OGÓLNE WRAŻENIA

fluor: Podobało mi się. Poboczne historie i detale nie odwracały uwagi od głównego wątku. Odcinek dowiózł zarówno sceny dramatyczne i emocjonalne, jak rozmowa Asha z Burnham o jego traumie, jak i duże momenty akcji w czasie bitwy.

Piotr: Pamiętacie, że ten odcinek pierwotnie miał się ukazać w styczniu? Jak dobrze, że zmieniono plany, bo to byłby ogromny błąd. Dostaliśmy dobrze poukładane zamknięcie rozdziału. Po poprzednim odcinku, gdyby był ostatni przed przerwą, miałbym chyba nie tylko niedosyt, ale i niesmak przez te chaotycznie złożone sceny. Tutaj umiejętnie zmieszczono wszystko, co chciano pokazać. Nie miałem wrażenia, że treści jest za duże mimo tego, że po rozprawieniu się z Klingonami raz czy dwa pomyślałem “Co, to jeszcze nie koniec?”. Dobrze się oglądało.

Michał Kolanko: Jednym ze znaków rozpoznawczych “Discovery” jest to, że jego twórcy potrafią łączyć bardzo dynamiczną akcję z budowaniem postaci i pogłębianiem ich historii. Tym razem nie było inaczej. Zdobycie informacji o urządzeniach maskujących Klingonów było tylko jedną z warstw tego znakomitego odcinka. Nie tylko dowiedzieliśmy się więcej o Ashu, ale też kapitan Lorca ponownie pokazał się ze swojej nietypowej jak na Gwiezdną Flotę strony. To, co robi, odbiega chyba najbardziej od trekowej normy ze wszystkich poznanych do tej pory dowódców. Nawet gdy Ben Sisko łamał zasady jak w słynnym “In the Pale Moonlight” (DS9 6x19), jego agenda była związana zawsze z przetrwaniem Federacji. Agenda Lorki jest chyba związana tylko z nim, chociaż czuję że w tej postaci drzemie coś, czego zupełnie jeszcze nie przewidujemy.

Piotr: Nie do końca się zgadzam co do tego znaku rozpoznawczego. Budowanie postaci wyraźniej zobaczyłem dopiero w odcinku czwartym. Wcześniej nie było zbyt różowo, głównie przez taką a nie inną formę pilota. Postacie poza Burnham i Saru miały dużo mniej czasu, by się nam pokazać w pełnej krasie. Dopiero teraz, po jesiennym finale mogę stwierdzić, że większość zaległości nadrobiono. Ciągle nie mogę się przekonać do Michael, ale gdy pomyślę, że ciąg dalszy losów Stametsa, Tilly czy knującego Lorki zobaczę za dwa miesiące, to mi niezbyt wesoło.

fluor: Wierzę i chcę wierzyć, że Lorca naprawdę ma jakąś agendę, która uzasadnia jego postępowanie. Mam nadzieję, że scenarzyści Discovery nie zawiodą… Mamy kilka elementów układanki: admirał Katrina Cornwell, czyli osoba, która zna go najlepiej zauważyła nietypowe zachowanie i wzięła to prawdopodobnie za objawy PTSD, sprawa z chorymi oczami, których nie chce wyleczyć, zbieranie ogromnej kolekcji broni.
Dalsze losy wojny będą ciekawe – Gwiezdna Flota zabiła głównodowodzącego Klingonów, który jednocześnie starał się pozyskiwać lojalność dla swojej sprawy. Teraz klingońskie rody posiadają technologię maskowania, ale nie mają już żadnych zobowiązań, co do lidera i mogą w spokoju walczyć o władzę w koalicji. Symboliczne przywództwo Kola skończyło się.

Kasia: Druga połowa odcinka była bardzo dobrze poprowadzona i też wytknęła jak szybko Klingonów da się strącić z pantałyku gdy wsiada się na ich honor. Gdyby Kol nie dał się rozproszyć i wrzucił Michael do “brygu” byłoby pozamiatane. Ale Burnham wiedziała jak Kol się zachowa, gdy zabójczyni T’Kuvmy rzuci mu publiczne wyzwanie. I dzięki temu misja zakończyła się sukcesem.
A przynajmniej ten kawałek pozyskiwania algorytmu. Swoją drogą… Jak Klingoni się zorientują, co się stało to nie będą w stanie zmienić częstotliwości maskowania? To taka straszna i trudna rzecz?

Piotr: Możliwe, że tak. Jeśli wierzyć twórcom, że to prime timeline, to Klingoni “prawdziwy” kamuflaż powinni uzyskać od Romulan. Więc obecny z jakichś powodów musi przestać być użyteczny. Może to ten moment.

WOJNA, WOJNA I PO WOJNIE

Piotr: Czy tylko mnie się wydaje, że skończyliśmy wątek wojny z Klingonami? Pomijam skok do innego wszechświata, nie podejrzewam, że okręt tam długo zostanie. Chodzi mi o to, że po zabiciu Kola Klingonami nikt nie dowodzi, a sam Kol lojalność innych zdobył tylko tym, że rozdawał technologię kamuflażu. Okręt “mesjasza” zniszczony, główny antagonista nie żyje, reszta znanych z imienia Klingonów jest na pokładzie Discovery ( 😉 ), przewaga w postaci kamuflażu znika… Wojna chyba już nie będzie długo trwać, a nawet jeśli, to ze scenariuszowego punktu widzenia nie wydaje się ciekawa na tyle, by się na niej skupiać.

Michał Kolanko: Sądzę, że jednak zobaczymy ciąg dalszy wojny. Likwidacja przewagi okrętów z urządzeniem maskującym nie likwiduje jeszcze całego zagrożenia. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że dla Lorci koniec wojny to też koniec dowództwa na USS Discovery. A to pewnie showrunnerzy szykują na koniec sezonu. To druga wojna na pełną skalę pokazywana w Treku (poza Dominium) i szkoda trochę, że widzimy ją tylko z perspektywy okrętu eksperymentalnego. Nie ma - jak w DS9 - “frontu domowego”.

fluor: Co do pełnej skali, to nie jestem taki pewien. Wiemy, że w pierwszej bitwie zginęło ponad 8 tysięcy ludzi, natomiast po pół roku działań licznik strat sięga 10 tysięcy? Coś się tu nie zgadza albo po prostu wojna była raczej szeregiem rajdów przygranicznych lub badaniem przewagi z pominięciem bezpośredniego starcia (co raczej do Klingonów nie pasuje).
Wojnę, a może raczej bitwę, bardziej konwencjonalną widzieliśmy w pilocie. Były strzały, eksplozje, ludzie ginęli…

Kasia: Poza tym ja nie wiem czy Lorca “przypadkiem” nie wprowadził złych współrzędnych. Zastanówcie się, przypomnijcie sobie jego wyraz twarzy, gdy Stamets powiedział, że to jego OSTATNI skok. W momencie kiedy krzyczałam do ekranu, żeby nie skakał, kretyn jeden, bo nie będzie żadnej opery i spacerków na księżycu, uświadomiłam sobie, że to może być to. Po pierwsze nie robi się ujęcia na wprowadzanie współrzędnych jeśli nie jest to istotne (zasada strzelby nad kominkiem, która musi wypalić w ostatnim akcie). Do tego sam je wprowadził zamiast zostawić to nawigatorowi. Po drugie bez Stametsa Discovery zostaje “uziemione” od razu, bo nie mogą z tą technologią sobie latać tak bez możliwości ratowania własnej rufy. A po trzecie… Lorca idzie pod sąd polowy, a Burnham wraca na dożywocie, bo tylko Lorca jest jej zabezpieczeniem przed powrotem do kolonii karnej. Teraz, skoro Cornwell żyje, podważyłaby każdą decyzję kapitana. Każde “rougelike” posunięcie (właśnie takie jak wciągnięcie Michael na pokład) byłoby przeciwko niemu. I w zamian za, być może, uratowanie Federacji, zostałby tylko po cichu relegowany z Floty. Chyba, że pani admirał naprawdę będzie go chciała pogrążyć.
Podsumowując, skok do, i mogę to chyba spokojnie napisać, Mirror Universe było ratowaniem siebie. Jeśli… mam rację co do współrzędnych.

Piotr: Masz, Masz. Za pierwszym razem nie zauważyłem tego komunikatu na ekranie, ale "Override - Lorca G." nie pozostawia miejsca na wiele wątpliwości. Już gdy omawialiśmy tu trzeci odcinek, mieliśmy wrażenie, że ani Lorca, ani Landry nie pasują do tego wszechświata. Najpierw dowiadujemy się, że w danych z wcześniejszych skoków wypatrywał wszechświatów równoległych, potem, gdy okazuje się, że to ostatni skok Stametsa, decyduje, że zmieni współrzędne. A co robi tuż przed zmianą? Mówi “Let’s go home”. Corwell miała rację, to nie jest Lorca, którego znała.

Kasia: Druga połowa sezonu zapowiada się baaardzo ciekawie. Kto z załogi zorientuje się, że Lorca zrobił to specjalnie? Osobiście stawiam na Burnham albo Tilly. Do tego przecież w ich świecie wojna się nie skończyła. A Paul nie da rady skoczyć. Przynajmniej nie bez ogromnego ryzyka. I tutaj… przytaczam internetową teorię.
Czy Paul Stamets zostanie Podróżnikiem?

fluor: Moim zdaniem Stamets nie powinien zostawać Podróżnikiem, ponieważ podobieństwa (w wyglądzie i sposobie mówienia) są tylko powierzchowne. Podróżnik miał być przedstawicielem gatunku, który podróżuje w czasie i przestrzeni poszukując wybitnych jednostek – tak odnalazł Wesleya Crushera. Metodą podróży była potęga myśli, nie było w tym nawet wzmianki o podprzestrzennej grzybni. Wciąż jest możliwe przejście Stametsa w Podróżnika, ale wg mnie to mocno naciągane i niepotrzebne.

Kasia: W momencie kiedy Stamets zaczyna istnieć poza jednym czasem i przestrzenią to dla mnie równie dobrze może być początkiem nowego gatunku. Ale dobrze, pozostawię akurat tę hipotezę w aktach i wrócę do niej na koniec sezonu. 😉

TRAUMA TYLERA

fluor: Przyznaję, że rozmowa Asha z Michael na temat jego traumy zrobiła na mnie wrażenie. Scena została przygotowana z ogromnym wyczuciem i z rzadko spotykaną (można by rzec nietrekową) powagą. Zazwyczaj motywy tego rodzaju były w Treku banalizowane lub traktowane powierzchownie, podobne ekspozycje zdarzały się, ale były raczej rzadkie. Cieszę się ogromnie, że Tyler nie jest po prostu przemalowanym na człowieka Klingonem, a cały motyw jest o wiele bardziej złożony niż prosta maskarada.

Kasia: Oooj jakbym chciała, żeby to, co mówisz było prawdą, to L’Rell i jej “Soon” wskazują na co innego.
Piękna scena, wątek dobrze dopracowany… prowadzący do celi jego oprawczyni. I niestety, dało mi to tylko potwierdzenie, że Tyler to zakamuflowany Voq. Mo’Kai nie tylko zmienili mu wygląd fizyczny, ale także wgrali odpowiednie wspomnienia, żeby podstęp wyglądał i zachowywał się autentycznie. A L’Rell ma zapewne tak prosty mechanizm jak “trigger-word” czyli słowo-klucz lub też całe zdanie (“Najlepsze krwawe wino serwują na Placu Targa”), które zresetuje mu nadane wcześniej ustawienia. To takie… dołujące. Nabrałam do postaci Tylera wiele szacunku (dodatkowo jestem nim zauroczona), ale znam Fullera z “Hannibala” i wiem do czego ten człowiek jest zdolny. Ta historia zaszła już za daleko żeby skończyła się inaczej. A szkoda. Bardzo szkoda.

fluor: Nie tyle zakamuflowany Klingon, co raczej coś w rodzaju dodatkowej osobowości ukrytej w ciele. Dr Jekyll i Mr Hide.

Piotr: Ja z Tylerem mam problem, bo od początku go nie kupiłem. Nie przez teorię, że jest szpiegiem, ale przez najważniejszą scenę w jego pierwszym odcinku, czyli gdy mówił Lorce, jak przeżył tyle czasu. Dla mnie aktor nie dał rady tego sprzedać i mimowolnie patrzę na Tylera przez pryzmat właśnie tej sceny. Ukazanie traumy jest dla mnie wiarygodne, ale ta jedna rzecz trochę utrudnia mi odbiór postaci.

NAJLEPSZY MOMENT ODCINKA

fluor: Bardzo podobał mi się moment, w którym Burnham jest na mostku klingońskiego okrętu, zainstalowała już nadajnik i uświadamia sobie z podsłuchanej rozmowy, że jeśli nie zrobi czegoś, to okręt ucieknie. Rozmowa z Klingonami dzięki dobrodziejstwom uniwersalnego tłumacza odbywa się po angielsku, ale lubię zdziwienie i zmieszanie Klingonów spowodowane istnieniem tej technologii. Na pewno też aktorzy mieli chwilę oddechu od języka klingońskiego.

Michał Kolanko: Dla mnie dwie najmocniejsze chwile odcinka to pokazanie skali traumy Asha - w formie do tej pory w Star Treku niespotykanej. Oraz wyznanie miłości i pocałunek między Stametsem a dr. Culberem. Dla Treka ten wątek to rzeczywiście coś nowego. Ale najważniejsze, że zrobiony w sposób, który nie tylko nie sprawia wrażenia zrobionego na siłę, ale też sporo wnosi do całej historii.

fluor: Zgadzam się. W kwestii pary homoseksualnej Star Trek dotarł tam, gdzie dawno już powinien być. Misja społeczna i przełamywanie tabu było od zawsze wpisane w krwiobieg Star Treka, tutaj to raczej potwierdzenie pewnej przemiany obyczajowej niż jej wspieranie.

Kasia: Paul & Hugh. Nie można ich shipować, bo są już razem. W jak najbardziej naturalny dla serialu sposób. I tak to się powinno kręcić.
I tak, zgodzę się z Michałem, trauma Asha pobiła wszystkie do tej pory przedstawione w Star Treku sceny. PTSD Noga było bardziej na poziomie leczenia się z urazu. Tutaj realizm Discovery pozwolił na o wiele więcej.

Piotr: Dla mnie wygrywa Stamets. I to już od dawna. W tym odcinku było wiele dobrych momentów - od tych dużych jak Tyler przeżywający traumę czy Burnham na mostku Klingonów, przez mniejsze, np. bardzo trekowe przemowy kapitana inspirujące załogę, aż po te drobne, jak choćby Lorca zakrapiający oczy, by móc patrzeć na wybuchający okręt wroga - ale na mnie największe wrażenie zrobiły sceny w maszynowni. Paul nawigujący z coraz większym trudem, Hugh utrzymujący go przy życiu i naciskający na kapitana, Tilly z przejęciem odliczająca skoki. Bardzo fajne emocje. No i muzyka dla mnie zaczęła istnieć. Uważam to za bardzo ważny element, a z jakiegoś powodu we wcześniejszych odcinkach prawie nie zwracałem na nią uwagi.

NAJSŁABSZY MOMENT ODCINKA

Piotr: Tu nie mam wątpliwości. Te dwa nadajniki, które instalowała Burnham, wygrałyby każdy konkurs na najgłupszy design. No na bogów Kobolu! Nawet współczesne komórki mają tryb cichy. Równie dobrze mogłyby nadawać komunikat “Tu jestem! Znajdźcie mnie!”

fluor: To był zdecydowanie najzabawniejszy motyw odcinka.

Michał Kolanko: Discovery różni się nieco od poprzednich treków, ale dobrze wiedzieć, że takie motywy pozostają. Widać jest to zakodowane w DNA.

Kasia: No tak, ale pamiętajcie, że jakby nie były takie duże i ciężkie to przecież efekt byłby słaby! A małe to pewnie można by było teleportować na miejsce bez ryzyka straty w ludziach. DO CZEGO BY TO DOPROWADZIŁO?!

fluor: Zakładając racjonalność naszej załogi, czujniki musiały być takie duże. Być może te dźwięki były konieczne i w jakiś sposób poprawiały jakość odczytu?

Kasia: To znaczy możemy nie być aż tacy surowi, bo to jest wiele lat przed TNG i DS9, więc to jeszcze nie ta miniaturyzacja. Natomiast efekt jest komiczny.

 

I tak dotarliśmy do półmetka pierwszego sezonu “Star Trek: Discovery”. Serialu, który oprócz kilku kontrowersji, dostarczył nam sporo dobrej zabawy i wzbudził także nadzieję na powrót Treka na salony srebrnego ekranu.
Nasza wesoła ekipa powróci na Trek.pl ze swoimi rozmowami wraz z dziesiątym odcinkiem DSC, którego emisja zaplanowana została na 7 stycznia 2018 r.

Live long and prosper
Finka
fluor
Kasia
Michał
Piotr