Nikomu przedstawiać go nie trzeba. Egzorcysta amator, wytrawny bimbrownik, prawdziwy Polak, który żywemu nie przepuści. Człowiek, którego pojawienie się wyprzedza zapach z onuc i gumofilców. Ludowy czarnoksiężnik. Wytrawny degustator Perły. Kłusownik umykający przed milicją. Pasożyt społeczny notorycznie uchylający się od pracy. Piekielnie inteligentny. Oto on. Jakub Wędrowycz.
Andrzej Pilipiuk stworzył potwora! Potwornie nie mogę oderwać się od jego twórczości. Mój pierwszy kontakt z nią nastąpił nieoczekiwanie, YouTube zaproponował mi fragment audiobooka. Słuchając coraz bardziej absurdalnego dialogu coraz bardziej odurzonych alkoholem znajomych, stwierdziłam, że jest to genialne! Nasze polskie, przaśne i w dodatku cudownie zabawne.
Pierwszy tom opowiadań funduje nam miłą, pełną absurdalnego humoru rozrywkę "by palące problemy codzienności zeszły na plan dalszy". Miałam jednak uczucie pewnego niedosytu i szybko sięgnęłam po drugi tom. "Czarownik Iwanow" stanowił zapiski rozterek autora toczącego wewnętrzną walkę ze sobą samym i ze swoim bohaterem. Szarpali się, w którą stronę podążyć. Opowiadania w tym tomie były znacznie dłuższe, poruszane tematy coraz cięższe, a przygody mniej trącące wsią spokojną i wesołą. Dla fanów wampirów, tych prawdziwych, nie mieniących się w słońcu.
Na szczęście tom trzeci "Weźmisz czarno kure..." wraca do najlepszych momentów znanych z pierwszej części cyklu. Autor przestał walczyć, skapitulował, obrał kurs i pozwolił swojej fantazji na swobodne wałęsanie się po granicach absurdu. Wyszło genialnie! Opowiadania są relatywnie krótkie, ciekawe i wciągające. Pilipiuk z łatwością przeplata w swoich opowieściach elementy i mentalność poprzedniego ustroju z aktualnymi wydarzeniami politycznymi czy historycznymi. Dość wspomnieć przygody młodego Jakuba na Titanicu oraz prawdziwy powód jego zatonięcia, wyjaśnienie tajemnicy pobytu Bin Ladena w Polsce czy misji tajnego agenta jej królewskiej mości, Jamesa Bonda.
Jednak nie tylko połączenie absurdalnego poczucia humoru z nietypowymi sytuacjami stanowią siłę tego cyklu. Z każdym kolejnym zdaniem bardziej cenię głównego bohatera. Nikt chyba nie chciałby obok niego siedzieć w komunikacji miejskiej, ale jego spryt i intelekt, głębokie poczucie sprawiedliwości i zaradność życiowa robią na mnie wrażenie.
Andrzej Ziemiański podsumowuje ten tom jako „Blade Runnera” w klimacie „Samych Swoich”. Świetna pozycja na jesienną chandrę.
Przede mną jeszcze kilka tomów, nie mogę się doczekać i mam nadzieję, że z każdym kolejnym będzie tylko lepiej.