Forum › Fandom › Opowiadania › Cykle opowiadań › dział tymczasowy › Seria Aquarius - część 1
Tagi: ST, XXIV wiek, Lo'Rel, Galaktyka Andromedy, Aquarius
WPROWADZENIE
Szanowny czytelniku,
Oto zbiór czterech historii opowiadających losy oficerów Gwiezdnej Floty. Każdy z przedstawionych epizodów może funkcjonować oddzielnie, jednak stanowią one całość i są ze sobą powiązane kilkoma wątkami które swoje rozwiązanie znajdują w ostatniej części pt. ?Koniec?. Zatem aby zrozumieć pewne aspekty zawarte w poszczególnych epizodach, powinieneś traktować je jako jedną historię.
Mam nadzieję, że znalezienie tych powiązań przyniesie Ci, drogi czytelniku pewną satysfakcję.
Są to opowiadania przygodowe z dużym naciskiem na opisowość, ale i starałem się rozbudować profile osobowościowe bohaterów cyklu. Co ciekawe, jeżeli kojarzycie Trekville, to napotkacie tu sporą część załogi, co może stanowić dodatkowy atut. Część powinna kojarzyć bohaterów, gdyż braliśmy udział w tworzeniu pierwszego Pathfindera.
Opowiadania składające się na Serię Aquarius:
Epizod 1 - Wirus
Epizod 2 - Trudne Decyzje
Epizod 3 - Odnaleźć Siebie
Epizod 4 - Koniec
ZARYS FABULARNY
Historie przedstawione w serii Aquarius rozgrywają się w świecie Star Treka w dwudziestym czwartym wieku. A oto porcja informacji stanowiąca wprowadzenie do realiów opisanych wydarzeń.
Daty gwiezdnej ujawniono 52541.8 (rok 2377) raport Gwiezdnej Floty dotyczący odkrycia tunelu podprzestrzennego, prowadzącego do odległej o dwieście pięćdziesiąt milionów lat świetlnych galaktyki Andromedy. Okręt USS Gettysburg przedostał się wkrótce przez tunel znajdując się w kwadrancie Teta (Andromedę podzielono na cztery kwadranty: Zeta, Teta, Phi i Lambda). W czasie tej wyprawy okręt został zaatakowany przez niezidentyfikowaną jednostkę. Wkrótce okazało się, że jest to niezbyt przyjazna rasa, określana jako CM 81-95. Pół roku później, misję zbadania tunelu i galaktyki dostała kapitan Harriet Canberra (pół Klingonka pół człowiek). Próba nawiązania dyplomatycznego kontaktu z gatunkiem CM nie przyniosła skutków. Zakończyło się to kolejnym atakiem na jednostkę Federacji, okręt USS Flash ? Fish (Płaszczka), pod dowództwem komandora Dronala Lo?Rela (Trill), nie odniósł jednak poważniejszych szkód.
Kilka tygodni później, daty gwiezdnej 54722.0 doszło do pierwszego kontaktu z jedną z większych potęg ekonomicznych kwadrantu Teta, Limarianami. To od nich załoga Płaszczki dowiedziała się, że CM 81-95 to zamknięty w sobie gatunek. Praktycznie nie nawiązują kontaktów dyplomatycznych z innymi, a ich system wartości opiera się na traktowaniu innych jako istot podrzędnych. Są znani z powszechnego piractwa, kradną technologię i toczą wojny z każdym, kto posiada cokolwiek czym byliby zainteresowani. Jednak od dłuższego czasu nie dochodziło do incydentów między CM, a Federacją.
W tym czasie zawiązano sojusz z Limarianami i intensywną współpracę handlową. Gwiezdna Flota zobowiązała się pomóc Limarianom, którzy poprosili o pomoc w obronie przed CM, w zamian oczekując tego samego. Flota, która zwyczajowo nie ingeruje w wewnętrzne sprawy obcych światów, zdecydowała się na ten krok w oparciu o dane wywiadu. Wynikało z nich jednoznacznie, że CM zamierzają przejąć kontrolę nad tunelem.
Tak zwany incydent Teta upewnił obie strony, że podjęta decyzja była odpowiednia. Daty gwiezdnej 55861.2 grupa jednostek CM napadła w pobliżu tunelu na okręty limariańskie lecące do kwadrantu alfa. Dzięki szybkiej pomocy ze strony Floty, atak udało się odeprzeć. Będąc pewnym dalszych aktów agresji, Gwiezdna Flota wyznaczyła Stację Kosmiczną Trepcza 1 (później Aquarius), aby monitorowała okolice tunelu. Była to najbliższa placówka Floty w rejonie tunelu, odległa o kilkanaście lat świetlnych.
Na nowego dowódcę stacji wyznaczono komandora Lo?Rela, zaś dowodzenie Płaszczką przekazano w ręce komandora Miroka Cryo (Romulanin).
Równolegle z tymi wydarzeniami, nawiązano kontakt z przedstawicielem gatunku 8472. Będący pod sporym wrażeniem kapitan Kathryn Janeway, której okręt przez siedem lat znajdował się w kwadrancie delta, postanowili oni bliżej poznać Federację, będąc pewnymi, że planuje ona inwazję na ich wszechświat (ma to związek z incydentem z Borgiem, z którym to USS Voyager zawarł sojusz, by pokonać gatunek 8472, na ten temat istnieją dodatkowe raporty). Jednak kapitan Janeway przekonała ich, że jest to nieprawda, zatem jeden z nich zaproponował omówienie możliwości współpracy. Rozmowy toczyły się w silnie strzeżonym układzie gwiezdnym Trivorin. I tutaj rozpoczyna się pierwsza z historii pt. ?Wirus?.
Opowiadania rozgrywają się na przestrzeni lat 2380 ? 2384. Głównym miejscem akcji jest Baza Kosmiczna Aquarius, jednak rozgrywa się ona również na pokładach okrętów Płaszczka, Prometeusz, Pielgrzym i Libra, jak również w obrębie kilku planet.
Życzę miłej zabawy w czasie czytania. Pamiętaj, wkraczasz w świat Star Treka, zatem wszystko może się zdarzyć... Spiski, zwroty akcji, bitwy, lustrzany wszechświat i szybkie okręty. Oto czego możesz się spodziewać.
Oto pełna wersja pierwszej części pt. Wirus
Lo?Rel, autor
-WIRUS-
Mały andoriański okręt naukowy przemierzał przestrzeń kosmiczną tropem pewnej zagadki. Na pierwszy ślad natknęli się, gdy badali niestabilnego błękitnego karła. Po kilku dniach obserwacji okazało się, że powodem takiego zachowania jest nieduża osobliwość kwantowa której echo namierzyli w małej odległości od gwiazdy. Po dalszych badaniach odnaleźli on ślad transwarp. Ów ślad doprowadził ich właśnie tutaj. Wyszli z warp, z zamiarem wlotu do układu gwiezdnego na obrzeżach którego właśnie się znaleźli.
To dziwne ? stwierdził jeden z Andorian ? nasze czujniki są rozpraszane przez jakieś silne pole.
Postaraj się to skompensować ? odparła Andorianka do której mówił. Nie mieli jednak szans by poznać prawdę. W ich stronę kierował się mały pojazd.
To patrolowiec ? wyjaśnił mężczyzna ? wywołuje nas ? kobieta w skórzanej, cywilnej kurtce nakazała włączenie ekranu.
Podajcie przyczynę przybycia ? powiedział szorstko oficer Floty który ukazał się na ekranie.
To misja naukowa ? odparła kobieta ? badamy trop transwarp, możliwe że wygenerował go Borg.
Natychmiast stąd odlećcie ? znów rozkazał. Podszedł do niego ktoś inny i szepnął coś do ucha.
Nie podlegamy Gwiezdnej Flocie ? stanowczo w tym czasie odparła kobieta, której czułki uniosły się wysoko ? to cywilny okręt badawczy.
Skonfiskujemy rejestry czujników i wasze materiały na ten temat, zaraz potem odlecicie ? upierał się coraz poważniej ? inaczej zostaniecie aresztowani, a okręt zostanie zajęty.
Nie macie prawa! ? Nerwowo krzyknęła jak to mają w zwyczaju Andorianie.
Układ Trivorin jest całkowicie odcięty ? wyjaśniał równie stanowczo oficer ? każdy, kto nie zastosuje się do nakazu zostanie aresztowany. ? Godzinę później Andorianie odlecieli. Pozbawieni zebranych materiałów.
Stali przytuleni przy oknie i spoglądali na świetliste obłoki gazów w pobliskiej mgławicy. Dopiero teraz byli naprawdę szczęśliwi. Po trzech latach, po tym co razem przeszli, zrozumieli, że nie muszą już dłużej czekać. Ślub odbył się na Ziemi, w Japonii. W małej osadzie w której czas się zatrzymał. Typowe dla japońskiej architektury strzeliste budowle, nadawały temu miejscu niepowtarzalny klimat. Wokół kapliczki na środku ogromnego placu rozrastały się bujnie drzewa wiśni i miłorzębu. Cały ogród był niesamowity, małe drzewka Bonsai leniwie rosły wokół niewielkiego jeziorka. Zielone morze trawy poprzecinane było krętymi alejkami z kamienia. Od południa zza drzew wyłaniał się niewielki dom, miał dwie kondygnacje, budowę oczywiście tradycyjną. Dach wyłożony małymi jasnobrązowymi płytkami ceramicznymi. Choć budynek był nieduży robił niesamowite wrażenie. Nad głowami latały ptaki, delikatnie wyśpiewując swoje trele. Wietrzyk był bardzo przyjemny, zresztą jak zawsze na początku lata. Ślubu udzielił im japoński urzędnik, nawet przyjemnie załatwiało się z nim formalności. Cała ceremonia wraz z przyjęciem weselnym była skromna, ale rozgłoszona w całej okolicy (i nie tylko). Nie zabrakło najbliższych przyjaciół: kapitan Canberry, Mythosa, Toma S. Taylora i reszty najbliższej załogi. Była oczywiście cała rodzina, z obu stron. Wszyscy czekali na ten najważniejszy moment, para młoda była bardzo przejęta, jednak już w czasie ceremonii nerwy niczym fale odpływu odeszły, była radość.
Rotę małżeńską wypowiedzieli spokojnie, pewni swych słów. Posypały się gratulacje...
Mimo, że od tego wydarzenia upłynęły już dwa miesiące, to wspomnienia są nadal żywe, ciągle to przeżywają. Nadszedł jednak czas na powrót do rzeczywistości. Po miesiącu miodowym na Risie, natychmiast udali się na stację Trepcza 1, gdzie Lo?Rel miał objąć dowodzenie. Jennifer, poprosiła o miejsce w oddziale Instytutu Daystroma na stacji. Dostała posadę. Tego dnia stali jednak przy oknie i podziwiali piękno Wszechświata. Panowała cisza, było słychać jedynie szum urządzeń stacji, do tego już się jednak przyzwyczaili do tego stopnia, że już go nie słyszeli.
Nie mogę dziś być na kolacji ? zagaiła w końcu Jennifer. Lo?Rel wtulony do tej pory w pachnące włosy odwrócił się nagle.
Przecież mieliście mieć wolne jeszcze przez trzy dni? ? Zapytał zdziwiony.
Tak, ale wyniki ekspertyz już dotarły ? spojrzała na małżonka ? wiesz, jakie to jest ważne. ? Jej zespół pracował właśnie nad nowymi komponentami do silników Warp, mających usprawnić wytwarzanie pól Warp. Jennifer jest inżynierem, do tego jak już wpadnie w jej ręce jakiś projekt przysłany z dowództwa, to włącza się w prace całkowicie.
Ale spotkamy się na obiedzie? ? odparł, prawdą jest, że taki tryb życia prowadzą od chwili wejścia na stacje. Lo?Rel ma masę obowiązków, stacja niemal zapomniana przez Dowództwo Floty dzięki niemu powoli odzyskuje dawny prestiż. Dodatkowe obowiązki i wymagania wiążą się również z awansem do stopnia komandora. Jednak nie narzekali na sytuację. Cieszyli się z takich chwil jak ta, kiedy byli sami.
Wieża do komandora Lo?Rela ? usłyszał jednostajny, volkański głos z komunikatora. To był porucznik Senok, pierwszy oficer stacji. Fakt, że przebywa tu dłużej niż on, sprawiał iż Lo?Rel czuł się momentami niepewnie. Teraz już ich stosunki układają się dobrze, jednak na początku dochodziło między nimi do kłótni, tym bardziej, że Dronal nie przepada za Volkanami. Jednak szybko okazało się, że ten Volkan jest zupełnie znośny, jeżeli tak można nazwać przedstawiciela tego gatunku. Trill nacisnął plakietkę i odrzekł:
Proszę mówić poruczniku.
Za trzydzieści minut Płaszczka zacumuje w śluzie numer siedem. ? Odparł rzeczowo z typową dla Volkanów ścisłością faktów.
Przyjąłem, Lo?Rel koniec. ? Po chwili spojrzał na Jennifer, uśmiechnął się i cicho powiedział ? Widzisz, nie możemy spędzić ze sobą nawet kilku minut. ? Zaraz dodał już głośniej i energiczniej ? No, obowiązki wzywają ? rzucił jeszcze szybko ? a obiad tam gdzie zawsze... ? Odpowiedziała mu uśmiechem. Wyszli razem z kabiny.
Gdy pojawił się na wieży, porucznik Senok zaraz przekazał mu raport. Zawsze gdy ma do czynienia z Volkanami nie mógł pojąć dlaczego oni tłumią emocje. Przecież stworzenie cywilizowanej kultury nie wymaga aż takich posunięć, czego przykładem jest Ziemia, czy choćby Trill. Zawsze tylko logika, która nie raz przegrywa ze zwykłą intuicją. Uważnie słuchał jednak pierwszego oficera.
Płaszczka poinformowała, że zostaną dłużej na stacji. Muszą przeprowadzić diagnostykę układów EPS.
A jak idą prace, nad montażem przekaźników bioneuronowych? ? Zapytał Lo?Rel biorąc do ręki padd od Senoka.
Zespół mechaników meldował o kłopotach z kompatybilnością systemu, jednak mają się z tym uporać w ciągu trzydziestu godzin.
Dziękuje poruczniku, będę w swoim biurze. ? Senok oblał go beznamiętnym spojrzeniem, skinął głową i skierował się do terminalu informacyjnego. Lo?Rel udał się natomiast do gabinetu, gdy tylko przekroczył próg pomieszczenia, na jego twarzy pojawił się gest lekkiego szoku, a może niesmaku. Na biurku jak zwykle leżał stos paddów, wiedział, że tam są i zrozumiał, że czeka go wiele godzin analizowania raportów. Nawet tych mało istotnych w tej chwili jak lista nowych oficerów. Przecież teraz są ważniejsze sprawy na głowie, trzeba wymienić cały system komunikacji, konieczne są naprawy dawno nie używanych doków, nie mówiąc już o wymianie czujników czy systemów podtrzymywania życia. Kilka osób trafiło do szpitala po tym jak na najniższych pokładach system przestał działać. To był niezaprzeczalny fakt, stacja wymagała gruntownej przebudowy, sypała się w oczach. Każdy kto dostał tu przydział, uważał, że trafił tu za karę. Ale nie Lo?Rel, on poprosił o dowodzenie na Trepczy, chciał zaprowadzić tu porządek. Wiedział doskonale, że to nie będzie łatwe, nie przypuszczał jednak, że będzie to takie trudne. Mało kto odważył się tu zakładać swoje placówki. Instytut Daystroma założył tu filię tylko dzięki wstawiennictwu kapitan Canberry. Tak czy inaczej, choć czasem i Dronalowi zdawało się inaczej, nie tracił nadziei i ochoty na przywrócenie stacji do dawnego blasku. Usiadł w fotelu i zaczął przeglądać raporty, pod ręką leżał akurat raport o instalacji ogrodów hydroponicznych. Odpowiedzialni za to ludzie prosili o większą przestrzeń, tak aby stworzyć park. Złapał się za głowę i wymamrotał do siebie:
Ludzie, skąd mam wam znaleźć miejsce... Mam kazać rozmontować oczyszczalnie ścieków czy dobudować cały kompleks? ? Odrzucił padd z niesmakiem patrząc na całe ich mnóstwo rozrzucone w bezładzie na blacie. Wstał i spojrzał w okno za którym leniwie jakby w wielkim basenie spoczywała planeta Trepcza. Stał tak jeszcze kilka minut i uznał, że lepiej będzie jak przejdzie się po pokładzie w stronę śluzy siedem.
Na korytarzach panował niebywały ruch. Wszędzie krzątały się ekipy techniczne, co chwila przepalał się jakiś układ. Jedna z głównych promenad była zapełniona ludźmi. Nawet nie zauważył kiedy oni wszyscy tu przybyli. Panował istny festiwal gatunków: ludzie, Volkanie, Bajoranie, Trille, Bolianie, Andorianie, nawet Klingoni czy Ferengi. Lo?Rel wszedł właśnie do przedziału dokowego, gdzie na przylot Płaszczki czekał nie tylko on, ale i spora część innych oficerów. Panowało niesamowite poruszenie, kiedy za ogromnymi szybami potężny okręt klasy Sovereign manewrował wokół zaczepów. Pomyślał wtedy, że jak będą konstruować jeszcze większe okręty to niedługo będzie je trzeba składać na pół, żeby się zmieściły. Stał spokojnie, co chwilę ktoś mu się kłaniał, nie miał pojęcia kim byli ci ludzie. Kilka osób kojarzył, ale niemożliwe jest zapamiętanie ponad pół tysiąca nazwisk, do tego pamiętać wszystkie twarze. Jednak dowódca nie dał nic po sobie poznać. Minęło jeszcze dwadzieścia minut zanim właz się otworzył. Powoli zaczęli wychodzić, niczym lawina, przez korytarz kolejni oficerowie, owszem, te twarze pamiętał. Przecież jeszcze rok temu służył razem z nimi, najpierw jako pilot, potem jako dowódca. Na ten widok wracały przeróżne wspomnienia, nawet te dramatyczne, zaraz je jednak wymazywał z pamięci zastępując innymi. Bacznie przyglądał się ludziom opuszczającym okręt. Przede wszystkim szukał jednej osoby. W końcu się pokazała. Podszedł bliżej i szczerze się uśmiechnął, ona dostrzegłszy jego osobę również, odezwał się pierwszy.
Harriet! Jak miło, że przyleciałaś. ? Przypomniało mu się jak doszło do tego, że zaczęli mówić sobie na ?ty?, otóż Canberra stwierdziła, że jeśli nie zacznie tak się do niej zwracać (naturalnie na poziomie prywatnym, zresztą oficjalnie nigdy by sobie na to nie pozwolił ? czuł do niej zbyt duży szacunek), to... wyrwie mu symbionta i zje na surowo!!! Na co oboje wybuchli śmiechem, choć Trill czuł się trochę niepewnie przy tym, powiedziała to z taką powagą. Nie zmienia to faktu, iż dla niego Canberra była, jest i będzie mentorem, przewodnikiem i ogromnym autorytetem.
Witaj komandorze! ? Odparła radośnie i uścisnęli się przyjacielsko.
Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej.
O! Zdecydowanie ? odrzuciła natychmiast ? potrzebuję nieco relaksu.
To świetnie, mam nowy holoprogram ? uśmiechnął się, wiedział, że Canberra lubi spędzać czas w holodeku, a ten program był naprawdę niezły: przeprawa przez śnieżną dolinę, do tego pełno Klingonów ? spodoba ci się.
Nie mogę się doczekać. ? Zatarła ręce, rozejrzała się wokół i po chwili zapytała ? A jak ci idzie przywracanie stacji do życia? ? Na to pytanie niemal się przewrócił, również rozejrzał się wokół i odparł:
Kiedy byłaś tu ostatni raz? ? Klingonka zamyśliła się chwilę po czym odpowiedziała:
Jakieś dwa lata temu?
Może wtedy wyglądało tu nieźle ? przerwał i z uśmiechem przechodzącym w ironię dokończył ? jednak gdy ja tu przyleciałem, to uwierz mi, że cofnęło mnie z powrotem do okrętu. I nie chciałem wyjść. ? Z lekką miną niedowierzania spojrzała na swego przyjaciela, poczym objęła go przyjacielsko i cichym tonem odparła:
Ależ to ty się prosiłeś o przydział tutaj, mój drogi Lo?Relu ? spojrzał na nią jakby z wyrzutem, jednak cała rozmowa przebiegała w dość luźnym tonie.
I ty mi na to pozwoliłaś? ? Zaczęli iść w stronę turbowindy, jednak Canberra stwierdziła, że chce obejrzeć stację, co też oboje uczynili. Pani kapitan nie mogła wyjść z podziwu widząc jak Trepcza nabiera nowych barw, jak odżywa. Do tej pory służyło tu zaledwie dziewięćdziesiąt osób, teraz prawie pięćset. Stanęli na środku tunelu spacerowego łączącego dwa przeciwległe pokłady, nad nimi dumnie królował spodek Płaszczki. Oglądali panoramę jaka rozpościerała się przed nimi.
Powiedz ? zagadnęła ? jak toczy się twoje nowe życie. ? Spojrzał na nią.
Masz na myśli Jennifer? ? Potwierdziła kiwnięciem ? Cóż ? zaczął ? Mogłoby być lepiej... ? Na te słowa Canberra spojrzała na Lo?Rela zadziwiona, ten natychmiast wyjaśnił:
To znaczy między nami jest perfekcyjnie. Ale spędzamy ze sobą zbyt mało czasu. No wiesz, ja mam pełno roboty, ona pracuje nad swoimi projektami, widujemy się rano i wieczorem. Czasem uda nam się wyrwać na obiad do włoskiej knajpki na trzydziestym drugim. Chociaż może to i lepiej ? spojrzał przez szybę ? po całym dniu jesteśmy siebie spragnieni. Ale gdy tylko jakoś uporam się ze stacją, to lecimy na Ziemię. ? Canberra odpowiedziała mu pytającym spojrzeniem i powiedziała:
Kolejny miesiąc miodowy?
Libra i tak będzie leciała w tym kierunku, także pozałatwiam kilka spraw na miejscu.
Aaa... ? kobieta wypuściła powietrze.
Ale powiedz mi co z Mythosem... to znaczy Athotisem ? Lo?Rel szybko się poprawił ? słyszałem co się stało. - Canberra chwilę myślała.
Dobrze się trzyma, radzi sobie nieźle. To w końcu Betazoid. Dałam mu miesiąc urlopu, ale wrócił po dwóch tygodniach. Jest silny, poradzi sobie.
O, w to nie wątpię, jednak to, co go spotkało może czasem przytłoczyć człowieka.
To prawda... ? Przeszli przez tunel na drugą stronę pylonu. Tam jeszcze rozmawiali o wielu rzeczach. W końcu się rozeszli, umówili się jeszcze na dziewiątą na sesję w holodeku.
Lo?Rel powrócił jeszcze na wieżę, akurat była zmiana wacht i niespodziewanie ktoś wepchnął się do windy, gdy ten wysiadał.
Przepraszam komandorze ? zaakcentowała nieporadnie młoda Rosjanka, przybyła niedawno na stację, odbywała tu staż. Mało tego, dopiero ukończyła Akademię i jeszcze się gubi w tych realiach. Flota nieustannie przysyła nowych żółtodziobów, niby mają wyrobić sobie charakter w takiej placówce. A co to ma być? Poligon doświadczalny?! Krzyknął w myślach. W turbowindzie burknął jednak na niewysoką kobietkę i zwrócił się w kierunku Senoka, ten analizował jakieś raporty przy swojej konsoli.
Coś nowego poruczniku? ? Zapytał stojąc przed nim, Volkan natychmiast wstał z miejsca i zaraportował.
Technicy pracujący nad systemem zameldowali, że naprawy zakończą jutro przed godziną czternastą. Lyrański transportowiec cywilny poprosił o zgodę na dokowanie.
Lyranie? ? zapytał uniesionym, zdziwionym tonem ? Co oni tu robią?!
Meldują kilka uszkodzeń, chcą dokonać napraw i uzupełnić zapasy.
W takim razie niech dokują ? machnął ręką - Czy coś jeszcze?
Nie komandorze ? odparł beznamiętnie.
Więc może pan opuścić stanowisko ? stwierdził Lo?Rel, na te słowa Senok spojrzał na godzinę i odparł:
Komandorze, moja służba kończy się za cztery minuty. ? Trill słysząc to spojrzał również na zegar, Pierwszy miał oczywiście rację, komandorowi nie pozostało nic jak tylko się lekko uśmiechnąć.
Ach, rzeczywiście. Będę w gabinecie ? odwrócił się, stanął jeszcze przed drzwiami do tego pomieszczenia. Lo?Rel jakoś nie przepadał za tym miejscem, prawdę mówiąc nie cierpiał go. Wiedział, że gdy tam wejdzie czeka go nudna papierkowa robota.
Minęło kilka godzin, na pokładzie osiemdziesiątym szóstym gdzie przystosowano dwie duże na trzy pokłady hale zjechała właśnie Jennifer, gdzie czekało na nią już kilku współpracowników z instytutu. Przed nimi stała ogromna konstrukcja ? część napędu, która służyła jako tester. Zespół w którym pracowała rozpoczął prace nad tym projektem jeszcze na Ziemi, ale model skonstruowali już na stacji. Eksperyment miał polegać na sprawdzeniu czy przepływ plazmy przez cewki jakie zaprojektowali jest poprawny. Kobieta przekroczyła próg hangaru i przywitała się z trójką naukowców omawiających ostatnie szczegóły przed próbą. Podeszła do konsoli, aby sprawdzić warunki panujące w komorze. Jennifer pomimo, że była nieco przybita tym, że prawie nie widuje się z mężem, doskonale wypełniała swoje zadania. Wiedziała, że już niedługo będą spędzać ze sobą więcej czasu, gdyż kolejne badania nie będą już tak czasochłonne. Nagle z głośnika rozległ się męski głos:
Uwaga, zaczynamy za pięć minut. ? Zakomunikował mężczyzna podekscytowanym głosem. To był jej szef, Antonio Scamarngi. Człowiek całkiem miły, ale unosił się podniecająco za każdym razem, gdy tylko nadarzała się okazja. A tematu ulepszeń w napędach Warp lepiej z nim nie zaczynać, jak się rozgada, to trudno mu przerwać.
Czy urządzenia do wtrysku plazmy są ustawione pod odpowiednim kątem? ? Zapytała Jennifer wysoką, szczupłą, (jak żyrafa, przeleciało jej przez myśl) kobietę która podeszła do niej.
Sprawdziliśmy wszystko cztery razy, wszystko idzie zgodnie z planem.
A rozstawienie gondoli? ? Dopytywała się nadal.
Oczywiście ? odparła zdecydowanie rozmówczyni.
Sprawdzę jeszcze odczyty z deflektora ? oznajmiła i ruszyła w kierunku dużego wyświetlacza na ścianie.
W tym czasie Lo?Rel, ubrany w grubą zimową kurtkę, szal i wielką futrzaną czapkę zmierzał w kierunku holodeku, gdzie był umówiony z Harriet. Było jeszcze przed dziewiątą także nie śpieszył się. W końcu doszedł do drzwi, stanął przed panelem holodeku i rozkazał:
Komputer, uruchom program Lo?Rel 2.
Program jest aktywny ? oznajmił kobiecy głos. Trill zdziwił się gdy to usłyszał, sprawdził na panelu kiedy aktywowano program. Komputer wyświetlił godzinę uruchomienia 8:37. Nie zastanawiając się długo wszedł do środka. Drzwi zamknęły się za nim i znikły za holograficzną ścianą. Natychmiast chwycił go siarczysty mróz, zatarł ręce i z trzęsącą się szczęką wypowiedział:
Komputer, Bath?leth ? w jego dłoniach ukazał się natychmiast wskazany przedmiot ? i rękawiczki ? dodał po chwili namysłu. Coś tu nie gra, pomyślał gdy jego ręce pokryły się futrzanymi rękawicami. Wszedł w teren. Projekcja przedstawiała powierzchnię koloni na Ruhra Pente. Ogromne, białe pasma górskie na horyzoncie, jasne niebo, choć panował wieczór, a wokół niego liczne wzniesienia porośnięte wielkimi drzewami i zaroślami. Rozejrzał się i jeszcze chwilę nasłuchiwał co się dzieje. Wszedł w gęste zarośla i nagle przed nim wyskoczyła klingonka. Lo?Rel naturalnie wzdrygnął się, ale natychmiast przygotował broń do walki, rozpoznał też napastniczkę. Była to oczywiście Canberra. Z miną wojowniczki rzuciła się na swoją ofiarę, ten szybko obronił pierwszy cios i zadał swój. Na jej twarzy pojawił się uśmieszek który mówił ?i tak cię pokonam ty tchórzliwy Pat?Hat?. Lo?Rel wiedział już, że tym sposobem chciała go osłabić, robiła to za każdym razem. Kiedyś to się sprawdzało, teraz też napawało go to nieco przerażeniem, wyglądała tak jakby naprawdę chciała go zabić. Jednak nie był wcale łatwym przeciwnikiem. Ich miecze znalazły się w uścisku i zablokowały się na moment. Wykorzystał tę chwilę na przywitanie się.
Myślisz, że ci się uda? ? Uśmiechnął się pełen ironii, a ona natychmiast odepchnęła jego broń i odrzekła gniewnie.
Zawsze mi się udaje! ? I przewróciła go na ziemię z zamiarem zanurzenia w jego tors ostrej końcówki Bath?letha.
- Urządzenie działa bez zarzutu, wtrysk plazmy stabilny, przekaźniki energetyczne w normie! ? Wykrzyknęła Jennifer w głośnym rumorze pracy konstrukcji. Wszyscy stali przy swoich konsolach i monitorowali przebieg eksperymentu. Całe pomieszczenie było wypełnione zielenią od przepływającej przez ogromne tunele plazmy. Nagle jeden z inżynierów, Bajoranin krzyknął:
Wykrywam fluktuacje w pierścieniach pola Warp!
To niemożliwe! ? Krzyknęła Amanda (żyrafa), współpracownica Jennifer.
Zmniejszyć przepływ plazmy w drugim sektorze! ? odkrzyknęła Jennifer.
To na nic, ciśnienie wewnątrz gwałtownie rośnie, cała gondola zaraz eksploduje!
Natychmiast się ewakuować! ? rozkazał krzykiem Antonio i wszyscy rzucili się do ucieczki. Została tylko Jennifer.
Uruchomię tylko pola ochronne ? powiedziała do przełożonego pośpiesznie manipulując przy konsoli.
Wynoś się stamtąd, za dziesięć sekund wybuchnie! ? po uruchomieniu pola które zabrzęczało przed nią, również ona biegiem skierowała się do wyjścia. Całą salą wstrząsnął potężny huk...
W holodeku trwała zażarta bitwa między Klingonką, a Trillem. Wyraźnie przegrywał, silny mróz niemalże nie robił na Canberze wrażenia. Przykucnął w małej grocie i czekał na pojawienie się kobiety. Gdy tylko stanęła nad nim natychmiast ruszył do boju, na nic nie czekając podciął jej nogi. Upadła, złość kipiała z niej niesamowicie. Ona, córka Kahlessa dała się tak załatwić. Przystawił jej miecz do warg i zwycięsko oznajmił:
I co? Nie przygotowałaś się do zajęć, ha, ha!!! ? Lo?Rel dumnie stał nad pokonaną Canberra, ta jednak wcale nie zamierzała się poddać. Gdy tylko mężczyzna odwrócił na chwilę wzrok, chwyciła jego miecz, a że ten trzymał go mocno, to przerzuciła zszokowanego Dronala za siebie. Natychmiast wstała i przyjęła pozycję jaką, jeszcze trzy sekundy temu miał on.
Zawsze jestem przygotowana. ? Parsknęła do swej ofiary, gdyby mogła natychmiast przebiłaby go na wylot. Nagle oboje usłyszeli szelest w pobliskich zaroślach. Trill natychmiast się podniósł, oboje stanęli do siebie plecami. Teraz nie byli już wrogami lecz sojusznikami. Krążyli wokół własnej osi, wytężając wszystkie zmysły. Ich wzrok był pełen złości i agresji, oboje mieli ochotę na krew. Zza krzaków wyskoczyły dwa Targi i natychmiast ruszyły na wojowników. Jednego pokonali prawie od razu wbijając mu Bath?lethy w głowę i cielsko. Drugi jednak nie czekał, aż tamci będą gotowi. Podbiegł do Canberry i boleśnie ugryzł w łydkę. Kobieta przeraźliwie krzyknęła i upadła na ziemię.
Komputer! ? krzyknął bez zastanowienia Lo?Rel ? Zatrzymaj program! ? komputer wykonał polecenie, wiatr ustał, rośliny zamarły, a Targ z wyrazem zabójcy zatrzymał się na tylnych łapach. Komandor odrzucił miecz, ukląkł przy przyjaciółce, delikatnie chwycił nogę, aby ją obejrzeć i pretensjonalnie zapytał.
Wyłączyłaś protokoły bezpieczeństwa, wiesz, że tego nie lubię. Chcemy się zabawić, a nie zginąć. ? Canberra przez zaciśnięte zęby, z grymasem bólu odparła.
Nie wyłączyłam ich ? spojrzała na niego ? bo wiedziałam, że będziesz na mnie za to wieszał psy. ? Ten spojrzał zdziwiony na nią.
Jak to? W takim razie dlaczego Targ cię ugryzł?
Nie wiem, ale przydałaby się teraz jakaś pomoc ? odparła jęcząc z bólu. Rana była paskudna, kły tego potwora są w stanie przerwać mięśnie, a to nie było tylko draśnięcie.
Lo?Rel do teleportera, - wywołał szybko ? transport awaryjny kapitan Canberry do szpitala.
Niestety komandorze teleportery nie działają. Kilka minut temu wystąpiła jakaś awaria.
Co takiego?!!! Przecież wczoraj wymieniono cały podsystem przesyłowni?! ? Zapytał zły.
Nie znamy jeszcze przyczyn ? odparł nieporadnie chorąży który miał w tym czasie służbę.
Zaraz tam będę ? powiedział zdenerwowany i ponownie wywołał ? Lo?Rel do ambulatorium, przyślijcie lekarza i nosze do holodeku trzeciego.
Tak jest komandorze ? odparła pielęgniarka. Komandor chwycił delikatnie przyjaciółkę, aby podeprzeć ją o skalne wzniesienie i natychmiast stwierdził, że przecież nie muszą dłużej marznąć i zgrzytać zębami.
Komputer zakończ program ? na to polecenie białe czapy śnieżne, rośliny i złowrogi Targ rozmyły się w nicości, zamieniając się w pomieszczenie wypełnione holo ? siatką. Opierając Canberrę o ścianę, nie mógł oprzeć się i zapytał ? powiedz, zmieniałaś temperaturę, prawda? ? Na co Klingonka odpowiedziała lekkim wojowniczym uśmieszkiem. Nawet w takiej sytuacji nie traci ducha walki.
Komandor wpadł do głównej sali teleporterów i zagniewanym tonem powiedział do oficera przy konsoli:
Raport!
Cała sieć przesyłowni przepaliła się, w jednym momencie. Musiała zostać uszkodzona główna rozdzielnia mocy.
Na stacji są trzy niezależne od siebie rozdzielnie i wszystkie wysiadły w jednej chwili?! Przecież wczoraj zainstalowano bioprzekaźniki, jak to możliwe?
Komponenty były sprawne, nie ma mowy o wadliwych przekaźnikach ? odparł chorąży ? to wygląda na... ? zawahał się, Lo?Rel dokończył sam nie wierząc w to co mówi.
Sabotaż? Kto mógłby nas sabotować. ? Mężczyzna przy konsoli wzruszył tylko ramionami, do sali wszedł właśnie zespół mechaników, Trill zszedł z podestu i rozkazał:
Meldujcie mi niezwłocznie o wszystkich przyczynach jakie wykryjecie.
Tak jest komandorze. ? odparła Andorianka, szefowa grupy. Dronal wyszedł na korytarz, zmierzał w kierunku turbowindy, nagle wywołał go kolejny głos:
Senok do Lo?Rela ? Nacisnął komunikator i zaczął mówić.
Co znowu poruczniku. ? Volkan nie miał dobrych wieści dla niego.
W pomieszczeniach Instytutu Daystroma miała miejsce eksplozja ? słysząc to stanął nieruchomo, od razu pomyślał o Jennifer.
Czy moja żona tam była? ? Zapytał licząc na to, że rozmówca zaprzeczy.
Tak ? gdy to usłyszał natychmiast ruszył do windy z przerażoną miną ? jest w Centrum Medycznym na dolnej promenadzie.
Dziękuje poruczniku ? odparł i pośpiesznie wbiegł do windy. ? Komputer, Centrum Medyczne pokład trzydziesty piąty.
Szybko wbiegł do szpitala rozglądając się na prawo i lewo w poszukiwaniu żony. Dostrzegł ją siedzącą na łóżku w końcu sali. Szybko podbiegł do niej i delikatnie ją przytulił.
Kochanie, wszystko w porządku?
Nic mi nie jest, byłam tylko na obserwacji ? wstała z łóżka i uśmiechnęła się do męża, Lo?Rel wypuścił powietrze, poczuł ogromną ulgę.
Jak to się stało? Sprawdziliście wszystko dokładnie? ? dopytywał się.
Oczywiście, kilka razy ? odparła z pewnością ? wygląda to na zanik mocy w systemie chłodzenia, doprowadziło to wzrostu temperatury i ciśnienia w zbiornikach plazmy.
Przecież mieliście własne źródło zasilania, niezależne od tego na stacji ? stwierdził zdziwiony.
Musimy to dokładnie sprawdzić, nie znamy jeszcze przyczyn.
A inni? Jak się czują?
Nikomu nic się nie stało, opuściliśmy halę na czas. Kilka osób uderzyło się o ścianę od fali uderzeniowej. ? Lo?Rel pocałował Jennifer w czoło po czym stwierdził:
Dzieje się tu coś dziwnego ? kobieta spojrzała pytająco na małżonka ? nie tylko wy macie problem. W holodeku wyłączyły się protokoły bezpieczeństwa, z tego powodu Harriett leży w ambulatorium...
Coś jej się stało? ? przerwała mu.
Pogryzł ją... hologram. ? stwierdził zażenowany ? Ale to nie wszystko, teleportery też przestały działać.
To zbyt wiele jak na zbiegi okoliczności ? stwierdziła to, co Lo?Rel wiedział od początku, przytaknął. Ruszyli w stronę wyjścia. Po drodze dostrzegł jeszcze Lyranina leżącego na łóżku. Psowaty osobnik wzbudził u niego lekką niechęć, czy też grozę. Zagaił do przechodzącej pielęgniarki wskazując dyskretnie palcem.
A temu co się stało? ? Kobieta przyjrzała się pacjentowi i odparła.
Źle się poczuł, miał jakąś chorobę skóry, był pod kwarantanną. Ale już wyzdrowiał. ? Komandor podziękował za informacje i oboje wtopili się w tłum na promenadzie. Tam czuli się anonimowo.
Co powiesz na kolację przy świecach ? zagadnął nie będąc pewnym czy Jennifer ma ochotę na romantyczny wieczór po tych wydarzeniach. Sam się zdziwił, że on ma na to ochotę. Jednak kobieta odwróciła się, zmysłowo zarzuciła włosy i rozwiała jego wątpliwości.
O niczym innym nie marzę.
Leżeli przytuleni do siebie w wielkim łóżku, na stoliku paliły się trzy świece, ich płomyki leniwie poruszały się w swoim tańcu. Jennifer spała trzymając głowę na piersi męża, Lo?Rel nie mógł zasnąć, leżał trzymając rękę pod głową. Rozmyślał o wielu sprawach, nie mógł zrozumieć dlaczego dopiero co zainstalowane systemy psuły się jeden po drugim. Czy to wina stacji, czyżby trzeba było wymienić każdą najmniejszą część? Nie mógł zrozumieć tej sytuacji. Myślał również o Canberze, niewiele brakowało, a holotarg przegryzłby jej nerwy, miał lekkie poczucie winy, że nie sprawdził zabezpieczeń. Stwierdził, że ją odwiedzi, co prawda było przed drugą, ale pomyślał, że Harriet nie będzie spała. Wstał delikatnie osuwając głowę Jennifer na miękką pościel, spała twardo, także nawet nie poruszyła się. Szybko się obmył i ubrał, na bordowy golf założył szaro ? czarną kamizelkę, było mu dziwnie za ciepło. Wyszedł na korytarz i skierował się do turbowindy. Po dwóch minutach znalazł się na promenadzie. Było na niej wyjątkowo cicho. Tu i ówdzie przemykały jakieś ekipy techniczne lub cywile, jednak panował tu nienaturalny spokój. Przyzwyczaił się już do gwaru handlarzy, krzyków i tłumów. Wszedł do niewielkiego ambulatorium, gdzie w drugiej sali leżała Klingonka, miał rację, nie spała.
Co tu robisz o tej godzinie? ? zapytała wyraźnie zdziwiona ? Jest po drugiej.
Nie mogłem spać ? odparł zdawkowo poczym zapytał ? jak się czujesz? ? Harriet uniosła lekko nogę klepiąc się po niej, Lo?Rel przyjrzał się jej. Pozostała tam jedynie niewielka blizna, prawie niewidoczna.
Dobrze, jutro stąd wychodzę ? i cichszym tonem dodała ? nie mogę tu już wytrzymać.
Przecież to dla twojego zdrowia ? zganił kobietę, a ta opuściła lekko głowę. Zapadła chwila ciszy, Canberra dostrzegła zamyślenie przyjaciela i natychmiast zapytała:
Hej, co się dzieje? ? Trill uniósł ręce w geście niewiedzy i odparł:
Sam chciałbym to wiedzieć ? Canberra spojrzała nie wiedząc o co chodzi ? od wczoraj padło kilka systemów stacji, nie wiadomo dlaczego.
Może to wina niekompatybilności ? zagadnęła, ten zaprzeczył ruchem głowy.
Nie, wszystko było ze sobą zgrane, obawiam się, że ktoś się z nami...
Teleportery do Lo?Rela ? zabrzmiał głos z komunikatora, komandor nacisnął urządzenie na piersi i odpowiedział:
Tu Lo?Rel, o co chodzi.
Chyba znaleźliśmy przyczynę awarii, myślę, że powinien pan tu przyjść, do głównej sali. ? Spojrzał na Canberrę zdziwiony i zaraz odparł:
Już idę, Lo?Rel kończy ? nie odrywał wzroku z przyjaciółki ? może coś się w końcu wyjaśni. ? Canberra odpowiedział mu lekkim uśmiechem, a ten ruszył do teleporteów.
Wszedł do sali, była zawalona przewodami i różnymi obwodami. Natychmiast podszedł do głównego technika. Była to kobieta, Andorianka, oddała paad jakiemuś mężczyźnie i odwróciła się do dowódcy.
Raport ? rozkazał z niecierpliwością oczekując wyjaśnień.
Komandorze, na początku byliśmy przekonani, że to wina bio ? przekaźników, dokładnie mam na myśli różnice technologiczne ? wyjaśniła szczegółowo ? dlatego oględziny prowadziliśmy pod tym kątem. Ale skany nic nie wykazały. Dlatego zeszliśmy kanałami Jeffreasa do głównych systemów ? tu na chwilę przerwała ? to co tam znaleźliśmy, przekroczyło nasze wyobrażenia. Powinien pan to zobaczyć.
Ale co tam jest ? zapytał spokojnie. Andorianka wzruszyła ramionami i odparła:
Nie wiemy, ale wygląda to na rozrośnięty bio ? przekaźnik ? Lo?Rel na te słowa zareagował wielkim zdziwieniem.
Rozrośnięty bio ? przekaźnik???
Musieliśmy natychmiast wymontować wszystkie części, aby nie zostały zainfekowane ? wskazała niebieską ręką na przedmioty rozłożone na podłodze.
Chodźmy więc obejrzeć to... odkrycie. ? Rozkazał, i skierowali się do wejścia do kanałów. Trill był ogromnie zaintrygowany tym czego się dowiedział od technika, nie krył zdziwienia. Przez całą drogę zadawał pytania na ten temat. W końcu zeszli dwa pokłady niżej, stanęli oboje w poziomym korytarzu.
To tutaj ? wskazała kobieta na kolejny kanał. Lo?Rel zapalił latarkę i zaglądnął tam. To co ujrzał wprawiło go w taki szok jakiego nie doznał nigdy prędzej. Kanał na długości około piętnastu metrów porośnięty był jakąś brązową rzadką mazią, tłuste duże krople spadały na podłogę, ?roślina? cuchnęła tak okropnie, że komandor natychmiast się cofnął.
Co to jest do cholery?! ? rzucił podniesionym tonem, był zszokowany. Andorianka po raz kolejny wzruszyła ramionami.
Prawdopodobnie, jeden z pakietów żelowych był uszkodzony, substancja wewnątrz pakietu wydostała się na zewnątrz i stworzyła to tutaj.
Ale w jaki sposób, jak to możliwe! Przecież to najnowsza technologia, coś takiego nie ma prawa istnieć!
Nie znamy przyczyn komandorze.
Czy zostały pobrane próbki do zbadania?
Oczywiście, wyniki powinny być za kilka godzin.
Odetnijcie całą tą sekcje i usuńcie to jak najszybciej ? rozkazał, kobieta pokiwała twierdząco i oboje ruszyli z powrotem. Było już przed trzecią, mężczyzna poczuł się senny, toteż upewniwszy się, że wszystko mu przekazano, udał się do kajuty. A tam... Jennifer spała nadal, położył się obok niej i po kilkunastu minutach również zasnął.
Z samego rana, około godziny dziewiątej przyszedł do laboratorium, aby dowiedzieć się jakie są wyniki analiz próbek pobranych z kanałów Jeffreasa. Przywitała go postawna kobieta, Niemka. Sprawiała jednak wrażenie miłej i taka też była. Lo?Rel nie znał jej jeszcze zbyt dobrze, gdyż przybyła na stację zaledwie dwa tygodnie temu i nieczęsto mieli okazję do spotkań. Nazywała się Monica Muller. Siedziała przy biurku i analizowała coś w swoim komputerze.
Dzień dobry doktorze ? przywitał ją łagodnym głosem, kobieta wstała i równie miło go powitała.
Dzień dobry komandorze.
Czy są już wyniki badań? ? Zapytał badawczo, doktor odwróciła się i wskazała palcem na komputer.
Właśnie je przeglądałam, są nieco zaskakujące ? odparła tajemniczo. Lo?Rel nie krył zdziwienia.
Jak to? ? kobieta odwróciła urządzenie w stronę komandora i zaczęła pokazywać wyświetlone na nim dane.
Otóż to, co uważaliśmy za masę żelową z przekaźnika, w rzeczywistości nią nie jest.
Co chce pani przez to powiedzieć? ? Oburzył się lekko.
Badania wykazały, że oba związki mają podobny skład chemiczny, jednak przy badaniach trzeciego stopnia wyszła na jaw istotna różnica. ? na ekranie migał zaznaczony element który różnił oba związki ? To, co znajduje się w kanałach jest groźnym wirusem, nie spotkałam się z nią prędzej. ? Lo?Rel natychmiast wzdrygnął się, bo przecież wdychał owy wirus, natychmiast zapytał:
Możemy się tym zarazić?
Tak, ale jedynie przez dotyk, - komandorowi uszło powietrze z płuc - organizm posiada niezwykłe właściwości żrące, ale jedynie przy bezpośrednim kontakcie. Dosłownie wyżera to, z czym się spotka. Przystosowuje sobie środowisko w krótkim czasie, tak, aby mógł się rozwijać.
Czyli to ? przerwał jej Trill ? taki mikro Borg. ? Kobieta zdumiona spojrzała na dowódcę gdy to powiedział.
Można tak to nazwać, żyjątko dostaje się na dany teren, poczym asymiluje je dla swoich potrzeb.
Pytanie tylko, skąd się to wzięło na stacji.
Właśnie. Wydałam już polecenie, aby całkowicie odciąć tamtą sekcję. Gdy tylko opracujemy sposób usunięcia organizmu powiadomię pana komandorze.
Doskonale się pani spisała ? Niemka odpowiedziała mu szerokim uśmiechem ? oczekuje pełnego raportu, gdy tylko dowie się pani więcej. ? Kobieta pokiwała głową. Komandor wyszedł i skierował się do wierzy. Po chwili podróży pojawił się na miejscu przeznaczenia. Przez całą drogę zastanawiał się nad pochodzeniem tajemniczego intruza, nie mógł wpaść na żaden trop. Przecież każda jednostka przechodzi rutynową kontrolę pod względem biologicznym. Nie miał żadnego punktu odniesienia. Podszedł do porucznika Senoka i zapytał:
Czy zapoznał się pan z wynikami badań próbek?
Tak, trzydzieści minut temu zostały mi przekazane.
Proszę przeprowadzić kontrolę na każdej jednostce jaka dokuje na Trepczy. Ponadto chcę mieć raport medyczny z listy przyjęć chorych, dane o przysłanym do nas pożywieniu i innych towarach. Dopóki sprawa się nie wyjaśni żadna jednostka nie opuści stacji, ogłaszam też żółty alarm. Proszę to jak najszybciej podać do wiadomości.
Tak jest komandorze ? odparł jak zwykle jednostajnie Volkan.
Aha ? zaczepił jeszcze porucznika który oddalił się, ten spojrzał pytająco ? chcę również raport na temat przyczyn awarii w holodeku oraz przy testach Instytutu Daystroma.
Tak jest.
Udał się tradycyjnie do swojego gabinetu, usiadł w fotelu i zaczął przeglądać kolejne raporty zalegające na biurku. Oczywiście ta sprawa stała się absolutnym priorytetem, jednak w dalszym ciągu pozostawały inne sprawy, a wszystko to było przecież na jego głowie. Po około dwóch godzinach do pomieszczenia wpadła Jennifer. Lo?Rel powitał ją uśmiechem, ogromnie się ucieszył, że choć na chwilę oderwie się od nużącego zajęcia, jakim niewątpliwie było siedzenie za biurkiem. Odrzucił padd i ze zdziwieniem spojrzał na żonę.
Co się stało? ? Zapytał, kobieta rzuciła na biurko kolejny padd, wyglądało na to, że była zła. Odrzekła:
Wiesz co było przyczyną awarii podczas testu? ? Lo?Rel zdumiony spojrzał na nią i czekał na ciąg dalszy. ? Do systemu komputerowego dostała się jakiś wirus! ? Trill wyrwał się z fotela jak porażony, chwycił padd i zszokowany zapytał:
Wirus?!
Wyżarł wszystkie układy, a cały kanał Jeffreasa porośnięty jest jakimś świństwem! ? Komandor nie wierzył w to co słyszy, zabrzmiało to jak najgorsza przepowiednia, uświadomił sobie właśnie, że nie mają do czynienia z pojedynczym przypadkiem, ale z czymś co może stanowić zagrożenie dla całej stacji i jej mieszkańców.
Jak to możliwe, aby to znalazło się w dwóch różnych miejscach? ? Jennifer spojrzała na niego zdziwiona.
W dwóch?
Teleportery zostały uszkodzone w ten sam sposób. ? Wyjaśnił odkładając padd który przyniosła Jennifer.
Czy to przypadek? ? Zapytała zaskoczona.
Nie wykluczam tego, jednak to dziwne, że nagle na stacji pojawia się jakiś nikomu nie znany organizm ? chwilę się zastanowił poczym wywołał ? Lo?Rel do Senoka, proszę natychmiast zwołać naradę starszych oficerów.
Tak jest ? odparł głos w komunikatorze.
W owalnej sali obrad zebrało się kilku oficerów wraz z doktor Muller, którą poproszono o przedstawienie wyników analiz pod względem rozwoju wirusa. Na środku pomieszczenia stał długi wygięty jak rogal stół przy którym wszyscy zasiedli, w sumie dziewięć osób. Naturalnie nie zabrakło kapitan Canberry, która po zapoznaniu się z raportem natychmiast włączyła się do obrad. Zaproszono również komandora Cryo, dowódcę Płaszczki oraz szefa ochrony okrętu, komandora Athotisa. Wszyscy zasiedli przy stole i z niecierpliwością oczekiwali na komandora Lo?Rela. Trochę się spóźniał, dlatego też dało się odczuć w sali lekkie poirytowanie. Jednak wiedzieli doskonale, że musiało zatrzymać go coś poważnego, przecież powinien się pojawić piętnaście minut temu. W końcu przyszedł, cała grupa natychmiast dostrzegła na jego twarzy poważne zaniepokojenie, co wzbudziło u nich również to samo uczucie. Powoli podszedł do stołu i usiadł przy nim. Chwilę się zastanawiał co powiedzieć, pozostali wpatrywali się w niego czekając na rozwój wypadków. Jego tajemniczość zaczynała być dla niektórych denerwująca. W końcu zaczął mówić, jednak widocznie sprawiało mu to kłopot.
Grupa techniczna, która prowadzi naprawy systemów sztucznej grawitacji w sekcjach położonych niżej dokonała makabrycznego odkrycia, dlatego też się spóźniłem, za co przepraszam.
Co się stało? ? Zapytała Canberra.
Na pokładzie sto trzecim odkryto zwłoki trzech osób, oficerów Floty. ? Na te słowa wszyscy spojrzeli pytająco, czy też raczej z niedowierzaniem i z szokiem na swego dowódcę. ? Przyczyny ich śmierci są badane, lecz w świetle kolejnych odkryć można już stwierdzić co to było. ? Przerwał na moment poczym dokończył, mówienie o tym wyraźnie sprawiało mu ból, po raz pierwszy ktoś zginął pod jego dowództwem i to w tak głupi sposób ? dwa pokłady niżej odnaleziono potężnie rozrośniętą kolonię bakterii, tą która uszkadza kolejne systemy stacji. Powierzchnią zajmuje dwa pokłady. Przypuszczamy, że zabici mieli kontakt z organizmem, a ta w niezwykle szybkim czasie ich zabiła.
Skąd się tu wzięła, czy są już jakieś wiadomości na ten temat? ? Zapytał siedzący cicho do tej pory Athotis, komandor spojrzał na niego.
Badamy wszystkie jednostki na stacji, po kolei. W tej chwili nic jeszcze nie wiadomo.
Pozostało nam jeszcze piętnaście okrętów. ? Wytłumaczył porucznik Senok korzystając z chwili ciszy - Trzy transportowce z Bajor, dwie jednostki Boliańskie oraz Ferengi, frachtowiec Lyrian, pięć promów Runaboat, oraz okręty Libra i Płaszczka.
Płaszczka?! ? odparł uniesionym tonem jej dowódca, Mirok Cryo ? przecież przeszliśmy standardową kontrolę. I nic mi nie wiadomo, żeby ktoś zgłaszał jakieś uszkodzenia, czy wykrycie jakiś wirusów.
To konieczne komandorze ? odparł stanowczo Trill ? nie możemy wykluczyć żadnej możliwości. ? Spojrzał na doktor Muller i ruchem głowy poprosił o zabranie głosu. Kobieta rozejrzała się po wszystkich i zaczęła mówić.
Wiadomo, że organizm musi mieć nosiciela, ale przez krótki okres może przenosić się drogą powietrzną. Jednak, gdy w ciągu kilku minut nie znajdzie dla siebie miejsca do rozwoju, tak organizmu żywego, jak i systemu przewodzącego jakąkolwiek energię, ginie.
System przewodzący energię? ? zapytała ze zdziwieniem Canberra.
Tak, bowiem bakteria potrafi przyswoić dla swoich potrzeb każdy rodzaj energii, a więc i systemy stacji czy też każdego innego okrętu znajdującego się na niej.
Dlatego ? przerwał jej Lo?Rel ? wraz z panią doktor stwierdziliśmy, że konieczne jest znalezienie nosiciela wirusa. Każda, absolutnie każda znajdująca się tu żywa istota przejdzie kontrolę medyczną pod tym kątem.
Ale przecież sama pani stwierdziła, że organizm przyswaja sobie nie tylko tkankę organiczną. ? Stwierdził Romulanin.
Tak, ale nosicielem jest z całą pewnością istota żywa. Zresztą, ktoś musiał ją tu przenieść ? stwierdziła z oczywistością. Wszyscy nagle zaczęli spoglądać na siebie, jakby winowajca znajdował się w tym pomieszczeniu. Sprawa pomimo, że są wyjaśniane kolejne jej części stawała się coraz bardziej tajemnicza.
I co teraz? ? Zapytał Athotis, a reszta sprawiała wrażenie, jakby pytali: ?no właśnie, co teraz??
Musimy znaleźć nosiciela, aby stworzyć serum do zwalczenia wirusa ? odparł spokojnie Lo?Rel.
Pobierzemy próbki od zabitych, może na tej podstawie uda nam się w laboratorium wytworzyć jakąś szczepionkę.
Do tego czasu wydaję rozkaz, aby każdy kto odnajdzie zakażone układy natychmiast to zgłosił i pod żadnym pozorem nie wchodził z nimi w kontakt. ? Porucznik Senok skrupulatnie notował każde słowo na padzie ? Każda osoba która gorzej się poczuje ma natychmiast zgłosić się do punktu medycznego. A teraz ? zwrócił się do zgromadzonych ? proszę stawić się na badania w celu znalezienia nosiciela. ? Wstał i skierował się do drzwi, cała grupa była poirytowana.
Rozejść się ? odrzekł i wyszedł z sali. Reszta po chwili również zaczęła wychodzić, byli nerwowi, poza Volkanem oczywiście, choć zdrowy rozsądek podpowiadał, że żaden z nich nie mógłby być nosicielem, to jednak zaczynali się nieco bać tych badań.
Trill szedł powoli korytarzami rozglądając się nerwowo. Nikogo nie oczekiwał, jednak był niespokojny, dużo rozmyślał. Zastanawiał się jak można było pozbyć się tego ?dzikiego mieszkańca? stacji. Próbował odgadnąć drogę którą organizm sobie obrała. Przelatywały mu przez umysł setki możliwości i nagle go oświeciło. Jak mógł nie wpaść na to prędzej, dlaczego nikt inny na to wpadł.
Lyranie ? wymamrotał pod nosem i natychmiast udał się do szpitala. Po kilku minutach wbiegł do izby przyjęć rozejrzał się szybko i zawołał pierwszego sanitariusza jakiego zobaczył. Na stacji nie było głównego oficera medycznego, jednak sanitariuszy było pełno.
Proszę mi natychmiast przekazać wszystkie dane na temat chorego Lyranina.
Oczywiście komandorze ? odparł ze zdziwieniem, jakby chciał zapytać ?po co?, oczywiście nie zapytał. Posłusznie udał się do konsoli z bazą danych pacjentów, komandor podążył za nim. Chwilę stali, Lo?Rel zaczął się niecierpliwić, gdy mężczyzna przeszukiwał bazę danych. W końcu przetransferował dane do paddu i podał go dowódcy.
Czy to absolutnie wszystko? Czy to był jedyny taki przypadek? ? Zapytał jeszcze spoglądając na dane, z których i tak niewiele rozumiał, w końcu nie jest lekarzem, a były tam schematy DNA i jakieś inne temu podobne materiały.
Tak ? odparł zdecydowanie rozmówca ? ten był jedyny.
Dziękuję ? odparł i szybko skierował się do laboratorium, gdzie swoje badania prowadziła doktor Muller. Wyszedł na promenadę i od razu zaczął nerwowo przeciskać się przez tłum. W końcu dotarł do celu i gdy tylko zobaczył kobietę, rzucił jej tabliczkę na stół i powiedział.
Coś mi mocno mówi, że znalazłem naszego nosiciela ? Niemka nie wiedząc dokładnie co ma na myśli spojrzała pytająco. Mężczyzna wskazał palcem na padd, Muller go wzięła do ręki i zaczęła przeglądać dane. W tym czasie komandor kontynuował.
Lyrański oficer cierpiał na nieznaną chorobę skóry, u nas, w szpitalu. Oto jego historia choroby.
To bardzo interesujące ? zagadnęła ? zaraz porównam oba genotypy i stwierdzę, czy wirus może pochodzić od Lyrianów. ? Natychmiast wstała i udała się do urządzeń laboratoryjnych. Całe porównanie trwało kilka minut, jednak Lo?Relowi przeciągało się to niemiłosiernie. W końcu doktor powróciła do niego z zadowoloną miną, tak mu się zdawało.
I co pani znalazła?
Chyba mamy nosiciela ? odparła zadowolona ? wirus bez wątpienia pochodzi od tego osobnika, genotyp się zgadza. Oba pochodzą z tego samego świata.
Ale on się wyleczył. ? Stwierdził ? Więc dlaczego zabiło to tamtych ludzi?
Oni są na to odporniejsi od innych gatunków. Co prawda u nich również powoduje to zmiany w strukturze skóry, które nie leczone prowadzą do śmierci.
Więc to można wyleczyć? ? Zapytał niepewnie mężczyzna.
W przypadku Lyrian nie jest to problemem. Wystarczy jedynie pobrać zdrową tkankę i wszczepić ją w zakażoną strukturę. U pozostałych gatunków wirus wywołuje zbyt szybkie zniszczenie skóry. W ciągu dziesięciu do piętnastu minut następuje zgon.
Ale, gdy pobierzemy wirusa z nosiciela, to stworzymy serum?
Wtedy, oczywiście. ? Słysząc to komandor wywołał i rozkazał:
Lo?Rel do Senoka, proszę natychmiast wezwać do mnie dowódcę jednostki Lyrańskiej, z niej pochodzi wirus.
Zrozumiałem.
Po kilkunastu minutach psowaty osobnik wszedł do biura dowódcy. Był ubrany w brązowy, długi do kostek płaszcz, ramiona błyszczały od umieszczonych tam insygniów. Miał około dwóch metrów wzrostu, czarne oczy nadawały mu bojowego spojrzenia, sierść jeżyła się wrogo. Drzwi się zamknęły, a ten stanął przed biurkiem.
Jak mam rozumieć fakt, że moja jednostka została zatrzymana komandorze? ? zapytał zachrypniętym głosem, jakby chciał szczeknąć. Trill podniósł głowę, nabrał powietrza i odpowiedział.
Członek pańskiej załogi przeniósł na pokład stacji groźny wirus który zabił trzy osoby i niszczy nasze systemy. ? Lyranin patrzył na rozmówce niewzruszony, jakby nie robiło to na nim żadnego wrażenia, lub co gorsza, pomyślał komandor, jakby doskonale o tym wiedział. ? Żądam przekazania nam tej osoby w celu sporządzenia serum ? powiedział wyraźnie władczym tonem. Kapitan Assirok, bo tak nazywał się Lyranin, Lo?Rel sprawdził przed spotkaniem raport z przybycia frachtowca, spojrzał na niego jeszcze groźniej, ale nie zamierzał protestować. Odparł arogancko:
Mój oficer zgłosi się do was niezwłocznie, pod warunkiem, że natychmiast nas zwolnicie. ? Komandor znów wziął głęboki oddech i po chwili dodał.
Obawiam się, kapitanie, że to niemożliwe. ? Odparł stanowczo Lo?Rel, Assirok wściekły odpowiedział szybko:
Co to ma znaczyć?!
Pańska jednostka zostanie zatrzymana na stacji i przebadana pod względem zarażonych.
Kategorycznie się na to nie zgadzam ? Lyranin mówił coraz głośniej, komandor nie mógł oprzeć się wrażeniu, że ten zaraz go ugryzie. Białe, długie kły wystające z górnej szczęki wrogo pobłyskiwały w świetle pomieszczenia. Trill jednak ukrywał zdenerwowanie, choć miał ochotę wybuchnąć złością bardziej niż rozmówca.
Nie ma pan wyjścia. Nie pozwolę na ryzyko rozniesienia wirusa gdziekolwiek poza stację. Ten rozkaz nie podlega dyskusji. ? Lyranin doskonale wiedział, że nic tu nie zdziała. Spojrzał z niesamowitą wrogością na dowódcę, jakby chciał coś powiedzieć, chwilę wpatrywał się w Trilla. Jednak machnął tylko ręką i wyszedł z biura. Lo?Rel poczuł zadowolenie i ulgę, że ta rozmowa dobiegła końca. Odczekał jeszcze chwilę poczym wezwał przez komunikator:
Lo?Rel do Muller, proszę przygotować zespół medyczny do inspekcji jednostki lyrańskiej.
W spowitej mrokiem, niewielkiej kabinie przebywało dwóch Lyran. Rozmawiali o ostatnich wydarzeniach, jednym z nich był Assirok. Nie mógł opanować złości, miał ochotę rozszarpać wszystkich w pobliżu, a pewnego siebie Trilla najbardziej. Jednak siedział przy okrągłym stole. Drugi z nich, nieco niższy osobnik stał pod ścianą, był spokojniejszy od swego dowódcy. Oboje popijali jakiś silny alkohol.
A co jeśli odkryją to, co tu mamy? I dla kogo? ? Zapytał stojący Lyranin, drugi natychmiast odstawił metalowy kubek i odwrócił głowę do niego, po chwili odparł.
Doskonale wiesz co się stanie. Rozdmuchają sprawę i cały plan szlag trafi, a stosunki z Andromedą jeszcze bardziej się pogorszą ? wyrokował. Chwilę się zamyślił, ciszę przerywały jedynie jakieś pracujące w tle urządzenia. W końcu zapytał, a raczej stwierdził ? powinniśmy wezwać pomoc. ? Rozmówca natychmiast odepchnął się od ściany i oburzonym tonem powiedział:
Pomoc? Czy wiesz ile potrzeba jednostek, żeby stawić czoło takiej stacji?! ? Kapitan dumnie uśmiechnął się do podwładnego i odparł:
Mam już plan... ? tamten spojrzał pytająco, ale Assirok nie zdradził jeszcze szczegółów ? przygotuj mi kodowane łącze. ? Polecił, a ten natychmiast ruszył wykonać rozkaz.
W laboratorium stał już wezwany przez panią doktor komandor. Ta nie podeszła do niego od razu bowiem kończyła prace nad szczepionką. Jednak po około trzech minutach zaszczyciła go rozmową.
Przepraszam komandorze, ale musiałam nadzorować prace do samego końca.
Oczywiście, rozumiem ? odparł mężczyzna zmuszając się do lekkiego uśmiechu, choć wcale nie miał ochoty na śmiech. Kobieta trzymała w ręku małą fiolkę wypełnioną do połowy niebieskawym, fluoroscencyjnym płynem, oczywiście domyślał się co to jest. Uniosła fiolkę do góry i wskazała na nią wzrokiem.
Oto serum na naszego pasożyta, pobraliśmy je od Lyranina który się do nas zgłosił.
Doskonale ? odparł ? należy je jak najszybciej rozpylić.
Tak ? potwierdziła kiwając głową ? dodaliśmy związek działający jak katalizator. Przyśpieszy reakcję łańcuchową.
W jakim czasie zadziała? ? Dopytywał się Trill, chciał jak najszybciej zakończyć tą rozmowę, aby przystąpić do działania.
Natychmiast.
Zlokalizowane źródło rozrastania się wirusa, to coś jakby główny rdzeń, niszcząc go w pierwszej kolejności organizm zacznie obumierać. Od razu przystępujemy do zadania ? w tym momencie niespodziewanie szarpnęło wszystkimi do przodu, kilka osób upadło, światła przygasły. Komandor natychmiast rozejrzał się wokół w geście zdenerwowania ? A to co?! ? zapytał głośno, kobieta nie wiedziała co odpowiedzieć, spojrzała tylko na swego dowódcę pytająco.
Proszę przygotować zespoły do misji, idę na wierzę. ? Rozkazał i skierował się tam gdzie powiedział. Wpadł po pięciu minutach do centrum dowodzenia i zaniemówił. Pomieszczenie wypełniał dym, ostra mgła natychmiast wdarła się do gardła, podrażniła oczy i nos. Jedna z konsoli była cała okopcona, to na pewno przyczyna pożaru, zrozumiał natychmiast. Zbiegł po szerokich niewysokich schodkach i dostrzegł swego pierwszego.
Senok! ? zawołał, Volkan szybko odwrócił się i podbiegł do Lo?Rela ? Co tu się stało?!
Nastąpiło przeciążenie w głównej rozdzielni mocy ? bez wahania zaraportował ? straciliśmy silniki manewrowe, czujniki dalekiego zasięgu i część głównego zasilania.
Wirus niszczy kolejne systemy ? stwierdził dowódca ? serum jest już gotowe. ? Rozmowę przerwał sygnał z konsoli komunikacyjnej, oraz komunikat oficera pełniącego wachtę na tym stanowisku.
Komandorze, wywołuje nas kapitan Taylor z Pielgrzyma.
Na ekran! ? Rozkazał zaskoczony i skierował się ku wielkiemu ekranowi wbudowanemu w ścianę, powyżej wszystkich. Dym zdążył już trochę zelżeć, jednak nadal niemiłosiernie drapał gardło. Obraz zamigotał i po sekundzie pojawiła się na nim znajoma sylwetka dawnego przełożonego. Lo?Rel po raz kolejny zmusił się do lekkiego uśmiechu, miło mu było widzieć Toma, ale nie maił ochoty wpadać w euforię.
Kapitanie ? odparł na przywitanie, ten widząc stan wierzy rozejrzał się nieco po bokach i odparł.
Witaj Dronal! Potrzebujecie pomocy?
Mamy przejściowe kłopoty ? odrzekł niepewnie wskazując głową kłęby dymu. ? Ale dajemy sobie radę ? Zapewnił.
Zadokujemy i pomożemy wam ? stwierdził kapitan, Lo?Rel natychmiast odmówił.
To niemożliwe, stacja jest objęta kwarantanną. ? Jednak po chwili namysłu zaproponował ? Ale możecie monitorować okolicę. Straciliśmy czujniki. ? Taylor miał najwyraźniej ochotę na poznanie szczegółów, ale Trill nie zamierzał wdawać się w pogawędki. Nieco niepewnym tonem, w końcu nie miał pojęcia co się dzieje, przytaknął.
Rozumiem, będziemy w kontakcie. Taylor skończyłem. ? Po tych słowach widok kapitana zastąpiły gwiazdy. Szybkim ruchem odwrócił się do Pierwszego i stanowczo rozkazał:
Przejmie pan dowodzenie na wierzy, ja natomiast dołączę do grupy neutralizującej wirusa. ? Volkan przytaknął, a komandor skierował się do windy. Ulżyło mu gdy, wciągnął świeżą porcję tlenu.
W niewielkiej salce w której odprawiano kolejne dwuosobowe zespoły przebywało jeszcze osiem osób, wszyscy, w tym Lo?Rel, a poza doktor Muller, ubrani byli w białe skafandry. W pomieszczeniu panował względny spokój, ale mrok z powodu braku głównego zasilania nadawał temu miejscu, zresztą jak większości stacji, grozy i tajemniczości. Kolejny zespół podszedł do kobiety w błękitnym fartuchu, aby odebrać pojemnik z ?lekiem? długości około pół metra, jeden z nich pomógł zamocować go na plecy drugiemu oficerowi. Z boku każdego pojemnika wychodził niewielki wąż z rozpylaczem. Komandor właśnie nałożył hełm ochronny i również skierował się w stronę Muller. Stanął przed nią i wziął pojemnik który kobieta dla niego przygotowała.
Jak już mówiłem udam się bezpośrednio do źródła, tam wysadzę pojemnik ? wyjaśnił po raz kolejny swój zamiar.
Proszę pamiętać, żeby nie wchodzić w kontakt z wirusem ? ostrzegła go łagodnym tonem pani doktor ? co prawda skafander jest nasączony specyfikiem, a buty zabezpieczone specjalną siatką z potrójną dawką serum ? kontynuowała ? ale przy dłuższym zetknięciu pozostałych części ubioru, może dojść do zakażenia. ? W tym czasie komandor próbował nieudolnie założyć pojemnik, cała ta sytuacja wywołała u Muller widoczne rozbawienie.
Ale zabawne ? parsknął Lo?Rel, jakby z wyrzutem, że ta nie chce mu pomóc. Jednak przygotowywała już kolejną porcję specyfiku. Nagle ktoś chwycił pojemnik i przełożył go przez ramię komandora.
Co ty byś zrobił bez mojej pomocy? ? zapytał tajemniczy głos, jednak nie tajemniczy dla Lo?Rela.
Co ty tu robisz? ? Zapytał poczym odwrócił się w stronę ?wybawicielki?, oczywiście była to Canberra.
Nudziło mi się, więc postanowiłam, że na coś się przydam. ? Odparła z pewnością siebie, a Trill nie zamierzał protestować w jej planach.
W takim razie ruszamy, wyjaśnię ci wszystko po drodze ? zakomunikował i skierowali się do windy, gdzie czekała na nich jeszcze jedna dwójka. Weszli do środka, zanim drzwi się zasunęły usłyszał jeszcze od Monici:
Powodzenia!
Przyda się ? odparł i wydał polecenie ? pokład sto trzeci. ? Urządzenie z cichym sykiem ruszyło w dół.
Tymczasem w swoim gabinecie na Pielgrzymie, w fotelu siedział kapitan Taylor. Przeglądał listę zaopatrzenia jaką mieli odebrać ze stacji. Poza tym czekało tam z przydziałami na jego okręt pół setki załogi. Życie na pokładzie płynęło wolno, leniwie. Jednostka dopiero co została oddana do służby, dlatego Dowództwo nie przydzielało im dodatkowych zadań, dopóki nie uzupełnią załogi i sprzętu. Tom niemal zasypiał nad swoim paddem. Nagle poderwał się, gdy usłyszał sygnał komunikatora.
Mostek do Taylora ? wywołał stanowczym tonem kobiecy głos, była to oficer komunikacyjna, kapitan natychmiast odpowiedział.
Proszę mówić.
Do stacji zbliżają się trzy uzbrojone jednostki Lyrańskie. ? Po usłyszeniu tych słów natychmiast spoważniał. Nic nie odpowiedział, szybkim krokiem ruszył na mostek i już osobiście zapytał siadając w swoim fotelu.
Ich broń jest aktywna?
Tak jest ? odparł oficer taktyczny.
Wywołać ich ? rozkazał, a młoda pani chorąży zatańczyła palcami po konsoli, poczym odparła.
Chyba nie chcą rozmawiać.
Dlaczego? ? zapytał spoglądając na kobietę.
Kapitanie! ? wtrącił taktyk ? Wystrzelili w naszą stronę dwie torpedy kwantowe.
Właśnie dlatego ? dokończyła kobieta.
Ster! Manewr uchyleniowy! ? Rozkazał szybko Taylor ? Podnieść osłony. Wywołać stację. ? Po tych słowach prawie natychmiast na ekranie ukazał się porucznik Senok.
Poruczniku, czy zadzieraliście z Lyranami? ? zapytał Taylor. Volkan zdumiony sformułowanym pytaniem uniósł brwi. Kapitan zamierzał wyjaśnić o co chodzi, kiedy całą załogą targnął silny wstrząs, przygasło światło.
Coś się stało kapitanie? ? Zapytał Senok widząc sytuację.
Tak poruczniku ? odparł szybko z lekką ironią Taylor ? w waszą stronę kierują się trzy jednostki Lyran, i najwyraźniej nie lecą po świeżą wodę. ? Porucznik kolejny raz uniósł brew, nie zrozumiał ironicznej uwagi kapitana.
Lyrańska jednostka jest przyczyną kwarantanny, zatrzymaliśmy ją, aż do wyjaśnienia całej sprawy. ? Wyjaśnił pierwszy oficer ze stoickim spokojem.
Oni chyba nie zamierzają czekać. Postaramy się ich przytrzymać, ale nie mamy załogi ani części sprzętu.
Układy broni stacji są wyłączone, nie możemy się bronić.
Zrobimy co się da. Taylor, skończyłem. ? Mężczyzna wziął głęboki oddech, poczym skierował się do stanowiska taktycznego i zaproponował. ? Chorąży, a gdybyśmy schowali się w pierścieniach pobliskiej planety i stamtąd ich ostrzelali? ? Po krótkiej analizie oficer odparł.
Jest to możliwe pod warunkiem, że będziemy unikać dużych odłamków skalnych.
Nieważne ? mruknął Taylor i głośno rozkazał sternikowi ? poruczniku, ostrzelamy ich od tyłu, aż dolecimy do pierścieni ? zszedł na dół i usiadł w fotelu ? trzy do jednego, może wyjdziemy z tego cało ? wyszeptał pod nosem.
Ognia! ? rozkazał.
Winda z głośnym trzaskiem zatrzymała się między pokładami. Młody mężczyzna bez chwili namysłu uchylił górną, owalną klapę i po kolei wydostali się do szybu. Gdy cała trójka opuściła windę, również komandor wspiął się i wdrapał na drabinkę.
Komandorze ? wykrzyknął mężczyzna ? jeden pokład wyżej znajdują się kanały Jefreassa, tamtędy zejdziemy niżej.
Więc ruszajmy! ? Rozkazał i cała czwórka wspięła się do wskazanego miejsca. Musieli zejść pięć pokładów niżej, do tego krępujące ruchy skafandry sprawiały, że mięśnie szybko się męczyły. Miejsca przez które przechodzili były czyste, to znaczy nie było tam wirusa. Po około półgodzinnej przeprawie wąskimi tunelami znaleźli się na pokładzie sto piątym. Stanęli przed drzwiami, aby ustalić ostatnie szczegóły.
Chorąży Koner ? zwrócił się do Bolianki ? i chorąży Johnson, dostaniecie się do rdzenia od zachodniej strony, niszcząc po drodze wirusa. ? Oboje przytaknęli ? Natomiast Kapitan Canberra i ja spróbujemy od wschodu. Pamiętajcie, popryskajcie się gdy choć najmniejsza kropelka tego świństwa na was skapnie.
Tak jest komandorze ? odparła Bolianka. Canberra manipulowała chwilę przy panelu kontrolnym drzwi, aż te się otworzyły. Widok jaki tam ujrzeli był gorszy od tego, czego się spodziewali. Cały korytarz, podłoga, ściany, sufit, porośnięte były tłustą, ciemno oliwkową, gęstą mazią. Miejscami wystawały spore, zaschnięte, czarne strupy. Pierwsza myśl jaka przyszła Canberze do głowy na widok tego, to gęsta i wilgotna dżungla na Qo?Nos. Tutaj jednak wielkie zielone drzewa zastępowały ogromne przypominające gigantyczne grzyby pnącza. Wszystkich ogarnął dreszcz, o ile starsi oficerowie dobrze ukrywali swe negatywne emocje, to dwójka młodych wyraźnie sprawiała wrażenie przerażonych. Lo?Rel dobrze ukrywał, ale, no właśnie, też był przerażony widokiem jaki ich zastał. Nigdy nie widział czegoś podobnego. Z trudem przełknął ślinę, wokół panował mrok, cisza przerywana odgłosami ?dżungli?, czyli spadającymi gęstymi, lepkimi kroplami. Sączyły się ociężale pod sufitem z których, z trudem majaczyło światło. Groza. Nagle Trill wzdrygnął się na niespodziewany głos Senoka. Jakże był zły na Volkana w tym momencie.
Wieża do Lo?Rela ? zanim komandor odpowiedział, wziął głęboki oddech, głos jednak nie rezygnował ? Porucznik Senok do komandora Lo?Rela.
Słucham poruczniku ? odparł w końcu wydychając powietrze.
Kapitan Taylor przekazał nam właśnie, że zbliżają się do nas trzy uzbrojone jednostki Lyran. ? Wyjaśnił poważnym tonem Senok. Lo?Rel momentalnie zesztywniał.
Lyranie?! Czego chcą?
Nie odpowiadają na wezwania i zaatakowali Pielgrzyma. Nasze osłony są w pełni sprawne, ale nie mamy broni komandorze. ? Trill chciał wydać polecenie, gdy w rozmowę włączył się Mirok Cryo który najwyraźniej przysłuchiwał się wszystkiemu od początku, postanowił pomóc na stacji. Nie mógł czekać bezczynnie.
Lo?Rel ? wywołał Romulanin ? mam pomysł. Polecę Płaszczką pomóc Taylorowi, a wy przygotujecie się w razie gdybyśmy zawiedli. Ten od razu zaprotestował.
Płaszczka nie może opuścić stacji, dobrze o tym wiesz.
Przecież nie zamierzamy zwiać, wrócimy na Trepczę ? Odparł stanowczo Cryo. Zapadła krótka cisza, Lo?Rel musiał podjąć szybką decyzję, opuścił głowę na moment poczym odpowiedział.
Powodzenia komandorze ? nagle rozległ się głośny szum i połączenie zostało zerwane. ? Cholera! ? Krzyknął Lo?Rel.
Padają kolejne systemy ? stwierdziła Canberra ? musimy natychmiast ruszać. ? Nie czekając długo komandor pierwszy przekroczył próg. Wszyscy od razu poczuli pod stopami miękkie, klejące podłoże i tu spotkał wszystkich kolejny szok. Po zetknięciu z podeszwą i wydostaniu się porcji serum do podłoża, okolica w promieniu kilku centymetrów po sekundzie obumierała, zamieniając się w czarne wysuszone płaty. Niestety po chwili, miejsce ulegało regeneracji przywracając obumarłe strupy do życia.
Obawiam się, że takie pryskanie nic nie da ? zasugerował Trill ? musimy zniszczyć źródło wirusa i to jak najszybciej. ? Doszli do najbliższego skrzyżowania i tam się rozdzielili. Strona w którą zmierzali Lo?Rel i Canberra nie była oświetlona, toteż włączyli swoje latarki na nadgarstkach, a jasne światło objęło swoimi promieniami spory kawałek korytarza. Ruszyli, przemierzali kolejne metry, patrząc jak dopiero co zabita tkanka, odradza się. Cała struktura posiadała trzy, jakby oddzielne ekosystemy, pierwszy, na spodzie, stanowił pożywkę, gnił, a jego parujące składniki stanowiły pożywienie dla reszty, drugi stanowił narośnięte na ścianach grzybo ? coś, wielkie niczym liście palmy zarośla, z metalicznym połyskiem. Trzeci system to sfera na suficie. Jego wielkie tłuste, opadające leniwie na ziemię krople, najpewniej stanowiły pożywkę dla samego podłoża. A to, co spadło gniło, by z powrotem odparować w górę i tak krąg się zamykał. Ale cały wirus posiadał podstawowe ?źródło zasilania?, była nim struktura zlokalizowana na tym pokładzie. Z danych jasno wynikało, że zniszczenie głównej kolonii doprowadzi do zniszczenia wirusa.
Czuję się jak w żołądku Targa ? zagaiła po dłuższej ciszy Canberra.
Tylko, że to nie jest holodek ? odparł powoli, skupiony Lo?Rel. Stanęli na kolejnym skrzyżowaniu korytarzy. Komandor wyciągnął trikorder i przebadał okolicę. Dane nie wskazywały nic dobrego, wynikało z nich jasno, że dalsza droga będzie trudniejsza. Tam organizm rozrastał się gęściej, co oznaczało, że do celu jest coraz bliżej.
Zaczekaj tutaj ? powiedział spokojnie Trill ? a ja zobaczę, czy będziemy mogli się przedostać. ? Canberra już otworzyła usta w geście protestu, ale Lo?Rel zaraz ją uprzedził ? i nie próbuj protestować. ? Nie czekając na jej odpowiedź ruszył na przód. Klingonka oczywiście została na miejscu, ale miała ochotę wyrwać serce przyjacielowi. ?Uwielbiasz takie chwile? pomyślała, poczym zaczęła rozpylać wokół siebie śmiertelny dla organizmu płyn. Natomiast Lo?Rel oddalił się o jakieś dwadzieścia metrów, skręcił w prawo i stanął zdumiony. Całe przejście było zarośnięte jakby korzeniami, grubymi, brązowymi korzeniami. Jak wszystko wokół, pobłyskiwały w swym metalicznym blasku. Wokół pięły się niczym wielkie paprocie kolejne części organizmu, prawie jak karboński las. Dziki i niedostępny. Kolejna analiza wykazała jednak, że zdążą tędy przejść, zanim potraktowana serum ?roślina? zacznie się regenerować. I nagle dobiegł go głośny krzyk Canberry, bez namysłu ruszył w stronę przyjaciółki. Biegł z całych sił, podłoże było śliskie toteż przewrócił się w połowie drogi. Cały obklejony wrogą substancją rzucił się do biegu. Ale miejsce gdzie jeszcze trzy minuty temu stała Klingonka było puste. Lo?Relowi opadły ręce. Twarz pogrążyła się w smutku i niedowierzaniu.
O nie... ? wymamrotał z bólem i ściśniętym gardłem.
Manewrujący wokół odłamków skalnych i kul lodowych Pielgrzym toczył bitwę z Lyrianami. Udało mu się uszkodzić jeden okręt, gdyż z gondoli wyciekała plazma i unosiły się kłęby dymu. Sam Pielgrzym też dostał niemało, widać było liczne uszkodzenia poszycia, które chyba były bardziej spowodowane kolizjami ze skałami z pierścieni okalającego gazowego giganta.
Taylor twardo siedział w swoim fotelu, mostek był wypełniony dymem, panele i światła migotały, iskry leciały ze wszystkich stron.
Osłony na trzydzieści cztery procent ? zawołał mężczyzna przy stanowisku taktycznym.
Nie przerywamy ostrzału! ? Rozkazał pewnie kapitan, musiał mieć duży wpływ na załogę gdyż i ta nie okazywała zwątpienia. Dumnie walczyli z agresorem.
Nasze możliwości manewrowania są ograniczone, brakuje mocy w silnikach ? zaraportował pilot, nagle targnął nimi kolejny silny wstrząs, stojący za kapitanem ludzie upadli.
Straciliśmy osłony! ? Krzyknął przepełniony złością taktyk. ? Za moment stracimy fazery! ? Tak, teraz zaczynało się zwątpienie, nagle zaczęli wyraźnie przegrywać. Kolejny wstrząs, tym razem wielokrotnie silniejszy powalił wszystkich na podłogę.
Kapitanie! ? Zawołała kobieta przy stanowisku komunikacyjnym ? Zbliża się kolejny okręt! ? Taylor spojrzał na podwładną oczekując wyjaśnień ? To Płaszczka!
Wszyscy na moment spojrzeli radośnie na ekran, samemu kapitanowi ulżyło, że nadeszła pomoc.
Nagle zza małego księżyca z gracją kolibra wyłonił się potężny okręt. Nie minęły cztery sekundy, a na jego błękitnych osłonach rozproszył się równie błękitny promień wrogiej broni. Na mostku dumnie, wśród zaufanej załogi siedział Mirok Cryo, nacisnął przycisk na panelu wbudowanym w poręcz fotela i wywołał.
Cryo do Taylora, lecimy na pomoc.
Najwyższy czas! ? Odpowiedział znajomy głos w głośnikach. Na twarzy Romulanina pojawił się drobny uśmieszek.
Zniszczcie tych natrętów ? Rozkazał. Słowa natychmiast przemieniono w czyn. Płaszczka rozkołysana przeleciała wokół pierwszego okrętu Lyrian i oddała serię strzałów z fazera w prawe ramię pojazdu. Pomarańczowe promienie nie dawały za wygraną, aż atakowana część rozpadła się, a po chwili cały okręt eksplodował, zamieniając się w ognistą kulę, która po chwili rozeszła się we wszystkich kierunkach. Na kursie znalazł się kolejny okręt. Tym razem w jego stronę sunęła seria niebieskich pocisków, torped kwantowych. Cztery wystarczyły, aby przebić osłony i zniszczyć cel. W tym czasie Pielgrzym wydostał się z pierścieni, podleciał do ostatniej, unieruchomionej jednostki, która pomimo tego atakowała krótkimi seriami przeciwnika. Okręt klasy Intrepid okrążył jednostkę, wystrzelił dwie torpedy, trafiły powodując zniszczenia i pożary. Oddał strzały z fazera, trzy krótkie serie, teraz ostatecznie rozprawili się z Lyrianami. Okręt jakby pojaśniał i eksplodował, wywołując falę uderzeniową przed którą jednak Pielgrzym uciekł.
Pielgrzym do Płaszczki ? wywołał stojący na środku mostka Taylor, - udało się!
Małe piwo ? odparł Mirok, na co wszyscy zareagowali uśmiechem. Było co świętować.
Poruczniku ? wezwał młody Bajoranin przy konsoli nawigacyjnej. Senok obrócił się i oblał oficera beznamiętnym spojrzeniem ? Lyrański frachtowiec zerwał się z doku i zmierza w stronę otwartej dla Płaszczki śluzy.
Wywołać ? rozkazał i po chwili padł sygnał połączenia ? porucznik Senok do lyrańskiej jednostki, natychmiast zawróćcie jesteście objęci kwarantanną. W przeciwnym razie zostaniecie zestrzeleni.
Jednak nikt nie odpowiedział, nawigator nadal obserwował uciekających Lyrian.
Za dziesięć sekund opuszczą stację ? zawiadomił Bajoranin.
Powtarzam, zawróćcie, w przeciwnym razie wasza jednostka zostanie zniszczona ? zawołał z naciskiem kolejny raz Senok. Jednak nie przynosiło to oczekiwanego skutku.
Są poza stacją!
Na ekran! Czy mamy już kontrolę nad bronią? ? zapytał Volkan, po chwili na ekranie ukazała się podłużna, niewielka jednostka.
Tak jest ? odparł oficer taktyczny.
Przygotować torpedy fotonowe. ? Zakomunikował chłodno, ale głośno i wyraźnie Senok, rozkaz natychmiast wykonano.
Chcą wejść w Warp!
Ognia. ? Wypowiedział Pierwszy Oficer i po chwili w stronę Lyrian zmierzała seria sześciu torped które rozniosły stateczek w drobny pył.
Poruczniku ? zameldował oficer naukowy ? po eksplozji czujniki zarejestrowały bardzo duże stężenie wirusa w najbliższej okolicy. ? Nagle cała sprawa wyjaśniła się w głowie Senoka, potrzebował jeszcze dowodów. I tutaj logika okazała się niezawodna.
Proszę przeprowadzić pełny skan okolicy i części zniszczonego frachtowca.
Według skanów trikordera główna kolonia wirusa znajdowała się za ścianą przed którą stał Lo?Rel. Nabrał powietrza, z każdym krokiem jakby tracił pewność czy chce zobaczyć to, co tam jest. Była to jednak ostateczna rozgrywka między nim, a wirusem trawiącym jego nowy dom, jego stację. Tętno rosło z każdą sekundą, adrenalina wrzała w ciele. Ale starał się być spokojny, myśli miał ułożone, gdyby mógł opóźniłby to wszystko, ale cenne sekundy mijały. Wiedział co tu robi i po co tu jest. Po przejściu kilkunastu metrów wzdłuż ściany zobaczył przejście. Wszedł do środka ogromnej sali, a przed nim dumnie królowała ogromna żywa konstrukcja. Wysoka na dwa pokłady rozsadziła sufit, aby wspiąć się wyżej. Bardzo gruba u podstawy, około dwudziestu metrów średnicy, zwężała się z każdym metrem wzwyż. U szczytu rozchodziły się we wszystkich kierunkach gigantyczne gałęzie, całe pomieszczenie zarośnięte było ciemno zieloną masą, czuł się jak na mokradłach. Kolory: brąz, zieleń, ciemny pomarańcz, były tak intensywne, że Trilla zaczęły pobolewać oczy. Podszedł bliżej, uważnie rozglądając się wokoło, aby zamocować ładunek z serum. Z drugiej strony dostrzegł dwójkę swych oficerów, poczuł ogromną ulgę, że udało im się tu dostać. Pomyślał chwilę o Canberze, nie docierało do niego, że ona mogła zginąć. Szybko jednak wskazał palcem do tamtych, aby zamontowali własne ładunki, co też pośpiesznie uczynili. Zegar był automatycznie ustawiony na dwadzieścia sekund. Wcisnął swój pojemnik w gęstą masę i czekał na znak od pozostałych. Kolonia szaleńczo wijących się organizmów natychmiast chciała wchłonąć kapsułę, jednak wokół niej obumierała, zamieniając się w czarną masę. W końcu Bolianka wskazała ręką, że ładunki są gotowe. Przymknął oczy na moment, zrozumiał, że może się nie wydostać. W ciągu sekundy przeleciało mu całe jego życie, nie po raz pierwszy zresztą. ?Teraz albo nigdy? powiedział w myślach i ruchem głowy dał znak do odpalenia ładunków. Nacisnął mały przycisk i zegar rozpoczął odliczanie. Rzucił się do ucieczki, tamci również, jednak stracił ich z oczu. Wydostał się z pomieszczenia i ruszył długim korytarzem, wydawał mu się niemiłosiernie długi, bez końca. Nogi miał jak z betonu, mięsista masa dodatkowo utrudniała ucieczkę. Nie przebiegł piętnastu metrów kiedy nagle podłoga pod nim się załamała, a ten bezradnie runął na jakąś konstrukcję ułożoną na kształt zjeżdżalni. Nie panując nad niczym przeleciał kilkanaście metrów i wypadł na podłogę. Nie miał siły aby się podnieść. W końcu wstrząsnął nim ogromy wybuch. Wszystko wokół zatrzęsło się mocno, stan ten trwał przez około pięć sekund. W końcu zebrał siły i podniósł się, stanął i dobył trikorder, aby sprawdzić efekt. Wymierzył nim w sufit i odczytał dane. Dla pewności zrobił to raz jeszcze.
Jest! ? Krzyknął zbierając w sobie siły ? Masz za swoje ty podły draniu! ? Szeroko się zaśmiał i ruszył, aby znaleźć wyjście. W przeciwległym korytarzu dostrzegł białą leżącą sylwetkę. Szybkim krokiem podążał w jej kierunku. Ukląkł przed osobą leżącą na brzuchu i obadał urządzeniem. Nie widząc żadnych poważnych uszkodzeń delikatnie odwrócił ciało. Jakże eksplodował radością, gdy rozpoznał, że to Canberra, była przytomna, ale osłabiona.
Już myślałam, że po mnie nie przyjdziesz ? wymamrotała załamującym się głosem. Uśmiechnęła się lekko.
Udało się - odparł tylko ? zniszczyliśmy to draństwo. Wybuch spowodował natychmiastową reakcję łańcuchową i właśnie niszczy to przeklęte cholerstwo.
Inna opcja nie wchodziła w rachubę ? oboje parsknęli radosnym śmiechem.
Canberra, Lo?Rel, Taylor i Cryo stali w wielkiej sali, przed ogromnym oknem, gdzie za szybą widniała Płaszczka. Wokół nich przemykały ekipy techniczne i wiele innych osób.
Jak idzie oczyszczanie stacji z brudów? ? Zapytał w pewnym momencie Taylor.
Ekipy techniczne pracują bez przerwy ? odparł Lo?Rel ? usunięcie i neutralizacja takiej ilości wirusa potrwa kilka dni. Ale życie na stacji powoli wraca do normy. Kwarantanna też została odwołana.
A zniszczone systemy? ? Zagaił zaciekawiony Cryo.
Cóż, będzie trzeba wszystko wymienić na nowe, poza silnikami manewrowymi, komunikacją i systemami broni których awaria były wynikiem sabotażu Lyran ? to wyznanie spowodowało u pozostałych poruszenie.
Chcieli osłabić stację, aby trzy jednostki dały jej radę... ? rozszyfrowała zamiary psowatych Canberra.
Ale nie przypuszczali, że tym razem na Trepczy jest wsparcie. ? Podsumował z uśmiechem Taylor, w tym momencie do Lo?Rela podbiegła młoda kobieta przekazując mu padd.
Dziękuję poruczniku ? odparł i poświęcił chwilę na przeglądnięcie zawartości raportu, poczym oznajmił wszystkim zgromadzonym ? Lyrański rząd złożył oficjalny protest za akt agresji na cztery ich jednostki, oficjalnie przysłali okręty, gdyż dowiedzieli się, że przetrzymujemy bez powodu ich frachtowiec. ? Wszyscy kolejny raz spojrzeli na komandora, ale ten zaraz dodał ? Jednak spuścili z tonu, gdy dowiedzieli się, że odkryliśmy na ich pokładzie duże ilości broni biologicznej.
Co takiego?! ? Ryknęli niemal zgodnym chórem.
Ten... wirus ? wyjaśnił powoli ? był w rzeczywistości częścią ogromnego składu tej broni, którą szmuglowali Lyranie. Efekt jej działania poznaliśmy.
Niewiarygodne ? skomentowała Canberra ? i mieli jeszcze czelność składać protest?! ? Trill jedynie wzruszył ramionami. Przeszli jeszcze kawałek, do śluzy przez którą zaraz miał przejść komandor Cryo.
Cóż, chyba pora się pożegnać ? odparł, gdy wszyscy przystanęli przy przejściu.
Jeszcze raz dziękuję za pomoc, Mirok ? powiedział szczerze Lo?Rel, na co Romulanin łagodnie się uśmiechnął i odparł:
Mam nadzieję, że nasze kolejne spotkanie przebiegnie się w lepszych okolicznościach. ? Uścisnęli sobie przyjacielsko dłonie. Wymienił jeszcze uścisk dłoni z Taylorem i Romulanin zniknął za włazem śluzy.
Harriet ? zapytał Taylor ze szczerym zmartwieniem ? a jak ty się czujesz?
Wszystko w porządku, doznałam kilku stłuczeń. ? Wyznając to, poruszyła rękami jakby chciała pokazać swoje rany i potłuczenia.
Na szczęście struktura wirusa zamortyzowała upadek ? wtrącił Lo?Rel ? jednak strawił miejscami doszczętnie konstrukcję stacji, na co i ja się natknąłem. ? Przyznał niemiło.
Ale nie życzę nikomu upadku z wysokości dwóch pokładów. ? Skomentowała Canberra, na co panowie przytaknęli.
Pielgrzym do kapitana Taylora ? odezwał się nagle damski głos, Taylor nacisnął komunikator i gestem głowy przeprosił Trilla i Klingonkę.
Proszę mówić.
Cały sprzęt został już przetransportowany na pokład, załoga również się zakwaterowała. Jest pan proszony przez głównego mechanika. ? Przekazała kobieta.
Już idę, Taylor skończyłem ? po sekundzie dodał ? cóż, obowiązki wzywają. ? Uścisnął się przyjacielsko z Canberrą, poczym podał rękę komandorowi.
Mimo wszystko miło było gościć na nowej Trepczy ? powiedział z uśmiechem. Na co Lo?Rel odparł:
Naprawdę dziękuję za pomoc. Do następnego razu. ? I również Taylor udał się na swój okręt. Natomiast pozostała dwójka spoczęła na pobliskiej sofie. ? Jest coś jeszcze ? tajemniczo rzucił ? dostałem informacje z wywiadu.
Jak to? ? Zapytała zaintrygowana.
Lyranie przewozili ten skład nie dla siebie ? wyjaśnił ? jeśli to się potwierdzi, to sprawy przybiorą nieciekawy obrót ? sugerował. Wręczył Canberrze padd ? mam tutaj raport wywiadu. ? A teraz, - zmienił ton na pogodniejszy ? powiedz, kiedy się znowu zobaczymy?
Oby jak najszybciej ? odparła z uśmiechem ? jednak teraz czeka mnie dużo roboty. Wezwano mnie w pobliże tunelu do Andromedy.
Nie zdziwiłbym się, gdyby miało to związek z naszym odkryciem... - odparł
Właśnie... ? potwierdziła poczym wstała ? ale nie bój się, czuję, że zabawię tu dłużej ? stwierdziła z uśmiechem. Popatrzyli sobie prosto w oczy, nie mieli ochoty się rozstawać, spędzili ze sobą za mało czasu, nie nacieszyli się sobą. Wstali i objęli się na pożegnanie. Pożegnali się bez słów, Canberra ruszyła do śluzy. On jednak nie mógł zostawić jej bez słowa. W połowie drogi Lo?Rel zawołał:
Harriet! ? odwróciła się z pytającym wyrazem twarzy ? Mamy jeszcze do dokończenia walkę w holodeku! ? Powiedział z uśmiechem, na co tym samym zareagowała kapitan.
Znowu ci dokopię! ? Na te słowa większość oficerów spojrzała na komandora ze zdziwieniem, czuł się trochę zażenowany tym wyznaniem przy podwładnych. Jednak posłał wszystkim wrogie spojrzenie, na co zebrani w sali natychmiast powrócili do swoich zajęć, skrywając pod nosem uśmieszki.
Nie licz na to ? odparł pewnie i po chwili dodał ? żegnaj! ? Canberra pomachała mu dłonią, odpowiedziała szerokim uśmiechem i schowała się za okrągłym włazem. Oboje nie znoszą pożegnań. Stał tak jeszcze chwilę poczym ruszył do wyjścia z sali. W przejściu spotkał Jennifer.
Witaj kochanie ? przytulił ją mocno do siebie. Intuicja mu podpowiadała, że niedługo skończy się tak beztroskie życie. ? Czy jest pani wolna dziś wieczorem? ? Zapytał z chłopięcym wyrazem twarzy, na co Jennifer lekko podniosła głowę w geście zamyślenia i odpowiedziała.
To zależy, co proponujesz.
Co powiesz na pizzę z ziołami z Radonis? ? zapytał ? Pamiętasz ją jeszcze?
Jak mogłabym zapomnieć? ? odparła z równie dziecięcym wyrazem, po czym stwierdziła z nostalgią ? Nasza pierwsza randka. ? Uśmiechnęli się do siebie i wymienili namiętny pocałunek.
Jestem wolny o ósmej, teraz mam masę roboty. I wiesz co ? dokończył po chwili pauzy ? z miłą chęcią wrócę do stosu paddów na moim biurku. ? I objęci wtopili się w tłum ludzi na promenadzie, promenadzie na której znowu toczyło się zwykłe życie. Życie ludzi nieświadomych tego, co knują ich nowi wrogowie.
KONIEC
Prawa do opisanej historii zastrzega sobie autor, prawa dotyczące imion postaci zachowują osoby do których postaci należą, terminologia ze świata Star Trek jest chroniona prawnie i nie została użyta tutaj w złej woli. Cpoyright Lo?Rel 2003