11885057_931206896936887_424303004385277

Jak co roku na Avangardzie odbywała się TrekSfera i już po raz piąty postanowiłam wziąć w niej udział. Z uwagi na tegoroczną strukturę konwentu część płatna (program) zaczynała się od piątku i tego właśnie dnia o 10:00 spotkaliśmy się w dużej, klimatyzowanej* auli budynku MINI Politechniki Warszawskiej. Uwielbiam ten moment. Wszyscy, których nie widziałam bardzo długo gromadzą się ponownie w jednym miejscu. Ta magia, ta energia, ta radość.

Program TrekSfery 2015 otworzyła Agata “LittleLadyPank” Sutkowska opowiadając o faktach i mitach rezydujących w fandomie Star Treka. Muszę przyznać, że zawsze dobrze posłuchać ekspertki (Agata jest kulturoznawcą) zwłaszcza, jeśli sama jest fanką. Pojawiły się także inne ciekawe punkty jak np. konkurs “Jaka to melodia?” poprowadzony przez Huskera, czy “Za kulisami TOS” Finki Heynemann. Także mnie zdarzyło się wystąpić z prelekcją (“Kirk, Spock i McCoy”). Oczywiście “Starcie Uniwersów” wywołało wiele emocji, zwłaszcza, że po raz drugi wygrali fani Gwiezdnych Wojen dzięki stowarzyszeniu Manda’Yaim. Samą TrekSferę w niedzielę zamknęliśmy dobrą dawką humoru dzięki Tonidowi i “Whose Trek Is It Anyway?”.

Niestety oprócz programu TrekSfery nie znalazłam zbyt wielu prelekcji, które zwróciły moją uwagę i przyznam, że bardzo mnie to zaskoczyło. Jestem osobą dla której program konwentu jest ważny, bo uwielbiam słuchać jak mądrzy ludzie prawią o mądrych rzeczach… czyli w tym przypadku nerdjoy all the way, dlatego już na samym początku wydarzenia staram się przejrzeć informator pod kątem zainteresowań innych niż “Star Trek”. Pierwszy raz nie znalazłam swojego balansu merytorycznego (połowa czasu na TrekSferze, połowa na pozostałych punktach programu). Odwiedziłam tylko dwie inne prelekcje - dwugodzinny blok traktujący o fenomenie Power Rangers, poprowadzony przez duet Aeth (Wiedźma na Orbicie) i Misiaela (Mistycyzm Popkulturowy)), oraz “X-Men Bryana Singera - dobre filmy, kiepskie adaptacje” (Tomasz “JMM” Kozłowski).

Na początku myślałam, że to zmęczenie i upał dały mi się we znaki, i nie bardzo miałam ochotę wędrować z sali do sali. Później zrozumiałam jednak, studiując po raz kolejny siatkę programową, że w tym roku, mimo że oferował dużo prelekcji od rpgach, planszówkach i popkulturze, program Avangardy nie był dla mnie. Tak wyszło.

Drugą, trochę dziwną dla mnie, sprawą była bardzo mała ilość wystawców na terenie konwentu. Wystawiono około dziesięć stoisk, i choć nie ilość lecz jakość się liczy (towary Stworków Potworków oraz Fantastycznych Prezentów wyglądały niezmiernie kusząco, mój kieszonkowy Batman potwierdza) to puste stoiska nie wyglądały radośnie. Quark nie byłby zadowolony.

Jak już wspomniałam Avangarda po raz trzeci została zorganizowana na terenie Politechniki Warszawskiej, co jest jedną z lepszych lokalizacji w stolicy jeśli myślimy o imprezie tego formatu. Blisko Centrum, dworca, na około dużo sklepów i knajpek. TrekSfera spędzała wieczory w “Południku Zero” - bardzo przyjemnym barze podróżniczym.

Podsumowując, konwent miał swoje plusy czyli dla mnie po prostu TrekSferę i okazję do zobaczenia się ze znajomymi. Lekko na niekorzyść działał dla mnie program, aczkolwiek spotkałam się z głosami, że Dni Nauki były bardzo ciekawie zorganizowane, więc może po prostu za rok spróbuję wybrać się tam.

Oficjalny komunikat Avangardy ogłosił 1400 zaakredytowanych uczestników, czyli powtórzono poprzedni wynik. Jest to dosyć dużo jak na imprezę zorganizowaną w środku lata i do tego konkurującą z podobnym wydarzeniem we Wrocławiu (Niucon), ale można było odnieść wrażenie, że tereny świecą pustkami. Podejrzewam, że klimatyzowane sale oraz 99 sesji gier skutecznie trzymały uczestników wewnątrz budynków.

Czy wrócę za rok? Tak sądzę. Dla TrekSfery, znajomych i dobrej zabawy.
 

11831817_931208733603370_297895754127259

* Klimatyzacja, choć zbawienna w trakcie trwania konwentu, już w poniedziałek rano dała o sobie znać w formie bólu gardła i ogólnego cierpienia 😛

Fotografie: Colored With Light