W oczekiwaniu* 😉 powtórzyłem sobie TLT. Uderzyło mnie jak - wodzący Sheridana na pokuszenie, a przy tym pokazujący mu możliwą przyszłość - Galen przypomina zarazem pogrywającego z Picardem Q** i odwiedzającego Archera Danielsa. Oraz jak bardzo kwantowy*** lot wydaje się podobny do sceny wormhole'owej z TMP. A z drugiej strony - że jasna i cyfrowa 😉 panorama NY antycypuje tę z ORV. Zaś sposób w jaki prezydent tamtejszej wersji UFP traktuje dziennikarzy - przejażdżkę którą fundnęła kapitan Freeman wrednej Shari yn Yem.****
(Sama fabuła to oczywiście - pisałem to dawno temu, i znowu powtórzę - klasyczny Trek, z filozofowaniem i trudnymi wyborami etycznymi bohaterów. W drugiej części optymistyczny i moralizatorski. W pierwszej - cringe'owy, w tradycji dziwniejszych odcinków TOS, ale i dający się czytać jako kulawa metafora, w stylu "The Exiles"/"The Mad Wizards of Mars" Bradbury'ego. Ozdobiona w dodatku - celnym! - pytaniem, dlaczego diabelska złośliwość miałaby być dowodem na istnienie dobrego Boga.*****)
* https://trek.pl/forum/topic/babylon-5/page/14/#post-253653
** Czyli Q też są formą technomagów? 😉
*** I ucieknij tu od skojarzeń ze slipstreamem, ale i z metodą propulsji ECV-197 (jeśli nie uznamy ich samowolnie za to samo, z szacunku dla odmienności technobełkotu) 😉 .
**** Jasne, schemat jest jeszcze starszy, i bodaj z życia - tj. z zachowań amerykańskich pilotów - jeśli wierzyć technothrillerom militarnym - wzięty, ale...
***** Jeszcze zdanie o tamtejszych duchownych i kandydatach do tego stanu. Ojciec Cassidy jawi się - ze swoimi filozoficznymi rozterkami - pokrewnym rev. Bemowi, a znów pułkownik Lochley, której zaproponowano watykańską robotę wyznaczyła chyba szlak dla innej pułkownik - Kiry (która nawet papieżem, w STO, została).