Forum Fandom Opowiadania Cykle opowiadań Wszechświat pełen zmian

Wszechświat pełen zmian

Viewing 11 posts - 61 through 71 (of 71 total)
  • Author
    Posts
  • Gosiek
    Participant
    #21940

    wakacje studenckie trwaja 3 miesiace 😛

    Zatem dobrze dla czytelników, że są tylko raz w roku. 😉 W innym przypadku nasza cierpliwość byłaby narażona na zbyt ciężką próbę.

    Co do opowiadania po wstępnej lekturze wrażenia jak najlepsze, oby tak dalej (i nieco częściej ;)).

    Zarathos
    Participant
    #21943

    bedzie czesciej, bedzie

    Zarathos
    Participant
    #23289

    Początek cyklu >>

    Tytuł: WSZECHŚWIAT PEŁEN ZMIAN – ROZDZIAŁ 8

    Autor: Albert Green Jr.

    Kontakt: g3607273@yahoo.com and g3607273@uic.edu

    Tłumaczenie: Jerzy Marek Jabłoński „Zarathos”

    Współpraca: Paweł D. Dąbrowski “Fluor”

    Od 13 lat

    Kategoria: Crossover - Star Trek-TNG/ Babilon 5

    UWAGA: TA HISTORIA MOŻE BYĆ ROZPROWADZANA BEZ ZGODY AUTORA TAK DŁUGO, JAK DŁUGO NIE POBIERA SIĘ ZA JEJ KOPIĘ ANI DYSTRYBUCJĘ ŻADNYCH OPŁAT BĄDŹ NIE UZYSKUJE INNYCH KORZYŚCI MATERIALNYCH.


    PRAWA AUTORSKIE


    "Star Trek", "Star Trek: The Next Generation", "Star Trek: Deep Space Nine" i "Star Trek: Enterprise" oraz cały powiązany ze Star Trekiem materiał, postacie i wszelkie urządzenia technologiczne bądź wzmianki o takich, zarówno w odniesieniu do serii telewizyjnych jak i filmów kinowych mogą być, bądź są, zarejestrowaną własnością Paramount Studios oraz wszelkich korporacji, które mogą być ich właścicielami.

    "Babilon 5", jego postacie, technologie oraz wzmianki o takowych, bądź to z serii telewizyjnych lub filmów TV, zarówno już istniejących jak i tych z najbliższej przyszłości, znaki handlowe, Babilon5, postacie, nazwiska i wszystko co powiązane z serialem jest własnością Time Warner Entertainment Co., LP.

    Wszystkie pozostałe postacie, technologie bądź wzmianki o takowych są wytworem wyobraźni autora, który bierze za nie całkowitą odpowiedzialność. Żadna z wyżej wymienionych firm nie jest odpowiedzialna za treść poniższego opowiadania.

    POWYŻSZA NOTATKA MUSI BYĆ DOŁĄCZONA W NIEZMIENIONEJ FORMIE DO KAŻDEJ KOPII NINIEJSZEGO OPOWIADANIA.

    TA HISTORIA MOŻE BYĆ ROZPROWADZANA BEZ ZGODY AUTORA TAK DŁUGO, JAK DŁUGO NIE POBIERA SIĘ ZA JEJ KOPIĘ ANI DYSTRYBUCJĘ ŻADNYCH OPŁAT BĄDŹ NIE UZYSKUJE INNYCH KORZYŚCI MATERIALNYCH.


    WSZECHŚWIAT PEŁEN ZMIAN

    Rozdział 8

    Na pokładzie Enterprise-D dr Beverly Crusher zajmowała się swoimi pacjentami, a było ich tak wielu! Na szczęście dzięki pomocy z Ambasadora jakoś sobie radziła. Pracowała znacznie spokojniej wiedząc, że jej syn jest cały i zdrowy.

    Pacjentka drgnęła, więc Beverly sięgnęła po hypospray ze znieczuleniem, jednak kobieta odepchnęła jej rękę.

    - Leż spokojnie – powiedziała pani doktor uspokajającym głosem. – jesteś już bezpieczna.

    - Gdzie… gdzie jestem? – pacjentka zapytała chropowatym głosem od wdychania toksyn i żrących oparów.

    - Na pokładzie Enterprise.

    - Czyj to okręt? – jeżeli to okręt Sojuszu, a wszystko na to wskazywało, to była więźniem.

    „Czy to EAS Enterprise? Nie, atmosfera była jakaś inna, spokojniejsza… Czemu ja jeszcze żyję?” - zastanawiała się.

    – Jestem waszym więźniem jak sądzę.

    - Nie, nie jesteś. Teraz leż spokojnie, bo zostałaś poważnie ranna. Jak się nazywasz?

    - Hiroshi. Kapitan Sandra Hiroshi. – odpowiedziała kobieta. – Ja… ja nic nie pamiętam. Jak się tu dostałam? Ostatnie co sobie przypominam to, że mieliśmy uderzyć w Roanoke. – zamilkła na sekundę. – Ilu moich ludzi uratowaliście?

    - Tylko sześćdziesięciu dwóch. Przykro mi.

    Tylko sześćdziesięciu dwóch?

    - Ale jak? – zapytała.

    Pamiętała, że okręt płonął. Uderzenie złamało jej obie nogi… Zawalający się sufit, krzyki i smród palonych żywcem ludzi… I gorący plastik zalewający jej twarz. Straciła wzrok, ale co było potem?

    - Teraz to nieistotne. – zbyła ją Beverly. Ona i jej załoga zostały teleportowane, a kapitan zabronił mówić o tej technologii. – Byłaś krytycznie ranna: dziewiętnaście złamanych kości, zmiażdżona śledziona i układ jelitowy, na całym ciele poparzenia drugiego i trzeciego stopnia, spalone płuca oraz wypalone oczy. Musisz zostać tu jeszcze na dodatkową terapię, ale za trzy dni będziesz mogła opuścić ambulatorium.

    Roześmiałaby się, gdyby to tak strasznie nie bolało.

    - Czy pani żartuje, pani doktor…? – dziewiętnaście złamanych kości! Ludzie będą ją teraz uważali za potwora. Już nigdy nie będzie taka sama. I wypalone oczy… Dobrze pamiętała zalewający jej twarz płonący plastik. Jak mogły się tak szybko wyleczyć?

    - Doktor Crusher. I nie, nie żartuję.

    - Ty… pani mówi poważnie? – rozejrzała się po szpitalu. Już na pierwszy rzut oka opis tego co widziała był niemożliwy.

    - Witamy na Enterprise. – uśmiechnęła się ciepło Crusher i uśpiła pacjentkę.

    Minęło dziesięć godzin zanim Sheridan, Picard i Garrett mogli się spotkać. Oba okręty zajęły pozycję dziesięć kilometrów od stacji, a Picard chcąc załagodzić tarcia z Minbari zaprosił kapitanów ich okrętów na pokład. Zrobił to za radą Guinan, która uważała, że to ryzyko się opłaci. Ku jego zdumieniu, jeden z nich zgodził się.

    Teraz lądował jeden z ich promów. Czterech dobrze zbudowanych Minbari opuściło niebieski pojazd. Zdumieni obecnością sztucznej grawitacji rozejrzeli się dookoła. Picard przywitał ich przy wejściu do hangaru.

    - Jestem kapitan Jean-Luc Picard. – powiedział starając się, aby jego głos brzmiał przyjaźnie. Translator zrobi resztę. - Witam na pokładzie Enterprise.

    Co ciekawe przywódca Minbari odpowiedział po angielsku.

    - Jestem Menroi, kapitan Brighstar. To honor spotkać cię poza polem bitwy. – Podróż na Enterprise była czymś fascynującym. Konstrukcja tego ludzkiego, jeżeli to dobre określenie, okrętu mówiła o potędze jego właścicieli. Sama konstrukcja była dziwna, zupełnie odmienna od tego co doświadczyła jego rasa do tej pory, zaś przejście przez pole siłowe oddzielające próżnię od wnętrza hangaru ugruntowało jego opinię.

    - To ja jestem wdzięczny losowi, że zdecydowaliśmy się spotkać w pokoju, nie w bitwie. – odpowiedział Picard.

    Gdy szli przez okręt, Menroi i jego ludzie byli więcej niż zdziwieni obecnością tylu obcych na pokładzie. Łatwość z jaką poruszali się miedzy ludźmi wskazywała na pokolenia wzajemnych kontaktów. Także konstrukcja sugerowała, że to nie tylko okręt wojenny, ale także jednostka zaprojektowana przez ludzi wiedzących co robią. Każdy detal mówił o setkach lat doświadczeń z wykorzystaniem takiej technologii. To mógł być okręt dobra albo strasznego zła, zależnie kto będzie nim dowodził.

    W pokoju konferencyjnym numer dwa pierwszy kontakt przebiegł raczej gładko. Minbari uznali serwowane dania za całkiem smaczne i Menroi był pozytywnie zaskoczony atmosferą spotkania. Zamiast oczekiwanych spięć – normalnej rzeczy, w końcu omal nie rozpoczęli ze sobą walki – atmosfera była miła i swobodna. No i Wolkanie… Nader interesująca rasa. Byli tak skończenie praktyczni.

    - Jestem pod wrażeniem pańskiego okrętu, kapitanie Picard. To wielkie szczęście, że nie wzięliście udziału w walce.

    - Wolelibyśmy w ogóle nie mieszać się do tej sprawy, ale nie mogliśmy pozwolić rządowi Ziemii na przejęcie stacji. – odpowiedział Picard. – Jednak preferujemy rozwiązania dyplomatyczne.

    - Mówiłem o wojnie z waszą rasą – poprawił go Menroi. – gdybyście byli obecni, mielibyśmy znacznie trudniejsze zadanie.

    - Nie wiedziałem o konflikcie między Ziemią a pana rasą. – ostrożnie odpowiedział Picard. – Kiedy to miało miejsce?

    - Nie ma pan pojęcia o czym mówię, prawda? – Minbari byli zszokowani. – Rzeczywiście jesteście z bardzo daleka.

    - Bardziej niż pan sobie wyobraża. – smutno powiedział Picard.– Nie jesteśmy z tego obszaru przestrzeni. Przebyliśmy długą drogę. A teraz może mi pan coś opowiedzieć o wojnie miedzy pana a moją rasą…?

    Dwa federacyjne promy: runabout i klasyczny prom typu 4, odpowiednio z Enterprise i Ambasadora, otrzymały wreszcie zgodę na zadokowanie w Babilonie 5. Oczekiwanie było dość długie, jako że pierwszeństwo miały załogi naprawcze i okręty dostawcze, jednak po parunastu minutach oba promy wleciały do stacji. Wylądowały obok siebie, a ich załogi czekały na zakończenie procedury uszczelniania i wypełniania doku powietrzem.

    Na zewnątrz oczekiwali na nich oficerowie stacji: kapitan Sheridan, komandor Ivanowa, wciąż wstrząśnięta wypadkiem w czasie walki, Michael Garibaldi, którego głównym zmartwieniem złamana noga. Obok kapitana stała ambasador Deleen, ciekawa ludzi, którzy ośmielili się wyzwać Minbari.

    Wszyscy patrzyli z ciekawością na promy, które lądowały z łatwością przeczącą ich pudełkowatym kształtom. Żaden z nich nie miał podwozia i obydwa spoczywały na kwadratowych… pontonach, które wyglądały jak silniki. Z większego promu wyszedł kapitan Picard poprzedzany przez dwóch ochroniarzy i kilku innych oficerów. Byli tam: humanoid o żółtej skórze, kobieta w niebieskim mundurze i z rudymi włosami oraz dziwacznie ubrana czarnoskóra kobieta.

    W tym samym czasie z drugiego promu wyszła kapitan Ambasadora. W przeciwieństwie do Picarda nie miała ze sobą ochrony. Sheridan przypuszczał, całkiem słusznie zresztą, że dwóch oficerów ochrony wystarczy na taką wizytę. To nie zmieniało faktu, że na stacji broń nosić mogli tylko oficerowie i personel bezpieczeństwa stacji. Jego ludzie będą odpowiadali za bezpieczeństwo gości. Z drugiej strony z działaczami Night-Wath pałętającymi się po stacji, ludzie którzy pokonali okręty Sojuszu byli raczej interesującym celem. Będzie musiał o tym pomyśleć. Ostatecznie Imperator Centauri miał na stacji własną uzbrojoną ochronę.

    No i czas. Sheridan nie miał czasu. Miał za to mnóstwo papierkowej roboty, minbarskiego kapitana chcącego zwiedzić stację, pogrzeby zabitych i własny mundur, który sprawiał, iż kapitan czuł się wyjątkowo mało komfortowo. Wiedział jednak, że to spotkanie jest konieczne.

    Najpierw najważniejsze.

    - Witam na Babilonie 5. W imieniu swoim i całej załogi chcę podziękować za pomoc.

    Przedstawił członków grup powitalnej. Picard skinął każdemu głową.

    - Pozwolą państwo że przedstawię… – wskazał na czarnoskórą kobietę. – Nasza ambasador Guinan.

    - Pani Guinan.

    - Tylko Guinan. - kobieta uśmiechnęła się i ukłoniła Deleen, która odwzajemniła ukłon.

    - Nie wiem, co byśmy zrobili bez was. – powiedział Sheridan. – Muszę jednak was ostrzec, że narobiliście sobie potężnych wrogów.

    - Przyjmuję podziękowania w imieniu Federacji Zjednoczonych Planet. – odpowiedział Picard. – Decyzja o włączeniu się w tę walkę nie była łatwa. Monitorowaliśmy sytuację od dwóch tygodni. Była co najmniej niepokojąca.

    To stwierdzenie przyniosło kolejne pytania.

    - Nie poznaję waszych mundurów ani dystynkcji. Jednak mówicie po angielsku. Skąd jesteście? I co to jest Federacja Planet. Nigdy o czymś takim nie słyszałem.

    - Nasza Federacja leży bardzo, bardzo daleko. – odpowiedział Picard. Postanowił mówić tak wiele prawdy, jak to możliwe – Została sformowana przez Ludzi i Wolkan setki lat temu.

    - Z tego co wiem ludzie pierwszy raz opuścili naszą planetę nieco ponad dwieście lat temu. – powiedział spokojnie szef ochrony stacji. – O ile rzecz jasna nie wliczać do tego ludzi porwanych w XX i XXI stuleciu, ale nawet wtedy nie było ich zbyt wielu. A o waszej organizacji nigdy nie słyszałem.

    - Nic dziwnego – podjęła Garrett – nie mieliśmy kontaktu z waszą Ziemią od ponad trzystu lat.

    - Więc akurat przypadkiem trafiliście tu w środku bitwy?

    „Stary dobry Garibaldi i jego paranoiczna natura.” - pomyślał Sheridan. Można na nim polegać jeżeli chodzi o wyszukiwanie dziur w całym.

    - Nie. – odpowiedziała Garett. – byliśmy w środku wojny, kiedy nasze okręty zostały złapane w podprzestrzenne zakłócenie czasoprzestrzeni, w jedną z mikroszczelin, jeżeli mam być dokładna, która rozerwała nasze struktury kwantowe i złożyła je z powrotem w tej części wszechświata. Nie zamierzaliśmy się tu pojawić. – uśmiechnęła się sarkastycznie do Garibaldiego.

    Gdy skończyła Sheridan mógł powiedzieć tylko jedno.

    - Okay. – w myślach dodając - „mikroszczeliny w podprzestrzennym czymkolwiek… chyba czas nadrobić braki w fizyce nadprzestrzeni. Jak najszybciej…”

    - Ale skoro tu trafiliśmy, uznaliśmy – dodał Picard. – że najlepszym wyjsciem będzie sojusz z Babilonem 5. Ale tylko wtedy, gdy będzie on wolny od wpływów Sojuszu Ziemskiego w jego obecnej postaci. Jeżeli stacja miała pozostać wolna i niezależna, uznaliśmy że będzie najlepiej, jeżeli zawrzemy sojusz.

    „Czy to groźba?” - zastanowił się Sheridan. - „Chyba nie.” - uznał po chwili.

    - Wasza współpraca byłaby milej widziana, gdybyście nie mieli tak bojowego nastawienia. – było jasne, że Deleen nie lubiła tych ludzi. Ich możliwości ofensywne były wciąż nieznane, a opis ich okrętu przez kapitana Menroi był co najmniej niepokojący.

    - Ambasador Deleen – odpowiedziała Guinan zanim ktokolwiek mógł zareagować. – Czasami książka oceniana jest po okładce i to ma teraz miejsce. Mam nadzieję, że będziemy mogli wspólnie przeczytać tę książkę i dowiedzieć się, o czym naprawdę jest. – popatrzyła na Deleen, a potem na Sheridana. – Jeżeli chcecie, żebyśmy odlecieli, zrobimy to. Ale jeżeli tak się stanie to my również stracimy okazję, która nigdy się nie powtórzy. Nie tylko z naukowo-technologicznego, ale także ludzkiego punktu widzenia. Potrzebujemy Was jako bazy, skąd moglibyśmy prowadzić nasze operacje. Ale nie przyszliśmy z pustymi rękami. Płyty grawitacyjne powinny wzbudzić wasze zaufanie. – uśmiechnęła się. – No i kawa.

    - Kawa. – Susan nagle zaczęła wyglądać na mniej wyczerpaną. – Prawdziwa kawa z ziemskich plantacji.

    - Ambasador Guinan – przerwała jej Deleen. – może ma pani rację. Chętnie dowiedziałabym się więcej o pani i pani ludziach.

    - Jestem do pani dyspozycji. – lekko skłoniła głowę Guinan.

    - Deleen, proszę.

    - Nasze stacje medyczne są także do waszej dyspozycji. Udało nam się uratować trochę waszych ludzi. Dokładniej kapitan Sandrę Hiroshi i sześćdziesięciu dwóch członków jej załogi.

    - A jak to zrobiliście? – niemal krzyknął Garibaldi. – Monitorowałem całą walkę i żaden z waszych promów nie był nawet w okolicy.

    - Zawsze są metody, panie Garibaldi – Picard odpowiedział spokojnie. – i my je znamy.

    Widać było, że im nie wierzył. Reszta też nie. Zresztą nawet gdyby udało się ich uratować, to rany musiały być tak straszne, że lepiej byłoby gdyby umarli.

    Beverly zerknęła na Picarda, który skinął przyzwalająco głową.

    - Panie Garibaldi, mogę? – wskazała na złamaną nogę.

    Garibaldi rozejrzał się dookoła, niemal jakby szukał drogi ucieczki. Crusher wyjęła trikoder

    - To urządzenie nazywa się polowym medycznym trikoderem i regeneratorem kości. – tłumaczyła zebranym.– Jeżeli nie ma pan nic przeciwko, zademonstruję jak działa. – zaczęła skanować Garibaldiego, podczas gdy doktor Franklin skanował trikoder.

    - Nie lubię obcej technologii wycelowanej we mnie. – mruknął Garibaldi.

    - Cóż, trzeba się poświęcać. – odpowiedziała Beverly. – Zgodnie z odczytem ból powoli się zwiększa, podczas gdy środki medyczne przestają działać. Ma pan parę niewyleczonych kontuzji, parę wyleczonych złamanych żeber i lekkie uszkodzenia wątroby.

    Garibaldi był zdumiony. Czyżby to urządzenie było aż tak zaawansowane?

    - Może to pani stwierdzić tak szybko?

    - Owszem. Mogę naprawić pana nogę

    Przez chwilę zawahał się. Widać było, że jest tak samo ciekawy nowej technologii jak inni, ale prawdę mówiąc bał się lekarzy. Według niego więcej szkodzili niż pomagali.

    - Dobrze, ale doktor Franklin będzie panią nadzorował. Jak powie, że ma pani przestać, zrobi pani to.

    - Zgoda. – Beverly aktywowała regenerator kości. Czuł jak złamane końce łączą się i spajają. Ból niemal całkowicie minął, a noga znów mogła się normalnie poruszać. Na jego twarzy widać było histerię.

    - Mogę spróbować czegoś jeszcze?

    - Owszem. – odpowiedział Franklin za niego. Michael tylko wzruszył ramionami.

    Doktor Crusher szybko wyleczyła wszystkie ranki i zadrapania na jego ciele. Grupa patrzyła zdumiona jak ślady po ranach znikają.

    - Niech pan nie przemęcza tej nogi, pani Garibaldi. Do jutra powinien pan być całkowicie zdrowy.

    Mój Boże – pomyślał Sheridan. – ich technologia…

    - Doktor Chucher, możemy pomówić? – zapytał Franklin. Wyglądał tak, jakby nie do końca wierzył w to, co zobaczył. Kość połączyła się i zrosła w ciągu paru sekund. Zaawansowanie ich medycyny sugerowało, że są co najmniej o dwa stulecia przez ludźmi. A to tylko urządzenie polowe.

    - Bardzo chętnie, doktorze.

    - Doktorku – Garibaldi zwrócił się do Beverly. – cofam to co powiedziałem. Nie jesteście tacy źli.

    - Zdaje się, że musimy poważnie porozmawiać. – powiedział Sheridan patrząc jak Garibaldi odrzuca kulę i rozrywa niepotrzebny już opatrunek usztywniający nogę.

    - Książka została otwarta… – włączyła się Guinan. – strona pierwsza zdaje się być do zaakceptowania.

    Spotkanie trwało cztery godziny. Potem członkowie Federacji, z wyjątkiem ambasador Guinan, powrócili na swoje okręty obiecując wrócić za trzy dni, gdy sprawy trochę się uspokoją.

    Trzy kolejne dni można było określić każdym słowem, ale na pewno nie „spokojne”. Pogrzeby tych, którzy zginęli po obu stronach były zakończone. Porwanie ambasador Deleen i kapitana Lennona zakończyło się szczęśliwie, chociaż ambasador została ranna. A potem komputer zaczął szaleć. Stracili mnóstwo czasu, żeby pozbyć się tego pryszcza na dupie.

    John przygotował niewielki obiad dla siebie i Deleen, wypuszczonej z med-labu przed paroma godzinami. Nie miał wiele czasu dla niej, dlatego każda minuta liczyła się podwójnie. Jego nowy uniform bardzo mu odpowiadał, tym bardziej że noszenie mundurów ziemskich po secesji było niemożliwe.

    Babilon 5 był znów otwarty, co wzbudzało szczególną niechęć rządu ziemskiego. Dopóki B5 będzie czynny, będzie cierniem w ich boku. No i było coś jeszcze, czym będą zainteresowani. Bardzo zainteresowani.

    - Wiem, że nie lubisz mojej kuchni, – stwierdził John. – ale potrzebujesz sił i chcę, żebyś to zjadła. Nawet jeżeli ci nie smakuje. Potraktuj to jako test charakteru.

    Deleen spojrzała na jedzenie z niezbyt dobrze skrywaną niechęcią i strachem, a potem wzięła kęs. Potem następny i następny.

    - Niezłe. – stwierdziła w końcu. – Kiedy nauczyłeś się tak gotować?

    - W zasadzie – westchnął. – Guinan dała mi ten przepis. Składniki także. Ta kobieta jest zadziwiająca. Nie jestem w stanie powiedzieć kim jest i czego chce. W jednej chwili jest jak sąsiad z naprzeciwka, w drugiej zupełnie jakby miała setki lat. Czasami mówi tak samo tajemniczo i niezrozumiale jak Kosh, czasami brzmi jak moja starsza siostra.

    W rzeczywistości Kosh, ambasador Vorlonów, nie pojawił się publicznie od czasu przybycia Guinan na stację. Co dziwniejsze, najwyraźniej schodził jej z drogi. Dziwne.

    - I dlatego tu jesteś. Zrobili coś?

    - Nie. Zachowują się bardzo spokojnie, a Stephen był na obu okrętach parę razy. Za każdym razem gdy wraca mógłbym przysiąc, że świeci trochę bardziej niż za poprzednim. A to mnie niepokoi.

    - Ale nie są zagrożeniem dla nas. I prawdę mówiąc lubię Guinan.

    - I to właśnie jest najgorsze, Deleen. Jeżeli zdecydują się nas zaatakować, nie sądzę, żebyśmy byli w stanie ich powstrzymać nawet z waszą pomocą. Inne rządy przepychają się w kolejce z żądaniem wizyty na tych okrętach, a Centauri najbardziej.

    - To było do przewidzenia, John.

    - Ale to najgorszy możliwy czas. Całe to zamieszanie nie jest dobre dla stacji. Nie teraz, gdy próbujemy zebrać wszystkich razem. Ziemia zaczyna blokować stację, Cienie stają się coraz bardziej agresywne, a my będziemy potrzebować zasobów z niezależnego źródła.

    - Z drugiej strony doktor Franklin jest odciążony z ich stacjami medycznymi zajmującymi się naszymi rannymi. No i Ziemia nie zaatakuje stacji tak długo, jak długo tu są. Moje okręty nie będą mogły tu zostać na wieczność.

    - Rozumiem, Deleen. – implikacje polityczne wynikające z pojawienia się tych okrętów i wezwania Minbari na pomoc będą o sobie przypominać przez długie dekady. – Dlatego cieszę się, że tu są. Ale rząd ziemski wie o tym i obawiam się, że Clark może próbować wziąć je siłą. Nie wiem po czyjej stronie opowie się Picard, jeżeli Ziemia zacznie naciskać.

    - Kapitan Picard to zdecydowany i bardzo uparty człowiek, a kapitan Garrett jest bardzo agresywna. Znaleźć się na ich drodze to coś, czego Clark raczej nie zaryzykuje.

    - Mam nadzieję, że masz rację.

    - Więc porozmawiaj z nimi. Dowiedz się, jakie mają intencje. – szepnęła Deleen. – Mogą być cennymi sprzymierzeńcami w dniach, jakie mają nadejść.

    - Masz rację. Znajdę trochę czasu, żeby porozmawiać z Picardem. Dzisiaj. Jak tylko zakończy się wymiana jeńców. Poza tym chcę obejrzeć te okręty z bliska. I dowiedzieć się, co powoduje, że Franklin świeci. – uśmiechnął się do Deleen ciepło.

    Lord Refa był bardzo nieszczęśliwy pojawiając się ponownie na Babilonie 5. Tym bardziej, że został „zaproszony” przez ambasadora Mollariego. Z drugiej strony może to nie będzie aż tak wielka strata czasu. Okręty Federacji, mimo chorego wyglądu, były najwyraźniej bardzo potężne, a to pole osłonne byłoby wspaniałym nabytkiem. Jeżeli wszystko będzie się dalej toczyć tak jak teraz, Centauri będą potrzebować tej technologii.

    - Rozmawiałeś z nimi, ambasadorze? – zapytał Refa aroganckim tonem, którego Londo coraz bardziej nienawidził. – Czy to prawda, że to okręt ludzi?

    - Nie, nie. – powiedział Londo. – To nie okręty ludzi. Plotki mówią, że są z jakieś odległej, zaginionej kolonii. Zaginionej od bardzo dawna.

    - Skontaktowałeś się z ich ambasadorem?

    - Tak. – odpowiedział. – Muszę przyznać, że jest bardzo interesującą osobą. Jej zdolności w przyrządzaniu drinków są najwspanialszym darem, jaki widziałem. A ona…

    - Londo, Londo… – przerwał mu Refa. – nie interesują mnie jej drinki. Chcę tylko wiedzieć czy podzielą się z nami technologią?

    - Nie sądzę. Poza tym nie jestem pewien czy to konkretne urządzenie będzie miało dla nas jakiekolwiek znaczenie. Jedyne co może zrobić, to powiększyć walki. Studiowałem raporty… Walczymy na zbyt wielu frontach, a nasze zasoby są zbyt rozciągnięte.

    - Jak tylko będziemy mieli tę technologię, to nie będzie problemem. Ona i inne zasoby wystarczą, aby uczynić nasz lud bezpiecznym.

    - Nie podzielą się technologią. – warknął Londo. – Poznałem tą Guinan, rozmawiam z nią od trzech dni i mogę powiedzieć ci jedno: to się nie zdarzy.

    Refa pomyślał chwilę, zanim odpowiedział.

    - Być może rozmowy nie wystarczą. Może bardziej agresywne podejście jest wymagane.

    - Zgłupiałeś? Walczymy na tak wielu frontach, że niemal nas to przerasta. A teraz chcesz walczyć z ludźmi, którzy chcą wrócić do domu. Do ich własnej, małej prywatnej wojenki?

    - Jestem pewien, że sobie z nimi poradzimy…

    - Mylisz się Refa. Nie możemy tego zrobić. Co się stanie, jeżeli Morden i jego sojusznicy zdecydują się zaatakować Centauri Prime, gdy ty z połową floty będziesz atakował te dwa bezdomne okręty?

    - I tak nie mielibyśmy szansy przeciwko nim. Jego sprzymierzeńcy są największą siłą, jaka znam. Ale oni są po mojej stronie. Są moimi sojusznikami. Może powinienem ich poprosić o rozprawienie się z tymi okrętami. Może…

    - Nie zrobisz tego. – przerwał Londo. – Będziesz mnie słuchał, albo umrzesz. Widzisz… twój drink był zatruty.

    - Co!?

    Prom transportujący Susan Ivanowi i Johna Sheridana wleciał do doku Enterprise piętnaście minut przed przylotem ziemskiej delegacji. Nie to miał na myśli, gdy proponował spotkanie. Jednak Picard nalegał na jego obecność, a on nie był w pozycji, aby odmówić. To będzie moment prawdy. Zresztą to, czy będzie na stacji, czy nie, i tak nie miałoby znaczenia, gdyby Enterprise zdecydował się zaatakować. Więc zebrał się i poleciał.

    - Tu prom Alfa 2, proszę o pozwolenie na lądowanie.

    - Alfa 2 tu Enterprise. – odpowiedział jakiś głos. – Zezwalam. Zwolnijcie kontrolę okrętu, wprowadzimy was do środka. Patrzcie i podziwiajcie.

    Doktor Franklin opowiedział im o tej procedurze, ale i tak Sheridan był zdumiony, gdy nieznana siła delikatnie przechwyciła jego prom i pociągnęła do doku. On i Susan drgnęli lekko, gdy przelecieli przez pole ochronne. Prom powoli i delikatnie opadł na lądowisko.

    - Niezła kontrola grawitacyjna. – mruknęła Susan, gdy tylko otworzyli drzwi śluzy. Oboje zdziwieni faktem, że dekompresja nie była potrzebna. Słyszeć o tym to jedno, a doświadczyć na własnej skórze, to zupełnie co innego. Od próżni nie oddzielało ich nic poza polem. Pierwszy raz mógł widzieć Babilon 5 bez żadnych przeszkód, a widok był wspaniały.

    Wysoki, dobrze zbudowany brodacz podszedł do nich. Z tego co pamiętał Sheridan, to był pierwszy oficer okrętu. Wyciągnął rękę i przywitał się z nimi ciepło.

    - Przepraszam za tempo, ale oczekujemy gości. Muszę was ostrzec, żebyście zebrali tyle opanowania, ile możecie i nie reagowali na rzeczy, które zobaczycie ani słowa jakie usłyszycie. Na mojej planecie mówią, że dyplomacja to jeszcze jeden sposób prowadzenia wojny.

    - Znamy to powiedzenie. – odpowiedział Sheridan.

    - Wojna właśnie się zaczyna. Siądźcie i podziwiajcie fajerwerki.

    Ani jemu ani Susan nie podobały się te słowa…

    Skomentuj opowiadanie

    Zarathos
    Participant
    #23290

    witamKolejna czesc WPZ na forum. Jak widzicie idzie powoli ale idzie i oboje z fluorem mamy zamiar wydac ta powiesc w calosci. Pozniej (za zgoda i blogoslawienstwem autora) wydana bedzie w formacie pdf, a jak ktos bedzie chcial z autografem autora to skeet pewnie nie odmowi przeslania czegos takiego poczta :D. Rozdzial 8 jest, jeszcze jeden i bedziemy w polowie 🙂

    I. Thorne
    Participant
    #23292

    Ogólnie całe opowiadanie jest fajne, ale brak w nim tych emocji co nie pozwalały na oderwanie się od Fatalnych Pomyłek.

    Zarathos
    Participant
    #23293

    Dzieki Thorne... az sie zarumienilem. Jak na razie uwazam Skeeta za swojego mistrza jezeli chodzi o pisanie opowiadan wiec taki komplement moze mi uderzyc do glowy... :D.

    kryzysik
    Participant
    #23335

    Jest swietnie 🙂 Ale mam pytanko gdzie mozna przeczytac to po angielsku :blush:

    Zarathos
    Participant
    #23336

    http://www.fanfiction.net/s/698916/1/

    Jak klikniesz na nazwisko autora bedziesz mial reszte jego opowadan. Wszystkie (Poza Thin Veneer) sa ze soba powiazane i wlasciwa kolejnosc czytania to:

    A Universe of Change

    Evolutions

    Evolution gleanings past and Future

    The Conversation

    Ruination Imperatives

    Ruination Wars - Search for V'Ger

    Those Who Stand

    Sai
    Participant
    #23341

    Świetne. Oniemiałem z wrażenia. 🙄 Tłumaczenie na medal. Historia wciągająca, zassała mnie… 😉

    Reyden
    Participant
    #43984

    Mam pytanie do Zarathosa i Fluora - czy bedziecie dalej tłumaczyć WPZ ??

    Zarathos
    Participant
    #43985

    Jakby to powidziec. Owszem. Przynajmniej ja. Problem polega na tym, ze jakis czas temu szlag za przeproszeniem trafil mi twardziela a wraz z nim spora czesc przetlumaczonych tekst. I jakos nie moge sie zabrac, zeby zaczac tlumaczenie od poczatku. Ale chcialbym przetlumaczyc caly cykl.

Viewing 11 posts - 61 through 71 (of 71 total)
  • You must be logged in to reply to this topic.
searchclosebars linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram