Pierwsze wrażenia

Piotr: Wróciliśmy do takiego Discovery, jakie znamy. Po wyjątkowo nielogicznym zakończeniu mirrorowej historii Lorki i powrocie do naszego wszechświata poczułem lekką ulgę. To znów jest ten serial, który dotąd oglądałem. Nie każdy wątek był tak samo ciekawy, ale wszystko było na swoim miejscu. Nowa sytuacja na froncie najwyraźniej nie została wymyślona przez scenarzystów po to, by zaraz ją naprawić skokiem w czasie, powróciły postacie, które lubię, mieliśmy kilka wyjątkowo udanych scen – jest dobrze. Trochę się obawiam o kolejny odcinek, bo to finał już ostateczny i może się znów okazać, że scenarzyści postawili na akcję kosztem logiki i postaci. Liczę jednak, że te dwa epizody, które dokręcono później, po lorcageddonie, są lepiej przemyślane.

fluor: Tak, ja też odczułem wyraźną różnicę w konstrukcji tych odcinków. Być może finał mirrora wymagał odpowiedniej ilości fajerwerków i teraz wracamy do normy.
Saru wykazał się jako kapitan i lider załogi, a teraz wraca do swojej standardowej roli pierwszego oficera. Nie wiem czy to świadomy zabieg, czy tylko przypadek, ale jak obserwuję zachowanie admirał Katriny Cornwell, to widzę w jej gestach, w jej minach i odzywkach kapitana Lorkę. Myślę też, że to nie jest przypadek, że to właśnie ona siedzi w fotelu kapitańskim, a nie Saru. Już wkrótce czeka nas bardzo trudny wybór, który może zatrzeć moralną wyższość Federacji nad Imperium Terrańskim.

kotek: Po pełnych emocji epizodach w mirror universe ten odcinek był, nie bójmy się tego określenia, nudny. Nie mogła tego zmienić żadna z nielicznych niespodzianek przygotowanych dla nas przez scenarzystów. Nie oczekiwałam fajerwerków. Przynajmniej się bardzo nie zawiodłam. Admirał jakaś niewyraźna, Michael uwikłana w dziwną relację z Ashem, najlepiej w tym świecie radzi sobie ta, która jest w nim najkrócej - pani imperator. Zobaczycie, że jeszcze niejedno kolano się przed nią ugnie i to w obu światach.

Piotr: Fakt, że akcji jako takiej tu jest niewiele, dla mnie nie jest równoznaczny z nudą. Kontrast, jaki widzimy w porównaniu z poprzednim odcinkiem, jest oczywiście ogromny, ale zwolnienie tempa było potrzebne. Pewne rzeczy trzeba było poukładać i w lepszy czy gorszy sposób to się udało. Niedawno sam narzekałem, że te intensywne mirrorowe epizody nie dają nam się przyjrzeć postaciom w warunkach innych niż skrajne. Ten dał.

Kasia: Fluor, jeśli w Katrinie widzisz Lorkę, to ja w Stametsie prima balerinę… Oh wait!
Tak zupełnie szczerze to być może jedna czwarta naszej pani admirał gdzieś tam ma jakieś wskazania w kierunku niedawnego kapitana Discovery, natomiast to wynika jedynie z tego, że jej duch upada i sama ma pewnie coś w stylu PTSD. Poza tym… Kiedy nie czuje się pokonana, zachowuje sporo rozsądku, słucha swoich podwładnych oraz podejmuje takie decyzje, jakie są najlepsze w danej chwili. I to nie dlatego, że musi udawać!
Gdzie w tym Lorca, ja się pytam?
Poza tym zaskoczyła mnie uznaniem zasług Michael, gdzie właściwie mogła ją wtrącić do brygu.

fluor: Ależ Lorca też kierował się jakąś logiką… przynajmniej zanim władza uderzyła mu do głowy. A podobieństw będzie więcej, bo coś mi mówi, że Rada Federacji zatwierdziła ludobójstwo lub inne nieprzyjemne rzeczy na Kronosie i admirałka będzie skłonna wykonać rozkaz.

“There are klingons on the starboard bow”

fluor: Tempo wojny może się wydawać zaskakujące – minęło aż 9 miesięcy od zniknięcia Discovery i dodatkowe 6 miesięcy od bitwy przy gwieździe podwójnej, a Klingoni, pomimo technologicznej przewagi, zdobyli jedynie 20 procent terytorium. Gwiezdna Flota na pewno zmobilizowała wszystkie swoje rezerwy i stawia zacięty opór, ale wciąż wydaje się to być zaskakująco powolne tempo.
Myślę, że dobrym wyjaśnieniem tej pozornej sprzeczności jest fakt, że klingońskie klany walczą przede wszystkim ze sobą o dominację, a wojnę z Federacją traktują drugorzędnie – jako źródło surowców podczas rajdów lub dla korzyści wizerunkowych, gdy dokonują masakr na obcych planetach, zapewniając sobie w ten sposób uznanie rodaków.
Ogólny poziom nieufności i wewnętrzne podziały nie pozwalają na zorganizowanie wielkiej ofensywy, ponieważ klany muszą myśleć przede wszystkim o swoim własnym bezpieczeństwie. Co z tego, że splądrują Wolkana czy Andorię, kiedy ich własne ziemie mogą być zajęte przez sąsiadów zza miedzy.

kotek: Przez cały sezon wątek był traktowany po macoszemu. Wojna toczyła się gdzieś w tle, wiele o niej nie wiedzieliśmy. Te kilka scen wyjaśnienia sytuacji na placu boju było bardzo potrzebne. Dowiedzieliśmy się o nierównej walce z przeciwnikiem targanym wewnętrznymi sporami o władzę, gdzie łupy Federacji stanowiły fanty i kartę przetargową w klanowych potyczkach. Nie takiej wojny chciał T’Kuvma. Nie po to tę wojnę rozpętali. Czyżby teraz ci, którzy ją wywołali, mieli stać się orędownikami pokoju?
Podobało mi się niezmiernie, że Federacja nie traci wiary (w zwycięstwo). Po obejrzeniu poprzedniego odcinka byłam przekonana, że wojna się skończyła, przegrali, nie ma już nadziei. Ten optymizm, walka do końca i niepoddawanie się to esencja Gwiezdnej Floty.

Kasia: Wydaje się to być może naciągane, jednak Federacja jest otoczona ogromem adwersarzy, gdzie każdy wyrywa jej kawałek na swój unikalny sposób. 20 procent w dziewięć miesięcy to i tak bardzo dużo, biorąc pod uwagę chaos, w jakim toczą się starcia. Hitler nie dał rady na dwa fronty, Flota da na 24?
Dlatego pomysł “uderzmy tam, gdzie najbardziej boli” jest jak najbardziej na miejscu. Szkoda, że dopiero teraz się na to odważyli. Te ich ideały kiedyś ich zgubią doszczętnie. Sekcja 31 wie coś o tym.

Piotr: Zabawne, że kilka odcinków temu spodziewałem się końca wątków typowo wojennych, a zanosi się na coś zupełnie odwrotnego. Najpewniej sprawdzą się słowa Georgiou, atak na Qo’noS nie zakończy wojny, ale informacje o kamuflażu sprawią, że będzie bardziej wyrównana. Przynajmniej taką mam nadzieję, bo nie wyobrażam sobie, że finał sezonu pokaże nam jej koniec. Byłoby to zbyt nagłe i naciągane.

Specialist Michael & Mr Ash

kotek: Zamotane emocje między tym dwojgiem były dla mnie elementem zupełnie nie na miejscu, niepasującym do konwencji serialu. Ash płacze w każdej scenie, Michael zapomniała już, że wychowała się na Wolkanie. Hiszpańskie telenowele mają w sobie mniej dramatyzmu, słowo!

Kasia: Ja tam jestem zadowolona z tej sceny, chociaż przyznam, że spodziewałam się innego finału… do momentu, gdy Michael wspomniała o rękach Asha zaciskających się na jej szyi. Wtedy wiedziałam, że od rozpadu nie ma odwrotu. Ona nie jest w stanie na niego patrzeć, bo pamięta wszystko. I to, co w tym momencie czuje, to że jej pierwsza i jedyna miłość była rozrywająco bolesna. Chciałaby być teraz Wolkanką bardziej niż kiedykolwiek.
Nie na miejscu to jest brak pytań Saru odnośnie tego jak smakują jego ludzie… Ale to nie ten serial chyba. 😀

Piotr: Oj, ja jestem pewien, że żarty w stylu “You look tasty today, Saru” są normą na planie.
Mnie płaczliwość Asha nie razi. Bycie ofiarą eksperymentów, tortur, świadkiem morderstwa dokonanego własnymi rękami, prawie dwóch i ostatecznie świadomość bycia kimś innym, resztką istoty, która kiedyś żyła… Są mniej dramatyczne rzeczy, które potrafią doprowadzić człowieka do załamania nerwowego. Ale jest coś, co mi w tym pożegnaniu nie odpowiada. Fajnie, że Ash i Michael potrafią sobie powiedzieć, co czują i są świadomi swoich emocji, ale my nie oglądamy TNG, a to nie jest scena w gabinecie doradcy Troi. Tutaj jedno z nich o mało nie zabiło drugiego, przy okazji okazując się obcym szpiegiem i mordercą. Michael ma rację, za to nie odpowiada tylko Voq. Tyler obiecał jej powiedzieć, gdy coś będzie nie tak, a mimo że wiedział i rozumiał coraz więcej, milczał. Voq chciał ją zabić, ale to Ash ją naraził. Mimo to widzimy w niej tylko smutek i żal. Skoro na tyle pozwala jej wolkańskie wychowanie, to na gniew i wściekłość też. I tu byłyby one na miejscu.

fluor: Ci, którzy zostali najmocniej skrzywdzeni, mają największe kłopoty z przejściem nad tym do porządku dziennego i wybaczeniu Ashowi. Dotyczy to zarówno Michael, jak i Stametsa.
Pożegnanie Michael i jej słowa, że jest jej naprawdę ciężko zostawiać go w takich okolicznościach można traktować dwuznacznie: jako wymówkę albo jako prawdziwy żal. W tym drugim przypadku Michael uważa, że daje Ashowi szansę pozbierać się i poukładać sprawy. Przemyśleć kim jest i kim chce zostać.

“Do not regret loving someone, Michael”

Kasia: Kocham tego wolkańskiego hipokrytę najbardziej na świecie. To, co jest cudowne w tej postaci, to nieważne który serial, który “verse”, który reżyser, to cały czas jest to ten sam Sarek. Od “Journey to Babel” (TOS 2x15) napisanego przez D.C. Fontanę do ostatniego odcinka DSC cały czas jest trzymany w tym samym tonie. My wiemy, że kocha Spocka i swoją żonę, ale jak go operują i przetaczają mu krew, ratując życie to i tak zostanie zimny jak lód. Wiemy, że nie kłamał w JJverse co do swoich uczuć. Już nie wspomnę odcinków “Sarek” (TNG 3x23) i “Unification” (TNG 5x7 5x8). Jeśli ktoś uważa, iż rada, by nie żałować kochania innych, nie pasuje do niego, to nie wie jak bardzo jest w błędzie.

Piotr: Sarek nie tylko kocha córkę, jest też z niej dumny. Chwila, w której pokazał Georgiou, że jego Michael jest lepsza od tej, którą ona wychowała, była bezcenna.

Kasia: A później Philippa sprowadziła go do parteru, bo sama widzi w jaką spiralę destrukcji Burnham potrafi się wkręcić niezależnie od świata. Znają swoje dzieci. To ważne.

“Long live the Empress!”

kotek: Imperatorka jest najmocniejszą postacią tego serialu po stracie Lorki. Idealnie wypełnia pustkę po ciemnym charakterze, którego motywacji nie znamy. Philippa jest znacznie silniejsza niż admirał Cornwell. Cornwell była totalnie załamała, widząc zajętą bazę Federacji. Nie była w stanie wydać poleceń ratujących okręt, na którego fotelu kapitańskim siedziała i który przeszedłby do historii, gdyby nie szybka reakcja załogi. Czy w ten sposób powinna zachowywać się najwyższa rangą dowódczyni tego, co zostało z Federacji? Imperatorka na chłodno analizuje sytuację, bardzo mocno akcentuje swoją pozycję, ze zbędnego elementu w tym świecie, z pozycji niechcianego gościa, którego najchętniej zamknęłoby się w celi, staje się czynnikiem, dzięki któremu Federacja może przerwać brutalne ataki Klingonów i przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.

Piotr: Georgiou to też ciekawy zabieg scenarzystów niezwiązany bezpośrednio z fabułą. Dzięki niej Burnham i do pewnego stopnia załoga Discovery zatoczyli koło. Michael znów radzi się “rodzica” w kwestii pokonania Klingonów, zapewne znów znajdzie się gdzieś u boku “matki”, bo nie sądzę, że Philippa uzna “coś”, co uważała za element wystroju tudzież zawartość talerza, za kompetentnego oficera. Natomiast załoga ma nad sobą surową i doświadczoną kapitan, która pochodzi z Mirror Universe i chce wrócić do domu - zupełnie jak Lorca.

fluor: Ciekawe, że zarówno metoda Sareka “wolkańskie hello” jak i Georgiou “totalne zniszczenie” Klingonów opierają się na użyciu siły, więc mają w sobie coś wspólnego, a jednocześnie nieakceptowanego przez Federację.

Stamets - The Good, The Bad, The Science!

kotek: Stamets robi naukę rozsiewając grzybki w kosmosie. I wszystko jest fajnie, tak ładnie pachnie dawnym, tradycyjnym Trekiem, jest tylko jedno ale. Gdyby to był którykolwiek z dawnych ST, połowa odcinka byłaby przeznaczona na rozważania etyczne czy te grzybki nie wyprą czegoś, co dopiero się na tej planecie rodzi albo już tam kiełkuje. Zabrakło mi tej refleksji w Disco. Lub chociaż zaznaczenia, że to jest wojna i w związku z tym wszystkie chwyty dozwolone.

Kasia: Zderzenie Stametsa z Ashem było bardzo potrzebne. Szczerze, to spodziewałam się oczyszczenia atmosfery w miarę zgrabnie, dlatego miło zaskoczyła mnie reakcja naukowca, gdy zamiast oprzeć się na logice i faktach, po prostu emocje wzięły górę. I nie jest to dziwne. Anthony Rapp pięknie pokazał przepływ emocji – zaskoczenie, strach, niedowierzanie i gniew. Polecam przyjrzeć się tym ułamkom sekundy, kiedy Stamets próbuje się opanować.
A poza tym Stamets ma teraz dziecko! Dla mnie scena z terraformowaniem planety była wyjątkowo symboliczna. Ostatni zarodek, ostatnia szansa na uratowanie Federacji. Piękna animacja. Zawsze poruszają mnie sceny, gdy natura pokazuje swoją siłę. Osobiście uważam, że jeśli chodzi o nas, ludzi, to Ziemia sobie z nami poradzi prędzej czy później.
A, nie zdziwię się, jeśli Tilly nazwie księżyc Vedy “Hugh”. 😉

fluor: W scenie eksperymentu naukowego jest coś z projektu Genesis, znanego z klasycznych filmów (ST2: “Gniew Khana” i ST3: “W poszukiwaniu Spocka”) – widzimy jałową planetę lub księżyc, zupełnie pozbawione życia, i za pomocą najnowszej technologii zostaje dokonana całkowita przemiana.

Najlepsza scena odcinka

fluor: Admirał Cornwell dezintegrująca miskę z ciasteczkami kapitana Lorki oraz mina Michael. Widzimy i czujemy, że admirałka czuje się bardzo źle z faktem, że dała się oszukać, być może współczucie sprawiło, że nie powstrzymała Gabriela wcześniej.
Druga równie dobra scena to wkroczenie Georgiou na mostek. Była w tym jakaś moc, zwłaszcza jak się widziało spojrzenie pełne radości od sterniczki Detmer.

kotek: Ja też postawię na sceny z Georgiou. To ona ciągnie cały ten odcinek.
Świetną sceną było też pożegnanie Sareka z Michael i rozmowa Michael z Tilly o Ashu.

Kasia: Terraformowanie. Radość Stametsa bezsprzecznie.

Piotr: Zderzenie Saru z Imperatorką. Oburzenie Georgiou było cudne. No kotlet jej zaczął pyskować, też coś.
Druga, niekoniecznie najlepsza, ale istotna - scena rozmowy Cornwell z L'Rell. Odcinek, w którym obie panie się spotkały, był jednym z najgorzej napisanych i/lub nakręconych, ale ta relacja była wyjątkowo udana. Miło zobaczyć, że coś z niej zostało.

Najgorsza scena odcinka

fluor: Nie ma. Poziom jest bardzo wyrównany i przyzwoity, ciężko się przyczepić do czegoś konkretnego.

kotek: Rozmowa Asha i Michael. Dla mnie totalnie nie na miejscu. Emocje, które między nimi buzowały musiały znaleźć ujście. Tylko dlaczego w taki sposób? Tę scenę można było napisać lepiej, przynajmniej na tyle, żeby widz nie tracił szacunku do głównych bohaterów.

Kasia: Spotkanie Saru z Philippą. Głównie dlatego, że wątek kolacji nie został pociągnięty dalej. Zmarnowany potencjał.

fluor: To było tylko kilka sekund, które pokazało, że Saru stał się pełnokrwistym kapitanem. Bez czasu na zbędne pyskówki wysłał niespodziewanego gościa do celi i nałożył areszt domowy. Nie spanikował, nie protestował, nie gniewał się na Michael.