Cóż, wielkie umysły myślą podobnie... A serio: to się nasuwa samo przez się - oboje są odważni i przedsiębiorczy (choć ona, pod wpływem matki, używa tych talentów w złym celu), oboje są wojownikami (Thorgal jest jeszcze młody i bywa agresywny, dopiero potem złagodniał), oboje są potomkami mieszkańców Atlantydy, oboje górują nad otoczeniem pod rozmaitymi względami, i jeszcze by się mogli uzupełniać - on ją uwarażliwić etycznie, ona pomóc mu odzyskać, co mu dziadek Xargos wymazał... I wspólnie gwiezdne plemię odbudować...*
* Aczkolwiek rozumiem powody, dla których tak się nie stało. Biorąc pod uwagę przeciwne nie tylko tyranii, ale nawet idei władzy człowieka nad człowiekiem, poglądy Van Hamme'a wpisane w całą fabułę Thorgala, jasne jest, że nawet jeśli pożyczył od Bulwer-Lyttona ideę starożytnej master race, nie mógł takiemu herrenvolkowi (który w osobie Vartha-Ogotay'a pokazał na co go stać**) kibicować.
** Przyp. do przyp. 😉 Tak, wiem, tatusiek protagonisty to jest postać z dalszych albumów, na etapie "Wyspy..." mógł jeszcze nie istnieć jako nic więcej, niż byt domyślny (na zasadzie: każdy musi mieć rodziców), ale jego zbrodnie dobrze ilustrują linię ideową J.V.H.