Forum › Fandom › Opowiadania › Pojedyncze opowiadania › dział tymczasowy › USS Voyagire
tagi: Star Trek, ST, Parodia, Kerk, Kosmiczny ślimakW kajucie rozległ się głos komputera pokładowego:- [Kapitanie. Proszę wstać. Już 7.30. Kapitanie...]- Jeszcze troszkę...- [Kapitanie...]- Już dość - niewyraźnie wymamrotał komandor porucznik Kerk i ziewnął przeciągając się.Zwlókł się z łóżka i podreptał do łazienki, by się odświeżyć i dobudzić. Po 20 minutach był już gotowy do podjęcia kapitańskich obowiązków, więc wyszedł przez swój gabinet na mostek.- Dzień dobry, komandorze poruczniku! - wrzasnął na powitanie jego pierwszy oficer. Był to młody porucznik pełen zapału i zaangażowania, od których aż się niedobrze robiło normalnemu oficerowi."Wcale nie taki dobry" - pomyślał kiwając głową swemu zastępcy Kerk.- Przejmuję dowodzenie - Kerk usiadł na fotelu kapitańskim. - Raport, panie Smith - zwrócił się do pierwszego.- Kontynuujemy naszą misję zleconą nam przez dowództwo. Kosmiczny ślimak typu szóstego przemieścił się przez ostatnie osiem godzin o 96 kilometrów, obierając kurs na największe skupisko pyłu gwiezdnego. Po drodze posilił się odłamkami asteroidy.- Jakieś anomalie, niesprawności? - spytał Kerk."Czy stało się coś choćby w minimalnym stopniu interesującego?" - pomyślał.Smith zerknął na podporucznika naukowego:- Panie Williams...- Otóż, komandorze poruczniku, kosmoślimak typu szóstego zgodnie z naszymi obliczeniami dotrze do celu obranego przez siebie kursu za 652 dni, o ile zdoła utrzymać obecną prędkość. Podejrzewamy, że nie zdaje "on" sobie sprawy z odległości, jaką ma do przebycia. Co ciekawe, w szóstej godzinie po połknięciu odłamka asteroidy, kurs obiektu uległ znacznym wahaniom, zapewne z powodu dużej ilości metanu w posiłku. Zakłócenia ruchu trwały przez 36 minut, po czym ślimak ustabilizował kurs i prędkość.- Jakie są nasze dalsze rozkazy, komandorze poruczniku? - spytał Smith."A co, znudziło ci się podglądanie ślimaczka?" - Kerk westchnął. Oczami wyobraźni widział już kontradmirała Tariona, dowódcę Grupy Floty Badawczej Keloundri, który na podstawie rozkazu dowództwa awansuje go do rangi komandora i przydziela na jednostkę bojową. Albo chociaż na normalną jednostkę."Już niedługo..."- Dowódco? - Smith spojrzał na Kerka."Co za ignorant. Robi to specjalnie. Jeszcze ani razu nie nazwał mnie kapitanem."- Ach, tak... Dowództwo Gwiezdnej Floty życzy sobie, abyśmy kontynuowali obserwację i kontrolę nad kosmoślimakiem. A teraz... Idę na obchód po statku. Smith, przejmujesz dowodzenie.Kerk pospiesznie opuścił mostek i skierował się do toalety.Kerk był pasjonatem mechaniki. We wszelkich możliwych wolnych chwilach skrzętnie rozmontowywał i składał różne okrętowe sprzęty. Ponieważ misja badawcza dłużyła się niemiłosiernie, każdy poszukiwał sobie jakiegoś zajęcia, które pomogłoby zmarnować tyle czasu. Dla większości załogi obowiazki służbowe były wystarczająco zajmujące, lecz w przypadku oficera dowodzacego sytuacja nie była taka prosta. W zasadzie wszystkie jego obowiązki wypełniali zastępcy, oczywiście aż do momentu, gdy konieczny był udział kapitańskiej wiedzy, a częściej odpowiedzialności."Tak... praca dowódcy to podejmowanie wyłącznie trudnych decyzji..." - pomyślał sobie Kerk.Tak więc Kerk zmagał się z ziemska grą logiczną zwaną kostką Rubika. Dostał ją od swojego starego przyjaciela, komandora Nemecka.- Masz. Wiem, że lubisz przekładać, kombinować, dłubać... - tak powiedział wtedy.Kerk przyjął chętnie ziemski artefakt. Kiedy już wrócił na statek, w zaciszu gabinetu, gdzie nikt go nie widział, przekręcił ostrożnie kostkę, następnie zaś odkręcił, cofając ją do pozycji wyjściowej."To proste." - pomyślał.Przekręcił trzy razy, starannie zapamiętując kolejność. Skupienie przerwało mu wezwanie z komunikatora:- Kapitanie, proszę przyjść do mesy. - Kerk z niepokojem rozpoznał głos szefa kuchni.Kerk szybko dotarł do kajuty zaadaptowanej na mesę. Spotkał tam pierwszego oraz szefa kuchni.- Co się stało, szefie? - spytał, jednakże intuicyjnie wyczuwał, kto stoi za tym zamieszaniem.Nie wiedzieć czemu odpowiedział Smith.- Komandorze poruczniku, szef przygotowywał właśnie śniadanie, jajecznicę z bekonem. - Smith wskazał na płaski talerz jajecznicy. - Dla mnie... Patrząc na danie podane przez szefa naszła mnie dziwna myśl. Kawałki bekonu ułożyły się tak, jak główne gwiazdy na mapie sektora. Pytałem już szefa i powiedział, że to jedynie przypadek. Mimo to kazałem mu wezwać pana. Pamiętam z Akademii, wiceadmirał Beysairelles mówił na zajęciach, by nigdy nie lekceważyć zbiegów okoliczności, gdyż najczęściej są one efektem oddziaływania innych wymiarów lub rzeczywistości na naszą.W połowie tej wypowiedzi Kerk przestał słuchać, a ponieważ przypomniał sobie, że jest głodny, wziął talerz Smitha.- Komandorze poruczniku! Niech pan przestanie! Beta Epsilon Kappa i Beta Epsilon Theta zniknęły!- Kapitan je zjadł - wyjaśnił szef.- ...a Indii Beta Doro wyleciała poza talerz!Kerk miał już tego dość.- Poruczniku Smith, zgłoście się do medyka na badania szczegółowe.- Tak jest, komandorze poruczniku.Kerk klepnął komunikator.- Kerk do Konowała.- Tu ambulatorium, słucham komandorze poruczniku.- Idzie do ciebie Smith. Zdradza objawy przepracowania. Myślę, że dwa tygodnie na Risie w naszej holobudzie dobrze mu zrobią.- Tak jest, komandorze poruczniku."A mi z pewnością dadzą od niego odsapnąć..."Kerk ćwiczył w gabinecie tasowanie kart, by popisać się na wieczornej sesji brydżowej ze swoimi oficerami, gdy rozległ się świergot komunikatora.- Komandorze poruczniku, zapraszam na mostek. - To tylko pierwszy, Smith, miał czelność zwrócić się do dowódcy tonem niemal rozkazującym.Kerk po chwili zdecydował się odpowiedzieć.- Dziękuję, nie skorzystam. Mam ważne sprawy do załatwienia. Prosiłem, by wzywać mnie absolutnie tylko wtedy, gdy będę potrzebny.- Mimo to nalegam... To dość ważne.Kerk podszedł do drzwi prowadzących na mostek. Rozsunęły się ukazując stojącego za nimi Smitha. Wygląd mostka zdradzał świeże i dość poważne uszkodzenia. Migały lampki alarmowe, operacyjny leżał przewieszony przez barierkę, jakiś przerwany przewód zawzięcie syczał. Zniekształcone fragmenty wewnętrznego poszycia mostka zalegały na podłodze.Kerk natychmiast się ożywił.- Raport!- Odnieśliśmy poważne uszkodzenia w starciu z romulańskim promem wycieczkowym. Trzymają nas na muszce, żądając poddania okrętu. Pomyślałem sobie, że zechce komandor porucznik porozmawiać z dowódcą wrogiej fregaty?- Dajcie go na ekran.- Przykro mi, dowódco - oznajmił porucznik Sasco pełniący funkcje oficera ochrony, taktycznego, naukowego i sternika. - Odnieśliśmy zbyt duże uszkodzenia, by uruchomić ekran awaryjny.- Przełączcie go na system komunikacji wewnętrznej.Kerk pacnął komunikator.- Tu komandor porucznik Kerk z okrętu Gwiezdnej Floty USS Voyagire. Przybywamy w pokoju. Jesteśmy nieuzbrojeni i nie zrobimy wam krzywdy. Jeśli nas zostawicie w spokoju, to być może unikniecie surowych konsekwencji.- Tu dowódca romulańskiej jednostki nadkapitan rejsowy Gurkimp a Vrelka. Naruszyliście przestrzeń Imperium Romulańskiego. Wyłączcie silniki i opuśćcie osłony albo zostaniecie ostrzelani!- Zostaliśmy już ostrzelani! To pogwałcenie praw lotów międzyplanetarnych!- Milczeć! Jestem tu starszy stopniem!W Kerku aż zawrzało, ale co fakt to fakt...- ZAWSZE stawiacie opór, więc postanowiłem użyć środków zaradczych, atakując was bez uprzedzania, by zminimalizować uszkodzenia jednostki wycieczkowej.- To był akt wojny!- Mam na pokładzie turystów z dziećmi, proszę to zrozumieć. Wdawanie się w klasyczne bitwy kosmiczne naraziłoby ich na niebezpieczeństwa. Wy zaś jesteście tylko oficerami wrogiego reżimu, więc takie ryzyko wliczone zostało w waszą służbę.- Nie jesteśmy w stanie wojny z wami.- Proszę mi nie przerywać. Zarządzi pan, komandorze poruczniku, ewakuację okrętu i go wysadzi. Macie na to 30 minut. Bez odbioru.Kerk szybko zebrał myśli.- Sasco, zabierz Opa do Konowała. - Kerk kliknął komunikator.- Do całej załogi, mówi wasz kapitan. - Wyrażał się w tonie refleksyjnym i niespiesznym. Pozwolił, by słowa wypływały z jego ust niewielkim strumieniem, aby każdy załogant był w stanie go zrozumieć w czasie rzeczywistym, nie zaś po długich objaśnieniach.- Pamiętam doskonale, jakby to było wczoraj, gdy 15 miesięcy temu wchodziliśmy wszyscy na pokład USS Voyagire. Podnieceni, pełni zapału i entuzjazmu, zapatrzeni w świetlaną przyszłość: awanse, zaszczyty, przygody - przyszłość czekała nas na tym statku... Przetrwaliśmy te miesiące wspólnie dzięki jednemu - zaufaniu, jakim bezgranicznie się obdarzaliśmy. W tej trudnej chwili przyszło mi się z wami pożegnać: poruczniku Smith, mimo mojej widocznej awersji zawsze pana podziwiałem za zapał i energię, porucznika Sasco, mojego drugiego oficera, szefa ochrony, taktycznego, naukowego i sternika za sumienność i uczciwość, Konował zawsze potrafił wynaleźć nam doskonałe środki na bóle głowy, kaca i depresję, za co wszyscy jesteśmy mu wdzięczni. Op i jego zastępca chorąży Opek - ceniliśmy was za waszą odmienność i niewyczerpane pokłady pesymizmu, szef kuchni dostarczał nam najprzedniejszych posiłków w sektorze, zaś jego trzy kucharki-stażystki zapewniały nam wiele rozrywki podczas długich wolnych wieczorów. Zwłaszcza Samantha... Zaś Laureen miała talent plastyczny, w wolnych chwilach malowała plansze dekoracyjne do naszej holobudy, bo standardowe dekoracje były już dość nudne... Marlene także, oczywiście... - tu Kerk zrobił pauzę, co by jego załoga miała chwilę odpoczynku w słuchaniu dłuższej formy mówionej, ale też z powodu wracających wspomnień.- Dziękujemy za przykładną pracę w ochronie Kuleczce i Bykowi, w naszej kotłowni dzielnie pracował starszy palacz Hyung-Do i jego inżynieryjny departament: So i Bo. Wspomnijmy także doktora Ramzesa i jego dwie asystentki Mandy i Sandy, którzy stanowili nasz cywilny departament nauk ksenobiologicznych i zostali pożarci przez Alfreda podczas jednej z wypraw badawczych. I oczywiście Alfred - nasz mały kosmoślimak, któremu towarzyszyliśmy przez 15 miesięcy, dopóki nie wykitował... i rzecz jasna jeszcze podporucznik Williams, mój trzeci oficer, zastępca Sasco, szef departamentu sanitarnego i cały stan tegoż departamentu włącznie. Gdyby nie on... - Kerk przerwał, gdyż Smith nie mogąc przywrócić go do rzeczywistości za pomocą słów, szarpnął go za rękaw.- Co jest, poruczniku? - spytał z oburzeniem.- Komandorze poruczniku, zostały nam dwie minuty!- Popsuł mi pan taką piękna mowę... Dwie minuty do czego?- Do romulańskiego ataku.- Ach tak. Rzeczywiście... Kerk do maszynowni: uzbroić mechanizm autodestrukcji. Do wszystkich: macie minutę na spakowanie się i dotarcie do kapsuły ratunkowej.- Komandorze poruczniku - zgłosił się szef maszynowni. - Nie mamy żadnych kapsuł.- Jak to nie mamy? Przecież mieliśmy dwie! Jedną zjadł Alfred razem z dr Ramzesem, a drugą zostawiliśmy na okazje takie jak ta!- Dlaczego komandor porucznik tak krzyczy? Przecież nie jestem głuchy.- Bo zostało nam 20 sekund życia!- Czy pamięta pan, jak uciekaliśmy przed boją przekaźnikową Ferengich? Gonili nas, a my nie mieliśmy kopa, żeby odskoczyć. Kazał mi pan użyć jako opału wszystkiego, co mam w zasięgu, bylebyśmy odlecieli.- Faktycznie. - Kerk odwrócił się do pierwszego. - Skoro nie możemy się ewakuować, zginiemy wszyscy razem z naszym okrętem.- Komandorze poruczniku, ośmielę się zauważyć, że nasz czas upłynął, a Romulanie mimo tego nas nie zniszczyli. - Smith podszedł do konsoli nawigacyjnej. - W zasięg skanerów wszedł okręt Federacji klasy... Hummerhead!- Czy ta klasa wygląda jak spodek z takim plackiem i dwoma sterczydłami?- Niezupełnie, komandorze poruczniku. Opisana przez pana klasa to najpewniej Nebula.- Już wiem! Mam ją na ręczniku... to jest chyba...- Nie sądzę, komandorze poruczniku. Ma pan na swoim ręczniku kąpielowym Mirandę...- Nie, nie, ja mówię o tym żółtym ręczniku... - Kerk starał sobie przypomnieć, jak się nazywa okręt przedstawiony na jego ręczniku, jednak bezskutecznie.- Hummerhead to dość dawno temu wprowadzona klasa... - podpowiedział Smith.- Śmieciarka wielkości krążownika w kształcie litery Q?- Tak, komandorze poruczniku. Spróbuję go wywołać... Niestety Romulanie zakłócają nasz sygnał. Musimy jakoś ich wezwać.- Podlećmy do nich - zaproponował Kerk zdejmując elementy sufitu z fotela kapitańskiego i siadając na nim. - Pięć trzynastych impulsowej.- Nic z tego. Mamy uszkodzoną kontrolę sterów. Oddalaja się! Komandorze poruczniku zróbmy coś!Kerk zamyślił się.- Mam! Kerk do maszynowni: wyrzucić cały balast!- Komandorze poruczniku, żyroskopy nie działają. Wprowadzi to nas w skomplikowany ruch obrotowy!- Wykonać!Porucznik Black pełniący obowiązki dowódcy UTS Dreadnough z najwyższym zdumieniem wpatrywał się w ekran taktyczny: niewielki stateczek badawczy Federacji znajdujacy się na granicy z terytorium Romulan, zaśmiecał przestrzeń wystrzeliwując złom i płyny hydrauliczne w obecności romulańskiej jednostki oraz jego - dowódcy kosmośmieciarki.- Pierwszy oficer na mostek. Alarm żółty.Po chwili na mostek UTS Dreadnough wbiegł przysadzisty Volkan, podporucznik Tyrak.- Ster, kurs na tego niechluja. Alarm czerwony, wszyscy na stanowiska bojowe! Śmieciarz w zasięgu!!Black był zadowolony. Wszyscy wiedzą, iż skanery taktyczne klasy Hummerhead są najgorsze z możliwych w standardowych sytuacjach, ale w wykrywaniu śmieci nie mają sobie równych.- Wywołać go.- Poruczniku, Romulanie się oddalają.- Ha. Wiedzą doskonale, że my zajmiemy się tymi brudasami równie dobrze co oni. Oj, nie chciałbym być w skórze dowódcy tej jednostki...
Opowiadanie to jest już "z brodą", bo powstało jakiś rok temu, niedługo po moim przybyciu na TSS. Było już publikowane na stronie.W sprawie technicznej - gwiazdkami (*) wydzielałem dialogi prowadzone przez komunikatory.W mojej ocenie naprzemiennie raz jest to opowiadanie nie najgorsze a innym razem widzę je jako żenujące. Dziś wydaje mi się nawet niezłe, czekam na opinie innych 😉
bwuahahhahahahaha 😀 Kosmoslimak!!! Nie moge!! 😀 Ale ja sie nad tym usmialam! Genialna parodia - gratuluje. Czytalam juz jakis czas temu i ciesze sie, ze to tu trafilo. Niezle napisane - drwiaco i ironicznie, ale nie ocieka. Czy to dobrze? Co kto lubi. Mnie sie podobalo. 🙂
HEH przewaznie jak komentuje/oceniam opo to pisze tylko wtedy gdy mam zamiar cos zjechac ale tym razem zrobie wyjatek ;]Niezle, lekkie mile i przyjemne ;]
Dzięki... :blush: :)Z tego co pamiętam to do napisania skłoniło mnie kilka dziwnych co jakiś czas powracających pomysłów, które w swojej natarczywości okazały się nie takie złe. Te przeróżne pomysły czy obserwacje starałem się powiązać, żeby rzecz miała ciągłość i w miarę ustalony sens. Fajnie że się podobało dwóm osobom 😛
Trzem. 😉 Gdy zaczynalem czytac to po raz pierwszy, oczekiwalem zwyklego opowiadania, ale jak sie okazalo po chwili czytania, bylem w wielkim bledzie. Swietna parodia, brawo.
Fluor opowiadanie jest znakomite, dawno się tak nie ubawiłem, teksty wywalają w kosmos jednym słowem cudo.Pozwolę sobie poSPOILERować świetne kawałki i skomentować:... Po drodze posilił się odłamkami asteroidy. - Na samą myśl o kosmicznym ślimaku mam zabójczy uśmiech (i to na trzeźwo 😉 )... Odnieśliśmy poważne uszkodzenia w starciu z romulańskim promem wycieczkowym. Trzymają nas na muszce, żądając poddania okrętu - No comment (buhahaha)... Czy pamięta pan, jak uciekaliśmy przed boją przekaźnikową Ferengich? - nie ma to ja zagrożenie w najwyższym wydaniu :D... Śmieciarka wielkości krążownika w kształcie litery Q? - Heh pomysł wybitny tylko co na to Q ;)... skanery taktyczne klasy Hummerhead są najgorsze z możliwych w standardowych sytuacjach, ale w wykrywaniu śmieci nie mają sobie równych. - Co tu pisac? Nic tylko się śmiać :DJeżeli mogę Tobie dać radę to nie przestawaj pisać opowiadań, a jak przyjdą Ci do głowy jakieś niekonwencjonalne pomysły to przepisz je na kompa, a będą wychodziły równie --=odlotowe=-- historyjki co ta.