Powtórzyłem sobie również GEN. Cóż, jest to film, który - choć nakręcony w latach '90, prezentuje się jak niskobudżetowa SF z wcześniejszej - ejtisowej 😉 - dekady (której wizualna bieda, czy - jak kto woli - surowość, choć gryzie się z dopieszczoną elegancją takiego TMP, czy choćby Galaxy Questu, ma, mimo wszystko, swoisty staroświecki urok). Fabularnie? Oderwane scenki składające się na chaotyczną, naciąganą*, fabułę, której nie ratują pojedyncze b. ładne ujęcia, czy wplecione tu i ówdzie filozoficzne wypowiedzi czy dialogi (kręcące się wokół tematów śmierci i przemijania). Do tego Data w cringe'owym wydaniu, i brak wyjaśnienia - choćby kijem podpieranego, ale dającego się przełknąć 😉 - natury Nexusa (Kayaian w fanowskim Antyllusie poradził sobie z podobnymi zjawiskami o niebo lepiej). Dobrze, że choć katastrofa Ent-D - choć wmuszona do scenariusza przez Bermana - uzasadniona jest wrażym, dość sprytnym, podstępem, i osłodzona zagładą tych, którzy ją sprawili. Ogólnie - można wracać z sentymentu, dla paru scen, ale jest to jeden z (naj)gorszych kinowych Treków jakie powstały.
* Śmiercionośny pożar przy Federacyjnej technologii, Picard mogący "wyskoczyć" w dowolnym czasie, a postanawiający zresetować tylko finalną konfrontację... Zresztą... było to już temu filmisku wytykane...