Forum › Fandom › Opowiadania › Cykle opowiadań › dział tymczasowy › Mgły Wojny - Rozdział 1
Rozdział 1
Krople deszczu uderzające raz za razem w szyby i towarzyszący im szum fal rozbijających się o prawie dwustumetrowej wysokości klif tworzyły miłą, senna atmosferę. Ogień płonący na kominku tylko potęgował wrażenie, jednak dla stojącego przy oknie młodego senatora był to jeden z najbardziej emocjonujących dni w życiu.
- Podziwia pan widoki, senatorze.
- A, tak, panie admirale. W rzeczy samej. Wybrał pan piękne miejsce, piękne miejsce. Szkoda, że większość tych tam – senator machnął ręką w bok – woli wielkie zatłoczone miasta. Byle bliżej senatu i naczelnego dowództwa.
- Albo kwatery Tal'shiar.
- Albo. Przeklęci najemnicy.
- Nie wierzy pan w lojalność naszych wywiadowców? - Admirał podszedł do swojego gościa i podał mu kieliszek vulcańskiego wina.
- Lojalność. - Parsknął senator. - Wobec kogo?
- Imperium, rzecz jasna.
- Imperium? Niech pan mnie nie rozśmiesza, Jarod. Tal'shiar jest lojalna tylko wobec siebie. Jak Imperium po drodze z ich planami, to dobrze. Jak nie...
- To tym gorzej dla Imperium, - dokończył admirał, kiwając głową. Tal'shiar, siła która pomogła Imperium utrzymać się w całości setki lat temu, teraz stała się jego zmorą. To nie był problem tylko Romulan. Jarod studiował historię Federacji, a szczególnie ludzi i wiedział, że na pewnym etapie rozwoju każde Imperium rządzące siłą miało takie problemy jak oni teraz. - Ogon machający psem.
Widząc pytające spojrzenie gościa wyjaśnił znaczenie ludzkiego powiedzenia. Senator potwierdził i obaj pogrążyli się na moment w zadumie. Tal'shiar było problemem. Problemem, który trzeba będzie rozwiązać. Obaj wiedzieli jak, ale aż do dzisiaj nie mieli najmniejszych szans na przepchnięcie swojego planu przez senat.
Senat. Jedyna siła która była w stanie kontrolować niemal wszechwładne siły specjalne. Bo za senatem stała flota, a flot stanowiła widoczną, może pozbawioną wpływów, ale realną siłę w rękach senatu. Flota, gdyby spuścić ją ze smyczy chętnie rzuciłaby się na Tal'shiar.
Ale wojna domowa sprawiłaby więcej problemów, niż rozwiązała. Więc trzeba było przyciąć nadmiernie rozrośnięte ząbki wywiadowców obcymi rękami.
- Co z Tomalakiem?
- Wraca do Imperium, ale to jeszcze potrwa. Zjawi się dopiero, jak cała afera będzie już nie do odkręcenia, nawet, jeżeli ktoś się o niej dowie.
- Lepiej, admirale, żeby się nie dowiedział.
- Też tak sądzę, senatorze.
Ciche chrząknięcie za plecami odwróciło ich uwagę od polityki.
Jarod zerknął przez ramię i uśmiechnął się do swojej młodej, niedawno poślubionej żony.
- Cóż, może umilimy sobie popołudnie paroma kęskami czegoś dobrego?
***
- Sous le dôme épais, Où le blanc jasmin, Ah! Descendons – Młody mężczyzna objął ubraną w wieczorową suknię nastolatkę i okręcił nią dookoła – Ensemble!
- Wujek Jurek! - Dziewczyna roześmiała się radośnie i gdy ją wypuścił dygnęła i dystyngowanym gestem podała rękę. Mężczyzna ujął ją i z pietyzmem zbliżył do ust.
- Pani moja. - Zerknął na nią i gdy ich spojrzenie się spotkało wybuchnęli śmiechem.
- Ładnie, ładnie. - Starsza kobieta ubrana równie wytwornie co dziewczyna zbliżyła się do nich. - Flirtujesz z siostrzenicą, Jurek?
- Nie flirtować z tak piękną jak moja, to byłby grzech śmiertelny. - Puścił oko do dziewczyny która zachichotała.
- Tak, tylko przez to ja muszę wysłuchiwać jej marudzeń, ochów i achów. Rozkochałeś ją w sobie dla zabawy, a ja się męczę.
- Mamo!
- Cioteczko, nie przesadzaj. - Podał ramię dziewczynie. - Mademoiselle.
- Monsieur.
Młoda dama ujęła wujka pod ramię i oboje wolnym krokiem ruszyli w stronę wyjścia. Kobieta tylko pokiwała głową. Jurek tak rzadko odwiedzał dom, że mogła mu pozwolić na te chwile zabawy z rodziną. Przynajmniej nie gnuśniał w tej diabelnej stoczni przekładając PADDy z jednej strony biurka na drugą.
- Piękna noc, nieprawdaż.
- Noc?
- Przecież rozmowę wypada zaczynać od dyskusji o pogodzie. - Dziewczyna zaśmiała się. - Ok, pięknie śpiewałaś. Nie wiedziałem, że interesuje Cię klasyka.
- Od roku ćwiczę. - Spojrzała na niego. - Ale jesteś w domu tak rzadko, że skąd masz wiedzieć.
- Bogowie, ty też?
- Ja też. Chciałabym, żebyś bywał w domu częściej... - nagle zacięła się, a Styczyński uważnie na nią spojrzał. Czyżby Cioteczka miała rację. Cóż, nastolatki lubią się podobno podkochiwać w jakichś starszych idolach. Swego czasu sam podkochiwał się w pewnej starszej (i to sporo) sopranistce. Ale żeby Ola wybrała jego na idola? Nie, no. Bez przesady.
- Czyżby kochana Ciotunia miała rację? - Postanowił się trochę podroczyć.
- Chyba jej nie wierzysz? - Zarumieniona nastolatka spojrzała na niego, a potem w stronę Wisły, wzdłuż której spacerowali.
- Nie, no skąd, - odpowiedział lekko. - Zaśpiewaj coś dla mnie.
- Słucham?
- Zaśpiewaj coś dla mnie, - powtórzył. - Masz piękny głos. A chciałbym posłuchać tylko Ciebie, bez całego szumu szkolnego koncertu.
Dziewczyna zarumieniła się jeszcze bardziej i przez chwilę szli w milczeniu. Jurek spoglądał na górujący nad rzeką Krzyżacki zamek. Odbudowano go prawie trzysta lat temu, gdy Ziemia podźwignęła się wreszcie po koszmarze wojny atomowej. Był wspaniały i swego czasu zastanawiał się nawet nad kupieniem w nim mieszkania. I tak nie miał na co wydawać kredytów wypłacanych przez Flotę, a miło by było mieć własne cztery kąty.
Ola spoglądała to na niego, to na rzekę. Nie widziała swojego wujka, ale, jak mówiła ciotka, dorosłego mężczyznę który osiągnął w życiu to, o czym marzył. Był, obok Kirka i Picarda jednym z najmłodszych kapitanów Floty. Była z niego dumna. A może...
- O mio babbino caro, Mi piace è bello, bello – zaczęła cichutko, zwalniając z każdym słowem. Nagle zatrzymała się i przebiegła parę kroków w stronę rzeki. - Vo' andare in Porta Rossa a comperar l'anello!
Jurek słuchał z uśmiechem głosu młodej dziewczyny śpiewającej o tym, jak chce się wybrać po pierścionek zaręczynowy. Gdy Ola, już zapomniawszy o świecie śpiewała, coraz mocniej i wyraźniej, kapitan usiadł na trawie i podziwiał siostrzenicę.
- … se l'amassi indarno, andrei sul Ponte Vecchio, ma per buttarmi in …
Musiał przyznać, głos miała piękny. Brakowało jej wykształcenia, szlifu, w końcu uczyła się śpiewu dopiero rok, ale i tak słuchał jej z prawdziwą przyjemnością. No i, nie dało się ukryć, była całkiem ładna. „Ech, żebym był z dziesięć lat młodszy” pomyślał i uśmiechnął się do siebie. Tak, gdyby był parę lat młodszy. Albo ona starsza.
No, ale przynajmniej może sobie poflirtować, dać temu młodemu dziewczątku parę chwil radości. W końcu spotka swoją drugą połowę, ale może dzięki tym paru chwilom nie zapomni zupełnie o starym wujku.
- O Dio, vorrei morir! Babbo, pietà, pietà! Babbo, pietà, pietà!
- Pięknie. Pięknie moja panno. - Jurek wstał i podszedł do niej.
- Nie nazywaj mnie tak, od razu czuje się starsza.
- A co ja mam powiedzieć spacerując z takim młodym dziewczątkiem, - roześmiał się Styczyński i objął dziewczynę. - No, chodź. Wracamy do domu, bo cioteczka zacznie nas podejrzewać o coś niecnego.
- Chyba Ciebie?
- No tak, najłatwiej zganić na starego wujka. - Dziewczyna pokazała mu język i oboje uśmiechnęli się do siebie. - Poza tym mam dla Ciebie prezent.
- Dla mnie! Naprawdę?
- Nie, tak sobie żartuję. - Uderzyła go w ramię. - Za co?
- Już Ty dobrze wiesz za co. No, idziemy, chce zobaczyć ten Twój prezent.
- Kobiety.
Gdy paręnaście minut później wysiedli ze ślizgacza kapitana, na ganku czekała już na nich ciotka z marsową miną.
- Nie za długo, co? Gdzieście się włóczyli?
- Ot, romantyczny spacerek nad Wisłą. A ty, Cioteczko?
- Nigdzie się nie włóczyłam, nicponiu. No, już, do domu. Co ludzie sobie pomyślą. Stary pryk z taką młodą dziewczyną. Jeszcze nam reputacje zrujnujesz. - Biadoliła starsza pani, ale nikt się tym nie przejmował. Cioteczka lubiła marudzić i nikt nigdy, z nią włącznie, nie brał tego na serio. - Samowar śpiewa od pół godziny, a was nie ma i nie ma. I ciasto... paszoł won!
Cioteczka skoczyła w stronę stolika z ciastkami do których dobierał się Marcin, ulubieniec Oli.
- Skaranie boskie z tym kocurem. - Ola uśmiechnęła się do Jurka i pobiegła do swojego pokoju, a kapitan wszedł za cioteczką do salonu.
- Jak tam w kochanym Grudziądzu, Marto.
- Jakbyś bywał częściej, to byś wiedział, - nalała herbaty i podała mu filiżankę. Jurek wziął ją, nałożył na spodeczek trochę konfitur i usiadł wygodnie na fotelu. W dobie lotów kosmicznych, podróży w czasie i tworzenia materii z niczego prawdziwa herbata zaparzana w opalanym drewnem samowarze, na dodatek słodzona domowymi konfiturami wydawała się anachronizmem. Ale Jurkowi przypominała o tym, że jest jeszcze człowiekiem, a nie tylko kolejnym trybikiem w wielkiej maszynie.
- Znakomita, Marto. Jakaś nowa mieszanka?
- Przysłał mi ją znajomy z Rosji. Mam tego spory woreczek, odsypię Ci. - Jurek podziękował skinieniem głowy. – Powiedz Ty mi, długo zostajesz na Ziemi?
- Mam dwa tygodnie urlopu, ale jak długo zostanę, nie wiem. Klingonie i Kardassianie, – wzruszył ramionami. - Floty graniczne są w stanie podwyższonej gotowości, więc mogą odwołać mnie w każdej chwili. Szczególnie, że Stemarunner już ukończył testy i teraz tylko czeka na zaopatrzenie.
- Więc to prawda, co mówią w holonecie? Że może być wojna?
- Niestety. Ale to tylko złe wieści, Cioteczko. Już tyle razy zbierało się na wojnę z Imperium. Wątpię, żeby i tym razem coś więcej z tego wyniknęło.
- Obyś się nie mylił. - W korytarzu rozległy się ciche, szybki kroki. - Ola idzie. Nie przewracaj jej w głowie. Za dwa tygodnie znowu znikniesz gdzieś na lata. Nie igraj z jej uczuciami.
Ola wpadła do salonu i Jurek nie zdążył odpowiedzieć.
- No, jesteś. Co Ty tak długo robiła.
- Oj, mamo, przebierałam się. Wujek ma dla mnie prezent, a przecież trzeba ładnie wyglądać, jak się dostaje prezenty.
- Masz dla niej prezent? Rozpuszczasz mi ją.
- Prezent? - Styczyński zrobił zdziwioną minę. - Jaki prezent?
- Wujkuuu!
- Po prezenty to wszyscy pierwsi. Ale żeby staremu wujkowi coś podarować, to nikt.
- A właśnie, że mam dla wujka prezent! - Odpowiedziała Ola. - Ale dam wujkowi, jak będzie wychodził.
- Aleksandro Leszczyńska, coś ty znowu wymyśliła?
- Proszę. – Jurek wyciągnął rękę z małym pudełeczkiem. - Tak ładnie mi o tym śpiewałaś, że Ci się należy. No, może nie do końca to, ale... - uśmiechnął się do nagle zarumienionej dziewczyny, która straciła całą pewność siebie.
- O czym ona Ci tam śpiewała.
- Jak to było... Vo' andare in Porta Rossa a comperar l'anello!
- Mamma mia! - Krzyknęła Marta. - Dziewczyno, czyś ty zwariowała?
- Jest piękny! - Ola spoglądała na błyszczący w pudełku pierścionek.
- Załóż. - Dziewczyna założyła pierścionek. - Piękny pierścień dla pięknej damy.
- Skąd żeś go wytrzasnął? - Praktyczna ciotka uważała takie błyskotki za marnotrawstwo. Fakt, replikatory nic nie kosztowały, ale i tak po co było produkować takie nikomu niepotrzebne cacka?
- Kupiłem u najlepszego jubilera na Andori. - Obie panie spojrzały na niego z niedowierzaniem.
- Nie masz na co wydawać pieniędzy.
- Tak prawdę mówiąc, – odparł Jurek po krótkim namyśle, - to nie mam.
- Młodzi, młodzi.
- Nie znowu tacy młodzi. - Kapitan dopił herbatę i wstał. - Wybacz, Marto, ale będę się zbierał. Mam przed sobą jeszcze kawałek drogi.
- No, daruj sobie. Nie wypuszczę cię tak łatwo, jak już raczyłeś nas odwiedzić. Przyszykowałam Ci pokój gościnny.
- Zostajesz! - Ola podskoczyła. - Mamo, dziękuję!
- A ty z czego się cieszysz?
- Ja... no, bo, wujek, i... – nagle zaczęła się jąkać.
- Dziękuję, Marto. Naprawdę.
Styczyński, choć tego nie okazywał, był ciotce naprawdę wdzięczny. Odkąd rok temu w wypadku zginęli rodzice w zasadzie nie miał rodzinnego domu. Siostra dawno już założyła swój, miała małe dzieci, nie chciał się jej narzucać. Zresztą, już dawno domem i rodziną stała się dla niego Flota. Ale miło było mieć kąt w którym było się radośnie witanym każdego dnia.
- Tylko mi się nie rozklej tu. Jak masz w tej swojej piekielnej maszynie jakieś bagaże, to idź po nie. Ola, a ty marsz do łóżka. Już po północy.
- Mamo, nie jestem dzieckiem.
- A ja nie jestem kobietą. Już, do łóżka, jutro też będzie dzień, a Jurek mówił, że ma dwa tygodnie urlopu.. Jeszcze się nim nacieszysz. Tylko żadnych głupot, młoda damo!
- Mamo!
- Już ja dobrze pamiętam, co mi po głowie chodziło, jak byłam w twoim wieku. Do łóżka.
Gdy Ola wyszła Marta podeszła do kominka. Wpatrywała się w wygasające płomienie, przypominając sobie własną młodość. Tadeusz był, jak Jurek, oficerem Floty. I zginął podczas jakiegoś głupiego zatargu granicznego z Tholianami. Nie miała nic przeciwko flirtowi Jurka z Olą, nie była jakąś zagorzałą konserwatystką w tych sprawach. Ale bała się, że Ola usłyszy kiedyś to samo, co ona osiemnaście lat temu. „Pani Leszczyńska, mamy dla pani smutną wiadomość. Porucznik...”
Jurek wszedł do salonu, ale widząc zamyśloną ciotkę cofnął się cicho. - Dobrej nocy, Marto. - Szepnął i wszedł na górę.
***
Walenie do drzwi wyrwało Jurka z miłego snu. Po raz pierwszy od ponad dwóch lat nie śniły mu się koszmary związane z budową i testami Steamrunnera. Tylko... hmm...
- Spadaj! - Krzyknął. - Mam urlop. - Walenie do drzwi stało się tylko silniejsze. - Urlop!
Drzwi otworzyły się i Jurek jęcząc „Urlop” założył sobie poduszkę na głowę. Nagły chłód, chichot dziewczyny i trzaśnięcie drzwiami wyrwały go ostatecznie ze snu. Jęknął i spuścił nogi na podłogę wiedząc, że jak od razu nie wstanie, to będzie spał nie wiadomo do której.
- Za co? - Mruknął pod nosem i skierował się do drzwi, chwytając szlafrok. Na okręcie miał łazienkę przy kwaterze, więc mógł chodzić nago, ale tutaj Marta by tego nie zaakceptowała.
Po ogoleniu się i szybkim prysznicu zszedł na dół. Panie czekały już na niego ze śniadaniem, a Ola zachichotała na jego widok.
- Gołego chłopa w życiu nie widziałaś, - mruknął jeszcze trochę zaspany kapitan i opadł ciężko na krzesło. Ola znowu zachichotała, a Marta pokręciła głową. - Przecież jej nie zapraszałem do zwlekania ze mnie koca!
- Czy ja coś mówię? Jedz. - Jurek z ochotą zabrał się do jajecznicy i domowego chleba. Takich rarytasów w stoczni się raczej nie doczeka. - Pyszne, ciotuniu.
- Na zdrowie. Masz jakieś plany na dzisiaj?
- Miałem być w połowie drogi do Włoch – wzruszył ramionami.
- To może wybrałbyś się z nami do kościoła? - Jurek aż się zakrztusił. - Wiem, że w tym w górze jesteście zadeklarowanymi ateistami, ale przecież Ci nie zaszkodzi.
- Ateistami. - Jurek wzruszył ramionami. - Tam w górze, Cioteczko, człowiek widzi zbyt wiele piękna, żeby pozostać ateistą. Zbyt wiele piękna, ale też zbyt wiele zła i śmierci, żeby wierzyć w jakiegoś boga, szczególnie takiego, jak chrześcijański.
- Więc pójdziesz. - Podsumowała autorytatywnie Marta i zmieniła temat, zanim Jurek mógł zaprotestować. - Słuchałeś wieczorem wiadomości?
- Nie. Zasnąłem jak kamień.
- Znowu ktoś zniszczył jakąś klingońską kolonię. Klingonie uszczelnili granicę, więc nie wiadomo kto, ale podobno chcą oskarżyć Federację.
Jurek zamyślił się. Klingonie oskarżali Federację o wszystko co złego działo się w Imperium i nie bardzo to rozumiał. Co prawda od czasów Kithomer stosunki po krótkiej poprawie ciągle się pogarszały, a na przełomie wieków Imperium nawet dokonywało rajdów na federacyjne konwoje latające przy granicy, ale żeby aż tak? Wyglądało to tak, jakby ktoś w Wysokiej Radzie chciał wojny i na dodatek miał zwolenników. Wątpił, żeby kanclerz zgodził się na nią, ale i tak nie było wesoło.
- Pogotuje się jak zwykle i tyle. Nie masz się czym martwić, ciotuniu.
- Miejmy nadzieję. Po południu przychodzą moje przyjaciółki na ploteczki, - znowu zmieniła temat.
- I chcesz mieć wolną chatę. Jasne, zawsze lubiłem spacery nad jeziorem, wezmę jakieś jedzenie i pobiwakuję.
- Ja też!
- Proszę bardzo. W dwójkę zawsze milej.
- I bardziej romantycznie, - dodała Marta mrugając do Jurka.
- Mamo, - zaprotestowała Ola. - Ty zawsze o jednym.
- A o czym mam myśleć, jak na Ciebie patrzę? Oczy ci się świecą jak kotce na widok szperki.
- Mamo!..
***
- Panie admirale! - drzwi do biura admirała Nagumo otworzyły się i do środka wpadł starszy adiutant. - Niech pan włączy kanał FSN.
- Co, pismaki znowu coś wyniuchali przed naszym wspaniałym wywiadem?
- Nie, na ogólne pasmo. Kanclerz Imperium przemawia!
Admirał uniósł brwi, ale włączył monitor i przełączył odbiór na ogólny kanał FSN.
- … dentyfikowały jako wrak USS V'nek, okrętu klasy Miranda, należącego do Federacji który „rzekomo” zaginął pięć lat temu. Jak widać była to tylko podła przykrywka, mająca ukryć prawdziwe działania okrętu: atakowanie naszych kolonii, przy współpracy zdrajców z Imperium! Wysoka Rada nie pozwoli na bezkarne mordowanie obywateli Imperium. Federacja zapłaci za swoje czyny!
Kanclerz zniknął, zastąpiony przez pieczęć Federacji i oficerowie spojrzeli na siebie. Skoro Imperium posuwało się do otwartych gróźb, było gorzej niż źle. Szczególnie, że wypowiadał je pokojowo nastawiony kanclerz. Albo komuś w Imperium udało się przekonująco sfabrykować dowody, ale mieli rację i wywiad Federacji przeprowadzał jakieś akcje mające skłócić Imperium z Romulanami. Do tej pory wszystko wskazywało na ich działania, ale to by nawet pasowało do Sekcji 31 i ich metod.
- Chcę wiedzieć wszystko o V'nek. I wezwij mi na wczoraj dowódcę wywiadu. A potem wyślij do nich prokuratorów z sekcji wewnętrznej. Tylko niech działają ostrożnie, jeżeli Imperium nie żartuje będziemy potrzebowali sprawnego wywiadu.
- Tak jest admirale.
- Wyślij nad granicę wszystkie okręty, jakie możemy zwolnić z ich dotychczasowych działań. Niech stocznie kończą budowy okrętów najszybciej jak zdołają. Te najbliżej ukończenia mają priorytet nad wszystkimi innymi.
- Sądzi pan, że będą nam potrzebne?
- Lepiej dmuchać na zimne.
- A kadra? Odwołujemy urlopy?
- Nie... - admirał zastanowił się chwilkę. - Nie. Przerywać tylko tym, których okręty mogą od razu wyruszyć. Reszta niech odpoczywa. Nie wiadomo, kiedy będą mieli okazję do kolejnego urlopu.
- Tak jest, panie admirale!
Gdy w końcu XXIII stulecia Federacyjna Rada zdecydowała się na udzielenie Imperium Klingońskiego i jego przywódcom kredytu zaufania chciała uniknąć błędu, jaki ludzie popełnili w pierwszej połowie XX wieku. Uniknąć przekształcenia go w coś na podobę Republiki Weimarskiej, w której upokorzeni upadkiem gospodarki i standardów życia Klingonie chętnie daliby posłuch ekstremistom w rodzaju Changa.
Decyzja ta uśpiła wojownicze zapędy Imperium, dała mu jednak szansę na wydobycie się z kryzysu gospodarczego i ponowne wzmocnienie się. Pierwsze skutki tej decyzji widać było już na przełomie wieków i w pierwszych dekadach wieku XXIV, jednak dopiero wybuch wojny uświadomił przywódcom Federacji, że czasami unikanie wojny nie jest najlepszym rozwiązaniem.
Co myślał ambasador Spock gdy słowa jego przyjaciela Kirka spełniły się? Klingonom nie można było ufać, a ich dziwaczne rozumienie honoru odebrało pomoc Federacji jako ostateczne upokorzenie. Czy wojna, która wybuchnęła w 2347 roku, a zakończyła się klęską Federacji dwie dekady później była tylko smutnym uwieńczeniem jego starań o zachowanie pokoju?
Wielu historyków uważa, że wojna była tylko splotem nieszczęśliwych wypadków i knowań strony trzeciej, jednak ja sądzę, że gdyby nie Spock, gdyby nie Kirk i jego sukces podczas Konferencji Kithomerskiej Federacja miałaby za sobą nie dwudziestoletnią przegraną wojnę która pochłonęła dziesiątki miliardów istnień i która dała podłoże następnych konfliktów, a znacznie krótsza i mniej krwawą wojnę, która ostatecznie wytrąciłaby miecz z ręki Imperium. Podobnie jak krótka i w porównaniu ze zmaganiami w Europie bezkrwawa wojna na Pacyfiku przekształciła Imperium Wschodzącego Słońca w nowoczesną Japonię.
Fragment książki „Wojna Stulecia” J.L. Picarda.