Forum › Fandom › Sesje RPG, PBF i inne › Star Trek: PBF PL › PBF - kapitan O'Connor
Nazwa Dreadnought była dana temu Defiantowi na wyrost. Kolejna salwa z klingońskich B'Reli zniwelowała osłony i przebiła w kilku miejscach kadłub. Jeśli tylko Vor'Cha wstrzeli się w ten latający kawałek złomu będzie juz po nim.Na mostku spowijał wszystko ciemny dym. Może to i dobrze, bo nie widziałeś zabitych kolegów. Tylko kapitan Delek siedział na swoim fotelu i wydawał rozkazy.- Kurs 134 na 12. Rozwalić tego Hideki.- Tak jest. - dobiegł ciebie głos sternika. To on jeszcze żył? Przeciez widziałeś jak jego konsola rozpada się na kawałki...Skoncentrowana salwa dział rozniosła w drobny mak kardazjański patrolowiec. Defiant nawrócił, omijając kolejne torpedy z Vor'Chy, która płonęła, ale nadal strzelała.Kolejne trafienie wstrząsneło mostkiem. Tobie nic się nie stało, ale kawałek metalu z eksplodującej konsoli wbił mu się prosto w twarz.- Kapitanie, co robimy? - zapytał sternik. Po chwili uświadomiłeś sobie, że to ty jesteś adresatem tego pytania.SS Dreadnought osłony 0% lekkie uszkodzenia pancerza wszystkie wyrzutnie przeładują się za 1 turęDefiant 1 osłony 31% wyrzutnie przeładowaneRaider 1 osłony 0% krytyczne uszkodzenia pancerza brak możliwości kontynuowania walkiRaider 2 osłony 89% wyrzutnie przeładują się za 2 turyVor'Cha osłony 0% średnie uszkodzenia pancerzaB'Rel 1 osłony 61% wyrzutnie przeładuje za 2 turyB'Rel 2 osłony 0% poważne uszkodzenia pancerza uszkodzona wyrzutnia torpedHideki 1 zniszczonyHideki 2 osłony 99%Hideki 2 osłony 34%
Dym gryzł w oczy ... a raczej w oko. Cholerni Klingoni i Cardasianie, czyżby przyszedł koniec. Czy miał to być ten dzień? Stałem obok kapitana próbójąc wpatrzeć się w ekran, Sojusz miał przewagę, co prawda udało się rozwalić jednego Hideki ale to nadal było za mało ... okręt znów wstrząsło, złapałem się będącego obok mnie fotela kapitana i odwróciłem się w jego stronę, chcąc coś powiedzieć. Patrzyłem na niego, kiedy kawałek metalu, urwanego niewiadomo skąd wbił mu się w twarz. W powietrze poleciała krew kapitana, część z niej wylądowała na mojej twarzy. Przez chwilę nie mogłem w to uwierzyć, nie żył, nie żył. Pomyślałem, ze smutkiem, że nie pierwszy i nie ostatni, zginął dla sprawy, a to sto razy lepsza śmierć niż klęcząc. -Kapitanie co robimy?- głos sternika wyrwał mnie z odrętwienia. Nie było czasu na opłakiwanie martwych przyjaciół, nie było czasu aby się zatrzymać. Rebelia trwała dalej, rebelianci walczyli. Przełknąłem ślinę.-I chociaż bym kroczył ciemną doliną śmierci zła się nie uleknę, ale bowiem ty jesteś przy mnie- wymamrotałem zapamiętane słowa modlitwy. Po czym odchrząknąłem-Sternik manewry unikające , skoncentruj się na ogniu z Vor'Chy!- krzyknąłem, po czym odwróciłem głowę wytężając wzrok, zastanawiając się, kto teraz znajduje się na stanowisku technicznym. Niestety dym przeszkadzał mi w rozpoznaniu tej osoby-Taktyczny, skoncentruj ogień na Vor'chy! Stanowi obecnie największe zagrożenie--Tak sir. Czy mam celować w coś konkretnego- Jewgieni Deng, to znaczyło, że straciłem już dwóch oficerów taktycznych-Pozostawiam to pańskiej decyzji Jewgieni, musimy go jak najszybciej posłać do diabła- odpowiedziałem i kaszlnąłem gdy trochę dymu dostało mi się do gardła.-Kodowane połączenie z resztą eskadry--Tak jest sir ... niestety mamy tylko audio- odpowiedział mi "mój" załogant. -Świetnie ...- powiedziałem cichutko, a po chwili już głośniej kontynuowałem-Tu Kapitan O'Connor z SS Dreadnought, straciliśmy tarczę, osłaniajcie nas, być może niedługo będziemy zmuszeni do wycofania się, ale poślijmy paru z nich w diabły. Uwaga na Vor'chę- Teraz pozostowało mi patrzeć w ekran i czekać
W trakcie kolejnego zwrotu ktoś odpowiedział:- Wiem, pieprzony Irlandczyku. - był to kapitan bliźniaczego Defianta, który załadował torpedy w tyłek Vor'Chy, która naprawdę pięknie wybuchała od tyłu. Po chwili była już tylko tysiącami szczątków.Nie obyło się bez strat. Ciężko uszkodzony Raider, który usiłował wydostać się z pola walki na silnikach impulsowych został pocięty na kawałki przez parę Hidekich. W odpowiedzi osamotniony Raider zrobił to samo z ciężko uszkodzonym B'Relem.SS Dreadnought osłony 0% lekkie uszkodzenia pancerza wyrzutnie przeładowaneDefiant 1 osłony 27% przednie wyrzutnie przeładują się za 2 tury, tylne przeładowaneRaider 1 zniszczonyRaider 2 osłony 72% wyrzutnie przeładują się za 1 turęVor'Cha zniszczonyB'Rel 1 osłony 61% wyrzutnie przeładuje za 2 turyB'Rel 2 zniszczonyHideki 2 osłony 100%Hideki 3 osłony 35%
Dym zaczął trochę ustępować ... przynajmniej zacząłem rozróżniać jakieś szczegóły, a może to poprostu wzrok się przyzwyczaił. Szybko jednak porzuciłem te myśli, gdyż na głowie miałem teraz coś ważniejszego, znacznie ważniejszego i co więcej śmiertelnego. -Sternik, manewr atakujący Delta ustaw nas na burtę B'Rela- po wypowiedzniu tych rozkazów przyglądałem się chwilę jak są wykonywane. Po chwili odwróciłem się jednak w stronę konsoli taktycznej, na mojej twarzy pojawił się uśmiech-Taktyczny poślij torpedy z wyrzutni rufowych w Hideki 3, ale za swój pierwszy cel uznaj B'Rela, poślij mu wszystko co mamy - Dreadnought wykonał zwrot aby wykonać moje polecenia. Czułem rosnące podniecenie. Uśmiechałem się stojąc wsród dymu i zapachu śmierci. Po chwili potząsnołem głową, i nakazałem wznowić połączenie.-Połączenie jest sir- zameldowano mi-Defiant spróboję posłac B'Rela do piachu, weźcie Hideki ... pokażmy ich, że zadarli z nie tymi osobami- nakazałem wyłączyć nadawanie , sytuacja zaczynała wyglądać lepiej, znacznie lepiej.
Sytuacja była całkiem dobra. Sternik zaczął okrążąć B'Rela, ale ten nie był łatwym celem. Uniknął nie tylko torped, ale i części pocisków z dział pulsacyjnych. Jednocześnie sam zaatakował Raidera, który po serii trafień miał krytyczny stan osłonHideki tymczasem nawróciły i zajęły się Dreadnoughtem. Trafienia raz po raz wypalały dziury w pancerzu. Torpedy Defianta oczywiście nie trafiły w zwrotne patrolowce, ale taktyczny nie dał się ponownie nabrać. Zdetonował torpedy krótkimi impulsami fazera.- Kapitanie, wykrywam nowe statki Sojuszu. Jest ich 8. Po 4 Galory i B'Rele.SS Dreadnought osłony 0% średnie uszkodzenia pancerza wyrzutnie przeładują się za 2 turyDefiant 1 osłony 28% przednie wyrzutnie przeładują się za 1 turę, tylne przeładowaneRaider 2 osłony 23% wyrzutnie przeładowaneB'Rel 1 osłony 40% wyrzutnia przeładuje się za 1 turęHideki 2 osłony 76%Hideki 3 osłony 21%4 Galory i 4 B'Rele, kontakt za 3 tury
-Fuck- powiedziałem na cały głos, a wydawało się, że będzie tak dobrze ... teraz ta walka nie miała już sensu, sojusz miał zbyt dużą przewagę, Dreadnought był uszkodzony.-Cóż zdaje się, że nasi koledzy zaprosili nowych znajomych na imprezę- powiedziałem na głos starając się rozładować napiętą atmosferę na mostku. Ktoś się zaśmiał co prawda nerwowo, ale zawsze. -Wznowić połączenie z eskadrą- powiedziałem-Mamy nowych gości--Widzę- odpowiedział mu ponury głos-Myślę, że w takie sytuacji nadszedł czas na nas, nie będziemy dłużej nadużywali gościnności naszych gospodarzy- powiedziałem dość spokojny, cały mój entuzjazm znikł wraz z wykryciem nowych wrogów-Zgadzam się--W takim razie przygotowujemy się do skoku i znikamy stąd ... do zobaczenia po drugiej stronie O'Connor out- dokończyłem zamykając połączenie-Nawigacja! Wprowadź dane skoku, wycofujemy się. Skacz kiedy tylko będziemy gotowi warp 9-Po czym podszedlem do interkomu i nacisnalem go-Maszynownia dajcie pelna moc szykujemy sie do skoku- mialem nadzieje, ze ktos tam jeszcze zyje aby odebrac moja wiadomosc-Sternik, do czasu przygotowania koordynatów do wejścia w warp, staraj się unikać większości pociskówpo tych słowach odwróciłem się jeszcze w stronę konsoli taktycznej, moja twarz zdążyła stężnieć, nie wyrażała bólu jaki czułem w środku, bólu spowodowanego tym, że dziś sojuszowi udało się przeżyć i zmusić nas do ucieczki-Panie Jewgieni poślijcie im na dowidzenie pozdrowienie od Dreadnoughta- -Aye, Aye sir- usłyszałem w odpowiedziKiedy wszystkie rozkazy zostały wydane odetchnąłem głęboko lekko zawiedziony
Dreadnought był pierwszym, który opuścil pole walki. Ale nim tego dokonał to zobaczyłes coś co przyniosło ci choć trochę satysfakcji - rozlatującego się Hideki, trafianego przez okręty rebelii. Po chwili widok bitwy zamienił się w czerń i długie paski tachionów.- Pozostałe nasze statki lecą za nami. Jaki obrać kurs? - zapytał sternik.
Odgarnąłem ręką trochę dymu z przed twarzy, ale pod tym względem było jeszcze fatalnie. -Baza McArthur- powiedziałem krótko-Tak jest sir- w odpowiedzi również lakonicznie odpowiedział mi sternik-Czas do przybycia?- zapytałem -10 godzin sir, za 5 godzin wyjście z warp-Pomyślałem, że trzeba sprawdzić stan okrętu, podszedłem do konsoli Inzynieryjnej. Gdy tylko się zbliżyłem, zobaczyłem, że przestała istnieć. Główny Inżynier leżał na ziemi. Nie musiałem do niego podchodzić już stąd widziałem, że nie żył. Odsunołem się od konsoli z obrzydzeniem gdy zobaczyłem jego twarz ... spaloną. Wróciłem do interkomu-Maszynownia zgłoś się. Maszynownia!- -Maszynownia- rozpoznałem ten głos był to Javier Johanson, jeszcze niedawno asystent głównego inżyniera-Ilu ma pan ludzi?--7, jeden ciężko ranny, drugi lekko, więc 5 sprawnych w tym czasie--Uszkodzenia?--Nie działają transportery, mamy problemy z przesyłem energii, problem z filtracją powietrza, ale potraktujemy to jako priorytet, komunikacja podprzestrzenna nawala- wyliczał-Zajmicie się tym- może nie była to najlepsza odpowiedź, ale tylko taka mi pozostała. Gdy tylko wyłączyłem interkom powiedziałem :-Musimy zabrać martwych z mostka- -Tak jest- odpowiedział mi ktoś. Słyszałem, że zaczeła się jakaś krzątanina. Ja sam podszedłem do ciała kapitana i podniosłem je. Nie zdążyłem go dobrze poznać w ciągu tego roku, ale był to dobry dowódca. Chwiejnym krokiem wyszedłem z mostka. Dojście do ambulatorium zajęło mi trochę czasu, szczególnie z powodu zwisających przewodów i potrzeby otwierania niektórych drzwi ręcznie. Gdy tylko wszedłem na odpowiedni korytarz, zauważyłem ciała leżące pod przykryciem, jakiejś płachty. Położyłem kapitana obok jednego z nich.-Niech przynajmniej w śmierci znajdzie pan spokój- powiedziałem przykrywając go. Po tym odwróciłem się na pięcie i wszedłem do ambulatorium. Rozejrzałem się za głównym lekarzem, Vulcaninem Skarem, jednak nigdzie go nie zauważyłem. -Gdzie jest Skar?- zapytałem młodej kobiety z czarnymi opadającymi jej na plecy włosami. Gestem ręki pokazała mi korytarza.-Jaka jest sytuacja- zapytałem jej-25 zabitych, 1 ciężko ranny ale powinien przeżyć, jeden lekko ranny odesłałam go już do maszynowni--Dobrze, pracujcie dalej--Nie mamy nad czym pracować--Zajmijcie się ciałami, znieście wszystkie tutaj- powiedziałem na coś takiegoMrucząc coś pod nosem zabrała resztę i wyszła z ambulatorium. A więc zostało nas 15 ... 15 chłopa na "Umrzyka Skrzyni", przypomniałem sobie starą szantę, pieśn ludzi morza. Przynajmniej jeszcze nie było tak źle jak : "z całej załogi jeden został zuch, choć wypłynęło ich 42", ten to musiał dopiero mieć pecha pomyślałem. Opuściłem ambulatorium i udałem się w drogę powrotną na mostek. Kiedy tylko wszedłem zająłem fotel kapitański. Zawsze myślałem, że kiedyś otrzymam to stanowisko, ale nie w takich okolicznościach, zresztą pewnie mi i tak zabiorą po dotarciu do bazy. Mogłem przynajmniej nacieszyć się nim teraz. -Każdy z załogi, kto zna się trochę na inżynierii czy mechanice do pomocy przy naprawach- sam wyjąłem narzędzia ze schowka i zacząłem dłubać przy konsoli CO, trzeba było ją naprawić, ale głównym powodem była chęć zabicia czasu. =5 godzin później=-Sir wychodzimy z warp- zameldował sternik. Odłożyłem narzędzia i usiadłem w fotelu. Wróciliśmy do normalnej przestrzeni, przed Badlands. Po chwili obok nas pojawił się Defiant "Spear" oraz Rider "Czusima". Sternik zaczął menewrować pomiędzy plazmą.-5 godzin sir- kiwnąłem tylko głową w odpowiedzi i wróciłem do naprawy=Kolejne 5 godzin później=-Baza McArthur na ekranie sir--Otworzyć połączenie--Aye sir--Tu SS Dreadnought do Bazy McArthur mamy uszkodzenia proszę o zgodę na rozpoczęcie procedur dokowania-
Jak zwykle ktoś przegiął z nazwą. Baza. Jak ktoś słyszy coś takiego to myśli o stacji kosmicznej, garnizonie dywizji lub podobnie. Tutaj baza składała się z planetoidy. Pustej w środku, mieszczącej w sobie małą stocznię, dok remontowy i parę metrów kwadratowych ogrodu, gdzie można było choć na chwilę odpocząć od walki.- Macie zgodę na wlot. Wejście to śluza numer 2. - sternik zaczął omijać małe meteory, będące w rzeczywistości ukrytymi platformami obronnymi i zbliżył się do bazy. Po chwili Dreadnought był już w środku. Promienie trakcyjne schwyciły go i nakierowały do miejsca postoju.Od razu poajwiło się przy nim kilku mechaników. Korzystając ze strojów antygrawitacyjnych zaczęło oceniać uszkodzenia.- No pięknie. - jeden z nich wetknął głowę do środka i pokiwał głową jednemu z załogantów. - Potrzeba będzie replikowac pancerz chyba z 3 dni.- Kapitan Delek zgłosi się do gabinetu dowódcy. - usłyszałeś. Był tylko jeden problem. Kapitan Delek już nie żył.
Nie wiedziałem o co może chodzić, ale byłem pewien jednego obowiązek meldunku u dowódcy spłynął teraz na mnie. Będe musiał pewnie przedstawić raport. Dotknąłem krzesła kapitańskiego, zastanawiając się czy będzie mi jeszcze kiedyś dane w nim zasiąść. No cóż od czasu śmierci Deleka to ja byłem dowódcą okrętu, jeszcze byłem kapitanem, załoga powoli szykowała się do uprzątnięcia, ale patrzyli na mnie, nie wiedziałem co przyniesie mi przyszłość, nie miałem pojęcia czy dane mi będzie jeszcze kiedyś zobaczyć moich załogantów. Odchrząknąłem, zwracając na siebie uwagę, szum ucichł-Było ciężko, straciliśmy wielu dobrych ludzi, wielu przyjaciół. Jednak my żyjemy i musimy pamiętać o tym, musimy dalej robić swoje, aby śmierć naszych towarzyszy nie poszła na marne. Oddaliśmy daninę krwi, nasi towarzysze oddali swoje życie, pamiętajmy o nich. Nie wiem czy będziemy jeszcze kiedyś służyć, chcę wam tylko powiedzieć, że jestem dumny, że mogłem z wami służyć i walczyć. - zapadała coraz większa cisza, a ja czułem jak zbiera się w moim gardle gula, gdzieś podświadomie czułem, że zabiorą mi Dreadnoughta, który był moim domem przez ostatni rok ... i moim pierwszym samodzielnym dowództwem. Postanowiłem kończyć-Zajmicie się Dreadnoughtem i naszymi towarzyszami- po tych słowach wyszedłem z mostka aby po chwili opuścić też okręt, popatrzyłem na niego jeszcze raz. Po czym ruszyłem w stronę gabinetu dowódcy w myślach układając swój raport.
Przed wejściem w sieć korytarzy po raz ostatni spojrzałeś na Defianta. Chyba ktoś pomalował go na czarno w wielu miejscach...Po kilku minutach błądzenia udało ci się trafić w okolice gabinetu dowódcy.- WON!!! - usłyszałeś krzyk i jakis Andorianin wytoczył się za drzwi.- Cholerne baby. - zamruczał i jak najszybciej czmychnął sprzed drzwi.- Następny! - nie miałeś wyjścia i musiałeś wejść.Gabinet był nawet ładny. Trochę broni na ścianach, głównie klingońskiej i kardazjańskiej. Obok parę modeli B'Reli i Galorów. Pod każdym z nich podpis ZNISZCZONY wraz z datą.- Czego chcesz? - ostudził cię kobiecy głos. - Wzywałam Deleka, a nie jego pieska. Gdzie Delek?
No pięknie ... pomyślałem po czym przełknąłem ślinę.-Kapitan Delek nie żyje, przejąłem dowództwo nad Dreadnoughtem zgodnie z łańcuchem dowodzenia. Ponieważ i tak musiał bym się zameldować uznałem to za dobry powód. Oddaje się w pani ręce- ostatnie słowa wypowiedziałem z pewną zmianą w głosie, ale dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że mogło to zostać odczytane dwuznacznie, cóż było za późno żeby cofnąć słowa, przywołałem na swoją twarz uśmiech i spojrzałem dowódczyni prosto w oczy. Jeszcze żaden O'Connor nie cofnoł się przed wyzwaniem a ja napewno nie będe pierwszy, skoro moi przodkowie potrafili patrzeć śmierci w oczy ja mogę równie dobrze patrzeć w oczy tej kobiecie ... w końcu nie jest straszniejsza od śmierci ... przynajmniej nie dużo. Myśli te kłębiły się po mojej głowie gdy oczekiwałem na odpowiedź.
Na twoje nieszczęście rozmówczynią była dość ponętną, młodą ziemianką. Krótka bluzeczka z dekoltem w szpic mocno opinała jej ciało, esponując piersi. Słysząc twoje słowa uśmiechnęła się łubieżnie.- Może kiedy indziej zajmę się tobą. - brunetka odsunęła krzesło i wstała, ukazując zgrabne noi. - Więc mówisz, że Delek nie żyje. No cóż, takie jest życie. Nazywam się Anette van der Brik i od tej chwili będę twoim przełożonym. Masz słuchać mnie we wszystkim, zrozumiano? Będę mieć dla ciebie zadanie. Całkiem interesujące zadanie.
Była piękna, chociaż to mało powiedziane, była fantastyczna, trudno mi było oderwać od niej wzrok, kiedy wstawała z krzesła przyjrzałem się także jej nogą, no cóż fiu, fiu ... podejrzewam, że swoim wyglądem mogła by doprowadzić durastal do wrzenia. Nie chciałem się wpatrywać ... chociaż było na co popatrzeć, cholera jasna nawet w swoich myślach zacząłem się gubić, dlatego ponownie popatrzyłem jej w oczy ... pewność siebie przede wszytkim-Jasne jak słońce- odpowiedziałem na pierwszą część pytania. Myśląc jednocześnie o tym jej uśmiechu, cholera jasna jak wrócę na okręt będę musiał wziąść zimny prysznic, żeby się uspokoić, albo popodnosić trochę ciężarów, gdybym miał taką kobietę na pokładzie okrętu, to bym pewnie rozbił go po pierwszym nawrocie, bo miał bym ciekawsze rzeczy do oglądania niż skanery. Uśmiechnąłem się do swoich myśli.-Co do zadania, chętnie usłyszę co to takiego ... lubię wyzwania - znowu się uśmiechnąłem tym razem trochę bardziej drapieżnie, może pobyt w tej bazie nie będzie taki nudny.-... chociaż Dreadnought będzie potrzebował paru dni na odbudowę , ale ... ładny ... kawałek ... bazy- kiedy wypowiadałem ostatnie słowa van der Brik nieznacznie się pochyliła, ale wystarczająca żebym zgubił swój wątek, jeszcze chwila i będe gotów skoczyć dla tej kobiety w ogień, pomyślał z pewnym przerażeniem
- To rozumiem. - der Brik nieznacznie oblizała wargi, wiedząc jakie to wywoła wrażenie. - Podobno lubipan wysadzać. Otóż właśnie musimy coś wysadzić, a przy okazji kogoś. Jeśli chce pan pokazać kobiecie ile jest wart to zapraszam jutro o 11.00 do tego gabinetu. Tam nastąpi odprawa. To wszystko.