Forum › Fandom › Opowiadania › Cykle opowiadań › dział tymczasowy › Sojusznicy - część 1
tagi: Star Trek; Federacja; Gwiezdna Flota; StyczyńskiNiewielki, zgrabny okręcik dryfował. Jego załoga pogrążona była w badaniach pobliskiej mgławicy, marines bawili się w holodekach, wybijając kolejne hordy Jem'hadar, a kapitan rozciągnięty wygodnie leżał w kombinezonie kosmicznym na jednym z pasów fazerowych. Wojna z Dominium dawno się skończyła, wywiad wspominał tylko o jakichś niepokojach na granicy klingońsko-gorneńskiej. Gornowie musieliby być szaleni, żeby zaatakować Imperium. Romulanie byli osłabieni, Kardasjan w zasadzie nie było. Czasy pokoju. Pierwsze od ponad dwudziestu, jeżeli nie więcej, lat. Jurek uśmiechnął się pod hełmem. Uwielbiał te sesje poza okrętem. Tylko wtedy był naprawdę wolny. Spojrzał na gwiazdy i przeciągnął się. Miał ochotę na drzemkę. - Beeeeep! - wredny dźwięk komunikatora wyrwał kapitana ze snu. - Jeżeli to nie Borg, to ktoś ma przesrane - warknął. - Mamy sygnał o pomoc - odpowiedziała chłodnym, spokojnym głosem T'Pev, wolkańska pierwsza oficer. - Dobra, prześlijcie mnie na pokład. I rozgrzewać maszyny. - Tak, kapitanie. Po chwili kapitan zniknął w wirze błękitnej energii, a jednocześnie silniki krążownika ożyły z rykiem, w próżni nie będącym niczym więcej niż cichym buczeniem. Jerzy Styczyński wszedł na mostek i od razu skierował się na stanowisko naukowe. Oficer zaczął mówić, zanim kapitan miał szansę otworzyć usta. - Klingońska baza Hostenet wysłała ogólny sygnał zagrożenia. Zaatakowali ich Gornowie. Osiem ciężkich okrętów i ze dwa tuziny drobnicy. - No i? - Jurek nie widział powodu dla tego całego alarmu. Osiem okrętów liniowych, nawet jeżeli należą do Gornów, to dla Klingonów cel ćwiczebny. Szczególnie, że wzdłuż granicy mają sporo sił. - Zostali zaatakowani wzdłuż całej granicy. Na dodatek Tholianie podobno wspierają Gornów. - Szlag! - głośno zaklął kapitan. Wiedział, co to oznacza. - Kurs na tą bazę. Maksymalna warpowa. T'Pev - zwrócił się do pierwszego oficera - ogłosić czerwony alarm, jak tylko wejdziemy w zasięg głównych sensorów. Będę u siebie. Połączcie mnie z Bazą 257, a potem z dowództwem Floty - właśnie pokój szlag trafił. Wściekły wyszedł z mostka. Usiadł ciężko na miękkiej kanapie i czekał na sygnał połączenia. W końcu go uzyskał. Baza 257 była starą placówką, w tej części galaktyki dawno nic się nie działo i wszystko było trochę zaniedbane. Gdyby nie pogłoski o manewrach Gornów, to pewnie zamiast jego nowego krążownika na pomoc Klingonom leciałaby jakaś stara Miranda. Zaklął cicho i podszedł do monitora. Skrzywił się na widok tłustego komandora, ale opanował obrzydzenie. - Komandorze, kapitan Jerzy Styczyński, dowódca USS Excelsior B. - Jesteśmy tu raczej zajęci, kapitanie. Proszę się streszczać - Jurek zmrużył oczy. Od objęcia pierwszego dowództwa, od prawie dziesięciu lat, nikt nie odnosił się w stosunku do niego tak lekceważąco. - Słuchaj, tłuściochu. Oddelegujesz wszystkie okręty, jakie masz na tej zapyziałej stacji, a które latają szybciej niż warp 7, w kierunku klingońskiej granicy. A dokładnie w kierunku klingońskiej bazy Hostenet. - Nie ma pan... - Stul pysk. Mam prawo. Jako kapitan Floty przejmuję dowództwo nad wszystkimi okrętami w sektorze. Zrobi pan, co każę, albo będzie pan liczył łyżki w najbardziej zapyziałym sektorze Federacji. Już. Excelsior, koniec. - tłustą twarz komandora zastąpiło godło Federacji. Jurek pokiwał ciężko głową i przygotował się do konfrontacji z admirałami dowództwa Floty. Dziesięć minut później Excelsior przekroczył granicę klingońską. Na granicy zasięgu sensorów majaczyła flota klingońska, odpierająca ataki Gornów, a po drugiej stronie niewielka flota Federacji, licząca zaledwie dwanaście maszyn. Dwanaście federacyjnych okrętów kiedyś stanowiłoby siłę, z którą każdy by się liczył, jednak wojna z Dominium pokazała, że federacyjne okręty są w większości przestarzałe i nie nadają się do walki z nowoczesnymi okrętami bojowymi. Pokiwał głową i wpatrzył się w ekran. Jeszcze pięć minut i będą w zasięgu. Jeszcze piętnaście, zanim przylecą posiłki. Styczyński niecierpliwie stukał palcami w fotel. - Dwadzieścia sekund - głos sternika był napięty. - Zwolnić o dwie dziesiąte. Taktyczny - salwa fotonówek, sekwencja sierra, maksymalna moc, zapalniki zbliżeniowe. Strzelać po gotowości.Chwilę później z wyrzutni wystrzeliły dwie torpedy i pognały do celu z prędkością o dwie dziesiąte warp szybciej niż okręt. Dwadzieścia sekund później wpadły w formację gorneńskich okrętów. Jedna detonowała w pobliżu, tylko lekko osłabiając pola, a druga uderzyła bezpośrednio w okręt. Przebiwszy się przez osłony, trafiła w niechroniony polem kadłub i wyrwała potężny kęs metalu. Przelatujący w pobliżu Drapieżny Ptak skorzystał z okazji i odpalił serię z dezruptorów. Gorneński niszczyciel zadrżał i przetoczył się na bok, bluzgając plazmą i szczątkami stopionego metalu. Chwilę później w błysku białej energii pojawił się nad nim federacyjny okręcik. Smugi fazerów zmieniły niszczyciel w stopiony wrak. - Sternik, kurs na formacje Klingonów. Znajdźcie nam puste miejsce. I włączcie nas w ich system dowodzenia. Taktyczny, namierzyć najbliższego liniowca. Cel - napęd. Torpedami po gotowości.Krążownik zgrabnie zawrócił unikając salwy torped plazmowych i fazerów. Oficer taktyczny namierzył najbliższy ciężki okręt wroga i odpalił serię torped. Trzy pociski wbiły się w osłony liniowca, przeciążając je na moment. Doświadczony oficer nie czekał na rozkazy, tylko skierował na ten fragment pól fazery. Pod ciągłym ostrzałem osłony olbrzymiego okrętu zaczynały się załamywać. Pierwsze trafienia dezintegrowały fragmenty poszycia. Do ataku dołączyły dwa klingońskie niszczyciele i wnet gorneńska jednostka eksplodowała. Ostatnie pociski przelatywały przez chmurę ognia.Tymczasem Excelsior doleciał do pozycji, jaką jeszcze przed chwilą zajmował krążownik Vor'cha, i zawrócił dołączając do formacji. Główne wyrzutnie znów plunęły torpedami fotonowymi. Federacyjny okręt miał wiele szczęścia. Pociski rozniosły na strzępy jedną z fregat i osłabiły pola drugiej, co skrzętnie wykorzystały eskortujące go Drapieżne Ptaki, zalewając ją ogniem i zmieniając w parę sekund w kulę stopionego metalu. Jednak pozostałe okręty wroga nadal parły naprzód. Na szarym pancerzu Excelsiora zaczęły pojawiać się czarne ślady trafień, dwa z pięciu eskortujących go Drapieżnych Ptaków zostało zniszczonych... Nagle tuż nad jednym z głównych liniowców wroga zafalowała przestrzeń. Jeszcze zanim okręt w pełni się zmaterializował, oderwały się od niego pierwsze torpedy. Gorneński pancernik, mając większość mocy przekierowaną na przednie osłony, nie miał szans. Vor'cha z rykiem silników przeleciała przez chmurę ognia, w jaką zmienił się przeciwnik, i wściekle zaatakowała kolejny okręt. Parę chwil później, parę sekund od pola walki z prędkości warp wyszła federacyjna flota i ponad pięćdziesiąt torped fotonowych uderzyło w formację wroga roznosząc ją. Federacyjne maszyny uderzyły wściekle. Gornowie wycofali się, jednak zdołali zniszczyć jeszcze dwa okręty Federacji i trzy Drapieżne Ptaki. - Przerwać ogień - rozkazał Styczyński, gdy ostatni okręt gorneński wszedł w warp. - Odwołać czerwony alarm. - Kapitanie, klingoński dowódca chce z panem rozmawiać. - Przekażcie mu, że najpierw muszę się napić. I że dobrze walczyło się u jego boku... W sumie zaproście go na obiad. Jeżeli się zgodzi, niech kucharz przygotuje coś jadalnego. - Aye, sir... Zgodził się. Zapowiedział swoje przybycie za godzinę. - Znakomicie. T'Pev, rozstaw flotę w formację obronną. Ty tu rządzisz. I prześlij mi raport o stratach - ciężkim krokiem skierował się do swojej kwatery.Chciał wziąć prysznic i napić się czegoś zimnego. Zanim zabierze się za czytanie listy rannych i zabitych. O uszkodzenia się nie martwił. Excelsiory z natury były wytrzymałe, a ten był najnowszym z rodziny. Taka mała potyczka nie mogła mu zaszkodzić. Zbytnio. Jurek siedział na fotelu i po raz kolejny czytał rozkazy Dowództwa. Co prawda pierwszy raz od dawna te rozkazy miały jakiś sens, ale właśnie dlatego nie mógł w nie uwierzyć. Dowództwo kazało natychmiast wycofać okręty z powrotem do bazy, ale on miał zostać i oczekiwać przybycia Grupy Uderzeniowej 56, jaką oddano mu pod dowództwo. Powinni być na miejscu za trzy dni. W sumie osiemnaście okrętów, w tym trzy najnowsze okręty wojenne Federacji. Najwyraźniej dowództwo postanowiło potraktować tę wojenkę jak poligon dla nowych typów. Jurek był ciekaw, jak się sprawdzą.Charlestony były od początku budowane jako krążowniki uderzeniowe i miały wszystkie nowinki techniczne Federacji. Co więcej, w module militarnym, podobnym do stosowanego w Nebulach, zamontowano podwójną wyrzutnię specjalnie dla standardowych torped tri-kobaltowych. Jednostki tego typu powinny stanowić znakomite uzupełnienie dla jego Excelsiora. No i piętnaście pozostałych: dwa Galaxy, pięć Excelsiorów typu Lakota, dwa Defiant, trzy Ambassadory i trzy nowiutkie Novy II. W sumie siła, z jaką każdy musiał się liczyć. Miał operować pod dowództwem klingońskim, więc pewnie szybko się przekona, co są warte te nowe okręty. I ile tak naprawdę wart jest jego.- Kapitanie, klingońska delegacja przybyła. - Znakomicie. Proszę odprowadzić ich do mesy. Zaraz tam przyjdę. I proszę odesłać nasze okręty do Bazy 257. My zostajemy. - Aye - potwierdziła T'Pev. Jurek uśmiechnął się. Spokojny głos jego pierwszej oficer niezmiennie wprowadzał go w dobry humor. Dopiął mundur wyjściowy i wyszedł z kwatery. Do mesy nie miał daleko, wiec pojawił się tam niemal równocześnie z Klingonami. Wyciągnął rękę do olbrzymiego Klingona, noszącego dystynkcję generała.- Witam na pokładzie, generale. Jestem kapitan Jerzy Styczyński. Klingon obrzucił go wzrokiem i pokiwał głową, jakby się spodziewał tego, co zobaczył. Faktycznie, Jurek nie mógł mu zaimponować. Był niski, szczupły, wręcz chudy i mundur wisiał na nim jak na szczotce. Jednak on nigdy nie przywiązywał do wyglądu specjalnej uwagi. To, co czyniło z niego zabójczego przeciwnika, miał w głowie. A nie w mięśniach. - Generale, wyglądam jak wyglądam, i może nie wiem, z której strony chwycić miecz, ale niech pan mnie nie lekceważy. To niebezpieczne.Klingon spojrzał na niego i uśmiechnął się pogardliwie. Jurek pokiwał głową i wyciągnął fazer. Strzał o niskiej mocy powalił generała na kolana, szybki ruch ręką i klingoński nóż zawisł o milimetry od szyi generała. - Co chcesz udowodnić, człowieku? Jeżeli coś mi się stanie, mój oficer rozerwie pana na strzępy. - I co z tego? Pan będzie martwy, generale. A to najważniejsze. To, co się stanie ze mną, jest nieistotne - oddał mu nóż i wyciągnął rękę. Klingon popatrzył na niego z czymś w rodzaju szacunku w oczach, ale nie skorzystał z pomocy. Oboje usiedli do stołu i w milczeniu jedli. Od czasu do czasu jeden albo drugi rzucał półsłówka, ale poza tym nic nie mówili. Gdy obiad skończył się, generał podszedł do okna. - Odlecieli. Federacyjne psy podwinęły ogon i uciekły. - Dostali takie rozkazy. Ja zostałem. - Dlaczego? - Bo otrzymałem taki rozkaz. - Phaw. A gdyby i tobie kazali odlecieć? - Odleciałbym. - Tchórz.Jurek spojrzał na niego i przez chwilę miał ochotę sięgnąć po fazer i zdezintegrować generała. Opanował się. - Może. To bez znaczenia. Kazali mi zostać i walczyć, więc to będę robił. Za trzy dni przyleci tu moja grupa uderzeniowa. Do tego czasu wasze dowództwo powinno mieć dla mnie rozkazy.Klingon spojrzał na niego zdziwiony. - Oddają cię pod naszą komendę? - Jurek skinął głową. - Może nie jesteś taki zły, jak sądziłem. - Wy też nie. Chociaż wasze jedzenie - wzdrygnął się.Widząc to generał roześmiał się i walnął go w plecy. - Muszę pamiętać, żeby następnym razem zaprosić cię do siebie. Na gagh - wybuchnął śmiechem, widząc pełną obrzydzenia minę kapitana.Jurek popatrzył na niego i pomodlił się w duchu, żeby nie kazali mu współpracować z tym bydlakiem. Inaczej gagh go nie ominie.- Wiesz co, człowieczku? Jest taki jeden u nas. Nawet niezły wojownik. - Człowiek w siłach klingońskich? - Owszem - generał odwrócił się od okna. - Może będziecie razem działać. Dwóch ludzi się łatwiej dogada. Jurek pomyślał o tym. Współpraca z człowiekiem służącym w siłach klingońskich nie byłaby zła. Będzie musiał zasugerować to dowództwu. Uśmiechnął się do generała. Reszta spotkania upłynęła całkiem miło, szczególnie po sesji w holodeku, gdzie okazało się, iż mały człowieczek potrafi walczyć wręcz. Na tyle dobrze, że zdołał pokonać generała. Sam co prawda przy okazji 'zginął', ale cel osiągnął. Gdy Klingon opuścił Excelsiora, Styczyński usiadł przed monitorem i nagrał wiadomość dla dowództwa. Ten człowiek w siłach klingońskich nie dawał mu spokoju. Przy odrobinie szczęścia zapuka do właściwych drzwi i admirał Janeway da mu, czego chciał...
Mniam, wartka akcja, styl bardzo dobry, bez przestojów, po prostu samo się czyta 🙂
dzieki fluor, ciesze sie, zerknij jeszcze do opowiadan coena, bo to w jednym czasie sie dzieje