Piotr: W pierwszej rozmowie skupiliśmy się głównie na pilocie, trzeciemu odcinkowi poświęciliśmy stosunkowo niewiele uwagi. Spróbujmy więc pomówić i o nim, bo przecież jest o czym. Epizod “Context is for kings” to taki drugi pilot serii, coś, co wcześniej miał tylko TOS. Oczywiście okoliczności są inne, bo tu było to zaplanowane, ale jednak nadal mam odczucie, że nie był to zbyt dobry plan. Nie twierdzę, że historia z pilota była bez wartości dla reszty, przeciwnie, ale w gruncie rzeczy to była efektowne i rozbudowane przedstawienie tła głównej bohaterki. Przez to mam wrażenie, że po czterech odcinkach ciągle nic nie wiem. Nie znam większości postaci, właściwie nie znam serialu. Nie macie podobnie?
fluor: Pierwsze dwa odcinki są w zasadzie takim mini-filmem o zderzeniu dwóch różnych cywilizacji i systemów wartości. Gwiezdna Flota – jaką znamy z innych seriali – jest w zasadzie bezbronna wobec dążących do wojny Klingonów. Burnham jest jedyną osobą, która jest w stanie spojrzeć na sytuację analitycznie, wyjść ponad standardowe “siedzimy i czekamy, co powie druga strona” i zaryzykować jakieś inne rozwiązanie.
Podobny rodzaj nonkonformizmu i działania z ryzykiem dla kariery oficera cenił u swoich poddanych kapitan Picard – chwalił Rikera za to, że potrafi mu się sprzeciwić, kiedy uważa to za ważne.
W przypadku Michael rezultat końcowy jest niestety zupełnie inny – zagrała va banque i przegrała. Mimo wszystko dla jej poznania (a przecież poznajemy fabułę Discovery w większości poprzez perspektywę naszej bohaterki) jest to dość istotne. Być może wystarczyłoby zacząć od razu “Contextem” i wspomnieć tylko o jej przewinieniach z przeszłości (coś podobnego zastosowano przy wprowadzeniu Toma Parisa w VOY), ale wtedy byłoby jeszcze bardziej tajemniczo, bo zarówno historię jej buntu jak i udział T’Kuvmy w wybuchu wojny poznawalibyśmy z retrospekcji.
Kasia: Gdybyśmy zaczęli od transportu więziennego, mielibyśmy trochę początek jak w Dreddzie. Co mogłoby zadziałać, ale według mnie umniejszyłoby rolę kapitan Georgiou. Przy retrospekcjach nie miałbyś tyle czasu na ukształtowanie jej postaci, jak to miało miejsce w pilocie. Efekt jak Pike z “The Cage” vs. Pike na wózku inwalidzkim.
Dlatego mnie się podoba to w jaki sposób otworzyliśmy nową serię. Nie tylko ze względu na powyższe, ale także na to, że pokazano, w jaki sposób potrafią zaczynać się wojny i co może do nich doprowadzić. Jeden gest, jedno słowo, jedna śmierć. Wszystko.
Piotr: Tak, jedynym innym wyjściem byłyby retrospekcje i doceniam, że zrobiono coś nie tak, jak zwykle. Rzecz w tym, że dla mnie wygląda to tak, jakby podejmując taką decyzję, twórcy nie przewidzieli konsekwencji. “Context is for kings” możemy nazywać drugim pilotem tylko umownie, bo nie spisuje się jako otwarcie. Rzuca bohaterkę i widza w środek tajemniczej intrygi, potem ma trochę akcji na podobieństwo horroru - nie buduje prawie żadnych relacji. A epizod czwarty niewiele w tej kwestii zmienia, mało tego, tracimy kolejną postać, ponownie kogoś, kogo chciałbym w DSC oglądać dłużej. Serial jest ciekawy, ale nawet najlepsza fabuła wymaga budowania postaci, a to do tej pory za dobrze nie idzie.
fluor: Czy śmierć oficer Landry jest jakimś dziwnym ukłonem twórców albo nawiązaniem do wczesnego odejścia szefowej ochrony Enterprise-D Tashy Yar?
Kasia: Albo zdjęciem tępej baby z pokładu… A tak na serio, jak już przestałam się wkurzać, że chciała strzelać do Rippera (stałam się jakimś cudem obrońcą niesporczaków), to jeśli wziąć pod uwagę, że jeśli tylko ona (nawet nie Saru) wiedziała, co planuje kapitan Lorca i znała motywy jego działań… To teraz Lorca został sam. Ciekawe w jaki sposób to wpłynie na niego i fabułę.
I uprzedzając: zdaję sobie sprawę, że zachowała się praktycznie prawidłowo względem wykonywania rozkazów kapitana, ale także postąpiła wielce bezmyślnie wypuszczając “bestię” z klatki nie sprawdzając nawet czy jest to bezpieczne. Trochę dziwna ta oficer ochrony. Sama siebie nie potrafiła ochronić i naraziła statek na zniszczenia podobne do Glenna. Jakby… nie pasowała do miejsca w którym jest. ; >
Piotr: Jeśli zobaczymy Landry w jakiejś alternatywnej linii czasowej, to się zgodzę, że to była próba nawiązania do Tashy, ale na razie obie łączy tylko bezsensowna śmierć. W TNG to miało znaczenie dla fabuły odcinka i dla załogi, tu przeszło bez echa.
fluor: Landry nie miała czerwonej koszulki, ale zginęła śmiercią redshirta.
MICHAEL
fluor: Podoba mi się sposób, w jaki Michael potrafi spojrzeć na rzeczywistość. Nieważne jak skomplikowana jest sytuacja, potrafi zdystansować się i przeanalizować problem, znaleźć rozwiązanie, o którym nikt nie pomyślał. Tak było podczas badania nieznanego obiektu w systemie gwiazdy podwójnej przed bitwą, pomysł na “wolkańskie hello” był niemożliwie nietypowy i ryzykowny, nie wspominając już o podejściu do niesporczaka – bez uprzedzeń zbadała “bestię”, która wcześniej ścigała ją w korytarzach i tunelach na USS Glenn, odkrywając najpierw jej pokojową naturę, a później zastosowanie do sterowania napędem sporowym.
Kasia: To co mnie przytłacza, to fakt, że “pierwsza buntowniczka Gwiezdnej Floty” reprezentuje bardziej jej założenia niż dowodzący okrętem. To Michael, spisana na straty przez sąd, ma ciągle w sobie ideały Federacji, nawet w obliczu wojny. Postać coraz bardziej mi się podoba i bardzo chętnie obejrzę jej spięcia z załogą, kiedy okaże się, że “nawigator” już więcej nie pociągnie.
Piotr: Michael wojnę widziała przez jeden dzień. Tak, przeszła traumę, straciła bliską osobę, ale przez pół roku, nawet jeśli z wyrzutami sumienia, była daleko od tego, co się działo na froncie. Załoga Discovery, na dodatek z dowódcą takim jak Lorca, wojnę doświadcza od dawna i dość intensywnie. Dla mnie to wiarygodne wytłumaczenie zmiany priorytetów. Michael jest tam świeża, łatwiej jej patrzeć przez pryzmat ideałów. Ale myślę, że jeśli dojdzie do spięć, to nie będzie jedyną, która stanie w obronie obcego. Stamets wydaje się być w pierwszej kolejności naukowcem, nie żołnierzem, i choć jego napęd wreszcie działa, to może inaczej spojrzeć na cenę tego działania.
W wątku Burnham podobało mi się jeszcze zamknięcie tematu kapitan Georgiou. Sporo emocji było w tym pożegnaniu. Takich, których brakuje mi w tym serialu.
fluor: Za to mało było sensu, jeśli sobie uświadomimy, że ktoś pojechał do wraku USS Shenzhou, żeby przywieźć ten teleskop.
Kasia: Zabrali teleskop, ale nie ten kawałek żelastwa przetwarzający dilithium, po który poleciał Voq. Genialni są. Genialni.
fluor: To kolejny dowód jak bardzo Gwiezdna Flota nie była przygotowana do wojny. Gdzieś na liście priorytetów wykonanie testamentu stało się ważniejsze niż zabezpieczenie wraków czy zainteresowanie się przyczajonym w okolicy okrętem T’Kuvmy. Chyba że to Saru był wykonawcą ostatniej woli kapitan i zabrał teleskop do swojej kapsuły ratunkowej – na tym etapie serialu nie możemy tego wykluczyć.
Kasia: W takim razie nie umiemy się ewakuować, pozyskiwać złomu z naszego okrętu, żeby nie padł na pastwę wroga, zachować zimnej krwi i do tego “Starfleet does not fire first”. Oj, wygrają tę wojnę, na pewno.
LORCA
fluor: Wyobraźcie sobie, jak zachowałby się kapitan Lorca podczas bitwy przy gwieździe podwójnej z pilota. Czy czekałby cierpliwie, tak jak Georgiou, oddając inicjatywę przeciwnikowi?
Kasia: Lorca by się nie zastanawiał. Strzelałby bez ostrzeżenia. Aczkolwiek, przypomina mi się cytat z pilota: “Starfleet does not fire first”. Nasuwa się pytanie: jak bardzo “starfleet quality” jest Lorca i czy przyzwyczajeni do kapitanów okrętów flagowych nie jesteśmy w stanie już przyjąć, że oprócz tych Picardów i Janeway mamy także takich cudnych dowódców jak np. Jellico, a także znudzonych kapitanów frachtowców, okrętów naukowych badających pola asteroid przez długie miesiące, kartografów etc. I gdzieś w tym wszystkim uchował się Lorca. Nastawiony na cel niezależnie od kosztu. Szczerze mówiąc bez wyraźnie zarysowanej motywacji wydaje się szalony.
fluor: Jesteśmy w trakcie wojny, mamy kapitana-żołnierza. Wszystko wydaje się ok. A jeśli spojrzymy na szerszy kontekst, np. atak na strategiczną kolonię Corvan II, który w wypadku powodzenia spowodowałby paraliż Gwiezdnej Floty, to możemy przypuszczać, że wojna idzie bardzo źle.
Kasia: Wiesz, ten kapitan-żołnierz nie zachowuje się jak oficer z wysokim stopniem. Przynajmniej według mnie. Co do żołnierzy to jestem przyzwyczajona do takich wzorców jak Reisman z “Parszywej dwunastki”. Lorce do Reismana daleko.
Piotr: Lorca początkowo zrobił na mnie świetne wrażenie, ale trudno mi ocenić, ile w tym zasługi postaci kapitana, a ile grającego go Isaacsa. Teraz się obawiam, że ma stać się tylko przeciwieństwem Burnham, byśmy mogli zobaczyć zderzenie ideałów Gwiezdnej Floty z okrucieństwem wojny. Pomysł może i dobry, ale wymaga jakiegoś większego tła dla tej postaci. Na razie to tylko surowy dowódca, trochę tyran, który jest zafascynowany wojną i posiada kolekcję obcych broni oraz dziwnych eksponatów. Też zupełnie jakby… nie pasował do miejsca, w którym jest. ;>
fluor: Pamiętacie, dlaczego Philippa Georgiou dostała pod opiekę Michael siedem lat temu? Bo pomimo wielkich doświadczonych strat wciąż zachowuje nadzieję. Nie wiemy czy to osobiste przejścia, ale najpewniej miały związek z walką. Czuję, że w jakiś sposób historia Lorki może być podobna – być może oboje brali udział w jakiejś innej wojnie – tylko on stał się przez to bardziej cyniczny.
Kasia: Albo zawsze taki był. Tylko skąd megacynik na pokładzie okrętu naukowego. Przed wojną Discovery musiał coś robić. I co? Lorca latał na luzie i badał planety?
Coś mi tu nie gra i to nie są mariachi od Q.
fluor: Czasy pokoju albo wojny to określenia umowne dla tak szanowanej organizacji jak Gwiezdna Flota 😉 . Przypomnijmy Picarda, który w czasie pokoju z Kardazjanami wykonywał operacje dywersyjne na terenie wroga (TNG 6x10-11 The Chain of Command). Myślę, że i dla Lorki admirał Nechayev (a raczej jej poprzednicy) znaleźliby coś do roboty.
LECIMY NA GRZYBKACH
Finka: Oczywiście gdyby to Scotty odpalił nagle pomysł z napędem grzybowym, to byłyby ochy i achy i kanon. Pomysł jest świeży, nowy, interesujący.
fluor: Ja zupełnie tego nie czuję. Najbardziej przekonująca dla mnie teoria działania tego napędu jest taka, że to jest rodzaj organicznego transportera – okręt dematerializuje się w jednym miejscu i pojawia się w innym zmaterializowany. Efekty uboczne (trudność nawigacji, zmasakrowane ciała na USS Glenn podczas nieudanego eksperymentu) to taki inny rodzaj awarii podczas przesyłania materii.
Kasia: Garść grzybów, udko ropuchy, skrzydło nietoperza... Magiczny przepis na katastrofę, a jednocześnie coś mnie w nim urzeka. Na szczęście nie jestem naukowcem i nie widzę w tym rzeczy, które specjalistę prawdopodobnie bolą.
Piotr: Więcej o napędzie sporowym, czy zarodnikowym, jak kto woli, mamy dowiedzieć się w odcinku piątym. Na razie trudno mi go logicznie wytłumaczyć. Ma powiązania z teorią Panspermii, mówiącej o tym, że elementy, z których powstało życie, a nawet zarodniki są rozsiane w całym kosmosie i go przemierzają, ale powiązanie tego z napędem wydaje się mocno naciągane. Niby chodzi o to, że zarodniki w przestrzeni kosmicznej, jak grzyby na Ziemi, komputery w Internecie czy komórki w mózgu tworzą sieć i że można się do niej podpiąć. Wtedy daje się w tej sieci nawigować i skakać w dowolne miejsce. Szczerze wątpię, że da się to naukowo wytłumaczyć, a akurat napędy w Star Treku starano się opierać na teoriach naukowych. Bliżej temu do Diuny, mamy nawet Nawigatora.
Kasia: No cóż, nowy serial to potrzebowali nowego pomysłu. Konsultanci naukowi musieli popłynąć.
MILUSI RIPPER
Kasia: No i to jest miejsce, gdy poczułam, że przeszliśmy granicę, którą postawiło DS9 6x19 “In The Pale Moonlight”. Nie płacimy już życiem jednej szumowiny, jednego senatora i sumieniem jednego kapitana. Postanawiamy olać, czy stworzenie jest inteligentne i zrobić z niego broń. A jak się dowiadujemy, że niesporczak jest niezłym nawigatorem, to nie pytamy go o zdanie (też się zastanawiam jak) tylko wbijamy go w kierat. Mam dziwne przeczucie, że Ripper nie przeżyje piątego odcinka, a Michael (patrząc po trailerach) wpakuje się w kłopoty, bo pewnie będzie chciała go ocalić.
fluor: Mimo wszystko mówienie o wykorzystaniu zwierzaka jest przedwczesne. Dyskomfort i ból Rippera nie był taki oczywisty dla Michael, prawdopodobnie gdyby była w stanie to przewidzieć, to miałaby wątpliwości co do jego wykorzystania. Oczywiście pytanie, co zrobi Lorca… Ale może lepiej warto spytać, co zrobiłby każdy inny kapitan Gwiezdnej Floty, którego znamy. Czy życie jednego inteligentnego niehumanoida jest wygórowaną ceną za przetrwanie całej Federacji? Obawiam się, że w odpowiedzi moglibyśmy usłyszeć starą wolkańską maksymę “Potrzeby wielu przeważają nad potrzebami nielicznych lub jednostki”.
Kasia: Picard by go nie wpiął. Sisko by go nie wpiął aż do odcinka 6x19 :D. Kirk by go zabił zanim Spock zdążyłby się zorientować, że Rippera można wpiąć. Chociaż nie… Spock zlałby się jaźniami z Ripperem.
W przypadku kosmicznego niesporczaka mam deja vu z “Devil in The Dark”.
Piotr: A Janeway co by zrobiła? Dała mu kawy i dopiero go wpięła?
Jeśli DSC zamierza rozważać kwestie moralne, to bardzo dobrze, ale chciałbym, żeby miało to trochę głębi. Dotychczasowe odcinki nie dają mi powodu, by przypuszczać, że tak się stanie. Jeśli Michael będzie jedyną przeciwną wykorzystywaniu Rippera, to nic z tego. Dlatego liczę na Stametsa.
fluor: Janeway była dość skrupulatna i konsekwentna, jeśli chodzi o przestrzeganie Pierwszej Dyrektywy; myślę, że pod względem gorliwości przewyższała Picarda.
Wracając do Jean-Luca – wyobraźcie sobie ten przerobiony scenariusz TNG 1x08 Justice: admirał Gwiezdnej Floty informuje kapitana, że Wesley Crusher – którego zostawiono na planecie Edo na wakacjach – ma być stracony przez tubylców. Picard przychodzi skontaktować się z niesporczakiem z pomocą Deanny i Daty, żeby zaapelować do jego solidarności z ludźmi i zmotywować, że trochę cierpienia jest całkiem niezłą ceną za ocalenie genialnego chłopca.
Kasia: A co by zrobił Archer?
fluor: Nie wiem czy to nie krzywdzący stereotyp, bo dawno już nie oglądałem ENT-ka, ale z tego co zapamiętałem, to Archer dałby się aresztować i siedziałby w tej celi zamiast niesporczaka.
KLINGONI
fluor: Odcinek czwarty to także powrót do naszych znajomych Klingonów. Również i tym razem twórcy nie mogą się powstrzymać przed tym, żeby ukazać tę kulturę jako zupełnie nam obcą i dają klingoński dialog o tym jak to zjedzono (być może wyłącznie z głodu?) ciało kapitan Georgiou.
Kasia: Z jednej strony wiemy, że wiele znanych nam plemion stosowało i stosuje kanibalizm z różnych powodów. Zjedzenie serca powalonego wojownika ma przynieść nam jego moc, a ugotowanie zupy na prochach babci pozwoli nam zabrać ją ze sobą w dalszą wędrówkę plemienia. Co nie zmienia faktu, że byłam w szoku, gdy doszliśmy do tego wątku w serialu. I mean… seriously?
Piotr: Zjedzenie kapitan nie miało podłoża rytualnego, tak wynika z rozmowy. Słyszymy, że Klingoni głodują, a ciało kapitan jest wspomniane w kontekście naprawy okrętu. Klingonka mówi do Voqa, że nie chce wykorzystać technologii Federacji, ale ciało kapitan zjadł. Czyli i to było niekoniecznie zgodne z tradycją.
Wątek klingoński jest bardzo dziurawy. Klingoni się zjednoczyli, by walczyć z Federacją, ale okręt T’Kuvmy, który do zjednoczenia doprowadził, i jego załoga, dryfują przez pół roku i próbują przetrwać. Dopiero, gdy okręt udaje się prawie naprawić, przybywa jeden z wodzów po to, by przejąć władzę. Takie skróty fabularne i zbiegi okoliczności są do zniesienia w filmach. W serialu nie powinny się zdarzyć.
fluor: Technicznie rzecz biorąc nie był to kanibalizm, o ile uznamy, że to przedstawiciele dwóch różnych gatunków.
Klingoni mają wywoływać uczucie wstrętu lub niezrozumienia, to ciekawa, ale i potrzebna korekta kursu po tym jak dobry wujaszek Worf oswajał nas z ich kulturą. Krwawe wino nie nazywa się krwawym tylko dlatego, że jest czerwone…
Cieszę się na myśl podróży Voqa do siedziby rodu Mo’Kai, znanego z intryg i niehonorowego zachowania – czegoś, co widzieliśmy w zachowaniu TOS-owych Klingonów nie raz.
Kasia: Krwawe wino jest z targa… a jak dla mnie spożywanie sentient beings można uznać za pewną formę kanibalizmu.
NAJLEPSZY MOMENT ODCINKÓW
fluor: Pojawienie się kadetki Tilly i wszystko, co jest z nią związane. W jakiś sposób ona reprezentuje ducha Gwiezdnej Floty i tego jak powinna się zachowywać normalna załoga w normalnych okolicznościach.
Kasia: Magiczny Niesporczak w Krainie Kosmicznych Grzybów. Serio, wśród tego miotania się, to moment gdy Burnham i Stamets się w końcu “dogadali” na poziomie naukowym i wpuścili Rippera do ogródka był dla mnie najprzyjemniejszy.
Piotr: Dla mnie też wygrywa Tilly. Bez niej ta ciężka atmosfera i ciągłe napięcie byłyby trudne do zniesienia.
A z rzeczy w kategorii “małe a cieszy” - replikacja munduru. Świetny pomysł.
Finka: No nie będę oryginalna, Tilly jest świetna. Czytałam artykuł o tym, że być może jest świadomą reprezentacją osób ze spektrum autyzmu. Pewnie twórcy to zdementują, ale fajnie mi myśleć o niej jako o osobie... normalnej. Przypuszczam, że dla wielu widzów Tilly jest denerwująca. A moim zdaniem jest najbardziej odpowiadająca w rzeczywistości. Pomyślcie o tej pierwszej scenie w ich kwaterze. Czyje zachowanie jest bardziej prawdopodobne w realu? Kobiety, która leży na łóżku i nie zwraca uwagi na to, kto wchodzi, milczy i odpowiada jak burak? Czy może kobiety, która wchodzi, zaczyna rozmowę, uśmiecha się i mówi nieco nieskładnie, bo (niesamowite!!) przez większość czasu właśnie tak mówimy, dlatego że w realu nie mamy scenariusza i posługujemy się językiem mówionym, a nie pisanym?
NAJSŁABSZY MOMENT ODCINKÓW
fluor: Akcja obronna na kolonii Corvan II i w ogóle wszystko, co się z nią wiąże. Sam fakt, że pojedyncza kolonia odpowiada za niemal większość produkcji dilitu w całej Federacji. Słabość federacyjnej obrony, a także obecność zagubionych cywilów i dzieci w strategicznie ważnej placówce w czasie wojny. Dlaczego stratedzy z Gwiezdnej Floty nie wpadli na pomysł, że kolonia jest obiektem podwyższonego ryzyka ataku i być może warto z niej ewakuować postronne osoby? Było pół roku od wybuchu wojny, aby tego dopilnować.
Od strony realizacyjnej także nie przypadło mi do gustu pokazanie tych cywilów i klingońskich nalotów na bazę – tak jakby zabrakło pomysłu jak to fajnie pokazać.
Piotr: Sytuacja z Corvan II jest bardzo kanoniczna. Nawet Ziemi zwykle bronił jeden okręt, i to ten sam. 😉 A na poważnie - to efekt braku wyobraźni tudzież przemyśleń scenarzystów. Nic nowego.
Dla mnie najgorszy moment to koniec komandor Landry. Już nie chodzi o to, jak głupia to była śmierć. Od początku wydawała mi się jedną z niewielu interesujących postaci, widzieliśmy też jakiś fragment relacji z kapitanem, niekoniecznie regulaminowej. To zmarnowany potencjał, również ze względu na aktorkę.
Kasia: Tutaj się zgodzę z Piotrem. Landry miała potencjał, a napisano ją tak, jakby nie miała instynktu samozachowawczego. Bardzo szkoda.
fluor: Nie twierdzę, że akcja na Corvan II nie była kanoniczna, była po prostu słaba – zarówno fabularnie jak i pod względem wykonania.
Finka: Prawie zapomniałam o tej akcji. Dość banalna realizacja w sumie. Ale pozbycie się w taki sposób Landry to faktycznie słabe - jej rzucenie się na Rippera jest nielogiczne i niespójne.
Kasia: No i proszę was, totalnie nieodpowiedzialne zachowanie, żeby w trakcie wojny nie dołożyć więcej wojsk do regionu, od którego zależy ich działanie.
To utwierdza mnie w przekonaniu, że o ile niektóre postaci mnie wciągają, o tyle dziury scenariuszowe są coraz bardziej widoczne. Sytuacja z dryfującymi Klingonami, z technologią pozostawioną za sobą, gdy najwyraźniej teleskop był ważniejszy; sam pomysł na niesporczaka…
Co do bohaterów, to do tej pory Stamets i Saru zaznaczyli swoją obecność. Bardziej niż Lorca. Poza tym Tilly, która próbuje się przebić i czasem jej to wychodzi. Nie podzielam waszego entuzjazmu co do niej. Jest dobra, ale nie spektakularna. Wydaje mi się, że oprócz funkcjonowania jako źródło okrętowych dostępów dla Michael ma być przypomnieniem o pierwiastkach człowieczeństwa i ideałach Gwiezdnej Floty, jak wspomnieliście wcześniej. Natomiast póki co nie jest nikim więcej. Mam nadzieję, że to się zmieni. Zmarnowali już Landry, więcej zużywalnych postaci nam nie potrzeba.