Jeszcze jedna powtórka. "Pacific Rim", jak nietrudno zgadnąć. Jeśli ktoś jest fanem japońszczyzny - zarówno produkcji o - nomen omen - kaiju, jak i animacji o wielkich robotach (czy raczej mechach) z "Evangelionem" na czele, będzie zachwycony, bo dostanie wysokobudżetowy, wystawny wizualnie, i nakręcony z dbałością o szczegóły, hołd dla niej. Jeśli ktoś nie jest - i tak może obejrzeć, jako wysokooktanową rozrywkę, o ile przymknie oko na oczywiste wady konwencji (co przy ogólnej fajności tego filmu nie powinno być trudne 😉 ).
(Aha: rzecz jasna Elba wymiata.)