Forum Fandom Opowiadania Avrada

Avrada

Viewing 1 post (of 1 total)
  • Author
    Posts
  • Aguel
    Participant
    #5527

    I

    Było już prawie ciemno. Jedynie większe budynki odcinały się charakterystycznie dla Avrady, jaśniejszą smugą na tle czarnego nieba. Ciepłe, aczkolwiek sztuczne światło zaczęło ozdabiać ulice, miasto szykowało się powoli do snu. Idealnie zadbane chodniki, odbijały kolorami świetlną paletę sklepowych witryn.

    Do pokoju wpadało jeszcze mamroczące, delikatnie rozproszone światło. W tym momencie było już widać tylko zarysy kwadratowych mebli i delikatne odcienie przytłumionych kolorów. Pomieszczenie było przestronne i ascetyczne. Kilka półek z książkami, biurko, komputer, bardzo duży telewizor. Wygodna, ekskluzywna kanapa na tle rozciągniętych na całej ścianie okien.

    Agriana nie była pewna celów swojej misji. Leni, kobieta z którą miała rozmawiać tego wieczoru, wydawała się mieć bardzo wysokie aspiracje. Agriana długi czas zastanawiała się nawet, czy aspiracje te, nie wydawały się obiektywnie próbując spojrzeć, absurdalnie wysokie. Zamiarem Leni było stać się bogiem. Ubierając się, Agriana cały czas próbowała wyobrazić sobie sposób, w jaki tamta kobieta miała by tego dokonać, tym bardziej, iż zasadniczo temat nie był jej obcy. Po ojcu odziedziczyła, jak jej się wydawało, przynajmniej koncepcyjne wrażenie bóstwa. Nie pamiętała zbytnio ojca, aczkolwiek to, w jaki sposób mówił o „swoim panu” pozwoliło jej nabrać przekonania, że nikt, kogo może spotkać pewnego wieczoru, nie odpowiada obrazowi, przedstawionemu przez ojca, a który przez lata tkwił w jej głowie.

    Agriana starała się ogarnąć przestrzeń w jakiej przyszło jej funkcjonować. W strukturze społecznej, w której religia zaczyna mówić bardziej wyraźnym głosem, niż władza ustawodawcza, można było spodziewać się wszystkiego. Zagospodarowanie, dzięki dokonaniom cywilizacyjnym, kolejnych, niegdyś nieosiągalnych przestrzeni poza Ziemią, pozwoliło człowiekowi stworzyć nową jakość, także w niematerialnej przestrzeni religijnej. Ludność napływowa, wywodząca się z przeróżnych kultur i nieortodoksyjnych wyznań, przefiltrowana przez nowoczesne trendy, zapragnęła zjednoczenia w jakiejś nowej, dającej inne możliwości, także duchowe, wierze. Ludzie, którzy znaleźli się w zupełnie nowym i nienaturalnym dla siebie środowisku, szukali przynależności do jakiejkolwiek grupy, która pozwoli im się wyróżnić, a wewnętrznie scalić w jedno. Księżycowa kolonia, z jednego punktu widzenia była rzeczywiście czymś zupełnie nienaturalnym, aczkolwiek patrząc z innej perspektywy, mającej na uwadze ciągły rozwój człowieka i nieustanne przekraczanie przez niego granic, była jak najbardziej naturalną konsekwencją działań charakterystycznych dla ludzkiej natury. Zmiany wynikające z rozwoju ludzkości, niosą za sobą zawsze nowy ład, który, wyłaniając się powoli z chaosu jest niezmiennie polem dla silnych osobowości, umiejących chwytać chwilę, jak również wykorzystywać te wszystkie dobrodziejstwa i możliwości, płynące z braku ogólnie przyjętej i gruntowanej struktury.

    Agriana mieszając powoli kawę, patrzyła w jeden punkt rozmyślając o tym, czego udało jej się dowiedzieć na temat tej kobiety.

    Leni, Najwyższa Kapłanka Nocy.

    Druga kapłanka po Nelisse, przedwcześnie zmarłej założycielce tej religii, według danych zdobytych przez informatorów Agriany z uporem starała się wzmocnić tę dziwną hybrydę religijną. Idea najmocniej odnosząca się do koncepcji taoistycznego yin yang, podzieliła w bardzo prosty sposób wyznawców na obóz kobiet i obóz mężczyzn, przy założeniach uzupełniania się i harmonii. To, co miała reprezentować kobieta, czyli bierność, uległość, introwersję, było, jeżeli chodzi o Leni i jej kapłanki bardzo względne. Odnosiło się wrażenie, że jedynie w symbolach zawarły wszelkie kobiece aspekty koncepcji, kolory – czerń i granat, księżyc, delikatny smutek, choć coraz bardziej Leni w swoich przemówieniach starała się unikać tego ostatniego słowa. Nie było też mowy, by kobieta symbolizowała jakiekolwiek zło, jak czasem to bywało w religii chrześcijańskiej. Leni dbała o to nader szczególnie, by jej nierozerwalny partner religijny Lagun – Kapłan Dnia, nigdy o tym nie zapominał. Leni, o której co bardziej sceptyczni dziennikarze pisali, że brak obok niej jej koncepcyjnego partnera, bardzo mocno podkreślała, że kobieta nie istnieje bez mężczyzny, a mężczyzna nie istnieje bez kobiety. Pomimo braku odkrywczości w tym stwierdzeniu, w nowych warunkach jakie zastały kolonię ludzi na Księżycu, mieszkańcy odnajdowali w tym tak potrzebne im bezpieczeństwo, harmonię i regulację. Różnica pomiędzy źródłową, taoistyczną koncepcją yin – yang polegała także na tym, że w przypadku tej nowej, utkanej ze starych koncepcji teorii, bogini i bóg istnieli w niej niezaprzeczalnie jako postaci a Leni i Lagun byli tylko ich ludzkimi przedstawicielami, łącznikami między bóstwem a ludźmi. Według niektórych źródeł, Leni zdawała sobie sprawę z tego, że jest to dobry czas na gruntowanie religii, a służyć miała temu, jak to zawsze bywa, władza i kontakty. Zasadniczo żadna religia nie przetrwała dzięki zdolnościom magicznym, co dla Agriany było zupełnie zrozumiałe i podejrzewała, że przewodnim motywem tego spotkania będą właśnie szeroko rozumiane możliwości siły organizacji rządowych.

    Agriana wysączyła spokojnie kawę i stanęła przed lustrem w łazience. Jej jasna karnacja nie pasowała do brązowych oczu. Nikt nie wiedział, że jedno z nich jest jasno szare. Szkła kontaktowe wysokiej jakości, idealnie ukrywały tę różnicę. Podobnie brązowa farba na włosach maskowała ich naturalną biel. Żadne badania lekarskie nie wykryły przyczyny bielactwa jej włosów, choć, przy jej jasnej karnacji nie były ewenementem. Wstydziła się tego. Wstydziła się swojej odmienności, nie znając jej przyczyny. Trudno było stwierdzić, czy jest ładna, bardzo szczupła, przez co pozbawiona kobiecych kształtów, miała w twarzy coś zajadłego ale też nieco nieobecnego. Niektóre osoby porównywały ją do żyjącej niegdyś na Ziemi, utalentowanej aktorki Cate Blanchett.

    Miała na sobie czarny, dobrze skrojony garnitur.

    Była osobą pracującą dla policji, ale nie w niej samej, była trochę najemniczką trochę agentem specjalnym, nie żyjąc społecznie, będąc anonimową, mogła pozwolić sobie na taki status, jaki jej najbardziej odpowiadał. Jednakże zawsze, nie zależnie od układu miało się jakieś długi i zobowiązania. Nie bała się tego spotkania. Czuła tylko lekki niepokój związany bardziej z tym, iż kompletnie nie chciała mieszać się w sprawy religijne. Kiedy była dzieckiem, ojciec często powtarzał jej, że nie ma już dostępu do boga, nie ma drogi powrotnej. Cokolwiek to nie znaczyło, ufała mu. Nie mogła nazwać siebie ateistką, choć oficjalnie utrzymywała, że nią jest. Patrząc na boga oczyma ojca, widziała zamazany obraz stwórcy zupełnie niedostępnego. Agriana jednak starała się jak najmniej rozmyślać o bogu, ponieważ zawsze w niej samej pojawiały się zupełnie sprzeczne odczucia, dysonans, którego nie potrafiła zredukować. Nie umiała nawet do końca naszkicować sobie tej postaci. Wiedziała, że budzi się w niej ogromna ciekawość i fascynacja a zarazem strach przed odrzuceniem i pogardą.

    Szła ulicami powoli. Silniki samochodów, syrena policyjna, szczekanie psa, rozmowy, to wszystko działo się jakby za nią, w nieco innej przestrzeni. Nie miała ochoty jechać na spotkanie samochodem. Chciała jak najdłużej odłożyć je w czasie. Wplątywanie się w nowe układy nie było najlepszym rozwiązaniem, tym bardziej, że już te stare układy całkiem mocno ją nadwyrężały. Dług wdzięczności. Niestety – myślała – każda przysługa ma swoją cenę, którą prędzej czy później trzeba zapłacić.

    ○●○

    Dotarła na miejsce. Niedawno odrestaurowana i częściowo rozbudowana świątynia Bogini Nocy wyglądała naprawdę imponująco. Cały budynek wydawałoby się falował w powietrzu i łagodnie mienił się niebieskimi refleksami. Właściwie projekt wyglądał jak kopia kilku pomysłów Gaudiego. Jeszcze na Ziemi, w Hiszpanii w której dominowały silne motywy maryjne sprawdzało się, więc i tu postawiono na wyobraźnię i różnorodność. Uczyniono tak zapewne ze względu na aspekt emocjonalny, jaki miała reprezentować kobieta, aspekt, którego głównym zadaniem było uzależnienie. Cała budowla hołdowała wizerunkowi kobiety, kobiety, która jest pełna kolorów, zagadek i czegoś co na pierwszy rzut oka wydaję się zaprzeczeniem samego siebie, czymś wręcz niemożliwym.

    Weszła do środka. Świątynia była oświetlona jedynie blaskiem świec. W środku, właściwie nie można było odnaleźć implikacji chrześcijańskich. Wszędzie poustawiane były wygodne, ciemne fotele a w punkcie centralnym znajdowała się scena z pięknie wyprofilowaną mównicą. W ciepłym półmroku odnalazła dwie twarze w kącie świątyni. Pomyślała sobie, że zapewne pełnią tu funkcję ochroniarzy, jako, że w nowej religii, posiadającej wciąż jeszcze niewielu członków, pozostali nie czują specjalnego, zakorzenionego kulturowo respektu przed samym bóstwem jak i jego kapłanami.

    Nagle zza znajdujących się na przedzie postumentów wyłoniła się jasnowłosa kobieta. Ubrana w ciemną, dość obcisłą i ładnie skrojoną suknię, krokiem genialnie wytrenowanej modelki zbliżała się płynnie w stronę Agriany. „Może jednak niepotrzebnie się przejmowałam” – pomyślała Agriana mierząc kobietę z lekko szyderczym uśmiechem. Kobieta podeszła na odległość wyciągnięcia ręki i zatrzymała się. W prawym rogu świątyni było teraz słychać, jak gaśnie jeszcze przed chwilą paląca się świeczka. Kobieta była bardzo ładna. Miała kształtną twarz i wyraźne, duże usta. Na czole wytatuowany srebrny półksiężyc. Agriana zastanawiała się jak bardzo zintegrowana z nową religią jest w swoim wyrazie kobieta, która przed nią stała, czy wydawała jej się wyzwolona, czy może raczej bierna? – jedyne, co nie umknęło uwadze Agriany to jakaś młodzieńcza zuchwałość malująca się na jej twarzy, która w Agrianie wzbudziła czujność.

    - Czy zechcesz Pani podejść ze mną w głąb świątyni? Tam, najwyższa kapłanka Leni spotka się z tobą - zapytała metalicznym, uwodzącym głosem.

    „Doprawdy ciekawe rozpoczęcie – pomyślała Agriana – zaczną mnie teraz uwodzić”. Była coraz bardziej niezadowolona ze swojej wizyty, poczuła lekki niepokój przed czymś nowym, najpewniej nowym rodzajem nieznanej jej dotąd gry.

    „Dowiem się, czego chcą ode mnie i jak najszybciej spłacę tę niefortunną przysługę” – myślała rozglądając się na boki. Jeśli nie musiała oddać komuś przysługi, rezygnowała ze zlecenia, które jej się nie podobało. Tym razem było inaczej. Wiedziała, że nie może się zwyczajnie nie zgodzić.

    Z każdym krokiem czuła się coraz mniej pewnie. Pomimo nieomal przytulnej atmosfery wytężała wszystkie swoje zmysły, tak, jakby trafiła właściwie w jakiś rodzaj pułapki. Stanęły na środku obrysowanego koła, które ku zaskoczeniu Agriany zaczęło się obniżać.

    - Nie lękaj się pani – powiedziała blond włosa kobieta - Będziemy teraz zjeżdżać w dół.

    Agriana stwierdziła, że jeszcze i tym razem powstrzyma się od komentarza – choć sytuacja zaczynała ją lekko zaskakiwać. Misterna, idealnie zamaskowana konstrukcja, zatrzymała się łagodnie na dnie pomieszczenia kilka razy większego od świątyni. Ściany były wymalowane, obklejone w przemyślany sposób piękną mozaiką błękitu, granatu i czerni. Agriana spojrzała przed siebie. Na końcu długiej sali ujrzała smukłą kobietę siedzącą na brzegu kolistej fontanny.

    Nie chcąc się do tego przyznać przed sobą, przez chwilę myślała, że widzi kogoś, kto nie może być zwykłym człowiekiem.

    Leni wyglądała trochę tak, jakby była nieomal zaprogramowana do wykonywania obecnej roli. Idealnie wyważone proporcje ciała, uwidaczniały kobiecość a zarazem szczupłą i prężną sylwetkę. Długie ciemne, proste włosy spływały jej z ramion sięgając pasa. W tej kobiecie nic nie było za duże ani za małe, proporcja zachowana była w każdym kawałku jej ciała. Nos, usta, policzki. Agriana miała nieodparte wrażenie, ze ta kobieta wygenerowana została przez program komputerowy i zastanawiała się, czy aby nieoficjalnie technika nie posunęła się przypadkiem na tyle do przodu, by móc tę idealną wizję urzeczywistnić. Udowadniając sobie w myślach, że to jednak jest jeszcze nie możliwe, spojrzała w jej ciemno-granatowe, zimne oczy, które bardzo wyraźnie mówiły Agrianie, że jeżeli zrobi choć jeden nieprzemyślany krok, może to oznaczać, że zdarzy się wszystko, czego wolałaby uniknąć.

    -Witaj Agriano – powiedziała Leni powoli, swym głębokim, metalicznym głosem, w wyrazie podobnym do głosu blondynki.

    – Możesz mówić do mnie po prostu „pani”, wiem, że jesteś ateistką, dlatego też uznałam, że będzie to dla ciebie najbardziej wygodne – powiedziała spoglądając na nią dopiero przy końcu wypowiadanych słów.

    - Nie rozumiem, więc pani, dlaczego mówisz mi po imieniu, skoro żadna z nas nie przedstawiła go – powiedziała otwarcie, wpatrując się w jej granatowe oczy, chłodne, analityczne i dumne.

    Leni popatrzyła na nią uważnie, nie odzywając się jednak przez dłuższą chwilę.

    - Ja w odróżnieniu od ciebie wierzę, że jestem nierozerwalnie połączona z Boginią Nocte, ona mówi we mnie, przeze mnie, mówi o tobie, wymawiając twoje imię, dlaczego więc i ja miałabym tego nie robić?

    - Może właśnie dlatego, że jednak nie dzieje się tu cokolwiek ponad próbę twojego wywyższenia się pani, jak i spoufalenia ze mną.

    Leni zdawało się jakby zamarła.

    - Agriano, czy naprawdę musimy robić problem w momencie, kiedy w cale go nie ma? Zaczynamy rozmawiać zupełnie o czymś innym – powiedziała w końcu Leni, a na jej twarzy pojawił się grymas, który Agrianie przypominał troskę. – Jeżeli nie masz ochoty na tę rozmowę, po prostu powiedź, przecież zawsze mogę poprosić porucznika by ewentualnie wysłał do mnie kogoś innego, kogoś, kto być może nie będzie taki skuteczny, ale jednak będzie chciał mi pomóc – powiedziała łagodząc ton głosu.

    Agriana nie mogła odpędzić się od myśli, że smutek na jej twarzy jest zupełnie sztuczny. Wiedziała, że Leni stara się wzbudzić w niej poczucie winy, co i tak nie przyniosło pozytywnego skutku, natomiast odwołanie się do prywatnego polecenia, osobisto-zawodowego długu, zmiękczyło ją.

    - Czego więc pani oczekujesz ode mnie? – zapytała spokojnie cały czas nie spuszczając wzroku z Leni.

    - Usiądź – powiedziała Leni wskazując na wygodny fotel, który stał kilka kroków za nią.

    Agriana zawahała się.

    - Usiądź – powtórzyła Leni już teraz łagodnym, uwodzącym nieco głosem.

    Agriana usiadła. Zła na siebie, nie mogła do końca zrozumieć, dlaczego poddała się jej woli. Oczywistym było dla niej, że po części stało się pod wypływem modulacji głosu przez Leni, ale wiedziała także, że było tam, w tym przekazie coś jeszcze, coś co mogło być jedynie pewnością siebie, czy tak oczywistym trybem rozkazującym.

    Nagle fotel przesunął się lekko i Agriana właściwie leżała już na nim. Zupełnie zdezorientowana zobaczyła nagle nad sobą kolorowe smugi, coś na kształt trójwymiarowej projekcji. Czerwień spokojnie za pomocą fioletu przekształcała się w głęboki błękit, ten natomiast poprzez zieleń w żółć i tak rzeka kolorów zmieniała swój świetlny nurt kilkakrotnie. Poczuła, jak jej ciało staje się coraz cięższe i opada. Część jej chciała wydostać się, uciec, natomiast druga część odczuwała tak dla niej rzadką, błogą przyjemność. W jej głowie zaczęły powoli pojawiać się różne obrazy, które za chwilę zapomniała. Miała wrażenie, że te kolorowe smugi ukazują jej znajome obrazy z przeszłości. Chwilami, w przebłyskach świadomości próbowała się podnieść, ale ciało wydawało jej się zbyt ciężkie, aby je unieść. W głowie czuła coś jakby pulsowanie, wspomnienia cofały się i powracały z całą gamą poplątanych emocji. Wrażenia nakładały się na siebie w nowym, niedostępnym dotychczas układzie. Czuła przymus a zarazem miała wrażenie, jakby tym właśnie była nieskończona wolność. Następnie poddając się, straciła świadomość.

    Budząc się zobaczyła przy sobie tę idealnie proporcjonalną twarz Kapłanki Nocy. Starała sobie przypomnieć cokolwiek, co się wydarzyło, ale nie mogła ani przez chwilę złapać jakiegokolwiek konkretnego obrazu, czy wspomnienia. Ogarnął ją dziwny, nieodczuwalny dotychczas rodzaj pustki, coś, czego nie potrafiła sobie dokładnie nazwać.

    - Na południu od Avrady grupa innowierców próbuje stanowić dla mnie konkurencję – powiedziała cicho patrząc Agrianie w oczy. – Ja i Lagun, nie możemy sobie dłużej pozwolić na to, by tego dokładnie nie zbadać. Działają głównie w podziemiu, więc tak zwana władza nie szczególnie jeszcze wie, cokolwiek na ich temat. Musisz działać szybko i skutecznie, zanim będziemy mieć powtórkę z rozrywki i zrodzi nam się kolejne chrześcijaństwo – mówiła, wypowiadając słowa bardzo dokładnie i powoli – Unikaj kontaktu ze mną – rzuciła jeszcze a jej ton zdradzał, iż wcale nie chciałaby, żeby Agriana zastosowała się do jej polecenia. Wstała pospiesznie szeleszcząc czarną suknią. Weszła w mrok, w noc, w nicość.

    Agriana, która tak ją właśnie widziała, wstała bez słowa i odprowadzona przez jasnowłosą kobietę wyszła ze świątyni.

    II

    Wróciła do domu, była chyba jedynym nieregularnym kształtem w swoim własnym mieszkaniu, przynajmniej tak o tym myślała. Jej upodobanie do form kwadratowych śmieszyło ją czasem. „Czy boję się tego co ma obły kształt, zamyka się, zjada własny ogon, zaczyna tracić podzielność, wraca do punktu wyjścia?”- myślała wkładając kwadratowe naczynia do zmywarki „Czas jest zamknięty w kole, kiedy odetnę się w końcu od tego permanentnego wrażenia powtarzalności zdarzeń? I nie mogę rozpocząć poszukiwań sama, zbyt duże ryzyko” – zmieniła nagle tok myślenia - „Kogo zabrać? Misja na pewno nie jest jawna.” Zastanawiało ją dlaczego nikt się z nią nie kontaktuje w tej sprawie.

    Powoli, jej myśli powróciły do zdarzeń ze świątyni. Zaniepokoiło ją to, że pamięta tylko, jak kładzie się na fotelu i jak z niego wstaje. Była bardzo zła na siebie. Jak mogła tak łatwo do tego dopuścić? W jaki sposób mogła stracić kontrolę nad rzeczywistością? Przypuszczała, że w świątyni na niższym poziome musiał zostać rozpylony jakiś narkotyk. Nagle zamarła i uśmiechnęła się lekko. Zaczęła zastanawiać się, co dałaby jej walka z Leni? Czy byłoby to w ogóle możliwe, walczyć z kobietą która w dużej mierze miała już ogromny wpływ na większość osób posiadających władzę w mieście? Jaka jest broń przeciwko tak narcystycznym postaciom, które paraliżują już samym swoim wyglądem i aparycją?

    Uległość w stosunku do atrakcyjnych osób zawsze Agrianę śmieszyła, aczkolwiek widziała ten mechanizm bardzo wyraźnie. Teraz miała wrażenie, że oprócz ewentualnych środków odurzających w powietrzu, to także uroda Leni i jej pewność siebie wymuszała na Agrianie posłuszeństwo. Wiedziała, że i ona poddała się temu mechanizmowi. Inteligentna, piękna i tajemnicza kobieta stanowić może większe niebezpieczeństwo niż charyzmatyczny psychopata, przeciwko któremu ktoś się w końcu zbuntuje, nawet jeżeli niesie to za sobą śmiertelne niebezpieczeństwo. Znalezienie dla Leni rywalki, równie pięknej i równie zdecydowanej było prawie niemożliwe, poza tym Agriana zrozumiała, iż rywalizacja nie polegałaby na rzucaniu w siebie oszczerstwami czy tarmoszeniu się za włosy, nawet być może intrydze, która miałby zniszczyć rywalkę w jej społecznym funkcjonowaniu. Agriana dedukowała, iż Leni rozprawia się nieco radykalniej, nie tyle z rywalami co z kimkolwiek, kto stanie jej na drodze. Cała ta, jeszcze całkiem nowa religia zaczęła jej wydawać się coraz bardziej przemyślaną strategią.

    Co jest w tej religii dla kobiet tak atrakcyjne? – myślała

    Na pewno wywyższenie kobiety do postaci bogini, równorzędnej dla męskiego bóstwa. Osobiście Leni podkreślała swym wyglądem wszystkie kobiece walory, nie unikając obcisłych strojów i makijażu. Kobieta według Kapłanki może, a nawet powinna być kobieca. Religia oparta głównie na przyzwyczajeniach kobiet kultury zachodnioeuropejskiej dawała im w tym momencie pełne prawo w kwestii wszelkich przywilejów. Atrakcyjność nie była tutaj niczym, określonym mianem „złego”, nie stanowiła zagrożenia dla mężczyzn, którzy mieli zasadniczo z tej atrakcyjności korzystać a nie panicznie się jej opierać, przesuwając ją w obszary mroku.

    Koncepcja osadzała się głównie na wierze, że po godziwym życiu czeka nas to, czego dla siebie pragniemy. Motyw takiego rozwiązania był chyba najprostszym i najbardziej upragnionym przez ludzi, przez co najbardziej popularnym i sprzedajnym. Pozostawała tylko kwestia regulacji owego, godnego życia. Koncepcja zakładała głównie, że kobieta i mężczyzna stanowią jedność. Ta jedność objawia się dosłownie w potomkach, których najlepiej powinno być dwoje. Jednak od jakiegoś czasu posiadanie chłopca i dziewczynki zaczęło stawać się przypadkiem wywyższającym rodziny z dziećmi obojga płci nad innymi, posiadającymi dzieci tej samej płci. Chociaż nigdzie nie istniał tego rodzaju zapis, taka tendencja zaczęła pojawiać się w tym sztucznie powstałym społeczeństwie. Nawiązywało to niejako, nie w linii bezpośredniej, do protestanckiej idei predestynacji, zakładającej, że skoro komuś się powiodło, może on liczyć na zbawienie, w tym przypadku, gdy udało się urodzić chłopca i dziewczynkę, być może nawet na większe względy boga i bogini. Badania nad umiejętnością zaplanowania płci dziecka były przez Leni od jakiegoś czasu skutecznie blokowane. Równość społeczna nie była szczególnie pożądana przez nową religię, podobnie jak w niepisanej, stosowanej przez wieki zasadzie, wyznawanej przez wszystkie osoby mające realny wpływ na sprawowanie władzy, jak i posiadającej większe dobra materialne. Równość społeczna zasadniczo utrudnia manipulację zarówno jednostkami i co za tym idzie – masami. Równość ta, była też – co bardzo zadowalało Leni – po prostu niemożliwa - aczkolwiek Leni wiedziała, że musi już niedługo rozwiązać kwestię regulacji niepisanego prawa dotyczącego dzieci obojga płci.

    Jeżeli chodzi o tradycyjne wierzenia ziemskie, nie posiadały one obecnie zbyt wielu praktykujących z dawnym zapałem wyznawców. Muzułmanów starano się skutecznie blokować w przedostaniu się do kolonii. Jak to mawiała Leni – nie było zbyt mądrym rozwiązaniem aplikować wirusa do własnego systemu. Między firmami zatrudniającymi pracowników napływowych, istniało niepisane prawo, by nie zatrudniać z założenia wszystkich, których przynajmniej posądzano o wyznawanie Koranu. Budziło to jawny sprzeciw muzułmanów na Ziemi, objawiający się licznymi protestami, aczkolwiek prawa tego przestrzegano bardzo ściśle. Większy problem stanowili z założenia zamożni muzułmanie, którzy z racji naftowych fortun, zamieszkali bądź co bądź w niewielkiej ilości księżycową metropolię. Władza stosowała w stosunku do nich permanentną inwigilację, nie musząc borykać się z ziemskim problemem pustyń czy gór, a także w największym stopniu obcego terytorium. To właśnie w Avradzie każdy był obcy i inny, i każdy był sprawdzany oraz monitorowany.

    Jeżeli chodzi o inne religie, to wielu zwyczajów i tradycji ludzie po prostu nie pielęgnowali, dlatego też powoli ziemskie religie zaczęły się rozmywać i zanikać. Najwięcej jednak pozostało buddystów oraz protestantów, których zamożność materialna pozwalała na wyruszenie z Ziemi w celu osadzenia innych, dostępnych miejsc w Kosmosie. Ze starych religii najmniejszym powodzeniem cieszył się w Arvadzie katolicyzm, przedstawiany obecnie głównie jako religia opóźniająca wszystkie możliwe procesy, jak i blokująca tendencje rozwojowe, największym, choć raczej jako filozofia – ateizm, jako, że wydawał się idealnym fundamentem dla idei zaczynania wszystkiego od nowa.

    Nelisse, założycielka wiary, spisała jej główne zasady w tzw. „Świętym Zbiorze” traktując go jako nową i jedynie słuszną interpretację tego, co bóg i bogini chcieli ludziom od wieków powiedzieć. Opierała się głównie na tym, że bóg pokazywał w ciągu stuleci swoją twarz na bardzo wiele sposobów, a ludzie interpretowali te przesłanki bardzo różnie, w zależności od umiejętności, temperamentu, otoczenia geograficznego, dającego takie a nie inne wskazówki i punkty zaczepienia dla różnorakich koncepcji. Nelisse twierdziła, że oto przyszedł czas, w którym człowiek w końcu dojrzał w swym rozwoju na tyle, by poznać prawdziwą twarz i zamysł boga, a ma on dwie twarze – kobiecą i męską bez silniejszej postaci, potrafi być jednością, ale także rozdzielony na dwoje ukrywa w sobie cały sens świata, który nie polega na nadmiernej radości czy cierpieniu, ale po prostu na życiu i doświadczaniu. Bóg upraszcza, nie komplikuje – twierdziła Nelisse. Oczywiście kwestia miłości, szacunku i tym podobnych zagadnień poruszana była dość często i stanowiła właściwie fundament stosunków międzyludzkich. Zdając sobie sprawę z tego, iż negowanie homoseksualizmu może okazać się dość zgubne dla nowej religii, Nelisse umiejscowiła go jako skrajną formę wielbienia jednej postaci boga, nie potępiając osób homoseksualnych za swoją odmienność, ale także nie popierała szczególnie tego typu zachowań seksualnych, wiedząc, że ludzie bez względu na wszystko muszą się rozmnażać i w obecności obydwu płci rozwijać. Muszą przenosić nową wiarę z pokolenia na pokolenie.

    Agriana wzięła do ręki „Święty Zbiór”. Pięknie oprawiona książka, stylizowana na stare wydanie robiła imponujące wrażenie. Ludzie, jeśli nie zadają pytań, nie szukają u źródeł, sami utwierdzają siebie w wytworzonym przez kogoś, nie do końca prawdziwym obrazie. Być może stylizując księgę na starszą niż jest, ktokolwiek wychowujący się w kulturze boga i bogini, będzie automatycznie wierzył, że religia ta, jest podobnie długoletnia jak inne. Otworzyła ją powoli rzucając okiem na przypadkowo otwartą stronę.

    „Każdy człowiek jest tylko jedną z dwóch form Boga. Bóg ma w sobie kobietę i mężczyznę jako nierozerwalną i stałą jedność duchową”.

    „Bóg może podzielić się na dwoje płci albo być jednością”

    „Bóg doświadcza wszystkiego czego doświadczył człowiek”

    „Bóg jest życiem”

    „Życie człowieka w bogu nie istnieje poza płcią”

    „Życie wytworzone sztucznie nie posiada boskiej natury”

    Agriana przewertowała jeszcze kilka kartek jakby od niechcenia. Nie czuła zainteresowania tą lekturą, aczkolwiek wiedziała, że będzie musiała się z nią zmierzyć.”

    W kącie pokoju cicho zabrzęczała komórka. Agriana stanęła i zapytała :

    - Kto dzwoni?

    Telefon odpowiedział silnym, męskim głosem:

    - Twój leceniodawca.

    Jej oczy lekko zwęziły się a na usta cisnęły się tysiące pytań.

    - Połącz…Tak słucham – powiedziała już opanowanym tonem.

    - Pani Agriano, mam nadzieję, że była już pani u kapłanki Leni i zastosuje się do jej poleceń. Misja jest tajna. Bardzo możliwe, że cel twojej wyprawy to zagrożenie dla całej naszej społeczności. Właściwie, to powinniśmy być jej wdzięczni za pewne informacje, które mogą wyjaśnić wiele spraw. Jutro przekażę kilka informacji, proszę być u mnie o dziewiątej rano. Acha, jeszcze dziś ktoś do pani przyjdzie, więc, poda hasło – na dziesiątej stronie książki, którą pani ode mnie dostała, piąty wyraz od góry będzie hasłem.

    - Poruczniku, przecież nie ma takiej możliwości, żeby ktoś nas podsłuchiwał…? – zapytała w końcu Agriana.

    - Teoretycznie nie – odparł sucho – Ale lepiej nie ryzykować.

    Agriana usłyszała dźwięk zakończający rozmowę i spojrzała przez okno. Wszystko było teraz już prawie takie, jak na Ziemi. Roślinność w metropolii co prawda była jeszcze bardzo uboga, ale w porównaniu z wielkimi miastami starej planety, różnice nie były szczególnie drastyczne. Światła budynków przypominały Agrianie, że rzeczywistość, że świat, jest zawsze tym samym. Zmienia się otoczenie, zwyczaje, mentalność, ale zawsze jesteśmy więźniami ludzkości, która miałoby się wrażenie nadal nie wie dokąd zmierza i dlaczego w ogóle zmierza dokądkolwiek.

    ○●○

    „Kogo mogą tu do mnie przysłać?” – myślała – „Czy ta osoba będzie mi towarzyszyć w poszukiwaniach? Czy będzie jakaś szansa, jeśli okaże się niegodna zaufania, żeby się jej pozbyć, wymienić?” – zastanawiała się gorączkowo.

    Usiadła w fotelu rzucając długi cień. Najrozsądniejszym pomysłem, niejako czynnością relaksacyjną, wydało się jej teraz czyszczenie broni. Zanim jednak udała się po broń, podeszła do półki i otworzyła Borysa Viana na umówionej stronie. Zapamiętała hasło i podeszła do swojej walizki, w której spoczywał najnowszy model Colt. Spokojnie wyjęła go i zaczęła powoli czyścić, myśląc o czymś innym.

    Dobro i zło. Granica pomiędzy nimi. Wszystko jest tylko wymysłem danej grupy, która na przestrzeni czasu wykrystalizowała takie a nie inne zasady. Jeszcze w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku na Ziemi, w krajach komunistycznych, a zarazem katolickich, posiadanie dziecka bez ślubu było uznawane przez wielu za czyn niemoralny albo z goła zły. Można by pomyśleć, iż pewne granice zła wyznacza odczuwany przez ludzi strach i ból, aczkolwiek w plemionach afrykańskich, czy nadal wśród społeczności indyjskiej, czy arabskiej, zaszywanie pochwy, które musi być przerażająco bolesne, jest czymś zupełnie naturalnym. Czasem to tak, jak na tych ambitnych dramatach – myślała Agriana – tolerujemy wszystko do momentu, kiedy emocje jednak przerosną lub nas zdominują i w ostateczności pewne rzeczy stają się złe lub dobre. Czasem idealnie zagłuszamy emocje, dalej funkcjonując w nikłym rozróżnieniu, krzywdząc siebie lub innych a właściwie także jedno i drugie. Złym jest zabijanie ale z wyjątkami, złe jest kłamanie, ale z wyjątkami i tak mnożyć można bez końca. Wyjątki jak wszystkim wiadomo, nie są czymś, co wyklucza zasadność reguły, ale w przypadkach jednostkowych i subiektywnych cała teoria zaczyna się rozmywać i dzielić w nieskończoność poprzez niepowtarzalność zmiennych. Subiektywizm, jak wszystkim wiadomo sprawdza się w liczbie jeden, podobnie jak obiektywizm, który funkcjonujący tylko jako idea, w praktyce staje się tym pierwszym.

    Agriana przypuszczała i miała także nadzieję, że religia już nigdy nie będzie w stanie dorównać w swojej skuteczności prawu ustalonemu i egzekwowanemu przez rząd i świeckie organizacje kontroli społecznej. Religia, jej przywódcy i cały aparat wykonawczy, także mogły spełniać rolę kontrolną, aczkolwiek w tak wysoce rozwiniętym technologicznie i cywilizacyjnie świecie, było to prawie niemożliwe. Jedyne, co mogło ludzi scalać jeszcze we wspólnej wierze, to możliwość emocjonalnej realizacji w niej, jak i ta ogarniająca coraz więcej osób chęć nie doświadczania samotności.

    Agriana lekko drgnęła na dźwięk dzwonka do drzwi. Wstała z fotela i jakby skradając się schowała broń do najbliższej szuflady. Wcisnęła ją delikatnie miedzy ubrania i powoli skierowała się w stronę drzwi, czujna jak nigdy dotąd. Na monitorze zobaczyła smukłą i wychudzoną postać. Odczekała chwilę i w końcu usłyszała słaby głos.

    - Rozczarowany – powiedział cicho, choć na tyle głośno, by Agriana usłyszała go w swoim głośniku. Hasło było poprawne. Otworzyła drzwi. Na pasku miała umieszczony nóż, który trzymała teraz w pogotowiu.

    Mężczyzna wszedł do środka. Miał na sobie cienki, szarawy płaszcz i spodnie w mdłym kolorze. Przeszedł do pokoju wyłaniając się tym samym z cienia. Agriana znieruchomiała.

    Miał bardzo duże, błękitne oczy, okolone długimi rzęsami i bardzo delikatną, młodzieńczą twarz. Właściwie nie był przystojny, był po prostu piękny i słodki jak aniołki z obrazów Francisa Boucher’a czy Giovanni’ego Bellini’ego. Odsunęła automatycznie rękę od noża, czując się tym samym jak agresor. Po chwili jednak pomyślała, że wszystko to, może być tylko przemyślanym podstępem i znów pozostała w pogotowiu.

    - Dzień dobry – powiedział cicho. Wydawał się smutny i nieobecny. Agriana nie mogła odpędzić się od myśli, że przybysz stojący w jej pokoju jest zmęczony i głodny. Już chciała coś zaproponować, po czym powiedziała tylko zimno:

    - Dzień dobry, proszę usiąść.

    Mężczyzna usiadł więc w fotelu, zapadło milczenie.

    - Co pani wie o tym nowym, religijnym zgromadzeniu? – zaczął w końcu mężczyzna, nie patrząc jednak w stronę zadziwionej Agriany.

    - Bardzo niewiele jak na razie, wiem mniej więcej gdzie mogą się znajdować, albo tuż przy krańcu którejś z kopuł, albo może nawet poza nimi.

    - Musieli by być mocno sponsorowani, lub sami bardzo zamożni, żeby przetrwać poza kopułą – powiedział spoglądając na nią przez chwilę.

    - To prawda – powiedziała Agriana – Czasem jednak zdarza się, że jacyś zamożni aktorzy, lub inne bogate osoby, utrzymują różnego rodzaju sekty, chociaż… - Agriana urwała – „ Może to być także i tak, że to my sami ich utrzymujemy w sposób mniej lub bardziej kontrolowany i świadomy” – dodała już w myślach.

    Przyjrzała się dokładniej mężczyźnie. Wąskie, zaciśnięte usta, zgrabny, mały nos i te olbrzymie, błękitne, nieobecne oczy. To było prawie jak hipnoza.

    „On jest jak dziecko” – pomyślała – „ Delikatny i niewinny”.

    - A pan, co wie na ich temat? – zapytała podchodząc do okna. Zaczęła obserwować ludzi. Z tej wysokości przypominali jej, tak jak chyba większości, mrówki krzątające się w mrowisku. Z takiej odległości motywy działania poszczególnych osób były tylko odczuwane intuicyjnie, poprzez tworzenie mniej lub bardziej prawdopodobnych hipotez. Hipotez, które nawet, w przypadku ludzi, wcale nie musiały rządzić się prawami logiki, jako, że ludzkie emocje często nie mają z nią nic wspólnego, albo przynajmniej niewiele. Oprócz tego, że zdecydowana większość z nich chciała po prostu przeżyć, żyć, nic więcej nie było pewne. Chyba wszyscy spożywali i spali, to było oczywiste, taką prawdę odkryć mogły już nawet małe dzieci, choć oczywiście nieodzowne wyjątki w postaci niedoszłych lub skrytych samobójców istniały również. „Człowiek wie o drugim człowieku tak niewiele” – myślała Agriana – „Jesteśmy nieskończoną skarbnicą możliwości, wyznaczanych przez związki przyczynowo- skutkowe, których stajemy się kreatorami i ofiarami. Jesteśmy dla siebie sami zagadką. Co zrobi teraz ten mężczyzna? – Agriana powróciła myślami bliżej - Jeśli teraz opowiem dowcip, zatańczę, zdejmę bluzkę lub będę próbowała go zaatakować… Możliwości jest tak dużo, nieskończenie wiele”. Agrianie wydawało się jednak najbardziej prawdopodobne, że ów mężczyzna będzie po prostu siedział i patrzył na nią z lekkim niedowierzaniem, po prostu jakby obronnie – uda martwego. „Jesteśmy dla siebie zagadką, jeśli nawet zagadka ta zaczyna przybierać w próbie rozwiązania jej, stworzenia odpowiedzi, koncepcji, jakiś mniej lub bardziej konkretny kształt, często okazuje się, iż była to tylko projekcja. Projekcja nas samych.”

    Po chwili zorientowała się dopiero, że jej nowy, przydzielony partner nic nie odpowiedział na zadane przez nią wcześniej pytanie. Odwróciła się od okna i spojrzała na niego. Siedział zamyślony, wpatrzony przed siebie, jakby oderwany od rzeczywistości.

    Agriana podeszła do niego i przykucnęła tak, że jej głowa znajdowała się nieco ponad jego kolanami. Mężczyzna spojrzał na nią a jego oczy zrobiły się jeszcze większe, rozwierając się w zdumieniu. Odruchowo odsunął się nieznacznie w tył. Zapadła chwila dość uciążliwej ciszy. Następnie mężczyzna odwrócił wzrok i zaczął szukać czegoś po kieszeni.

    - Mam tylko to – powiedział trzymając na dłoni kamień z wyrytym na nim wzorem.

    - Co to za wzór, czy pan wie? – zapytała Agriana biorąc kamień do ręki.

    - To pieczęć Falega, pana wojny – odpowiedział cicho spoglądając na kamień.

    - Z jakiej religii? To mitologia skandynawska?

    - Nie, Faleg to anioł, stary testament, źródła żydowskie.

    - Nie dobrze – zamruczała Agriana, - Skąd pan to ma? – zapytała już głośno.

    - To jedyna rzecz, która pozostała po moim zaginionym bracie… która zmusiła mnie do zastanowienia się co właściwie się z nim stało. Nie jestem tu zawodowo, a raczej prywatnie, możliwe, że to tylko wymysł mojego brata, szukającego autorytetu i bliskości z bóstwem ale może być też tak, że on… przyłączył się do nich, doprawdy nie wiem jak, aczkolwiek wydaje mi się to realne. Jeżeli pani, zechcesz mnie zabrać ze sobą będę bardzo wdzięczny. Jestem lekarzem, mogę okazać się użyteczny. Nie mogę pogodzić się z zaginięciem mojego brata.

    - Skąd pan wie, że to chodzi tutaj o innowierców?

    - Nie wiem. Przypuszczam tylko, że to bardzo prawdopodobne. Avrada nie jest duża, jest mocno kontrolowana, jedna z nielicznych możliwości to ta grupa innowierców o której zaczęły mówić osoby sprawujące władzę, a i ta pieczęć wskazuje na jakieś religijne powiązania.

    Agriana zamyśliła się. Nie miała rodzeństwa, ani przyjaciół. Patrząc jednak na niego, budziło się w niej lekkie współczucie. Mógłby też być dla niej rodzajem przykrywki, zewnętrznego i wewnętrznego usprawiedliwienia dla jej poszukiwań, można by z niego zrobić jakiegoś geologa, badacza, cokolwiek. Z resztą pojawiając się z mężczyzną zmniejszy zainteresowanie swoją osobą.

    - Dobrze – powiedziała w końcu – Ale musi pan być posłuszny i w sytuacji zagrożenia wykonywać wszystkie moje polecenia.

    - Rozumiem – powiedział powoli.

    - Ma pan rodzinę, dzieci…? - zapytała jeszcze Agriana zastanawiając się czy odpowiedź na to pytanie nie zmieni jej decyzji.

    - Spotykam się z kobietą, z którą poznali mnie moi rodzice, mam zamiar się oświadczyć, aczkolwiek nie jest to dla mnie tak ważne jak mój brat – powiedział.

    „ I zagadka” – dodała w myślach Agriana widząc z jaką zapalczywością przygląda się kamieniowi.

    - Niech tak będzie – powiedziała cicho Agriana.

    - Pójdę więc już – powiedział mężczyzna i wstał z fotela – Dziękuję, że się zgodziłaś pani.

    - Mam na imię Agriana – powiedziała wyciągając ku niemu dłoń.

    Mężczyzna zawahał się przez chwilę, wyciągnął dłoń, którą następnie schował, po czym znów wyciągnął i ścisnął dłoń Agriany.

    - Gyfu , mam na imię Gyfu – odrzekł po czym pośpiesznie udał się do drzwi.

    - Podam mój numer telefonu – rzuciła jeszcze.

    Gyfu wyjął telefon po czym wyszeptał – Proszę.

    Agriana zaczęła wymawiać kolejno cyfry, które automatycznie zapisywały się w telefonie. Gyfu schował telefon nie patrząc w jej stronę nacisnął na klamkę.

    - Proszę zebrać wszystkie informacje na temat brata. Wszystkie, rozumie pan? – Agriana miała bardzo duży problem by zwrócić się do tego mężczyzny per „ty”.

    - Tak, zrozumiałem bardzo dokładnie.

    Poczekała aż wyjdzie, po czym położyła się na łóżku.

    ○●○

    Nie miała ochoty spać, aczkolwiek w tym momencie nie chciało się jej robić czegokolwiek innego. Zgasiła światło, po czym wpatrując się w mrok zaczęła głęboko oddychać. Powoli szare kształty zaczęły wyłaniać się i nabierać ostrości. „Jak ten mężczyzna…Gyfu, dowiedział się, że to właśnie ja zajmuję się sprawą innowierców? Może miał dość duże wpływy z racji wykonywanego zawodu? – myślała Agriana – znać dobrego lekarza, to duża korzyść. Na pewno zwrócił się w tej sprawie do porucznika, a on przysłał go do mnie”.

    Agriana powoli zaczęła tracić kontakt z rzeczywistością na rzecz zbliżającego się snu. W jej głowie dominowały, teraz dziwne sytuacje i postaci, które bez większego związku znajdowały się w tej samej przestrzeni.

    Obudziła się w środku nocy. Czuła niezwykłą radość, zadowolenie i podniecenie. Zakrywając dłońmi oczy starała sobie przypomnieć sen, który przed chwilą wypełniał jej myśli. Wojna, ogień, wybuchy i krzyk. Agriana biegnie niosąc na rękach Leni. Bezbronną i wycieńczoną Leni, czując, że jest teraz ona zupełnie od niej zależna. Widzi siebie jako silnego, rosłego mężczyznę. Wbiega do pobliskiego schronu kładąc Leni na prowizorycznej leżance. Leni otwiera oczy i szepce jej coś do ucha, czego Agriana zupełnie nie może zrozumieć, wszystko zaczyna się wykrzywiać, przemieniać, znika leżanka, pojawia się świątynia, widzi już tylko Leni nagą, bezbronną i piękną, widzi ją w różnych sytuacjach i pozycjach, czuje nadmiar endorfiny w swoim ciele, czuje się zniewolona. Wszystko jakby się cofa a następnie zaczyna od początku. Trudno jest jej wszystko ułożyć w jedną całość, w końcu przecież to tylko sen…

    Agriana ciężko westchnęła na łóżku, leżąc zupełnie prosto.

    Myśl, która pojawiła się teraz w jej głowie była jak nieoczekiwane uderzenie w policzek. Wiedziała już, co takiego musiało stać się w świątyni. Miała tylko nadzieje, że Leni wpłynęła na nią hipnotyzując ją tylko, a nie stosując imprinting seksualny, pomagając sobie środkami odurzającymi. Była wściekła na Leni, ale jednocześnie myśląc o tej kobiecie budziła się w niej chęć bycia blisko niej i doznawania tej specyficznej przyjemności patrząc na nią oczyma mężczyzny.

    „Naprawdę, nie trzeba być bogiem, by tego dokonać” – myślała uśmiechając się do siebie – „Skoro to zrobiła, nie może to działać tylko w jedną stronę”.

Viewing 1 post (of 1 total)
  • You must be logged in to reply to this topic.
searchclosebars linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram