BRUTALNOŚĆ
Finka: Mnie się ten odcinek bardzo trudno oglądało. Momentami to w sumie nie oglądałam, bo zamykałam oczy. Mam dość mieszany stosunek do jaskrawej i dosłownej brutalności. We wcześniejszych odcinkach widzimy co prawda porozrywane na strzępy ciała, ale obraz ten był dla mnie na tyle przesadzony, że nie wywołał obrzydzenia. Tym razem mamy tortury, bicie takie, że krew dosłownie tryska, dodatkowo grzebanie w oczach (nawiązanie do “A Clockwork Orange” Kubricka?), na które naprawdę nie jestem w stanie patrzeć. Jako egzaltowana księżniczka muszę stwierdzić, że dla mnie te obrazy są zbyt mocne, zwłaszcza w kontekście poprzednich Star Treków, gdzie jednak krew to rzadki widok. Chociaż tortury mieliśmy już pokazane - Patrick Stewart, z tego, co wiem, aby lepiej odgrywać sceny z “Chain of Command”, oglądał prawdziwe nagrania tortur wraz z ekspertami z Amnesty International. Niemniej obrazy tutaj, w tej całej mrocznej otoczce, były dla mnie za mocne i zastanawiam się nawet, czy nie powinien był pojawić się jakiś trigger warning. Aż sprawdziłam dla każdego odcinka rating - wynosi 16+. Niby wiadomo było wcześniej, ale ten odcinek mnie przekonał, że DSC przestaje być rodzinnym serialem dla dużych i małych.
Piotr: Dość jasne było, że zobaczymy nieugrzecznioną wersję Star Treka, bo twórcy nie mieli ograniczeń, jakie narzucałaby emisja telewizyjna. Ale rzeczywiście, do tej pory jakoś wyjątkowo krwawo nie było. Najdrastyczniejszy widok to chyba Landry po wymianie uprzejmości z niesporczakiem. Mnie to nie razi i wcale nie dlatego, że do takich scen przywykłem. No ok, nie tylko dlatego. Przemoc w filmie powinna czemuś służyć i tu tak jest. Trudno było ukazać Klingonów jako okrutnych i bezwzględnych lepiej niż w taki sposób.
Finka: Może to umknęło, ale jestem dość mocno przekonana, że Ash Tyler, ten nowy lieutenant z więziennego statku, był gwałcony przez kapitana czy kapitankę klingońskiego statku (nie wyłapałam płci, ale to nieistotne). Gwałt to wyjątkowo obrzydliwe i powszechne zjawisko nasilające się przy każdym konflikcie, bardzo często zaś jest stosowany po prostu jako metoda prowadzenia wojny. Co prawda w przeważającej większości dotyka kobiety, ale nie tylko. Wydaje mi się, że dotychczas Star Trek się tą kwestią w ogóle nie zajmował. Trudno powiedzieć, by mnie to cieszyło, ale pojawienie się tematyki przemocy seksualnej to też przełamywanie pewnego tabu. Poza tym ma znaczenie, że ofiarą jest facet - jest to pewne odwrócenie ról. Lorca nie komentuje tego zwierzenia, ale też go nie wyśmiewa, przyjmuje raczej ze współczuciem - to pewien plus.
Kasia: Miażdżenia czaszek w tak spektakularny sposób jeszcze w “Star Treku” nie było, to trzeba przyznać. Do tego Ash.
Tyler został zgwałcony, prawdopodobnie wielokrotnie w ciągu tych siedmiu miesięcy. I było to dla mnie szokujące z tego względu, że sięgnięto po tę tematykę. Tak naprawdę, że odważono się po nią sięgnąć. To wszystko utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że będziemy dostawać więcej realizmu niż we wszystkich trekach razem wziętych.
Jest to z jednej strony niepokojące, bo nie do tego przywykliśmy, z drugiej strony intrygujące, bo do tego nie przywykliśmy. Pytanie, co zaserwują nam dalej.
Fuller macza w tym serialu palce, a jeśli ktoś oglądał “Hannibala”, to wie do czego ten człowiek jest zdolny.
fluor: Star Trek dla dorosłych. Zastanawiałem się kiedyś, czy są możliwe inne konwencje serialowe/filmowe w świecie treka, np. serial kryminalny, detektywistyczny, komediowy… Tutaj mamy próbkę. Jak ktoś jest więźniem, to nie jest łaskotany piórkiem.
Piotr: Z jednej strony macie rację, że tematyka przemocy seksualnej to nie jest codzienność w Star Treku i może być zaskoczeniem dla widza. Ale z drugiej, czy dało się poruszyć ten temat w sposób ostrożniejszy i delikatniejszy niż tu? Czy widzimy jakąś traumę? Według mnie nieszczególnie. W TNG Tasha Yar mówiła o gwałtach w kolonii, w której się wychowała. Tam wywarło to na mnie większe wrażenie niż zasmucony Ash Tyler. Dobrze, że twórcy próbują poruszyć ten temat, ale chyba się go trochę bali. Nie trzeba było dodawać wiele więcej do tej rozmowy z Lorcą, właściwie sądzę, że wystarczyło to lepiej zagrać. To, co pokazano na ekranie, sprawia, że dla mnie Tyler nie jest zbyt wiarygodną ofiarą. Trochę to poprawia jego wściekły atak na Klingonkę, ale wcześniej widzę braki. Albo w scenariuszu, albo w warsztacie.
fluor: Być może Tyler miał powody, żeby zagrać to tak, a nie inaczej… biorąc pod uwagę teorie dotyczącego jego pochodzenia.
POSTACIE
Piotr: Wreszcie coś się ruszyło w kwestii postaci. Mamy jakieś tło, rozwój, relacje. Najwyższy czas.
Traumatyczne przeżycia kapitana ukazały się niezbyt odległe, ale jednocześnie widzimy w jego rozmowie z admirał Cornwell, że Lorca ma ciekawą przeszłość. Nie zachowuje się jak przeciętny kapitan, nie jest też tak traktowany. To nawet nie wyglądało jak rozmowa przełożonego z podwładnym i nie tylko dlatego, że oboje długo się znają. Lorca jest ważny.
Saru był dla mnie sporym zaskoczeniem, głównie dlatego, że wszystkiego, co pokazał, spodziewałem się po Lorce. Gdy okazało się, że to Saru musi dowodzić, byłem pewien, że zobaczymy brak zdecydowania i szukanie kompromisów. Co za niespodzianka.
Stamets nam się rozkręcił, dr Culber wyraźniej zaznaczył swoją obecność. Jest dobrze.
Finka: W sumie dopiero teraz widać, że Stamets i doktor są parą. To niezłe jajo, bo gównoburza o parę tej samej płci pojawiła się jeszcze zanim pokazano jakąkolwiek bliskość między tymi bohaterami (i w ogóle grubo przed emisją). I jak Star Trek realizuje homopropagandę i w jaki sposób pokazuje te sodomy i gomory gejowskiej miłości? Oto dwóch typa robi to, o co podejrzewa gejów każdy zacietrzewiony homofob - MYJĄ ZĘBY. Skandal! Upadek cywilizacji! Moralna degrengolada!
Piotr: Po tym, jak materiały promocyjne nagłaśniały, że w załodze będzie gej, obawiałem się że stanie się to, co w Star Trek Beyond. Tam w mojej ocenie wprowadzenie postaci homoseksualnej wyszło strasznie sztucznie i na siłę. Nie miało żadnego sensu, służyło tylko pokazaniu “Patrzcie, my też mamy geja!”. No niestety, Star Trek, będąc serią pokazującą postępy ludzkości, wielokrotnie uczącą o tolerancji, dziś nie powinien robić z tego wielkiego halo, bo zwyczajnie się spóźnił. W serialu Battlestar Galactica mieliśmy geja już 10 lat temu. Na szczęście Discovery nie powtórzył błędu Beyond. Ten związek nie jest na pokaz, ma dość ciekawy kontekst, gdy spojrzeć na to, co działo się w odcinku. Pozostaje liczyć, że relacje innych postaci też będą miały swoje pięć minut.
Kasia: Jest wątkiem pobocznym. Życie załogi okrętów obraca się wokół misji, które im się przydarzają. Wyszło to wszystko bardzo naturalnie i jestem zadowolona z efektu.
Saru i Stamets: ogólnie moje zdanie o nich zmieniło się w pewnym momencie o 180 stopni. To Saru uważałam za rozsądnego, a Stametsa za buca, a tu mamy nieoczekiwaną zamianę miejsc. Na szczęście na koniec odcinka Saru przyznaje się do własnych uczuć, do gniewu który w nim siedzi. To bardzo budujące.
Marzy mi się, żeby Tyler został szefem ochrony. 🙂
Piotr: Jeśli nim zostanie, to załoga ma przerąbane. Stawiam romulańskie piwo, że Tyler to klingoński szpieg albo nawet Klingon po przeróbkach. Czekam aż podejdzie do tribbla.
Finka: Nie wiem, czy należy traktować to jako spojler, ale pojawiła się piękna teoria fanowska o klingońskim szpiegu. Wygląda na bardzo spójną. Właściwie to już teraz oglądam z przekonaniem, że tak właśnie jest.
Co do Saru - chciałabym poznać więcej jego historii. Jak na razie postać jest super - złożona, ale spójna, nie dająca się w pełni lubić, ale na pewno szanować.
Kasia: Jak dla mnie Tyler jest szpiegiem, to prawda. Co mu nie przeszkodzi zostać szefem ochrony. Lorca mu chyba za bardzo zaufał.
fluor: Wyobraźcie sobie paranoję na pokładzie, kiedy szef ochrony będzie podkładać innym świnie i potem tropić ich jako klingońskich szpiegów. Czyżby klimat z TNG 4x21 The Drumhead miał powrócić?
Co do gejowskiej pary zgadzam się z Piotrem – w końcu czuć, że to ma sens, a nie jest tylko doczepione na zasadzie “musimy koniecznie pokazać geja przez 15 sekund”.
KULTURA OSOBISTA
Kasia: Nie wiem jak wy, ale ja zwracam uwagę na to, czy wulgaryzmy sypią się w serialach. “Sherlock” tego unika, “Supernatural” i do tej pory “Star Trek” też. Wkurzyło mnie to trochę, mimo, że powiedzmy sobie szczerze, nie trzymamy rozmów w życiu prywatnym na poziomie przez cały czas. Natomiast doceniam jeśli serial potrafi się obyć bez tego, chociaż w niektórych takie słownictwo jest aż wymagane.
A może to kolejny przyczynek do zdjęcia warstwy waty cukrowej z Gwiezdnej Floty?
Finka: Nie zdziwię się, jeżeli ta scena miała podkreślić nieumiejętność Tilly do czytania kontekstu. Pozostałe osoby zareagowały początkowo zażenowaniem. Wydaje mi się, że jeżeli pojawi się więcej przekleństw, to będą one celowe i jednostkowe, a nie w charakterze tak zwanych przecinków.
Kasia: Nie chodzi tylko o Tilly. I jak już Paweł wspominał na grupie, Picard sporo przeklinał po francusku, a wiele klingońskich przekleństw nisko latało w ST. Mimo to… Troszkę jestem rozczarowana.
fluor: Picard strasznie przeklinał po klingońsku i nikogo to nie raziło, teraz nagle wielki przełom. Nie uważam, żeby kierunek “fucking cool” był dobry, ale jednorazowy incydent mi absolutnie nie przeszkadza.
Piotr: Ja w pierwszym momencie parsknąłem śmiechem, potem minę miałem pewnie taką jak Stamets i reszta. Nie jestem fanem łaciny kuchennej, ale jeśli towarzysze Tilly są zażenowani, ona po chwili też, a widz razem z nimi, to czy scenę można uznać za nieudaną?
Kasia: Scena była udana, ale nie musimy iść tą drogą.
TARDIGATE
Kasia: No proszę, jednak załoga doszła do tego, powoli i naukowymi metodami, że mają do czynienia z istotą inteligentną. Saru cisnął ile wlezie i podejmował takie decyzje, jakie uważał za stosowne. Biorąc pod uwagę, że nie miał dowodów, a z powodu gniewu nie chciał zaufać Michael, więc postanowił zrobić to, co wydawało się logiczne. Wydaje mi się, że w całym stresie zapomniał o tym, że pracuje z ludźmi, którzy potrafią myśleć i mają zdanie.
Chyba Saru postanowił się wcielić w Gabriela <3 aż za bardzo, chociaż na końcu rzeczy potoczyły się poprawnie. W miarę.
Co do samego Rippera nic nie ucieszyło mnie bardziej niż to, że znowu mógł połączyć się z wszechświatem. Cudowne.
fluor: Saru chciał pokazać, że potrafi być stanowczym i zdecydowanym przywódcą, zresztą Michael pochwaliła go za to na koniec.
Kasia: Byłam pod wrażeniem, że to zrobiła. Gdzieś tam w środku ciągle tkwi Pierwszy Oficer.
Finka: Ale Saru chyba wyczuł, że jako dowódca nie spisał się na medal. Ktoś wcześniej powiedział, że jeżeli oceniać trekowość DSC na podstawie tego, jak kluczowe postacie traktują nawzajem i siebie, i słabszych, to chyba tylko Burnham prezentuje morale godne Gwiezdnej Floty i tylko jej postawa wyraża ideały Federacji. Cieszę się, że Stamets do nich dołączył, a historia grzybojedzącej krwawej Horty zakończyła się, jak na razie, szczęśliwie. Gdyby stało się inaczej, to faktycznie byłoby mało trekowo.
Piotr: Na pewno można kwestionować moralność decyzji Saru. To jak bezwzględny był, gdy wydawał rozkazy, też nie jest bez znaczenia. Ale czy podejmował złe decyzje jako dowódca? Tego zarzucić mu nie można.
I jeszcze Stamets ryzykujący życiem, by uratować obcą istotę. Czy wątek niesporczaka mógł być bliższy temu, za co tak cenimy Star Trek?
Kasia: Stamets przede wszystkim jest naukowcem. Ale dodał także, że pewnie Hugh by go zostawił, gdyby się jeszcze większa krzywda stała Ripperowi. Cute.
PO DRUGIEJ STRONIE LUSTRA
“I'm afraid I can't explain myself, sir. Because I am not myself, you see?”
Kasia: To co omijano do tej pory, a co musiało wreszcie nas trafić. Bo według mnie to nic innego jak “Mirror Mirror” (See what I did there?). Jeśli kosmiczna grzybnia spaja wszechświat to spaja także jego kolejne wersje. Mam wrażenie… że Stamets się rozszczepił na dwa światy. Conajmniej. Przy okazji został Alicją. I może zacznie zapuszczać brodę.
fluor: Czyżby powstanie mirror universe było zemstą niesporczaka? 😉
Kasia: Jak dla mnie niesporczak wygląda bardzo jak Absolem. Tylko on nie pali, on… “jedzie na grzybkach”.
Piotr: Ostatnie ujęcie przed lustrem było świetne. Wywołało u mnie dreszczyk jak przy dobrym horrorze.
Dość jasne jest, że to wstęp do pokazania Mirror Universe, ale czy to nie za wcześnie? Lustrzane postacie w poprzednich seriach były takie ciekawe, bo dobrze znaliśmy oryginały. Tu zbyt dobrze bohaterów jeszcze nie poznaliśmy, trudno ocenić, czy to wyjdzie.
Kasia: Spodziewam się jakiegoś rozszczepienia osobowości, bo nie wiemy, czy tylko się “odbił” w innym świecie czy zostawił gdzieś kawałek siebie. Ale będzie się działo.
“We are all mad here”.
NAJLEPSZY MOMENT ODCINKA
Kasia: Ucieczka z więzienia aż do dotarcia na Discovery. Zemsta Tylera na L’Rel. Ona w tym odcinku jest totalnie jak Dukat. Przeraża mnie to.
No i nirwana Rippera. Nikt mi tego już nie odbierze.
Finka: Saru, Tilly i Stamets, a także relacje ogólnie.
Kasia: Ten tercet ma duży potencjał.
fluor: Najlepszy i moim zdaniem najbardziej trekowy moment, to gdy Stamets wstrzykuje sobie niesporczakowe DNA i zajmuje jego miejsce w komorze lotów. Myślę, że zarówno Spock jak i kapitan Picard uznaliby to za logiczne i uzasadnione wyjście, godne oficera Gwiezdnej Floty.
Piotr: I jeszcze ten wybuch śmiechu na koniec. Stamets to niewątpliwie bohater tygodnia, ale reszta nie pozostaje w tyle - i to jest najlepsze.
I jak poprzednio, dorzucę coś z kategorii “małe a cieszy”. Przejście Rippera w stan kryptobiozy - postarano się o zgodność z tym, jak robią to ziemskie niesporczaki. Ripper też pozbył się wody z organizmu.
NAJSŁABSZY MOMENT ODCINKA
Finka: Zastanawiam się i nagle się zorientowałam, że w całym tekście nie wspomnieliśmy dotychczas o Muddzie. Halo, ikoniczna postać z TOSa wraca, a my ją kompletnie zignorowaliśmy. To już chyba świadczy o tym, że coś w jej konstrukcji zgrzyta. Nie pamiętam, czy w TOSie też był taką świnią.
Kasia: W TOSie był oportunistą. Tutaj na razie wyszedł na bydlaka. Ale przynajmniej jest szczery w swoich osądach dotyczących Gwiezdnej Floty.
fluor: Mudd moim zdaniem bez szału wyszedł, ale wcale nieźle. W TOS/TAS jest mocno przerysowany, z tym wąsikiem i dziwnym uśmieszkiem pasuje do jakiegoś tandetnego filmu, a nie do science fiction.
Piotr: “Weźmy postać z oryginalnego Star Treka i coś z nią zróbmy. O, niech będzie Harry Mudd”. Myślę że mniej więcej tym kierowali się twórcy. Oczywiste jest, że znów go zobaczymy, bo będzie się chciał zemścić, ale na razie to tylko poczciwie zagrana postać mająca pokazać, że nie wszyscy obywatele Federacji są fanami jej ideałów.
Dla mnie najgorzej w tym odcinku wypadła Michael. Była co najwyżej uzupełnieniem, właściwie poza końcową rozmową z Saru jej udział nie był bardzo istotny, można nawet dyskutować, czy był potrzebny. Czy to źle? Dla postaci Michael tak, dla serialu raczej nie. To pokazuje problem Discovery - główna bohaterka wymaga skupienia się na niej. Gdy serial poświęca dużo uwagi innym osobom, to Michael przestaje być główną bohaterką, a ponieważ ciągle nie za bardzo da się ją lubić, to w konkurencji z innymi przegrywa.