Tagi: Star Trek, parodiaWspomnień czar....WARNING EXPLICIT CONTENTWARNING EXPLICIT CONTENTKEEP AWAY CHILDREN UNDER 18 YEARS OLD!!!!Uwaga! To co znajdziecie poniżej jest zapisem kilku lat produkowania tak bluźnierczej serii opowiadań, że Browarek się chowa 🙂 Przez tysiąc dni i nocy USS Delirium straszyło przestrzenie kosmosu.... po czym zamarło wraz z rozłamem w POGF i podupadnięciem treka na Kujawach oraz osłabieniu więzi międzyludzkich. Mamy nadzieję, że wędrówka zostanie kiedyś wznowiona, już w nowych barwach. Ehhh, łezka się w oku kręci. Większość wydarzeń jest przetworzeniem prawdziwych zdarzeń do których doszło w starych, dobrych, licealnych czasach. Wszelkie podobieństwo do opisanych osób i zdarzeń jest co za tym idzie absolutnie zamierzone. Trzymajcie się! I nie mówcie, że nie ostrzegałem!WARNING EXPLICIT CONTENTWARNING EXPLICIT CONTENTKEEP AWAY CHILDREN UNDER 18 YEARS OLD!!!!
Odsłona -1 Z bełkotu rozsierdzonego apatią pierwszego wyłania się obraz okrętu przed nadejściem rządu tymczasowego 🙂 Napisane bodajże jako 4 w serii i nigdy nie przeciągnięte w część "zerową"....
Delirium -1 "In the search of... something"Autor: KalehMostek okrętu USS Delirium gdzieś w przestrzeni kosmicznej...(KAPITAN) - Komputer. Dziennik kapitański, data gwiezdna.....(KOMPUTER) - ...(KAPITAN) - Komputer???(KOMPUTER) - ...(KAPITAN) - Komputer!!!!!Tymczasem w mesie impreza się rozkręca na dobre (tzn. jest już mocno rozkręcona i dlatego się sypie ale mniejsza o to)....(KALEH) - Wznieśmy toast za współbraci wierzących w dobre intencje imperium romulańskiego.....(RESZTA) - ......(KALEH) - ... no dobra, to za naiwnych!!!(RESZTA) - ......(KALEH) - Heee-eeej!!!(RESZTA) - ......(KALEH) - Eej... no nie róbcie sobie jaj...(RESZTA) - ......(KALEH) - No nie, co z was za ludzie....eeee istoty żywe?!(RESZTA) - ......(KALEH) - No nie, co za smuty....(RESZTA) - ......(KALEH) - Pobuuuudka!!!!!!(COBRA) - ....(RESZTA - COBRA) - ......(KALEH) - Heeee...aaaarghhhh!!!!!Gwałtownie przerywa po oberwaniu z typowego klingońsko-wojskowego buta Cobry......(COBRA) - Zamknij sieeeaaaarghhh.....Cobra też przerywa gdy Kaleh podsmaża mu z distruptora obuwie.....(KALEH) - Go ahead. Make my day!!!!(COBRA) - ......Znowu na mostku(KAPITAN) - Komputeeeer!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!(KOMPUTER) - ...Po raz kolejny w miejscu zwanym mesą około godziny później gdy dwaj oponenci doszli już do siebie....KALEH:- Nudno...Cobrah:- chrrrr.....Lucas tępo rozgląda się po otoczeniuZayec i pani doktor zajmują się sobąGul Gul: - Chrrr.... Brrrr.....Energy leży i spogląda nostalgicznie w sufitKaleh:- co tak się nie odzywacieCobrah:- chrrrr.....Lucas przewraca się na drugi bokGul Gul zapala papierosa i puszcza kółkaZayec i pani doktor patrzą sobie w oczyXantypa podejrzanie się uśmiecha i mówi:- a wiecie co.........Energy cicho pogwizdujeKaleh: - Śpicie czy co?Cobrah nuci stary niedźwiedź mocno śpiLucas wstaje i wychodzi po czym wraca z butelką piwa którą otwiera z głośnym psssstGul Gul kontynuuje puszczanie kółekXantypa:- hmmmm........Energy wyjmuje wiatraczek i się chłodziCobrah w dalszym ciągu udaje że śpi i patrzy czy nikt nie próbuje go obudzićKaleh:- Smoooooty!!!!Cobrah warczy: - Zamknij się i daj spać!Kaleh:- Co?Wszyscy odsuwają się od zarzewia kłótniCobrah:- chrrrrr....Kaleh:- Smoootek......Energy majstruje przy kablach i co chwile syczy gdy kopie go prądGul Gul zaczyna rozglądać się za jakimś trunkiem, podchodzi do Lucasa i obala z nim pifko, Xantypa kładzie się obok naukowego budząc zazdrość wśród mężczyznCobrah:- chrrrrr.....Kaleh:- jakie nudy... hop... hop.... jest tu kto????Cobrah:- grrrrr.....Kaleh:- khe, khemEnergy wyjmuje "Kosiarza" i zaczyna czytaćKaleh znudzony:- Poooobuuuuudkaaaa!!!!Zupełna cisza, wszystko zamiera w absolutnym bezruchu na dwie minuty, potem Cobrah silnym ciosem nokautuje przeciwnika....Kaleh po chwili:- za co????Cobrah:- chrrrrr.....Kaleh obraża się i idzie do kąta ze słowami:- Nikt mnie nie lubi.... buuuu.... nikt mnie nie słucha.... buuu... wszyscy mnie biją buuuu.....Jednak przestaje płakać i wypija duszkiem Pilsnera rzuconego mu przez Lucasa, kiwa z uznaniem głową. Dosiada się do nich i w absolutnej ciszy grają w karty o Xantypę......Cobrah:- chrrrrr....brrrr......Energy pożywia się orzeszkami jednak gdy tylko folia zaszeleściła wszystko zamiera w bezruchuNieźle wkurzony Cobrah:- wyskoczę oknem!Biegnie w stronę pola elektromagnetycznego i próbuję przez nie wyskoczyć, zostaje na żarzącym się powietrzu. Wyciąga go Energy i rzuca na łóżko. Cobrah powoli zsuwa się za nie i od czasu do czasu chrapie. Zayec oddala się, po chwili to samo robi charcerka. Do kajuty wchodzi dowódca okrętu USS Wolfczak i bardzo głośno mówi:- Dzień dobry państwu. Witamy w radiu Elita, maksimum muzyki minimum gadania, zapraszamy na poranną audycję......Wszystko zamiera w bezruchu, zapaleniec kontynuuje:- Co jest jełopy, nudno, to trochę wam potowarzyszę... może zagramy w Skijumpa? Nudno tu u was......Zostaje szybko i boleśnie skrępowany i wrzucony na górną koję. Uspokaja się trochę i bardzo głośno sapie...... wszyscy zdegustowani nie reagują i on przestaje...... Kaleh wycofuję się z gry gdy przegrywa distruptor, wyjmuje karty CCG i zaczyna się im przyglądać. Xantypa z zainteresowaniem podchodzi i też się przygląda, ale kontrolowana przez Lucasa za pomocą niedawno wszczepionego impulsu wstaje i wychodzi. Potem robi to samo Lucas.... Po chwili zza drzwi wychodzą głośno rozmawiając ze sobą Estragon i Vladimir. Zastanawiając się jak najlepiej czekać na Godota i kto to jest Godot. Jednak po reakcji załogi i wyjaśnieniu, że nie jest to teatr absurdu wychodzą. Po drodze spotykają Xantypę i Lucasa, którzy wskazują im śluzę numer V i pozbywają się problemu za pomocą dekompresji, po czym wracają do swoich spraw. (COBRA, po przebudzeniu) Czy kapitan wciąż próbuje dogadać się z komputerem?(KALEH) Chyba tak bo nie widziałem go dzisiaj.(GUL GUL) Powiemy mu o tym, że sprzedaliśmy oprogramowanie?(COBRA) Nieeeee, niech się facet jeszcze pobawi a potem coś wykombinujemy...(OGÓŁ) .........(KALEH) No nie znowu cisza! Dość tego, teraz się wkurzyłem idę naskarżyć kapitanowi.OGÓŁ dyskretnie ładuje phasery na spopielanie(KALEH) Eeeeee...... żartowałem...... dobra, barman kolejka dla wszystkich!Wszyscy nagle stają się radośni i uśmiechają się na darmowe chlańsko. Niestety miny rzedną gdy uświadamiają sobie, że na statku reedukacyjnym nie ma barmana. Nagle COBRA wpada na genialny pomysł i wyjmuje butelkę GINU, zaczyna ją delikatnie głaskać czym uwalnia uwięziony w niej GIN.(GIN) Ho, ho, ho, merry christmas! Fuck, znowu przebrania pomyliłem, zaraz wracam.Po chwili oczekiwania ukazuje się w pełnej okazałości i zadaje pytanie:- Czym mogę służyć?(COBRA) Jeden barman szybko!(GIN) Sprecyzuj!(COBRA) Mały, uszaty, żądny latinum, gotowy do pracy w obskurnych miejscach. No wiesz, numer katalogowy FB 114(GIN) Już się robi.Po chwili gin znika a na jego miejscu pojawia się odziany na czerwono Ferengi, który zacierając ręce pyta:- Czym mogę służyć?(COBRA) 45 piw, mocnych, maksimum 1,5 centymetra pianki, szybko! Kaleh! Teraz się wypłać!Jednak Kaleh, nieświadomy właśnie obciążanego należnością konta w banku był w połowie drogi na mostek. Nie, nie chciał zdradzić przyjaciół tylko w jego romulańskiej głowie telepała się jedna myśl. Był Romulaninem, no nie? Więc dlaczego władzę dzierży człowiek o niższym od niego stopniu. Uznał że tak słabą jednostka nie może przewodzić załodze, Jest ona przecież elementem zbędnym i wyeliminowanie jej będzie dobrym uczynkiem dla ludzkości. Widział już świetlaną przyszłość jako admirał w Federacji. Wiedział ile przyniesie mu to korzyści, dostęp do danych i tajne łącze z Romulusem. Starał się spieszyć bo kto wie, czy ktoś wcześniej nie wpadł na ten pomysł....Kapitan nieświadomy powoli zbliżającego się do niego cienia ciągle starał się wywołać nieaktywny komputer. Był tak zajęty, że nie usłyszał nawet cichego otwierania drzwi od turbowindy. Kaleh z karabinem distrupcyjnym zsuwał się powoli po jakiś kablach uważnie rozglądając się po pomieszczeniu. W końcu ujrzał to czego najbardziej się obawiał. Mała, przygrabiona postać z mopem ukrywała się właśnie za konsolą taktyczną, tuż obok niczego niespodziewającego się kapitana. - Nieeeeee! - krzyknął Kaleh wyskakując szybko z wnęki nie zważając nawet na zdezorientowanego kapitana. Tuż obok Romulanina przemknęły dwa niedomyte talerze, a po chwili musiał paść na ziemię unikając serii ciosów zadanych ścierką do kurzu. Prędko wyciągnął kieszonkową, romulańską halabardę i powstrzymał kilka ciosów. Krzyknął do nieznajomej postaci: - Dlaczego znowu wchodzisz mi w drogę!? Czy niedość Ci już było po masakrze na Khitomer? Jednak postać nie odpowiedziała i czym prędzej wymierzyła cios sprytnie ukrytą szufelką, Kaleh odskoczył i potknął się o jakieś leżące na podłodze kable i przypadkowo nacisnął spust distruptora. Wystrzeliły z niego chorobliwie zielone promienie, które ugodziły w kapitana, automatycznie go spopielając. Zamaskowana osoba zawyła z rozpaczy po straconej okazji do skrytobójstwa i cichego przejęcia władzy. Powiedziała cicho:- Dlaczego zawsze to robisz? Dlaczego "zupełnie przez przypadek" zawsze wygrywasz? Możesz mi to powiedzieć, omen siakiś czy coś?- Hehehehe wiesz równie dobrze jak ja, że my Romulanie nie zdradzamy swoich sekretów.- Ehhhh..... niestety aż za dobrze. To kiedy znowu się znów zobaczymy?- No sam nie wiem..... ale postaram się pojawić na święta....- Może trochę wcześniej bo rodzice zaczynają się martwić o Ciebie....- Przecież wiedzą, że ciężko pracuję dla dobra ojczyzny....- No tak, ale w sumie.......... a poza tym, czy nie znalazłoby się miejsce w załodze dla kolejnej osoby?- Hmmmm.... zobaczę, w końcu jestem już AKTUALNYM dowódcą tego okrętu i mam swoje prawa. Dobra, a teraz zmykaj aby cię inni nie widzieli, jakby co będziesz moją wunderwaffe.- No dobra lecę, tylko pamiętaj o tej złotówce i 11 groszach co jesteś mi winien od środy, trzy tygodnie temu... oki?- Noo....... dobra....postaram się zapamiętać.... PaPo kilku chwilach stania w ciszy i wspominania szczęśliwego życia rodzinnego z bratem inżynierem i siostrą sabotażystką ocknął się z zamyślenia i po odpaleniu solidnego łyka browara podszedł do konsoli i zaczął nadawać wyjątkowo głośną wiadomość:UWAGA TU MÓWI AKTUALNY DOWÓDCA OKRĘTU CENTURION KALEH. W WYNIKU NIESPODZIEWANEGO WYPADKU NASZEGO, KOCHANEGO KAPITANA JESTEM ZMUSZONY JAKO NAJWYŻSZY STOPNIEM PRZEJĄĆ WŁADZĘ NA TYM OKRĘCIE. NIECH WAM WSZYSTKIM LOS SPRZYJA I USZY SIĘ ZAOSTRZAJĄ. KALEH OUT..... CHWILĘ..... WIADOMOŚĆ DLA SZEFA OCHRONY. PROSZĘ SKRĘPOWAĆ PANA COBRAH I ZAMKNĄĆ W OKUPOWANYM PRZEZ PANA WIĘZIENIU. MOŻE PAN ROZPOCZĄĆ EDUKACJĘ POLITYCZNĄ WEDLE PANA UZNANIA.....Tak oto po wyjątkowo długim i nudnym początku w końcu wydarzyło się to co miało się stać. Romulanie jak zwykle znaleźli się u władzy i czy wyjdzie to temu okrętowi na zdrowie to zobaczymy. Jak na razie powstańmy, ujmijmy w dłoń kufle lub szklanki i wznieśmy toast za... naiwnych, to znaczy to już było... więc za dzielną załogę okrętu USS Delirium, która wkracza w nową erę przemierzając bezkresne przestrzenie kosmosu.....
Odsłona pierwsza, po fatalnym w skutkach sylwestrze 2000 🙂 Pierwsze próby zmierzenia się z rzeczywistością prześmiewczą i podejściem do życia zgodnym z duchem radosnego pesymizmu.
USS Delirium 1 "Mission Possible"Autor: Kaleh Tak to już jest, wszyscy prawie wzięli wolne z powodu świąt i na statku jakoś tak pusto się zrobiło. Kaleh siedział przy stoliku w mesie i powoli sączył Żywca z sokiem. Czemu my Romulanie nie mamy żadnych świąt, albo dlaczego obchodzą nowy rok, przecież to dopiero lipiec? Dziwni Ci ludzie... eeeh.... tak mnie samego zostawić na okręcie. Może ożywię kapitana???? Nieeee.... znowu będzie nawijał o potrzebie abstynencji. (Romulanin przerwał na chwilę swoje rozmyślania i zażył tabaki....) Eeeehh... ten mentol idealnie się komponuje z popijanym piwem. Szkoda, że kufelek się już kończy, a nie ma nikogo kto dałby się opić. Trzeba będzie chyba skoczyć do kajuty po siakąś zgrzewkę. A może ktoś się pojawi przecież nie ma tu tylko ludzi, albo zrobi się jakąś imprezę "dla humanoidów nie pojmujących ziemskiego kalendarza". Tylko żeby był alkohol iiiii tytoń albo coś z replikatora.....Rozmyślania zostały nagle przerwane przez dźwięk butelek rozbijających się o podłogę. Kaleh zareagował bardzo szybko identyfikując miejsce przy pomocy swoich szpiczastych uszu, po czym pobiegł tam nie tracąc czasu. Wyciągnął distruptor i wskoczył do magazynu krzycząc:- Stej łer ju ar! - słyszał to wiele razy w filmach o policjantach- Ale, ale ja tylko tak przyszedłem po swoje piwo... - wyjąkał jak zwykle nieświeży barman - wy..wy..wyjeżdżam na imprESKĘ na Ferenginarę i chciałem wziąć mały zapasik...- I ty Brutusie? - wypowiedział jakże znamienne słowa AKTUALNY dowódca- ???? - zareagował mały Ferengi- I coś ty narobił? Tyle piwa się zmarnowało, a to co? - zainteresował się dziwną, kształtną butelką leżącą na podłodze - Miód Pitny? To chyba za mocne dla Ciebie, jako dowódca konfiskuję tą butelkę. Odmaszerować, macie tydzień zwolnienia chorobowego!- Dziękuję, o panie! - powiedział głośno barman i schylił się w wiernopoddańczym ukłonie myśląc przy okazji, że jakoś to sobie odbije na zawyżanych rachunkach podczas obchodów rożnych X leci i podolewa trochę wody do piwa.Kaleh znowu się zamyślił i w stanie wyjątkowego rozmarzenia poszedł do swej kajuty. Na stole leżało nagranie od pierwszego: Quapla! Towarzyszu miłej hehehe zabawy, hehehe Romek sam w domu, hehehe miłego rządzenia, czadowej imprezy, heheh wesołego nowego millennium hehehe Co'Brah out!Chociaż jemu humor dopisuje, pewnie będzie miał fajną imprezę na zjeździe najemników u Goula. - pomyślał znowu samotny wódz - Nawet Kujon i Bodzio będą się świetnie bawić, zaraz gdzie Co'Brah załatwił im przydział świąteczny? Chyba to szło jakoś tak: ośrodek pracowniczy Arbeit Macht Frei na Cardass IV. Pewnie świetnie się bawią, szkoda jednak, że dałem im tylko miesiąc zwolnienia, trzeba było dać rok albo ze dwa..... OK czas na propagandę. - wstał wziął przedostatnie pifko ze zgrzewki podszedł do ściany i nacisnął ukryty tam przycisk. Biurko natychmiast zamieniło się w pulpit nadawczy, pomyślał trochę a potem nadał taką wiadomość: - Towarzysze, w wyniku epidemii świąt ogłaszam chwilowe wolne na okręcie, kto chce się urwać niech spada, a dla reszty odbędzie się mała kameralna impreza na maksimum 20 osób, w razie braku chętnych zaproszę innych z okolicznych posterunków. Captain out.Chwilkę później usiadł i pomyślał o tym co będzie robił przez ten tydzień do nowego roku. Wybrał refleksje nad replikowanym syntoholem, a potem krzepiący sen. Zostawił jeszcze na drzwiach kartkę z napisem "NIE PRZESZKADZAĆ, ZGŁOSZENIA NA IPREZĘ WRZUCAĆ PRZEZ DZIURĘ POD DRZWIAMI", nastawił wszystkie podsłuchy na nagrywanie (mimo iż chciał aby wszystko szybko minęło to nie chciał przegapić najlepszych kawałków typu: kłótnie medyka z szefem ochrony, tylko z powodu fajnego dźwięku promieni z phasera uderzających o różne części wyposażenia pomieszczenia, nowych eksperymentów oficera naukoholowego nad ciągle niezbadaną istotą nazywaną pokrótce Xantypą, czy też nowych części życiorysu Gula Gula, które to wypowiada do lustra po wieczornych odwiedzinach replikatorów)......Tymczasem na Cardass IV- Jesteś pewny, że to tutaj? - zapytał Kujon Bodzia - Nie wiem, nie wygląda mi to na ostoję erpegowców. - odpowiedział pytany i poskrobał się w plecakopodobną narośl- Adres się zgadza więc czemu nikt nas nie wita? - zadał kolejne pytanie Wielki Przedwieczny... kadet. Na co drugi odpowiedział jakże inteligentnym wzruszeniem ramion.- O to pewnie przyjaciele na których czekamy? Pan Boydo i K'jon? Pozwólcie, że się wam przedstawię jestem Gul Madred wasz KaOwiec.- Dziękujemy za powitanie, ale zrobił pan błąd w imionach - napomknął delikatnie bardziej inteligentny kadet, gdyż drugi właśnie dłubał w nosie- Ależ nie tak mam podane, pan B i pan K, wielcy przyjaciele Bajoran. Zapewnimy wam tu taką ROZRYWKĘ, że nabawicie się tu za całe życie, hehehe... nie mogę ten moment mnie zawsze bawi. Dobra, powaga najważniejsza, rano pobudka i śniadanie, jako nowoprzyjezdni otrzymujecie "trzeci kocioł" dla stachanowców.- Przyjmijmy, ale proszę to poprawić, gdzie są nasze pokoje?- Och przepraszam. Wiedziałem, że o czymś zapomniałem... niech sprawdzę... Blok 3C i 3D, przypominam o obowiązku gaszenia światła o godzinie 22.00 i o ciszy nocnej. Jutro zapoznacie się z terminarzem rozmaitych atrakcji.-Ech... to będą prawdziwe i pełne emocji święta - rozmarzył się Kujon i nawet nie wiedział jak bliski był prawdy........Tymczasem w alpejskiej wiosce:- Świstak nie leń się, już święta a my mamy ledwo połowę zamówień wykonaną - rzekła łaciata- Nie lenię się, nawet nie wiesz jak mogą drętwieć mięśnie od tego zawijania, sama spróbuj!- Świstak, skończ tą rozmowę albo od jutra tu nie pracujesz!- Go ahead Cow make my day! - krzyknął nieźle już wkurzony świstak - Walę tą robotę! Sam odchodzę, mimo wszystko w Goplanie mają lepsze warunki pracy, pełna mechanizacja, system dwuzmianowy.... radź sobie sama Milka. Sorry...Tymczasem kilka setek lat wcześniej na polach koło wsi Grunwald przeleciał bocian, ale nikt go nie zauważył. Usiadł spokojnie pośrodku pola nieopodal lasu, ale tu też nikt go nie zauważył. Złapał szybko małą żabę, która go nie zauważyła. Poza tym ruszyło natarcie wojsk Ulryka von Jungingena na nadchodzącą litewską piechotę i bocian tego nie zauważył. Biedaczek.....Kilka tymczasów później... -Whohoaaah!!! Ile chętnych na imprezę, spójrzmy no tylko: pani medyk, hehehe staruszek od ochrony, nasza droga para, hmmm... jakby to, ale nie ważne, pani kapitan okrętu USS Jarry, o jeszcze jedna para z okrętu USS Żubr, no no no, zobaczmy dalej, aha imperium kardazjańskie czuwa, więc Gula Gula nie mogło zabraknąć. Czyli imprezka wzrasta. Ooo? Komunikator? - Tu Xantypa ja mogę zorganizować coś... zgłaszam się na ochotnika!- No dobrze, przysłuż się to awansujesz..... wiesz że, no nie ważne....- XANTYPA OUTHahaha, wykpiłem się tanim kosztem, ktoś odwali całą robotę za mnie czyli mogę się odprężyć i łyknąć czegoś na wzmocnienie. Zobaczmy, Made in Ziemia Hevelius... ten szlachetny trunek otworzył przed nimi nowe szerokie horyzonty... no to może być dobre, 9,1%? Kolejny plus. Komputer przesłać mi pół zgrzewki tego cosia i załadować program RomWord, otworzyć dokument opowiadanko. Czas aby coś napisać i trochę snu by się przydało.Tymczasem na Cardass IV- Jesteście pewni, że zabawa z materiałami wybuchowymi jest bezpieczna?? - zapytał inteligentniejszy kadet- Ależ oczywiście, pamiętajcie, że to tylko program holograficzny....- Hihihihi ale będzie bum - wymamrotał Bodzio potrząsając naroślą.....Tymczasem Cobra w oczekiwaniu na święta obalał browca numer 16.....Znowu kilka tymczasów później, na dwa dni przed dniem IU Kaleha zadzwonił budzik wygrywając standardową melodyjkę i rzucając hasło "wypij browca, wypij browca". Romulanin pomyślał przez chwilę nad tym dlaczego wczoraj słyszał helikopter, ale pracujący już na trzeźwo umysł odrzucił tą refleksję jako zbędną. Zerknął na padda i zauważył, że ktoś wysłał mu wiadomość. Zaniepokoił się gdy zobaczył, że to od Xantypy. Jego najgorsze podejrzenia się sprawdziły. List zawierał krótką treść: SORRY! NIESTETY Z IMPREZY NICI, BRAT ZAPROSIŁ MNIE NA PRZYJĘCIE NA RODZIMĄ ASTEROIDĘ. WIEM, ŻE NA DWA DNI PRZED SYLWESTREM TO TROCHĘ CHAMSKIE, ALE NAPRAWDĘ NIE MOGŁAM ODMÓWIĆ. JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM, MOŻE SOBIE COŚ WYKOMBINUJECIE? Xantypa Out!Kaleh skwitował to tekstem standardowym w takich momentach: Buuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Komputer!!! Cytrynianka dożylnie, jeno szybko!Tymczasem na Cardass IVBuuuuuuuuuuuuuuuuuuummmmmm!!!!!!!!!!!!!!ZAKOŃCZENIE (autor Co'Brah and Kaleh)Historia zakończyła się zupełnie niespodziewanie.... Standardowy Barman Ferengi słysząc, że jego ulubiony dowódca nie ma co ze sobą zrobić, przygotował pewną niespodziankę. Pewnego dnia do jego kajuty wpadło dwóch nausiciańskich ochroniarzy, krępując mu ręce i zawiązują oczy. Subcommander zaczął obawiać się już o swoje dziewictwo i wcale go nie uspokoiło wycharczane: -To dla twojego dobra. Ktoś zaaplikował mu solidną porcję środków nasennych przez co szanowany dowódca zapadł w stan odrętwienia uniemożliwiającego nawet pociągnięcie łyka zbawiennego trunku, ukrytego za kołnierzem. Gdy się obudził zobaczył przed sobą uszato-pyzatą twarz krzyczącą, że to niespodzianka. Kaleh rozejrzał się po zgromadzonych i zamarł ze strachu. Siedział w niskim pomieszczeniu wśród Ferengich śpiewających pieśni o latinum i sławiących piękno pogody na Ferenginarze. Przerażony subcommander chwycił stojącą na stole beczkę mocnego piwa i wtulił się w nią, jak w ostatnią deskę ratunku.....
Właściwie pierwsze opowiadanie z którego byłem w jakimś stopniu zadowolony, eh... aż się łezka w oku kręci 🙂
USS Delirium 2 - "Fear-st Contact"Autor: KalehPewnego dość słonecznego dnia ( bo jaki inny mógłby być na statku krążącego wokół bardzo jasnego pulsara z powodu braku innych ciekawych zajęć oraz z powodu zacięcia się sterów) w trakcie popołudniowej drzemki (od przedpołudniowej odróżnia ją tylko ilość spożywanych napojów alkoholowych) wszystkich wyrwał z odrętwienia nagły alarm. Z głośnika wykrzykiwał ukryty tam mały Ferengi zapewne przemycany przez barmana do lepszego świata: - Łiiiip, łiiiip.... ol hends tu batel stejszons! Z umysłowego zamyślenia wyrwano nawet Kujona, który usilni starał się rozwiązywać problemy natury egzystencjalnej w społeczeństwie afrykańskiej pszczoły. Jednak w przypływie uniesienia pomylił drzwi. Wszedł do słabo oświetlonego pomieszczenia. Rozejrzał się po pokrytej śluzem podłodze szukając jakiś oznak życia. Na ścianie zauważył wypalony czymś otwór z którego wciąż jeszcze skapywał kwas. Na zwisających z sufitu łańcuchach wisiał Bodzio, miotający się w agonii. Nagle zaniósł się kaszlem, a jego flegma ochlapała wiecznego kadeta. Kaszel narastał i narastał, a w jego klatce piersiowej coś walczyło aby wydostać się na wolność. - FUCK! - zaklął Kujon i powoli rozpoczął wycofywać się do drzwi. Jednak potknął się o leżący na podłodze miotacz ognia. Wycelował i ze słowami - Sorry przyjacielu. - zakończył jego cierpienia. Nie odwracając się ciągle wycofywał się do drzwi, ale jego wędrówka zakończyła się na czymś twardym czego tam nie powinno być. Ostrożnie odwrócił się i stanął oko w oko z ogromnym i przerażającym stworem wyrwanym jakby z najgorszych koszmarów. - Mamusiu... - zdążył tylko wystękać poczym na całym holodeku rozległo się przeciągłe: - Aaaaargghhhhh!!!!- Dobra, wydaje mi się, że są już wszyscy. - powiedział stojący na specjalnym podwyższeniu Kaleh - Chociaż nie widzę naszych ulubionych kadetów. Hmmmm.... zobaczmy gdzie mogą być... ooo holodek. Ktoś nie wyłączył swojego programu. Kto to był? - To ja kapitanie. - powiedział zakłopotany Zayec po tym gdy wyrwał się z zaciśniętych rąk pani doktor- A czym to znowu się bawiłeś? Nie powiesz mi, że znowu w odwzorowywanie historycznych libacji? Co? Pamiętasz jakie były skoki mocy gdy musieliśmy replikować 100000 litrów syntoholu dla rozwścieczonych Kozaków?- Aaaa nic specjalnego. Tylko "Obcy 15 - ostateczne poświęcenie".- No dobra, daruję Ci. Niech się nasi chłopcy dobrze bawią...- Otóż punkt pierwszy naszego zebrania: Dane statystyczne. Ilość mocy wzrosła o 45%, prędkości oraz powierzchnia odkrytego terenu wzrosła o 112% Możliwości przerobowe załogi wzrosły o 227%..... a teraz czas na ogłoszenie załoganta miesiąca. Tak więc członkiem załogi numero uno na ten miesiąc został: Subcommander Kaleh! Nagrodę wręczy Xantypa!- Gratuluję kapitanie, jest pan nie tylko doskonałym dowódcą ale i wspaniałym Romulaninem. - powiedziała wręczając wypełniony po brzegi kufel pełen pięknego, złocistego trunku.- Dziękuję za słowa uznania - odparł dowódca.Ich wzrok zetknął się ze sobą po czym..... ktoś stojący do tej pory z tyłu krzyknął:- Veto! Nie pozwalam! Łżesz psie! Trofeum należy się mnie krzyknął Cobrah wyjmując z kieszeni specjalny składany bathleth - Ghhhhiń! - odkrzyknął Subcommander z charczącym akcentem (tabaka zaczęła spływać do gardła) i odpalił miecz świetlny zakupiony kiedyś od któregoś z obwoźnych kupców.Cobrah zaatakował jako pierwszy, ale stary wyjadacz Warcrafta Kaleh był dobrze obeznany z każdą bronią obosieczną i łatwo odparował jego cios. Załoga jak zwykle stanowiąca jedność czym prędzej.... przyniosła sobie krzesełka a mechanik zaczął replikować prażoną kukurydzę. Nie ma to jak mieć oparcie w załodze - pomyślał Romulanin uchylając się pod zajadłym ciosem Klingona. Walka rozkręciła się już na dobre, załoga co chwilę oklaskiwała co bardziej udane ciosy. Niestety krwi ciągle brakowało i impreza zaczynała się powoli nudzić. Po jakimś czasie na siedziska pozostali już tylko: spleceni ze sobą szef ochrony i pani doktor oraz zakapturzony sprzątacz o którego tożsamości nikt nic nie wiedział, ale on sam był niemalże wszędzie. Natomiast Cobrah z Kalehem ciągle okładali się ciosami uważając tylko aby nie zniszczyć stojącego na podłodze kufla. Niestety Cobrah starając się przebić gardę przeciwnika za bardzo przyłożył się do swojego ciosu i jego miecz zesunął się ze świetlistego ostrza po czym ugodził w kufel roztrzaskując go na tysiące drobnych kawałeczków. Drogocenny płyn rozlał się na podłodze. Wszystko zamarło po czym z dwóch tak różnych od siebie gardeł wydobyło się ciche: - Chlip. Cobrah rzucił się na podłogę płacząc a Kaleh wygłosił krótką mowę pożegnalną i napisał szybko poemat: "Sonet do rozlanego pifka". Obydwoje dowódców wstało i razem już poszli do baru opłakiwać stratę przyjaciela i utopić smutki.Kaleh wstał z bólem głowy. Nic nie mógł sobie przypomnieć z ostatnich dni. Może przyczyną tego byłą daleko posunięta grypa a może niedawna impreza. Pewnie trochę znowu przesadził ale co tam nie ma to jak "Gorzałka Wielkoklingońska", tylko kto ją przyniósł? Pewnie to był Kapitan Gilllll z okrętu USS Ikar, ale nie o to teraz chodzi. Dzień jakoś się nie kleił wszyscy chodzili osowiali albo opłomykowieni albo opuchaczeni jak kto woli. Nic się nie kleiło, nawet piwsko smak straciło. W takich chwilach Kaleh myślał o tym aby zatrudnić jakiegoś psychologa, ale nie takiego od mechaniki nałogów bo oni tylko o potrzebie abstynencji umieją mówić. Załodze nawet nie chciało się pogonić przelatującego krążownika Dominium co było sygnałem naprawdę złowrogim. Gul Gul ogłosił jakąś imprezę ale mimo wszystko wyglądało to tak, że wokół jednego stolika siedział Lucas, Cobrah, Kaleh i Gul, a przed nimi stały musztardówki wypełnione przeźroczystym syntoholem, a nikomu nawet nie chciało się wypić tej odrobinki na rozgrzewkę. W końcu Subcommander wstał i poszedł na to co określił popołudniową drzemką. Po kilku spokojnych i nudnych godzinach rozległ się nagły alarm, który wyrwał wszystkich z odrętwienia. Z głośnika charczał mały Ferengi, który był o wiele bardziej zachrypnięty niż zazwyczaj. Gdy już prawie wszyscy się zebrali na mostku, no prawie wszyscy bo brakował Bodzia i Kujona, ale po głośnym "Aaaarghhh!!!" które wydobyło się z holodeku wszyscy domyślili się nie wiadomo jak, że pewnie ugrzęźli znowu w jakimś zayecowym, pirackim holoprogramie. Dowódca odczekał trochę po czym zaczął przemowę:- Pierwszym punktem naszego zebrania są comiesięczne dane statystyczne i podsumowania. Moc silników dzięki działaniom naszego mechanika wzrosła o 45%, nasze "V" i "P-powierchni odkrytej" o 112% Możliwości przerobowe załogi wzrosły o 227%, wzrosła ilość użytkowników pisuarów, zmalał popyt na wino wzrósł na piwo..... a teraz czas na ogłoszenie załoganta miesiąca. Tak więc członkiem załogi, który najlepiej wywiązywał się ze swych obowiązków w tym miesiącu został: Subcommander Kaleh! Nagrodę wręczy Xantypa!- Gratuluję kapitanie, jest pan nie tylko doskonałym dowódcą ale i wspaniałym Romulaninem. - powiedziała wręczając wypełniony po brzegi kufel pełen pięknego, złocistego trunku.- Dziękuję za słowa uznania - odparł niepewnie dowódca, ponieważ wydawało mu się, że gdzieś to już słyszał...Nagle z tłumu wyrwał się głos sprzeciwu. Był to Cobrah, który wymachując bathlethem próbował udowodnić swoje prawa do tej zaszczytnej nagrody. Kaleh w odpowiedzi zaaplikował trochę mocy i odpalił miecz świetlny MADE IN JEDINA. Załoga z uwagą przyglądała się temu opętańczemu tańcowi stali. Mięśnie przeciwników pracowały usilnie nad próbami przebicia się przez blok oponenta. Stal skwierczała uderzając o świetlistą smugę a na boki sypały się iskry. jednak jeżeli nie ma krwi to taka zabawa może się znudzić i widzowie powoli zaczęli się rozchodzić (pierwszy zmył się mechanik jak tylko skończyła mu się prażona kukurydza). Na końcu zostały dwa gołąbki i "zamaskowany załogant". W końcu szał zwyciężył w klingońskim umyśle i Cobrah na chwilę stracił panowanie nad sobą i zapomniał o stojącym piwku. Okazało się to tragiczne w skutkach i wszyscy zamarli w bezruchu gdy usłyszeli odgłos tłuczonego szkła. Chlip.- wyrwało się z gardła dowódcy i pierwszego. Razem wznieśli modły i poopłakiwali utraconego przyjaciela po czym udali się zalać smutki do baru.Cobrah wstał z bólem głowy, podobnie uczynił Kaleh. Nie wiedzieli tak jak reszta załogi co działo się przez ostatnie dni. Wszystkich bolały głowy, a obraz przed oczyma falował jak po niezłej pętli czasoprzestrzennej. Próbowano jakoś temu zaradzić ale nie można było znaleźć jak zwykle pani doktor. Radzono sobie jak kto mógł. Gul Gul nawet próbował uczynić z tego jakąś imprezę ale wyszła stypa po której to Kaleh zdecydował się pójść przespać. Nienagle bo jakoś wszyscy się tego spodziewali zabrzmiał sygnał alarmu. Gdy zebrała się jakaś większa grupka za normalne uznano wydostające się z holodeku krzyki. Wszyscy przyjęli to ze wzruszeniem ramion. Kaleh wszedł na podwyższenie i zaczął już zadawać pytanie czy są już wszyscy ale ktoś mu przerwał.- To może od razu zaczniemy okładać się mieczami o ten kufel bo założę się, że wszyscy znają twoje przemówienie. - "Nie wiem jak, ale chyba cofamy się w czasie?" No nie Cobrah? Ale co dzieje się po tym tego już nie pamiętam, ale dobra. W końcu załatwmy tą sprawę jak należy.Nagle gdzieś z okolic kufla rozległ się tajemniczy głos:- Do jasnej cholery ile razy mam cofać czas!!!????- ??? - po pratchettowsku zareagowali wszyscy- Czy mam zwidy czy to piwo mówi? - powiedział Zayec po czym zemdlał, prawie natychmiast pojawiła się obok pani doktor i zaczęła reanimację...- Nie piwo tylko PAN PIVO, rodem z Czek Republik!!!- Hmmm.... ale o co chodzi panie hmm.... PIVO?- Dosyć mamy już waszych morderstw, niszczenia naszego ludu. Przez rok padają nas hektolitry! Nie dość wam już tej hekatomby?! W końcu ktoś z nas musi zabrać głos! Tak nie może trwać wiecznie! Bagnet na broń, trzeba krwi!Gul Gul próbował dobiec do szafki z distruptorami gdy z kufla wystrzelił promień piany, który objął biednego kardazjanina i zamknął pod zwartą powłoką wodno-piwnego bąbla, który świetnie potrafią robić w porządnych barach.- Haha!!! Nie jesteśmy bezbronni! Zjednoczymy się i zniszczymy waszą przeklętą ludzkość! Nastaną piękne czasy dla piwskości! Znam jedną pieśń której uczyła mnie moja matka: Portery Anglii, Piwska Irlandii...!Zaaferowany kufel nie zauważył Cobry, który wyją z kieszeni małą kulę i rzucając ją krzyknął:- Arbok wybieram ciebie! Z pokeballa wyskoczył podłużny kształt wężowego pokemona, którego klingon zwędził Drużynie R parę tygodni temu. Zgniótł on w swoim uścisku rżnięty z grubego szkła kufel. Złoty napój rozlał się po podłodze, a z gardeł wszystkich wyrwało się ciche "chlip". Po czym wszyscy wstali i udali się do baru opłakiwać śmierć przyjaciela i topić smutki. - Ehhh.... ludzkość jest niezmienna. - wyszeptał unoszący się półprzezroczysty skrzydlaty kufel po czym pomknął do niebiańskiego Żywca, ale niestety nie przyjęli go tam i strącono w otchłanie marki Leader Price....
Pierwsze spotkanie z konkurencyjnym wszechświatem pełnym Nameczan i boskich sztuk walk. Następne objawi się w szczytowym osiągnięciu deliryzmu - Kamehameha 2.
USS Delirium 3 - "Kamehameha"Autor: KalehDzień zapowiadał się wcale niewesoło. W domu było wielkie pranie. Lucas atakował właśnie nieznaną wciąż sprzątaczkę, która ukazywała swoje niezadowolenie z powodu tego iż przerwano jej podsłuchiwanie tego co się dzieje w kajucie naukoholowego. Bardzo zręcznie unikała ciosów i wyprowadzała zaskakujące kontry. Całą walkę przerwał alarm wzywający wszystkich na mostek. (KALEH) Uwaga załogo! Znajdujemy się na orbicie planety typu ziemskiego. Nie wiemy jeszcze co nas tam może czekać i jakie istoty ją zamieszkują. Może jacyś chętni na zwiad?(ZAŁOGA) ...(KALEH) A więc ochotnikami zostają: Bodzio i Kujon. Energy prześlij ich na planetę!(ENERGY) Enerdżajz(TELEPORTER) bzzzzzźźźźźźźźźźźźźNa powierzchni planety:Beeeeeeeeeeeeaaaaaaaammmmm(KUJON) Ciekawa planetaaaaaaarrrrggghhhhhhh(Bodzio) Yyyhhhhaaaaahhyyyy, nie wygląda mi to na ostoję erpegowcówPo kilku godzinach oczekiwania w barze załoga postanowiła sprawdzić efekty zwiadu dwu kadetów. Po dokonanym przesłaniu oczom zebranych ukazała się dwójka mocno poturbowanych członków załogi. Uśmiech rozświetlił twarze zebranych gdy spoglądali na połamane kończyny, podbite oczy i wypaloną narośl mniej inteligentnego ze zwiadowców. (KALEH) Hehehehe, co się wam stało? Banda wkurzonych Klingonów, Borg? A może istoty 25459836253447?????(ZWIADOWCY) Ka...Ka...Ka...Ka.....(KALEH) Możecie mówić jaśniej?(ZWIADOWCY) Me...me...me...... (COBRA) Może trzeba zmienić im program? - po czym podszedł i uderzył jednego i drugiego pustą butelką od wina za 10 zeta(ZWIADOWCY) Piąta czterdzieści... Piąta czterdzieści... Piąta czterdzieści... Piąta czterdzieści...(KALEH, do Cobry) Nie musiałeś ustawiać im zegarynki.....(ZWIADOWCY) .....yyyyhhhyyyhhhyyyyy(KALEH) Charcerka! Zajmij się nimi!(ZWIADOWCY) Na boga nie!!!!!!!!!!!!!! Weźcie ją od nas!!! Zostaw tą strzykawkę!!!! Aaaararrrrggghhhhh!!!!!!!!(CHARCERKA, ze złością) To was nauczy mówić gdy się was pyta! White China robi wódę z mózgu!(ZWIADOWCY) Zie...zie....zie....lo...lo...lo....ni.......(KALEH) A jednak! Istnieje życie poza Imperium!!! Załoga przygotować zestaw małego skauta numer 217 (2 krzynki jasnego, jedna ciemnego i 7* litrowa WTK). Przygotować kompanie honorową pod dowództwem Cobry i ruszamy!!!!(TELEPORTER) bbbbzzzziiiuiiuuuuuuuummmmmmNa powierzchni planety:Bbbbbbeeeeeeeeaaaaaaammmmmm(KALEH) I gdzie nasi wielcy towarzysze?Rozgląda się po okolicy i zauważa tylko dziwne drzewa i widniejące w oddali morze....Nagle zza horyzontu wyłania się spory zielonkawożółty stwór i przelatując rozbija zgromadzone podarunki.(WSZYSCY) Aarrrrrrgghhhhhhh!!!!!!Załoga jak na komendę wyjmuje broń palną a drużyna honorowa bathlethy i bardzo szybko pozbywają się wandala w wyjątkowo okrutny sposób. Przodował w tym Cobrah, który gdy tylko wyrwał istocie serce wykrzyknął: - More blooooodd!!!!!!! I zaczął rozszarpywać ciało ofiary swymi klingońskimi zębami.... Po chwili zza horyzontu wyłoniła się grupa bardziej ostrożna i stanęła przed zdziwioną załogą. Tylko Cobrah nie był zdziwiony ponieważ właśnie buszował wśród trzewi martwej istoty. (GRUPA) To wy go zabiliście(KALEH) My, i co?(GRUPA) Aaaa nic tylko pozbawiliście życia naszego sparring partnera....(KALEH) ?(GRUPA) Aaa nic, po prostu pozbawiliście życia kolejną istotę wojownika która pragnęła zagłady naszej planety. I tak byśmy go pokonali wcześniej czy później, w tym lub w następnym odcinku, a może pojawi się w następnej seriii?(KALEH) Przepraszam ale nie rozumiem....(SONGO) No coś ty? Dragon Balla nie oglądałeś?(KALEH) Hmmmm..... no kiedyś tak, a o co chodzi?(GRUPA) No więc to jest Zielony - Szatan Serduszko, to jest Ten Schin, C18 (wzrok męskiej części załogi przykuty na chwilę), Son gokan i ja czyli Songo, mistrz walk.....(KALEH) A tak słyszałem o was(SZATAN) Nie wiecie może kto przysłał tu tych dwóch jełopów co oswobodzili tą okrutną istotę?(KALEH) Hmmm...... chodzi ci o jednego dużego cieniasa i jednego z dziwną naroślą?(SZATAN) No, no....(KALEH) Przykro mi nie wiemy. Ale może wypijemy pifka?????(SZATAN) Aaaarrrrggghhhhh, piwa i pacierza nie odmawiam.....(SONGO) A co to jest piwo?(COBRA, który przerwał oglądanie wątroby swojej ofiary) Szlachetny, złocisty trunek, który może otworzyć przed tobą szereg nowych możliwości, ukazać Ci nie odkryte do tej pory horyzonty......(SONGO) A dobre to chociaż?(KALEH) Masz spróbuj portera! A może twoi przyjaciele też zechcą?(GRUPA) Jak tak stawiasz sprawę to polewaj.I tylko Songo nie wiedział o co chodzi....Impreza rozkręciła się na dobre i Kaleh co chwila dolewał ciemnego mocnego Songu i patrzał tylko jak zaczyna on się chwiać na nogach. Szatan co chwile wychylał kolejnego kielich z Zayecem a kobiety rozprawiały o babskich sprawach poza Charcerką która uważała tylko aby Zayec nie wypił za dużo ani nie zatabaczył.... Songo z racji tego, że nie był zbytnio doświadczony z alkoholem bardzo szybko zaczął dziwnie reagować i bardzo barwnie rozprawiać o tym jak to rozwalił poszczególnych wrogów. Co chwilę rzucał dowcipy godne dowódcy USS Wolfczak i wszyscy śmiali się z niego, a nie jak myślał z tych lekko sprośnych żartów. Załoga zaprawiona w bojach z używkami co chwilę transportowała z okrętu syntohol i zawartość magazynu numer 11. Zupełnie przez przypadek sprowadzili również barmana który zaczął uśmiechać się i zacierać ręce wietrząc udany interes, ale gdy tylko Ten Chin go zobaczył od razu poczuł urazę do czegoś łysego i uszatego co udowodnił mu nagłym ciosem z najprzeokropniejszej mocy. To wszystkich wprawiło w dobry nastrój i bardzo szybko wysłano kompanię honorową w celu splądrowania baru ze wszystkiego co da się wypić. Bardzo dobrze zrozumieli zadanie przynosząc cały alkohol i chłodziwo z głównego replikatora, jednak nie to teraz się liczyło bo wszystkich zaintrygował konflikt między Szatanem a Kalehem, który więcej ciemnych sprawek ma na sumieniu. Do akcji włączył się również Cobra, który zdradził wiele sytuacji na okręcie, które włos jeżył. Bo jak na przykład możemy wytłumaczyć wyłączenie procedur zabezpieczających na holodeku podczas ćwiczeń całej załogi z zakresu obrony ABC. Nic dziwnego, że okręt jakiś pusty się wydawał. Kaleh szybko wyjawił tajemnicę masakry na Khitomer, której rzekomo dokonał w trakcie sprzeczki z siostrą, a szatan rozpowiadał o swoich okrucieństwach względem mieszkańców planety. Wszystko mogło się źle zakończyć gdyby nie Songo, który rozładował sytuację, gwałtownie uwalniając pawia. Impreza ruszyła dalej swoim torem i znowu doszło do konfliktu gdy podpity Lucas zaczął wyznawać swą miłość C 18 której mąż właśnie przebywał na wakacjach, do akcji wkroczyła zazdrosna i boostowana alkoholem Xantypa, która nieomal wydrapała oczy C gdyby nie byłą ona cyborgiem. Natenczas Zayec chwycił na taśmie przypięty swój padd stary, zielony pogięty i nadał do mózgu C 18 jedną wiadomość: RESIST! Bo bardzo lubił patrzeć na naparzające się kobiety jednak po chwili został nagle odciągnięty od zbiorowiska ponieważ Charcerka chciała sprawdzić czy nie ma zbyt dużego stężenia alkoholu we krwi. Po kilku godzina nieustającej imprezki wszyscy posnęli, poza Songiem, który otumaniony nadmiarem alkoholu biegał w kółko i krzyczał: -Patrzcie jestem Pikachu!Jednak sen nie jest nigdy marnotrawiony i Kaleh już układał w myślach plan organizacji turnieju o puchar okrętu i oczywiście własnego w nim zwycięstwa. Najpierw jednak planował dopić z wszystkimi resztki zapasów i zorganizować trofeum, którym miał być stary ferengijski prom trzymany oczywiście w magazynie numer 11. O poranku rozpoczęła się kolejna impreza podczas której najpierw leczono kaca a następnie pito na umór przed zbliżającą się godziną turnieju. Songo lepiej już się trzymał i rozumiał nawet co poniektóre słowa. Po kilku godzinach rozesłano informacje i ustalono pierwsze pary. Następnie zjedzono ostatni...przed walką oczywiście posiłek i teleportowano się na pokład.PLAN TURNIEJU (PARY ELIMINACYJNE):1. Xantypa vs. C18Lucas vs. Gul GulBodzio vs. ZayecKaleh vs. SongoSon Gokan vs. Klingońska Kompania HonorowaSzatan vs. KuyonTen Chin vs. CobraNiezidentyfikowana Sprzątaczka vs. Doprowadzony do używalności barmanWalka pierwsza nie była zaskoczeniem. Wkurzona za zaistniałą wczoraj sytuację Xantypa bardzo szybko zamieniła się w zwinną i diabelnie niebezpieczną smoczycę, która bardzo szybko po serii ciosów zadanych ogonem objęła prowadzenie, ale C 18 zaskoczyła ją swoim elektrycznym ciosem i oszołomiła na chwilę, jednak jej późniejsze kopniaki nie przyniosły zamierzonego efektu a poświęcony ich wymierzaniu czas dał Xantypie okazję na zebranie energii wibrującego w niej szampana, którą to uwolniła okrutnie białym błyskiem, wysyłając C18 na błękitne złomowiska. Chwilę odczekała i mrożącym krew w żyłach głosem wycharczała: FATALITY!!!Z kolei pojedynek Gul Gula z Lucasem nie należał do zbyt ciekawych po tym gdy sprytny Kardazjanin shandlował wygraną naukowemu za paczkę fajek po czym obaj rozradowani usiedli i zaczęli popijać pifko.Po tej chwili odprężenia wszyscy z uwagą spojrzeli na ring który miał się stać rzeźnią dla niezbyt lubianego kadeta. Ten jednak przywołał szefa ochrony do siebie i prosił o ostatnie życzenie, którym było spojrzenie do swej plecakopodobnej narośli. Bodzio otworzył ją przy pomocy zamkopodobnej brodawki i skierował w stronę Zayeca, który po tym co ujrzał zgiął się w pół i upadł na ziemię roztrzaskując się na milion kawałeczków. Bardzo szybko pojawiła się sprzątaczka z odkurzaczem próżniowym jednak nie została dopuszczona do areny przez zamartwioną panią doktor, która jednak wierzyła, że uda jej się "pozbierać" biednego Romulanina. Po takim wstępie wprost wspaniałym daniem dla oczu był pojedynek Songa z Kalehem. Sajanin biegając w kółko i krzycząc wybieram cię Nidoran był doskonałym celem dla wmontowanego w lewą rękę Romulanina pulsacyjnego distruptora z usuniętym sprzężeniem zwrotnym. Kilka zielonkawych kul pomknęło w stronę spojonego lekko wojownika jednak nie wyrządziło mu najmniejszej szkody. Po tym zawiedziony Kaleh próbował na nim całego arsenału broni ukrytego po kieszeniach i w zasobnikach na terenie areny. Niestety te wszystkie fajerwerki nic nie uczyniły powoli dochodzącemu do siebie Songowi. Wówczas Romulanin poszedł po rozum do głowy i cicho zagwizdał. Z tłumu pomknął w jego stronę maleńki hypospray dzięki, któremu udało się w końcu uśpić twardziela i odnieść świetlane zwycięstwo.Niestety z powodu nadmiernej brutalności nie mogę opisać kolejnej walki jednak nadmienię, że została ona zakończona zwycięstwem KKH 27 :0.....W tym momencie jednak stało się coś bardzo nieoczekiwanego. Z tłumu wyskoczył potwór który zaraz na początku porozbijał przecudne dary z jakimi załoga się przesłała na powierzchnię i krzycząc nagroda jest moja wskoczył do zadokowanego już promu. Nie uszło mu to na sucho jednak nie został ukarany przez załogę. Po kilku latach świetlnych od statku mały okręt nagle implodował co okazało się dla pasażera raczej fatalne w skutkach. I pomyśleć, że to wszystko przez barmana który słysząc o turnieju, przypadkiem zapomniał zapłacić haraczu....... Ponieważ nie było już o co walczyć wszyscy rozładowali swoją złość na Bodziu poprzez dewastację tej jego narośli po czym odbyło się pożegnanie, wypito solidnego strzemiennego i już zbierano się do odlotu gdy Cobrah sobie coś przypomniał i teleportował się na planetę. Szybko wrócił i można było odlatywać. Jednak gdy okręt zaczął już się oddalać usłyszano odległe: Aaaaarrrrggghhhhhh!!!!!!!!!! - dochodzące z powierzchni planety po czym nastąpiły wyzwiska których przytoczyć nie mogę. Zadowolony Cobrah wszedł na mostek i z uśmiechem usiadł na swoim stanowisku. - Coś ty taki zadowolony? - spytał go Kaleh- A, nic.... zobacz jakie ładne kamyki znalazłem. - i to powiedziawszy pokazał siedem kryształowych kul spoczywających w jego podróżnej torbie.- Myślisz, że to na coś może się przydać?- Nie wiem, ale mam ochotę się napić, a nawet kasy nie mam więc pomyślałem, że może uda mi się to spieniężyć...- No dobra niech ci będzie... potem to zobaczymy a jak na razie schowaj to gdzieś, aby nikt tego nie znalazł poza tobą....- Okej!!! - po czym trzasnął z pięści AKTUALNEGO dowódcę w podbródek- Auuuuuuu!!! Za co to?- Turniej jeszcze nie skończony! - po czym Cobrah wyjmując składany bathleth rzucił się na Subcommandera krzycząc: - It is a good day to die!
To straszne! Aktualny kapitan porwany?! Musicie to sprawdzić!
USS Delirium IV - "Reinscurection"Autor: KalehCobra mając wieloletnie doświadczenie otwierał kolejną butelczynę Bractwa i delektował się jego smakiem. Kaleh siedział na fotelu i trwając w bezruchu wpatrywał się w bliżej nieokreślony punkt w przestrzeni. Gul Gul i Lucas wypalali kolejnego papierosa. Zayec z miną męczennika przyglądał się temu wszystkiemu ponieważ pani doktor zakazała mu picia alkoholu, zażywania tabaki itd. Słowem standardowy dzień na pokładzie USS Delirium. Xantypa siedziała i śmiała się niewiadomo z czego po wybiciu kolejnej butelki szampana. Kujon i Bodzio wisieli na wentylatorze robiąc za cel dla mocno spitego oddziału honorowego. Z sufitu co chwilę odpadały nadpalone kawałki okładziny. Energy spokojnie pił piwo i pochłaniał orzeszki. Wszystko wydawałoby się normalne, ale..... no fakt, ale tak było. Wszystko było normalne i na swoim miejscu. Kaleh przerwał medytację i otworzył małą butelczynę portera i ciągnął podobny w smaku do dętki napój. Nikt nie wiedział czemu on to pił. Nagle Energy wyciągnął..... pudełko tabaki i wziął porządnego snifa, trzymając w pogotowiu chusteczki. Każdy wiedział co teraz nastąpi.... pięć minut kichania, też nie wiadomo dlaczego na niego to tak działało. Subcommander zachęcony przykładem wyjął swojego brązowo - złotego, anyżowego Lówen Preisa i zaczął sypać ściechę na pulpicie. To wydarzenie z kolei skłoniło Cobrę do wyciągnięcia Gawhitta ps. Morelowy Gaj i zażycia standardowej działeczki. Zayec zaczął cicho popłakiwać i po cichu żalił się charcerce. Wszystko wciąż było normalne co niesłychanie denerwowało załogę. Nagle nieszczęśliwie trafiony wiatrak spadł na podłogę razem ze swym balastem co naszym celom zapewniło o wiele więcej obrażeń niż nieskuteczny ostrzał z klingońskiej broni automatycznej. Uuuuuhhhhh - wydobyło się spod spopielonej maszynerii co świadczyło o tym, że kadeci wciąż żyją i jak zwykle nie zamierzają umrzeć. Wkurzeni wojownicy wyciągnęli bathlethy i z podobną skutecznością próbowali poćwiartować leżących. Co za dzień - pomyślał Kaleh otwierając kolejną buteleczkę brązowego napoju. Barman skrył się gdzieś w kącie zrozpaczony tym, że nikt nie kupuje u niego w barze tylko w znajdującym się na pobliskiej planecie, klingońskim supermarkecie Gh'Eant. Ciągle nie działo się nic ciekawego co mogłoby przykuć uwagę na dłuższy moment. Nawet przypadkowe odcięcie ramienia Bodzia przez bardziej zapalczywego Klingona nie przyniosło wiele radości. Najgorsze było jednak to, że nikt nie wiedział co robić. Wszyscy byli znudzeni i rozleniwieni czego najlepszym przykładem był Lucas któremu nie chciało się sięgnąć do pobliskiej skrzynki po piwo. Po ostatnich przygodach wszyscy byli trochę zmęczeni i potrzebowali odpoczynku - tak przynajmniej stwierdziła pani doktor, zarządzając tydzień wolny. Jak można się było spodziewać wszystkim to wolne wychodziło już uszami (najbardziej barmanowi bo był Ferengim) i każdy oddałby wiele za żywszą akcję. Energy znudzony odpalił na komputerze kilka MP3, ale nic ciekawego nie chciało zacząć grać i ciągle leciał te same, stare, znudzone przeboje. Co by oddali za jakiś zabłąkany sześcian Borga lub okręt Dominium, może chociaż oddaliby trochę zapasów tej swojej ketracelowej tabaki? Nic trzeba coś zrobić - pomyślał Co'brah, ale był zbyt leniwy aby wstać i sięgnął tylko po kolejne pifko. Nagle i zupełnie niespodziewanie z fotelu zerwał się Kaleh, który w swym umyśle usłyszał znany jemu kawałek i szybko oddalił się do swej kajuty po czym wrócił z zestawem map. Następnie poszedł do pokoju nowomianowanego nawigatora, Mishy, którego wyrwał z delirycznego odrętwienia po wypiciu zbyt dużej ilości alkoholu i kazał mu lecieć w jakieś znane tylko jemu miejsce. Załoga czuła się niepewnie, ale wszyscy wstali i udali się na swoje miejsca. Uradowany Zayec pobiegł do aresztu i zamknął się w celi odgradzając drogę pani doktor i wyjął skrzętnie schowane dwa piwa. Pani doktor zrozpaczona posunięciem Zayeca poszła do swojej kajuty i nakłuwała igłami Kukalakę, którego kiedyś zwędziła doktorowi Bashirowi tzn. pożyczyła go.... Gul Gul jako dyplomata pół usiadł, pół położył się na przestronnej kardazjańskiej sofie. Kaleh rozparł się na stanowisku kapitana, a Co'brah nie zmienił miejsca tylko wziął piwo do innej ręki. Xantypa udała się do laboratorium gdzie Lucas przygotowywał już miejsce na kozetce. Energy chcąc nie chcąc musiał się ruszyć i iść do maszynowni, ale poszedł po rozum do głowy i się teleportował. Misha ocknął się z drzemki na pulpicie i spojrzawszy na mapę poskrobał się po głowie, po czym rzucił ją za siebie i poleciał na chybił trafił. Tylko o dwóch kadetach wszyscy zapomnieli ale długo nie poleżeli bo nie wiadomo skąd pojawiła się zamaskowana sprzątaczka z próżniowym odkurzaczem. Kaleh nie obiecywał złotych gór, jednak chciał wszystkim ukazać cudowne miejsce gdzie spotkać można okręty tylko mniejsze i słabsze od siebie a na dodatek pół kolektywu Borg. Tak, tak... zaprosił wszystkich do kwadrantu Delta! Lubili walkę, ale niestety nikt nie chciał się podjąć naprawy zdezelowanego okrętu klasy Nebula i trzymał się on na słowo honoru, podtrzymywany przy życiu przez mechanika. - Potrzebna byłaby seria zwycięstw z jakimś przeciwnikiem co wydatnie poprawiłoby morale załogi.... - rozpoczął monolog Gul Gul- I pozwoliłaby na sprawdzenie tych dodatkowych paneli i obwodów, które Kaleh sprowadza przez nielegalny Space/Time Portal - powiedział Co'brah wiedząc że wywoła tym panikę u dowódcy i ból jak po stracie przyjaciela...- Jakie obwody? - próbował się bronić subcommander- Eeeej.... Kaszleh nie bądź sknera, daj nam się pobawić swoimi zabawkami! - rzekł Zayec, który wrócił i nie mógł bezczynnie patrzeć na to jak jakiś Romulanin wzrasta w siłę- No dobra, ale wy fundujecie piwo, albo.... - Wszystko co ma procent jest dobre - przerwał jego słowa Cobrah- Czego byście chcieli?- No więc zacznijmy od nielegalnych wyrzutni broni podprzestrzennej, dodatkowymi, romulańskimi emiterami distrupcyjnymi....- ..... - Kaleh porażony niczym prądem wysłuchiwał słów pierwszego oficera- ... dopalacze refleksu, czujniki ruchu, wspomagacze reakcji metabolicznych.. - recytował dalej Klingon- No dobra Cobrah, nie przesadzaj! - krzyknął zielony i widząc, że przeciwnik próbuje mówić dalej znokautował go za pomocą wiązki z distruptora wmontowanego w ramię... - Czy ktoś chciałby coś jeszcze?! - wyrzucił z siebie pytanie dowódca z dzikim błyskiem w oku i miną jakby chciał powiedzieć "no dalej orku zrób mi radochę i chodź na solo". Niestety nikomu nie było spieszno na tamten świat...Po dokonaniu odpowiedniej rekonfiguracji sprzętu i zrestartowaniu systemu przed odpaleniem nowego oprogramowania okręt leniwie zwrócił się w stronę kwadrantu delta i wszedł w prędkość kwantową (kolejne kalehowe unowocześnienie, silnik kwantowy z XXV wieku) pozostawiając za sobą kawałki poszycia kadłuba.... Zostali nagle wciśnięci w fotele, niektórzy poprzewracali się, a jakiś nieznany bliżej załogant roztrzaskał się o ścianę gdy na pokładzie 7 zawiodły stabilizatory w jego kajucie..... Wyjście też nie było zupełnie bezbolesne, gdyż szarpnięcie oznajmiające, ze wyszli właśnie z podprzestrzeni spowodowało awarię replikatorów, a Cobrze upadło na ziemię piwo, rozlewając się w dużą kałuże. Jednak na okręcie nic się nie marnuje i pod otworami spływu czaił już się barman, łapiący i filtrujący utracony trunek. Sprzeda go potem w buteleczce z napisem DOMOWEJ ROBOTY. Cała załoga rzuciła się w wir pracy, gdyż jak się okazało okręt w trakcie lotu stracił jedną z gondoli i ktoś musiał udać się po nią kilka lat świetlnych z powrotem, w jednym z promów. Ochotników znaleziono bardzo szybko. W końcu do czego nie uciekną się ludzie aby pozbyć się Bodzia i Kujona (pozszywanych przez panią medyk) chociaż na chwileczkę.... Niestety wrócili bardzo szybko, radośnie obwieszczając że w ich kierunku zbliża się armada jakiś niezidentyfikowanych okrętów. Musiano się więc zadowolić przymocowaniem brakującej części za pomocą miedzianego drutu i zamontowaniem jakiś kabli i obejść systemu. Z racji tego, że jak na razie jakąś energię pochłaniał tylko jedyny sprawny, migający silnik można było władować więcej mocy w uzbrojenie. Po chwili zza pobliskiej planety (jak to zwykle bywa w odcinkach Voyagera) wyleciała zgraja małych okrętów.- Wywołać. - powiedział KalehNa ekranie pojawiła się jakaś ohydna twarz która nie patyczkując się powiedziała:- Jesteśmy Vidianie. Oddajcie swoje wątroby!Całą załogę zdjęło przerażenie na samą myśl o oddaniu tego jakże wartościowego narządu....- Nigdy! - krzyknął subcommander- Nigdy! Nigdy! - krzyknęła załoga- Blooood!!!!!! Give me more bloooood!!!!! - wycharczał jak zwykle CobrahDowódca wrogiej floty sprawiał wrażenie jakby tracił pewność siebie, ale spojrzał tylko na ogólny wygląd okrętu i roześmiał się:- W takim razie utracicie wasze nędzne życia!!! Hahaha!!!! Nikt nie może się równać z potęgą Vidian!!!!!!- Nikt?! - zadał pytanie Kaleh uśmiechając się pod nosem....Przeciwnik zamyślił się chwilę po czym wydał rozkaz ataku i offlinoł się... USS Delirium wszedł w dziwne wibracje, co zostało spowodowane przez odpalenie nowozainstalowanego rdzenia opartego na anomalii kwantowej i rozpoczął powolny proces regeneracji i scalania poszczególnych części (technologia XXVII wiecznych Vorgonów). Armada na chwilę zatrzymała się, ale po chwili ruszyła dalej wierząc w swoją przewagę liczebną... Delirium obrócił się aby zając dogodniejszą pozycję do ataku, a od jego pokładu odbiła się grupka kształtów w kombinezonach. Była to kompania honorowa Cobry szykująca się do abordażu. Dumnie wyglądali z tymi bathlethami błyskającymi im w zębach.... Nasz ukochany okręt skoncentrował wiązkę energii i bezzwłocznie wysłał ją w kierunku nadciągających okrętów, anihilując pierwsze dwa. Oddział Klingonów dotarł do następnego i zaczął podkładać pod niego beczki z prochem (ehhh... ta klingońska technika). Kaleh chciał również zasłużyć sobie na kolejny medal bohatera okrętowego pierwszej klasy i schylił się ku podłodze aby zaczerpnąć z czerwonych nici wszechobecnej many. Szybko splótł czar i utworzoną w ten sposób kulę ognia teleportował poza okręt i wysłał w kierunku okrętu flagowego. Niestety, admirał nadszarpniętej już floty wyrzekł jakże znamienne "nie mogę na to pozwolić" i korzystając z zapasów niebieskiej many rzucił Hydroblasta. Wówczas nadpalony i mocno już wkurzony Kaleh teleportował się na okręt flagowy i razem z garstką załogi rozpoczął dzieło zniszczenia ( poszedł z nim Zayec i C-harcerka, bo Lucas i Gul Gul doszli do wniosku, że są pacyfistami). Bardzo szybko dotarli do najważniejszej części wrogiego okrętu - prosektorium i rozpoczęli jego umacnianie. Na to wrogowi było dosyć i okręty jeden po drugim poddawały się, oddając w ręce naszej dzielnej załogi całe zapasy alkoholu i dodatkowego sprzętu. Ta walka jednak wydała się naszej załodze za łatwa i w poszukiwaniu nowych doświadczeń postanowili zbadać innej rejony niezbadanej przestrzeni. Jednak gdy wchodzili w slipstream.........pojawiła się Q.......- Dobra chłopaki dosyć tej zabawy! - wykrzyczała- Yyyy...... - męska część załogi zamarła w bezruchu obserwując ponętne kształty nowoprzybyłej......- Grrrr..... - odpowiedziała żeńska część załogi.....- Dość mam patrzenia na wasze beznadziejne poczynania.... zamierzam pokazać wam do czego może doprowadzić takie bezmyślne niszczenie wielu ekosystemów przez wasze wojny i pozostawianie odpadków na mijanych planetach.- Pokaż wszystkim! Pokaż wszystkim! - rozpoczął skandować nie wtajemniczony w tematy ekologiczne Cobrah- Grrr...... dość miarka się przebrała! Zabieram waszego dowódcę jako zakładnika i nie wypuszczę go dopóki nie zmądrzejecie. Pamiętajcie o tym!- Nieee!!!!! Zabierz mnieeee!!! - krzyknął podekscytowany Zayec jednak gdy tylko rzucił się na przybysza znikł on w anomalii. Szef ochrony został pozostawiony na pastwę zazdrosnej, okrutnej pani medyk.- Zayec! Byłeś niegrzeczny! Dostaniesz za to klapsa! - wykrzyknęła jeszcze i nic więcej Kaleh nie usłyszał w tej rzeczywistości- Gdzie ja jestem? - zapytał się Kaleh, gdy tylko obudził się z odrętwienia spowodowanego przez podróż czasoprzestrzenną do innego wymiaru...- Tam gdzie Q mówi dobranoc. - odpowiedziała sędzina Q usadowiona w głębokim fotelu...- Ale dlaczego? - Chciałam dać nauczkę twojej załodze nie mającej za grosz poczucia jedności ze wszechświatem. Postanowiłam trzymać Cię dopóki się nie zmienią, albo nie będą już mogli bez Ciebie żyć....- Nieee!!!! Jestem zgubiony - krzyknął Kaleh rzucając się na ziemię...- Nie martw się tutaj czas nie płynie.....Kaleh zamyślił się przez chwilę i wypowiedział jakże znamienne słowa....- Jeżeli mówisz że będziesz mnie tutaj trzymać dopóki się nie zmienią, albo nie będą już mogli beze mnie żyć.... to czy mogłabyś trzymać mnie w objęciach??? - po czym uśmiechnął się szeroko i mrugnął porozumiewawczo lewym okiem....Tymczasem na okręcie....- Dobra załogo. Pamiętajcie, że od tej pory ja tu rządzę. Nie życzę sobie aby wymawiano tutaj chociażby imię tego osobnika który przede mną uzurpował sobie prawo do bycia przywódcą. Jedynym przywódcą jestem ja! - wykrzyczał Co'Brah- Ale wydawało mi się, że to właśnie on wykazał się największą odwagą i sprytem prowadząc natarcie w trakcie bitwy o ObohRhe....- Towarzyszu. Znalazłem się w posiadaniu ważnych dowodów, które na sprawę tejże bitwy rzucają nowe światło. Otóż nasz Romulanin współpracował ż przeciwnikiem a w ostatniej chwili rzucił się na mnie z okrzykiem "śmierć Delirium".Na tym zakończono rozmowę gdyż załoga była otępiona alkoholem, a klingońska kompania honorowa warczała tak przekonywująco, że wszyscy rozeszli się bez hałasu. Na "placu boju" pozostała tylko zamaskowana sprzątaczka, ciągle wierząca w powrót brata. Podeszła do wielkiej ściany i ujrzała na niej namalowane białą farbą litery układające się w kształt napisu: WSZYSCY SĄ RÓWNI ALE NIEKTÓRZY SĄ RÓWNIEJSI. Za nic nie mogła sobie przypomnieć dlaczego tak jest napisane. Sama w końcu pamiętała o sławnym haśle "do ostatniej kropli piwa" które wiodło załogę przez kosmiczne otchłanie.... Tymczasem w czasoprzestrzeni Q, Kaleh zaznajamiał panią sędzinę z urokami romulańsko/ziemskiego życia....- Mówiłeś, że jak to się nazywa? Cherry Staropolskie?- Uhmm.... - odpowiedział subcommander opróżniając kolejną butelkę dobrego, polskiego wina- Nawet niezłe, ale i tak wolałam tego Żyfca czy jakoś tak...- Uhmmm..... - dalej mówił Romulanin wlewając w swoje gardło kolejne litry wina- Wiesz co jesteś jakiś inny od nich wszystkich. - powiedziała drżącym głosem piękna kobieta władająca tak pożądaną przez Romulanina mocą- Wiem. - zdawkowo odrzekł Kaleh zadowolony tym, że dostrzegła genetyczne modyfikacje i trochę wszczepów wydatnie poprawiających możliwości Kaleha i jego samopoczucie- Czy ciężko jest być kapitanem?- ...... - tutaj rozpoczął się monolog trwający wiele godzin zajętych przez porywającą przemowę, zakończony nagłym uderzeniem w szczękę Romulanina. Po chwili rozległ się donośny głos pani Q "Shut Up and kiss me!"Załoga właśnie świętowała kolejne zwycięstwo nad bliżej niezbadanymi istotami zamieszkującymi różne dziwne miejsca w kwadrancie Delta kiedy Gul Gul zadał pewne pytanie....- Czy my nie mieliśmy przez przypadek o czymś pamiętać?- Nie marudź tylko podaj następną butelkę. - wymamrotał Energy pogryzający w skupieniu orzeszki ziemne.- Piwa, nalejcie piwa... - śpiewał MishaNagle do mesy wszedł Cobrah, cały odziany w ciężkie purpurowe szaty, otoczony przez groźnie wyglądających ochroniarzy z karabinami pulsacyjnymi.- Niniejszym konfiskuje się cały alkohol tu się znajdujący. Załoga ma natychmiast przestać pić i udać się na stanowiska bojowe w celu pozbycia się okrętów Dominium....- Dominium? Co oni robią w Delcie? - zapytał zszokowany Lucas/geograf oderwany od swoich zajęć z Xantypą- Z barku dostatecznej ilości celów musieliśmy przenieść się dalej....- A kiedy dostaniemy wolne? Kaleh zawsze..... - w tym momencie na bezbronnego, bliżej n