"Czerwień rubinu", "Błękit szafiru" i "Zieleń szmaragdu" autorstwa niemieckiej pisarki Kerstin Gier to fantastyka przeznaczona dla młodzieży, dla której nie powstaje wiele dedykowanych książek tego gatunku*. Mimo, że jest to literatura przeznaczona dla ludzi co najmniej o dekadę młodszych ode mnie, a główna bohaterka Gwendolin Shepherd ma 16 lat uważam, że jest to pozycja absolutnie dla każdego!
Zdaję sobie sprawę, że większość dorosłych nie spojrzy nawet w stronę tych powieści. Powrót do szkoły jawi się jako senny koszmar, a tu będzie trochę szkolnej rzeczywistości, małych złośliwości i dramatów z tamtego okresu uchwyconych przez autorkę z ogromną wrażliwością, dystansem i poczuciem humoru. To właśnie humor jest bardzo mocną stroną tego cyklu, a z każdym tomem jego poziom tylko wzrasta.
Akcja powieści toczy się wokół wielopokoleniowej rodziny Montrose obdarzonej genem podróży w czasie, gdzie dzieci mające go odziedziczyć pobierają od najmłodszych lat lekcje dobrych manier, muzyki, fechtunku, historii czy języków obcych. I mówię tutaj o bardzo praktycznej nauce historii, żeby nie zastanawiać się czy ten most stał w tym samym miejscu w XXVII wieku, bo zaraz się tam przeniesiemy i nie koniecznie chcemy wylądować w głębokiej, lodowatej wodzie. Jak już wspomniałam nauki pobierają tylko posiadacze genu, a ponieważ do pierwszego przeskoku w czasie nie można go wykryć, to już na pierwszych stronach dowiadujemy się, że ktoś popełnił błąd i przez lata przygotowywano nie tę osobę, co trzeba.
Głowną bohaterkę, Gwen poznajemy gdy odbywa swoją pierwszą podróż w czasie i okazuje się, że to ona, a nie jej kuzynka Charlotta odziedziczyła gen. W "Czerwieni rubinu" bardziej podekscytowana tą nowiną jest przyjaciółka Gwen, Leslie. To ona będzie przeczesywać Wikipedię w poszukiwaniu historycznych postaci, na które jej koleżanka natknęła się podczas podróży, a nieobyta z salonami Gwen będzie robiła zdjęcie komórką w XXVIII wieku stając się niemałą sensacją wieczoru. W książkach dla młodzieży nie może zabraknąć wątku miłosnego i oczywiście Gwen zakocha się po uszy w innym podróżniku w czasie - Gideonie de Villersie. Ten wątek był dla mnie najmniej interesującym i nie poświęciłam mu wiele uwagi. Miłość gwałtownie przeradzała się w nienawiść przy akompaniamencie morza łez.
Konieczność odbywania codziennych podróży w czasie, uczestniczenia w balach i soiree, tajne misje, przynależność do elitarnego stowarzyszenia Strażników, odkrywanie jego tajemnic a przy okazji rozwikłanie zagadki swojej rodziny sprawiają, że z tą książką nie można się nudzić. Niezwykle barwnie i wiernie przedstawione realia epoki, z dbałością o autentyzm, jak mawiała madame Rossini zajmującą się kostiumami, w których odbywano podróże, są bardzo smacznym kąskiem nie tylko dla fanów historii. Zrezygnowanie z liniowości czasu, a może bardziej trafne będzie sformułowanie - stworzenie w nim furtek, pozwala na przykład na spotkanie swoich nieżyjących już krewnych, za którymi bardzo się tęskni. Taka konwencja wymaga też szybkich zwrotów akcji, podyktowanych częściowo przeskokami w czasie, ale przede wszystkim mnogością zagadek i spraw do rozwiązania. Przypomina mi to bardziej powieść detektywistyczną z elementami historycznej.
Autorka ma niesamowity dar czerpania z każdego elementu wykorzystanego w stworzonym przez siebie świecie. Mamy wielopokoleniową rodzinę? Świetnie, pokażmy, że w dzisiejszych czasach można mieszkać z ciociami, babciami, kuzynami i rodzeństwem i wszystkich (mniej lub bardziej) kochać. To naprawdę było piękne. Elementy fantastyki również zostały ciekawie wplecione. Otóż Gwen widzi duchy. W pierwszym tomie towarzyszy jej humorzasty i nieco sztywny James, wydaje mi się, że autorka tak skupiła się na budowaniu autentyzmu XXVIII kawalera, że kompletnie zatraciła swoje poczucie humoru. Na szczęście już w drugim tomie do akcji wkracza Xemerius i to on będzie głównym elementem komediowym, a większość jego kwestii nadaje humorystyczny wydźwięk trylogii.
Xemerius
Trylogia została zekranizowana i chociaż nie widziałam filmów, to większość osób mówi, że książki biją je na głowę. W tym roku premierę miała ostatnia filmowa część sagi.
Są to książki napisane lekkim piórem, są bardzo wciągające, z wieloma dobrze opisanymi bohaterami, których bez trudu mogłam sobie wyobrazić, skłaniające do myślenia i wskazujące wielce praktyczne zastosowanie nauki. Wydaje mi się, że również ukazujące tęsknotę za dawnymi czasami, które nie są w niej przedstawione jako czas ucisku, braku swobód i wolności. Być może świat schyłku XX i początku XXI wieku mimo szumnie głoszonych haseł przyznającym każdemu wolność wcale nie jest rajem na ziemi, a pewne konwenanse nie były jarzmem?
*Nie bluźnijmy nazywając Sagę Zmierzch literaturą.