Forum › Fandom › Sesje RPG, PBF i inne › Star Trek: PBF PL › PBF - Chorąży Szafrański
=Akademia Floty Gwiezdnej, San Francisco, Sol III=Uroczystość rozdania dyplomów była uświęconą tradycją Floty Gwiezdnej. Dowódca akademii stał na podwyższeniu wyczytując kolejne nazwiska kadetów i wręczając im promocję do stopnia chorążego. Rodzina wielu z nich biły brawo, ich koledzy gratulowali im. -Kadet Mateusz Szafrański - nareszcie nadszedł ten moment, teraz i ty miałeś zostać oficerem. Od dziś miała się rozpocząć twoja kariera, wiedziałeś, że po uroczystości będą już na was czekały przydziały. Oczywiście najbardziej prestiżowe przydziały nie były rozdawane tak młodym oficerom zbyt często, ale zdarzało się, a ty byłeś jednym z lepszych.-No rusz się stary bo, nigdy nie skończą - usłyszałeś słowa Bjorna Thorbjerna. Niski, ciemnowłosy, chuderlawy nikt nie poznał by w nim potomka Wikingów, ale Szwed miał inne zdolności, poza tym widziałeś kiedyś na własne oczy jak twój przyjaciel znokautował innego kadeta. Musiałeś się trochę za długo wahać, gdyż przyjaciel wypchnął cię lekko w stronę podwyższenia, ruszyłeś po schodach na górę ....=San Francisco, Sol III =Siedziałeś przed gabinetem kapitana Madoxa, nie wiedziałeś dlaczego znalazłeś się akurat tutaj, czyżbyś miał dostać przydział naziemny? Po chwili w drzwiach pojawiła się wysoka, brunetka w stopniu podporucznika-Kapitan pana teraz przyjmie chorąży- powiedziała i otworzyła tobie drzwi, sama zajmując miejsce za biurkiem, a tobie wskazując drzwi do drugiego pomieszczenia.
Mateusz niepewnym krokiem wszedł do pomieszczenia. Chwilkę zajęło mu rozeznanie się w tym, gdzie zasiada kapitan. Zamykając drzwi pomyślał:
Niech mnie, obym tylko nie palnął głupoty
Zawezwał w sobie wszystko to, co w nim najsilniejsze i teraz pewnym, marszowym krokiem zbliżył się do biurka kapitana.
Kapitan siedział w typowym przestronnym biurze lądowym. Duże okna za jego plecami dawały mu widok na Golden Gate Bridge. Na jego biurku panował idealny porządek a jedyną ozdobą była ramka, ze zdjęciem około 30 letniej kobiety w żółtym mundurze GF. Sam kapitan miał około 50 lat, był dobrze zbudowany, jego włosy były całkiem siwe, ale duże wąsy zachowały rudy kolor, który zdobił pewnie kiedyś również jego głowę. Kiedy zatrzymałeś się przed nim obrzucił cię krótkim wzrokiem-Aha, to pan. - powiedział krótko - Szafrański - popatrzył krytycznie na twój mundur. Po chwili otworzył szafkę i wyjął padda-Został pan wybrany do programu "okręt dla chorążego" - zauważyłeś, że nazwę programu wypowiedział dość pogardliwie -Teraz pan usiądzie, wybierze załogę mostka, spośród zakwalifikowanych do programu kadetów i spróbuje mnie przekonać, dlaczego powinienem panu przydzielić coś więcej niż latające muzeum -
Mateusz najpierw skupił się na odpowiedzi na irytujące pytanie:- Kapitanie, z całym szacunkiem, ale program nie nosi tytułu "Okręt dla podporucznika i wzwyż". Widać ktoś pokłada wiarę w ludzi młodych, utalentowanych. Kwadrant Alfa ma wiele luk do zapełnienia. Zwykły patrol może ostrzec o zbliżającej się zagładzie.Tymi słowami chorąży zakończył gadkę-szmatkę. I tak wiele z niej nie wyniknęło. Zamiast przejmować się zachowaniem kapitana chorąży zasięgnął okiem do kart kadetów gotowych do wstąpienia na okręt. Kilka chwil zajęło jemu dobranie pierwszego, naukowego i sternika. Tych znał z Akademii. Reszcie przyjrzał się bliżej. Zadanie nie było łatwe, bowiem wielu z nich nie odpowiadało ideałom chorążego. Postanowił zaryzykować i w ciemno postawić na świeży narybek Floty. Swój wybór zadeklarował oficerowi, oczekując na jego odezwę.
Kapitan był wyraźnie poruszony jego słowami. Przez chwilę zrobił się czerwony, jednakże zacisnął usta. Kiedy chorąży podał mu listę postawił na niej parafkę. Popatrzył na niego -Chorąży powinien pan nauczyć się trzymać język za zębami, zbyt częste paplanie ozorem może wpędzić człowieka w kłopoty. Nie jest pan fanem podlizywania się przełożonym ... zresztą nieważne - wyciągnął z szafki drugiego padda. -Znajdzie pan tutaj wszystkie potrzebne dane okrętu. Proszę o raport kiedy będzie pan gotowy do odlotu- po tych słowach włączył ekran i zaczął coś czytać. Po chwili popatrzył na Szafrańskiego zdziwiony-Chyba pan potrafi znaleźć wyjście, w końcu ktoś postawił na młodych zdolnych ludzi-
Chorąży popatrzył z wyrzutem na kapitana, jakby ten zjadł mu rodziców:- Zbyt wczesne ostrzeganie prowadzi do zbyt wczesnego odpalenia torped - takim akcentem zakończył spotkanie w gabinecie kapitana. W ruchu Mateusz czytał dane na temat swego nowego okrętu, USS Giuseppe Garibaldi.Poza gabinetem począł do siebie mówić:- A więc i stało się marzenie rzeczywistością, bo oto dowodzę okrętem klasy Centaur - Mateusz ucałował pada uważając aby jego wyświetlacz nie został zbyt mocno pobrudzony enzymami z jego śliny.
Z padda chorąży dowiedział się ponad to, że okręt przechodził niedawno, krótki remont w doku Utopii na orbicie Marsa. Załoga miała zacząć się na nim powoli pojawiać, miałeś jej spis. Podobnie jak "oficerowie" mostka byli na III i IV roku, dobre wyniki w nauce. Informacje były zakończone, krótką informacją aby dowódca pojawił się na okręcie natychmiast.
Chorąży równym krokiem zmierzał do celu, USS Giuseppe Garibaldi. Jednak po drodze zorientował się, iż nie jest na Marsie. Szedł więc do promu programowo odlatującego z załogą na jego statek.
Za dłuższą chwilę...
- Jesteś mój mały promciu - cicho i do siebie mówił do siebie chorąży. Nie wierzył, iż jest tak blisko swojego marzenia.
Za chwilę dłuższą niż przewiduje norma
Prom począł opuszczać już orbitę Ziemi. Mateusz udowadniając poziom swych umiejętności percepcyjnych poznał swoich załogantów. Jednak ani myślał się do nich odzywać przed odlotem GiBiego, jak sam zwał swój okręt.
Tym razem minęła chwila mieszcząca się w normach
Minuty dzieliły chorążego od opuszczenia promu. Wielokrotnie wymieniał spojrzenia ze swoimi załogantami, jednak cała podróż umilana była ciszą. W końcu drzwi od promu zostały otwarte, a załoganci zaczęli wychodzić w kierunku okrętu klasy Centaur. Chorąży czując się dowódcą ostatni opuścił prom. Tym razem niewiele czasu zajęło jemu odnalezienie swego celu. Po wzięciu niezwykle głębokiego wdechu, który omal nie zapowietrzył Mateusza, ruszył do środka. Drzwi od mostka otworzyły się i tutaj zaczęła się przygoda już na dobre.
No mostku było pusto. Światła były zgaszone, działały tylko nieliczne konsole. Wchodząc na mostek Mateusz kopnął w coś, popatrzył pod nogi, ale trudno mu było dostrzec cokolwiek w tej ciemności. Powinien przebić się gdzieś w stronę fotelu kapitana, właściwie od zawsze był on umieszczany na środku mostka.
- Nawet na cmentarzu nie ma takiego bajzlu - powiedział Mateusz z trudem przemieszczając się przez mostek. W końcu natrafił na fotel inny niż te, o które uderzał kolanem do tej pory. Tym razem uderzenie zostało zamortyzowane przez miękki materiał. Wiedział już, iż jest to jest stołek i nie tracąc czasu siadł na nim.Po chwili rozmarzenia spojrzał przed siebie i szeptem ciągnął:- Sometimes I only remember that day when I was young... Nowadays I only sense nothing but grey route of duty... While other try to preserve their race and take some bribe I shall soon reveal the very corners of my warrior's prideI pogrążył swój smutek w ciemnościach mostka...
Jego smutek nie trwał długo, gdyż nagle usłyszał trzask i poleciał do przodu. Na całe szczęście udało mu się zaprzeć rękami, i nie uderzył się twarzą. Na nieszczęście przygniotło go po chwili krzesło, jednak po krótkiej szamotaninie udało mu się je odrzucić.
- Co za czasy - tyle chorąży powiedział na temat zdarzenia sprzed chwili. Teraz próbował rozpoznać która z działających konsol nadaje się do oznajmienia załodze o stanie rzeczy.Po kilkunastu minutach...- Ach, ryzyk-fizyk - rzekł Mateusz siadając na krześle przed jedną z konsoli. Napisy na niej były dość zrozumiałe, więc instynktownie pobrzdękał w klawisze i począł mówić:- Halo, czy ktoś mnie słyszy? Tu dowódca okrętu, Mateusz Szafrański. Każdy, kto słyszy ten przekaz niech uda się do ambulatorium.Potem wyszedł z mostka z nadzieją, iż nie wejdzie na holodek jako ostatni.
W ambulatorium jaki i na korytarzu przed ambulatorium stało około 50 osób, większość była z korpusu inżynieryjnego.
Po przybyciu na miejsce oczom kapitana ukazał się pokaźnych rozmiarów tłum osób. Po mundurach wywnioskował, iż duża część to zespół inżynieryjny. Wszedł na jedno z zasłanych łóżek i zaczął:- Proszę wszystkich o uwagę. Oto ja, dowódca okrętu w pełnej krasie - tyle zdążył powiedzieć zanim usłyszał:- Panie chorąże, my prosimy o konkrety, bo maszynownia eksploduje jeśli tam nie wrócimy.Mateusz jednak odparł:- Więc trafimy tam gdzie zasłużyliśmy. A teraz proszę o raport ze wszystkich stanowisk. Chcę go mieć za 40 minut na swoim biurku. I naprawdę miło was poznać. Odmaszerować.I ruszył przed siebie schylając głowę z wielkobratowskim uśmiechem.