USS Enterprise otrzymuje zadanie transportu delegacji z dwóch sąsiadujących światów na konferencję dyplomatyczną. W trakcie wykonywania misji napotykają naukowy fenomen, który pobieżnie badają, nieświadomie porywając energetyczną istotę na okręt. Bezcielesna forma życia zakłóca pracę okrętowych systemów, potrafi także zawładnąć człowiekiem. W odcinku zobaczymy, jak załoga traci kontrolę nad wykonywaną misją, okrętem, a w końcu i swoim kapitanem.

Od lewej przedstawiciele gatunków: Selay, człowiek, Antican.

System gwiezdny Beta Renner posiada aż dwie planety zdolne do podtrzymywania życia, na których, niezależnie od siebie, rozwijają się sąsiadujące cywilizacje – Selay i Antican. Różnice anatomiczne (pierwsi są wężopodobni, ci drudzy raczej psowaci) oraz w stylu życia powodowały narastanie nieufności i wzajemnej wrogości. Skłonność do przemocy i łatwość w atakowaniu przeciwnika, jaką przejawiają delegacje podczas pobytu na Enterprise, sugerują, że w historii tych narodów mogło dochodzić do wielu krwawych walk.

We wcześniejszych wojnach żadnej ze stron nie udało się uzyskać znaczącej przewagi i zdominować oponentów, natomiast w wyniku nieznanych okoliczności przedstawiciele jednego gatunku złożyli wniosek o dołączenie do Federacji Zjednoczonych Planet.

Włączenie większego organizmu politycznego do konfliktu zakłóciłoby równowagę sił w systemie, dlatego adwersarze powinni zareagować odpowiednio i zaprosić inny sojusz międzyplanetarny, np. Klingonów albo Romulan. Najwyraźniej nie było to możliwe i w rezultacie oba światy kandydują do tej samej organizacji.

Geordi i Worf jako młodsi oficerowie mostka nie mają jeszcze konkretnego przydziału i służą na różnych stanowiskach w zależności od bieżącej potrzeby. Dopiero później awansują na samodzielne funkcje.

Państwo-kandydat do członkostwa musi spełnić szereg kryteriów i przejść przez długi proces negocjacji, w czasie którego dopasowuje swoje prawo do wspólnych standardów. Jednym z podstawowych wymagań jest stabilność polityczna, a intensywna wrogość, jaką żywią do siebie sąsiedzi, jest zdecydowaną przeszkodą.

Już od pierwszego spotkania z delegacjami Picard i Tasha Yar nie wierzą specjalnie w to, że zwaśnione społeczeństwa mają szansę na dołączenie do Federacji w najbliższej przyszłości. Mimo wszystko decyduje się kontynuować misję. Nawet jeżeli akces Selay i Antican nie zostałby na razie rozstrzygnięty, to może udałoby się zakończyć lub załagodzić konflikt – i chociaż w ten sposób mogliby skorzystać na pokojowej konferencji.

Przynajmniej w teorii… bo w praktyce wspólny pobyt na Enterprise to lawinowo rosnąca liczba incydentów i wzajemnej agresji delegatów. Wygląda na to, że obecność oficerów Gwiezdnej Floty wcale im w tym nie przeszkadza, a przecież takim zachowaniem pogarszają swoją sytuację negocjacyjną.

Zachowanie przedstawicieli obu planet pokazuje, że chodzi im przede wszystkim o to, by uniemożliwić wstąpienie do sojuszu swoim konkurentom, nawet jeśli ma to oznaczać ich fizyczną eliminację. Co gorsza, opóźnione reagowanie i nieudolność ze strony ochrony okrętu prowokuje i zachęca oponentów do podejmowania jeszcze bardziej gwałtownych działań. Eskalacja zdarzeń doprowadza pod koniec odcinka do śmierci jednego z Selay.

Sytuacja jest poza wszelką kontrolą. Garstka delegatów Antican i Selay urządza sobie polowania na pokładzie, terroryzują okręt i atakują postronnych.

Czy nie dało się nic zrobić? To prawda, że jednostka klasy Galaxy jest bardzo przestronna i gęsto zaludniona, ale mówimy o pilnowaniu kilku osób. W zasadzie na okręcie przez długi czas nie działo się nic innego, co mogłoby odwracać uwagę oficerów ochrony od chronionych dyplomatów. To jak najgorsze świadectwo kompetencji odpowiedzialnej za bezpieczeństwo Tashy Yar, która nie radzi sobie zupełnie z powierzonym zadaniem.

Obecność delegacji Antican była także okazją do pokazania, jak bardzo ludzie XXIV wieku różnią się od tych XX-wiecznych. To być może kolejne echo zarzutów Q z “Encounter at Farpoint” – gdzie słyszeliśmy, że w naturze ludzkiej jest dzielić się na plemiona i walczyć ze sobą o rzeczy trywialne. Antican i Selay doskonale ilustrują tę postawę swoją nieuzasadnioną nienawiścią, co dla naszej załogi (która przecież wyewoluowała i porzuciła drogę przemocy) jest zupełnie niezrozumiałe.
Przywódca Antican (jego imię Badar N'D'D znamy ze scenariusza odcinka i nie padło ono na ekranie) ku swojej wielkiej radości wywołuje wstręt u Tashy, gdy informuje ją, że sam zamierza zabić zwierzę, które planuje później zjeść. Uwaga Rikera, że ludzie już nie hodują (użył słowa “zniewalają”) zwierząt dla mięsa i zamiast tego zdobywają je za pomocą replikatorów, powoduje z kolei zniesmaczenie Antican i oskarżenia o barbarzyństwo.

Badar N'D'D grany jest przez Marca Alaimo, którego poznamy znacznie lepiej w roli Gula Dukata (w serialu Deep Space Nine). Aktor pojawi się jeszcze wielokrotnie w TNG, za każdym razem wcielając się w inny gatunek obcych.

W drodze na konferencję pokojową Enterprise mija chmurę czystej energii i załoga decyduje się na pobieżne przeskanowanie tego zjawiska. Niestety, nieświadomie ściąga w ten sposób na pokład bezcielesną formę życia, która przenika przez okrętowe systemy i ląduje w ciele Worfa. Istota jest zdezorientowana ciągłymi zmianami otoczenia, a być może także i dość złożoną klingońsko-ludzką świadomością swojego gospodarza (Worf żył na krawędzi dwóch kultur), dlatego w miarę szybko uwalnia go, przejmując kontrolę nad Beverly Crusher. Pani doktor jest doskonałym nośnikiem i to właśnie z jej pomocą obcy zbiera podstawowe informacje o funkcjonowaniu okrętu.

Warto zauważyć, że opanowany przez energetyczną formę życia człowiek dawał jej dostęp do swojej wiedzy, doświadczenia i talentów, co powodowało, że jego zachowanie i wypowiadane słowa nie budziły podejrzeń załogi. Właśnie dzięki temu doktor była w stanie podać zaimprowizowany opis stanu zdrowia Worfa, fałszywie tłumaczący zanik pamięci i utratę przytomności.

Zastępca szefa maszynowni podporucznik Singh najpierw korzysta z pomocy Wesleya Crushera przy rozwiązywaniu usterki napędu warp, a gdy chłopak znajduje przyczynę problemu, zostaje odesłany do szkoły, trochę na zasadzie "nie jesteś już tu potrzebny, dam sobie radę dalej". To tyle jeśli chodzi o wdzięczność dorosłych…

Po rozpoznaniu sytuacji obcy przejmuje inicjatywę – wyłącza silniki, powoduje szereg usterek, a także zabija podporucznika Singha, jednego z mechaników pracujących nad przywróceniem napędu. Wszystko po to, aby powstrzymać Enterprise przed oddaleniem się od kosmicznej chmury. Wkrótce istota zrozumie, że najpewniejszym sposobem powrotu do swojego domu jest przemówienie do załogi głosem jej kapitana.

Przygotowania do puczu idą bardzo opieszale, część oficerów nie jest pewna, że w ogóle należy robić cokolwiek.

Komandor Riker, zaalarmowany przez Troi o niezwykłym zachowaniu kapitana, zwołuje nieoficjalną naradę starszych oficerów, aby przedyskutować kryzysową sytuację. Picard bez podawania żadnego sensownego powodu zarządził zmianę kursu na przeciwny – oddalając Enterprise od miejsca konferencji pokojowej, czyli od celu ich misji. Jego wyjaśnienia, że chodzi o ponowne zbadanie kosmicznej chmury, są bardzo słabe, jednak Picard sięga do argumentu ostatecznego (tzn. zachowuje się jak buc) i stwierdza, że ma prawo robić to, co uważa za stosowne na swoim okręcie.

Troi wyczuwa w kapitanie niebezpieczeństwo, ponieważ część jego umysłu nagle zamknęła się na jej skanowanie. Obcy kontrolujący kapitana w ten sposób się przed nią ukrywa, dlatego też doradca nie jest pewna i informuje swoich kolegów tylko o prawdopodobnym zagrożeniu.

Riker ma możliwość tymczasowo zwolnić z obowiązków swojego dowódcę, ale potrzebuje do tego poparcia wszystkich starszych oficerów. Jak zauważył Data, obecne działania Picarda można interpretować na wiele sposobów i jest to jeszcze za mało, aby uzasadnić bunt.

Z Beverly sytuacja jest trochę prostsza. Jako główny oficer medyczny może stwierdzić niedyspozycję kapitana z powodów zdrowotnych i nie potrzebuje do tego niczyjego wsparcia… o ile oczywiście podda się on testom medycznym.

Ja nie mam racji? Z równie wysokim prawdopodobieństwem mogę zakładać, że to wy się mylicie i doradca Troi też!

Beverly i Riker udają się zatem do kapitańskiego gabinetu z prostym żądaniem – aby poddał się badaniom. Mówią mu zupełnie otwarcie o podejrzeniu, że znajduje się on pod obcym wpływem. Tu jednak włącza się charyzma Picarda, który w bardzo nieprzyjemnych słowach najpierw sugeruje oficerom, że sami są przepracowani i być może doświadczają halucynacji, a później wysyła ich na badania i straszy ochroną, jeśli natychmiast nie odejdą. Ton jego głosu i zachowanie mają na celu upokorzenie swoich rozmówców i pokazanie im swojej wyższości (skutecznie).

Zginął człowiek (podporucznik Singh porażony przez obcego), a Data zajęty jest imitowaniem Sherlocka Holmesa. Rozumiem, że jako android może być pozbawiony empatii, ale ktoś powinien zwrócić mu uwagę, że to nie do końca stosowne.

Argumenty kapitana są częściowo słuszne, ponieważ faktycznie Beverly i Worf (można podejrzewać, że ktoś jeszcze) znajdowali się pod obcym wpływem wcześniej, ale to właśnie w tym momencie starsi oficerowie powinni stanąć murem za Rikerem i wymóc na kapitanie, aby wszyscy solidarnie poddali się testom medycznym. Niestety pierwszy oficer nie znajduje w sobie tej siły i decyduje się czekać na dalszy rozwój wydarzeń.

Kapitan ma autorytet i pełne panowanie nad sytuacją – widzimy, że obca forma życia doskonale zrozumiała, jak działa hierarchia na okręcie i kto będzie idealną marionetką pozwalającą wykonać zadanie.

Energetyczny obcy z chmury jest tajemniczy - początkowo działa chaotycznie, robiąc wiele zamieszania na okręcie, ale szybko uczy się, w jaki sposób wpływać na rozwój wydarzeń. W końcu, gdy przedstawia się załodze, opowiada historię swojego pobytu na Enterprise, ukazuje siebie jako zagubioną formę życia, nie będącą w stanie skutecznie skontaktować się z “nosicielami” (jako pierwszy trafił do umysłu Worfa, co mogło dodatkowo powodować szok ;)).

Istota walczyła o przetrwanie w niesprzyjających okolicznościach. Osaczona, reagowała instynktownie i bardzo żałuje śmiertelnego porażenia oficera maszynowni. Chodziło jej tylko o to, by unieruchomić silniki okrętu i nie oddalać się jeszcze bardziej od domu (czyli chmury).

Obcy stara się kolejny raz manipulować załogą za pomocą słów, przekonując ich, że kapitan Picard dobrowolnie rezygnuje ze stanowiska i udaje się z nim na odkrywanie zupełnie nowego świata. To już za wiele dla Rikera, ale obcy oprócz dyplomacji ma też w zanadrzu argument siły – unieruchamia całą załogę (a mógł zabić! Możliwe, że połączenie z Picardem faktycznie w jakiś sposób wpływało na postępowanie tej istoty albo jego sądy etyczne) i niepowstrzymany realizuje swój plan.

Kapitan Picard zrobił swój backup w chmurze...
Niektórzy mówią, że w Star Treku już było wszystko, i ja się przychylam do tej opinii. 30 lat temu wyprodukowano ten odcinek, a nie mieli jeszcze pojęcia, jak będzie działać powszechny dostęp do Internetu. Wszystko jednak ładnie pasuje 😉

Chciałbym zwrócić jeszcze uwagę na postać Deanny Troi, która w tym odcinku odegrała rolę nie do przecenienia. Nie była biernym uczestnikiem zdarzeń, tylko prowadziła kompetentnie śledztwo i reagowała w istotnych momentach (chociaż nie zawsze udawało się jej zmienić tok wydarzeń). Jako pierwsza zauważyła nietypowe objawy u swoich kolegów – Worfa i Beverly, którzy tymczasowo “gościli” w swoim ciele energetyczną formę życia, a następnie potwierdziła swoje przeczucia, przeprowadzając z nimi seans hipnozy.

W scenie finałowej, gdy energetyczna istota przebywająca w ciele Picarda ujawnia się załodze i przedstawia swoje pochodzenie i agendę, to właśnie Troi jako pierwsza zgaduje, że kapitan chce się przesłać bezpośrednio w chmurę. Chociaż stara się być pomocna dla załogi, to atak błyskawic sprawia, że oficerowie nie są w stanie powstrzymać obcego przed realizacją planu.
Doradca jest także niezastąpiona w procesie odzyskiwania kapitana z chmury – Riker już chciał odlecieć, żeby kontynuować przerwaną misję dyplomatyczną (pamiętacie jeszcze Selay i Antican?), natomiast to właśnie ona zatrzymała go “wyczuwając”, że kapitan jest obecny i gotowy do powrotu do swojego ciała.

Odcinek uważam za średnio udany. Wątek dyplomatyczny Antican z Selay jest przerysowany; zapewne dla uzyskania komicznego efektu załoga zupełnie sobie nie radzi z delegatami buszującymi po pokładzie. Jest to zabawne powierzchownie, ale nie świadczy dobrze o kompetencjach Tashy Yar i jej ludzi.

Widać także słabość załogi,która nie potrafi w skuteczny sposób obronić się w sytuacji, gdy ich kapitan nie działa racjonalnie. Olbrzymie zaufanie, jakim darzy się kapitański autorytet, to efekt szkolenia z Akademii Gwiezdnej Floty, a także dotychczasowych doświadczeń całej grupy. Niestety, w tym przypadku działa to na ich niekorzyść, ponieważ nie potrafią odnaleźć właściwej metody, by przeciwstawić się bezsensownym rozkazom, a także by uwolnić swojego dowódcę od obcego wpływu.

To cenna lekcja, z której oficerowie mogą wyciągnąć wnioski na przyszłość, ponieważ sytuacja z nieracjonalnymi poleceniami (z różnych powodów) będzie się jeszcze pojawiała.

You underestimate the power of the Dark Side (Nie doceniacie potęgi Ciemnej Strony Mocy).

Autor tekstu jest członkiem stowarzyszenia TrekSfera.