Forum Trek.pl Newsy Star Trek Reżyser "Star Trek" J.J. Abrams o tribble'u i problemach z "Galaxy Quest"

Reżyser "Star Trek" J.J. Abrams o tribble'u i problemach z "Galaxy Quest"

Viewing 1 post (of 1 total)
  • Author
    Posts
  • Eviva
    Participant
    #4231

    Los Angeles Times: EXCLUSIVE: Oto pierwsza część wywiadu z J.J. Abramsem o jego kinowej podróży na pokładzie statku Enterprise.

    [more]Gene Roddenberry po raz pierwszy pomyślał o serialu telewizyjnym w rodzaju kosmicznego "Wagon Train" na początku lat sześćdziesiątych, coś z pogranicza wspaniałej opowieści s-f i przypowieści o niezłomnym duchu. I popatrzcie tylko, co rozpoczął. W maju kulturowy fenomen "Star Trek" dumnie powraca tam, gdzie nikt przed nim nie dotarł - jako 11 film z tej serii. Tym razem reżyserem jest J.J. Abrams, którego kreatywność mogliśmy poznać poprzez "Alias," "Lost" i "Fringe" jak również z tego, że był on reżyserem "Mission Impossible III." Abrams rozmawia z Hero Complex o sterowaniu nowym filmem przez strefę neutralną , która leży między zawziętymi fanami "Treka" i tymi widzami, którzy w lecie pójdą na film. Oto pierwsza część tego wywiadu:

    Geoff Boucher: Stary pomysł przeniesiony w nową erę musi budzić zainteresowanie, jak bardzo się zmienił -- lub nie zmienił. "Battlestar Galactica" nie mogłaby być bardziej odmienna od swej wersji z lat siedemdziesiątych, gdy "Star Wars" były w zasadzie podobne. W kwestii "Star Trek" możemy oczekiwać czegoś podobnego, jak w przypadku filmów "Batman" i "James Bond", które trzymały się własnej mitologii, ale przekalibrowały ją na nowe tony.

    J.J. Abrams: Myślę, że mi się udało, ponieważ podszedłem do tego filmu jako ktoś, kto docenia "Star Trek" ale nie jest jego zwariowanym fanem. Problemem było to, że nie wiedziałem wszystkiego, co powinienem był wiedzieć, by zacząć tę pracę i musiałem się tego uczyć. Przewagą było zaś to, że mogłem patrzeć na "Star Trek" jako całość trochę inaczej niż typowy widz, co pozwoliło mi dostrzec rzeczy, które wydały mi się najbardziej znamienne i najważniejsze w oryginalnej serii, ale nie być jedynie sługą mistrza, próbującym pozostać wiernym wszystkim detalom. Pozwoliło mi to być krytycznym wobec rzeczy, na które patrzyłem.

             

    GB: Co znalazło się na Twojej "krytycznej" liście?

    JJA: Najważniejsze były postacie. Musieliśmy pozostać wierni ich duchowi. To są legendy - jeśli robisz "Star Trek", musisz zrobić Enterprise i to musi wyglądać jak Enterprise. Jeśli robisz "Star Trek" musisz zrobić kostiumy, które ludzie już znają. Musisz móc spojrzeć na to i wiedzieć, co to jest. Nawet czcionka tekstu "Star Trek" musi wyglądać jak to, co już znasz.

    Fazery, komunikatory, logo Gwiezdnej Floty - te rzeczy są niewzruszonym drogowskazami, rekwizytami, które czynią "Star Trek" - "Star Trekiem." Jeśli chcesz zrobić coś z tej serii, są to rzeczy, o których nie możesz zapomnieć. A jeszcze, gdy chcesz utrzymać ton "Star Trek" , musi on trafić tam, gdzie jeszcze nikt nie był. A mam tu na myśli nie tylko IMAX - myślę o całej naszej pracy - ale myślę też, że widzowie są teraz bardzo wyedukowani i że widzieli każdą odsłonę "Star Trek", "Star Wars," dwie różne wersje "Battlestar Galactica," widzieli "Obcego" i kolejne części, widzieli niezliczone filmy sci-fi. Widzieli wszystko. A co gorsze, widzieli takie filmy jak "Galaxy Quest" , które wyśmiewają wszystkie dogmaty.

    GB: To prawda, nie mogłeś stworzyć przypadkowych momentów rodem z "Galaxy Quest" na mostku Twego okrętu.

    JJA: Dowcip polega na tym, że trzeba użyć takiego statku jak ten, mundurów takich jak te, takich postaci i nazwy "Star Trek", i sprawić by to było istotne i uzasadnione. To wyzwanie nie jest mi obce - użyć tego lepiej lub gorzej - i dodać elementy, które będą unikalne. Trzeba być jednak pewnym, że twoim głównym celem jest zrobienie najlepszego filmu, jak to tylko możliwe. Nie możesz oglądać się wstecz i próbować upewnić się, że każda decyzja, którą podejmiesz, będzie w zgodzie z przeszłością . To nie znaczy, że nie jesteśmy z nią w zgodzie, ale że nie było to naszą myślą przewodnią.

    GB: Wiesz, że cokolwiek byś zrobił, będziesz słyszał narzekania zatwardziałych fanów.

    JJA: Kluczem tu jest uszanowanie tego, że są oni fanami czystości "Star Treka", którzy będą bardzo głośni, gdy zobaczą coś, czego nie chcieliby widzieć. Nie mogłem jednak zrobić tego filmu wyłącznie dla czytelników magazynu o cewkach napędowych, którzy są ekspertami w tym, jak powinien wyglądać silnik statku. Oni znajdą to, co im się mocno nie spodoba, niezależnie od tego, co to będzie. A ten film został zainspirowany nie tylko tym, co było przedtem, choć jest temu naprawdę wierny. Najważniejsze było to, że będziemy mieli innych aktorów grających te role, więc już przez samo to nie będzie to to samo, co widzieliśmy przedtem. Ludzie zrozumieją, gdy już zobaczą film, że jest wierny temu, co stworzył Roddenberry i co ci wspaniali aktorzy zrobili w latach sześćdziesiątych. Jednocześnie, jak sądzę, będą kompletnie zaskoczeni, ponieważ jest całkowicie różny od tego, czego się spodziewają.

          

    GB: W montażu, pokazanym w Paramount, było sporo akcentów komediowych. Był to humor naturalny i entuzjastyczny... było również trochę ostrych momentów.

    JAA: Tak, między innymi żartobliwymi krytykami online przeczytałem "Och, popatrzcie, próbują zrobić to seksownym" jako reakcję na Kirka w łóżku z dziewczyną czy rozebraną Uhurę i mówili: "Och, to nie jest Star Trek". Inni ludzie pisali: "O, jest w tym humor, to nie 'Star Trek który znam". Jeśli popatrzycie na serial, to przekonacie się, że zawsze próbował przekraczać pewne granice i jak na swoje czasy był bardzo sexy. Miał swój pierwszy międzyrasowy pocałunek w telewizji i był serialem pełnym przygód seksualnych. Był też bardzo zabawny. Jedną z moich ulubionych rzeczy w "Star Trek" jest to, że był nie tylko przygodowy, ale było w nim dużo humoru w relacjach między głównymi postaciami i ich reakcjach na sytuacje, w jakich się znaleźli; było tam dużo akcentów komediowych bez łamania głównego nastroju. To dla nas ważne.

    GB: Gdy widziałem Cię po raz ostatni, wspomniałeś, że w filmie pojawi się tribble. To zabawne.

    JAA: Tak, jest tam jeden tribble. Będziesz go jednak musiał poszukać. Jest jeszcze jedna niespodzianka, ale proszę, nie pisz jaka.

    GB: Nie, nie, obiecuję. Jest tyle innych rzeczy, o których możemy porozmawiać. Fascynuje mnie wyzwanie, jakie podjąłeś wprowadzając swego kapitana Chris Pine miał największy aktorski dylemat roku 2009: jak zagrać Jamesa T. Kirka bez imitowania Williama Shatnera?

    JAA: No właśnie. Myślę, że wszyscy aktorzy mieli podobny problem. Poszczęściło się nam w "Star Trek" z projektantami kostiumów, ludźmi od efektów, kompozytorem - gdziekolwiek spojrzysz w tej produkcji, mieliśmy szczęście do ludzi, którzy są najlepsi w swym fachu. Oni wszyscy są bardzo dobrzy. Muszę jednak powiedzieć, że najbardziej zachwycony jestem obsadą. Wejść do takiego filmu jak ten, grać postacie, które wcześniej grali aktorzy, którzy zdefiniowali je i stworzyli - na pewno w równym stopniu co sam Roddenberry - szansa na znalezienie właściwych ludzi była bardzo mała. A znaleźć całą obsadę takich ludzi - jeszcze mniejsza. Czuję się tak, jakbyśmy zamierzyli coś niemożliwego, szukając aktorów, którzy będą tak dobrze dopasowani do tych ról, tak samo dobrzy i tak samo zabawni, i prawdziwi, i uczuciowi, i skomplikowani, jak ci, których znamy. Są utrwaleni w serialu i nikt nie zdoła zrobić z siebie imitacji któregoś z dawniejszych aktorów.

    Powodem, dla którego się udało - lub powodem, dla którego wierzę, że się udało - jest to, że ja, i ludzie, którzy to widzieli, wyszli przekonani, iż są to te postacie. To, co się wydarzyło, było przejściem. To dziwna rzecz. To nie tak, że kiedykolwiek zapomnimy, co zrobił DeForest Kelley lub George Takei lub Shatner czy którykolwiek z tamtych. To prawie tak, jakbyś myślał, że gdy otworzysz drzwi dla innych i wpuścisz ich do środka, będzie to świętokradztwem. To nie przekreśla tego, co było przedtem, to nie umniejsza jakości ani ważności tego, co było. To tak, jak z Jamesem Bondem. Są ludzie, którzy uważają, że Daniel Craig to jest to. I są tacy, którzy mówią "O mój Boże, Roger Moore, to jedyny James Bond, który się sprawdził" i ludzie, którzy myślą, że Sean Connery jest bez wątpienia jedynym prawdziwym Bondem. Rzecz w tym, że to, co Craig teraz robi, jest niezależne od tego, co inni aktorzy robili przed nim. Oni wszyscy mogą koegzystować.

    Rozmawiał Geoff Boucher.

    Źródło: Los Angeles Times[/more]

Viewing 1 post (of 1 total)
  • You must be logged in to reply to this topic.
searchclosebars linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram