Forum › Fantastyka › Star Trek › Wszystkie zalety Kurtzman Treka
Dość przypadkowo zajrzałem ponownie do kilkuletniego, ironicznego, artykułu fluora:
https://trek.pl/w-obronie-kanonu/
Natrafiłem tam na piękny* cytat z Sareka:
Sarek: When emotion brings us ghosts from the past, only logic can root us in the present.
* Owszem, ktoś może powiedzieć, że te duchy i korzenie brzmią zbyt ziemsko, ale to przecież mąż Ziemianki był (i do Ziemianki mówił), mógł zapożyczyć to i owo.
Który pochodzi z "The Vulcan Hello".
I pomyślałem sobie, że krytykować obecnego Treka jest łatwo, a hejtować nawet łatwiej (bo wtedy nawet nie trzeba silić się na merytoryczne argumenty), ale przecież ma ten nuTrek i swoje zalety (takie jak powyższa myśl choćby) i może byłoby przyjemnie pogadać raz tylko o nich zostawiając poza granicami topicu to, co złe 😉 .
Zatem... Co lubimy w DSC, PIC, LD i zapowiedziach Prodigy?
O czym on nawija w ogóle i jaki jest sęs tego marudzenia? Taki jak opowieści że Kennedy jest wymieniona w napisach Mandusia więc nie ma wojny itp.
DSC z każdym kolejnym sezonem coraz mniej mi wchodzi (praktycznie jedyna seria z którą tak mam). LD traktuję rozrywkowo. Natomiast PIC mi odpowiada, ale na pewno nie jestem obiektywny, bo sentyment do dawnych postaci dużo robi...
Czyli - w LD można pochwalić np. walory rozrywkowe 😉 , w wypadku PIC - sentymentalny powrót starych postaci, w DSC coś z wczesnych sezonów 😉 .
ps.
Smok Eustachy said
O czym on nawija w ogóle i jaki jest sęs tego marudzenia?
Przede wszystkim zwróć uwagę kiedy to było pisane. Gdzieś do połowy drugiego sezonu DSC można było mieć złudzenia* - teraz już tylko cień nadziei.
* No i nie cały spadający na starcie na DISCO hejt był sensowny. (Część była powtórką z - dość absurdalnych - zarzutów stawianych na starcie TMP i TNG.)
Powtórzyłem sobie - jak klasyczne odcinki Trekowe, czyli bez szczególnego oglądania się na kontekst i continuity - epizody DSC "Die Trying", LD "No Small Parts" i PIC "Nepenthe", a więc najlepsze zdaniem wielu odsłony Lower Decks, Picarda i trzeciego sezonu Discovery (Bernd Schneider twierdzi nawet, że całego DISCO).
Cóż, powiem wprost - wstydu Trekowi nie przynoszą (choć nie należą też do najwybitniejszych jego części).
"Die Trying", mimo kiksu z mruganiem na hologramy (miało być śmiesznie - było tylko głupio), dziwacznej tezy, że przeszłość nie ma prawa zmieniać przyszłości, przeładowania CGI (czy to w scenie prezentacji nowej HQ GF, czy gdy oglądamy wnętrza Tikhova - efektowne, ale jaki jest sens tych rozwiązań?), niepotrzebnych, również nastawionych na efekciarstwo, podwątków (po co właściwie barzański doktorek był przesunięty w fazie i wymagał technobełkotliwego przywrócenia do normy?), i przesadzania z mesjanizmem naszych bohaterów (oczywiście z M.B. na czele) - nie musieli przecież wymyślać od razu całego sposobu leczenia, wystarczyłoby, żeby bez ich lotu po próbki nie udało się uratować tych biedaków, okazuje się nadspodziewanie udaną historyjką o odnalezieniu przez protagonistów Federacji i Floty - wyglądającej jak realizacja paru mokrych snów Bragi* (piękne były te ich miny w chwili przylotu - pewnie tak samo załoga Bozemana gapiła się na XXIV wiek), o rodzącym się (dość) powoli, bo w cieniu procedur i przy zrozumiałej ostrożności potomnych, zaufaniu między oficerami z przeszłości i z przyszłości, i - przede wszystkim - o uczuciach, tych które budzi w bohaterach w/w sytuacja (m.in. świadomość, że światy dwojga z nich dołączyły do umiłowanej UFP), i nie tylko (bo subwątek barzański jest również przepełniony emocjami - naukowca, który stracił rodzinę, Nhan).
Przy czym jeśli przymknąć oko na to i owo, i zaakceptować kurtzmanowy akcyjno-emocjonalny styl, wyjdzie, że jest to ponadprzeciętny (bo są dziesiątki gorszych) epizod ST. Szkoda tylko, że nie niosący głębi intelektualnych, a wyłącznie głębię uczuć.
(Aha: bolą jeszcze dwie rzeczy - że przez grzybowy skok wprost do celu straciliśmy szansę na oglądanie początkowej sekwencji lotu statku, no i że Michaśka dochodzi do poziomu przemądrzałości i niesubordynacji, który jest naprawdę irytujący.)
* Narzekałem, że jest to jednocześnie sięgnięcie po voyageryzmy i brak wyobraźni twórców przekładający się na wielowiekową technologiczną stagnację, ale da się to przełknąć. (W końcu Vance wyrzekał na wojny temporalne, da się więc - na baardzo upartego - zastój - po asimovowsku - wytłumaczyć długotrwałym sabotażem czasowych agentów wrażych frakcji.)
"No Small Parts" natomiast, mimo początkowej zmyłki, sugerującej, że dostaniemy humorystyczne studium wpływu ujawnienia tajemnicy Mariner na życie załogi, i żartów związanych z fabryczną nowością Solvanga, to w pierwszym rzędzie kawał solidnego Trekowego akcyjniaka (w tradycji "TBoBW", choć oczywiście nie doskakuje do tego poziomu) z przerysowanymi śmieszno-strasznymi Pakledami (i ich takimiż samymi, a przy tym b. kreskówkowymi, statkami), wyraźnie napisany po to by McMahan mógł nam pokazać przybywającego na odsiecz Titana, który w tej kategorii sprawdza się znakomicie, przynosząc przy tym wiadomą - ikoniczną już - linijkę tekstu, kanonizując skrót TOS, i jeszcze znajdując czas na to by między wierszami 😉 pozmieniać status quo (Shaxs ginie, dowiadujemy się też co czuła do niego pani doktor, Rutherford traci implant, a z nim wspomnienia*, Boimler awansuje, Beckett dogaduje się z matką - przy okazji pada morał o tym, by zasady nie powstrzymywały nas przed czynieniem dobra - i ujawnia temperaturę swoich uczuć do Brada, dowiadujemy się też jak niepewny siebie jest Ransom**). Pewnie większość tego zostanie zaraz odkręcona - może nawet Bajoranina jakoś zmartwychwstaną - ale póki co podziało się nieco.
(Oczywiście miło też zobaczyć, że Exocompy cieszą się pełnią praw i mogą służyć w GF, nawet jeśli Peanut Hamper - łagodnie mówiąc - trudno uznać za sympatyczną***. Skądinąd - finalna scena z jej udziałem to czytelna aluzja do gościnnego występu R2D2 u Abramsa.)
Jeśli zachowają ten poziom, a zdołają dokleić głębię, jak to ma miejsce w ORV, LD stanie się b. przyzwoitym Trekiem. Jeśli tylko to pierwsze - sympatycznymi bazgrołami na marginesie poważnych TNG i DS9 😉 .
* Jak pamiętamy z TOS-u, jest to łatwe do naprawienia, Uhura potwierdzi 😉 .
** Na tle tego zakompleksionego osiłka (i lizusa) Boimler awansuje nagle na samca alfa 😉 .
*** Nie zatrzymuję się na dłużej przy jej postawie, bo była już analizowana:
http://www.startrek.pl/forum/index.php?action=vthread&forum=2&topic=4376&page=0#msg344845
Za to żart z matematyczną perfekcją jej starannie wykalkulowanego imienia przyjdzie odnotować.
"Nepenthe". Z jednej strony może najbardziej o niczym, z drugiej - realizacja to sprawia - najlepszy z tych trzech. Owszem, można pomstować na różne rzeczy, zwł. w wątku sześcianowym - dlaczego właściwie Hugh i Elnor poszli we dwu walczyć i sabotować, zamiast ewakuować się na La Sirenę (samobójcze bohaterstwo b. w tradycji ST, ale irytujące), czemu Narissa oszczędziła drugiego z nich, co to właściwie za wspólny projekt Federacyjno-romulański bez kontroli GF (tam nie chcą Romków nawet ratować, tu im tak ufają, że nie trzymają własnego uzbrojonego personelu???), no i sposób wypuszczenia bohaterów "bo poprosili" też idiotyczny (nawet jeśli był w tym ukryty cel), jednak w większej części jest to, podkreślone naprawdę pięknymi widokami (myślę tu i o plenerach, i o zdjęciach), emocjonalne studium starzenia się Picarda, jego przyjaźni z Rikerami, a całej trójki z Datą, zagubienia Soji*, konsekwencji śmierci Thada dla jego rodziny**, także budzenia się wyrzutów sumienia w Agnes. Miły, niespieszny, kontrast po tamtych dwu. Poproszę więcej Treka kręconego w tym stylu.
* Dużo Dicka w tym wątku...
** Oczywiście, ten zgon to taki mrok na siłę, typowy dla późnych DS9 i nBSG, mający zarazem wtłoczyć nam do głowy, że sprawa androidów jest i sprawą ludzi, ale i jego efekty ukazane są z sensem, i sam Thaddeus, choć widzimy go tylko jako niemowlaka na zdjęciu, jawi się jako pełnowymiarowa postać, dzieląca pewne cechy (kreatywność w wymyślaniu światów i języków, i ucieczka w świat tych fantazji) z małoletnimi Tolkienem, Peake'm czy Lemem.
W sumie: chyba zasłużone te pochwały, choć zamieniłbym wsystkie tsy wyżej wspomniane na jeden solidny epizod ze złotej ery.
Narzekało się kiedyś, że TNG zrobiło z Rikera miernotę stojącą na zawsze w cieniu Picarda. IMHO nie do końca to prawda... Lecz przyznać nowym Trekom trzeba, że Willa z tegoż cienia wyprowadziły...
https://www.youtube.com/watch?v=kgXl8aAM6k0
Na marginesie powtórki z SNW... Muszę przyznać, że La'an i Erica, choć fizycznie, fryzurami i kolorem mundurów dość podobne, przestały mi się mylić znacznie szybciej, niż Trip i Malcolm twarzami (a Trip-Reed-Travis imiono-nazwiskami 😉 ) w ENT (a także Trip z ENT z Harperem z AND i Washem z Firefly). Sprawiła to dość wyrazista różnica osobowości między nimi, nawet jeśli ta Ortegas jest dość irytująca...