Forum › Fandom › Sesje RPG, PBF i inne › Star Trek: PBF PL › PBF - Subkomandor Deletham
To było dziwne nawet dla ciebie - dyplomaty, który rozmawiał z dziesiątkami ras i narodów. To było naprawdę dziwne i niesamowite.Na fotelu przed biurkiem twojego obecnego przełożonego - admirała Toresha siedziałeś ty, a raczej twoja idealna kopia.- Subkomandorze. - rzekł admirał. - Przedstawiam panu S'Taska Delethama, pańskiego odpowiednika z lustrzanego wszechświata.
Myślałem, że nic nie zdoła mnie już zaskoczyć. Widziałem już wiele dziwnych rzeczy. Rasy, które negocjowały nago, takie które rozmawiały z przedstawicielami innych narodów, tylko pijane, ale to? Moja twarz była jednak jak wykuta z kamienia, nie wyrażała żadnych emocji. Była to jedna z moich strategii, w końcu nie wolno było okazywać przeciwnikom swoich słabości, aby ich nie wykorzystali przeciwko tobie. A niewzruszona postawa i dobre maniery, były dobrą bronią ... w końcu po takiej osobie, nie można było spodziewać się niczego złego. Po chwili stare nawyki powróciły. Uśmiechnąłem się lekko, po przyjacielsku. Nie widziałem potrzeby dla której Admirał miałby kłamać, ale nie spodziewałem się spotkać, kogoś z tamtego wszechświata ... oczywiście czytałem raporty zdobyte przez nas wywiad, ale to było ... niezwykłe. Wyciągnąłem do siebie rękę -Pozwoli pan, że się przedstawię subkomandor S'Task Deletham, jestem szczęśliwy mogąc siebie poznać - uścisnąłem sam ze sobą rękę, obserwując siebie uważnie. Kiedy tylko ja z innego wszechświata usiadło z powrotem, popatrzyłem na Admirała -Admirale to jest ... - przez chwilę szukałem odpowiedniego słowa, po chwili jednak zrezygnowałem -Jestem zaskoczony Admirale, nie myślałem, że jestem jeszcze do tego zdolny. Widziałem wiele dziwnych rzeczy, ale ta znajdzie się wysoko na mojej liście ... - po tych słowach popatrzyłem jeszcze raz na siebie-Bez urazy, słyszałem o tych tak zwanych przejściach, ale zobaczenie siebie samego .... zresztą nie ważne. Skoro znalazł się pan w naszym wszechświecie, musiało to być z bardzo ważnego powodu. Inaczej nie siedziałby pan w tym gabinecie ...-
- Rzeczywiście to bardzo ważny powód. - rzekł admirał. - Jak niosą ostatnie wieści z naszych flot wysłanych do zniszczenia resztek Taurhai w kierunku delty to ich misja się kończy. Oczywiście kilkaset statków wciąż będzie szukać tych co przeżyli, ale główne siły są już w drodze powrotnej. Zajmie im to około 2 miesięcy w warp 6, a pewne tyle zajmie bo nie chcemy informować północnych sąsiadów, że przekraczamy ich granice bez zapowiedzi.Twój odpowiednik skinął głową.- U nas Taurhai są o wiele mocniejsi, ale trzymamy ich w szachu i nie zaatakują.- Ten powrót pozwoli naszym służbom skoncentrować się na kierunku, które zaniedbywaliśmy od kilkudziesięciu lat. Kierunku, który bez walki oddaliśmy Sojuszowi, choć sporo planet terrańskich powinno być nasze. Teraz, gdy zbierzemy całą naszą potęgę to możemy zrealizować plan porzucony 50 lat temu. Już w tej chwili wspieramy rebeliantów bronią i wywiadem, a nawet kilka naszych stoczni buduje im okręty. Niedługo będziemy mogli uderzyć w Sojusz. Ale straty będą duże. Lustrzane Gwiezdne Imperium zaproponowało pomoc, zarówno w technologiach, jak i kapitale ludzkim. Do koordynacji potrzebujemy łączników. Dlatego pan, subkomandorze Deletham przeniesie się na naszą placówke po drugiej stronie, a pański odpowiednik zostanie tutaj. Nasze narody musza się bliżej poznać i usunąć różnice, bo mamy wspólny cel.
Skinąłem głową na znak potwierdzenia. Wewnątrz czułem radość. Nie dość, że Imperium powinno uporać się ze swoimi największymi wrogami, to mnie czekało dyplomatyczne przecieranie szlaku. Kontakty z państwami z lustrzanego wszechświata, to będzie prawdziwa gratka. Tam istniało tyle państw, tyle możliwości. A wszystko dla dobra Imperium Romulańskiego, dla zwiększenia naszej potęgi. Jeżeli mi dobrze się powiedzie zaszczyty mnie nie ominą. Kto wie, może w przyszłości kariera polityczna? Jednego byłem pewien, taka okazja może się już nie powtórzyć. Trzeba było ją brać.-Rozumiem Admirale i czuję się zaszczycony, że to właśnie mi powierzono tak ważną i nowatorską misję. Pragnę zapewnić, że będę pełnił ją najlepiej jak potrafię - powiedziałem w odpowiedzi na usłyszane informacje -Chciałem się zapytać kiedy mam wyruszyć i dowiedzieć się jak ta misja będzie wyglądała od strony technicznej ...-
- Wyruszy pan na nią za 4 dni. Do tego czasu ma pan urlop, należący się po ostatniaj misji. Urządzenie do transportu jest na IRS Dveres, naszym nowym Norexanie. Za 4 dni znajdzie się na orbicie Romulusa. Tam zostana przedstawione panu dokładne szczegóły misji.
Skinąłem głową na znak zrozumienia. 4 dni wolnego, ciekawe co ja w tym czasie zrobię? Może odwiedzę dom ... albo odpocznę trochę w jakiś górach? Wolne ucieszyło mnie, bo będzie również czas na załatwienie wszystkich potrzebnych spraw. A potem znów praca. Dobrze. Lubiłem ją, sprawiała mi satysfakcję i przyjemność i dawała szanse na awans społeczny.-Dziękuje urlop będzie naprawdę przyjemną sprawą. Czy jestem jeszcze do czegoś potrzebny? -
- Nie, Oczywiście w razie potrzeby rezerwujemy sobie skrócenie urlopu.Twój odpowiednik powstał i zasalutował.
Zasalutowałem w odpowiedzi i mojemu odpowiednikowi i Admirałowi. Po czym opuściłem gabinet. Urlop wydawał się, krótki. Pierwsze parę rzeczy, o których pomyślałem wymagało, więcej niż 4 dni ... ale cóż służba, nie drużba. Na ulicy złapałem najbliższy ścigacz, który mógł zawieźć mnie do domu pod stolicą. Tak, to była pierwsza rzecz do zrobienia. Spotkać się z Mirell, moją ukochaną żonę. Uśmiechnąłem się na wspomnienie, mojego narzeczeństwa. Ja 64 letni dyplomata, ona 20 letnia kadetka i córka udekorowanego weterana Tal'Shiar. Nie żeniłem się z polityki, chociaż tak mogło się to wydawać. Zrobiliśmy to z miłości 6 lat temu. Chociaż przez pewien czas było to dość problemowe małżeństwo i obie rodziny miały problem z zaakceptowaniem wybranków swoich dzieci, w końcu udało się pokonać te trudności. A nawet jeżeli nie? Nikt nie będzie nam mówił, kogo mamy kochać. Minęło już te 6 lat, a my nadal byliśmy zakochani w sobie. A Mirell robiła karierę w Galae, pani Centurion. Całe szczęście, że stacjonowała na Romulusie, bo nie spotkalibyśmy się. Kiedy przyjechałem do domu otworzyłem drzwi swoim kodem i rozejrzałem się. Mirell prawdopodobnie jeszcze pracowała. Postanowiłem zrobić jej niespodziankę. W najbliższym sklepie kupiłem Kali-fal i wszystkie składniki potrzebne do ugotowania obiadu. Specjalnie nie powiedziałem mojej ukochanej o powrocie, chciałem jej zrobić niespodziankę, a tym obiadem jeszcze większą ....Dwie godziny zabawy w kuchni opłaciły się, gdy przygotowałem stół. Uczestnicząc w wielu negocjacjach nauczyłem sie, co można zrobić z paru serwetek i kwiatów. Może nie było to mistrzowskie, ale wystarczające. W końcu usłyszałem otwierane drzwi i po chwili w pokoju pojawiła się moja żona z dizruptorem w ręku. Zrobiła zaskoczoną minę, a ja uśmiechnąłem się szeroko-Kochanie chcesz mnie przytulić czy zastrzelić, bo jeżeli to drugie to może ubiorę inny mundur? -dopiero po chwili przypomniała sobie o trzymanej w ręku broni. Rzuciła ją na podłogę, przytuliła się do mnie i pocałowała. Za to ją lubiłem, tą jej odwagę i stanowczość. Była to bardzo samodzielna kobieta, na szczęście wydawało się, że jedyną rzeczą jakiej potrzebuje jestem ja. -Przepraszam ciebie, ale powinieneś powiedzieć, że przyjeżdżasz ... myślałam, że ktoś się włamał- powiedziała z wyrzutem, a ja zacząłem się śmiać. -Włamał i przygotował ... zresztą zamknij oczy- kiedy zrobiła to o co poprosiłem poprowadziłem ją do jadalni, gdzie stał zastawiony stół. Krzyknęła z radości i powiedziała:-Nie powinieneś - poprowadziłem ją do stolika, jak w najlepszej restauracji, tak jakby obserwowali nas wszyscy. Wyjął napitek i nalałem do kieliszków. Zająłem swoje miejsce i wzniosłem toast. -Za nas - Mirell wzniosła swój kieliszek i posłała mi szeroki promienny uśmiech. Uśmiech, w którym można by się zatracić i ja to uczyniłem. Po obiedzie dałem sobie spokój ze sprzątaniem, zamiast tego poszliśmy prosto do sypialni, aby tam spędzić cały dzień, nadrabiając zaległości. Rankiem następnego dnia, zacząłem pakować nasze rzeczy. Mirell wyszła z łazienki, usiadła na łóżku i obserwowała mnie uważnie. -Gdzie jedziemy?- zapytała w końcu-Pomyślałem, że możemy najpierw pojechać do domu moich rodziców w górach, a potem odwiedzić twojego ojca nad jeziorem. Powiedzmy dziś i jutro--A kiedy musisz wracać?--Pojutrze- odpowiedziałem trochę smutniejszym głosem-To niesprawiedliwe. Dopiero przyjechałeś i znów mi ciebie zabierają- powiedziała z wyrzutem-Wiem, ale to dla dobra Imperium - Pokiwała głową -Tak, ale ja za tobą tęsknię- wiedziałem, że rozumie i pochwala motywy, które mną kierują. Imperium było trwałą wartością, ale rozumiałem też jej argumenty. Ja też za nią zawsze tęskniłem i liczyłem dni do momentu, kiedy znów ją zobaczę. Odgoniłem od siebie, te smutne myśli, zamiast tego uśmiechnąłem się i pocałowałem ją. Do górskiego domu rodziców przybyliśmy przed południem. Walizki służący zaniósł do naszego pokoju. Matka, również nie wiedziała, a moim urlopie, ale była zadowolona z naszego przyjazdu. Pamiętałem początkowe animozje, między moją matką a żoną, później one gdzieś uleciały, a teraz dwie kobiety wydawały się jak dobre przyjaciółki. Miałem nadzieję, że nie mówią o sobie wszystkiego, nie chciałem żeby moja matka pokazywała Mirell zdjęć z dzieciństwa, chyba spaliłbym się ze wstydu. Śmieszne, ale ojciec Mirell na początku okazywał mi niechęć, po ślubie zmieniło się to, ale dopiero moje sukcesy sprawiły, że zyskałem sobie w jego oczach szacunek i "prawo" bycia z jego jedyną córką. Chyba uważał, mnie na początku za niegodną jej. Cóż ja dalej czasami, tak o tym myślałem. Góry były wspaniałe, te czyste powietrze i dziewicze krainy. Istniały miejsca, w których zabroniono używania ścigaczy czy promów, oczywiście istniały wyjątki. Z odpowiednim statusem, można było wiele rzeczy załatwić, jednak spacer też miał swoje uroki. Szczególnie spacer po przygotowanym przez kucharza moich rodziców obiedzie i podwieczorku. Miał wielki talent, nie było co do tego żadnych wątpliwości. Nad tą częścią Romulusa, właśnie zapadała noc. Wschodziły liczne gwiazdy, a myśmy szli właśnie ścieżką. Było tu prawie pusto. Gdzieniegdzie pojawiła się jakaś osoba. Nie zauważyłem, żadnego "ochroniarza", którego Admirał wysłałby do obserwacji mnie, ale pewnie jakiś gdzieś się czai. Tal'Shiar zawsze czujne. Patrząc na te gwiazdy i obejmując Mirell, wiedziałem już, że ten urlop skończy się wcześniej niż powinien. Trzeciego dnia pożegnałem się z rodzicami i udaliśmy się nad morze. Tam przyjął nas Komandor Havrah, ojciec Mirell. Ona po przywitaniu i chwili rozmowy, udała się na plażę, gdzie od razu wskoczyła do wody. Zapomniałem jak lubi pływać. Może będzie trzeba przy domu poszukać jakiegoś basenu, albo przenieść się w inne rejony planety? W tym samym czasie para służących przygotowała dla mnie i mojego teścia krzesła oraz drinki. Sączyłem go powoli obserwując wyczyny swojej ukochanej i rozmawiając z jej ojcem. -Sojusz za bardzo na nas naciska. Całe szczęście udało nam się uporać z innym zagrożeniem - powiedział Havrah -Cóż, myślę, że i Sojusz w końcu dostanie za swoje. Kolos na glinianych nogach ...--Czy ty coś wiesz?- -Nawet gdybym wiedział to i tak nie mógłbym powiedzieć. Może porozmawiamy o czymś przyjemniejszym. Widziałeś ostatnio jakieś dobre przedstawienie?- Tym sposobem skończył się mój urlop. Wróciliśmy do domu, gdzie spakowałem swoje rzeczy. Ponieważ jednak nie miałem, jeszcze żadnych wiadomości o okręcie, a Mirell mogla zostać tak długo jak ja poszliśmy najpierw do teatru, na historyczne przedstawienie o jednej z wojen, a po jego zakończeniu zamknęliśmy się w sypialni, gdzie mogliśmy przyjemnie spędzić resztki czasu jaki nam został.
Te resztki szybko się skończyły, gdy rano po obudzeniu się odczytałeś krótką wiadomość: "Odlot IRS Dveres nastąpi dziś o godzinie 12.15 standartowego czasu Imperium".Miałeś więc około 3 godzin na zgłoszenie się na jego pokład.
Podniosłem się z łóżka, dźwięk przychodzącej wiadomości, obudził również śpiącą obok mnie żonę. Przytuliła się do moich pleców i wyszeptała:-Zostań- chciałbym to zrobić, czasami naprawdę chciałbym to zrobić. Oboje jednak wiedzieliśmy, że to niemożliwe. Czasami ciężko było działać dla dobra Imperium, szczególnie kiedy oznaczało to rozłąkę. Pocałowałem ją w policzek i poszedłem do łazienki. Kiedy wyszedłem, a Mirell zajęła moje miejsce, zacząłem się pakować. Całe szczęście nie musiałem brać wielu rzeczy, w końcu klimat, będzie dokładnie taki sam jak tutaj. To dobrze, nie lubiłem kiedy na jakiś planetach było za zimno. Trzeba było się wtedy zamykać w gabinecie, albo na pokładzie okrętu i poruszanie było ograniczone. Do wszystkiego można się przyzwyczaić ... dobrze przynajmniej, że najczęściej nie były to długie misje. Ciekawe czy ta będzie inna? "Zresztą niedługo poznam szczegóły" Po spakowaniu się, wezwałem ścigacz, w którym miejsce również zajęła Mirell. Wybierała się do budynku dowództwa, a ja mogłem stamtąd polecieć promem. Pożegnanie było krótkie, nienawidziłem żegnać się z nią. Było to dla mnie ciężkie. Dobrze, że to ona w końcu musiała iść. Gdybym kolejny raz miał odwrócić się na rampie promu i popatrzeć na nią. Najgorszy był moment opuszczenia Romulusa. Zająłem swoje miejsce w promie, który wystartował w stronę okrętu. Zobaczymy, kto przywita mnie po zadokowaniu.
Prom powoli wleciał do hangaru. Tam czekał na ciebie żołnierz, który jednak nie poprowadził cię na mostek tylko do sekcji mieszkalnej, gdzie otworzył drzwi do jednej z kwater.W środku czekała Mirell Deletham w mundurze Tal Shiar. Jednak nie rzuciła ci się w ramiona tylko popatrzyła lodowato.
Moja żona nie pracowała dla Tal'Shiar, więc to musiała być jej odpowiedniczka z lustrzanego wszechświata. Jednak ukuło mnie to w serce, ten jej wzrok był okrutny. Tak bardzo przypominał mi moją Mirell, którą musiałem zostawić ledwie parę minut temu. Szybko na mojej twarzy pojawił się profesjonalny uśmiech. Nie wyrażać emocji, niech będzie to praca jak każda inna. Obejrzałem ją uważnie starając się odgadnąć jakiekolwiek z jej emocji. Niech ona zacznie mówić, jeżeli ja odezwę się pierwszy zepchnie mnie to do defensywy. Ponieważ jednak dobre maniery trzeba było zachować ukłoniłem się wobec niej dworsko.
Mirell patrzyła na ciebie uważnie.- Doskonale, subkomandorze. Umie pan trzymać nerwy na wodzy. Jak zapewne pan się domyślił jestem lustrzanym odpowiednikiem pańskiej małżonki i zapewniam pana, że jestem jeszcze panną. Choć muszę przyznać, że mieliśmy mały romansik, gdy sprawdzałam czy nasz Deletham nie jest dysydentem. Ale to już dawne czasy. Chciałabym panu pokazać coś interesującego. - spojrzała na zegarek. - Właśnie się zaczyna.Poprowadziła ciebie na niższe pokłady. Przez bulaj zauważyłeś romulański transportowiec.- Przed około 10 minutami jego kapitan wezwał pomoc, bo coś mu się popsuło. Teraz oficjalnie nasi mechanicy asystują w naprawach. A naprawdę...Weszliście do jednego z magazynów. Na platformie transportowej pojawiały się małe skrzynki, które uhlani Tal Shiar ściagali z podestu by zrobić miejsce kolejnym.- W skrzynkach jest latinum. Po 500 sztabek w każdej. W lustrzanym wszechświecie w tym samym miejscu też stoi popsuty transportowiec i Norexan. Transportowiec przenosi broń i kryształy dilitu, Norexan latinum na zakupy. W ten właśnie sposób wspomagamy wasze Imperium.
Przyglądałem się uważnie pracującym. Jednak moja twarz nie wyrażała, żadnych emocji. Pomoc była mile widziana, jednak byłem pewien, że nasi odpowiednicy w lustrze, nie kierują się idealizmem politycznym. Ot na idealizmie niewiele państw, mogło coś zyskać. Może i było to okrutne, ale realpolitik było na czasie. Popatrzyłem na lustrzaną Mirell jak nazwałem ją w myślach i odezwałem się spokojnym i wyćwiczonym głosem -Imperium jest wdzięczne za pomoc jaką możecie nam udzielić. Mamy nadzieję, że uda nam się zbudować trwałe przyjazne kontakty, pomiędzy naszym dwoma państwami. Relacje, które okażą się korzystne dla obu stron.- tymi słowami zakończyłem oficjalną część przemowy. Następne słowa powiedziałem bardziej nieformalnym, "ciepłym" tonem: -Jednakże chciałem panią zapytać, jakie jest wasze raison d'etat - lubiłem to ludzkie słowo, bardzo ładnie brzmiało i pasowało do takiej przemowy -... wasze raison d'etat, w owej pomocy. Nie chciałbym pani urazić, oboje jednak wiemy, że idealizm w stosunkach międzynarodowych nie jest najlepszą kartą do gry. Niektórym udawało się na nim ugrać, wielkie rzeczy, ale były to jednostki. Zawsze później przychodzili po nich racjonaliści. Powiedzmy sobie prawdę, żadne państwo nie może sobie pozwolić na całkowicie bezinteresowne gesty. Wszystko ma swój cel ... - przerwałem na chwilę patrząc na nią. Wydawał się zainteresowana, dlatego kontynuowałem. Była to dobra strategia i wydawało mi się dobre zagranie, niech wie, że nie jestem łatwym graczem, a moja przemowa niech będzie też testem. Zobaczymy co odpowiedzą. Mieliśmy być sojusznikami, dlatego musieliśmy zlikwidować niektóre kwestie problemowe -Czy wie pani, że kiedyś pomogłem pewnemu rannemu oficerowi. Jego kariera była by skończona, gdyby nie moja interwencja. Pomogłem mu, chociaż nie mógł się mi wtedy odwdzięczyć. Wie pani dlaczego to zrobiłem? Ponieważ gdy pomagamy komuś nie dostając nic w zamian, zachodzi pewna ciekawa reakcja psychologiczna. Otóż owa osoba, czuje wobec nas wdzięczność. Tak buduje się przyjaźnie. W umyśle owej osoby, rodzi się pytanie: "Pomógł mi i nie chciał nic w zamian, muszę się jakoś odwdzięczyć". To działa często lepiej, a napewno jest trwalsze niż relacje wymiany ... - zamilkłem przypatrując się żołnierzom ładującym kolejne skrzynie. Teraz pora była na ruch lustrzanego odbicia mojej ukochanej.
- Nasz cel jest prosty. Wam zagraża Sojusz, nam Federacja. Więc teraz nasi wrogowie sami sie wyniszczają. Są zajęci sobą, nowe planety składają prośby do przyłączenia się do prowincji talariańskiej oraz płacą duże sumy za ochronę ich granic, bo Sojusz atakuje każdego. Rośniemy w siłę, a Federacja słabnie. W ciągu ostatniego tygodnia straciła prawie 50 statków, a Sojusz ponad 70. My możemy udawać, że otwieramy się na pokój i zmniejszamy nasze siły wojskowe. Tak naprawdę to nadwyżki idą do was. W stacjach przeładunkowych "znika" 5% materiałów produkcyjnych, a tajne stocznie przesyłają od razu gotowe elementy do budowy statków. Obecnie nasza pomoc obliczana jest na około 10 milinów sztabek dziennie. Powiedzmy, że jesteście naszym funduszem inwestycyjnym. W końcu mozna przesłać nawet Verelusa na druga stronę, a gdy Federacja nam zagrozi, sparaliżujemy ją szybkimi i skutecznymi atakami na jej centralne planety.