Będąc świadkami ognistych dyskusji oraz wielkich emocji, jakie wzbudziła emisja “Star Trek: Discovery”, postanowiliśmy zebrać się i spisać nasze przemyślenia dotyczące nowego serialu.

Efekt naszych rozmów możecie przeczytać poniżej.

Kasia

PIERWSZE WRAŻENIE

fluor: Jakie było Wasze pierwsze wrażenie z serialu?

Piotr: Klingoński, dużo klingońskiego. To pierwsze, co mnie zachwyciło. Od czasów gdy generał Chang cytował Hamleta w tym języku, żaden film czy serial nie wykorzystał go należycie. Skoro stworzyliśmy sztuczny język, to powinien być używany. I wreszcie jest.

Potem mnie zachwycały widoki, tak na planecie, jak i w kosmosie. Niewiele seriali może konkurować oprawą audiowizualną z produkcjami kinowymi, a pilot Discovery zdecydowanie może.

Początkowe sceny, te gdy nie obserwujemy Klingonów, pozytywnie mnie nastroiły, pokazały fajne relacje między postaciami (niestety tylko trzema) i miały klimat Star Treka. Ten klimat bardzo szybko się zmienił na dużo cięższy i pozostał taki do końca, co było trochę męczące.

Finka: Oczywiście przez przeczytane wcześniej komentarze byłam bardzo nastawiona na Klingonów, a ostatecznie nie skupiałam się na nich za bardzo. To, co szczególnie przyciągnęło moją uwagę, to piękne zdjęcia. Wyjątkowo podobały mi się kadry i ich kolorystyka, zwłaszcza podróż głównej bohaterki przez asteroidy. Prowadzenie kamery było dosyć dynamiczne, ale nie na tyle, żebym miała dostać oczopląsu. Było też na tyle dużo zwolnień, żebym mogła nacieszyć się pięknymi widokami.

fluor: Zgodnie z zapowiedziami twórców, główną bohaterką jest pierwsza oficer i to właśnie z jej perspektywy poznajemy całą historię. Szanuję tę decyzję i myślę, że to właśnie jest powód, dla którego nakreślono wyraźniejsze relacje Burnham tylko z 2-3 kluczowymi postaciami. Czasem lepiej jest pokazać mniej, a dobrze, niż dawać każdemu czas ekranowy i krótki czas na przedstawienie swojej historii.

Kasia: Od początku było wiadomo, że natrafimy na coś… innego. Pytanie brzmiało: w jakim stopniu? Było “ciemno”, czyli realizacja przy konkretnym oświetleniu, co zapowiadało nie tak optymistyczne podejście jak miało to miejsce wcześniej. Też dobrze zauważyć, że ENT był realizowany podobnie, pomimo o wiele weselszego klimatu (przynajmniej na początku).

W każdym razie nadchodzą Klingoni. Klingoni, którzy, nie czerpali już tylko z tradycji azjatyckich i nordyckich, ale także, jak zwrócono mi uwagę, z afrykańskich. Nawiązanie do albinosów, jako tych niepełnowartościowych, oraz imię bohatera - T’Kuvma. Te małe smaczki powoli napełniają mnie ekscytacją, która nadal się utrzymuje.

Sama historia prezentowała się bardziej jako zalążek niż jako pełny obraz, dlatego czekam na więcej.

fluor: Fajnie, że wspomniałaś imię T’Kuvmy. Jest prawdopodobne, że niesie ono ze sobą jakieś znaczenie, ponieważ {quv} po klingońsku oznacza honor/honorować. Imię brzmi także podobnie do Kuvah’magh – “klingońskiego zbawiciela” z VOY 7x14 Prophecy.

Najwierniejszy wyznawca i towarzysz T’Kuvmy Voq także może mieć nieprzypadkowe imię: {voq} znaczy ufać, wierzyć w coś.

Ale nie należy przykładać zbyt dużej wagi do tych spekulacji – autorka klingońskiego tłumaczenia Qov (jej klingońskie imię to anagram voq – przypadek?) przyznała na twitterze, że imiona klingońskich postaci dostała od scenarzystów zapisane kapitalikami i sama ustalała ich końcowe brzmienie, uwzględniając łatwość wymowy dla aktorów.

GŁÓWNA BOHATERKA

fluor: Jestem pod olbrzymim wrażeniem tego, jak dobrze wybrano aktorkę do zagrania roli komandor Burnham. Już od pierwszego pojawienia się jej na ekranie poczułem, że jest ona częścią tego uniwersum, że jej relacja z kapitan Georgiou jest silna i wiarygodna. Pomimo tego, że Michael jest człowiekiem, to jest w niej sporo wolkańskiego ducha, widać to doskonale chociażby w jej niechęci do podawania przybliżonych liczb, co upodabnia ją trochę do Spocka i Daty.

Piotr: Wolkański duch na pewno w niej jest, ale wolkańskiej logiki czasem brakuje. Jej porywczość i emocjonalne decyzje trochę nie pasują do stanowiska pierwszej oficer, które zajmowała od lat. Czy na pewno bunt, który nie mógł się powieść i decyzję, by zabić, a nie ogłuszyć T’Kuvmę, da się wytłumaczyć traumą? Postać Michael jest ciekawa, ale przynajmniej na razie trudno mi ją tak po ludzku polubić, nawet po trzecim odcinku. Chciałbym, by był to celowy zabieg twórców, stworzenie postaci, do której trzeba się przekonać z czasem. Sonequa Martin-Green do roli rzeczywiście pasuje. Znałem ją z The Walking Dead, więc akurat mnie to nie zaskakuje - tam też grała postać wyalienowaną i zamkniętą w sobie.

Finka: Ja jestem jej postacią zachwycona. Co więcej, wydaje mi się, że jej podejście do Klingonów wcale nie wynika z traumy, ale jest konsekwencją wychowania na Wulkanie. Niektórzy zarzucają jej emocjonalność... Ale na czym niby ta emocjonalność polega? Jej postawa jest przecież bardzo spójna - w końcu jest człowiekiem, nie Wulkanką, i to stojącym w obliczu wojny! Aktorsko Martin-Green sprawdza się fantastycznie. Próbuje pokazać zarówno zimną krew jak i powstrzymywać łzy, emocje, drżenie. Pokazuje nienachalnie i niebanalnie, jak głęboko przeżywa to, co się dzieje. Myślę, że Burnham może się okazać role model dla wielu młodych kobiet. Osoby na wysokich stanowiskach nie muszą być suche jak wiór i logiczne jak Tuvok.

Kasia: Jest interesująca, nawet bardzo. Do tego silna. Ale wydaje mi się, że braki scenariuszowe nie pozwalają nam zobaczyć pełnego obrazu. Pierwsze sceny wyglądają tak, że jej własna kapitan sugeruje jej stołek dowódczy, po czym okazuje się, że Michael nie ma w sobie na tyle inwencji, żeby “wychodzić” deltę w piasku. Według mnie to ma znaczenie.

I do tego “pierwsza buntowniczka w GF” - robią z niej na siłę męczennicę własnych przekonań. I o wiele łatwiej byłoby mi uwierzyć w decyzję i możliwości Lorki, gdyby nie dostała dożywocia.

fluor: Co do dożywocia, to myślę, że to wyłącznie efekt wojny i być może nagonki. Kapitan Georgiou zginęła, Klingoni atakują tuż po (przypadkowym?) zabiciu jednego z nich przez Michael. Mało to chwalebne, ale takie surowe ukaranie buntowniczki sprawia, że Gwiezdna Flota “zwiera szeregi” i działa skuteczniej. Przy okazji to dobre wyjaśnienie porażki militarnej – to nie wina naszej słabości czy przewagi liczebnej przeciwnika, ale mieliśmy także zdrajcę wewnątrz.

Piotr: To też wyjaśnia, dlaczego wszyscy winią Michael za wywołanie wojny. No niestety, badała nieznany obiekt na terytorium Federacji, Klingon zaatakował ją bez słowa. To była samoobrona. Późniejszy bunt nie miał nic wspólnego z wybuchem wojny, nie miał na nią wpływu. Czyli co, kozioł ofiarny?

Kasia: Na to wygląda. Osobiście nie wierzę w idealny i cukierkowy obraz Gwiezdnej Floty jaką przedstawiali w TNG. Wierzę w cechy “ludzkie” jej członków. Wyeliminowaliśmy głód i biedę, i co? Nagle jesteśmy dobrymi ludźmi?

Deep Space 9 pod tym względem była bardziej realistyczna.

A co do Michael - przypomnijcie sobie, jak wyglądał jej proces. Żadna z twarzy sędziów nie została ujawniona, wszystkie ukryto w cieniu. Moim zdaniem jako symbol. Nie konkretni ludzie oskarżają i skazują buntowniczkę, to całe dowództwo, a być może cała Federacja jest teraz przeciwko niej. Co daje do myślenia… bo w takim razie po czyjej stronie stoi Lorca?

Finka: Dla mnie to przedstawienie Gwiezdnej Floty, ten cały proces i to, co dzieje się po nim, jest kompletnie niespójne i niezrozumiałe. Widz widzi, co się dzieje: Burnham jest pewna, że dojdzie do wojny; próbuje ten konflikt powstrzymać za wszelką cenę. Nie udaje jej się i, guess what, wybucha wojna. Mieliśmy już wiele razy w Treku pokazaną niesubordynację - była zwykle uzasadniona i karana, ale nie surowo, właśnie ze względu na jej słuszność. A tu? Nieposłuszeństwo, które tak naprawdę pozwoliłoby uniknąć śmierci milionów, jest karane dożywociem, a Burhnam wytykana palcami jak najgorsza z najgorszych. Serio, Federacjo?

DISCOVERY A DZIEDZICTWO

Finka: Najbardziej wyraźną różnicą jest to, że jednak będziemy mieć z ogromną pewnością bardzo długie serie odcinków i historia z jednego będzie zupełnie wyrwana z kontekstu i niejasna. Jest bardziej dynamicznie, hollywoodzko, ale nie jestem wcale zdania, że to coś złego - po prostu idzie nowe.

Być może też różnicą jest spore nagromadzenie wątków w tak krótkim czasie. Na razie mamy historie i rysy głównych bohaterów, wojnę, Klingonów, potwora na pokładzie, intrygę związaną z grzybowym napędem, a to wszystko w pierwszych odcinkach, gdy zwykle poznajemy najpierw główne postacie... Ale może to i lepiej, że poznajemy je w trakcie wydarzeń, a nie w oderwaniu od nich.

fluor: Ja bym zwrócił uwagę na takie drobiazgi, które pokazują ewolucję albo swego rodzaju dialog z innymi trekami. Czy zauważyliście, że mostek Shenzhou znajduje się na dole spodka? To zupełnie wbrew najlepszym tradycjom Gwiezdnej Floty, ale możemy znaleźć logiczne uzasadnienie dla takiej decyzji.

Za to sam lot w skafandrze można uzasadniać na podobnej zasadzie jak “wynalezienie transporterów” w TOS – tam był to sposób, aby zaoszczędzić pieniądze i nie pokazywać scen lądowania (promów, okrętu), tu zaś jest to sposób, żeby w widowiskowy sposób wydać nadwyżkę budżetu.

Piotr: Nie wiem, czy ponadprzeciętne efekty wypada tłumaczyć nadwyżką budżetową. To byłby pierwszy raz, gdy spotykam się z sytuacją, że ekipa filmowa ma za dużo kasy i dorzuca efektowną scenę. Nie, nie, taki był plan i założenie całości, widz miał patrzeć na ekran i mówić “Wow!”.

Ale choć tak duży budżet jest nowością dla seriali ST, to ciągłość fabularna już nie. Mieliśmy ją w DS9, próbował jej też Enterprise. Właściwie dziwiłbym się, gdyby jej nie było, bo to dziś standard w serialach. Niezwykłe jest natomiast skupienie akcji serialu na jednej postaci, o czym już wspomnieliśmy, ale nie jest to ewenement tylko na skalę Star Treka.

Współczesne sci-fi tego nie robi, seriale takie jak The Expanse, Dark Matter czy Kiljoys oferują widzowi grupę czy nawet grupy postaci. Formuła Discovery bardziej pasuje do historii o superbohaterach, które od kilku lat ekranizują Marvel i DC.Trudno ocenić, czy tu się ona sprawdzi.

Kasia: Mnie odpowiada, że nie jest tak “różowo”, jak niektórzy by chcieli. Mamy wielkie otwarcie, czyli wojnę na pierwsze danie, Star Trek tak jeszcze się nie zaczynał. Nie jest to co prawda moja upragniona ekranizacja wojny z Kardasją, w której brał udział O’Brien, aaaaaale… Zawsze coś 😉

NIETYPOWA CZOŁÓWKA

Piotr: Wiele razy w odniesieniu do Discovery słyszeliśmy “To nie jest Star Trek”. Generalnie się z tym nie zgadzam, ale gdybym miał jeden raz użyć tego zarzutu, to zrobiłbym to pod adresem czołówki. Opening nowego serialu uważam za całkowicie chybiony. Jest ciekawie zrobiony, ale tak naprawdę wygląda na zlepek pomysłów we wspólnej stylistyce. I w żaden wyraźny sposób nie wiąże się z fabułą. W poprzednich seriach czołówka była integralną częścią serialu, dobrze współgrała z jego formułą i była częścią jego świata. A ta od świata Discovery całkowicie mnie odrywa. Nie tylko się z nim nie wiąże, ona bardzo wyraźnie z nim kontrastuje.

fluor: Bo czołówka z TOS albo TNG i okręt śmigający przez ekran telewizora raz z jednej, raz z drugiej strony to taka olbrzymia wartość dodana 😉

Piotr: Nie, wartość jest niewielka, ale jednak przed śmigającym okrętem było znane “Space, the final frontier…”, które definiowało serial. Czołówka powinna mieć sens, jakiś związek z tym, co oglądamy, podobny klimat, cokolwiek. Tu nawet wizualnie czy muzycznie nie ma związku z resztą.

Finka: No mnie czołówka akurat zupełnie nie rusza. Kojarzy mi się trochę z Dr. Housem i Sherlockiem. Niemrawa i nudna, chociaż całkiem ładna. Muzyki z niej zupełnie nie pamiętam, w moim odczuciu jest również nijaka.

Kasia: Czołówka jest typowo Fullerowa. Podobna do "Hannibala". I też bardzo przypomina mi House’a. To, co nasuwa się na myśl. to rysunki Leonarda da Vinci. Zaczynam się powoli zastanawiać czy to nie jest wskazanie na Lorkę jako wizjonera tego sezonu. I do tego szalonego naukowca 😉

“STD”

fluor: Co myślicie, gdy widzicie fanów używających skrótu STD? Czy należy winić twórców serialu za ten akronim i fakt, że nie przewidzieli podobnego zjawiska?

Kasia: To skrót jak każdy inny, a że akurat tak się złożyło niefortunnie. To nie leży już w naszej mocy, by dało się to poprawić.

Piotr: Na złośliwość zatwardziałych fanów nic nie poradzimy, a tym bardziej nie ma sensu winić za to twórców. Niechęć części trekkerów wynika z faktu, że Discovery to prequel, a nie ciąg dalszy Star Treka, i że jest inny. A złośliwy skrót czy odmienianie imienia głównej bohaterki jak męskiego to po prostu wyraz żalu, frustracji lub braku argumentów. Jakoś Voyagera nikt nie skracał do STV, Enterprise to nie był STE, a DS9… no właśnie.

A na burtach promów Discovery widnieje DSC, to odpowiedni skrót.

Finka: Fun fact: na propsie jest mówienie nie STD, tylko STI - sexual transmitted infections, nie diseases, czyli infekcje, a nie choroby - to taki wtręt z mojej innej działki 😉 Ale skrót to w ogóle mało istotny element i kwestia przyzwyczajenia. Zobaczymy, co się utrwali.