Forum › Fandom › Opowiadania › Cykle opowiadań › dział tymczasowy › Niespokojny wszechświat - "Maska Ognia" - część 1
Tagi: Ziemia, przyszłość, Królestwo Terrańskie
"Maska Ognia"
Przed bitwą wspomnij trzynaście prawd o ogniu:
1. Silniejszy jest niż najroślejszy rumak, a jednak można go ukryć w dziecięcych szatach.
2. Jasny i żywy, raduje serca każdego kto go używa,
3. Jego widok ujmuje sił wrogowi, który wie, że w spotkaniu z nim nie może liczyć na litość.
4. Wzniecony w odpowiednim miejscu nigdy sienie podda.
5. Gdy już gorzeje, wojownik może spokojnie czynić swoje.
6. Choć niewiele zachęty mu potrzeba, mało pożywienia ponad garść chrustu, będzie walczył bez wytchnienia.
7. Zawsze toczy własna bitwę, kierując się raz tutaj, raz tam, i nikt nigdy do końca nie odgadnie, dokąd jeszcze.
8. Znosi niemal wszystko, czy wrogowie to, czy sojusznicy, wiatr jest mu rumakiem, ziemia fortecą i dopiero wielka woda może stawić mu czoło.
9. Wojownik skryty za maska ognia może obmyślać swoje posunięcia.
10. Gdy strzeże ze skrzydeł, można mieć pewność, że nikt wojownika stamtąd nie zaskoczy.
11. Niszczy wszelaka majętność wroga, jego wozy, konie i prowiant, tak samo jak dzierżących miecze łuczników.
12. Rany przez niego zadane są straszne i niewielu powraca po nich do zdrowia.
13. Po jego przejściu zostaje naga pustynia, na której króluje rozpacz.
Rozważ te prawdy, przemyśl, ile daje maska ognia i jak ją wykorzystać, a potem ruszaj do boju z wiecznym płomieniem w sercu.
Rady dla samotnego wojownika walczącego z zastępami wroga
Lian Shi-Min, późniejszy cesarz T?ai Tsung, ok. 630 r n.e.
Nizina Turańska, obszar obecnego Uzbekistanu
Prowincja Środkowo-Azjatycka, Sol III
5 czerwca 6429 p.n.e.
Zrazu grzmot nie był zbyt głośny. Brzmiał jak nadchodząca potężna burza. Jednak Tarak wódz Maraków, plemienia nomadów, przemierzających te ziemie od niezliczonych cykli słońca, nie zgodził się ze zdaniem jednego ze sowich wojowników że to burza. Niebo było obleczone w piękny błękit i niegdzie nie było widać ciemnych barw zwiastujących zimny deszcz. To musiało być coś innego. Poza tym że dźwięk był przerywany, ani się nie zbliżał ani oddalał. To mogło być zagrożenie dla jego plemienia, a tego nie powinno się lekceważyć. Pod wpływem impulsu Tarak wziął pięciu wojowników i ruszył konno w kierunku dźwięku. Jechali wiele godzin sądząc po słońcu, a dźwięk z każdą chwila potężniał lecz nie zmieniał miejsca.
Dotarli do większego pagórka, z tego co pamiętali stał on nad dużą i płytka doliną. Zsiedli z koni i wspięli się na wzniesienie. Widok który objawił się ich oczom, najpierw spowodował ich niedowierzanie, a w chwilę później w przerażenie.
Plemię Markaów liczyło nieco ponad 150 ludzi. Natomiast w dolinie poniżej Tarak i jego wojownicy nieprzebrane rzesze ludzi walczących ze sobą . Ich zastępy ciągnęły się w każdym kierunku na aż do horyzontu. Wyraźnie było widać że całe to zbiorowisko było ze podzielone na dwie nierówne grupy. Mniejsza ubrana w nieprawdopodobne kolory, biały z czerwonym, usiłowała powstrzymać napór dużo większych sił ubranych całkowicie na czarno, nie niecałkowicie. Na ich zbrojach wyraźnie było widać złote emblematy.
Tarak przerażony, ale i chorobliwie ciekawy spoglądał na masakrę. Patrzył jak blisko 5 tysięcy kobiet i męszczyzn w biało czerwonych zbrojach należących do zakonu Coda jest systematycznie i bez litości masakrowany przez ich oponentów ubranych w czarno złote zbroje należących do zakonu Hom?Dai. A dokładniej należących do Pretorian, zbrojnego ramienia Hom?Dai.
Lecz o tym nie zdawał sobie Tarak i jego ludzie. Nie zobaczyli też śmierci ostatnich z Coda, gdyż wycofali się w obawie przed odkryciem ich przez czarnych . Z tego samego powodu zabronił swoim ludziom opowiadać o tym co widzieli.
Tak więc wiedza o pierwszej i jak dotychczas ostatniej wojnie miedzy Coda, a Hom?Dai została zapomniana....
Gdzieś w Egipcie....
Prowincja Północno-Afrykańska, Sol III
120 lat później
- Czy to pewna informacja? ? zapytał męszczyzna, z wyglądu Chińczyk.
- Tak.... niestety ? odparła czarnoskóra kobieta
- Dlaczego niestety? Wreszcie mamy z głowy te zwierzęta! ? krzyknął z oburzeniem Indianin z plemienia Irokezów.
- Niestety! Bo zabrali wszystkie sprawne kosmoloty Pradawnych, a pozostałe zniszczyli! Głupcze! ? warknął śniady męszczyzna siedzący dwa fotele dalej
- Nazwij mnie jeszcze raz głupcem a zapłacisz to głową - odpowiedział z wściekłością na twarzy Indianin.
- Spokój! ? na ten gromki okrzyk białej kobiety wszyscy obecni w jasno oświetlonej sali zamilkli ? Spokój. ? powtórzyła już spokojnie ? Kłótnie w niczym nam nie pomogą. Stało się, koniec. Wszyscy jesteśmy winni, bo nie dopilnowaliśmy sprawy Coda zaraz po wojnie. Teraz jest już za późno na żale. Powinniśmy się cieszyć że ta sprawa jest już za nami. ? podniosła rękę by uciszyć kilku chętnych do zabrania głosu ? Wiem co chcecie powiedzieć. Ale spójrzcie na sprawę z innej strony. Tak zniszczyli, albo ukradli nasze kosmoloty, ale większość technologii Pradawnych pozostało u nas. Oni nie mogli sobie pozwolić na zabranie zbyt wiele. Musieli zabrać swoich zwolenników. Po drugie hipernaped był ustawiony jeszcze przez Pradawnych i nie wiemy gdzie dokładnie by nas doprowadził. Dlatego go nie używaliśmy i lataliśmy nim tylko po systemie. Oni natomiast go użyli i przy odrobinie szczęścia już są martwi.... Tak masz racje Xao Min, nie możemy sobie na takie założenie. Mimo to nawet jeśli przeżyli jest ich w tej chwili tylko 125 tyś. osób i wiele czasu zajmie póki znowu nam zagrożą....
Mimo różnych zdań wszyscy pokiwali zgodnie nad takim przedstawieniem sprawy.
? No więc pozostaje nam dokładnie obserwować kosmos i czekać na ich powrót, ewentualnie jak tylko nauczymy się budować kosmoloty, sami ich poszukamy. A to sprowadza nas do następnego pytania. ? biały męszczyzna płynnie zakończył drażliwy temat i przeszedł do następnego ? Spieraliśmy co dalej zrobimy z Ziemią. Czy spełnimy ostatnią prośbę pradawnych i pozwolimy ludziom normalnie się rozwijać, my będziemy tylko popychać w odpowiednią stronę jeśli to będzie koniecznie i pozostaniemy niewidocznymi strażnikami..... Czy też podbijemy cała ziemie i będziemy jej panami oraz będziemy kreować tak jak nam się podoba. Każda z propozycji ma swoje dobre i złe strony. Przez ostatnie kilka lat je roztrząsaliśmy, ale teraz nadszedł czas na podjęcie decyzji..... Kto jest za opcja druga?
Rękę podniosło troje z dziewięciu. Troje najbardziej wojowniczych....
- Kto jest za opcją pierwsza? ? mężczyzna dokończył formalności
Rękę podniosło sześcioro.
- A wiec wybraliśmy przyszłość dla całej planety. Teraz pozostało nam tylko ja zrealizować... ? podsumował mężczyzna który do tej pory nie odezwał się słowem. Ten sam mężczyzna w parę lat później został pierwszym prawdziwym egipskim Faraonem....
Kosmodrom należący do Europejskiej Agencji Kosmicznej, Gujana Francuska
Prowincja Ameryki Południowej, Sol III
31 października 2147, 0 Po Diasporze
Biały wahadłowiec delikatnie wzniósł się w powietrze. Na chwilę zawisł, jakby na niewidzialnych linkach potężnego zabawkarza. Przełączył napęd na antygrawitacyjny i majestatycznie wzniósł się na najpierw w powietrze następnie na orbitę. W centrum kontroli wszyscy westchnęli chórem czując ogromną ulgę, gdyż prom niósł ostatnią nadzieję na przyszłość dla gatunku ludzkiego.
Prom płynnie i bez problemów zszedł z orbity. Zgrabnie ominął stacje i habitaty rozmieszczone na orbicie. Lawirował między konstrukcjami doków w których już od przeszło 60 lat budowano statki kriogeniczne i pokoleniowe. Gdy prom miał już cały ten złom za sobą zastopował. Duże wrota ładunkowe pod jego brzuchem otworzyły się bez najmniejszego dźwięku.
- Dedal do kontroli. Ikar na pozycji i gotowy do lotu.
- Potwierdzam Dedal. Kontynuujcie.
- Potwierdzam Kontrola.
Mniejszy stateczek w kształcie trójkąta uruchomił swoje silniki manewrowe i zajął pozycje przed i poniżej promu.
- Ikar do Dedal i Kontroli. Jesteśmy gotowi i czekamy na zielone światło.
- Dedal do Ikara, potwierdzam. Ja nie mam nic do dodania.
- Kontrola do Ikara, potwierdzam. Macie zielone światło.... Powiedzenia komandorze Dieter, powiedzenia dla pana i pańskiej załogi.
- Dziękuję Kontrola, Ikar wyłącza się.... No pani komandor Jaruwalski jak to jest być kimś kto tworzy historię?
- Mogłabym się przyzwyczaić... ? odparła ze słowińskim akcentem czarnowłosa pani komandor. ? Wszystko zielone, generatory rozgrzane, panie komandorze.
Trzeci członek załogi, Francuz Antonio Walerii, tylko się uśmiechnął na tę wymianę zdań między małżeństwem i wrócił wzrokiem do swojej konsoli.
- No to zaczynamy....
Silniki hipernapedu małego stateczku zamigotały pełna mocą i okręcik zniknął na całe 12 sekund. Gdy pojawił się ponownie, był niedaleko orbity Plutona z żywą załogą, a na ziemi wybuchł szał radości. Z Ikara napłynęło zdane wyrażające uczucia 12 miliardów mieszkańców Ziemi....
- Jezu, tu jest pełno gwiazd...
Ludzie zapragnęli sięgnąć gwiazd..... I stało się.
Okolice ruin Moskwy, dawna Rosja
Prowincja Europejska, Sol III
13 kwietnia 2695, 548 lat Po Diasporze
Ziemia to ruina..... niezamieszkała ruina. Z 12 miliardów ludzi w chwili wynalezienia hipernapedu, teraz pozostało niespełna 12 milionów. Na umierającej planecie pozostali tylko ci którzy nie mieli gdzie odlecieć, albo za co odlecieć..... albo ci którzy chcieli zostać. Nikt już się nie interesował Ziemią.
Fiodor, jeden z tych którzy nie mogli się przenieść, spokojnie uprawiał wraz z innymi mieszkańcami wioski płachetek ziemi który jeszcze rodził żywność która pozwala im przeżyć. A jak dług nikt sienie zastanawiał i nie był tego ciekawy. Fiodor wspominał rozmowę którą odbył ostatniej nocy z dwojgiem nieznajomych. Ciekaw był czy nieznajomi dotrzymają umowy, w końcu dzisiaj był dzień ?daniny?. Zdążył o tym pomyśleć, a usłyszał szum źle wyregulowanych grawitorów. Z trzech pojazdów grawitacyjnych, trzymających się chyba tylko na kawałku drutu, wysypało się 20 luda obojga płci uzbrojonych po zęby we wszelkie możliwe rodzaje broni. Do Fiodora podszedł może nie najroślejszy ale, na pewno przywódca tej grupy.
- I co dziadku? Jak tam nasza danina w tym miesiącu?
Fodor pomny nocnej rozmowy, podniósł głowę i z cała odwagą na jaka było go stać rzucił
- Nie będzie żadnej daniny.... już nigdy więcej.
Żona Fiodora, Tatiana z przerażeniem spojrzała na męża i ścisnęła go za rękę jakby chciała się przekonać czy to jej mąż i czy przypadkiem nie postradał zmysłów.
- Co to dziadku tak spieszno ci do piachu? ? przywódca zarechotał i znowu przemówił ? A to będzie was strzegł przed bandytami i innymi zboczeńcami?
Starzec już chciał już chciał przemówić, gdy przerwał mu kobiecy głos gdzieś z boku.
- Od teraz tej chwili Królestwo Terry będzie się nimi opiekować...
Wszyscy jak użądleni spojrzeli w kierunku skąd dobiegł głos i ujrzeli kobietę i mężczyznę ubranych identycznie w czarne płaszcze inkrustowane delikatnie, ale widocznie złotą nitką. Oboje także byli identycznie uzbrojeni. Z całego zbiorowiska pewności siebie nie stracili tylko Fiodor i szef bandy.
- A z kim mam przyjemność, panienko? ? wychrypiał ten ostatni ? Bo pierwszy raz cię tutaj widzę.
- Major Sonja Webster z Królewskiego Korpusu Marines, Jego Wysokości Aleksandra III, władcy Terry i prawowitego pana tych ziem.
Bandzior słuchał tej tyrady z uśmiechem na ustach, aż do ostatniej wzmianki. ?Co ona sobie myśli? To przecież jego ziemia!?
- Chyba śnisz ślicznotko. Po pierwsze nie słyszałem o tej twojej wysokości, a po drugie to jest moje terytorium. Wiec radzę zwijają się stąd.
- Przykro mi ale niestety nie skorzystam z twojej rady. Mam natomiast jedną dla ciebie, złóż broń i poddaj się póki jeszcze możesz, albo......
- Albo co?!
- Albo skończycie jak Skorpiony przed miesiącem...
Wzmianka o pogromi innej bandy zwącej się Skorpionami, przeraziła i rozwścieczyła herszta. Przestał myśleć zaczął działać, podniósł broń i wycelował...
Z za pleców odwróconych ludzi ktoś krzyknął.
- Padnij! ? i kto miał odrobinę oleju w głowie, to zrobił.
Tymczasem herszt bandy, padł martwy z rozwalona czaszka, jeszcze zanim zdążył nacisnąć spust. Wybuchła strzelanina....
Fiodor leżąc podniósł lekko głowę by zobaczyć co się dzieje. Zobaczył dwie rzeczy, jedna było to że ludzi w czarno złotych płaszczach było więcej, około dziesięciu, a drugą to że marines strzelali spokojnie i miarowo i prawie zawsze uzyskiwali trafienie. Tymczasem bandyci pomimo przewagi liczebnej i w sile ognia nie uzyskiwali żadnego trafienia. Po prostu marines byli zbyt szybcy i zwinni by dać się trafić by dać się trafić pierwszej lepszej łachudrze. Wymiana ognia trwała niecałe 10 sekund i skończył się wynikiem 20 do 0,5 dla korpusu. Do ofiar trzeba było doliczyć niestety 3 ciała rolników trafionych przypadkowymi strzałami z pulserów. Mimo wszystko kolejna banda został zlikwidowana.....
W ciągu kolejnych 2 lat na całym globie i nie tylko, zlikwidowano wszystkie bandy, mafie i tym podobne, a władza Aleksandra III i Królestwa Terrrańskiego rozciągnęła się na cały system Sol. Nastał wreszcie od dawna oczekiwany spokój i porządek.....
Ludzie zapragnęli bezpieczeństwa..... I stało się.
Pałac Królewski, obszar dawnego miasta Genewy
Prowincja Europejska, Sol III
26 stycznia 3859, 1712 lat Po Diasporze ---- Czas Teraźniejszy.
Władczyni Królestwa Terrańskiego Elżbieta III spoglądała na lekko pofalowana powierzchnie Jeziora Genewskiego. Lecz nie zachwycała widokiem, prawdę powiedziawszy prawie go nie widziała, była zatopiona w myślach. Analizowała wszystko co dzisiaj usłyszała i ciągle nie mogła wyjść z szoku. Po raz pierwszy w historii Izba Lordów i Izba Gmin, czyli Parlament Królestwa, oraz opinia publiczna była zgodna w jakiejś sprawie. I to w jakiej...
- Pięć centów za twe myśli, pani...
- Czy tylko tyle są wartę, mości książę? ? Elżbieta III z domu Trevayne, spojrzała na siwiejącego starszego meszczyznę w czarno złotym mundurze admirała RTN.
Ten męszczyzna nazywał się James D?Orville i był 22 Wielkim Księciem Ziemi, dowódcą elitarnej 18 Floty Uderzeniowej Royal Terran Navy, a do tego byłym regentem królestwa i jednym z najbliższych przyjaciół aktualnej królowej.
- Ależ, nie! ? admirał rzucił z udawanym oburzeniem ? Są co najmniej warte swojej wagi w złocie, ale niestety w całym królestwie nie znalazłbym tyle złota...
- Ehhh! ? westchnienie Elżbiety połączyło się z uśmiechem, niezbyt promiennym ale zawsze. ? Mógłbyś mi powiedzieć dlaczego wszyscy moi poddani, wydają mi się szaleńcami i chcą zdobyć cały wszechświat? I dlaczego to ja mam podjąć ostateczną decyzję?
- Tu się z tobą nie zgodzę. To nie ty musisz podjąć decyzje. Ta decyzja została już podjęta za ciebie ty tylko musisz nadać jej, bardziej formalny charakter....
- Taaak, czyli wysłać ludzi żeby ginęli za tradycję, legendę, szaleństwo naszych przodków żyjących 10 tyś lat temu. Czy ty widzisz w tym jakiś sens bo ja nie.
- Nie bądź taka surowa. To nie żądna legenda czy szaleństwo, a tym bardziej szaleństwo i ty to powinnaś wiedzieć najlepiej!
- Wiem - królowa przytaknęła i ruszyła spokojnie wzdłuż brzegu jeziora, a jej ochrona bardziej dyskretnie za nią. ? Przecież te informacje o Coda nie zostały nawet potwierdzone, a my już chcemy ustawić wszechświat po swojemu, a do tego nikt nam nie sprosta technologicznie...
- Betty, to nie chodzi o Coda, choć to ważne, ale to tylko wymówka. Ludziom chodzi głownie o pieniądze i bezpieczeństwo. Głownie chodzi tu o Federację jest najbliżej i tam jest najwięcej naszych interesów, czy to rządowych czy prywatnych. Ale w tej chwili Federacja w praktyce nie istnieje. Za to panuje tam anarchia i bezhołowie, że już o flotach pirackich nie wspomnę. Nasi ludzie zaczynają tam tracić coraz większe sumy, a wiesz równie dobrze jak ja że bez tych pieniędzy we przeszłości nie bylibyśmy w stanie oczyścić Ziemi i nadal na niej żyć.
Za pieniędzmi idzie bezpieczeństwo, o ile czytałaś ostanie raporty to wiesz że piraci zaczynają zapuszczać prawie na Ziemie, do tego masa imigrantów....
- Imigrantów zawsze zapraszaliśmy, to dzięki nim tak dobrze nam się wiedzie.....
- Wiem, pamiętam. Pamiętam że to dzięki nim udało się nam terraformować Marsa i Wenus i je skolonizować. Problem polega na tym że obywateli królestwa jest już prawie 4 miliardy, a imigrantów jest z dania na dzień coraz więcej. I jeśli nie chcemy żeby powtórzyła się sytuacja z przed Diaspory, musimy działać i to szybko.
- Wiedziałam o tym ale musiałam to usłyszeć od kogoś innego żeby to sobie szybciej uświadomić. Mimo to nie podoba mi się pomysł wojny z Federacja....
- Nie z ?Federacją?, a z lokalnymi watażkami i lordami i innymi samozwańcami...
- A jak ktoś im pomoże, albo też się zainteresuje tą częścią galaktyki?
- Nikt się nie zainteresuje, jesteśmy zbyt na uboczu. Pomoc też się im na nic przyda. Jedynie Sektor Korporacji, Sojusz Aryjski i Przymierze Hebrajskie są dość zaawansowane żeby się z nami równać, ale są dość daleko stąd i maja swoje problemy....
- A jeśli będą liczniejsi?
- To i tak damy im radę, my jesteśmy u siebie i że tak powiem ?znamy każde drzewo czy krzak w naszym lesie?. Damy sobie radę, zobaczysz.
- Nie jesteś zbyt siebie pewny?
- Nie po tych miesiącach planowania ćwiczeń i przewidywania za każdym razem coraz bardziej wariackich wariantów sytuacji. Wydaje się że przewidzieliśmy wszystkie możliwe rozwoje sytuacji, a jeśli coś będzie nie tak to zawsze możemy improwizować, w tym też jesteśmy dobrzy.
- Chyba czuje się spokojniejsza ? i pierwszy raz podczas tej rozmowy uśmiechnęła się szczerze ? Ale jeśli coś pójdzie nie tak to zdegraduje cię do marynarza ? i roześmiała się jeszcze raz ? Teraz chodź, chcę żebyś był przy mnie jak będę podpisywała ten cholerny Akt Bezpieczeństwa....
Witam! Zapraszam do przeczytania mojego nowego opowiadania z mojego własnego świata.Tu też chciałem zaprosić chętnych do współpracy. Im więcej osób będzie go tworzyło tym świat będzie doskonalszy. 😀 Co do reszty to wiecie do czego służy ten temat.Kolejna część będzie niedługo.
Realia podobają mi się. Potencjał mają wielki. Najważniejsze, że są oryginalne. Zastrzeżeń brak. Życzę dużo inwencji w przyszłej pracy.
ja juz przeczytalem czesc 2 😛