Forum › Trek.pl › Newsy › Fantastyka › Hollywood odświeża klasyki sci-fi (artykuł LA Times)
W niedzielnym wydaniu Los Angeles Times pojawił się artykuł opisujący stan trzech różnych uniwersów sci-fi przechodzących remake'i: "Star Treka", "Gwiezdnych Wojen" i "Battlestar Gallactica". Autor Geoff Boucher przytacza także wypowiedzi twórców poszczególnych filmów.
Cały artykuł można przeczytać na stronie LA Times, poniżej zaś prezentujemy jego tłumaczenie.
[more]Hollywood odświeża klasyki sci-fi
Odwiedź przyszłość. Pierwszy przystanek - przeszłość.
Przyszłość wygląda bardzo znajomo. Science Fiction w swej naturze skupia się na tym co nowe, ale nie dowiecie się tego z hollywoodzkich space opera. Dla przykładu: "Star Trek" wraca w najbliższe lato do kin w nadziei, że widzowie wciąż zechcą podążać tam, gdzie miliony były już wcześniej. Minęło już ponad 30 lat od kiedy powstały "Gwiezdne Wojny", a moc wciąż jest w nas silna - czy tego chcemy czy nie - z siódmym filmem kinowym, jedną z tegorocznych najlepiej sprzedających się gier komputerowych, jak i nową animowaną serią wyświetlaną co tydzień w telewizji. Mowa jest także o serialu fabularnym za rok lub dwa. A to tylko wierzchołek góry lodowej. "Terminator" i "Robocop" są wznawiane jako historie o ludziach-maszynach, a remake'i klasycznych filmów takich jak "Zakazana planeta" i "When Worlds Collide" są w przygotowaniu. Tymczasem nowa wersja "Dnia, w którym zatrzymała się Ziemia", w której wystąpił Keanu Reeves, 12 grudnia trafia do kin. Nawet "Battlestar Gallactica", która zaczynała w latach siedemdziesiątych jako telewizyjna kopia "Gwiezdnych Wojen", została nakręcona ponownie z wielkim sukcesem i w 2009 r. pod postacią filmu telewizyjnego "Caprica" i kontynuującego go serialu podbiją nowe horyzonty.
Dlaczego jednak Hollywood cały czas skupia się na przeszłości? "Science fiction powinna opowiadać o ideach i o tym, co to znaczy być człowiekiem, powinna zawsze wskazywać nowe wyzwania." - powiedział niedawno William Shatner, popijając kawę i obserwując ruch uliczny koło swego biura. Spytany dlaczego Hollywood ładuje pieniądze w ten sam stary produkt, odpowiada: ""Star Trek" był z ludźmi bardzo długo, to samo dotyczy "Gwiezdnych Wojen" i jest wielu fanów, którzy chcą zobaczyć znajomych bohaterów."
Shatner nie będzie jednym z tych bohaterów w najnowszym filmie "Star Trek" - to dość gorzki fakt dla aktora, który grał kapitana Jamesa T. Kirka w serialu i siedmiu filmach, i miał nadzieję na gościnny występ. Jednak Paramount Pictures mocno wierzy, że nowy film reżyserowany przez J.J. Abramsa ("Mission: Impossible III", seriale "Alias" i "Zagubieni") będzie miał odpowiedni potencjał, by współczesna wizja "Star Treka" zbudowana wokół młodych gwiazd takich jak Chris Pine (Kirk) i Zachary Quinto (Spock) odniosła sukces. Te ambitne plany tłumaczą nawyk Hollywood polegania na starych i wypróbowanych pomysłach.
Ciężko znaleźć projekt sci-fi z ostatnich lat, który nie bazowałby na wcześniejszym filmie lub serialu, chociaż "Raport mniejszości", "Znaki" i "Children of Men" przeciwstawiają się tej modzie.
Ronald D. Moore, twórca odnowionego "Battlestar Gallactica", powiedział, że finansowe priorytety skłaniają wytwórnie filmowe, które nie lubią ryzyka, do wykorzystywania znanych i pewnych marek. Twierdzenie jakoby twórcze ambicje były ograniczane przez tworzenie remake'ów jest błędem, a "Battlestar" jest na to najlepszym dowodem. Wersja Moore'a zaczynała jako miniseria w 2003 r. i przejęła rdzeń fabuły z przestarzałego i naiwnego serialu z lat siedemdziesiątych - flota ludzkich rozbitków uciekająca przed nieugiętym wrogiem, którego sami stworzyli - myślącymi maszynami znanymi jako Cyloni. Wzbogacono to o mroczne i złożone warstwy motywów religijnych, problemy torturowania wrogów, walki klas, terroryzmu i bioetyki.
Moore twierdzi: "Sztuki Szekspira mogą być odnawiane raz za razem w różnych aranżacjach i na tej samej zasadzie "Star Trek" czy "Battlestar Gallactica" mają tyle rdzennej mitologii w sobie, że możemy zmieniać całe otoczenie i powstanie coś zupełnie nowego i wartościowego. Młode pokolenia mogą tworzyć nowe wizje na swoje potrzeby. Zupełnie nowe interpretacje oparte są na przeszłości, ale nie powtarzają jej."
Dodał, że "Star Trek" Gene'a Roddenberry'ego odmienił oblicze sci-fi w Hollywood. "Wartości "Star Treka" oddziaływały na kolejne pokolenia i wpływały na twórców. Niektórzy z nich chcą wrócić i znów pracować z ideami, z którymi dorastali i które kochali."
Być może tak właśnie jest, ale ciągłe powracanie do tych samych podstaw pozostawia niezbadane nowe horyzonty. Istnieje także ryzyko, że marka spowszednieje, "zwapnieje" lub stanie się hermetyczna. I to jest kwestia zmęczenia dotycząca wszystkiego, nie tylko fanów. Roddenberry nie był świadomy, że tworzy popkulturowego potwora, gdy w 1964 r. przekonał telewizyjnych producentów do pomysłu zrobienia "Karawany" ("Wagon Train", western z 1940 r.) w kosmosie. Sukces Star Treka sprawił, że sam twórca poczuł się stłamszony: "Wiele razy czułem się osaczony przez "Star Trek". Drogo mnie to kosztowało." - powiedział kiedyś.
Święta trójca hollywoodzkiego sci-fi
Dzięki zaangażowanym fanom i twórcom skupionym na fanach, galaktyczne trio: "Star Trek", "Gwiezdne Wojny" i "Battlestar Gallactica" są teraz powiązane ze sobą bardziej niż kiedykolwiek. Ronald D. Moore, twórca "Battlestar Galactica", długoletni i wielki fan "Treka", powiedział, że wojskowy styl i zadania z klasycznego "Treka" pomogły ukształtować jego własne dzieło. Moore sam był kluczowym producentem seriali "Star Trek: Następne Pokolenie" (TNG), "Star Trek: Deep Space Nine" (DS9) i "Star Trek: Voyager" (VOY). I oczywiście samo wyemitowanie oryginalnej "Battlestar" w 1978 r. miało przyciągnąć zainteresowanie fanów "Gwiezdnych Wojen", wydanych rok wcześniej.
Moore z radością odwiedził plan zdjęciowy nowego filmu "Star Trek", a J.J. Abrams wyznał, że w filmie znajdzie się sygnał do niego, który fani "Battlestara" na pewno wychwycą. Ponadto Abrams, który dorastał jako zdecydowany zwolennik bardziej "Gwiezdnych Wojen" niż "Star Treka" powiedział, że świat George'a Lucasa i jego wizualna wrażliwość były wzorem dla jego nowego filmu, tak samo jak sceny bitewne zainspirowane zaciętymi walkami manewrowymi z nowej "Battlestar Galactica".
Nowy "Star Trek" został napisany przez autorów scenariusza do "Transformers": Roberto Orciego i Alexa Kurtzmana, którzy zdecydowali się odrzucić sceny bitewne wielkich okrętów, styl walk przypominających starcia okrętów podwodnych widzianych w poprzednich filmach o Gwiezdnej Flocie i wprowadzić nowy etos walk myśliwskich z "Battlestara" i "Gwiezdnych Wojen". Przy okazji, efekty specjalne do filmu są dziełem Industrial Light & Magic, firmy stworzonej przez Lucasa.
"Gwiezdne Wojny" wciąż odstają od pozostałej dwójki z kilku powodów - jednym z ważniejszych jest to, że ich twórca - George Lucas wciąż kieruje wszystkim zza kurtyny. Ale wypuszczenie serialu animowanego "Wojen klonów" i pewne wskazówki podrzucane przez Lucasa - że chciałby nakręcić serial telewizyjny w ciągu kilku kolejnych lat - sugerują, że przygotowując odcinki telewizyjne zapożycza z "Treka" model produkcji polegający na skupianiu się na pewnych okresach czasowych sagi.
Frank Oz, ten, który dał głos Yodzie powiedział, że "Gwiezdne Wojny" przetrwają dzięki wyobraźni Lucasa i bardzo wątpi, by twórca zmartwił się, gdy krytycy powiedzą, że saga straciła na świeżości.
"George stworzył historię walki dobra ze złem, a jego postacie będą trwać jako symbole przez lata." - mówi Oz, sam też będący reżyserem ("Wielka heca Bowfingera", "Parszywe dranie"). - "Niektórzy mówią, że gra aktorska nie jest zbyt wyszukana albo że dialogi są zbyt ogólnikowe. Ale spójrzcie na ekran - aktorstwo i dialogi pasują do tego wszystkiego. Historia spodobała się ludziom na całym świecie. George wie, co robi."
Oz przyznał, że jednym z jego ulubionych aspektów "Gwiezdnych Wojen" jest fakt, że dają żywy i przekonujący obraz całego świata, pełnego podniszczonych statków kosmicznych, rozwalających się droidów, którego większość poprzednich filmów sci-fi nie zawierała nawet w minimalnym stopniu. "Widzicie to teraz w każdym filmie (a zwłaszcza w "Battlestar" - przyp. autora) i kiedy ja to widzę zawsze myślę: wzięli to od George'a."
Całe to mówienie o wzajemnym mieszaniu się wielkich światów sci-fi (pomimo tego, że precyzyjnie rzecz biorąc "Gwiezdne Wojny" są raczej fantasy niż czystą science fiction i ich akcja rozgrywa się "dawno temu", a nie w przyszłości) nie podoba się niektórym zagorzałym fanom. Na przykład Abrams był mocno krytykowany, gdy ośmielił się powiedzieć, że chciał zapożyczyć cokolwiek z "Gwiezdnych Wojen" do "Star Treka" i bardzo uważa, by w publicznych wypowiedziach łagodzić to wczesne oświadczenie. Zawsze nazywa fanów "trekkerami", a nie niemodnym określeniem "trekkies".
"To są ludzie, którym naprawdę zależy na tych postaciach, ich historiach i wszelkich szczegółach." - powiedział Abrams. - "Ale muszę wyznać, że nie robię filmu, który spróbuje uszczęśliwić każdego zawziętego trekkera, ponieważ jest to nieosiągalne. Robię film dla fanów filmów. Chcę by był przygodowy, zabawny, sexy, przerażający, epicki, osobisty, itd. Czuję wielką odpowiedzialność za tamtych bohaterów i wszystko co pojawiło się wcześniej, ale nie może to mnie paraliżować."
Każdy z trzech światów stawia czoła nowym wyzwaniom. Krytycy nie byli łaskawi dla Lucasa, a wielu długoletnich fanów "Gwiezdnych Wojen" było zdumionych z powodu błahych postaci i olewactwa zawartego w "Wojnach klonów" - zarówno w filmie jak i serialu. Partnerka, która zwraca się do Anakina Skywalkera per "Sky-boy" nie wzmacnia siły przyciągania produkcji, która kiedyś powstała jako połączenie arturiańskiego mitu i akcji Flasha Gordona. Wspominać Jar Jar Binksa nie trzeba.
Tymczasem "Star Trek" opuścił mały ekran w 2005 r., gdy "Star Trek: Enterprise" wpadł w ratingową czarną dziurę - żałosny koniec po 18 latach ciągłej obecności przynajmniej jednej z serii na wizji. Nowa "stara" załoga będzie musiała pokazać swoją wartość w kinach - to niemały wyczyn, zwłaszcza że przyszłość ma się jawić tu w stylu retro, aby pasować do ram czasowych (opowiada o młodym Kirku i kompanii w czasie pobytu w Akademii Gwiezdnej Floty i niedługo potem). Największym wyzwaniem może być rola Pine'a, który gra Kirka, żeby nie naśladować samego Shatnera.
"I udało mu się." - przyznał Abrams. - "Żaden z aktorów nie imituje zachowania oryginalnej załogi - inaczej doszłoby do katastrofy."
"Battlestar" musi znaleźć sposób na to, by pozyskać widownię, która nigdy nie darzyła go uznaniem. Serial wygrywający nagrody Emmy i Peabody, często za najlepszy scenariusz dla serialu telewizyjnego, powraca 16 stycznia z pierwszym z dziesięciu finałowych epizodów. Kontynuacją opowieści o ludziach i Cylonach będzie dwugodzinny film telewizyjny reżyserowany przez gwiazdę Edwarda Jamesa Olmosa, a następnie w 2010 r. prequelowy serial "Caprica". W odróżnieniu od "Battlestar Gallactica" nowy serial nie będzie opowiadał o zbieraninie ofiar uciekających w kosmos przed najeźdźcami. Rozpocznie swoją historię przed wielkim atakiem, który niemal całkowicie wymiótł rasę ludzką. Oznacza to, że Moore będzie musiał znaleźć sposób, by zastąpić czymś naturalne dla "Battlestara" poczucie niepokoju.
Orci, scenarzysta nowego Treka powiedział, że "Gwiezdne Wojny" dzięki obecności Lucasa w większości nie zmieniły się od lat siedemdziesiątych, podczas gdy przybycie Moore'a i reboot w 2004 r. zmieniło znacznie oblicze serii od mniej drobiazgowego oryginału z Lornem Greenem. "Staramy się zrobić coś pośredniego, coś co utrzyma wszystko to co stanowi o Star Treku, ale jednocześnie będzie czymś świeżym. Jedną z cech oryginału jest wrodzony optymizm i bardzo chcemy, by pojawił się on także w tym filmie. To będzie przyszłość, w której chcielibyście żyć. I ufamy, że będziecie ją chcieli oglądać."
tłum. fluor, Tom, Piotr[/more]
Jotę w jotę zgadzam się z Abramsem, po raz kolejny.
Czekam z niecierpliwością, boję się tylko, czy Abrams nie stworzył czasem potworka, który wszystkim wyjdzie bokiem. Mam do niego pretensję, że pominął Shatnera, do którego mam niewytłumaczalną słabość, choć z drugiej strony, może i lepiej, bo prawie 80-letni Bill jest już dziś zerowo medialny, rozpaczliwie nieśmieszny i w dodatku mało podobny do samego siebie. W dodatku kapitan Kirk odwalił, z przeproszeniem, kitę w ST 7, więc skąd miałby się wziąć teraz, może jeszcze do pary ze staruszkiem Spockiem?.
Zerowo medialny? Polecam obejrzeć Boston Legal, w którym Shatner gra od czterech lat i bynajmniej nie wygląda na aktora, który zakończył karierę lub ma to w planach, raczej przeciwnie - wykreował tam świetną postać. I w dodatku przezabawną oraz pełną życia, więc o byciu "nieśmiesznym" też nie ma mowy. A że zestarzał się w niezbyt piękny sposób - no cóż, nie on jeden. ;)A co do pojawienia się w ST XI - skoro Abrams planuje zabawy z czasem i znalazł w filmie miejsce dla Spocka z późniejszych czasów, to z pewnością i dla Kirka z przyszłości znalazłoby się kilka minut ekranowego czasu. Więc czemu nie? W końcu jak się puszcza oko do fanów ściągając Nimoy'a to można było do pary zatrudnić Shatnera.
Akurat humoru Shatnerowi bym nie odmówił, starzeje się każdy, a że w taki sposób... Trudno. Co do filmu, Spock może jest dobrym rozwiązaniem, bo jego przyszłość po TNG jest niejasna. Kirk zginął, również po podróży w przyszłość - okoliczności podobne. Spock (oryginalny) wydaje się atrakcyjniejszą postacią na gościnny występ.
(...)
A co do pojawienia się w ST XI - skoro Abrams planuje zabawy z czasem i znalazł w filmie miejsce dla Spocka z późniejszych czasów, to z pewnością i dla Kirka z przyszłości znalazłoby się kilka minut ekranowego czasu. Więc czemu nie? W końcu jak się puszcza oko do fanów ściągając Nimoy'a to można było do pary zatrudnić Shatnera.
Dla mnie to by było bardzo sztuczne. Nie mamy roli dla Shatnera, ale coś wymyśleć zawsze możemy. Nie w porządku tak względem filmu jak i widzów. Nie sądzę też, by Abrams musiał aż "znajdować w filmie miejsce dla Spocka", raczej od początku było wiadomo, że ktoś ma linię czasu ratować.
Aha, no i wypada podziękować tłumaczom - dobra robota, tak właśnie objawia się wiłość do SF 😉
Elvira i znów się bardzo mylisz - Shatner wymiata i to na całego w Boston Legal na gali Lucasa i prowadząc własny talk show czy w reklamie.
Krusty
Lo'Rel
Gosiek
To była podpucha. Nie zawsze piszę na poważnie.Tyle ostatnio przeczytałam paskudztw na temat Shatnera, że zapragnęłam przeczytać na odmianę, jak ktoś go broni. ;D .
Kocham Shatnera nie mniej niż Nimoya i łapię kazdy film z jego udziałem. Różnie się o nim mówiło i różnie się mówi nadal, ale ja uważam, że jeśli Pan Bóg pozwolił Williamowi Shatnerowi urodzić się dla rozweselenia tego świata (a w każdym razie jego żeńskiej połowy) to znaczy, że był skłonny na wiele rzeczy przymknąć oko.
Nowy "Star Trek" został napisany przez autorów scenariusza do "Transformers": Roberto Orciego i Alexa Kurtzmana, którzy zdecydowali się odrzucić sceny bitewne wielkich okrętów, styl walk przypominających starcia okrętów podwodnych widzianych w poprzednich filmach o Gwiezdnej Flocie i wprowadzić nowy etos walk myśliwskich z "Battlestara" i "Gwiezdnych Wojen". Przy okazji, efekty specjalne do filmu są dziełem Industrial Light & Magic, firmy stworzonej przez Lucasa.
Boże uchowaj! Co to kudre ma być? Walki wielkich okrętów zawsze odróżniały treka od tych głupawych filmików, gdzie jeden myśliwiec rozwalał pancerniki wroga. To chyba bedzie większa wtopa niż Sulu, który powienien byc dzieciakiem.
Przypomnę Abramsa: "Ale muszę wyznać, że nie robię filmu, który spróbuje uszczęśliwić każdego zawziętego trekkera, ponieważ jest to nieosiągalne. Robię film dla fanów filmów." 😉
Dobra wiem że narzekam no ale myśliwce i star trek to nie Star Wars gdzie generatory osłon widać z daleka i same działają dość ułomnie... w BSG to ma przynajmniej sens bo to nie ma osłon podobnie jak w B5 no ale Star Trek litości.
Chyba wypada drugi raz przytoczyć to samo zdanie Abramsa. Zapomnijmy o starym Treku. Tam nie było myśliwców, tutaj będą, o ile będą. Mowa raczej była o stylu prowadzenia walki jako takiej.
Na dobrą sprawę dlaczego nie brać pod uwagę promów jako trekowych myśliwców? Bywało że walka manewrowa właśnie promami lub małymi statkami odgrywała sporą rolę w odcinkach.
Walka mysliwsko/promowa może byc dodatkiem, a nie podstawą walki w treku. Osłony statków są tak silne, że małe stateczki nie moga odgrywać dużej roli, najwyżej wspomagać.
Toteż te "małe stateczki" będą walczyły przeciw sobie. Nikt chyba nie wyśle wahadłowca naprzeciw okrętu klasy Constitution. Sądzę, że Abrams chce po prostu pokazać stylistykę, dynamikę i siłę walk z Gwiezdnych Wojen, co samo w sobie nie jest złe. Epoka takich filmów jak Gniew Khana minęła, dziś taki flakowaty film nie przejdzie. Choć zastrzegam, że jest na czele moich ulubionych treków, właśnie za tą "podwodną" i ukradkową bitwę Enterprise i Relianta. Ale takich filmów było w tamtych czasach więcej, chociażby fenomenalny Obcy - taka wtedy panowała stylistyka i kulturowa wizja twórców filmowych.