Pierwsze wrażenia

Piotr: Są takie odcinki, które się zapamiętuje z powodu jednej sceny, nawet jeśli nie jest ona kluczowa. Parę tygodni temu mieliśmy “ten epizod, w którym zginął Culber”, a najnowszy zapamiętam jako “ten, w którym Michael zjadła Kelpianina. I jej smakował”. Wiele się działo w tym odcinku, ale o tym jednym na pewno nie zapomnę. Po tym wszystkim admirał Cornwell nie będzie chciała jej zamykać w więzieniu, weźmie ją na terapię.

kotek: Mieliśmy w tym odcinku też sporo kontrowersji obyczajowych, ot choćby namiętny gejowski pocałunek albo mina Michael, kiedy dowiedziała się o romansie swojego mirror alter ego z Lorcą. Nie mogę zdecydować, która scena zrobiła na mnie większe wrażenie. Chyba jednak Michael i Lorca. Ich zależność służbowa w naszym uniwersum, a przede wszystkim ich zawiłe relacje w mirrorze.

Piotr: Do pocałunków Discovery nas już przyzwyczaił, ale to w sumie dobry moment na ciekawostkę, którą przeoczyliśmy, komentując wcześniejsze epizody. Pierwszy homoseksualny pocałunek w Star Treku miał miejsce w DS9, zbiegiem okoliczności też w Mirror Universe. Intendentka Kira i Ezri wyprzedziły Stametsa i Culbera.

Wracając jednak do meritum, niczym mnie nie zachwyciły wątki nie związane z Michael i Lorką. Przy całej intensywności scen w pałacu reszta odcinka wypada dla mnie trochę blado, choć nie można powiedzieć, że nic nie wnosi.

fluor: Nie wiem czy zauważyliście albo odczuliście to, ale to był (do tej pory) najkrótszy odcinek. Trwał tylko 37 minut, podczas gdy przeciętnie odcinki w tym sezonie mają 10 minut więcej. Ciekawy jestem z czego to wynika, bo w praktyce wygląda to tak, jakby twórcy wyrzucili jeden akt z odcinka – być może przenieśli go do kolejnego.

To już trzeci epizod rozgrywający się w całości w Mirror Universe, wszechświata lustrzanego, w którym (tradycyjnie) nasi bohaterowie spotykają swoje odpowiedniki, podejmujące najczęściej zupełnie inne decyzje życiowe. Myślę, że Discovery jako pierwszy serial (Mirror Universe odwiedzano także w TOS, DS9 i ENT) daje nam wgląd w psychologię ludzi żyjących w tej alternatywnej rzeczywistości. Dotychczasowe wizyty były raczej pretekstem do pokazania bohaterów w innym świetle, często karykaturalnym – np. Spock z brodą, kapitan Kirk żyjący jawnie z nałożnicą i mordujący niepokornych członków załogi, zepsuta moralnie Kira jako Intendentka, Sisko i Archer w rolach zupełnie nieprzystających do ich szlachetnych pierwowzorów.

Tutaj nie mamy prostego “wypaczenia” charakterów, Michael Burnham z własnej, niegodnej pozazdroszczenia, perspektywy wprowadza nas w codzienność życia w rzeczywistości totalitarnej. Dobrzy ludzie już nie żyją, zabici dawno temu, albo są poddawani torturom w agonizerach. Ci, którzy przetrwali, wiedzą, że wymaga się od nich zaprzeczenia człowieczeństwa: aplauzu dla zabójców, fanatycznego oddania, nieliczenia się z życiem innych istot. To cena, jaką muszą zapłacić, będąc trybikami w wielkim dziele szerzenia terrańskiej supremacji w galaktyce.

Dla Lorki to codzienność, do której przywykł tak bardzo, że nie robi to na nim żadnego wrażenia. Michael ma poważne trudności z zaakceptowaniem tych zasad, ale mimo wszystko robi to. Z pełną świadomością, że to proces nieodwracalny, bo nieistotne, czy ona czyni zło “ideowo”, będąc przekonana o wyższości ludzi, czy może tylko udaje wiernego funkcjonariusza reżimu. Jak po zjedzeniu potrawki z Kelpianina spojrzy kiedykolwiek w oczy komandorowi Saru?

"Her name was Ava"

Piotr: Cóż za niespodzianka! Co za zwrot akcji! Niestety kolejny, który część z nas przewidywała od bardzo dawna, a pewność dał wszystkim jesienny finał. Wszystkim, którzy zrozumieli, co zrobił Lorca, a, co mnie zdziwiło, sporo osób to przeoczyło. Ale podobnie jak z wątkiem Tylera, którego rozwiązanie też było widoczne od dawna, przewidywalność nie psuje mocno efektu, bo scenarzyści dali nam całkiem rozbudowaną intrygę. A wszyscy lubimy, gdy intrygi mają warstwy.

Wyjawienie Lorki jako lustrzanej postaci nie daje nam szczególnie dużo informacji. Owszem, wiemy, że omotał swoją Burnham i z nia spiskował przeciw imperatorce, ale co się stało z jego Michael? Zginęła? On ją zabił? Po co? Przecież była po jego stronie. Jak Lorca w ogóle trafił do naszego wszechświata i kiedy? Czy jest typowym knującym czarnym charakterem, czy wgląd w naszą rzeczywistość dał mu inną perspektywę. Chciałbym, by okazało się, że scenarzyści wzięli pod uwagę różnice, jakie dzielą ich mirror z tym z TOS i wykorzystali to, by co nieco zmienić. Ale może to nie Lorca ma wygrać w tym wszechświecie

kotek: Lorca zyskał w moich oczach po tym odcinku. Lubię dobrze napisane czarne charaktery. Możemy wieszać psy na scenarzystach, może nie potrafią stworzyć intrygi, której fani nie przejrzą na wskroś, a może “inspirują się” mądrościami z forów? Efekt jednak mnie zadowala. Mamy dobrze napisaną postać. Wszystko jest spójne, może oprócz jednego szczegółu, o którym wspomniałeś Piotrze. Tajemnicą pozostaje w jaki sposób Lorca przeniósł się do naszego świata oraz dlaczego podjął trochę bezsensowną próbę powrotu za pomocą zmuszania Stametsa do ciągłych skoków aż znajdzie się tam, gdzie chciał. Zastanawiam się czy miał alternatywę na wypadek gdyby grzybkowy napęd zepsuł się zanim osiągnie cel?

Nie, pewnie nie miał. To urodzony hazardzista. Wszystko na jedną kartę i improwizacja. Bardzo chciałabym wierzyć, że się mylę i Lorca mnie jeszcze zaskoczy. Tak jak było w scenie jego przesłuchania, kiedy pojawił się wątek Avy. Kim jest Ava? W mirrorze każdy ma swoje odbicie, kim ona jest/była w naszym uniwersum? Równie interesujący może być wątek odpowiednika jedynego jakiego znamy mirrorowego Lorci w naszym uniwersum, o ile się taki odnajdzie.

fluor: Myślę, że niewykluczone, że Lorca zna sekrety transferów pomiędzy światami, które mają znajdować się w archiwach USS Defiant. Tak, wiem, że powiedział Burnham, że muszą odnaleźć je w pałacu, ale… przypomnijcie, kto może mieć tą tytułową Vaulting Ambition (wygórowaną ambicję)? Fakt, że Lorca w jakiś sposób przeniknął z mirrora do naszej rzeczywistości nie wymaga dowodów, więc dlaczego nie miałby znać drogi powrotnej? Pytanie oczywiście o to jaka jest jego motywacja w tym momencie – odkrywać nowe światy i dotrzeć tam, gdzie nie dotarł żaden człowiek czy może obalić cesarzową i zostać faktycznym panem świata.

kotek: To ostatnie. Lorca i jego wielka ambicja chcą obalić Georgiou. Nie jestem przekonana czy koniecznie rządzić czy jedynie obalić imperatorkę prowadząc swoje własne gierki, których motywacji jestem bardzo ciekawa.

Intrygi pałacowe

Piotr: Okrutna imperatorka Georgiou gardzi ideałami Federacji naprawdę czy może niezupełnie? Rządzi Imperium twardą ręką, a jednak przygarnęła i wychowała sierotę. Czy to nie oznaka słabości w świecie Terran? Michael wydaje się jej ufać, co pewnie źle się skończy, ale daje też potencjał na ciekawe zamknięcie historii.

kotek: Georgiou się boi. Pod płaszczykiem tej okrutnej, rządzącej twardą ręką i wyzutej z uczuć baby, jest przerażona kobieta. Nie wiadomo jak doszła do tego co ma ale nie wygląda jakby było to spełnienie jej marzeń. Ona gra. Nie ma wyjścia. Wie, że każdy kto ją zastąpi będzie bezwzględny i bez skrupułów. Jej bezwzględność to poza. Trzyma twardą ręką swoją część galaktyki, chciałabym wierzyć, że tylko po to, żeby nie dopuścić do jeszcze większego rozlewu krwi. Wracając do jej strachu, ona jest przerażona samą świadomością, że Lorca mógłby zająć jej miejsce. To jego się boi. Co takiego zmajstrował Lorca, że Georgiou byłaby w stanie poświęcić swoją przybraną córkę za kolaborację z nim?

fluor: Nawet cesarzowa potrzebuje następcy/następczyni. Nie ma lepszego kandydata niż sierota, niemal rodzona córka, która zawdzięcza dosłownie wszystko swojej patronce.

Przyjmujemy też, że słowa Philippy o tym, że Lorca i Michael spiskowali przeciw niej są prawdą, a przecież to może być tylko objaw paranoi. Na tak wysokim stanowisku (Matki Ojczyzny, Dominusa Kronosa itp) to wcale nie musi być takie rzadkie.

Podoba mi się sposób, w jaki odgrywane są przejścia pomiędzy intymnymi, matczynymi odruchami Georgiou, a władczymi gestami pani życia i śmierci.

Stamets i Stamets

kotek: Spacery w odmiennych stanach świadomości Stametsa, spotkanie mirror Stametsa i ducha Culbera było dziwne, ale potrzebne z punktu widzenia fabuły. Oglądanie kolejnego odcinka dramatycznej walki o życie Stametsa bez wglądu w jego świadomość byłoby dużo mniej atrakcyjne. Interesujące spojrzenie na ludzką świadomość, duszę czy jakkolwiek to nazwiemy. Disco znowu wykonał krok w kierunku tradycyjnego Treka.

Zastanawia mnie obecność mirror Stametsa. Skoro poznał napęd grzybkowy, to dlaczego Georgiou zdaje się o nim nie wiedzieć? Po co jej schematy napędu z Discovery?

Piotr: Nigdy nie przepadałem za odcinkami, w żadnym serialu, w których akcja rozgrywa się w wizji, we śnie, w śpiączce itp., czyli w głowie bohatera. Mieliśmy tu istotne spotkanie z lustrzanym sobą, ale poza tym to była jakaś projekcja świadomości Stametsa na grzybkach, która pozwoliła mu się pożegnać z Culberem. Może i było to jego postaci potrzebne, ale mnie to nie satysfakcjonuje. Wyglądało jakby scenarzyści dali mu tę scenę tak przy okazji spotkania z drugim sobą.

A lustrzany Stamets to zapewne sojusznik Lorki, i to on odpowiada zarówno za obecność kapitana w naszym wszechświecie jak i za umieranie zarodników. Co więcej, myślę, że to, co on nabroił ostatecznie sprawi, że napęd Discovery nie będzie działał. Wrócimy do kanonicznego napędu warp.

fluor: Nie mamy podstaw podejrzewać, że lustrzane alter ego Paula Stametsa żyjące w tym zepsutym świecie ma czyste sumienie. Owszem jest naukowcem, ale myślę, że nie wykonał przełomu z użyciem niesporczaka, niezbędnego (o ile możemy sobie spekulować oczywiście) do działania napędu sporowego. Gdyby było inaczej, to Lorca pomógłby im dokonać przełomu wcześniej, ale on po prostu chciał wykorzystać Rippera jako jeszcze jednej zabójczej broni w kolekcji.

"Today is a good day to die"

kotek: “That is war” tak powinien być zatytułowany ten odcinek. Saru proszący L’Rell o ulżenie cierpieniom Tylera, który jak się dowiedzieliśmy, jest następcą T’Kuvmy, jej drwiący komentarz o losie żołnierza i wojnie. To było mocne i bardzo na miejscu. Tylko dlaczego chwilę później nie ma ochoty drwiąco odpowiadać zostając z Ashem sama i sama prosząc o możliwość jego wyleczenia? Coś wrażliwi się ci Klingoni zrobili, labilni emocjonalnie i zmieniający zdanie. Może to tylko domena Klingonek? Tracę szacunek do takiego wroga Federacji. Za mało Klingonów w Klingonach. Mogłam się zgodzić na wręcz barokowy przepych ich pojazdów, zamiast surowości Bird of Prey, mogłam zaakceptować przepychanki między klanami, chociaż wolałabym gdyby takie sprawy załatwiali za pomocą bat’leth, a nie przydługich pogaduch, ale dlaczego ograbili Klingonów ze wszystkiego co było ich? Stworzono nową rasę, która nieco przypomina wyglądem Klingonów i mówi ich językiem. To nie są Klingoni, których znam.

Piotr: Klingońskie wątki od początku przynoszą sporo niekonsekwencji, ale akurat tu bym nie powiedział, że zachowanie L’Rell jest niewiarygodne. Łatwiej jej było odmówić, być tą prawdziwą Klingonką, gdy Voq znajdował się gdzieś w ambulatorium. Ale wiemy, że jej na nim zależy, więc gdy Saru jej go oddał, trudno było spodziewać się czegoś innego. Saru umiejętnie zagrał na jej emocjach. A akurat ich Klingonom nigdy nie brakowało.

Nie mogę powiedzieć, że wątek Tylera był dla mnie szczególnie interesujący wcześniej, a teraz jest jeszcze mniej. Jednak ciekawe jest, co zrobiła L’Rell podczas operacji. Obserwujemy kilka retrospekcji z Voqiem, a potem jej okrzyk, jaki zazwyczaj towarzyszy śmierci Klingona. Mimo to Tyler dalej kontynuuje swoje majaczenie, tylko już po angielsku. Czyżby połączyła obie osobowości w jedną?

fluor: Hegh’bat, czyli rytualne samobójstwo. O to prosił Worf w TNG 5x16 Ethics, gdy po nieszczęśliwym wypadku został sparaliżowany i nie był w stanie kontynuować swojej służby. Czyny L’Rell nie odbiegają tak bardzo od tej klingońskiej etyki. Jaki honor, jaka chwała czekała na Voqa-Tylera przywiązanego do łóżka i szprycowanego środkami na uspokojenie?

Najlepszy moment odcinka

fluor: To moment, w którym Lorca wydostaje się z agonizera. W końcu zaczną się dziać Rzeczy 🙂

kotek: Kilka tych momentów było, trudno się zdecydować. Postawię na rozmowę Michael z Georgiou. Wzajemne relacje między nimi i Lorcą będą pewnie motywem przewodnim kolejnego epizodu.

Piotr: Nie powiem, że to najlepszy moment, ale zdecydowanie najmocniejszy. Oczywiście mowa o kolacji. To, do czego posuwają się twórcy serialu, jest szokujące, ale robi wrażenie też fakt, że takie zabiegi są spójne z wizją tego świata. Gdy dziesięć lat temu spece od reklamy wymyślili Abramsowi hasło “to nie jest Star Trek twojego ojca”, nie mieli pojęcia, o czym mówią.