Forum › Fandom › Sesje RPG, PBF i inne › PBEM - Sojusznicy › Archiwum USS Excelsior › Dziennik osobisty - lt.jg John Johnson
Najtrudniej jest zawsze zrobic ten pierwszy wpis... zazwyczaj czlowiek potrzebuje jakiegos impulsu, chociazby jak ten dzisiejszy... Pierwszy dzien omal nie okazal sie moim ostatnim na nowym okrecie...Na Excelsiora przybylem dzisiaj o bardzo wczesnej porze. Po zapoznaniu sie z kapitanem dosc szybko poszedlem spac. Po pobudce i cwiczeniach zaktualizowalem moje dane medyczne, zapoznajac sie jednoczesnie z komandorem porucznikiem McSee, zwanym przez wszystkich Boni. To bardzo otwarty i sympatyczny oficer, jednak z jakiegos powodu Doktorek nie chcial go wypuscic z ambulatorium. Nie wnikalem w istote sprawy, lecz postanowilem zameldowac sie kapitanowi na mostku tak, jak mi to wczesniej nakazal. W drodze towarzyszyl mi komandor porucznik Wilga, ktory sprawial wrazenie bardzo merytorycznego i opanowanego. Zapamietalem, ze pytal mnie o moj przydzial, prawdopodobnie wiedzial, ze kiedys pracowalem dla Wywiadu.Na mostku nie bylo czasu na pogaduszki z pozostalymi oficerami, totez siedzialem na fotelu doradcy i obserowalem zachowanie innych. W pewnym momencie okazalo sie, ze na statku wystapila jakas awaria, i to z tych powaznych. Podobno nasze maskowanie przestalo dzialac i bylismy widoczni dla wszystkich wrogich jednostek. Wilga szczegolnie wydawal sie byc przejety faktem, ze jakies emitery nie dzialaly poprawnie. W koncu byl oficerem naukowym i nie najlepiej przyjal wiadomosc, ze dzialanie jego sprzetu zagraza naszej misji.Po niedlugim czasie komandor porucznik Corvus poinformowal o zblizajacym sie okrecie tholianskim. Nie bylo pewne czy jestesmy dla niego widoczni, jednak kurs przechwytujacy zdawal sie podpowiadac, ze tak. Wyszlismy z warp w nadziei, ze byc moze w normalnej przestrzeni Tholianie nas przeocza, jednak ich statek rowniez zatrzymal sie nieopodal.Proby komunikacji zawiodly, obcy okret nie odpowiadal na zadne wezwania. Tymczasem Corvus zameldowal o jakiejs bojce w jednym z hangarow. Wyslal tam swoich ludzi, ja zas poprosilem kapitana, zeby mnie zwolnil z mostka, bym pomogl w uspokojeniu sytuacji na dole. Kapitan Styczynski nie namyslal sie zbyt dlugo.W hangarze spotkalem pelniaca funkcje szefowej ochrony chorazy Unice i Doktora. Zaoferowalem Unice swoja pomoc i gdy tylko sytuacja zostala uspokojona, przystapilismy do wywiadow... a moze raczej przesluchan z najaktywniejszymi uczestnikami bojki. Unica miala wlasna teorie, oparta glownie na przeczuciu, czy intuicji (czy Zmienni maja intuicje?), ze za cale zamieszanie odpowiedzialna jest na pewno ktoras z pan: kapitan Kerra dowodzaca dywizjonem mysliwskim lub major Honor Harrington dowodzaca pokladowymi marines. Odnosilem sie do tej teorii nieco sceptycznie, jednak w trakcie przesluchan nie natrafilem na wyrazne przeslanki jej przeczace... Ani potwierdzajace, wiec zagadka nie byla wyjasniona. Byc moze ktorys z pozostalych aresztantow bylby w stanie udzielic Cenniejszych informacji, ale nie dane mi bylo skonczyc wszystkich wywiadow - sytuacja alarmowa spowodowana ostrzeliwaniem naszego okretu i obecnoscia grup abordazowych Breen na pokladzie wymusila przerwanie sledztwa.Unica przyszla do sali przesluchan, by mnie przestrzec przed obecnoscia obcych, jednak po chwili okazalo sie, ze bylismy otoczeni i odcieci w pomieszczeniu, a nadzieje na odsiecz byly raczej niewielkie. Zabunkrowalismy sie, gdyz o obronie nie moglo byc mowy - w odcietej sali bylo nas tylko troje: Unica, ja i jeden z aresztantow, a mielismy do obrony tylko jeden reczny fazer. Zolnierze Breenow szybko przebili sie przez pole izolacyjne wokol drzwi i bez trudu zlikwidowali ostatnia barykade, jaka byl stol blokujacy przejscie, jednak wtedy Unica wykorzystujac swoja plynna postac w gescie ostatniej desperacji wdarla sie w szeregi nieprzyjaciol. Szczesliwie dla nas wszystkich druzyna marines porucznika Crowa dotarla z pomoca i zlikwidowala zaskoczonych wrogow. Nastepnie Unica w odpowiedzi na wezwanie pomocy szefa maszynowni Kowalskiego, ktory utkwil gdzies w tunelach Jeffriesa otoczony przez nieprzyjaciol, poprowadzila nas do turbowindy. Na nasze nieszczescie, Breenowie chyba przewidzieli nasze plany i zastawili tam zasadzke. Gdy bylismy juz niemal przy drzwiach turbowindy i marines zaczeli ostrzeliwac samotny patrol Breen, zaczeto do nas strzelac z kilku stron. Czesc oddzialu sie rozdzielila, a czesc walczyla pod krzyzowym ogniem. Unica zas, jako prowadzaca, byla na najbardziej odslonietej pozycji i z kazda chwila ryzyko, ze zostanie zastrzelona roslo.Zdecydowalem zatem ruszyc jej z pomoca i gdy bylem juz blisko, krzykiem zwrocilem jej uwage na bezpieczne przejscie. Cos chyba odpowiedziala, ale nie jestem pewien, bo okazalo sie, ze przejscie, w ktorym stalem nie do konca odpowiadalo wymogom bezpieczenstwa. Inaczej mowiac, zabili mnie.Doznajac swoistego wylewu rozmaitych mysli zwiazanych z moim koncem, dopiero po chwili spostrzeglem, ze nadal zyje. Pewnosci nie mialem jednak do momentu, gdy uslyszalem glos kapitana mowiacy cos o cwiczeniach.Oto uroki sluzby w Gwiezdnej Flocie. Koniec wpisu.