Spotkanie 21 kwietnia w Marhabie. Obecni: Una, Vashar, fluor i Asia. Zebrani omawiali biezace tematy przy piwie i pysznym arabskim jedzeniu, miedzy innymi planowane ognisko, ktore sie nie odbylo z racji kiepskiej aury. Una zadziwila wszystkich proszac o piwo w sloiczku (jakas nowa odmiana?).
Po posilku udalismy sie spacerkiem na pola, gdzie Vashar mogl sie wyzyc tworczo ze swoim aparatem, robiac kilka bardzo fajnych zdjec. Zaczepil nas takze, Czort, od ktorego nie sposob bylo sie opedzic, szczesliwie jednak przyjazna mial nature.
Spotlanie 22 kwietnia. Obecni: Vashar, fluor, Asia, Arille, Misiek, Agnes, Corvus. Zgodnie z planami dnia poprzedniego, spotkalismy sie, tzn. me, Asia i Vashar pod Rotunda i przeszlismy na Pola Mokotowskie, gdzie odbywal sie Festiwal z okazji Dnia Ziemi. Tam wsrod rozmaitych stoisk mozna bylo skosztowac ekologicznej zywnosci (niekiedy za free), dokonac zakupow roznego rodzaju slomianych czy wiklinowych misiow, kaczek, zajaczkow, slonikow, jamnikow i innego talatajstwa, zaprzyjaznic sie z mokradlami Rospudy, etc. etc. Kazda szanujaca sie organizacja lub instytucja miala mniejszy lub wiekszy kramik i starala sie zachecic cizbe do zatrzymania sie na chwile wlasnie u nich. Byla Masa Krytyczna, Klub Gaja, wszystkie chyba parki narodowe, a nawet Towarzystwo Przyjaciol Szczurow.
W pewnym momencie jednak bardziej niz fascynujace malamuty czy oscypki, moja glowe zaczely przejmowac bardziej prozaiczne sprawy - szukanie czegos do jedzenia. W koncu, po dosc dlugich przygodach (ogoreczki, darmowe probki miodow, etc. etc.) udalo sie zakupic naprawde spora pajde pysznego chleba ze smalcem i duszona cebulka z ogorkiem i kielbaska. Tak kontenty moglem isc dalej spotkac sie z reszta druzyny - Agnes i Corvusem - ktorzy, o zgrozo, stolowali sie w maku.
Miejscem spotkania wszystkich byla Marhaba, a ja przy okazji napotkalem tam na kolege z podstawowki, ktorego dlugo nie widzialem, a ktory od niepamietnych czasow nosil ksywe, nomen omen, Arab. Nasz pobyt tam byl dosc glosny, ale mysle, ze jeszcze glosniej bylo kiedy stamtad wyszlismy. Wracajaca po dosc dlugiej absencji Arille robila furore, mozna powiedziec, ze panowie nosili ja na rekach.
Stamtad wyruszylismy na Starowke - standardowo na lody i, co jest nowym elementem, Misza zaprowadzil nas na tzw. Gnojna Gorke (to chyba nazwa wlasna, bo gnoju tam nie bylo), skad mielismy bardzo fajny widok na Warszawe. Przy okazji wynikl spor czy archikatedra widoczna w dali to na Kaweczynskiej stoi czy na Florianskiej. Nie obylo sie bez bogatej dokumentacji zdjeciowej.
Z niewielka przerwa na odczytanie dwujezycznych inskrypcji z dzwonu, udalismy sie kazdy w swoja strone.