Forum › Fandom › Opowiadania › Cykle opowiadań › dział tymczasowy › "Inny świat" - część 1
Tagi: Czamin, Strumień, FaleTytuł: INNY ŚWIATAutor: wasza Uni ;)Prawa własności: dopóki nie zaczniecie na tym zarabiać - jest do waszej dyspozycji ;)Witajcie! daję wam do rąk moje stare opowiodanko (dość długie raczej) pierwsza część serii czterech opowiadań. Może wam się spodoba. Opowiadanie nie jest związane z żadnym znanym wam światem s-f... Mój "autorski" pomysł ;)Miłego czytania!?Seria Strumieni ? część I??Inny świat?Autor: Marta Sidorowicz Czamin biegł przed siebie. Szybko i sprawnie omijał stojących mu na drodze ludzi. Chłopak miał siedemnaście lat, długie do ramion blond włosy, zielone oczy i roześmiany wyraz twarzy. Przy uchu miał małe urządzenie. Świeciło zieloną lampką. Obszarpane ubranie wyróżniało go spośród przechodniów ubranych w modne i eleganckie ciuchy. Na rękach nosił skórzane rękawiczki z wycięciami na palce. Będący w pobliżu ludzie przyglądali mu się z nieukrywaną pogardą. Młodzieniec nie rozglądał się na boki. Patrzył się jedynie przed siebie. Jego kurtka o kolorze zgniłej zieleni powiewała na wietrze, a potężne, ciężkie, czarne i mocno zasznurowane buty uderzały o powierzchnie chodnika wywołując echo. Zginając i rozprostowując palce rąk dodawał sobie otuchy i pewności siebie. W oszalałym tempie przewrócił jednego przechodnia. Zaśmiał się głośno i szybko spojrzał za siebie, aby zobaczyć podnoszącego się mężczyznę. Zanim zdążył odwrócić głowę został powalony na ziemię. Uderzył boleśnie plecami o lśniący chodnik. Chwilę trwało nim dotarło do niego, co się stało. Podniósł rękę i przetarł twarz oraz oczy. Uniósł nieco głowę, aby spojrzeć, na jaką przeszkodę lub, na kogo się natchnął. Zobaczył przed sobą mężczyznę. Znał go. Wymamrotał jakieś przekleństwo i uderzył pięścią o ziemię. Bardzo powoli wstał. Zagryzł wargi. Mężczyzna spojrzał na chłopaka z wyrzutem. Miał niebieskie oczy, szerokie usta i był łysy. Czarny płaszcz zakrywał do połowy dżinsy o tym samym kolorze, a modne, czarne pantofle uzupełniały wizerunek mężczyzny. On także miał urządzenie przy uchu. Lampka na nim była błękitna. - Który to raz? Szósty? ? spytał ostro, Czamina. ? Mam to zgłosić?- Nie! ? krzyknął przerażony młodzik. ? Śpieszyłem się na zakłady i?Znajomy odwrócił się i nie zważał na wymówki młodzieńca. - Mido! ? krzyknął za nim Czamin.Mężczyzna spojrzał przez ramię na zakłopotanego chłopaka. Westchnął i zmrużył oczy. Zaczął iść przed siebie. Młodzik spuścił głowę i przerzedził włosy palcami.- No chodź! ? usłyszał głos Mida. Uśmiechnął się i ruszył za mężczyzną. - Dzięki ? powiedział cicho. - Pamiętaj, robię to ostatni raz. O kolejnym przewinieniu powiem Jamonowi. Czamin kiwnął głową. Wiedział jednak, iż i następnym razem Mido nic nie zgłosi. Byli pewnego rodzaju przyjaciółmi, a nie trzeba wspominać, że w tych czasach trudno o jakiegokolwiek przyjaciela. Pomimo wielu lat różnicy między nimi rozumieli się bez słowa i mogli na siebie liczyć w każdym wypadku. - Jak się sprawuje nowy Strumień? ? zapytał niespodziewanie Mido. Młodzieniaszek dotknął urządzenia wszczepionego w okolicach ucha. - Lepiej niż poprzedni model ? rzekł. Słysząc charakterystyczny pomruk chłopaka mężczyzna wzruszył z uśmiechem ramionami. - Ale? - Ale to jeszcze nie to. - Żeby dostroić Strumień do twoich fal mózgowych trzeba by było pozaplanetarnej eskadry obcych o komputerach najnowszej generacji ? zaśmiał się Mido. Czamin zatrzymał się i patrzył z niedowierzaniem i lekkim wyrzutem. Mężczyzna zacisnął wargi i zatrzymał się. - Kurde! ? powiedział cicho. Obrócił się na pięcie i podszedł do chłopaka. Złapał go za ramię i lekko ścisnął. Westchnął cicho. - To nie było śmieszne ? rzekł Czamin spoglądając Midowi w oczy. - Wiem. Przepraszam. To, że nie ma właściwego Strumienia dla ciebie nie jest twoją winą ? odpowiedział starszy przyjaciel. ? Już ci mówiłem: wynajdę odpowiedni Strumień, to tylko kwestia czasu. Mido potrząsnął lekko przyjacielem i uśmiechnął się. Obaj usłyszeli dźwięk, który zwiastował nadejście kłopotów. Spojrzeli jednocześnie w niebo. Pojawiły się tam latające wersje wozów policji. Spod pojazdu uchodziły kłęby dymu i pary. Czamin zacisnął pięści i podniósł palec by nacisnąć czytnik odcisków na Strumieniu. Mido złapał go za nadgarstek wyciągniętej kończyny. - Nie tym razem ? powiedział. Chłopak opuścił rękę i wraz z mężczyzną zaczął biec. Mido rozwijał większą prędkość poprzez dobrze dostrojony Strumień. Czamin nie był tak szybki jak on. Biegli przed siebie.- Ktoś o nas zgłosił ? powiedział w biegu Mido. ? Na twój test Strumienia zwróciło uwagę parę osób. - Parę ? to mało powiedziane ? stwierdził Czamin. Widząc przed sobą lądujący wóz policji mężczyzna skręcił, a zaraz za nim młodzieniec. Teraz najważniejsza była szybkość. Czerwono-niebieski kolor odbił się od ścian. Czamin spojrzał szybko za siebie. Goniły ich radiowozy. - Tylko dwa!? ? powiedział do siebie z uśmiechem. W tym samym momencie drogę zagrodziły im następne dwa wozy. Widząc to Mido bezzwłocznie zahamował. Znaleźli się w miejscu, gdzie nie było przechodniów. Nad ich głowami rozpościerało się dno białego mostu. Czamin rozejrzał się po okolicy. Złapał Mida za ramię i pociągnął w swoją stronę. Znalazł wyjście. - Fale!! ? krzyknął w ucho mężczyzny. Mido uśmiechnął się. Wpatrywali się w zielone plamy wychodzące z ziemi. Wywiercały one dziury w podłożu i utrzymywały się parę sekund po czym znikały nie pozostawiając śladu. - Może się udać! ? wrzasnął uszczęśliwiony Mido. Chłopak przytaknął mu kiwając głową. Mężczyzna złapał się ręką za nadgarstek drugiej. Odgarnął rękaw kurtki. Jego oczom pojawiła się bordowa bransoleta zbudowana prawdopodobnie z komputerowych chipów, które połyskiwały przy każdym mniejszym ruchu mięśni. Bez namysłu nacisnął na środkowy element niezwykłej biżuterii. Spod palca, którym uciskał nadal bransoletę ulotnił się mały zielony dymek. Zbliżał się powoli do Strumienia w głowie Mida. Kiedy urządzenie i dym zetknęły się ze sobą, ciałem mężczyzny wstrząsnęły nagłe i silne konwulsje. Po czym usta Mida zabarwiły się na zielony kolor. Spojrzał na młodzika stojącego obok niego. Czamin przechodził właśnie podobne drgawki. Po chwili chłopak był także gotowy. Przyjaciele spojrzeli po sobie i obaj jak na komendę wskoczyli do nowo utworzonej zielonej wyrwy w powierzchni. Chwilę trwało zanim obaj w niej zniknęli. Uczucie zimna i ból oczu zawsze towarzyszyły przeniesieniom przez Fale. Ciało Czamina całkowicie zdrętwiało. Nie czuł i nie poruszał się. Nigdy nie odważył się otworzyć oczu, a transportował się Falami dosyć często. Wiedział, że Mido i inni otwierali je zawsze. Dlatego wiedzieli o wiele więcej od niego. Fale nie są tylko środkiem transportu. Przekazują bowiem wiadomości i obrazy. Chłopak nigdy tego nie doświadczył. Gdyby otworzył oczy i wsłuchałby się w Fale, jego mózg nie wytrzymałby przeciążenia, Strumień zostałby zniszczony i wtedy Czamin umarłby. Tak powiedział mu Mido. Tylko Strumień podtrzymywał ludzi jego gatunku przy życiu. Bez niego nie mieli szans przetrwania. Wyjątkowo trudno było dostroić Strumień do fal mózgowych Czamina. Tylko Mido wiedział jak tego dokonać w takim stopniu by chłopak miał w miarę normalne życie. Młodzik zaczął powoli dochodzić do siebie. Bardzo powoli otworzył oczy. Pierwsze co poczuł, to przemoczone i zimne ubrania. Zobaczył przed sobą zieloną ławkę. Odetchnął z ulgą i spojrzał w górę. Nie zdziwił się, gdy zobaczył nad sobą wielką przezroczystą kopułę, która wibrowała jak woda przy silniejszym podmuchu wiatru. Uśmiechnął się, złapał za mokre włosy i cofnął się o krok. Zawadził o coś piętą, zachwiał się i ostatkiem sił wymusił na ciele przywrócenie równowagi. Westchnął i spojrzał za siebie. Potknął się o mały kamień. Rozejrzał się dookoła. Miejsce, w którym się znajdował było Przystanią, a raczej domem dla Wemonów, czyli Ludzi Nieograniczonych. Ich historia sięgała daleko. Czamin nie znał jej w całości. Szum wiatru poruszył liście na drzewie obok chłopaka. Nieco przybrudzony chodnik lepił się od spływającej po nim substancji. Ze spokojem usiadł na zieloną ławkę i rozglądał się po okolicy. Nadal nie mógł się nadziwić, jak jest tu pięknie. Błyszczący niebieski chodnik, zielone ławki postawione tu i ówdzie, NieŻółknące drzewa, połyskujące zielenią trawniki, no i osłona, która stanowiła dopełnienie obrazu. Była ona bardzo ważna. Odpierała, bowiem atak z ?Zewnątrz? i pozwalała wchodzić tylko Wemonom. Czamin wiedział oczywiście, że ten cudny, cieszący oko obraz był wyimaginowany, dostrojony do Strumieni. Każdy Wemon przedstawiał sobie to miejsce na swój osobisty sposób, według własnych fal mózgowych. Nigdy nie zdradzali między sobą, jaki wizerunek ukazuje się w ich oczach. W rzeczywistości okolica ta była oddzielonym skrawkiem koloni Wemonów, w którym poustawiane były urządzenia strojące. Niemożliwe było spotkać tu kogoś, chyba, że mieli taki sam wzór tego terenu. Chłopak zachwycał się chwilę widokiem po czym uświadomił sobie, że musi się pośpieszyć. Mido nigdy nie pozostawał w tym miejscu na długo, co było dziwne. Wszyscy przedstawiciele tego gatunku uwielbiali spędzać tu czas. Mido zaś przebywał w Przystani tylko po przeniesieniu przez Fale. Czamin podejrzewał, że nie miał tak przyjemnych wizji jak pozostali. Rozciągnął się na ławce, uśmiechnął i po chwili wstał. Skierował swe kroki ku wyjściu. Pierwsze drzewo na lewo miało wyrwę w powierzchni. Młodzieniec wszedł w nią bez wahania. Jego oczom ukazał się zupełnie inny widok. Zgniły trawnik i badyle zamiast drzew. Czarno-zielone kafelki udawały chodnik. Wszędzie było pełno ludzi. Mroczny obraz nie dziwił Czamina. To rzeczywistość. Wychował się tu. Jedyne, co pozostało niezmienne to pokrywa. Taka sama ? przezroczysta, łagodnym pulsowaniem uspakajała duszę każdego Wemona. Tym razem przebijało się czerwone światło. Po prawej stronie stał człowiek z żółtymi oczami i krótkimi czerwonymi włosami. Ubrany był w ciuchy podobne do szat dawnych buddystów. - Cześć Margo ? rzekł Czamin. Człowiek ukłonił się szczerząc zęby. - Czy Mido już wyszedł? ? spytał chłopak odwzajemniając uśmiech.- Nie, nie widziałem pana Mida dzisiejszego dnia ? odparł grzecznie Margo. ? Jest pan pewien, że przeniósł się z panem przez Fale?- Tak. Wskoczył ze mną. - Może w końcu przekona się do Przystani.Czamin pokręcił głową i odebrał od Marga urządzenie wyglądające jak rękawiczka. Kiwnął głową i odszedł w jakiś odrębny kąt. Założył maszynę na rękę i przycisnął jednocześnie cztery guziki. Czekał chwilę, aż pojawiła się wokół niego czerwona łuna. Przerzedziła jego włosy i dotarła do wszystkich zakątków ciała oraz odzienia. Po paru sekundach Czamin wyschnął całkowicie, a maź znalazła się w małym pojemniczku na rękawicy. Zdjął ją szybko i wyrzucił najdalej jak potrafił. Wyjrzał zza ściany, za którą się znajdował. Wśród tłumu nie znalazł Mida. ?Gdzie on jest?? zapytał siebie w myślach. Postanowił poczekać na przyjaciela. Zsunął się ze ściany na ziemię, oparł głowę o mur i wypatrywał mężczyzny w czarnym płaszczu. Czyżby jakaś usterka Fali. Nie! Przecież Fale nie były kontrolowane? chyba. Sama myśl o czymś takim przeraziła Czamina. Nie poruszał się przez ułamek sekundy. Wpatrzył się w ziemię przed nim. Rozmyślał o sobie, o odmieńcu. Wędrował myślami po swoim życiu. Pierwsze odczucia, jakie pamiętał. Wyjątkowo długo wspominał spotkanie Mida. To było tak daw? Ze stanu rozmyślań wyrwał go dźwięk otwieranych drzwi od Przystani. Chłopak oparł ciężar swego ciała na dłoni i obrócił głowę w taki sposób by spojrzeć na Przystań. To nie Mido stał przy Margo. Zawiedziony spuścił głowę. Teraz naprawdę się obawiał. Zamknął oczy i podrapał się po nadgarstku. Dotknął czegoś dziwnego. Zaskoczony otworzył oczy i spojrzał na swoją rękę. Na żyłach ktoś umieścił mu Mylnik. Maleńkie urządzonko, które dopasowywało się kolorem do skóry.- No nie! ? wrzasnął Czamin szybko wstając.Uderzył pięścią o mur za nim. Przypomniał sobie moment w świecie Ograniczonych, kiedy Mido złapał go za nadgarstek. To właśnie wtedy założył mu to głupie urządzenie. Ścisnął palcami drugiej ręki Mylnik. Zamknął oczy, oparł głowę o ścianę i przez moment ciężko oddychał. Oblizał wargi i ścisnął zęby. Z napięciem mięśni wyrwał urządzenie z ręki. Wrzasnął pod wpływem bólu. W tej samej sekundzie jego twarz oblał niebieski promień, który przeniknął pod skórą i przemieszczał się. Schodził na dół. Rozdarł klatkę piersiową chłopaka. Ten wił się i krzyczał z bólu i złości. Dochodząc do nadgarstka ręki, gdzie znajdował się Mylnik promień zatrzymał się. Skupił swą energię na tym elemencie ciała Czamina. Drążył w nim dziurę, a mózg chłopaka cierpiał katorgi. Wrzeszczał. Podczas tego Strumień młodzieńca wyłączył się, aby nie przeciążyć systemu. Znienacka cierpienie ustało. Młodzieniec padł bezsilnie na ziemię. Gdy rozum zgrał się ze Strumieniem, Czamin otworzył oczy. Zobaczył przed sobą charakterystyczne czarne pantofle i nogawki dżinsów w tym samym kolorze. Młodzieniaszek wypuścił z dłoni trzymany Mylnik. Kaszlnął i wstał bardzo powoli. Spojrzał na Mida. Pokręcił głową. Mężczyzna uśmiechał się, w ręku trzymał Czasomierz. - Dwadzieścia minut ? poinformował Mido. ? Lepiej niż ostatnim razem. - Mogłeś uprzedzić ? rzekł z wyrzutem chłopak. - Wtedy zdjąłbyś go od razu. - Kiedy uruchomiłeś?- Po wyjściu z Fali ? odpowiedział wzruszając ramionami.Czamin pokiwał głową. Męczarnie, jakie przechodził w rzeczywistości się nie wydarzyły. Po zdjęciu Mylnika Strumień musi dostroić się do realizmu, ból to tylko wyobrażenie. Chłopak przyglądał się chwilę swemu przyjacielowi, który uśmiechał się beztrosko. Odszedł trochę i usiadł opierając się o ścianę. Nie miał tego za złe Midowi. Robił to od czasu do czasu. Mężczyzna trenował w ten sposób Czamina. Zmuszał, by ten zawsze i wszędzie był przygotowany na podobny atak ze strony Ograniczonych. Z niewiadomych przyczyn Ograniczeni nienawidzili Wemonów. Nikt z Ludzi Nieograniczonych nie próbował dowiedzieć się, dlaczego. Czamin odetchnął w zamyśleniu. Pochylił głowę do przodu. - Może coś zjemy? ? zaproponował młodzik.Nie uzyskał odpowiedzi. Bardzo powoli uniósł głowę. Obrócił ją tak by spojrzeć wprost na Mida. Mężczyzna patrzył przed siebie. Czamin podszedł do niego, stanął obok i rozejrzał się. Wszyscy wokoło zatrzymali się i patrzyli na niesamowity widok. Chłopak zwrócił spojrzenie w tamtą stronę. Z przerażeniem i zaskoczeniem obserwował ?zjawisko?. Przedmiotem zainteresowania była osłona. Znaczna jej część była jakby wpychana do środka. Z wielkim hałasem obniżała się coraz bardziej i bardziej, a mieszkańcy przyglądali się jej. W końcu dotknęła powierzchni i rozbiła się, pozostawiając po sobie miliard maluteńkich odłamków. Kolejne cząstki pola zaczęły wpychać się do środka. Wybuchła panika, ludzie zaczęli biec na wszystkie strony próbując ukryć się. Mido stał jednak i przyglądał się wszystkiemu. Usłyszał nad sobą jakiś dziwny dźwięk. Bardzo powoli odchylił głowę do góry. Jego oczom ukazał się następny odłam niebieskiego materiału. Z niewzruszoną miną patrzył jak osłona zbliża się do jego twarzy. Nagle na ramieniu poczuł uścisk czyjejś dłoni. Z nieukrywaną niechęcią, przerażeniem i zaskoczeniem zmusił się do spojrzenia w bok. Zobaczył przestraszoną buzię Czamina. - Uciekajmy! ? powiedział chłopak siląc się na spokój. Mido nie poruszył się. Odwrócił głowę i ponownie spojrzał w górę. - Proszę! ? krzyknął zdesperowany młodzieniec, a w jego oczach pojawiły się łzy. ? Błagam! Mężczyzna przełknął ślinę. Poczuł jak uścisk nasila się. Zamknął oczy. Nie wiedział, co robić. Sparaliżował go dogłębny strach. Zmógł go lekki dreszcz. Kiwnął głową, otworzył oczy i zaczął biec wraz z chłopakiem u jego boku. Zdecydował się na to w ostatnim momencie. Gdy obrócił głowę by spojrzeć na miejsce, w którym niedawno stał, zobaczył jak wielka część pola spada i zmienia się w malutkie cząstki, które niszczą podłoże wokół. Zwolnił nieco zdziwiony. Patrzył tam jak zauroczony. Czamin szarpnął nim mocno w swoją stronę. Mężczyzna jakby się obudził i zaczął biec szybciej.Następne warstwy spadały z hukiem na podłoże tylko po to by za chwilę zamienić się w milion części. Mido patrzył wyłącznie przed siebie. Nie chciał, bowiem oglądać tego okropnego obrazu. Młodzieniec obok niego zupełnie na odwrót. Rozglądał się na boki i z przerażeniem obserwował biegnących Wemonów i roztrzaskujące się płyty kopuły. ?To musi być atak Ograniczonych? pomyślał, odwracając głowę w prawo. Jego nogi same się zatrzymały, a spojrzenie utkwił w jeszcze dziwniejszym obrazie. Widział przed sobą małego chłopca trzymającego się za Strumień. Czamin nie znał go i nigdy go nie widział. Chłopczyk wrzeszczał, zakrywając drugą ręką ucho. Był zapewne przerażony zaistniałą sytuacją. Młodzieniec spostrzegł urywającą się osłonę nad małym chłopcem. Bez chwili zastanowienia rzucił się po malca. Podniósł go szybko i w szczytowym momencie odciągnął od zagrożonego miejsca. Zakrył twarz chłopca chroniąc ją tym samym przed wielkim światłem, a on sam zamknął oczy. Ścisnął go mocniej i przycisnął do pobliskiej ściany. Odłamki rozwalonej kopuły uderzyły w jego plecy. Czamin zacisnął zęby i z ogromnym wysiłkiem przetrzymał nawałnice nabojów. Gdy wyczuł, iż niebezpieczeństwo minęło otworzył oczy i ukucnął odwracając chłopczyka w swoją stronę. Kiwnął głową i uśmiechnął się. Rozrzedził dłonią czuprynę chłopaka. Wstał patrząc w dal. Spojrzał w miejsce gdzie ostatnio widział Mida. Jego przyjaciela jednak tam nie było. Przestraszony zacisnął pięści. Rozejrzał się ze zdenerwowaniem wokół. Nigdzie nie zobaczył charakterystycznego czarnego płaszcza Mida. Spojrzał w górę. W tym miejscu był bezpieczny. Nie było, bowiem nad nim już żadnej warstwy ochrony. Spuścił głowę, zamknął oczy i przełknął ślinę. Otworzył bezwładnie dłonie. Poczuł na jednej z nich cudze palce. Rozchylił powieki i spojrzał w tamtą stronę. Spostrzegł chłopczyka, którego uratował ściskającego jego rękę. Miał straszliwie poważną minę. Czamin uśmiechnął się do niego i złapał mocniej jego dłoń. Mido biegł omijając innych ludzi przed nim. Stan oszołomienia już dawno minął. Oprzytomniał i przemierzał dom Wemonów w poszukiwaniu schronienia. Pierwsza myśl, jaka przyszła mu do głowy po kilku minutach załamania to pomysł o awarii systemu. Mało prawdopodobne, ale możliwe. Jako technik wiedział, że osłona nie będzie wieczna. ?Jestem pierwszym technikiem Jamona zaraz po Kromenie? powtarzał w myślach ?Zawiadomiliby mnie o zagrożeniu?. Nie było go w centrali parę dni, ale to nie miało znaczenia. Wysyłaliby mu wiadomość o stanie urządzeń i osłony do Strumienia. W taki sposób wszyscy mieszkańcy otrzymywali zawiadomienie o jakimś wydarzeniu lub informacje o godzinie. Mido był w rozterce. Zatrzymał się zziajany. Pochylił się i objął dłońmi kolana. Był pewien, że Czamin biegnie zaraz za nim. Zmarszczył brwi i spojrzał za siebie. Nie dostrzegł chłopaka, lecz spadającą kolejną warstwę kopuły. Z krzykiem uskoczył w bok. Uderzył boleśnie ramieniem w ścianę jakiegoś mniejszego budynku. Zsunął się z muru na ziemię. Chwycił zraniony fragment ciała dłonią uniemożliwiając tym samym krwi wypłynąć z rany. Ściskał je coraz mocniej i silniej. Przymknął nieco powieki. - Czamin! ? wrzasnął próbując wykrzesać z siebie siły. ? Czamin! Nieprzytomnym wzrokiem szukał młodzieńca wśród uciekających ludzi. Z ogromnym trudem podniósł się z ziemi. Zrobił parę kroków do przodu. Spojrzał w bok. Zdecydował się skierować swe kroki do pozostałych Wemonów. Szedł powoli i chwiejnie. Nie mógł jednak się poddać. Wiedział, że jego przyjaciel jest kimś więcej niż zwykłym młodzikiem. Kilkakrotnie padał na ziemię, lecz za każdym razem wstawał i szedł dalej. Stanął parę metrów od pozostałych. Obserwował tłum poszukując Czamina. Nie znalazł go, ale spostrzegł kogoś znajomego. - Roxell! ? krzyknął wypompowując z piersi całe powietrze. Kobieta w niebieskim, przylegającym do trzeba rzec zgrabnego ciała kombinezonie zatrzymała się na dźwięk swego imienia. Błyskotliwe czarne oczy spojrzały wprost na Mida. Hebanowe włosy zapięte w kitę zafalowały na wietrze i przykryły lekko jej twarzyczkę, która była w połowie oszpecona zieloną i głęboką szramą. Uśmiechnęła się na widok łysego mężczyzny spoglądającego na nią. Podbiegła do niego. - Mido! ? krzyknęła uszczęśliwiona. Mężczyzna uśmiechnął się lekko. - Przynajmniej ty cieszysz się na mój widok ? odparł. ? Musisz mi pomóc ? rzekł poważniejąc.- Jak?- Zgubiłem Czamina. Musimy go odnaleźć nim coś mu się stanie. Roxell pokręciła głową. - Zgubiłeś?! ? krzyknęła zagniewana.Tak samo jak Mido wiedziała, że chłopak musi być odnaleziony. - Więc, na co czekamy? ? zapytała retorycznie, obróciła się na pięcie i ruszyła do przodu. Mężczyzna postąpił krok do przodu i zachwiał się. Krzyknął i ścisnął mocniej ramię. Słysząc jęk Mida kobieta zatrzymała się i spojrzała w jego stronę. Po paru sekundach stanęła przed nim. Spostrzegła wydobywającą się spod jego dłoni krew. Spokojnie złapała go za nadgarstek. Mido przełknął ślinę. Roxell odciągnęła jego rękę. W tej samej sekundzie obfite ilości krwi spłynęły po płaszczu mężczyzny. Mido zagryzł wargi i przymknął powieki. Dłoń, którą trzymał na ramieniu była cała w czerwieni. Roxell przyjrzała się ranie dokładnie. Spojrzała w oczy mężczyzny. Po wyrazie twarzy Mida poznała, iż próbował poprzez Strumień zredukować uczucie bólu. - Idź szukać Czamina ? powiedział nagle. ? Dam sobie radę. Kobieta potrząsnęła głową. - Roxell ? spojrzała na niego. ? Jeżeli nie ty? - To, kto? - dokończyła kobieta drżącym głosem. Mido uśmiechnął się i dotknął leciutko policzek, na którym widniała blizna. Kiwnął głową. Roxell przełknęła ślinę. Chwyciła nadgarstek mężczyzny i odsunęła jego rękę od siebie. Obróciwszy się na pięcie zaczęła biec. Mido obserwował jak znika za zniszczoną do połowy konstrukcją. Uśmiech ulotnił się z jego twarzy bezpowrotnie. Zwrócił wzrok w stronę biegnących obok niego Wemonów. Po ułamku sekundy przeniósł spojrzenie na ranę. Po czarnym rękawku nadal spływała krew, stykała się z jego dłonią i spadała na chodnik formując dużą kałużę. Ostatkiem sił doszedł do pobliskiej płyty chodnika, która została zapewne wyrzucona przez impet siły upadku osłony. Płyty chodnikowe w tym miejscu były inne niż wszędzie. Po postawieniu ich do pionu utrzymywały się same w tej pozycji. Mężczyzna usiadł i oparł się na niej. Wiedział, że wytrzyma niewzruszona pod jego ciężarem. Przyglądał się kolejnym upadkom kopuły. W tym miejscu nie był całkowicie bezpieczny, ale w tej chwili nie obchodziło go to wcale. Jedyne, o czym mógł myśleć to Czamin. ?Oby Roxell go znalazła? pomyślał. Nie mogąc dłużej wytrzymać napięcia w Strumieniu zrezygnował z redukowania bólu. W tej samej sekundzie zemdlał. Czamin skrzywił się. Maleńkie rany na plecach młodzieńca szczypały go i zaczynały denerwować. Pomimo wielu prób Czamin nie potrafił ich dosięgnąć. Uratowany chłopczyk stał przy nim i przyglądał mu się. Młodzieniec spróbował ostatni raz dotknąć najbliższej rany. Niestety poczuł jedynie spadającą kroplę krwi. Westchnął i położył ręce na kolanach. Spojrzał na chłopca. - Jak masz na imię dzieciaku? ? zapytał uśmiechając się. Ten spojrzał na niego ze zdziwieniem. - Jestem Czamin ? powiedział wyciągając do niego dłoń. - Stemun ? odparł chłopczyk ściskając rękę starszego od siebie chłopaka. Czamin uśmiechnął się szerzej. - Gdzie zgubiłeś rodziców? Stemun spuścił głowę i nie odezwał się.- Nie musisz tego oczywiście mówić. Młodzieniaszek rozejrzał się wokół. Nie spostrzegł niczego nowego. Nasłuchiwał moment. - Nie słychać już hałasu ? stwierdził. ? Atak musiał się już skończyć.- Atak? ? zaciekawił się Stemun podnosząc głowę. - Przypuszczam, że był to atak Ograniczonych. Chłopaczek pokiwał głową. Czamin wstał otrzepując spodnie z brudu. Chłopiec powtórzył jego ruchy. - Najwyższy czas ruszyć się ? powiedział młodzian robiąc krok na przód. - Gdzie idziemy? ? spytał Stemun próbując zrównać się z jego wybawcą. - Jeszcze nie wiem ? odparł Czamin. Spojrzał na zatroskaną twarz chłopczyka i uśmiechnął się. Taką samą odpowiedź na identyczne pytanie uzyskał przed laty z ust Mida. Nie mógł sobie jednak przypomnieć, kiedy i gdzie to usłyszał. Złapał Stamuna za rękę i przyśpieszył nieco chód. Nawołując, Roxell przemierzała zniszczone miasto. Miała coraz mniej czasu. Wiedziała o tym, ale nie mogła odpędzić od siebie myśli o Midzie. Zastanawiała, co się z nim teraz dzieje. Do tej pory bardzo dobrze sobie radził bez niej, ale w tej chwili był ranny w środku okropnej zawieruchy. Każdy znajomy Roxell wiedział, że ona coś czuje do Mida. Kobieta wmawiała sobie jednak, że to tylko szacunek do jednego z najważniejszych Wemonów w centrali. Zatrzymała się przed zieloną plazmą wrytą w ziemię. Plama ta powstała w wyniku wybuchu Strumienia. Jego właściciel leżał tuż obok ? martwy. Spojrzawszy na niego Roxell rozpoznała w nim człowieka, któremu mogłaby powierzyć własne życie. Bardzo powoli do niego podeszła. Schyliła się i dotknęła delikatnie jego przybrudzony policzek. Na bezwładne ciało mężczyzny o brązowych oczach i włosach spadło kilka łez. Roxell wytarła grzbietem dłoni oczy i uśmiechnęła się blado. - Żegnaj Klertumie ? rzekła w kierunku nieżyjącego człowieka i bardzo powoli wstała. Zamknęła oczy, westchnęła, odwróciła się i zaczęła biec. Podczas biegu Roxell płakała, dławiła się smutkiem i łzami. Straciła kogoś naprawdę ważnego. W jej myślach tkwiło jedno pytanie. Pozostawiała je na razie bez odpowiedzi. Najważniejsze w obecnej chwili było zadanie, jakie miała wykonać, tylko to się liczyło. Nie mogła pozwolić by coś innego zaprzątało jej głowę. Opanowała łzy i smutek. Przyśpieszyła bieg. Oczy Mida otwierały się powoli ? bardzo powoli. Zanim jednak całkowicie się rozwarły mężczyzna rozpoczął proces łapczywego oddychania. Zaraz po drugim wdechu Mido zaczął kaszleć. Jego oczy otworzyły się błyskawicznie. Strumień poinformował go o zmianie powietrza. Zaskoczony tą wiadomością spojrzał w górę. Osłona? znikła. Nie pozostała ani jedna warstwa ani nawet małego fragmentu. W jej miejsce wcisnął się czerwony plac. Mężczyzna zmarszczył brwi. - Niebo? ? zapytał siebie słabo. - Zgadza się przyjacielu ? odparł mocny głos obok niego. Mido niemal natychmiast spojrzał w miejsce pochodzenia odpowiedzi. Stwierdził, że nadal opierał się o płytę chodnikową. Z cienia wysokiego budynku wyłonił się mężczyzna. Brązowe, poszarpane ubranie wisiało na nim jakby było o cztery numery za duże. Króciutkie włosy ledwo odrastały od głowy. Miał okropnie sine usta i świecące niezwykłym zielonym blaskiem oczy. Był Wemonem. Mido zaśmiał się sarkastycznie. Oparł się na dłoni i lekko pochylił do przodu zaczynając nową serię silnych kaszlnięć. - Powinieneś częściej wychodzić z tej puszki ? oznajmił nowoprzybyły obejmując gestem ręki miejsce, w którym się znajdowali.- Wychodziłem ? odrzekł Mido przykładając grzbiet dłoni do ust. ? Za tobą. Facet uśmiechnął się i bardzo powoli podszedł do rannego mężczyzny. Mido podniósł głowę do góry i spojrzał na niego. - Wcale za tobą nie tęskniłem Zimal ? powiedział całkowicie poważnie. ? Powiem więcej ? cieszyłem się, gdy odszedłeś ? dodał z szerokim uśmiechem. Zimal ukucnął koło siedzącego. Mido patrzył na niego z uśmiechem. Wyprostował się i zgiął nogę stawiając stopę płasko na betonie. Zimal wciągnął mocno powietrze nosem i spuścił głowę. Tkwił w takiej pozycji przez jakiś moment. Nagle kiwnął głową i złapał szybko Mida za ranne ramię. Mido wrzasnął, gdy Zimal ścisnął mocniej. Ranny wykrzesał z siebie resztki sił, zacisnął drugą dłoń w pięść i cisnął nią prosto w twarz mężczyzny. Ten padł na ziemię trzymając się za nos. Mido złapał się zdrową ręką o kant płyty i spróbował wstać. Udało mu się to bez przeszkód. Nie zaszedł jednak daleko. Padł z krzykiem na ziemię przewrócony przez Zimala trzymającego jego kostkę. Zasoby sił Mida zostały wyczerpane. Poruszył lekko dłonią. To jedyny ruch, jaki mógł wykonać. Usłyszał kroki ? Zimal zbliżał się. Przeciwnik stanął przed nim. - Myślałeś, że ci odpuszczę? ? zadał pytanie. - Nie. Miałem nadzieję, iż wcześniej zdechniesz ? odparł Mido siląc się na uśmiech.Zimal ignorując odpowiedź Mida złapał go za kołnierz. Bardzo powoli podniósł mężczyznę parę centymetrów nad ziemię. Zbliżył swe usta do ucha Mida. - Wiesz, po co tu przyszedłem? ? zapytał. Mido pokręcił lekko głową. - Nie i wcale mnie to nie interesuje. - A powinno. Twój chłoptaś ? jak mu tam było? Czamin. Przyszedłem po niego. Łysy mężczyzna zagryzł wargi. Spoważniał i znieruchomiał. Zimal zaśmiał się i puścił Mida. - Nigdy nie uda ci się go znaleźć ? rzekł Mido spoglądając w twarz mężczyzny. - To się okaże. Odwrócił Mida na plecy i przeszukał kieszenie płaszcza. Z jednej wyciągnął różową kartę ? wielkości Strumienia. Pomachał nią przed oczyma leżącego. - Tak jak myślałem ? powiedział. ? Karta przestrajająca Strumień. Pięknie. Przejechał palcem po małym pasku na karcie. Przyglądał się przez moment małym cyferkom. - Dopasowane wprost dla Czamina. Gratulacje ? rzekł opuszczając kartę. ? Wreszcie udało ci się. Mido zacisnął powieki i poruszył lekko palcami. Zimal zaśmiał się głośno. - Teraz mnie zabijesz? ? spytał łysy mężczyzna otwierając oczy. Mężczyzna wyprostował się i wyjął ze swego Strumienia czerwoną kartę takich samych rozmiarów jak ta, którą trzymał w ręku.- Nie ? odparł. ? Zabiorę ze sobą. Nie dopadnę chłopaka to przyprowadzę ciebie. Tak czy siak wygram. Mido przełknął ślinę. Zimal złapał go za szyję i odwrócił głowę na bok. - Nie ruszaj się to będzie mniej bolało ? poradził i wcisnął błękitną lampkę na Strumieniu Mida. Mężczyzna z trudem powstrzymał się od krzyku. Jego ciało było targane bolesnymi drgawkami mięśni. Zimal zacisnął uścisk. Mido zaczął się dusić. Trzymający go mężczyzna przyłożył lekko czerwoną kartę do teraz bladej lampki Strumienia. Momentalnie zmieniła kolor na czerwony, a konwulsje ustały. Zimal wstał. Leżący nie poruszał się. Zielonooki wprowadził z powrotem czerwoną kartę do swego Strumienia. Z całej siły kopnął Mida. Ten poruszył się lekko i zakaszlał. Zimal złapał kołnierz płaszcza i mocnym szarpnięciem podniósł rannego mężczyznę i przyparł go do pobliskiej ściany. Mido miał na w pół otwarte oczy. Sprawiał wrażenie nieprzytomnego lub mdlejącego.- Idziemy! ? rozkazał Zimal pchając mężczyznę przed siebie. Mido powoli stawiał nogi na ziemi. Miał pełną świadomość tego, co się dzieje. Karta Zimala sprawiła, że nie był w stanie robić jakiegokolwiek działania prócz chodzenia. Krótkowłosy facet patrzył na niego z rozbawieniem. - Teraz wiesz, jakie to uczucie ? powiedział śmiejąc się. Mido nie odpowiedział. Szedł przed siebie i próbował nie myśleć. Próbując skorzystać ze Strumienia przysparzał sobie jedynie dodatkowy ładunek bólu. Wiedział, że każda próba połączenia się ze Strumieniem jest przekazywana Zimalowi. Wiedział, bo kiedyś sam był zmuszony użyć takiej metody na Zimalu by wrócił z nim do Jamona. Przypomniawszy sobie ten czas odrodził się w nim strach. Gdzie Zimal chce go zabrać? Do Ograniczonych? - Nie ? usłyszał za sobą. Pytanie dotarło do Strumienia Zimala. Czytał, więc i jego myśli. - W takim?? razie gdzie? ? zapytał słabo.- Gdybym ci powiedział zepsułbym całą zabawę ? odrzekł zagadkowo Zimal kończąc histerycznym śmiechem.Mido zacisnął powieki. Ból, jaki odczuwał w tej chwili był wielki. Przeszywał jego ciało i umysł. Jedno pragnienie tkwiło mu w głowie. Dotrwać i nie pozwolić by ten dupek za nim zwyciężył. Każde uniesienie nogi urzeczywistniało najgorsze koszmary. Szedł z zamkniętymi oczami siląc się na wewnętrzny spokój. Nie było to proste. W głowie pojawiał się Czamin i od razu opanowywał go strach i niepokój. Niepokój o życie chłopaka. W porę jednak hamował się by Zimal nie uzyskał większej ilości informacji. Gdyby nie silna wola Mido przeżyłby bolesną zapaść. Zginąłby, ale nie tym się martwił. Podczas zapaści na wierzch wypłynęłyby jego myśli i wiadomości, jakie znał. Wszystkie tajemnice stałyby się lotne i dotarłyby do każdego żywego Wemona. Do tego nie mógł dopuścić. Wyjawienie prawdy o Czaminie byłoby wielkim błędem. Każdy Wemon zechciałby zabić młodzieńca czy co gorsza uświadomić go. Gdy został zlecony do tego zadania i przedstawiono mu Czamina sam chciał go udusić, lecz ten czyn mógł stać się jego ostatnim. Nagle Mido poczuł jak Strumień nakazywał mu zatrzymać się. Otworzył gwałtownie oczy i powstrzymał nogę przed postawieniem następnego kroku. Odzyskiwał kontrolę nad ciałem i Strumieniem. Przed sobą zobaczył wejście do Przystani, teraz całkowicie zniszczone. Wyobrażenia i rzeczywistość zlewały się ze sobą. Wyładowanie energetyczne uderzały w Strumień mężczyzny. Widział jak świat jego wyobrażeń prześwitywał do autentyczności. Odwrócił się. Zimal zniknął. Mido mimo niechęci, odrazy i nienawiści do niego przestraszył się. - Zimal! ? krzyknął przykładając dłoń do ust by zyskać lepszy rozgłos. Nie otrzymał odpowiedzi. Obrócił się kilka razy na pięcie i rozejrzał się dokładnie. Powtórzył nawoływanie. Jeszcze raz i jeszcze raz. Bez skutków. Nagle ranne ramię ścisnął wielki ból. Spojrzał na nie i zacisnął nieco poniżej rany. Starał się silniej uciskać. Próbując zredukować uczucie bólu stwierdził, że Strumień doskonale pracuje. Czynność zmniejszania cierpienia nie powiodła się. Ból, bowiem zwiększał z każdą sekundą i stawał się bardzo uciążliwy. Mido podniósł głowę do góry by spojrzeć na czerwono-krwiste niebo. Po zobaczeniu niespodziewanego obrazu tylko zmarszczył brwi. Osłona znajdowała się na swoim miejscu. Dokładnie taka sama jak przed zniszczeniem. Spojrzał za siebie. Kopuła nie miała końca. Zauważył wokół siebie nagłą zmianę widoku. Świat rzeczywisty przestał istnieć. Egzystowało jedynie wyobrażenie. Jego wyobrażenie, którego doświadczał przebywając w Przystani. - Co tu jest grane? ? mruknął pod nosem. Wszędzie, gdzie zwrócił spojrzenie widział popioły wznoszące się w górę, coraz wyżej i szybciej. Nic poza tym. Kłęby dymu otaczały go z zewsząd. Poczuł na policzku spływającą łzę. Obraz, od którego uciekał całe życie otaczał go i nie wiedział jak się z niego wydostać. Kropla smutku opadła na niewidoczną przez opary ziemię. Strach ścisnął jego serce. Nie miał odwagi ruszyć się. Wiedział, co dzieje się przy wykonywaniu tej czynności. Puścił ramię i powoli opuścił dłoń. Z rany pociekła krew i ubrudziła jego do niedawna nieskazitelnie czarne buty. Ból przestał go obchodzić. Zaczął szybko i nieregularnie wdychać powietrze. Uniósł lekko nogę i zrobił krok w przód. Natychmiast usłyszał głosy, groźne i sykliwe. Odbijały się echem w uszach mężczyzny. Zamknął na chwilę oczy i próbował nie słuchać szemrań. Od razu dopadła go natarczywa migrena. Teraz nie miał wyjścia. Otworzył oczy i zaczął biec przed siebie. Głosy nasilały się. Mówiły różne rzeczy. Zapomniane i nieznane. Wszystkie były złe i okrutne. Mężczyzna biegł coraz szybciej przed siebie. Para przyćmiewała mu wzrok. Wystawił przed siebie ręce próbując odgarniać opary. Dym wirował jedynie i wracał na swą poprzednią pozycję. - NIE UCIEKNIESZ! ? usłyszał nad sobą. Zatrzymał się i spojrzał płochliwie do góry. Kolejny głos. Mido usiadł na ziemi i zakrył uszy dłońmi. Cierpiał i nie potrafił położyć temu kresu. Będąc w zamkniętej Przystani widział zawsze metalowe i brzydkie drzwi, które były jego jedynym ratunkiem. Teraz ich nie było. Przystań zmieszała się z prawdziwym światem. Zapewne Zimal tak samo jak i on był zamknięty w ?śnie?. Głosy stawały się coraz bardziej napastliwe i denerwujące. Spojrzawszy na ramię zauważył zaschnięte skrzepy krwi. Wytarł je lekko kciukiem. Zdecydowanym ruchem dotknął Strumienia. Karta Zimala nadal pracowała. ?Skurczybyk jeszcze żyje? pomyślał Mido. Słysząc kolejne głosy przycisnął ponownie dłonie do uszu. Zamknął oczy i spróbował skoncentrować się. Nie udawało mu się to, lecz próbował. Czamin szedł z małym chłopcem przez zgliszcza niegdyś wspaniałego miasta. Od paru godzin napotykali na swej drodze jedynie zwłoki Wemonów. Młodzieniec przyglądał się im z mieszanymi uczuciami. Smutek i cierpienie ogarnął jego serce, ale z drugiej strony cieszył się, radował się, że nie zobaczył wśród nich Mida czy Roxell. Wszystkie uczucia starał się rejestrować w pamięci głównej Strumienia. Wiedział, że Mido będzie chciał je przebadać. Chłopak nie sprzeciwiał się temu. W ten niezwykły sposób technik pomagał mu dopracować nowy, lepszy Strumień. Stemun idący obok Czamina krztusił się wpuszczonym powietrzem. Starszy chłopak nie przeżywał w tak drastyczny sposób zmiany powietrza. Często, bowiem wychodził poza osadę Wemonów. Był przyzwyczajony do takich nagłych zmian powietrza i klimatu. Miał tylko nadzieje, że Stemunowi nic się nie stanie. Znał go dopiero cztery godziny, ale czuł, że między sobą a nim powstała jakaś więź. Przecież młodzieniec był gotów oddać za niego życie. To zdarzenie musiało wywrzeć jakiś wpływ na chłopców i ich wzajemne stosunki. Czamin doskonale o tym wiedział. Młodzieniec przystał na chwilę patrząc na leżącego na boku Wemona. Jeszcze żył, przynajmniej Czamin tak myślał. Lampka Strumienia świeciła się błękitnym blaskiem. ?Technik? pomyślał. Na początku myślał, że to Mido, ale po chwili uświadomił sobie, że leżący nie ma na sobie czarnego stroju, w którym zawsze chodził Mido. Spojrzał przez ramię na stojącego za nim chłopca. - Nie podchodź! ? rozkazał. Stemun kiwnął głową na znak zgody i odsunął się nieco dalej. Czamin zwrócił wzrok z powrotem na Wemona z błękitną lampką. Bardzo powoli wyciągnął rękę i złapał mężczyznę za ramię. Gwałtownym ruchem pociągnął i szybko odskoczył. Mężczyzna z sykiem przewrócił się na plecy. Rozpoznając twarz Czamin padł na kolana obok niego. - Oklox! ? zawołał uszczęśliwiony. Mężczyzna miał krótkie, brązowe włosy i różowe oczy. Miał bardzo chudą twarz. Odziany był w niebieski kombinezon. Oklox spojrzał nieprzytomnie na chłopaka i uśmiechnął się blado. Otworzył usta by coś powiedzieć. Zdążył jednak tylko krzyknąć. Przymknął lekko oczy. Czamin spojrzał na jego pierś. Z dużej poszarpanej rany sączyła się krew. Chłopak dotknął lekko obrzeża rany. Odczuwając ból cofnął natychmiast rękę. - Czaminie ? usłyszał. Spojrzał na Okloxa. - Muszę? po?wiedzieć ci c?oś, czego nie po? powinienem ? rzekł technik. ? Uświadomię cię. - Co? O co ci chodzi? ? zapytał skołowany młodzieniec. - Nic nie mów. Pozwól mi? - gwałtownie przerwał, patrząc na coś za Czaminem. Młodzieniec zmarszczył brwi i bardzo powoli odwrócił się. Uśmiechnął się szeroko i skoczył w ramiona Roxell. Kobieta zaśmiała się. - Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłem ? krzyknął. Roxell poklepała go po ramieniu i oderwała od siebie. Podeszła do Okloxa i przyklękła przy nim. Pokręciła głową. - Wiem ? powiedział technik. ? Przepraszam. - Całe szczęście przybyłam w samą porę ? odparła z uśmiechem. Oklox kiwnął głową i odwzajemnił uśmiech. Stemun podszedł do Czamina i złapał go mocna za rękę. Roxell przyjrzała się ranie technika. - Jest głęboka - Jakbym nie wiedział? - odpowiedział z lekkim wyrzutem. ? Nie dam rady iść. ? wskazał na lewą kieszeń Roxell. ? Zrób to. Kobieta kiwnęła głową i wstała. Złapała Czamina za ramię i odwróciła go. Wyjęła z kieszeni prostokątny przedmiot z wieloma przyciskami i trójkątną lufą na końcu. Wycelowała w Okloxa.- Jesteś pewien? ? zapytała. - Jeżeli nie zrobisz tego teraz i tak umrę za dwie godziny. W większych mękach ? dodał szybko powstrzymując się od kaszlu. Roxell zawahała się ? nie pierwszy raz w życiu. Nie używała dotychczas tego urządzenia. Tylko testowała. Zwątpienie opętało jej myśli. Spojrzała ostatni raz w oczy Okloxa. Mężczyzna uśmiechał się. Był przygotowany. Roxell zamknęła oczy i przycisnęła niebieski guzik na środku urządzenia. Chwilę później Strumień kobiety otrzymał wiadomość. W uszach zabrzęczało jej ostatnie słowo technika: Dzięki. Uśmiechnęła się, odwróciła i dopiero teraz otworzyła oczy. Złapała Czamina za ramię. Patrząc mu w oczy dostrzegła rozpacz, smutek i zrozumienie. - Musiałaś ? powiedział, ocierając łzy z twarzy Roxell. - Wiem.Czamin złapał rękę Stemuna i ruszył do przodu. Roxell powoli powłóczyła nogami za nimi. Kobieta ze szramą na twarzy szła przed siebie z wysoko uniesioną głową. Prowadziła wysokiego młodzieńca i tulącego się do jego bluzy chłopczyka. - Dokąd idziemy? ? zapytał Czamin dotykając lekko ramienia kobiety. - Do Ukrytej Centrali.- Gdzie?? ? zapytał marszcząc brwi. - Jeżeli Mido jeszcze żyje to pewnie już tam jest ? odparła Roxell uśmiechając się. Czamin pokiwał głową i cofnął rękę. Ścisnął mocniej dłoń Stemuna. - Myślisz, że żyje? Kobieta zatrzymała się, odwróciła i spojrzała prosto w oczy młodzieńca. - Nigdy w to nie wątpiłam ? odparła. Młodzik uśmiechnął się. Roxell obróciła się na pięcie zaczęła iść do przodu. Czamin szedł powoli i cicho. W głowie mieszały mu się różne myśli i przypuszczenia. Ukryta Centrala? Nigdy o niej nie słyszał. Dlaczego? Jako przyjaciel Mida doręczane mu były wiadomości o takiego typu rzeczach. Wiedział o wszystkim, co dotyczyło techniki miasta Wemonów. - Co mogło spowodować zawalenie się Osłony? ? zapytał nagle nie wiedząc, dlaczego. - Załamanie systemu ? rzuciła szybko, Roxell.- Jesteś pewna? ? spytał sceptycznie. ? Na mój rozum to atak Ograniczonych. Roxell roześmiała się głośno.- Nie odważyliby się. Potrafią działać tylko w swym świecie ? tu? są bezsilni.- Jeżeli Kopuła nie istnieje będą mogli dołączyć to miejsce do ?swego świata? ? zaoponował młodzieniec. Kobieta zmarszczyła brwi. Nie myślała o tym. Intelekt Czamina o wiele bardziej przewyższał inne. ?Mieli racje? pomyślała Roxell. Przerażenie omotało jej myśli. Zrozumiała, jakie zagrożenie stanowił ten chłopak. Nie wiedziała czy dobrze postępuje. Może lepiej by było uświadomić go? Nie! To odpada z gry. Były trzy powody. Pierwszy: zakaz przełożonych, drugi: zlikwidowanie uczuć Mida do niej i trzeci: nie potrafiłaby tego powiedzieć Czaminowi prosto w oczy. Musiała, więc trzymać się ustalonego wcześniej planu. Układała sobie w głowie poszczególne jego punkty. ?Znaleźć Czamina ? wykonane. Zabrać go do Centrali ? wykonywane.? Kiwnęła głową na potwierdzenie własnych myśli. W tej chwili plan jest najważniejszy ? nic poza tym. Niestety znowu przybyła obawa o Mida, o przyjaciela, o ich zakazane uczucia i głównodowodzącego tą misją. Chciała wierzyć, że jeszcze żyje, ale? to ją przerastało. Nawet nie wiedziała jak głęboka jest jego rana. Wnioskując z wyrazu twarzy i procesów zapobiegawczych Strumienia musiała być poważna. Czamin szedł za nią cicho. Nie odezwał się ani słowem od czasu ostatniej wymiany zdań. Sam nie wiedział, o czym myśleć. Cieszył się tylko z jednego. Odnalazł Roxell, a raczej ona jego. Kogoś znajomego, kogoś, kto w końcu wyjaśni, co się tu stało. Nie mógł odpędzić się od myśli, o Midzie. Jedyny przyjaciel (nie licząc oczywiście Stemuna), jakiego posiadał; znikł lub być może zginął. Nagle poczuł chęć odnalezienia technika. Zatrzymał się spojrzał za siebie. Zaraz jednak napłynęła mu nowa myśl. Roxell powiedziała, że Mido będzie w Ukrytej Centrali. Zwrócił oczy na nią. Zastanawiał się krótki moment. Stemun cierpliwie czekał u jego boku. Szarpany obawą i niepewnością ruszył za Roxell, która nawet nie zauważyła jego braku. Ponownie złapał chłopca za rękę i ścisnął. - Daleko do tej Ukrytej Centrali? ? spytał szybko. - Nie ? odparła Roxell, odwracając głowę by spojrzeć na młodzieńca. ? Już niedaleko. Musisz pamiętać o jednym. ? Czamin nadstawił uszu i czekał na dalszą część wypowiedzi. ? Nie wszyscy będą się cieszyć z naszego przybycia. Jeśli przybędziemy tam przed Midem mogą nas nie wpuścić. - Dlaczego? ? padło nieoczekiwane pytanie wypowiedziane cienkim głosem.Roxell spojrzała na Stemuna i uśmiechnęła się. - Jesteś za mały by to zrozumieć ? odrzekła.Młodzieniec zaczął gorączkowo zastanawiać się nad słowami Roxell. Dlaczego bez Mida nie wejdziemy? To pytanie tkwiło mu w głowie bardzo długo. Po drodze obserwował zniszczenia i prawdziwe niebo. Dawno go nie widział. Nawet Ograniczeni używali Złudzenia. Tak nazywali sztuczne niebo wykreowane na podobieństwo Dawnych Niebios. Nie przypominał sobie by kiedykolwiek miał szanse tak długo na nie patrzeć. Cieszył się tą chwilą na swój specyficzny sposób. Nadal zbierał w pamięci Strumienia swe uczucia. Spojrzał na Roxell. Szła tak opanowanym i spokojnym krokiem. ?Niesamowite!? pomyślał Czamin. ?Nasz gatunek stoi na pograniczu wymarcia, a? ona spaceruje sobie jak gdyby nigdy nic!?. Młodzieniec uśmiechnął się. Nie ważne, dlaczego, bez Mida nie wejdą do Centrali. Bezgranicznie wierzył, Roxell. Nie potrafił sobie wyobrazić jak mogłaby go zdradzić. Spuścił głowę i już więcej nie myślał. Śledził kroki kobiety i uśmiechał się od czasu do czasu. Roxell zastanawiała się gorączkowo. Trapiły ją pytania, na które nie była w stanie odpowiedzieć. Co zrobią, kiedy dotrą do Centrali, a Mida tam nie będzie? Jak zareagują inni na widok wysokiego młodzieńca u jej boku? Bała się, ale starała się nie ukazywać tego. Błąd, jaki popełni będzie niewybaczalny. ?Może przeczekać przed korytarzem, aż Mido się zjawi?? zastanawiała się, ale szybko odrzuciła ten pomysł. Jeżeli Mido jest już w środku będzie na nich czekać. Nie mogła aż tak ryzykować. Musiała skontaktować się z technikiem i to szybko. Sama nie wiedziała, co ma zrobić. Ogarnęły ją wielkie wątpliwości, co do zadania, jakie miała wypełnić. Po paru minutach mocnego zastanowienia odrzuciła je i skupiła się wyłącznie na drodze. Krzyk złości i niecierpliwości przeszył dotychczasowo cichą okolicę. Odgłos uderzenia zatrząsł podłożem. Szary dym wspiął się w górę, ukazując zmęczone i bezwładne ciało nieprzytomnego mężczyzny. Oddychał bardzo ciężko i słabo. Z twarzy spływały mu krople potu i lekkie strużki krwi biorące swój początek z maleńkich zadrapań. Wykończył go nieustający ból głowy i przekrzykujące się głosy. Wraz z upadkiem mężczyzny głosy ustały. Zapanowała całkowita cisza. Zapanowała kompletna martwota. Opary stawały się gęstsze i coraz bardziej wzbijały się w górę. Nic jednak nie znaczyły dla leżącego mężczyzny, który niepokojąco zakaszlał i zapadł w głęboki sen. Stojący naprzeciwko Mida Wemon był dziwny. Jego lampka przy Strumieniu w ogóle się nie świeciła. Łysy mężczyzna zmarszczył brwi. ?Gdzie ja jestem?? zapytał siebie w myślach. Mężczyzna przed nim miał szerokie usta, mały nosek, przybrudzone jakimś błotem rude włosy i szeroko rozstawione, niebieskie oczy. Ubrany był w szary mundur składający się z kurty zapinanej na suwak, koszulki w krótkimi rękawami i niezliczonej ilości kieszeni oraz długich, przylegających do nóg spodni. Na jego ramieniu zwisał czarny pasek, na którego końcu znajdowała się broń ? bardzo dziwna broń. Miała bowiem trzy lufy poskręcane ze sobą w niewiarygodny sposób, maleńki spust, w którym mógł zmieścić się tylko najmniejszy palec ręki oraz wiele czarnych, nieoznaczonych przycisków. Mundurowy patrzył na Mida zdecydowanym wzrokiem. Za nim rozpościerał się niespotykany obraz. Skupisko Fal. Mido nie potrafił zrozumieć ani tego gdzie się znajduję ani tego, w jaki sposób Fale nagromadziły się w jednym miejscu.- Dobra robota! ? krzyknął nagle mężczyzna przed nim. Mido spojrzał na niego zdziwiony. Facet uśmiechnął się i wskazał na Fale. - Bez ciebie nigdy byśmy ich nie znaleźli.Nagle Mido uświadomił sobie, że jego czarny strój był podarty i bardzo ubrudzony, a na ramieniu widnieje długoletnia blizna. Mężczyzna, naprzeciwko, którego stał odwrócił się i ruszył do przodu. Mido odwrócił z zakłopotaniem głowę i spojrzał za siebie. Stali tam ludzie w takich samych mundurach jak tamten facet. Wszyscy byli Wemonami z bladą lampką. Spojrzał z powrotem na idącego w kierunku Fal mężczyzny. Jego krokiem zaczął podążać o wiele wyższy i mocniej zbudowany człowiek, który cały czas przyglądał się Midowi. W końcu wyprzedził mniejszego od siebie mężczyznę i zatrzymał go. - Nie możemy go tak po prostu zostawić! ? wykrzyknął.Rudzielec mówił o wiele ciszej, ale Mido jakimś sposobem go słyszał. Wydawało mu się, że to za sprawą Strumienia. Nie potrafił tego sprecyzować. - Pomógł nam i jesteśmy mu bardzo wdzięczni, ale nie możemy go wziąć ze sobą ? powiedział facet zerkając od czasu do czasu na Mida. - Może jeszcze się nam przydać ? zaoponował wyższy. - Nie sądzę.- Zostawiając go tutaj niechybnie zginie! ? znowu wrzasnął. ? Jest jednym z ostatnich czynnych Wemonów. Te słowa uderzyły w technika mocą tysięcy bomb protonowych. ?Jednym z ostatnich czynnych Wemonów? Co to znaczy??. Mężczyzna przyjrzał się dokładnie Midowi i Falom. Zastanawiał się chwilę. Nagle pokiwał głową i przywołał Mida do siebie. Technik zawahał się przez moment, rozejrzał się po czym podszedł do mężczyzn. - Jeśli chcesz zabierzemy cię ? powiedział rudzielec. Nie wiedząc, co odpowiedzieć Mido kiwnął po prostu głową. Wysoki facet uśmiechnął się położył lekko dłoń na ramieniu Mida. Technik przyjrzał mu się parę sekund. Zielona grzywka opadająca na czarne oczy nie pasowała do szpakowatych włosów i wąskiego nosa. Spiczaste uszy były nieco zagięte do środka, co bardzo zdziwiło Mida. Mężczyzna popchnął go lekko w kierunku najbliższej Fali. Mido sięgnął do nadgarstka po bransoletę. Wysoki facet przyjrzał mu się zdziwiony. Po chwili uśmiechnął się. - Zapomniałem, że musisz ustawić Strumień ? rzekł z rozbawieniem. Mido nie zwrócił uwagi na tą wypowiedź. Przyszykował się do nieprzyjemnych konwulsji, które miały za chwilę nastąpić. Przeżywając je z dziwną odrazą przyglądał się swym butom. Były obmazane zielonym szlamem. Nie zdążył do nich sięgnąć, gdy wpadł w jedną z Fal? Obudził się gwałtownie siadając. Spojrzał na swe ubranie i buty. Nie były ani podarte ani ubrudzone. ?Co to było?? spytał siebie patrząc na ranę w ramieniu. Krew przestała z niej wypływać i zastygła na skórze. Odetchnął z ulgą i uśmiechnął się.- To tylko sen ? powiedział uspakajając samego siebie. ? To tylko sen!Rozejrzał się po okolicy. Nie znajdował się już na obszarze wypełnionym dymem. Znowu siedział przed Przystanią. Tylko, że teraz maszyny były doszczętnie zniszczone. Jeszcze dymiły. Zdziwiony oparł się na dłoni i spojrzał za siebie. Z przerażeniem w oczach szybko wstał i cofnął się o krok. Przed nim stało czterech mężczyzn w granatowych ubraniach z wycelowanymi w niego lufami karabinów laserowych. - Oddział Posłusznych ? szepnął. Rzeczywiście ci mężczyźni należeli do niego. Posłuszni złamali każdą zasadę Wemonów, zaczynając od najważniejszej ? morderstwo, kończąc na ostatniej ? ucieczka. Nazywano ich Posłusznymi, bowiem słuchali tylko jednego człowieka i nigdy nie podważali jego opinii czy rozkazu. Głównym powodem strachu Mida był fakt, że zabijali Wemonów pod rozkazami Jamona albo zmuszali ich do wędrówki z nimi i przyglądania się śmierci swoich pobratymców. Mido sam nie wiedział, co z tych dwóch wolałby wybrać. Stał w bezruchu czekając na ich pierwszy ruch, który na razie nie następował. Wyglądali jakby na coś lub kogoś oczekiwali. Mido ledwo poruszył nogą. Wiązka lasera wydrążyła maleńki dołek obok jego stopy. Przełknął ślinę i wyprostował się. Czyżby Zimal należał do Posłusznych? To mogłoby okazać się czymś sensownym. Zwłaszcza po tym, co powiedział. Poczuł jak krople krwi spływają mu po twarzy i lądują na ziemi. Nie ważył jednak podnieść ręki by je wytrzeć. Nie mógł dokładnie przyjrzeć się pilnującym go mężczyzną. Krew, bowiem spływała mu do oczu. Zacisnął je mocno i nasłuchiwał? Po minucie usłyszał dźwięczne i pewne kroki zbliżające się w jego stronę. Czyjeś ręce dotknęły jego czoła. Otworzył gwałtownie oczy i cofnął się nieco. Zobaczył przed sobą młodzieńca z długimi do ramion kręconymi, czarnymi włosami, zielonymi oczami i wąskimi ustami. Miał na sobie zielono-czarny strój. Widząc opuszczoną broń Posłusznych Mido przetarł oczy rękawami i wytarł zadrapania na twarzy i głowie. Chłopak przed nim miał dziwny wyraz twarzy. Władczy, a zarazem pokorny. Mido nigdy go nie widział. Młodzik przyglądał mu się z wielkim zaciekawieniem. Posłuszni stali za nim i uważnie obserwowali okolice. W ich oczach pojawił się niewytłumaczalny strach i niepokój. Nie wiedząc, czemu te uczucia udzieliły się Midowi. Młodzieniec spojrzał na zniszczone urządzenia za Midem. - To była Przystań ? stwierdził triumfalnie kładąc nacisk na słowo była. Technik przełknął ślinę. Chłopak uśmiechnął się zrobił parę kroków do przodu, przechylił się nieco i spojrzał na Strumień Mida. Rozszerzył uśmiech i spojrzał z powrotem na twarz Mida, tym razem z zaskoczeniem i podziwem. - Mechanik.- Technik ? poprawił Mido zachrypiałem głosem, odzywając się po raz pierwszy od paru godzin.Młodzik roześmiał się tylko. - I do tego zadziorny. Wiesz, kim jestem? Mido rozejrzał się po okolicy, przebadał twarze mężczyzn z bronią i posturę chłopaka. - Gnojkiem? Teraz na twarzy młodzika pojawiła się złość. Mido uśmiechał się szeroko. Młodzieniec odwrócił się. Po chwili dał znak ręką mężczyznom stojącym obok niego. Ci reagując natychmiastowo podnieśli broń i wycelowali w technika. Uśmiech Mida znikł. - Zimal miał rację ? rzekł nagle dowódca. ? Jest denerwujący.A więc jednak! Zimal należał do Oddziału Posłusznych. Chłopak chwycił ramię pierwszego z boku mężczyzny. - Jest gdzieś w pobliżu. Znajdź go! ? rozkazał. Facet kiwnął głową, ścisnął mocniej broń i wycofał się biegiem. Gdy znikł obecnym z oczu. Dowódca zwrócił oczy z powrotem na Mida. Uśmiechnął się z dziwnym błyskiem w oczach. Mięśnie technika były napięte. - Brosten ? rzekł młodzieniec chyląc lekko czoło.Mido zmarszczył brwi i otworzył usta ze zdziwieniem. Chłopak roześmiał się na cały głos. ?Władający? pomyślał technik. Władca Posłusznych. ?Co on tutaj robi??. Zaczerpnął powietrza by coś powiedzieć, ale Brosten powstrzymał go podnosząc rękę. Wskazał z uśmiechem na swych ludzi. Przygotowani byli do strzelania w każdej chwili. - Nie radziłbym się odzywać ? rzekł Brosten. ? Poczekamy na tego durnia Zimala. Wypowiedział to w taki sposób, że Mido zastanowił się chwilę. Czyżby Zimal był tylko przedmiotem działań ?gnojka?? Nie wiedział, ale teraz najmniej to się liczyło. Spokojnie czekał na dalszy rozwój sytuacji. Młodzieniec przenosił się z miejsca na miejsce, a Mido śledził go wzrokiem. ?Trudna sprawa? pomyślał. Ale odkąd poznał Czamina nic nie było proste. Zagmatwane sprawy przyczepiały się do tego chłopaka jakby je przyciągał. Nagle spostrzegł Zimala, ciągniętego przez wysłanego wcześniej mężczyznę. Z rozciętego łuku brwiowego leciała krew. Zimal przykładał do niego rękę, próbując zatamować cieknącą substancje. Mido przyglądał się mu z nieukrywaną ciekawością. Czy on też był zamknięty w Przystani? Tego technik nie wiedział i nie był pewny czy chce wiedzieć. Dopiero teraz poczuł silniejsze wibracje w Strumieniu informujące o obecności karty Zimala. Zielonooki mężczyzna nie starał się jednak kontrolować Mida. Spostrzegł go i bezgłośnie poruszył wargami z dzikim uśmiechem na twarzy. Technik zmarszczył brwi i zacisnął pięści. Brosten przyglądał się mu z rozbawieniem. Zimal został postawiony koło Mida. Władający uśmiechnął się, pokręcił głową i wystawił palec wskazujący lekko nim kiwając. Zimal wzruszył ramionami. - Wykonałem zadanie ? mówiąc to wskazał na technika. ? Przyprowadziłem go.- Czy takie było zadanie? ? spytał zdenerwowanym głosem Brosten.Zimal pokręcił powoli głową. - Miałeś ściągnąć chłopaka, nie technika.- Ale bez niego chłoptaś będzie bezsilny.- Dlaczego?- To on buduje jego Strumienie ? sięgnął do kieszeni i wyjął kartę, którą wcześniej odebrał Midowi. Technik przyglądał się jej, ściskając mocniej pięści. Tak bardzo chciał? pragnął odebrać kartę, uciec i znaleźć Czamina. Na razie jednak musiał poprzestać na marzeniach. Brosten złapał za kartę i przyjrzał się jej dokładnie. Pokiwał z uznaniem głową. Zimal uśmiechnął się szeroko.- W pewnym sensie udało ci się ? rzekł Władający i roześmiał się. Zimal zaśmiał się głośno i podszedł do Brostena. Ten jednak wystawił dłoń i zatrzymał go. Zimal zmarszczył brwi i rozłożył bezradnie dłonie. Brosten wyjął pistolet z kieszeni i wycelował w czoło mężczyzny. Zielonooki mężczyzna cofnął się przestraszony. Zakrył rękoma twarz jakby miały możliwość uchronić go przed kulą. Władający uśmiechnął się i strzelił. Mido zacisnął powieki. Krew Zimala obryzgała jego twarz i ubranie. Gdy kula przeszła przez głowę mężczyzny Mido poczuł dziwny ucisk w Strumieniu i nie doznaną wcześniej ulgę. Lampka na urządzeniu zabarwiła się z powrotem na niebiesko. - W pewnym sensie - rzucił Brosten w kierunku zabitego. Zaczął się głośno śmiać. Mido bardzo powoli otworzył oczy i spojrzał na leżącego Zimala. Jego Strumień rozpuszczał się, zamieniał w zieloną maź, która płynęła w kierunku technika. Mido zacisnął pięści jeszcze bardziej i zagryzł wargi. Śmiech Brostena odbijał się od pobliskich ścian budynków. Nagle spoważniał i wycelował w Mida. Serce technika zabiło szybciej i intensywniej. Zamknął oczy z udawanym spokojem. Usłyszał strzał, lecz nic nie poczuł. Otworzył niepewnie jedno z oczu. Z lufy Brostena wydobywał się dym. Pistolet był skierowany w ziemię. Technik spojrzał w tamtym kierunku. Zobaczył resztki karty. Karty dekodującej ograniczenie w Strumieniu Czamina. Przełknął ślinę i wciągnął nosem powietrze. Władający schował pistolet do kieszeni i spojrzał na Mida. - Jeżeli jesteś tym, za kogo cię mam będziesz mi bardzo potrzebny ? powiedział. - To znaczy? ? zapytał Mido podejrzliwie. - Powiesz mi gdzie jest Ukryta Centrala.Wystarczyła sekunda na obmyślenie odpowiedzi. - Nie ma mowy. Brosten zbliżył się do Mida. - Ja nie proszę ? rzekł szczerząc zęby. ? Ja żądam. Mido milczał. Podniósł powoli rękę z zaciśniętą pięścią. Posłuszni zbliżyli się i ścisnęli mocniej trzymaną broń. Technik spojrzał na nich po czym opuścił dłoń. - Tak myślałem. Nie masz odwagi by coś takiego zrobić ? powiedział Brosten uśmiechając się. - Nie. Nie jestem głupi ? Władający przyjrzał mu się z zaciekawieniem. ? Główna zasada: nie wal gnojków, których ubezpiecza garnizon uzbrojonych.Brosten zmarszczył nos. - Uważasz się za takiego mądrego? - Intelektem przewyższam jedynie debili z władzą ? rzekł z szerokim uśmiechem na twarzy.Władający odwrócił się i spojrzał na swych podwładnych. Wskazał głową na Mida. Na swym posterunku pozostał jedynie jeden Posłuszny, reszta podeszła do Mida. Dwóch złapało technika za ręce i wykręcili mu je do tyłu. Mido nie bronił się, był pilnowany. Podniósł wysoko głowę i czekał. Trzeci z Oddziału dobrał się do jego Strumienia. Wyjął jakieś małe urządzenie i przysunął je do gniazdka Strumienia. Mido poczuł lekkie ukłucie. Spróbował uwolnić ręce z uścisku. Do urządzenia trzymanego przez Posłusznego przechodziły cyfry i litery, informacje, sprawiając Midowi nieobliczalny ból. Szarpał się i krzyczał, lecz to nie pomagało. Każdy symbol pojawiający się na ekranie urządzenia miał jakieś znaczenie. Brosten miał wielkie nadzieje zdobyć informacje o Czaminie poprzez Strumień. Nie musiałby wtedy ciągać technika ze sobą, nie wiedział jednak, że Mido ukrył wiadomości o chłopaku na karcie. Strumień nie posiadał nawet łącza z młodzieńcem. Wszystkie informacje siedziały w jego głowie. Zapewnił sobie tym samym względne bezpieczeństwo. Lecz świadomość o tym nie powstrzymywała męczarni, jakie przechodził. Roxell uśmiechnęła się. Odwróciła się i spojrzała na Czamina. - Jesteśmy ? powiedziała zadowolona sama z siebie. Czamin rozejrzał się po okolicy. W tym miejscu nie było żadnych budynków. Tylko niebieskie, kamienne płyty chodnikowe, na których stali. - Plac techniczny?! ? szepnął ze zdziwieniem. Roxell kiwnęła głową. Chłopak zbliżył się do kobiety.- Ukryta Centrala znajduje się tu? ? zapytał wskazując palcem w ziemię. Kobieta mruknęła na potwierdzenie. Czamin przyłożył złożoną rękę do skroni.- Nie widzę nigdzie w okolicy Mida ? powiedział. Roxell roześmiała się cicho. - Przecież mówiłam, że Centrala jest ?ukryta?. Jeszcze do niej nie weszliśmy.Czamin uśmiechnął się lekko. - No tak. Stemun stał za młodzieńcem i uważnie przyglądał się Roxell. Czamin złapał go za ramię i lekko ścisnął. Chłopczyk uśmiechnął się szeroko. Roxell przypatrywała się płytą chodnikową z należytą uwagą i lekkim uśmieszkiem. Zazwyczaj szybko znajdywała właściwą płytę, lecz w tej chwili była zbyt rozkojarzona. Obróciła się powoli na pięcie patrząc cały czas w dół. - Jest! ? krzyknęła podbiegając do mieniącej się lekkim białym blaskiem płyty. Czamin i Stemun podeszli do niej szybko. Roxell ukucnęła i powoli położyła rękę na płycie. Czamin zamknął oczy. W pewnym sensie bał się spojrzeć na miejsce, którego jeszcze nie widział. Tak mocno zacisnął powieki, tak usilnie starał się nie zaglądać, ale ciekawość i chęć zobaczenia się z Midem była silniejsza. W tej samej chwili, gdy otworzył oczy poczuł jak ktoś przestawia poprzez bransoletę Strumień do przeniesienia się przez Falę. Było za późno. Trafił do Fali z otwartymi oczami. Strach ścisnął mu serce. ?Zginę!? wrzasnął w myślach. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Jego ciało zdrętwiało, zimno, ból oczu? tak jak zawsze przy Falach. Nagle poczuł coś nowego. Opanowanie. Jego Strumień otrzymywał różne, niezwykłe wiadomości, których Czamin nie był w stanie rozszyfrować. Niespodziewanie jakaś siła uderzyła go w brzuch. Chłopak zamknął na chwilę oczy. Na bardzo krótką chwilę. Gdy tylko je otworzył ujrzał coś niesamowitego. Przez pewien czas nie mógł oddychać. Zielone linie pojawiające się w różnych miejscach i znikające w mgnieniu oka. Niby błyskawice. Wśród nich przemykały obrazy. Czamin z początku nie mógł przyzwyczaić oczu do prędkiego znikania wizerunków. Przyswoił je jednak. W jednym z nich rozpoznał wizerunek Mida. Stał w białej, okrągłej, pustej sali. W jego oczach widniał strach, którego chłopak nigdy nie widział na obliczu przyjaciela. Zdziwiony przyglądał się kolejnym obrazom. Technik miał związane ?promieniem? ręce. Koło niego stał uzbrojony mężczyzna. Po chwili spostrzegł Roxell. Była jakaś dziwna. Dopiero po chwili dostrzegł brak ohydnej, zielonej blizny. Klękała przed Midem. Ten spuścił głowę. ?Rytuał znamienia? pomyślał młodzieniec. Znał go z książki, którą znalazł leżącą na ziemi. Mido został wyznaczony. Wyznaczony do misji, bardzo ważnej. Roxell została jego prawą ręką. Sądząc