Forum › Fantastyka › Gry › Gry Star Trek › Star Trek Conquest
O nowej produkcji Bethesdy słów kilka...
Pograłem troszkę w Star Trek Conquest ukończywszy "kampanię" Klingonami i tak jakby Federacją. Choć spodziewałem się, że zacznę na grę bluzgać zaraz na wstępie to dość mile byłem zaskoczony poziomem produkcji, szczególnie na tle nieudanego Encounters.
Conquest można opisać jako Star Trek Encounters z elementami strategii. Albo jeszcze lepiej, połączenie Birth of the Federation, Armady i Encountersa.
Grę zaczynamy określając wszelkie parametry kampanii, tj. wybór rasy, ilość przeciwników, poziom trudności oraz wybierając jednego z trzech admirałów (attack, defense lub movement). W zależności od wybranej rasy zaczynamy w innym sektorze galaktyki (mapa zawsze taka sama...). Jeśli chodzi o elementy strategii to jedyne co możemy robić to budować struktury w kolejnych sektorach (jedna to starbase, druga to do wyboru mining lub research facility + wieżyczki obronne), uzupełniać floty (całe trzy okręty... scout, cruiser i dreadnought) i wydawać rozkazy admirałom. Chcąc przejąć nowy układ musimy pokonać najpierw obrońców, którymi są Ferengi, Xindi, Piraci Oriona lub Borg (lub też jeden z naszych głównych przeciwników). Sama walka to zmodyfikowana wersja rozgrywki Encounters, czyli sterowanie jedną gałką i celowanie drugą. Kierujemy jednym okrętem a pozostałym wydać możemy jakiś rozkaz (atak, obrona, rozproszenie). Nie ma całkiem przydatnego w poprzedniku namierzenia celu czy też dysponowania energią okrętu przez co walka zdaje się być mniej urozmaicona. Z reguły będziemy po prostu latać w kółko skupiając ogień jednostek na wrogich okrętach. Kto jednak nie chce sobie łamać palców może wszystko powierzyć komputerowi (otrzymujemy od razu wynik batalii).
I to właściwie wszystko... celem rozgrywki jest pokonanie wszystkich przeciwników. Nie ma dyplomacji, nie ma żadnych zdarzeń losowych ani niczego podobnego. Jedynymi urozmaiceniami są dość różnorodne rasy, a przynajmniej określone ich cechy. Każda strona ma swoje wady i zalety oraz określoną taktykę. Dla przykładu Dominium posiada dość potężne okręty oraz tylko jedno "wejście" na swoje terytorium. Kardasjanie nie posiadają żadnego attack admirała ale mają dwóch od movement (możliwość lotu przez dwa pola w ciągu tury). Różnice tkwią też w badaniach naukowych oraz specjalnych broniach.
Czy tym samym gra jest warta uwagi? Powiem tyle, że całkiem przyjemnie mi się grało te 2h aczkolwiek brak jakichś ciekawych sekretów do odblokowania oraz monotonia rozgrywki raczej nie przytrzymają mnie przy grze na dłużej. Jest tak jak zapowiadali twórcy - strategia/strzelanka, którą można włączyć dla szybkiej rozrywki. Na pewno frajda jest większa niż w Encounters gdyż nie mamy żadnych masochistycznych zadań (koszmary z lotem voyagera przez kanały transwarp mam do dzisiaj...).
Graficznie gra trzyma przyzwoity poziom aczkolwiek niczym nie powala. Ot taki Encounters z paroma modyfikacjami. Jeśli chodzi o udźwiękowienie to twórcy nareszcie wyżarli się na jakiś voice-acting. Usłyszymy komentarze i komunikaty o charakterystycznym dla danej rasy brzmieniu. Miła odmiana po niemym Encounters... Muzyka jest niezła ale niektóre utwory to ponownie odgrzewane kotlety poprzednich gier. No i nie słychać nic co by "zagrzewało do walki". Klimaty typowo startrekowe.
Ogólnie Conquest można traktować jako nieco lepszego Encounters. Gra strategiczna jest ciekawa a w Skirmishu nadal możemy sobie "poszczelać" kim chcemy i do kogo chcemy, niestety już bez deathmatchy ani survivali. Boli trochę brak jakiegokolwiek multiplayera gdyż patrząc na formę rozgrywki to gra aż się o to prosi, zarówno online jak i na split-screenie.
Bethesda po raz kolejny pokazała, ze ma trekkerów w czterech literach. Po tych 2h uważam, ze gra naprawdę miała potencjał, i gdyby tak rozbudować nieco element strategiczny na wzór Birth of the Federation otrzymalibyśmy naprawdę porządną pozycję. A tak jest kolejny średniak "na chwilę"...
Dla ciekawskich trailer:
http://www.youtube.com/watch?v=Ikp45Jd8u60
I słusznie ktoś w komentarzach napisał "Wow, finally a Star Trek game that follows Gene Roddenberrys dream: Achieve galactic domination *lol*". W końcu kogo obchodzi idea star treka kiedy można 'poszczelać' się stateczkami... *sigh*. Ciekawe kiedy Bethesda zapowie kolejną kosmiczną nawalankę?