobiety posyłając ją na ziemie z głośnym jękiem, pomimo działającego pola. Jednak przeskakujące po jego rękach impulsy, wyzwalane przez każdy kontakt z polem zdziałały swoje osłabiając go i spowalniając. Kobieta wyrzuciła gwałtownie obie nogi w tył, nawet nie wstając. Nate spróbował uniku ale nie zdążył i pięta Ofelii trafiła go w łuk brwiowy. Zobaczył jeszcze zielony błysk, poczym zapadł się w smoliste odmęty ciemności.
- Komandorze, komandorze Trotyl... - słowa te jak sztylety wbijały się w jego umysł zmuszając do otwarcia oczu. Kiedy dokonał tego kolosalnie trudnego zadania ujrzał nad sobą twarz Valkirii. Uśmiechnęła się szeroko - nareszcie się pan ocknął
- Uhhh..- było pierwszym dźwiękiem jaki zdołał z siebie wydobyć - co się stało?
Kobieta pomogła mu usiąść
- Mieliśmy nadzieje że pan nam powie - oznajmiła zaś widząc jego pytający wzrok wyjaśniła - w trzy dni po tym jak wysłał pan wiadomość iż wyruszył pan z misją odnalezienia tamtej zaginionej floty odebraliśmy od pana kolejny przekaz mówiący iż się panu udało i że mamy przysłać kilka okrętów we wskazane miejsce aby wprowadzili załogę T'Lothów w obecna sytuację. To było wszystko, wiec trochę się zdziwiliśmy lecz wzięłam G'Quana i dwa Th'Nory i przyleciałam we wskazane miejsce. Znaleźliśmy tu jakieś bursztynowe pole w którym ukryta była flota i pana dryfującego w kapsule ratunkowej. Jak tylko wzięliśmy pana na pokład to zaczęliśmy skanować dokładnie owo bursztynowe coś, lecz jak tylko zaczęły przychodzić pierwsze, podstawowe odczyty wszystko znikło. Okazało się, iż tak jak przypuszczaliśmy załoga była zawieszona w czasie i wprowadzenie ich wstępnie w nowe realia zajęło kilka godzin, tak samo przegląd wszystkich statków. Na szczęście niedługo będziemy mogli ruszać bowiem wszystkie jednostki floty były w doskonałym stanie.
Trotyl słuchał uważnie próbując to wszystko pojąć. Valkiria natomiast zamyśliła się na chwile
- Zastanawia mnie tylko jak zdołał pan dotrzeć tu z Rolenu w 3 dni...musiał by pan mieć statek latający szybciej niż jakikolwiek znany mi myśliwiec, nawet minbarski Nial.
Nate westchną i opadł na poduszkę
- Bardzo możliwe iż takim leciałem, skoro potrafił odnajdywać tropy w hiperprzestrzeni tak jak my na piasku.
Kobieta rozważyła przez chwile to co usłyszała poczym odparła trzeźwo
- A więc informacje o możliwościach technomagów nie były wcale przesadzone.
- Ani o bit Przez chwile w pomieszczeniu panowała cisza, poczym kobieta chrząknęła - Komandorze jeszcze jedno - mówiąc to wyciągnęła z kieszeni bluzy małe zawiniątko - to znaleziono razem z panem w kapsule. W środku znajduje się kryształ z danymi, zaś napis na opakowaniu mówi iż jest to coś osobistego przeznaczonego dla pana.
To powiedziawszy wręczyła mu zawiniątko, sama zaś się odbiła od jego łóżka i popłynęła w nieważkości do wyjścia. Kiedy hermetyczne wrota zamknęły się za nią komandor odpiął mocujące go do posłania pasy i podpłyną do umieszczonego na biurku ekranu a następnie umieścił wyjęty kryształ w przeznaczonym do tego otworze. Komputer oznajmił iż na krysztale jest zapisana wiadomość, poczym spytał czy odtworzyć na co Nate odpowiedział twierdząco.
- Witaj Tomasie - powiedziała spokojnie Ofelia - wybacz mi za to co musiałam zrobić. Niedoceniam cie, sadząc iż ponownie usypiasz w fotelu będzie skuteczny, przez co nie przygotowałam, żadnych innych środków i musiała siła pozbawić cie przytomności. Widzisz...ja od początku, jeszcze od "Słabego Neona" przypuszczałam co jest powodem zaginięcia tej waszej floty. Było to pewne urządzenie opracowane przez odłam mojego zakonu, urządzenie na tyle potężne iż sądziliśmy że nigdy odłamowcom nie udało się go skonstruować. Kiedy się okazało iż się myliśmy, musiałam zrobić wszystko aby je zniszczyć, bowiem moc tego urządzenia zachwiała by galaktyka. Żadna rasa nie zasługuje na taką potęgą, żadna nie jest na nią gotowa, nawet Zhe... nawet Minbari. Nie mogłam nawet ryzykować iż zobaczysz chociaż co było powodem zastanego przez nas stanu rzeczy dlatego musiałam... - głos się jej lekko załamał, pokręciła jednak głową i pociągnąwszy nosem kontynuowała - będzie lepiej jeśli władze Narnu zatają większość z tych informacji, a zwłaszcza mój udział...lub nawet będzie lepiej jeśli ty sam nie powiesz im nic więcej. Niech Reżim ogłosi, iż na flotę natkną się jakiś statek zwiadowczy, a to w czym się ona znajdowała było naturalnym fenomenem przestrzennym, a przynajmniej tak sądzą. Chciałam również...ci podziękować. Pomogłeś mi odkryć w sobie coś co jak sadziłam od dawana było martwe...mam dlatego nadzieje że kiedyś się jeszcze spotkamy...i że wybaczysz mi to co musiałam zrobić. Żegnaj.
Obraz kobiety zastąpił krótki ciąg narneńskich cyfr głoszący "koniec". Trotyl siedział przez chwile w bezruchu wpatrując się w te litery, poczym uniósł materiał w który zawinięty był kryształ do twarzy. Pachniał jaśminem i kiwi.
- To ja dziękuję - powiedział cicho w pustkę pokoju - za wszystko.
Pokój po chwili wypełnił szum silników skokowych kiedy armada 59 statków szykowała się do skoczenia w hiperprzestrzeń.
Ofelia obserwowała ją z pokładu swojego niewykrywalnego statku, patrząc jak martwa od dekad flota ożywa jasnym błyskiem silników jonowych i po chwili znika w ogromnym wirze energii. Jako ostatni w stronę wiru ruszył prawie półtorakilometrowy ciężki krążownik. Kobieta dotknęła palcem ust a następnie przesunęła nim po znikającym okręcie. "Za wszystko" przypomniała sobie ponownie jego słowa, kilka sylab które działały jak balsam na jej duszę.
Nowy czapter 🙂 jest fajniuski, z jednym wyjatkiem - bijatyka na piesci z technomagiem powinna sie skonczyc szybko i bezbolesnie. Dla oponenta TM rzecz jasna. Poza tym - fajniuskie
Założyłem ze TM bez swojej szaty i laski nie jest az taki wytrzymały 🙂
Autor: Grzegorz "Coen" Skowyra
Cykl: Narneńska Sekcja Nowych Technologii
Tytuł: Układy cz. I
Uniwersum: Babylon 5
Strona domowa: http://www.nsnt.republika.pl/index.html
Warunki prawne: Opowiadanie może być rozpowszechniane bez zgody autora tak długo jak nie pobiera się za to żadnych opłat ani nie ponosi innych korzyści materialnych
- Nieprzyjemny widok – powiedział Mustafa stojąc obok fotela dowódcy i razem z Natanem obserwując przekaz na głównym ekranie. Przypięty do fotela komandor nie odpowiedział pogrążony we własnych, nieprzyjemnych wspomnieniach, których lawinę wywołał obraz minbarskiego krążownika wojennego zbliżającego się szybko w ich stronę. Widział je już wcześniej, raz nawet całą ich flotę, kiedy bez trudu masakrowały Ziemską obronę w czasie Bitwy na Linii sześć lat temu. Dwoje jego przyjaciół zginęło tego dnia, dołączając do długiej listy bliskich mu osób zabitych przez Minbari. Trotyl miał wielką ochotę, aby wydać swoim okrętom rozkaz przygotowania się do walki, mimo iż był nieomal pewny swojej przegranej.
- Taa – mrukną cicho, w spóźnionej trochę reakcji na słowa murzyna, poczym zwrócił się do starego, siwowłosego mężczyzny siedzącego obok młodego narneńczyka – otworzyć szczeliny działowe, niech pozostałe okręty zrobią to samo.
Siwowłosy bez szemrania wykonał rozkaz i sprawdził odczyty obrazujące zachowanie dwóch towarzyszących im lekkich krążowników.
- Eskorta potwierdza, szczeliny działowe otarte – powiedział mocno schrypniętym głosem. Trotyl kiwną tylko głową.
- W porządku...silniki cała stop, wyłączyć komputery celownicze – powiedział zaciskając dłonie na oparciach fotela.
- Kładziemy się brzuchem do góry i wyczekujemy łaski? – Semimba trafnie ocenił sytuacje podchodząc pod stanowisko sternika i sprawdzając odczyty odległości. Dzięki butom zaopatrzonym w magnesy mógł w miarę normalnie się poruszać pomimo braku grawitacji.
- Odbieramy przekaz z okrętu Minbari – powiedział po kilku sekundach starszy mężczyzna.
- Na ekran komandorze Krist – odparł mu Natan i obraz krążownika zastąpiła fizjonomia minbarskiej wojowniczki w młodym wieku przyozdobiona dwoma czerwona fioletowymi malunkami, lub tatuażami na policzkach..
- Minbarski krążownik Sotari do okrętów narneńskich – powiedziała pełnym groźby głosem – podajcie powód wtargnięcia w naszą przestrzeń, w przeciwnym razie otworzymy ogień.
Komandor pokiwał tylko głową. Powitanie było mniej więcej takie, jakiego się spodziewał. Odchrząkną tylko i nacisną przycisk na swojej konsoli.
- Tu narneński okręt G'zha. Przybyliśmy, aby ofiarować wam naszą pomoc w nadziei, iż posłuży ona do zapoczątkowania kontaktów dyplomatycznych między naszymi państwami.
Minbaryjka najpierw wystawiła oczy ze zdziwienia widząc, z kim rozmawia, a następnie nieomal parsknęła śmiechem.
- A przy czym niby uważacie, że możecie nam pomóc? – spytała rozbawiony – celów do strzelania mamy więcej...w dodatku bardziej wymagających niż wy.
Trotyl zobaczył jak czarnoskóry porucznik z wściekłością zaciska pięści, najwyraźniej z trudnością powstrzymując się od odpysknięcia tej zadufanej paniusi. Komandor sam miał wielką ochotę to zrobić, wiedział jednak, iż nie może sobie na to pozwolić.
- Z posiadanych przez nas informacji wynika, iż od czterech miesięcy straciliście trzynaście cywilnych transportowców w okolicy sektora 99 na 13 na 56, oraz że wasze poszukiwania nie przyniosły żadnych rezultatów. – powiedział zamiast tego, odczuwając mimowolnie sporą satysfakcje widząc gwałtownie wydłużoną minę rozmówczyni.
- Co o tym wiecie?! – spytała gwałtownie kobieta. Wyraźnie zdenerwowała ją ta wiadomość.
- Na razie niewiele – odpowiedział jej szczerze Natan – jeśli jednak pozwolicie nam przejrzeć wasze dane może do czegoś dojdziemy.
- Jakbym nie miała już, czego robić tylko przekazywać informacje takim dz... – zaczęła butnie, przerwała jednak nagle i spojrzała gdzieś w bok, najwyraźniej słuchając kogoś za 'za kamerą'. Skłoniła się następnie i z wyraźnym niezadowoleniem zwróciła do komandora – możesz wejść na pokład, sam i bez broni.
Przekazawszy informacje zakończyła przekaz. Natan odetchną głęboko, lekko uspokojony, poczym odpiął sprzączki pasów trzymających go w fotelu i odbiwszy się od niego poszybował w stronę wyjścia.
- Komandorze Krist – lecąc zwrócił się do starszego mężczyzny – przejmuje pan dowodzenie na czas mojej nieobecności.
Mustafa momentalnie podreptał w stronę Trotyla
- Czy uważa pan, że to bezpieczne iść tam samemu i bez broni? – spytał. 'Deja vu' przemknęło przez myśli komandora i mimowolnie uśmiechną się do wspomnienia o Ofelii. Szybko jednak spoważniał gdyż tego wymagała sytuacja.
- Jakby mieli wobec nas wrogie zamiary to nie było by już, komu prowadzić tej rozmowy – odpowiedział – zajmij stanowisko Krista i nie martw się tak bardzo. Przynajmniej zechcieli porozmawiać.
Murzyn pokiwał tylko głową, poczym poczłapał z powrotem zaś jego dowódca pofruną szybko w stronę doku.
- To tu – powiedziała młody Drazyi Valkirii wskazując durzy, czteropiętrowy budynek z ogromnymi tarasami, w którym jak wiedziała znajdowała się siedziba drazyjskiego gubernatora koloni na Zagros. Kobieta kiwnęła tylko głową podziwiając typową dla tej rasy architekturę: dach każdego poziomu był po fakcie olbrzymim tarasem poziomu wyżej co nadawało całej konstrukcji piramidalny kształt. Przewodnik wspiął się na schody prowadzące do wąskiego wejścia i otworzył kobiecie drzwi. Porucznik Natias szybko znikła w przyjemnie chłodnym i ciemnym wnętrzu rozglądając się zaciekawiona, jednak tutaj było niewiele do oglądania: raptem rząd drzwi prowadzących do najniżej położonych pomieszczeń, nie licząc piwnicy, oraz dwie pary schodów prowadzące na wyższe piętra. Choć musiała przyznać, iż gustowne lampiony dające tyle światła, aby było cokolwiek widać, oraz proste dywany zaściełające podłogę przykuwały uwagę swoją prostą dowodząc dobrego gustu gospodarza. Drazi wyminą ją zręcznie i ruszył w stronę schodów prowadzących na piętra, poczym doprowadził ją do trzeciego poziomu budowli. Im byli wyżej tym korytarze były jaśniej oświetlone i urządzone z coraz większym przepychem. Na trzecim poziomie było już zupełnie jasno, zaś ściany ozdabiały obrazy w gustownych ramach, podobne do tych w antycznych ziemskich zamkach i pałacach. Przewodnik podszedł do jednych z czterech drzwi na tym poziomie i zastukał w nie, poczym otworzył wpuszczając Valkirie do środka. Kobieta podziękowała mu skinieniem głowy i rozejrzała się po wnętrzu pomieszczenia, kiedy drzwi zamknęły się za nią. Dość duży, kwadratowy pokój był urządzony równie bogato jak korytarze. Przeciwstawna do wejścia ściana była wykonana całkowicie ze szkła i zaopatrzona w drzwi prowadzące na taras. Przed nimi stało masywne, drewniane biurko, za którym siedział drazyjski gubernator, przed biurkiem natomiast stały dwa skórzane, czarne fotele, z których jeden był zajęte przez potężnie wyglądającego Narna. Jak porucznik wiedziała należał on do ścisłej czołówki ambasadorów Reżimu.
-Ah, pani porucznik – G'Kar uśmiechną się wstając – pozwoli pani, że dokonam prezentacji. To gubernator Okel, nasz gospodarz i reprezentant Hegemonii Drazi w tych pertraktacjach – wskazał dłonią osobę po drugiej stronie biurka, następnie wskazał na nią – panie gubernatorze, ta młoda dama to Valkiria Natias, moja atache na czas negocjacji.
Pani porucznik skłoniła się gubernatorowi, ten zaś wstał wskazując jej drugi fotel i odezwał się jak tylko podeszła i usiedli we trójkę.
- A więc ambasadorze G'Kar, pani Natias – zaczął Okel – o czym to Reżim tak bardzo chciał podyskutować w dodatku prosząc o tak daleko posuniętą dyskrecje?
- Z tego co wiem – powiedział Narneńczyk wyciągając się wygodnie w miękkim fotelu – chodzi o współprace w dziedzinie uzbrojenia.
- O – Drazyjczyk uniósłby brwi ze zdziwienia, gdyby je posiadał – a konkretnie? Jeśli to nie jest tajemnica państwowa Reżimu naturalnie, choć wtedy negocjacje będą raczej krótkie.
Valkiria nie dała po sobie poznać, iż zdrażniła ją ta ironia, postanowiła jednak, że skoro gubernator pojechał w ten sposób to i ona wbije mu szpile.
- Jak tam wasz program okrętu zdolnego do otwarcia punktu skoku? – spytała z udawanym brakiem zainteresowania – z tego co wiemy w doku co miał go opracować doszło niedawno do centauryjskiego sabotażu z reaktorem fuzyjnym. O przepraszam, chciałam powiedzieć do nieszczęśliwego wypadku.
- Nie wiem, o czym pani mówi – odparł jej Okel, choć z gwałtownego błysku w jego oku domyśliła się, iż trafiła w czułe miejsce. G'Kar również to zauważył i podrapał się po policzku, aby ukryć delikatny uśmiech. Słyszał, iż ludzie pracujący w Sekcji Nowych Technologii byli zdolni, ale nie podejrzewał, iż mogą mieć takie pazurki. Gubernator zaś kontynuował – To prawda, jeden kompleks doków przy naszej macierzystej planecie doznał poważniej awarii, jednak nie miał nic wspólnego z żadnym projektem wojskowym.
- Mhm – G'Kar pokiwał głową ze zrozumieniem, następnie zaś postanowił jak to ziemianie mówią: zagrać asa – a co jeśli powiem, iż Reżim byłby skłonny opracować taki okręt dla was?
Mógł mówić swobodnie wiedział, bowiem iż pokój jest ekranowany przed podsłuchem. Co prawda miał chronić głownie przed narneńskimi szpiegami jako, że Zagros znajdowało się wewnątrz narneńskiego terytorium i było mocno otoczone, jednak drazyjskie zabezpieczenia miałaby opinie chroniących nawet przed Minbari. O ile niepotwierdzone plotki o minbarskich szpiegach, z broszkami w klapie były prawdziwe.
- Tak z dobroci serca? – spytał po chwili gubernator. Valkiria uśmiechnęła się szeroko.
- Oczywiście, że nie – odpowiedziała – po pierwsze musielibyście przekazać nam wszelka technologie jaka miała by być 'załączona' do tego projektu oraz wyjaśnić jak dokładnie ona działa. Dodatkowo liczylibyśmy na waszą pomoc w przystosowaniu tej technologii do naszych okrętów.
- Takie warunki są nie do przyjęcia – powiedział spokojnie gubernator – ujawnilibyśmy wam wszystkie nasze sekrety dodatkowo dozbrajając was jeszcze.
- Dlatego to nie są wszystkie warunki – skontrował go G'Kar – dodatkowo chcielibyśmy aby Hegemonia opracowała dla nas modernizacje myśliwca Frazi. W dziedzinie myśliwców macie większe doświadczenie niż my i o wiele lepsze efekty. Naturalnie w tym celu będziemy musieli udostępnić wam naszą technologie, wy zaś poznacie wszystkie plusy i minusy naszej nowej konstrukcji. Oraz jeśli będziecie zainteresowani pomożemy wam zintegrować niektóre aspekty nowych technologii z waszymi podzespołami.
Okel ważył przez chwile w myślach to, co usłyszał, poczym nachylił się nad biurkiem.
- O czym konkretnie mówimy? – spytał...
Trotyl szedł szybko korytarzem minbarskiego krążownika w towarzystwie trzech mężczyzn, z których najniższy był od niego wyższy tylko o głowę. Zastanawiał się czy miał to być jakiś pokaz siły czy tylko zwykły zbieg okoliczności, iż przysłano po niego takie chodzące sekwoje. Mimowolnie rozglądał się podziwiając wszystko. Sama architektura, oparta na planie trójkątów, oraz taka łagodna, żeby nie powiedzieć wyblakła kolorystyka niezbyt przypadła mu do gustu jednak samo to, iż szedł po pokładzie dzwoniąc o niego podkutymi podeszwami robiło wrażenie. Tym bardziej, iż na Sharlinie nic się nie kręciło, aby symulować grawitacje, tylko tak samo jak na Primusie było tu prawdziwe ciążenie. Naukowcy Sekcji od miesięcy próbowali już rozgryźć te technologie na zdobytych centauryjskich okrętach, ale byli pod względem technologii tak daleko w, tyle iż musiało to zająć jeszcze sporo czasu. Jak określił to jeden z naukowców: jesteśmy jak krzyżowcy usiłujący rozpracować bombę atomową.
Po chwili eskorta doprowadziła go do jakichś drzwi. Najwyższy z Minbarczyków otworzył je naciskając na kryształ obok i wskazał Natanowi, aby wszedł do środka, co ten od razu uczynił. Pokój był urządzony dziwacznie, jednak komandor domyślał się, iż to kwestia rasowa: wszystko było wykonane z kryształu: szafki, parawany, stoliki, nawet coś ustawione śmiesznie pod katem 45 stopni do podłogi. Po trójkątnej poduszce u góry człowiek domyślił się, iż jest to łóżko. W pokoju nie było żadnych krzeseł, jedynie kilka poduszek wokół stołu jak, Natan więc przypuszczał Minbarczycy pod względem siedzisk musieli być podobni do Japończyków.
- Na imię mi Soral – powiedział nagle średniego wzrostu Minbarczyk z obliczem okolonym dość gęstą brodą, który bezszelestnie pojawił się obok człowieka. Komandor nieomal podskoczył, ogromnym wysiłkiem woli powstrzymując się od wymierzenia ciosu z łokcia osobie, która niepostrzeżenie zaszła go do tyłu. Minbarczyk zaś kontynuował wskazując na jeden z parawanów, zza którego wyszła wcześniejsza rozmówczyni Nata – kapitan Dele już pan poznał.
Trotyl poczuł się trochę jak zaszczute zwierze jednak grzecznie ukłonił się obu osobom
- Nazywam się Natan Trotyl, jestem dowódcą narneńskiego krążownika G'zha – powiedział przyglądając się obojgu.
- Człowiek służący na okręcie Narnów to rzadkość, choć doszły mnie słuchy o takich przypadkach – powiedział mężczyzna splatając razem dłonie – nigdy nie słyszałem jednak o ludziach dowodzących Narnami, zwłaszcza po ostatnim konflikcie między wami.
- Z tego co wiem wśród ludzi w siłach zbrojnych Reżimu jestem najwyższy rangą – odparł mu człowiek – kilka razy udało mi się dowieść swojej przydatności dla nich.
Mimbarczyk kiwną głową, choć nie zadowoliła go w pełni ta odpowiedź. Liczył na coś bardziej szczegółowego, uznał jednak, iż nie warto naciskać. Wskazał na jedno z siedzisk obok niskiego stolika i sam zasiadł na innym z nich. Kobieta zasiadła po jego prawicy, na przeciw człowieka.
- W porządku panie Trotyl – powiedział Soral utkwiwszy spojrzenie w człowieku – przejdźmy do rzeczy.
- Z tego, co wiemy od kilku miesięcy w tym regionie giną wam transportowce – rozpoczął Natan opierając dłonie na udach – z początku cywilne, zaś po zamknięciu obszaru dla cywilów miesiąc temu straciliście, co najmniej dwa transportowce wojskowe. W sumie szesnaście transportów, jeśli liczyć jednego kuriera. Nie mamy, co prawda informacji odnośnie dokładnej ilości osób, ale specjaliści oceniają, iż może chodzić o nawet sześćdziesiąt tysięcy osób. Z braku szczątków wywnioskowano, że nie zostały one zniszczone tylko albo same odleciały alby zostały porwane. Zniknięcie transportowców wojskowych nieomal likwiduje pierwszą z tych możliwości.
- Zawsze zostaje jakaś anomalia w przestrzeni lub hiperprzestrzeni – Dela wpadła mu w wypowiedź.
- Wątpię – odpowiedział jej spokojnie Natan – bowiem nie 'wpadł' w nią żaden z waszych okrętów wojennych przeszukujących ten obszar od kilku miesięcy.
- W porządku – Minbarczyk odezwał się szybko, nim zdążyła to zrobić wojowniczka – najwyraźniej dobrze się pan przygotował a Narnowie mają dobry wywiad. Co więc konkretnie pan proponuje?
- Mam tutaj cztery okręty – powiedział szybko człowiek – zawsze to o cztery pary czujników więcej przy poszukiwaniach. Nie będziemy też ich raczej spowalniać, bowiem okręty Reżimu może i są słabsze od ludzkich, ale zazwyczaj są szybsze. W dodatku zawsze lepiej, aby ktoś jeszcze przejrzał dane na wypadek gdyby coś wam umknęło.
- Dane te już przejrzano tak dokładnie jak się tylko da – powiedziała Dela nieomal podnosząc głos – co niby sądzisz iż mogą znaleźć tacy.....tacy jak wy?
Komandor zmierzył ją dokładnym, ale pozbawionym szacunku spojrzeniem. Ta kobieta zaczynała go irytować. Odpowiedział jednak spokojnie
- Dwieście pięćdziesiąt lat temu na Ziemi była emitowana pewna bajka. W jednym z epizodów bohaterowie próbowali zapobiec uderzeniu w miasto asteroidy ściąganej przez obce urządzenie. Najmądrzejsi z nich zebrali się w kółeczku i radzili czy zmienić polaryzacje, odwrócić ciąg, użyć pozytywnie naładowanych jonów i inne takie aspekty z technobełkotu...
- A co to m... – zaczęła pani kapitan, została jednak uciszona gestem przez Sorala, który słuchał człowieka z cieniem uśmiechu na ustach. Trotyl kontynuował więc
- Natomiast jeden z nich, niewłączony do rozmowy, jako że był raczej tym 'fizycznym' podszedł do urządzenia i obejrzał je dookoła, poczym przesunął bardzo dużą umieszczoną z tyłu dźwignie z ustawienia ''ściągaj'' na ''odpychaj''. Jak pani sądzie kapitanie, co by się stało, jakby nie pozwolili obejrzeć tego urządzenia takiemu... takiemu komuś jak on?
Przez twarz wojowniczki przebiegł gniewny grymas, komandor zaś dostrzegł jak drgnęły jej mięśnie, kiedy szykowała się do gwałtownego powstania, ale szczery śmiech Minbarczyka posadził ją w miejscu.
- Celna uwaga komandorze – powiedział, spoważniał jednak szybko i kontynuował – Narnowie jednak nie są znani ze szczodrości. Podobnie jak ludzie. Jesteście najemnikami, więc jaka jest wasza cena?
- Nie zaprzeczę, że liczy na korzyści w zamian za naszą pomoc – Trotyl odparł mu kiwając tylko głową – omówimy je jednak jak już zagadka zostanie rozwiązana. Bo, może my nie jesteśmy znani z naszej samartyańskosci, ale Minbarczycy są znani z tego, że spłacają swoje długi.
Soral milczał przez chwilę poczym powiedział spokojnie wstając
- Musze to przemyśleć i naradzić z naszym rządem. Dam panu znać, kiedy podejmiemy decyzje. Póki, co muszę pana prosić o pozostanie tutaj. Dela zadba o to, aby miał pan, co jeść i pić w razie potrzeby.
Człowiek nie chcąc okazać braku szacunku również wstał i odprowadził Minbarczyków wzrokiem. Na odchodnym pani kapitan rzuciła mu gromiące spojrzenie, Nate jednak postanowił się tym za bardzo nie przejmować. Kiedy drzwi zamknęły się za jego gospodarzami odetchną z głęboko
- Nieźle poszło – mrukną, poczym jakby o czymś pomyślawszy rozejrzał się po pomieszczeniu, nie znajdując za bardzo niczego wartego większej uwagi. Powiedział, więc z przekąsem – dobrze, że wziąłem sobie jakaś książkę...
CDN...