Forum › Rozmowy (nie)kontrolowane › Polityka › Kościół
Zatem jeżeli ksiądz weźmie ślub cywilny, w oczach Kościoła nadal jest kawalerem, zatem nie powinna mu grozić ekskomunika. Zatem gdzie logika postępowania tej wielkiej marnej instytucji?
Tu chyba chodzi o to że biorąc ślub cywilny ma zamiar żyć w stałym związku co kwalifikuje go do ekskomuniki. Wiem że cywilnego kościół nie uznaje ale jakoś tak to chyba jest.
Celibat to najgłupsza rzecz pod słońcem, wręcz zbrodnia przeciw naturze. A już skrycie preferowany pogląd, że lepiej, by ksiadz uzywał sobie od czasu do czasu z jakąś panienką na boku, niz uczciwie się ożenił, jest dla mnie bluźnierstwem przeciw boskiemu porządkowi świata i kościoła.
Tyż prowda. Wtedy taki ksiądz wiedziałby o czym mówi dając rady małżeństwom czy prowadząc kursy przedmałżeńskie. I oczywiście zmieniłby się ich pogląd o rozwodach kościelnych.
Ależ oni na kursach przedmałżeńskich pieprzą o nie spaniu ze sobą przed ślubem, spowiadaniu się i kalendarzyku. O tym, żeby dzieci wychowywać w wierze katolickiej i o wielu innych pierdołach zupełnie oderwanych od życia codziennego. Wiem, bo kumpela musiała chodzić na ten bezsens przed ślubem. Była już dwa lata po cywilnym i ksiądz stwierdził, że są grzesznikami. Paranoja. A z tym ślubem cywilnym i ekskomuniką to tak bardziej z ironią chciałem pokazać błedne koło 🙂 No i celibat, co już pisałem parę postów temu to totalny idiotyzm.
Ależ oni na kursach przedmałżeńskich pieprzą o nie spaniu ze sobą przed ślubem, spowiadaniu się i kalendarzyku. O tym, żeby dzieci wychowywać w wierze katolickiej i o wielu innych pierdołach zupełnie oderwanych od życia codziennego.
Też... Ale nie tylko. Zresztą, zależy gdzie i na kogo się trafi. Poza tym to już kwestia chodzącego, co właściwie chce z tych nauk wynieść.
Zdarom - nie ma czegoś takiego, jak rozwód kościelny 🙂 Jest stwierdzenie o nieważności związku, a to nie to samo 🙂
Stwierdzenie o nieważności - hipokryzja czystej wody i tyle. Nic więcej.
A mogę poprosić o uzasadnienie?
A mogę poprosić o uzasadnienie?
Prosze bardzo. na jakiej podstawie to unieważnienie się orzeka, skoro ślub przeprowadzony był lege artis? Szuka się jakichś kruczków. Tymczasem, gdyby brać wszystko serio, przysięga złożona w obliczu Boga obowiązuje, choćby tam nawet nie wiem co. Jeśli stajemy na stanowisku, że taka przysięga czasem nie jest ważna, negujemy jej ważność wogóle i tym samym jakikolwiek sens jej składania. To raz. Dwa: unieważnienie to tylko elegancka nazwa rozwodu, jak wiadomo, by any other name będzie to rozstanie dwojga ludzi, którzy związani węzłem małżeńskim jakiś czas ze sobą zyli. Gdyby katolicy nie mieli takiej alergii na słowo "rozwód", nie było całej tej gimnastyki.
na jakiej podstawie to unieważnienie się orzeka, skoro ślub przeprowadzony był lege artis? Szuka się jakichś kruczków.
"Kruczków", powiadasz... A może po prostu są pewne, ściśle określone warunki, które muszą przy zawieraniu małżeństwa zostać spełnione?
. Tymczasem, gdyby brać wszystko serio, przysięga złożona w obliczu Boga obowiązuje, choćby tam nawet nie wiem co. Jeśli stajemy na stanowisku, że taka przysięga czasem nie jest ważna, negujemy jej ważność wogóle i tym samym jakikolwiek sens jej składania.
Równie dobrze można byłoby powiedzieć, że w sumie Najświętszy Sakrament to Najświętszy Sakrament i nieważne, jak się nagrzeszyło, wziąć go można zawsze. A warunek spowiedzi... No nie, po co nam jakiś warunek, przecież jego istnienie neguje ważność Najświętszego Sakramentu!
Przysięga - jakakolwiek, choćby w życiu codziennym - musi być złożona szczerze i dobrowolnie. Inaczej to nie jest przysięga. To jest oszustwo.
Dwa: unieważnienie to tylko elegancka nazwa rozwodu, jak wiadomo, by any other name będzie to rozstanie dwojga ludzi, którzy związani węzłem małżeńskim jakiś czas ze sobą zyli.
Otóż nie. Rozwód to rozwiązanie małżeństwa - czyli czegoś, co istniało. Orzeczenie o nieważności stwierdza, że tego małżeństwa - z tych czy innych przyczyn - nigdy nie było. Nie było ono nigdy ważne.
Gdyby katolicy nie mieli takiej alergii na słowo "rozwód", nie było całej tej gimnastyki.
Kto ma alergię, ten ma... Ja mam rozwiedzionych rodziców, bez unieważnionego ślubu kościelnego. Jakoś mi to nie przeszkadza.
Zdarom - nie ma czegoś takiego, jak rozwód kościelny smile.gif Jest stwierdzenie o nieważności związku, a to nie to samo smile.gif
A jak w takim razie wygląda sprawa dzieci z takiego unieważnionego związku? Bo jeśli mamy najpierw małżeństwo, z którego jest dziecko (ochrzczone itd. - standardowo), a potem następuje stwierdzenie, że jednak to małżeństwo jest nieważne (jak rozumiem nie straciło ono nagle na ważności, tylko od początku było), to czy takie dziecko nagle zyskuje status bękarta? Czy automatycznie narzuca to na jego rodziców grzech współżycia pozamałżeńskiego (bo małżeństwo nieważne)? Czy ma to jeszcze jakieś konsekwencje (zwłaszcza dla dziecka)?
to czy takie dziecko nagle zyskuje status bękarta
Sam powiedziałeś: zostało ochrzczone. Z punktu widzenia Kościoła jest takim samym dzieckiem, jak dziecko z "normalnej" rodziny.
Czy automatycznie narzuca to na jego rodziców grzech współżycia pozamałżeńskiego
Tutaj nie jestem pewien. Wydaje mi się, że nie na tę osobę, która złożyła szczerze przysięgę. Była przekonana o ważności małżeństwa. Ale tutaj musiałby się wypowiedzieć znawca prawa kanonicznego.
Czy ma to jeszcze jakieś konsekwencje (zwłaszcza dla dziecka)?
O ile mi wiadomo, to... Nie. Może normalnie przystępować do sakramentów.
Zerknij:
Prosty przykład: według prawa kanonicznego narzeczeni nie mogą ze sobą współżyć przed ślubem. A więc czy nie dyskwalifikuje to takich ludzi do ślubu kościelnego? Czy jest to powód aby unieważnić małżeństwo? A jednak nikt tego nie robi z takiego powodu i każdy wie, że młodzi śpią ze sobą przed ślubem i to nie raz nie dwa.
Równie prosta odpowiedź: po to są dwie spowiedzi przedślubne - z czego jedna dzień przed ceremonią - aby mogli się z tego grzechu oczyścić i przystąpić do sakramentu w stanie łaski uświęcającej.
Na temat spowiedzi to już w ogóle się nie wypowiadam. W ogóle nie uznaję takiego pojęcia jak grzech, a już na pewno nie w kategoriach wiary. To czy coś robię i czy jest to złe rozważam we własnym sumieniu, ale na zasadzie następujących konsekwencji, a nie opowiadaniu komuś jak często przeklinam, czy chodzę do kościoła i jak często się masturbuję. :lol:Poza tym spowiedź nie zmienia faktu, że para i tak i tak ze sobą sypia i to pomimo obietnicy poprawy. Hipokryzja.