We're baaack...

“Terrans live in constant fear”

Piotr: Naprawdę trudno mi wybrać, co o nowym odcinku powiedzieć najpierw. Czy odnieść się do Mirror Universe, którego od dawna się spodziewaliśmy, a które mi się w tym serialu dość mocno spodobało, czy do kwestii prawdziwej, a przy tym oczywistej ukrytej osobowości Tylera, czy też do TEJ sceny, która u większości z nas wywołała bardziej lub mniej cenzuralny okrzyk.
Po prostu w tym odcinku działo się wiele ciekawych i fajnych rzeczy, a ta jedna… nie to, że mi go psuje, ale na pewno o dobry humor mnie nie przyprawiła. Uśmiercenie doktora Culbera było zaskakujące, nagłe i to akurat jest dobre, bo wywołuje zamierzony szok, jednak nie do końca pozwala mi się cieszyć resztą.

Kasia: Tak jak Terran tak i nas postanowiono trzymać w ciągłym strachu. Szkoda tylko, że w tak barbarzyński sposób. Znowu nie budujemy dobrze scen, a z nimi całego odcinka, tylko rzucamy “momentami”.
Serio, jak Culber został zabity to ja prawie spadłam z krzesła na którym siedziałam. I to bez metafor. Szok był idealnie wymierzony. Więc siedzę, na spauzowanym odcinku, przeżywam… a potem After Trek zdradza, Culber nie jest “martwy na 100%”. No to już mi “macki opadły”. Po pierwsze dlatego, że nie w taki sposób zabija się ludzi, którzy i tak mają zmartwychwstać (patrz Jon Snow), a po drugie co to w ogóle za motyw, żeby zdradzać jak się rozwinie shocker/heartbreaker/cliffhanger przed emisją następnego odcinka. W co oni pogrywają?

fluor: Ja nie przyjąłem śmierci Culbera tak mocno, być może dlatego, że współczułem mocniej Tylerowi i jego rozszczepionej osobowości, współdzielonej z potworem Voqiem. Śmierć Culbera była mocno przedwczesna, ten bohater nie miał według mnie zbyt wiele do pokazania jeszcze. W zasadzie wszystko, co o nim wiemy, odnosi się do jego relacji ze Stametsem albo wykonywanych na okręcie obowiązków.

Piotr: Ale kiedy, nie licząc DS9, po 10 odcinkach serialu oglądaliśmy drugoplanową postać z czymś więcej niż jej profesja i parę relacji? Culber coś zdążył pokazać, zarówno w aferze z niesporczakiem, jak i gdy spierał się z kapitanem o udział Stametsa. Kto inny z załogi próbował się stawiać Lorce? Nie twierdzę, że to dużo, ale nie można powiedzieć, że był nijaki. Mnie to wystarczyło, by stratę odczuć.
Nie wierzę jednak, że go wskrzeszą. To, co twórcy mówili w wywiadzie, raczej o tym nie świadczy. Przywołano tam książkę Paula Stametsa, tego realnego, i sieć zarodników, jej powiązanie z rzeczywistością itd. Myślę, że po prostu dostaniemy jakąś scenę pożegnania, którą nasze wszędobylskie grzybki umożliwią.

Kasia: Albo Stamets sobie ukradnie nowego doktora z innego świata. Np, hmm, z tego?

Piotr: Nie będzie mirrorowego Culbera. Taką decyzję podjęto. A nawet przymierzał już mundur, są zdjęcia.

Kasia: No to niestety, patrząc po tym jak historie się układają w tym serialu, mam złe przeczucia. Muszą zrobić coś, co będzie miało znaczący wpływ na historię lub postaci np. Stametsa. Inaczej Culber zostanie taką wydmuszką, na którą w sumie to nie było już pomysłu, więc usuniemy ją i będzie po problemie. Syndrom Tashy Yar. Chociaż doktor miał jakiś potencjał :P.

fluor: Producenci obiecywali, że to będzie dobre, więc poczekajmy i zobaczymy, co wymyślili.

“There’s me hoping I’d find a better version of myself here.”

Kasia: Oh, the Mirror Universe… Jeden z wielu światów połączonych kosmiczną grzybnią. Tak cudowny, tak zdradziecki, tak dobrze uszyty.
Ogólnie, jeśli jest coś czego w Star Treku nie znoszę (poza kilkoma wyjątkami) to są to podróże w czasie. Światów alternatywnych też bardzo długo nie lubiłam. I choć Mirror Spock jest postacią, której się nie zapomina, to dopiero DS9 przywróciło moją wiarę w to, że da się takie historie robić dobrze i nie korzystać ze schematów (Wszyscy fani Mirror Kiry ręce w górę!).
Mieliśmy już przecieki wcześniej, że trafimy na drugą stronę lustra (np. sesja zdjęciowa Jasona Isaacsa), więc starałam się zachować otwarty umysł i z pewną dozą ekscytacji czekałam na ten odcinek. Gdy dwa światy zderzą się, a kosmiczny grzyb zatriumfuje!!! No, może przesadzam, ale wiecie co mam na myśli.
I… dostaliśmy w sumie dosyć bezpieczną sytuację. Taką czystą, bezproblemową wręcz. Do tego jednostkę komputera, która powiedziała nam prawie wszystko, bo po co męczyć bohaterów.
Dodatkowo drewnianą Michael, którą można było o wiele lepiej poprowadzić przez ISS Shenzhou. Z radością powitałabym wolkańskie szkolenie i opanowanie emocji po scenie walki na noże, a smutek i rozpacz dopiero we własnej kajucie. Niestety scenarzyści uznali, że Burnham to teraz “stoprohumano” i musi być przerażona. Opanowała się szybko, ale mnie to nie przekonało.
Na szczęście pojawiła się Killy, Wiedźma z Wurna Minor, która wreszcie miała dla mnie więcej sensu i zrobiła coś bardzo znaczącego dla fabuły i to z dużą dozą werwy. Tak trzymać!
Na sam koniec myślę, że sporo osób chętnie zobaczyło Lorcę w agonizerze, aczkolwiek z poprzedniej sceny według mnie wynikało, że ma do niego jednak nie trafić. Czułam się w tym Mirrorverse bardziej zagubiona niż w najgorszych temporalnych zawirowaniach do tej pory. Czy oni tak na serio?

fluor: Ona od zawsze była ludzka i emocjonalna, tylko starała się jakoś trzymać pod kontrolą. Mylące mogło być na początku (świetnie zagrane) wolkańskie wychowanie, nieco inna maniera mówienia, np. niechęć do zaokrąglania liczb.
Co do Lorki to nie wiem czy zauważyliście, ale wydaje mi się, że wydawał się bardzo dobrze zaznajomiony z lustrzanym uniwersum, poinstruował i pokierował załogą, aby możliwie szybko i płynnie przeszli przemianę na ISS. Mówiąc krótko, Lorca ma plan i prawdopodobnie nie spodoba się on naszej załodze.

Piotr: Lorca jest z Mirror Universe. Od dawna tak podejrzewamy i ten odcinek dla mnie tego nie zmienia. On po prostu dobrze gra przed załogą, a gdy trzeba, ukrywa istotne sprawy. Jak w momencie, gdy odciągnął uwagę Michael i Saru od danych nawigacyjnych, bo wydałoby się, że to on zmienił współrzędne skoku. Można gdybać, czy Lorca pochodzi z tego Mirror Universe czy z jeszcze innego, jakiegoś przypadkowego, ale najciekawiej by było, gdyby to on był tym poszukiwanym zbiegiem. Buntownik Lorca uwalnia buntowniczkę Burnham i chce wrócić do domu, by dokończyć dzieła - to się fajnie układa. To też by wyjaśniło tę niejednoznaczność jego postaci. Kapitan, który uzyskał swoją pozycję w “złym” wszechświecie na pewno jest przesiąknięty jego wartościami, ale jednak ryzykował, by obalić władcę Imperium, zakładam, że nie po to, by zasiąść na tronie i rządzić tak samo. Dokładnie czegoś takiego chciałem od postaci Lorki od czasu “Context is for Kings”. Jeśli tędy poszli scenarzyści, to będę bardzo zadowolony.
Co do samego ujęcia Mirror Universe, to jednak Discovery wprowadza coś nowego. Dotąd mieliśmy wypadki z transporterem tudzież porwania i po drugiej stronie lądowała garstka bohaterów. Teraz mamy cały okręt i załogę. To mocno zmienia skalę wydarzeń. Tak, jednostka komputera była trochę zbyt wygodnym wprowadzeniem załogi w tajniki nowej rzeczywistości, ale gdyby nie to, historię trzeba by solidnie rozciągnąć, a przy tym teatrzyk odgrywany przez Lorcę stałby się nieznośny.
A Burnham… może załóżmy, że jest niezrównoważona emocjonalnie i dajmy sobie spokój. Przy tak traumatycznym dzieciństwie to bezpieczne założenie. A tak całkiem serio - jestem gdzieś pomiędzy Waszymi poglądami. Trochę mniej emocji w tej chwili by nie zaszkodziło i byłoby wiarygodne dla jej postaci. Ale cała ta scena w windzie była świetna.

“You have another name, say it.”

Kasia: I byłoby to tak cudowne, tak wspaniałe, tak wzniosłe i tak budujące napięcie… gdybyśmy nie wiedzieli tego od dawna. Aczkolwiek, zaskoczenie L’Rell - bezcenne.

fluor: Ucieszyło mnie, gdy Voq/Tyler swoim bardzo charakterystycznym głosem odpowiadał na pytania L’Rell z klingońskiej rymowanki (zaczynam się zastanawiać czy to na pewno ten sam aktor robił wersję klingońską jego głosu), pomyślałem “ha! mamy Cię klingoński szpiegu!”.

Piotr: No dobra, mamy najbardziej przewidywalną intrygę od dekady albo i dłużej. Ale czy do końca? Właśnie to, że plan L’Rell nie zadziałał, mocno to komplikuje i nie tylko nie wiemy, co teraz się wydarzy, ale też niezupełnie wiadomo, co się dzieje. Czy Tyler to przerobiony Voq? Prawdziwy Tyler przecież istniał, inaczej nie zostałby przyjęty do załogi. Voq to osobowość nadpisana na Tylera? Więc Voq fizycznie już nie istnieje? To skąd i po co zmiany w ciele? Myślę, że wyszło lepiej niż się spodziewaliśmy. Niedużo, ale jednak.

fluor: To prawda, punkt dla scenarzystów za ten wątek 🙂

Najlepszy moment odcinka

Piotr: Chyba oczywiste jest, że tu znajdzie się kapitan Killy, ale nie tylko chodzi mi o występ Sylvii w tej roli. Drobnostki takie jak Lorca z wymownym spojrzeniem “złaź z mojego fotela” czy Saru komentujący pseudonim lustrzanej Tilly - humor był całkiem udany w tym odcinku.
Scenę pojedynku w windzie też trzeba wspomnieć - świetnie wykonana. Dobre ujęcia, choreografia, pomysł z grawitacją.

Kasia: Bezsprzecznie Killy. I starcie w windzie.

fluor: Aktywacja Voqa. Nie do końca udana, ale widok buzi Tylera wypowiadającej klingońskie słowa, potwierdzający intrygę z początku sezonu, był bardzo przyjemny. To, że doszły komplikacje – tym lepiej dla fabuły. Możemy spodziewać się wszystkiego.
Najlepsza kwestia dla mnie to moment kiedy kapitan Killy wczuła się już w swoją rolę i powiedziała: "If you greeted me that way, I'd cut out your tongue and use it to lick my boots." (gdybyś powitał mnie w taki sposób, odcięłabym Twój język i użyła ich do wylizania moich butów). Energia i emocje na odpowiednim poziomie, świetne to było.

Najgorszy moment odcinka

Piotr: Co robisz, gdy członek załogi okazuje się być potencjalnym szpiegiem, być może ofiarą prania mózgu i może stanowić zagrożenie dla okrętu? No przecież wiadomo, że rozmawiasz z nim w cztery oczy bez świadków. Cóż złego może się stać? To była szokująca scena. I niestety głupia.

Kasia: I bolesna. Źle zrobiona. Daleko zaszliśmy w DSC jeśli chodzi o brutalność (jak np. rozmawialiśmy w Shawshank Redemption), natomiast jeśli już bierzemy się za śmierć kogoś istotnego, robimy to inaczej. Jeśli chcemy zostawić chociaż cień niedopowiedzenia, robimy to inaczej. Scena skupiła się na Tylerze i zostawiła doktora gdzieś głęboko w cieniu. Szkoda.

fluor: To, na co zwróciłeś uwagę Piotr, to trochę taka klasyka. Nie pamiętam teraz, ale czy Tyler spytał doktorka “Ile osób o tym wie?” – to by dopełniło schemat.

Piotr: Nie, to by już była przesada. Doktor mówił tylko o zawieszeniu go w obowiązkach. Z tego naprawdę nietrudno było zrobić wiarygodną scenę, wystarczyło sprawić, że Tyler się zjawia, gdy doktor analizuje wyniki, mógłby to nawet robić przy nim, nie podejrzewając, że jest powód do obaw. Naiwność jest lepsza od głupoty.