Forum › Fandom › Sesje RPG, PBF i inne › Star Trek: PBF PL › PBF - Chorąży MacLeod
Tydzień temu otrzymałeś rozkaz stawienia się w Bazie Gwiezdnej 156. Kilkukrotne przesiadki nie należały do przyjemności... Ale w końcu dotarłeś na miejsce. Otrzymane rozkazy wprowadziły Cię w stan euforii. Masz otrzymać własny okręt! Dalsze instrukcje dotrą w momencie, gdy potwierdzisz, że jesteś juz na jego pokładzie i objąłeś dowództwo.Stoisz przed wielkim, panoramicznym oknem, obserwując wchodzący powoli do doku okręt klasy Nova. Na jego spodku widać wielki napis: USS Dublin. Twój okręt...Jeszcze chwila... I jednostka dokuje przy śluzie. Jasnoczerwone wyloty silników impulsowych przygasają. Nova "przysypia", oczekując na swego dowódcę.
Przetarłem kilkakrotnie zmęczone oczy.Siedem godzin snu w ciągu trzech dni to stanowczo za mało.Nikomu nie życzę takiej podróży, ale jak dowiedziałem się, że mam objąć dowództwo na Novie, chciałem jak najszybciej dostać się do bazy 156.Potrząsnąłem głową odpędzając kolejne fale zmęczenia i spojrzałam jeszcze raz na sylwetkę okrętu wpływającego powoli do doku. Piękny.Silniki Novy zajaśniały ostatni raz soczystą czerwienią i zaczęły z wolna przygasać.- Na mnie już czas - pomyślałem i obrzuciłem szybkim spojrzeniem swoją tymczasową kwaterę. Mój skromny dobytek spoczywał już przy drzwiach w torbie podróżnej.Nie było tego wiele: kilka fotografii i paddów z moimi dziennikami z okresu gdy prowadziłem wykłady w akademii, tradycyjny kilt w barwach MacLeod, dwa mundury.No i nasz rodowy miecz. Jedna z niewielu pamiątek po ojcu.Westchnąłem i wyszedłem z kwatery ruszając w kierunku śluzy.Szare i monotonne korytarze, które mijałem wprowadzały mnie w nastrój przygnębienia. Dobrze, że nie zasiedziałem się tu dłużej.Po przejściu kilkudziesięciu metrów skręciłem w prawo i zatrzymałem się jak wryty na widok śluzy... a raczej na widok dwóch uzbrojonych strażników.- Nie spodziewałem się takiego gorącego powitania panowie - mruknąłem w ich kierunku i spróbowałem ich wyminąć.Jak na komendę zatarasowali przejście a jeden z nich wzniósł dłoń powstrzymując mnie przed dalszym marszem.- O co chodzi? - uniosłem brwi w zdziwieniu.
Zatrzymujący Cię strażnik ma na sobie mundur z żołtymi wstawkami. Sekcja ochrony. Wiszący u jego boku fazer nie daje zbyt dużego poczucia bezpieczeństwa - przynajmniej Tobie. Oficer ochrony w stopniu porucznika przewyższa Cię o głowę.- Przykro mi - mówi chłodno. - Tylko wyznaczone osoby mogą wejść na pokład okrętu. Proszę się zidentyfikować.Patrzy z wyczekiwaniem.
- Co? A... taktak.. - zreflektowałem się po chwili, wściekając się na samego siebie w myślach. Zachowałem się jak jakiś dzikus.- Przepraszam sir! Chorąży Craig MacLeod, oto mój transfer na USS Dublin - podałem porucznikowi pada z rozkazami z kwatery głównej - mam dowodzić tą jednostką.
Porucznik bierze do ręki padda i odczytuje rozkaz. Przygląda się zabezpieczeniu kodowemu, po czym kiwa głową. - Wygląda w porządku. Gratuluję objęcia dowództwa i życzę rychłych awansów - oddaje Ci padd'a, po czym odsuwa się na bok. Dorzuca:- Nawiasem mówiąc, gdyby pojawił się pan tutaj dziesięć godzin później, nie wpuściłbym pana. Pańskie rozkazy dotyczą transferu na USS Dublin, a ten okręt za sześć godzin zmieni nazwę na USS Skye. Między innymi po to właśnie go tu sprowadzono - by przemalować numer rejestracyjny.Masz swobodny dostęp do śluzy.
- Dziekuję poruczniku - odebrałem pada od strażnika wysłuchując dalszej części jego przemowy. Skinąłem głową ze spokojem i wszedłem do śluzy nie dając po sobie poznać wzruszenia ściskającego mnie za gardło.- Harris ty stary sukinsynu - uśmiechąłem się, przechodząc przez kolejne drzwi. Tylko admirał mógł zezwolić na zmianę nazwy jednostki będącej w czynnej służbie.Stary dobry Shamus... Przyjaciel rodziny. Wiedział, że jestem ostatnim męskim potomkiem rodu MacLeodów, więc postanowił stworzyć mi nowy dom zdala od domu.Skoro nie mogę przebywać na rodowej wyspie Skye, uznał pewnie, że przeniesie wyspę do mnie.Kroczyłem powoli korytarzem, mijając techników bazy skanujących zawzięcie wszystkie dostępne systemy. Nikt póki co nie zwracał na mnie uwagi.Nic dziwnego, gdyby nie torba na ramieniu mogłem uchodzić za jednego z nich a z bagażem byłem dla postronnego obserwatora jednym z chorążych zaokrętowanych na Novę.Dotarłem wreszcie do turbowindy i pozwoliłem drzwiom zamknąć się z cichym sykiem.- Pokład pierwszy - wydałem polecenie i w miarę jak winda przemieszczała się w górę, zacząłem odczuwać dziwne ssanie w żołądku.Byłem podekscytowany.Mój pierwszy okręt. Nie! Źle! Mój pierwszy wymarzony okręt!Winda zatrzymała się i zrobiłem krok w kierunku wyjścia. Dziwne, na schematach mostek wydawał się większy.Jakiś oficer z sekcji dowodzenia, na mój widok poderwał się z fotela kapitańskiego.
- Kapitan na mostku! - kadet ostatniego roku staje na baczność. Jest od Ciebie niższy, dobrze, jeśli ma sto siedemdziesiąt pięć cm wzrostu. Od konsoli sternika wstaje atrakcyjna brunetka. Kadetka trzeciego roku. Betazoidka. Przyjmuje postawę zasadniczą. Nagle zaczynasz rozumieć, czemu mundury Floty są w pewnych miejscach tak obcisłe. Stanowisko oficera taktycznego jest obsadzone przez rudowłosą Ziemiankę. Nie jest zbyt atrakcyjna, ale pewwie komuś się podoba.Oficerem naukowym jest młody kadet drugiego roku. Ma ciemnobrązową skórę, która wygląda dość interesująco w połączeniu z jasnymi włosami.
- Proszę tak nie krzyczeć bo nam się od wibracji kadłub rozsypie - uśmiechnąłem się do wyprężonego jak struna kadeta. Najwyraźniej to on miał być moim pierwszym oficerem. Nie wiem dlaczego, ale wolałbym w to miejsce sterniczkę.Rozejrzałem się dokładniej po mostku, rejestrując jeszcze dwie stojące na baczność figurki.- Spocznij - zakomenderowałem - Nie ma potrzeby, żebyście się tak prężyli na każde moje wejście. Jeżeli chcieliście zrobić na mnie dobre wrażenie przy pierwszym spotkaniu, muszę was zmartwić. Będę was oceniał dopiero jak zobaczę was w czasie akcji.- Nazywam się Craig MacLeod i będę waszym kapitanem na czas tej misji - przedstawiłem się - Co będzie dalej, tego nie wiem, ale mam nadzieję, że nasza współpraca będzie przebiegała bez najmniejszych przeszkód.Cisza... Łowili każde moje słowo...- Więc... Ktoś ma ochotę się przedstawić? - spojrzałem znacząco na pierwszego.
- Kadet Shean Connor , sir! - przedstawia się pierwszy. Twoja przemowa nie zrobiła na nim widać wrażenia. Coś w jego głosie sugeruje, że tak jak Ty będziesz oceniał jego postępowanie, tak i on będzie oceniał Twoje. Na razie postanawia najwyraźniej pozostać z Tobą na stopie formalnej.- Kadetka Deelina Shree - przedstawia się sterniczka. Ma miękki, ciepły głos. Usmiecha się.- Kadetka Eva DeVirian - pada, gdy spoglądasz na oficer ochrony. Ma lekko kpiącą minę, tak, jakby nie brała życia zbyt serio. Ciekawe podejście do życia dla osoby na tym stanowisku. Mówi spokojnie, nie akcentując przesadnie żadnego słowa.- Kadet Zachary Greystone - kończy oficer naukowy. Patrzy na Ciebie spokojnie.
Skinąłem głową każdemu z nich.- Skoro już wiemy, kto jest kim, możecie powrócić do swoich zadań - zakończyłem prezentację - Ja tym czasem zorientuję się na czym polega nasza misja.Żwawo opuściłem mostek, kierując się do swojej kwatery. Głosy za moimi plecami puściłem mimo uszu. Ciekawa gromadka. Zastanawiał mnie jedynie Connor. Coś w jego zachowaniu sugerowało, że będzie starał się mnie obserwować.***Położyłem torbę na fotelu i rozsunąłem zamek. Z nabożeństwem wyjąłem miecz i obnażyłem jego klingę. Refleksy światła zamigotały na jej powierzchni.Rozejrzałem się po pomieszczeniu i po chwili wiedziałem co zrobić.Podszedłem do replikatora:- Trzy standardowe uchwyty magnetyczne.Wnęka pojaśniała i po chwili zmaterializowały się zawieszki.Złożyłem dłonie jak starożytny fotograf chcący wymierzyć kadr. Tak będzie dobrze.Uchwyty przypiąłem za fotelem stojącym przy biurku i zawiesiłem pionowo miecz na honorowym miejscu. Obnażona klinga zdradzała ślady częstego używania.Już miałem wrócić do reszty bagażu, kiedy mój wzrok przykuł stojący na blacie i migający wściekle terminal: "Transmisja przychodząca. Wymagana autoryzacja głosowa"- Komputer, wyświetl wiadomość! Autoryzacja: MacLeod 38 Beta Charlie! - rzuciłem krótko w bliżej nieokreślonym kierunku i usiadłem z wolna.
Komputer piknął, przyjmując polecenie.Na terminalu wyświetla się treść rozkazu. Wynika z niego, że za dwanaście godzin USS Skye - teraz jeszcze USS Dublin - ma udać się do układu Nithal. Na Nithal IV są prowadzone w tej chwili ćwiczenia marines. Dane zebrane przez czułe sensoru Novy pomogą w analizowaniu taktyki oraz odnalezieniu ewentualnych błędów.Nie widzisz tego na ekranie, ale możesz sobie dopowiedzieć: pierwszy rejs będzie okazją do doszlifowania umiejętności załogi oraz do tego, by ją bliżej poznać.
Przeczytałem rozkazy. Potem jeszcze raz... I kolejny, tak na wszelki wypadek...Odchyliłem się w fotelu i westchnąłem ciężko. W sumie czego mogłem się spodziewać? Infiltracji sześcianu borga? Zresztą, obserwacje taktyczne jak najbardziej mi pasują.Zamknąłem na chwilę oczy i poczułem jak spływa na mnie sen...Potrząsnąłem głową gwałtownie, spojrzałem na staroświecki zegarek podarowany mi przez stryja i przeliczyłem szybko czas. Jest 21.Wcisnąłem przycisk systemu komunikacyjnego na swoim terminalu.- Kapitan do załogi! Za 12 godzin opuszczamy dok i rozpoczynamy misję. Oczekuję zakończenia przeglądów i diagnostyk najdalej za 9 godzin. Szefowie departamentów zgłoszą się na odprawę o godzinie 8:00 - zakończyłem i podniosłem się zza biurka.Spać! To jedyna rzecz jaka przychodziła mi w tej chwili do głowy.* * *Natrętny, piskliwy dźwięk wyrwał mnie ze snu. Szybkim ruchem sięgnąłem do nadgarstka, uciszając jazgotliwy budzik. Dziwne, jakoś bardziej ufałem temu kawałkowi metalu niż chronometrom okrętowym.- Siódma - westchnąłem i przeciągając się, poczłapałem pod prysznic.Po kilkunastu minutach tortur zimnym i ciepłym strumieniem na przemian, uznałem, że jestem dość rześki aby rozpocząć swój wielki dzień.Ziewając przeraźliwie, mruknąłem w kierunku replikatora:- Jajecznica na bekonie, podwójna porcja - z zadowoleniem spoglądałem jak niebieskawe światło zamienia się w spory talerz wypełniony parującą zawartością.Usiadłem przy biurku, jedną ręką chwytając pada z raportami.Jajecznica znikała błyskawicznie. Zanim się połapałem, widelec dziabał uparcie pustą powierzchnię talerza. Nie ma co - raporty to zajmująca lektura.Zerwałem się gwałtownie, uświadamiając sobie, że jest już 8 rano.Żwawo skierowałem się do drzwi prowadzących do pokoju odpraw.Byli już wszyscy.Odprowadzany zaciekawionymi spojrzeniami, podszedłem do swojego fotela i usiadłem.- Dzień dobry Państwu. Nazywam się MacLeod i jestem waszym kapitanem. Część z was mnie już poznała, dla reszty to jest ten pierwszy raz - zawiesiłem na chwilę głos - Tych z was, których jeszcze nie poznałem, proszę o przedstawienie się.Główny inżynier wyglądał na lekko zmieszanego.. Ciekawe dlaczego?- Cóż ciekawego macie mi do powiedzenia przed wylotem? - spojrzałem wyczekująco na załogantów...
Lektura raportów nie przynosi niczego alarmującego. Zwykłe dane o okręcie.Kiedy wchodzisz do sali odpraw widzisz, jak taktyczna i pierwszy stoją na uboczu. Wesoło o czymś rozmawiają. Milkną jednak na Twój widok i zajmują miejsca. Gdy żądasz raportów, kadeci zaczynają po kolei:- Uzbrojenie w pełni sprawne. Mamy pełny zapas torped. Generatory osłon sprawne - mówi taktyczna.- Sensory skalibrowane. Efektywność 100 procent - melduje naukowy.Kiedy spoglądasz na głównego inżyniera, ten wstaje.- Kadet Eugene Ramirez - przedstawia się. - W tej chwili rdzeń warp może dać najwyżej 80 % mocy. Baza załadowała nam nowe oprogramowanie, teraz to się trawi i ustawia. Za sześć godzin będziemy mieli sto procent mocy. Ale nie teraz - rozkłada przepraszająco ręce.Ostatnia odzywa się kadetka w mundurze lekarki:- Wei Chun Li - przedstawia się. Jest młodą Azjatką. Ciemne włosy spięła w kucyk. - Mamy pełen zapas medykamentów. Izba chorych jest gotowa na przyjęcie pacjentów.Wyglada na to, że nikt nie ma nic do dodania.
- Dziękuję za wprowadzenie - poprawiłem się w fotelu - Wygląda na to, że jesteśmy gotowi, gdyby nie te nieszczęsne silniki - uniosłem dłoń w uspokajającym geście - to nie Pańska wina Panie Ramirez.Wstałem zza stołu i trzymając w ręce pada, podszedłem do terminala komputera.Nacisnąłem kilka jaśniejących na ekranie przycisków.- Oto nasz cel - zwróciłem się do obecnych - Lecimy na Nithal IV, żeby monitorować manewry marines. Zebrane dane pozwolą nam wyłapać wszystkie niedociągnięcia taktyczne w trakcie ćwiczeń.Spojrzałem uważnie na zebranych. No tak, pewnie spodziewali się czegoś bardziej ekscytującego, zamiast podglądania piechociarzy z orbity.- To wszystko na tą chwilę. Skoro nie mamy żadnych większych problemów, proszę przygotować okręt do opuszczenia doku. Ruszamy punktualnie o 9. Jesteście wolni.* * * Usiadłem w fotelu kapitańskim, zerkając ukradkiem na zegarek, co oczywiście nie umknęło bacznemu spojrzeniu taktycznej.- Kapitan do załogi! Proszę zająć stanowiska i przygotować się do opuszczenia bazy!Zamknąłem kanał i zwróciłem się do sterniczki patrzącej na mnie wyczekująco:- Pani Shree, proszę wyprowadzić nas z doku. Kurs - układ Nithal, warp 5.
- Tak jest, kapitanie - Betazoidka obdarza Cię ciepłym uśmiechem, po czym odwraca się do konsoli i zaczyna wystukiwać polecenia. Po sposobie w jaki siedzi, można wywnioskować, że jest spięta. Nic dziwnego, jest przecież kadetem, który ma pilotować okręt. Nawet nie wahadłowiec - a okręt.Słyszysz cichy szczęk, kiedy cumy magnetyczne zwalniają kadłub. Jednostka odsuwa się lekko od ściany i rusza w kierunku bramy doku. Wszyscy na mostku wyglądają na dość zdenerwowanych. Wszyscy - z wyjątkiem Connora. Pierwszy siedzi z kompletnie obojętną miną. Co pewien czas sprawdza odczyty z mini ekranu, umieszczonego w poręczy fotela.USS Skye mija bramę doku. - Przyspieszam do połowy pełnej prędkości impulsowej - oznajmia kadetka. Rozluźnia się nieco. Nic dziwnego, w przestrzeni trzeba się postarać, żeby w coś gruchnąć...Po kilku chwilach Nova oddala się od bazy na regulaminową odległość.- Współrzędne i prędkość wprowadzone - melduje Shree. Czeka najwyraźniej na komendę startu.