Forum › Fandom › Opowiadania › Cykle opowiadań › Wszechświat pełen zmian
Podobnie jak Coen stwierdzam ze za krotkie 🙁 , ale z kazdym odcinkiem robi sie coraz ciekawiej i nie moge doczekac sie nastepnego 😀
Kryzysik, wiedze konkurencja :D)
Poza tym, ciesze ze sie podoba. przekaze wyrazy uznania autorowi 😀
Tytuł: WSZECHŚWIAT PEŁEN ZMIAN – ROZDZIAŁ 4
Autor: Albert Green Jr.
Kontakt: g3607273@yahoo.com and g3607273@uic.edu
Tłumaczenie: Jerzy Marek Jabłoński „Zarathos”
Współpraca: Paweł D. Dąbrowski “Fluor”
Od 13 lat
Kategoria: Crossover - Star Trek-TNG/ Babilon 5
UWAGA: TA HISTORIA MOŻE BYĆ ROZPROWADZANA BEZ ZGODY AUTORA TAK DŁUGO, JAK DŁUGO NIE POBIERA SIĘ ZA JEJ KOPIĘ ANI DYSTRYBUCJĘ ŻADNYCH OPŁAT BĄDŹ NIE UZYSKUJE INNYCH KORZYŚCI MATERIALNYCH.
"Star Trek", "Star Trek: The Next Generation", "Star Trek: Deep Space Nine" i "Star Trek: Enterprise" oraz cały powiązany ze Star Trekiem materiał, postacie i wszelkie urządzenia technologiczne bądź wzmianki o takich zarówno w odniesieniu do serii telewizyjnych, jak i filmów kinowych mogą być bądź są zarejestrowaną własnością Paramount Studios oraz wszelkich korporacji, które mogą być ich właścicielami.
"Babilon 5", jego postacie, technologie oraz wzmianki o takowych bądź to z serii telewizyjnych lub filmów TV zarówno już istniejących, jak i tych z najbliższej przyszłości, znaki handlowe, Babilon5, postacie, nazwiska i wszystko, co powiązane z serialem jest własnością Time Warner Entertainment Co., LP.
Wszystkie pozostałe postacie, technologie bądź wzmianki o takowych są wytworem wyobraźni autora, który bierze za nie całkowitą odpowiedzialność. Żadna z wyżej wymienionych firm nie jest odpowiedzialna za treść poniższego opowiadania.
POWYŻSZA NOTATKA MUSI BYĆ DOŁĄCZONA W NIEZMIENIONEJ FORMIE DO KAŻDEJ KOPII NINIEJSZEGO OPOWIADANIA.
TA HISTORIA MOŻE BYĆ ROZPROWADZANA BEZ ZGODY AUTORA TAK DŁUGO, JAK DŁUGO NIE POBIERA SIĘ ZA JEJ KOPIĘ ANI DYSTRYBUCJĘ ŻADNYCH OPŁAT BĄDŹ NIE UZYSKUJE INNYCH KORZYŚCI MATERIALNYCH.
WSZECHŚWIAT PEŁEN ZMIAN
Rozdział 4
Stojący przed celą komandor Sisko oraz Klingon Worf obserwowali się nawzajem przez ostatnią godzinę.
Po pewnym czasie przestała im przeszkadzać obecność tego drugiego. Z początku Klingon zakładał, że jest to jakiś rodzaj ludzkiego wyzwania i postanowił, że nie odwróci wzroku pierwszy. Sisko swoim zachowaniem doprowadzał go do wściekłości. Poza podaniem nazwiska człowiek nie odezwał się ani słowem, za to wyglądał tak, jakby chciał wejrzeć w jego duszę. Worf nie potrafił znaleźć innego wyjaśnienia, ale wiedział, że nie było to żadne wyzwanie.
W końcu człowiek przemówił.
- Czy to prawda, że Klingoni są honorowi?
Worf był zdziwiony tym pytaniem. Ludzie rozumieli, że Klingoni kierowali się wyłącznie honorem. Może ten jeden był tak głupi, że nawet tego nie rozumiał.
- Klingoni żyją dla honoru.
- Nie wierzę ci – odpowiedział Sisko. – Jeżeli Klingoni są honorowi, to dlaczego znajdują przyjemność w zabijaniu niewinnych ludzi? Betazed nie był dla was zagrożeniem.
- Był częścią Federacji i jako taki celem. Tak samo jak nasza kolonia rolnicza Kast’ka była dla was. Zniszczyliście ten świat bez chwili namysłu.
- Betazed nie miał obrony – odpowiedział Sisko. – Kast’ka była fortecą.
- Byliście głupcami, pozostawiając planetę bez obrony.
- I przez tę głupotę zabiliście dziewięćdziesiąt procent populacji.
To był najsmutniejszy punkt całej wojny i dyshonor dla wielu, wielu Klingonów.
- Gdybym to ja dowodził, ten atak nigdy nie miałby miejsca – zadeklarował Worf. Ten jeden błąd zmienił bieg wojny i nienawidził tego. – Klingoni nie zabijają niewinnych.
- Ale jeden z waszych okrętów zdetonował ładunek antymaterii w atmosferze Betazed.
- Kapitan i załoga zostali straceni. – Worf nawet teraz czuł wstyd na wspomnienie akcji kapitana. Nie tylko było to niepotrzebne, ale na dodatek zaowocowało eskalacją konfliktu. Po tym ataku zaczęto używać niszczycieli planet. Dziesiątki miliardów cywilów zginęły zamiast paru milionów żołnierzy. – Wojna zaczęła żyć własnym życiem.
- Czy wiesz, dlaczego tu jesteś? – Sisko zmienił temat.
- Mamy być przeniesieni na ten drugi okręt, gdzie będziemy oczekiwać na zesłanie na jakąś bezludną planetę.
- Wiesz, dlaczego ja tu jestem?
- Chcesz ze mną rozmawiać, żeby wykazać się odwagą – powiedział Worf, chociaż ani przez sekundę w to nie wierzył.
- Kapitan Garrett chciała cię na tym okręcie – powiedział Sisko, zaskakując Worfa. – To ten sam okręt, który poświecił się próbując ocalić waszą kolonię na Narendra III. Kapitan szanuje waszych ludzi i w przeciwieństwie do nas nie zaznała dwudziestu dwóch lat wojny. Chce, żebym ci przekazał, że jeżeli jesteś honorowy, to zwróci ci wolność. Na pokładzie jej okrętu.
- Jest szalona.
- Nie – odpowiedział Sisko. – Jest honorowa. A czy ty jesteś?
- Co chcesz, żebym ci odpowiedział?
- To, co nakazuje ci twój honor.
Klingon myślał przez chwilę.
- Jestem honorowy. Moje słowo to mój honor. Moja wojna się zakończyła i jestem teraz zagubiony w tym dziwnym świecie. Twoja kapitan rozumie to lepiej niż my. Na mój honor, nie zrobię niczego, co mogłoby spowodować szkodę dla tego okrętu albo jego załogi. Ale jeżeli kiedyś wrócimy do domu, pamiętaj, że jestem Klingonem. A teraz, co oferujesz mi w zamian?
- Wolność na tym okręcie. Okazję do wzajemnego zrozumienia i lekką śmierć, jeżeli okaże się to konieczne. Możliwość obejrzenia tego, czego jeszcze nikt z naszego świata nie widział. I być może prawdę o tym, dlaczego tu jesteśmy.
- Jesteś optymistą.
- Nie. Jestem pesymistą – poprawił go. – Nie sądzę, żeby to zadziałało, ale spróbuję. To chyba robi mnie bardziej optymistą niż pesymistą.
- Co z B’Elanną? – zapytał.
- Ona pozostanie tutaj – po wrzasku, jaki usłyszał z sąsiedniej celi, Sisko zrozumiał, że słyszała ich rozmowę. – Przepraszam, panie Worf – podszedł do sąsiedniej celi. – Chcesz zyskać moją uwagę?
B’Elanna wyrzuciła z siebie długą, barwną wiązankę przekleństw. Szczególnie podobały mu się te o pokręconej matce i terrańskim psie. Zapamiętał je do przyszłego użytku.
- I właśnie dlatego zostaniesz w celi – wyszeptał, gdy umilkła.
- Wszyscy ludzie są tacy sami – szepnęła w odpowiedzi.
To stwierdzenie zadziwiło go. Do tej pory była uosobieniem gniewu. Pierwszy raz usłyszał w jej głosie nutę desperacji. Interesujące.
- Gdybyśmy wszyscy byli jak ty, to teraz szybowałabyś w okolicach najbliższej śluzy. Nie próbuj mnie zrozumieć. Nie próbuj być jak ja. Nie próbuj mnie obrażać, jeżeli chcesz wydostać się z tej celi w ciągu najbliższych, powiedzmy, piętnastu lat.
- Nienawidzę cię.
- Nienawidzisz siebie, kobieto. Sama trzymasz się w tej celi, B’Elanna – powiedział i odwrócił się.
Wrócił do celi Worfa i przywołał strażników.
– Wypuście go.
A po chwili do wielkiego Klingona:
– Chodź ze mną.
Wolność! Klingon powoli wyszedł z celi. Sisko zatrzymał go.
- Od twojego honoru zależy, jak długo będziesz wolny. Moje słowo też ma swoją wartość. Jeżeli złamiesz swoje słowo, zabiję cię. Kapitan wierzy w Klingonów. Ja nie, ale chcę zobaczyć klingoński honor w akcji. Jesteś tego godzien?
- Jak wy mówicie – odpowiedział Worf – wszystko jest możliwe.
Dwa lata świetlne od ludzkiej koloni Proxima III.
- Sonda, którą wystrzeliliśmy, powinna osiągnąć okolice Ziemi w ciągu godziny. Zresztą już teraz komunikacja, którą przechwytujemy, jest interesująca. Mamy już w miarę dokładny obraz sytuacji w tym sektorze przestrzeni.
- Dobrze. Musimy wiedzieć, co się tu dzieje.
Na mostku Enterprise-D komandor Riker gładząc swoją starannie wypielęgnowaną przedwcześnie poszarzałą bródkę, rzucił okiem na najnowszy raport opisujący rząd ziemski. Rząd, który usiłował wmówić swoim obywatelom, że Obcy chcą ich zniewolić.
- Kłamstwa – zamruczał. – Jak ci ludzie zyskali władzę nad Ziemią?
- Nie wiem, komandorze – odpowiedział Data, jak zwykle nie rozumiejąc pojęcia pytania retorycznego. – Jednak wiemy, że ten sam rząd autoryzował zbombardowanie własnych kolonii na Marsie. Liczba zabitych i rannych była znaczna.
- Tak – zgodził się Riker.
Cała ta sytuacja była nienormalna. Komandor Riker walczył dla bezpieczeństwa Ziemi, właśnie dlatego wstąpił do Gwiezdnej Floty. Oba federacyjne okręty mogły działać niezależnie od jakiegokolwiek wsparcia przez kilkanaście lat. Ale jeżeli nie będą w stanie wrócić do domu, będą musieli gdzieś tutaj osiedlić się, a Ziemia nie wydawała się obecnie najlepszą możliwością.
– Nie zatrzymają się, dopóki nie będą mieli wszystkich kolonii pod swoją kontrolą. Pytanie, czy cokolwiek z tym zrobimy.
Głos Picarda przerwał konwersację:
- Wszyscy starsi oficerowie do sali konferencyjnej.
- Czas decyzji – powiedział Riker, gdy wraz z Datą kończyli filtrowanie ostatnich danych.
Kapitanowie Picard i Garrett, komandorzy Riker, Castillo i Sisko, komandor porucznik Data i LaForge oraz porucznicy Yar i P’Tvon z Ambasadora zajęli swoje miejsca w tym samym momencie, w którym Guinan weszła do pokoju. Spojrzeli na nią zdziwieni, ale ona tylko uśmiechnęła się i usiadła na jednym z wolnych foteli.
- Wszyscy wiedzą, dlaczego tu jesteśmy – zaczął Picard. – Decyzja, którą podejmiemy, określi nasz los w tym świecie. Przechwyciliśmy wiele sygnałów z Ziemi. Wygląda na to, że kolonie Orion i Proxima III oderwały się od totalitarnego reżimu ziemskiego, który zadecydował o odzyskaniu ich, jakby to ujął komandor Sisko, za pomocą wszelkich dostępnych środków. Kolonia na Marsie została już zaatakowana, zabito tysiące niewinnych ludzi. Kilka okrętów wojennych zostało wysłanych do zbuntowanych kolonii, aby przekonać ich o bezcelowości oporu. Co zrobimy w takiej sytuacji? I czy powinniśmy w ogóle coś robić?
- Pierwsza Dyrektywa dotyczy także tego świata – zaczęła kapitan Garrett. – Nie myślcie, że jestem jej niewolnicą. Nie powinniśmy mieszać się w sprawy tego rządu, jednak ze względu na naszą wyjątkową sytuację, nie możemy sobie pozwolić na izolację. Albo połączymy swe siły z Ziemią, albo z koloniami. Możemy też po prostu odlecieć i poszukiwać drogi powrotnej – popatrzyła po zebranych. – Mamy tylko dwa okręty! Ale nie połączę się z Ziemią w takim stanie, w jakim jest teraz.
- Zgadzam się – powiedział Riker. – Nasi ludzie byliby w niebezpieczeństwie i nie mam tu na myśli tylko nieludzi. Z drugiej strony nie cierpię uciekać przed niebezpieczeństwem.
- Przywódca ludzkości, prezydent Clark, ogłosił niedawno stan wojenny. ISN, ich sieć informacyjna, została mniej lub bardziej zinfiltrowana przez dziennikarzy wiernych Clarkowi i każdy teraz stara się ‘ujawnić’, co się dzieje – powiedział Sisko ponurym głosem. – Może nie zdołamy pomóc koloniom planetarnym, ale jest miejsce, które Clark i reszta zachowali na koniec. To Babilon 5. To oni nagłaśniają wszelkie fałszerstwa i nadużycia Ziemi. Poza tym ta stacja dysponuje najwidoczniej potężną siłą ognia i Ziemia nie chce ryzykować starcia, zanim nie zabezpieczy pozostałych celów.
- Zabezpieczyć wszystko, potem odizolować i zmusić do poddania się – Picard popatrzył na Geordiego i P’Tvon. – Jaki jest stan naszych okrętów, jeżeli będziemy musieli walczyć?
Znał odpowiedź, ale chciał potwierdzenia. Poza tym jeżeli coś się stało, to chciał o tym wiedzieć, zanim rzuci swój okręt i okręt kapitan Garrett w wir walki.
- Zakończyliśmy większość napraw i ulepszeń. Oba okręty są jak nowe – odpowiedział Geordi. – To jedyna dobra strona naszej sytuacji. Jeżeli dojdzie do walki, przejdziemy przez nich niczym walec. Podtrzymywanie życia, napęd, nawet replikatory produkują prawdziwe jedzenie zamiast tych przeklętych racji żywnościowych. – Niemal wszyscy uśmiechnęli się, nawet Wolkan zamrugał zadowolony.
- Ponad to – dodał P’Tvon – Enterprise-C jest w stanie osiągnąć teraz warp 8,7. Dwie dziesiąte powyżej specyfikacji.
Enterprise-D mógł co prawda swobodnie osiągnąć warp 9,2, ale to miało znaczenie, tylko gdyby okręty zmuszone były lecieć z maksymalną prędkością.
– Oba nasze promy zostały wyposażone we wzmocnione osłony, fazery i wyrzutnie torped fotonowych. Dwa Danube oddaliśmy Ambasadorowi. Ale Enterprise-D wciąż ma Yeagera.
Yeager był nowym okrętem klasy Sabre z minimalną załogą. Był transportowany w częściach na Rengę 2, zanim zostali tu przeniesieni.
- Inżynierowie zaczęli już go składać, ale będziemy musieli się zatrzymać, żeby dokończyć budowy. Jeżeli zaczniemy teraz, będzie gotowy w trzy tygodnie.
Załogi dobrze ze sobą współpracują. - Picard wstał. – Oczekują naszej decyzji. Moja propozycja brzmi następująco: naszą największą szansą na powrót do domu jest sojusz z tą stacją. To pomoże przetrwać zarówno nam jak i im.
- Zgadzam się – powiedziała Rachel mimo obaw co do naciągania Pierwszej Dyrektywy.
Guinan wszystko obserwowała. W końcu większość stwierdziła, że stacja jest ich najlepszą szansą na przetrwanie. Mieli rację, chociaż jeszcze tego nie wiedzieli.
- A więc się zgadzacie. Problem tylko, czy zdążymy na czas.
- Na czas na co? – naciskała Garrett. Picard pokładał wiele zaufania w tej kobiecie. Z nieznanych powodów wydawało mu się, że ona wie więcej niż inni.
- Aby powstrzymać ją przed upadkiem. I aby zdobyć nowych sojuszników.
- Lepiej żeby to rzeczywiście tak zadziałało – odwrócił się do Daty. – Co wiemy o tej stacji?
- Niewiele. Stacja zlokalizowana jest w systemie Epsilon Eridani dziesięć i cztery dziesiąte roku świetlnego od Ziemi. Dokładnie odpowiada to koordynatom systemu w naszym uniwersum. To gwiazda typu K-2, jasność zero cztery standardu ziemskiego. Oddala się od Słońca z prędkością siedemnastu kilometrów na sekundę.
- Bardzo zbliżone do naszego – mruknął Castillo. – Z warp 6 będziemy tam za dziewięć godzin.
- Pierwszy, skieruj najbliższą sondę do tego systemu – rozkazał Picard. – Chcę wiedzieć, z kim się zadajemy.
Spotkanie trwało jeszcze dwadzieścia minut.
Gdy oficerowie wychodzili, Picard kazał Dacie i Rikerowi zostać.
- Kadet Crusher do sali konferencyjnej.
Parę chwil później wszedł do pomieszczenia zdenerwowany młody mężczyzna, mniej więcej siedemnastolatek, syn głównego lekarza.
- Tak, sir? – zapytał starając się nie trząść z nerwów.
- Spocznij, panie Crusher – powiedział Riker.
- Dziękuję, sir.
"Nie jestem zdenerwowany" - usiłował sobie wmówić. - "Wcale. Mam siedemnaście lat i poradzę sobie ze wszystkim."
- Kadecie Crusher – zaczął Picard – jest pan tutaj ze względu na swoje wyniki. Pańska zdolność do działania mimo ciągłego stresu nie przeszła niezauważona.
- Dziękuję, sir – odpowiedział młody człowiek. Takie słowa z ust kapitana były warte dla niego wszystko.
- Przydzielam pana do komandora porucznika Daty – powiedział Riker. – Wykazał pan zdolności w naukach ścisłych i inżynierii i teraz bez konieczności koncentrowania się na wojnie możemy zająć się pańską edukacją.
- Jednakże – dodał Picard – będą małe zmiany.
- Sir?
- Gratuluję, chorąży Crusher – Picard wyciągnął pudełeczko z jednym złotym nitem, oznaką rangi chorążego, w środku. – Jest pan teraz oficerem z przywilejem mostka.
- Gratuluję chorąży – Riker uśmiechnął się. – Zasłużył pan na to.
- Gratuluję chorąży – powiedział Data.
- Jak mniemam, chorąży, pańska matka będzie chciała o tym usłyszeć – Picard uśmiechnął się lekko.
- Też tak sądzę, sir – Wesley zasalutował i wyszedł.
- Chciałbym dać mu więcej, Pierwszy – westchnął Picard. – On nie powinien być na wojnie, ale w ogólniaku i uganiać się za dziewczynami.
- Radzi sobie, sir. Przynajmniej ma tu swoją matkę. I pana jako ojca – Riker uśmiechnął się.
- Niedorzeczne, Pierwszy. Jestem jego kapitanem.
- Aye, sir.
- A teraz musimy poradzić sobie z tą sytuacją... – Picard mruknął. Uśmiech Rikera irytował go.
- Tak, sir – odpowiedział pierwszy oficer, nie przestając się uśmiechać.
Hmm... część ciekawa, ale zwróćcie uwagę na moment wielkiej narady załogi obu okrętów... Zgromadzili się tam wszyscy kapitanowie, komandorzy, porucznicy i... jak powiedzieć "komandor porucznik" w licznie mnogiej żeby nie połamać języka? 😀
A dla wszystkich miłośników serii niebanalna informacja, niemalże spojlerowa, ale potraktujcie to jako trailer 😛
W następnej części będzie jakaś akcja! 😉 Dialogi oczywiście też 😛
Jako osoba, która przeczytała już cały cykl po angielsku musze powiedzieć, że macie, na co czekać... oj będzie się działo....spoiler..........I musze powiedzieć, że dobry miał Zarathos pomysł by zacząć od tego cyklu, bo pozostałe w moim skromnym zdaniu są gorsze.
Ciesz sie ze sie podoba. W dalszych czesciach faktycznie bedzie akcja :D, ale jaka to musicie poczekac - zaostrza sie wam apetyty.
Krusty, prawde mowiac chcialem zaczac od Evolutions, bo to pierwsza czesc cyklu patrzac pod wzgledem wydarzen, ale The Universe of Change jest pierwsza pod względem czasu akcji (226x :D) a poza tym lubie crossovery, szczegolnie trekowo-babilonowe.
Poza tym ... SPOILER
>
>
>
>
>
>
>
>
>
>
>
>
>
>
>
>
... wpyrazenie Remusa przez Cyclonow i zasymilowanie Romulusa, a ogolnie rzecz biorac anihilacja Imperium romulańskiego mogloby sie co niektorym nie spodobac 😀
Inna sprawa, że uniwersum serialu battlestar galactica jest mało znane. Ja sam opieram moją wiedzę na filmach telewizyjnych.
Anihilacja Imperium Romulńskiego???????NIEDOCZEKANIE!!!!!!!!! 👿 👿 👿 👿 👿 👿 👿 👿 👿
Tytuł: WSZECHŚWIAT PEŁEN ZMIAN – ROZDZIAŁ 5
Autor: Albert Green Jr.
Kontakt: g3607273@yahoo.com and g3607273@uic.edu
Tłumaczenie: Jerzy Marek Jabłoński „Zarathos”
Współpraca: Paweł D. Dąbrowski “Fluor”
Od 13 lat
Kategoria: Crossover - Star Trek-TNG/ Babilon 5
UWAGA: TA HISTORIA MOŻE BYĆ ROZPROWADZANA BEZ ZGODY AUTORA TAK DŁUGO, JAK DŁUGO NIE POBIERA SIĘ ZA JEJ KOPIĘ ANI DYSTRYBUCJĘ ŻADNYCH OPŁAT BĄDŹ NIE UZYSKUJE INNYCH KORZYŚCI MATERIALNYCH.
"Star Trek", "Star Trek: The Next Generation", "Star Trek: Deep Space Nine" i "Star Trek: Enterprise" oraz cały powiązany ze Star Trekiem materiał, postacie i wszelkie urządzenia technologiczne bądź wzmianki o takich zarówno w odniesieniu do serii telewizyjnych, jak i filmów kinowych mogą być bądź są zarejestrowaną własnością Paramount Studios oraz wszelkich korporacji, które mogą być ich właścicielami.
"Babilon 5", jego postacie, technologie oraz wzmianki o takowych bądź to z serii telewizyjnych lub filmów TV zarówno już istniejących, jak i tych z najbliższej przyszłości, znaki handlowe, Babilon5, postacie, nazwiska i wszystko, co powiązane z serialem jest własnością Time Warner Entertainment Co., LP.
Wszystkie pozostałe postacie, technologie bądź wzmianki o takowych są wytworem wyobraźni autora, który bierze za nie całkowitą odpowiedzialność. Żadna z wyżej wymienionych firm nie jest odpowiedzialna za treść poniższego opowiadania.
POWYŻSZA NOTATKA MUSI BYĆ DOŁĄCZONA W NIEZMIENIONEJ FORMIE DO KAŻDEJ KOPII NINIEJSZEGO OPOWIADANIA.
TA HISTORIA MOŻE BYĆ ROZPROWADZANA BEZ ZGODY AUTORA TAK DŁUGO, JAK DŁUGO NIE POBIERA SIĘ ZA JEJ KOPIĘ ANI DYSTRYBUCJĘ ŻADNYCH OPŁAT BĄDŹ NIE UZYSKUJE INNYCH KORZYŚCI MATERIALNYCH.
WSZECHŚWIAT PEŁEN ZMIAN
Rozdział 5
Pokład Ambasadora
Kapitan Garrett weszła na mostek, usiadła w fotelu i zaczęła mówić:
- Do wszystkich. Ambasador jest gotowy do podróży. Będziemy badać nieznane terytorium, zatem bądźcie czujni i pamiętajcie, że skutki naszych działań określają nasz los w tym świecie. Chcę więc, żebyście dali z siebie wszystko – wyłączyła system nagłaśniający. – Panie Castillo, jeżeli pan może.
- Przygotować napęd warp – powiedział. – Kurs na Epsilon Eridani, warp sześć.
- Wszystko gotowe – Benjamin Sisko ogłosił zza monitora taktycznego.
W czasie gdy oba okręty przygotowywały się do prędkości nadświetlnej, otworzył się punkt skokowy, czyli wir błękitnego światła pozwalający na przemieszczanie się miedzy rzeczywistą przestrzenią a nadprzestrzenią. Wyłoniły się z niego dwa gotowe do walki niszczyciele sił ziemskich EAS Rochester i Pournelle. Ich sensory dalekiego zasięgu wykryły dwa niezwykłe kontakty niedaleko Proximy III, kolonii poddawanej pacyfikacji, będące na kursie na Babilon 5. Ponieważ był to następny i najbardziej niebezpieczny cel Sojuszu Ziemskiego, oba niszczyciele dostały zadanie rozpoznania obu obcych.
- Tu okręt Sojuszu Ziemskiego Rochester. Naruszyliście zamkniętą przestrzeń będącą pod jurysdykcją Sojuszu Ziemskiego. Wasze symbole identyfikacyjne są po angielsku, ale nie rozpoznaliśmy konfiguracji waszych okrętów. Zidentyfikujcie się.
- Tylko głos – nakazała Garrett. – Tu okręt Federacji Zjednoczonych Planet Ambasador. W czym możemy wam pomóc?
Bogowie! To zabrzmiało jak jedna z tych starych telefonistek.
– Tak – kontynuowała – opis jest po angielsku, ale nasze okręty nie są związane z Ziemią. Po prostu przelatujemy.
- Jesteście z zagubionej kolonii?
- Coś w tym stylu – odpowiedziała.
Nastąpiła chwila ciszy. Potem głos powrócił, tym razem mający więcej autorytetu:
- Nawet jeżeli wasze okręty nie mogą zostać zidentyfikowane, język, którego używacie, identyfikuje was jako okręt ludzki, a jako taki podlegający jurysdykcji rządu ziemskiego. Jesteście podejrzani o przewożenie kontrabandy i akty piractwa. Wasze okręty zostaną zajęte do chwili, gdy możliwa będzie identyfikacja. Opór uznany będzie za demonstrację wrogości i spowoduje odpowiednią reakcję naszych sił – kilkanaście niewielkich okrętów wystartowało z pokładów niszczycieli i skierowało się w stronę okrętów Federacji.
Garrett kazała zamknąć kanał komunikacyjny. Czy jej okręt naprawdę wyglądał jak piracka jednostka? Nie mogli wymyślić czegoś lepszego? Nadszedł czas, żeby ich opuścić.
- Poinformujcie Enterprise, że odlatujemy.
- Aye, ma’am. Enterprise zgadza się.
- Znakomicie, komandorze – ponownie otworzyła kanał do niszczycieli. – Rochester, miło było z wami rozmawiać. Do widzenia.
Odwróciła się do Betazoida siedzącego za sterem:
– Sternik, cała naprzód. Jak tylko wyjdziemy z ich zasięgu, przechodzimy w warp.
Oba okręty oddalone od siebie o sekundę świetlną jednocześnie przyspieszyły, przeleciały obok okrętów Ziemi i rozwinęły prędkości nadświetlne. Ich sylwetki rozmyły się i zniknęły w błysku energii, gdy złamały prawa fizyki.
Zamiast spodziewanej walki z tymi małymi okręcikami, Enterprise i Ambasador po prostu odleciały. Załogi obu niszczycieli były oszołomione prędkościami, z jakimi te okręty się poruszały. Nie było najmniejszych szans na ściganie ich, a teraz po prostu zniknęły. Przyspieszenie do prędkości światła zostało zarejestrowane, ale nic poza tym...
Przypuszczano, że oba okręty dysponują urządzeniami podobnymi do minbarskich urządzeń maskujących, jako że nie udało się wykryć punktu skokowego. A ponieważ to były ludzkie okręty, przejęcie tej technologii było szczególnie ważne ze względu na minbarskie zagrożenie. Odpowiadając na rozkaz dowództwa, oba okręty wzięły kurs na Babilon 5 i skoczyły w nadprzestrzeń. Jeżeli obce okręty tam zmierzały, ich ludzie będą potrzebować pomocy.
Godzinę później kapitan Garrett siedziała na swoim fotelu w sali konferencyjnej i przygotowywała się na wizytę niezwykłego gościa. Chciała, aby wszystko przebiegło dobrze. Dzwonek zadzwonił. Wzięła głęboki oddech i otworzyła drzwi.
- Wejść.
Do pokoju wszedł wysoki Klingon, któremu towarzyszył tak samo wysoki oficer ochrony. Uśmiechnęła się w duszy widząc spojrzenia, jakie rzucali sobie obaj mężczyźni.
- Panie Worf – zaczęła. – Jestem w trudnej sytuacji. Normalnie jako jeniec wojenny byłby pan zamknięty w celi, dopóki nie umieścilibyśmy pana w odpowiednim ośrodku. Ale jakiś miesiąc temu ryzykowałam życie swojej załogi w obronie koloni Narendra III. Mój okręt, ten okręt – mówiła – został ostrzelany, większość załogi zabita, a ci, którzy przetrwali, zostali przeniesieni do przyszłości, w której musieli walczyć z Klingonami, których wcześniej bronili. Najpierw was broniliśmy, a potem musieliśmy bronić się przed śmiercią z waszych rąk. Co tu nie pasuje?
- Klingoni i Federacja walczą od dwudziestu dwóch lat.
- W wojnie, która nigdy nie powinna mieć miejsca – odpowiedziała wściekła. – Rozmawiałam z Guinan, pozna ją pan niedługo. Powiedziała mi, że ta wojna nigdy się nie zdarzyła. Powiedziała mi też, że to jakaś zewnętrzna siła wypchnęła mój okręt z naszego czasu. Niech pan pomyśli. Federacyjny okręt próbuje uratować klingońską kolonię. Okręt znika, a ktoś rozgłasza, że uciekł z pola bitwy. Wtedy Klingoni zamiast zaatakować Romulan: ZNANY FAKT, atakują Federację. Z powodu plotki, która może, ale nie musi być prawdą. Moi ludzie umierali za was. Co się z wami stało!? – wykrzyczała uważnie obserwując Worfa. Wyglądał jak zaszczute zwierzę.
- Klan Durasa dążył do wojny. Słyszał, że pośród Wielkiej Rady krążyły plotki o romulańskim ataku na kolonię, ale bał się, że wojna z nimi będzie zbyt wielkim ryzykiem. Politycy sądzili, że niewielki konflikt z Federacją zaspokoi głód zemsty. Wierzyliśmy, że Federacja nie będzie chciała z nami walczyć. Konflikt zakończyłby się szybko, ludzie mieliby pokonanego wroga, a politycy byliby zadowoleni. Jednak opór Federacji był nadspodziewanie silny. Zamiast małego granicznego konfliktu wybuchła wojna na pełną skalę. Odkryliśmy, że Federacja zamierza wygrać tę wojnę, ale nasz honor wymagał tego samego. Wojna była tak ciężka dla naszych ludzi, że wielu z nas żądało jej zakończenia.
To zadziwiło i ją, i Sisko. Obie strony były już tak wyczerpane, że nie były w stanie kontynuować walk.
- Dwadzieścia dwa lata niepotrzebnej wojny. A nas tam nie było, aby jej zapobiec.
- Co zamierzasz z nami zrobić? – zapytał.
- Z tego, co zrozumiałam, obie nasze rasy spieprzyły sprawę – odpowiedziała. – Byłabym głupia i pozbawiona honoru, gdybym kontynuowała tę wojnę przeciwko dwóm istotom, które są tak samo niewinne jak my. Nie mam zamiaru tego ciągnąć – dodała. – Zwłaszcza że to mnie obwinia się o jej wybuch. B’Elanna jest specjalnym przypadkiem. Musi zostać przystosowana do życia na tym okręcie. Co do pana, oferuję swobodę na pokładzie tego okrętu. Zależną rzecz jasna od pańskich czynów. Im bardziej będę ufała w pański honor, tym więcej swobody pan otrzyma.
- Kwestionujesz mój honor – odparł głosem pełnym gniewu. Natychmiast zauważył subtelną zmianę w pozycji Sisko.
- Jestem kapitanem tego okrętu. Kwestionuję wszystko, co pana dotyczy – burknęła. – Ale nie porzucę was, bo chcę skończyć to, co zaczęłam. Współpracuj ze mną i pozwól udowodnić, że ja także jestem honorowa.
To była interesująca propozycja. Musiał ją poważnie rozważyć. Ludzie chyba faktycznie byli szaleni.
- Co będę robił na tym... tym okręcie?
- Najpierw weź prysznic. Zdradzanie swojej pozycji przez parę pokładów nie jest dobrym znakiem wojownika. Potem porozmawiamy. Komandor Sisko wskaże panu kwaterę. Będzie pan pod ciągłym nadzorem, dopóki nie zadecyduję inaczej. Jeżeli moje zaufanie do pana wzrośnie, to pańska wolność także.
- To wszystko?
- Nie – odpowiedziała. – Kiedy rozmawiałam z Guinan, powiedziała, że powinien pan być częścią załogi Enterprise. Chciałabym, aby to było prawdą. Nasza linia czasowa już nie istnieje, a więc teraz sami kreujemy nasze przeznaczenie.
Stacja Babilon 5
Ambasador Deleen opuściła stację Babilon 5 w poszukiwaniu pomocy dla swych przyjaciół. Jej prywatny jacht wyleciał z hangaru i skierował się prosto na wrota skokowe. Jak tylko wejdzie w nadprzestrzeń, skieruje się na swoją ojczystą planetę. A zanim doleci, może znajdzie sposób, aby przekonać Szarą Radę, aby wysłała parę okrętów do obrony stacji przed okrętami Sojuszu Ziemskiego. Wiedziała, że za tą pomoc będzie musiała drogo zapłacić, ale nie było innego wyjścia. Nie wiedziała dokładnie dlaczego, ale była pewna, że Babilon 5 jest ważny. Tak bardzo ważny w wojnie, która miała nadejść. To była ich ostatnia szansa na pokój. I zwycięstwo. Niestety jak na razie niewiele z tych planów wychodziło, ale jeżeli dadzą jej szansę, to kto wie.
Tuż przed aktywowaniem wrót skokowych sensory jej okrętu wykryły coś małego. Cokolwiek to było, posiadało urządzenia maskujące, bo nawet jej zmodyfikowane sensory ledwo odbierały sygnał. Odczyty były bardzo niezwykłe, a technologia stealth wyglądała podobnie do tej używanej przez ludzi, chociaż były pewne różnice. Nie mogła tego czegoś namierzyć. Zaciekawiona zmieniła kurs, aby się temu bliżej przyjrzeć.
- Znalazł sobie wszechświat czas na swoje gierki – zamruczała.
Gdy tylko podleciała do sondy, ta od razu odleciała. Przez chwilę goniła ją, próbując zniszczyć. W końcu sonda przyspieszyła do niesamowitych prędkości i zniknęła.
- Deleen! Wszystko w porządku? – usłyszała zaniepokojony głos Johna.
- Wszystko w porządku, John – nie wspominała o sondzie. I tak miał na głowie wystarczająco wiele problemów, a ona zmarnowała sześć minut. To nie było dużo, ale jeżeli miała ocalić Johna i Babilon 5, każda minuta się liczyła. Szybko zmieniła kurs, aktywowała wrota i weszła w nadprzestrzeń.
Te sześć minut miało zmienić wszystko.
- Zwolnić do warp trzy – nakazał Picard.
Nie chciał się nagle pojawić przed ich drzwiami. To było coś, co liczyło się szczególnie w sytuacjach pierwszego kontaktu, zwłaszcza że wszyscy tam trzymali palce na spustach. Mimo że proponowano nawiązać wcześniejszy kontakt, to jednak kapitanowie ustalili, że pozwolą sondzie jeszcze trochę popracować. Dzięki temu mogli uzyskać wiedzę, jak podejść do tej stacji. Jeżeli będą nastawieni pokojowo, oba statki przylecą jednocześnie. Jeżeli nie, konieczne będzie ostrzejsze podejście.
Fakt, że próbnik został wykryty parę godzin wcześniej, był niespodzianką. Sonda zgodnie ze swoim oprogramowaniem zamaskowała się i weszła w warp, aby po półgodzinie wrócić na miejsce.
Zarejestrowane obrazy nie były zbyt zachęcające. Stacja B5 była uzbrojona po zęby i przygotowana do walki. Parę większych okrętów wojennych i wiele mniejszych zwrotnych jednostek krążyło w pobliżu. Nagle dwa inne opuściły wrota skokowe. Obraz tego, co się działo, był transmitowany na żywo do obu okrętów Federacji.
- To muszą być przyjaciele – powiedziała Tasha Rikerowi. – System transmisji się zmienił. Chyba wymienili kody rozpoznawcze.
- Mamy je? – zapytał obserwując wskazania sensorów.
- Tak – odpowiedziała. – I przekazałam je Ambasadorowi.
- Znakomicie. Kapitan Picard na mostek!
Picard obciągnął kurtkę mundurową i opuścił swój pokój, wychodząc na mostek. Usiadł w fotelu i przez chwilę wpatrywał się w główny monitor.
- Status? – zapytał w końcu.
- Przygotowują się do czegoś dużego. Możemy przylecieć za późno.
- Sir – odezwała się Tasha. – Obiekty, które wykryliśmy wcześniej, chyba faktycznie są systemem podróży międzygwiezdnej. Dwa ich z okrętów wojennych pojawiły się przed chwilą w przestrzeni stacji.
- Interesujące. Ciekawe jak to działa i czy możemy jakoś wykrywać okręty używające tego systemu.
- To może być możliwe – odpowiedział Data. – Ale musielibyśmy odpowiednio skalibrować nasze sensory.
- Projekt na najbliższą przyszłość, panowie Data i Crusher.
- Tak, sir – odpowiedzieli jednocześnie.
- Sir, kapitan Garrett nas wywołuje – przerwała Tasha.
- Na monitor – rozkazał. – Kapitanie?
- Niech pan sprawdzi odczyty sondy.
Przełączył obraz na głównym monitorze na widok z sondy i ekran wypełnił widok olbrzymich okrętów przechodzących przez wrota. Chwilę później rozpoczęła się chaotyczna strzelanina.
Zarówno broniące stację okręty, jak i atakujące wyglądały tak samo. Różniły się jedynie sygnaturą ‘Swój-Obcy’.
- To nasz cel. Jak długo?
- Piętnaście minut z warp osiem.
Picard niemal westchnął. Piętnaście minut to za długo.
- Maksymalna warpowa – nakazał. – Czerwony alarm. Wszyscy na stanowiska bojowe.
- Kapitanie Picard, będziemy dwie i pół minuty za panem. Pomyślnych łowów.
- Dziękuję – odwrócił się od ekranu. – Zobaczymy, czy możemy im jakoś pomóc. Cała naprzód, panie Crusher. Wykonać.
Punkt skokowy sąsiadujący z Babilonem 5
Kapitan floty Terrell Drake, dowódca Evanstone wraz z dowódcą drugiej grupy uderzeniowej skierowanej na Babilon 5 oglądali z zaciekawieniem bitwę o stację. Stanowisko tylnej straży wydawało mu się upokarzające, zwłaszcza że spodziewał się szybkiej kapitulacji stacji zduszonej przez ich cztery niszczyciele i okręty wspomagające. Jego grupa miała czekać w odwodzie, gdyby zdarzyło się coś niespodziewanego. Byli około pół godziny od Grupy Uderzeniowej Alfa, lecąc z maksymalną prędkością z misji pacyfikacyjnej na Proximie III. Zdrajcy na Aleksandrze byli wciąż żywi, ale Churchill przestał istnieć wraz z niszczycielem, który staranował. Faktem było, że wszystkie pięć okrętów wysłanych do pacyfikacji stacji zostało zniszczonych. Okręt abordażowy także uważany był za stracony, jako że stacja nadal się broniła. A na dodatek raporty mówiły o dziwnym okręcie, który obserwował to wszystko tuż poza zasięgiem ognia. To był ten sam okręt, który naruszył przestrzeń Proximy III i był ścigany przez Rochestera i Pournell. Te dwa niszczyciele dołączyły teraz do jego floty.
Prezydent Clark miał rację co do obcych. Byli jak sępy czekające tylko na ochłapy z bitwy. Cóż, tym razem tak nie będzie. Już on tego dopilnuje. Gdyby tylko przybyli szybciej, nie straciliby tylu okrętów przez tę diabelną stację. Ponadto jeżeli Sojusz schwyta te dwa okręty, to da wszystkim jasny sygnał, że Sojusz Ziemski nie jest niczyją zabawką.
Pięć okrętów liniowych EAS i okręt abordażowy wyszło z nadprzestrzeni i w chwilę później ich kapitanowie poczuli poważne zaniepokojenie spowodowane skalą zniszczeń. Cała poprzednia flota była zniszczona lub uszkodzona. Agrippa i Roanoke po prostu wyparowały. Ale druga strona też ucierpiała i nie miała szans w walce z drugą falą świeżych okrętów.
Zmartwiony i rozwścieczony stratami w sprzęcie i ludziach kapitan Drake otworzył kanał do sił chroniących Babilon 5.
- Babilon 5, tu siły Sojuszu Ziemskiego. Na rozkaz prezydenta Clarka macie się poddać. Wszyscy wyżsi oficerowie zostaną aresztowani. Jeżeli będziecie się opierać, użyjemy siły – zamknął wszystkie kanały komunikacyjne. Miał nadzieję, że jednak stawią opór. To nie będzie wiele, ale planował małą demonstrację, tak jak zasugerował Clark. Opór musi zostać zdławiony, a przejęcie tej stacji skonsoliduje wszystkich ludzi w walce przeciwko dominacji Obcych.
Oczywiście zapowiedź akcji w tej części była prostym i może nieco zbyt bezczelnym chwytem reklamowym - jak zwykle w takich przypadkach bywa - po przeczytaniu tego fragmentu czytelnik nie znajduje żadnej prawdziwej akcji, a jedynie jej namiastkę... jednak pod sam koniec napięcie rośnie i... zapraszamy do przeczytania kolejnej części 😀 zupełnie jak w serialach brazylijskich 😛
Tytuł: WSZECHŚWIAT PEŁEN ZMIAN – ROZDZIAŁ 6
Autor: Albert Green Jr.
Kontakt: g3607273@yahoo.com and g3607273@uic.edu
Tłumaczenie: Jerzy Marek Jabłoński „Zarathos”
Współpraca: Paweł D. Dąbrowski “Fluor”
Od 13 lat
Kategoria: Crossover - Star Trek-TNG/ Babilon 5
UWAGA: TA HISTORIA MOŻE BYĆ ROZPROWADZANA BEZ ZGODY AUTORA TAK DŁUGO, JAK DŁUGO NIE POBIERA SIĘ ZA JEJ KOPIĘ ANI DYSTRYBUCJĘ ŻADNYCH OPŁAT BĄDŹ NIE UZYSKUJE INNYCH KORZYŚCI MATERIALNYCH.
"Star Trek", "Star Trek: The Next Generation", "Star Trek: Deep Space Nine" i "Star Trek: Enterprise" oraz cały powiązany ze Star Trekiem materiał, postacie i wszelkie urządzenia technologiczne bądź wzmianki o takich, zarówno w odniesieniu do serii telewizyjnych jak i filmów kinowych mogą być, bądź są, zarejestrowaną własnością Paramount Studios oraz wszelkich korporacji, które mogą być ich właścicielami.
"Babilon 5", jego postacie, technologie oraz wzmianki o takowych, bądź to z serii telewizyjnych lub filmów TV, zarówno już istniejących jak i tych z najbliższej przyszłości, znaki handlowe, Babilon5, postacie, nazwiska i wszystko co powiązane z serialem jest własnością Time Warner Entertainment Co., LP.
Wszystkie pozostałe postacie, technologie bądź wzmianki o takowych są wytworem wyobraźni autora, który bierze za nie całkowitą odpowiedzialność. Żadna z wyżej wymienionych firm nie jest odpowiedzialna za treść poniższego opowiadania.
POWYŻSZA NOTATKA MUSI BYĆ DOŁĄCZONA W NIEZMIENIONEJ FORMIE DO KAŻDEJ KOPII NINIEJSZEGO OPOWIADANIA.
TA HISTORIA MOŻE BYĆ ROZPROWADZANA BEZ ZGODY AUTORA TAK DŁUGO, JAK DŁUGO NIE POBIERA SIĘ ZA JEJ KOPIĘ ANI DYSTRYBUCJĘ ŻADNYCH OPŁAT BĄDŹ NIE UZYSKUJE INNYCH KORZYŚCI MATERIALNYCH.
WSZECHŚWIAT PEŁEN ZMIAN
Rozdział 6
Porucznik Corwin, odbywający służbę w centrum dowodzenia Babilon 5, nie mógł się nadziwić, że udało im się odeprzeć atak wojennej machiny Clarka. Alexander zdołał przetrwać, ale Churchill został poważnie uszkodzony i staranował jeden z wrogich niszczycieli. Ostatnie słowa kapitan Sandry Hiroshi mówiły o uszkodzeniach większości głównych systemów i pożarach na wszystkich pokładach.
Większość Thunderboltów została zniszczona bądź uszkodzona, lecz sama stacja nadal była nietknięta. Jedna z kapsuł abordażowych zdołała zadokować przy kadłubie stacji, jednak siły bezpieczeństwa i Narneńczycy zdołali odeprzeć wrogich żołnierzy.
To była brutalna rzeź po obu stronach.
Dziękował Bogu, że komandor Ivanova zdołała katapultować się ze swej uszkodzonej Furii i ciągle żyła. Dziękował także za zakończenie walk, jako że stacja nie przetrwałaby dłużej.
Skanery wykryły okręt wielkości fregaty o nieznanej konfiguracji, znajdujący się na obrzeżach pola walki, który skanował Churchilla na chwilę przed zderzeniem. Nie miał pojęcia, jak się tam dostał, unikając wykrycia. Po chwili okręt pojawił się przy ich stacji. Corwin miał już nakazać dokładne skanowanie, gdy wrota skokowe aktywowały się i przeszło przez nie parę okrętów Ziemi.
- O nie - mruknął, nawet tego nie zauważając.
Szybko spojrzał na kapitana, oczekując rozkazów. Sheridan westchnął, rozważając możliwe posunięcia. Wyglądał jak desperat i tym właśnie był.
Na pokładzie Evanstone oficer komunikacyjny oczekiwał odpowiedzi na wezwanie jego dowódcy. Jednak został niemile zaskoczony, gdy komunikator zapiszczał, sygnalizując wiadomość od obcego okrętu.
- Sir, otrzymujemy wiadomość.
- Co? Co jest? Poddają się? - zapytał Drake.
Miał nadzieję, że nie. Gdyby poddali się bez walki, czułby się bardzo rozczarowany.
- Mamy problemy z przekazem obrazu, ale to wiadomość od tego białego okrętu - oficer przełączył sygnał na główne głośniki.
- Tu kapitan Jean Luc Picard z pokładu USS Enterprise - obwieścił głos. - Babilon 5 jest pod naszą ochroną. Dezaktywujcie uzbrojenie i opuśćcie przestrzeń stacji albo otworzymy ogień i usuniemy was siłą.
Jak oni śmieli wtrącać się w jego misję!? Zirytowany Drake walnął w przycisk łączności:
- Odmawiam. Nie macie tu żadnej władzy. Nie zmuszajcie nas do otwarcia ognia, Enterprise. - Nagle pojął, że to angielska nazwa. Ten okręt faktycznie należał do ludzi. Kim byli? Pewnie jedną z 'tajnych broni' Sheridana. - Utrzymać kurs. Strzelajcie do nich, jeżeli choćby drgną.
- Potwierdzam, sir.
Kapitan pochylił się nad analizą taktyczną obcego okrętu. Było dla niego zagadką, w jaki sposób ludzie Sheridana zdołali zbudować okręt tej wielkości w całkowitej tajemnicy. Jedno było pewne: żaden ludzki umysł nie mógł wymyślić takich kształtów. Okręt zaprojektowany został jako wielki spodek z trzema pylonami: jednym dużym i dwoma małymi, doczepionymi do większego. Było to dziwne, ale jednocześnie upodobniało okręt do atakującej kobry z rozwiniętym kapturem. Nazwa na spodku była wyraźna i na dodatek po angielsku: NCC-1701-D USS Enterprise. Nie widział żadnych silników i nie mógł się domyślić, dlaczego to coś się poruszało. Ogólna masa okrętu była prawie o połowę mniejsza od krążownika klasy Hyperion. Okręt miał 641 metrów długości i Drake nie mógł zidentyfikować żadnych punktów uzbrojenia, na dodatek jakiś rodzaj pola zakłócającego blokował ich skanery. Jego kapitan mówił jak człowiek, ale był to pewnie jakiś rodzaj oszustwa. Nawet jeżeli był prawdziwym człowiekiem, to oznaczało tylko kolejnego zdrajcę. Jednak cały ich podstęp na nic. Jego okręt abordażowy już leciał w stronę stacji i nic, poza tym dziwnym okrętem, stacją i wymęczonymi resztkami sił obronnych, nie mogło go powstrzymać. Ani jego pięciu niszczycieli.
Otworzył ponownie kanał łączności.
- Enterprise, poddajcie się natychmiast albo będziemy zmuszeni was zniszczyć. - postanowił pozwolić Picardowi trochę się spocić. Bez czekania na odpowiedź przełączył łączność na całą flotę:
- Do wszystkich okrętów. Rochester i Evanstone zneutralizują Enterprise. Nimrod i Pournelle, zajmijcie się Alexandrem. Lenmark, eskortuj okręt abordażowy do stacji. Wszystkie okręty po ukończeniu swoich zadań mają zająć się stacją - rozkazał i wyłączył łączność.
- Poruczniku Hunt, kurs na ten okręcik Picarda. Chcę ich mieć z głowy tak szybko, jak to możliwe - kapitan Evanstone oczekiwał, że okręcik odwróci się i ucieknie. Dwa do jednego nigdy nie było dobrym znakiem dla tego jednego. - Strzelać, gdy znajdziemy się w zasięgu.
- Celujemy.
- Sir - oficer obsługujący radar zameldował - oni lecą na nas.
Kapitan Drake przez chwilę obserwował rosnącą sylwetkę obcego okrętu.
- Jak chcą. Namierzyć i strzelać - to była hańba, strzelać do tak ładnego okrętu, ale jeżeli ktoś igra z ogniem, to musi się poparzyć.
Mała grupa Furii przygotowywała się do zaatakowania Alexandra. Druga grupa leciała w stronę Enterprise. Mając po swojej stronie dwa niszczyciele, byli gotowi roznieść okręt na strzępy. Jeżeli cokolwiek pozostanie, laboratoria na Ziemi będą miały co badać. Pięćdziesięciomilimetrowe działka pulsacyjne i podwójne lasery cząsteczkowe wystrzeliły z Evanstone i uderzyły w Enterprise. Zaraz potem okręt przyspieszył znacznie gwałtowniej, niż miał do tego prawo.
Kiedy kapitan John Sheridan, dowódca Babilonu 5, zobaczył nową falę okrętów Sojuszu, poczuł falę strachu i rezygnacji. Drugiego starcia nie miał szansy wygrać. Jego załoga była wykończona, okręty zniszczone lub uszkodzone. Churchill został stracony wraz z załogą, a uzbrojenie stacji potrzebowało czasu, aby ostygnąć i naładować się. Walki z oddziałem abordażowym ustały, ale stracił wielu żołnierzy. Był zmuszony do wezwania na pomoc Wielkiej Maszyny z Epsilona III, chociaż bardzo chciał tego uniknąć.
To nie było tak jak podczas wojny z Minbari. Teraz to nie była walka my kontra oni, a raczej my kontra my. Każda osoba, którą zabijałeś, była kimś, kogo znałeś, jak powiedział major Ed Ryan - dowódca Aleksandra. Ci ludzie nosili te same mundury, jedli to samo jedzenie, śmiali się z tych samych żartów i bronili tej samej konstytucji.
Pięć okrętów rozerwało szyk, aby pokryć możliwie najwięcej wektorów ostrzału. Wtedy potężny sygnał wdarł się w systemy komunikacyjne.
- Tu kapitan Jean Luc Picard z pokładu USS Enterprise. Babilon 5 jest pod naszą ochroną...
Sheridan uważnie wpatrywał się w przekaz ukazujący wysokiego łysego mężczyznę ubranego w coś, co ewidentnie było wojskowym mundurem, ale nieznanego typu. Kim on był? A ten okręt miał kształty, jakich nigdy nie widział. Gdzie znajdowały się jego silniki? Chwilę później niszczyciel i towarzyszące mu myśliwce otworzyły ogień. Było jasne, że Picard będzie miał ręce pełne roboty. Mimo wszystko Sheridan był mu wdzięczny - jego działania chociaż trochę pomogły stacji. Kapitan natychmiast nakazał wszystkim bateriom wesprzeć Alexandra, a myśliwcom zająć się myśliwcami wspierającymi niszczyciele atakujące uszkodzony okręt. Jednak to był najmniejszy problem. Drugi okręt abordażowy leciał w stronę stacji. Na dodatek miał wsparcie małego krążownika.
Kapitan Anita Bryzski skierowała swój nowiutki okręt abordażowy lekkim łukiem z daleka od pola walki. Przy odrobinie szczęścia jej marines trafią na słabiej bronioną sekcję i z łatwością wedrą się w głąb stacji. Lenmark był okrętem starego typu, ale z łatwością bronił okrętu abordażowego przed ogniem ze stacji. Była odpowiedzialna za bezpieczeństwo swoich stu czterdziestu pięciu ludzi i traktowała swoją pracę bardzo poważnie. Ale mimo to, nawet gdy okręt zbliżał się do stacji, z zaciekawieniem rzucała okiem na białą maszynę. Parsknęła, a chwilę potem westchnęła, gdy niszczyciele wystrzeliły pełną salwę na mały okręcik. Lepiej oni niż ja - pomyślała. Chwilę później znów westchnęła.
Okręt przetrwał atak. W zasadzie poruszył się tak szybko, że nawet nie wiedziała, czy pociski w ogóle trafiły. A potem odpowiedział ogniem. Rochester został trafiony jakimś rodzajem broni energetycznej i zaczął się zataczać od siły ciosu. Przez radio słyszała wściekłe instrukcje nakazujące kontratak i rozkazy dla Pournelle do przerwania ataku i wsparcia Evanstone w walce z obcym okrętem.
Bryzski doprowadziła okręt dwa tysiące metrów od stacji, gdy czujniki podniosły alarm. Drugi niezidentyfikowany okręt pojawił się znikąd na prędkości trzech czwartych prędkości światła i błyskawicznie zwalniał. Przez chwilę myślała, że to błędne wskazania czujników. Nic nie poruszało się tak szybko, ani nie zwalniało tak błyskawicznie. Anita chciała nakazać oficerowi łączności potwierdzić raport, ale nagle ich okręt gwałtownie zwolnił, zupełnie jakby został chwycony hakiem.
- Co się stało? - zapytała, jednocześnie zwiększając moc silników.
- Coś nas chwyciło!
- W okolicy nie ma nic, co mogłoby wyhamować nasz okręt bez wyrwania całej aparatury haka - odpowiedziała. A potem zobaczyła drugi obcy okręt, ledwo widoczny, i poczuła, jak jej krew tężeje. Według skanerów był tylko nieznacznie mniejszy od Enterprise, ale ten też był ewidentnie potężną maszyną. To musiał być jakiś rodzaj uchwytu magnetycznego, ale jego siła była zadziwiająca. To coś zatrzymało jej okręt w miejscu, wyhamowując w ułamku sekundy z ośmiuset kilometrów na sekundę do zera. Na dodatek odciągali ich od stacji, mimo że silniki pracowały z pełną mocą. Jakby tego było mało, nikt nie mógł wykryć żadnego uchwytu czy pola magnetycznego.
- Ma'am - powiedział jej drugi pilot. - Myśliwce Lenmarka atakują ten drugi okręt... strzelają!
Furie otwarły ogień ze wszystkiego, co miały na pokładach, ale ich pociski nie tknęły obcego okrętu. Załoga abordażowca słuchała w przerażeniu, jak piloci krzyczą, a potem milkną jeden po drugim. Ich myśliwce znikały za każdym razem, gdy obcy strzelał. Krótkie, precyzyjne strzały nie chybiły ani razu. Obcy okręt zdezintegrował piętnaście myśliwców w ciągu paru sekund.
Na pokładzie Ambasadora kapitan Garrett uśmiechnęła się, gdy zameldowano jej, że piętnastu więźniów spoczywa w specjalnie zaadaptowanej ładowni, tuż obok swoich kombinezonów, oddzielonych w procesie transportu.
- Kapitanie - powiedział Sisko. - Ten mały okręcik spali sobie silniki, jeżeli nie przestanie próbować się nam wyrwać.
- Celować w ich silniki, tylko ostrożnie. Nie chcę niszczyć tego okrętu.
Miała zamiar zniszczyć ich napęd, a potem odholować z dala od pola walki, gdzie nic by im nie groziło. Fazery wystrzeliły i musnęły silniczki okrętu abordażowego, który bezwładnie dryfował w przestrzeni.
W tym czasie okręt wojenny zbliżał się szybko do nieruchomego okrętu Federacji. Ich broń namierzyła sekcję spodka Ambasadora.
- Strzelają - powiedział Sisko, naprowadzając fazery na cel.
Okręt wystrzelił kombinację ciężkich laserów i rakiet, z których wszystkie trafiły w sekcję osłon chroniących mostek. Enterprise-C zakołysał się lekko, jego osłony z łatwością rozproszyły energię trafień.
- Brak uszkodzeń. Osłony stabilne.
Widząc, że ich atak nie przynosi żadnego efektu, Garrett obserwowała Lenmarka okrążającego jej okręt i przygotowującego się do następnego ataku.
- Przekazać im rozkaz poddania się - nakazała.
Lenmark odpowiedział kolejną salwą rakiet i wiązkami laserów.
- Celować w ich napęd i uzbrojenie. Ognia po gotowości.
Jaskrawe wiązki energii, zredukowane do trzydziestu procent mocy, uderzyły w pancerz Lenmarka. Już pierwsze strzały odcięły niewielką część sekcji napędowej krążownika. Niechroniony okręt niemal natychmiast stracił całą moc i zaczął bezwładnie dryfować. Kilkanaście kapsuł ratunkowych wystrzeliło z Lenmarka.
- Ładnie zrobione. Dziękuję, komandorze - Garrett z zaciekawieniem przyglądała się unieruchomionemu okrętowi. Był ciężko uszkodzony i w zasadzie jedynym systemem, który funkcjonował, było podtrzymywanie życia, a i to ledwo ledwo. Oni są tacy delikatni!
- Mają ofiary na całym okręcie. Pomagamy im?
- Nie - odpowiedziała. - Przynajmniej dopóki to się nie skończy.
Ambasador odciągnął okręt abordażowy w pobliże wrót skokowych. Mały okręcik nawet nie próbował się opierać.
Kapitan Drake, zakrwawiony i kaszlący z powodu dymu wypełniającego mostek, zacisnął zęby i nakazał strzelcom kontynuować ostrzał Enterprise-D. Rochester strzelił z głównych baterii, ale obcy okręt po prostu usunął się z drogi pocisków z gracją, która zaszokowała jego i załogę. Był pewien, że przynajmniej jedna rakieta trafiła, ale celowniczy nie mógł tego potwierdzić. Za to byli pewni tego, co się stanie za chwilę. Obcy okręt wystrzelił ze swej broni energetycznej i rozciął niszczyciel od dziobu do rufy. Potem była tylko przerażająca eksplozja i skrystalizowana atmosfera zaczęła opuszczać wrak okrętu, zabierając ze sobą szczątki i coś, o czym wolał nie myśleć. Silniki okrętu wydały ostatnie tchnienie i niszczyciel ustawił się bokiem do pola walki, powoli dryfując. Drake był niemile zaskoczony tym, że Enterprise nawet nie zwraca uwagi na myśliwce.
Chwilę później coś uderzyło w jego okręt i wszystko zaczęło się kręcić. Mostek wypełnił dym i krzyki załogi. Gdzieś wybuchł pożar. Słyszał jęk obciążonego metalu. Czujniki wykazywały, że większość systemów przestała funkcjonować. "Tak musiała wyglądać walka z Minbari" - pomyślał.
Pournelle wtargnęła na pole walki strzelając ze wszystkiego, co miała, i trafiła Enterprise-D w śródokręcie. Drake był zadowolony z natężenia tego ataku. Wysokoenergetyczne wiązki laserowe i rakiety wbiły się w bok okrętu, jednak bez efektu. Cały atak został zablokowany przez jakiś rodzaj pola energetycznego. Potem Pournelle wystrzeliła dwie rakiety z głowicami nuklearnymi. Taka akcja była nielegalna tak blisko cywilnych linii handlowych, poza tym Clark chciał stację całą, a nie w postaci radioaktywnego żużlu.
Gdy oba pociski eksplodowały, cały obszar zniknął w białym świetle. Enterprise-D pogrążony został w stworzonym przez ludzi piekle.
Tytuł: WSZECHŚWIAT PEŁEN ZMIAN – ROZDZIAŁ 7
Autor: Albert Green Jr.
Kontakt: g3607273@yahoo.com and g3607273@uic.edu
Tłumaczenie: Jerzy Marek Jabłoński „Zarathos”
Współpraca: Paweł D. Dąbrowski “Fluor”
Od 13 lat
Kategoria: Crossover - Star Trek-TNG/ Babilon 5
UWAGA: TA HISTORIA MOŻE BYĆ ROZPROWADZANA BEZ ZGODY AUTORA TAK DŁUGO, JAK DŁUGO NIE POBIERA SIĘ ZA JEJ KOPIĘ ANI DYSTRYBUCJĘ ŻADNYCH OPŁAT BĄDŹ NIE UZYSKUJE INNYCH KORZYŚCI MATERIALNYCH.
"Star Trek", "Star Trek: The Next Generation", "Star Trek: Deep Space Nine" i "Star Trek: Enterprise" oraz cały powiązany ze Star Trekiem materiał, postacie i wszelkie urządzenia technologiczne bądź wzmianki o takich, zarówno w odniesieniu do serii telewizyjnych jak i filmów kinowych mogą być, bądź są, zarejestrowaną własnością Paramount Studios oraz wszelkich korporacji, które mogą być ich właścicielami.
"Babilon 5", jego postacie, technologie oraz wzmianki o takowych, bądź to z serii telewizyjnych lub filmów TV, zarówno już istniejących jak i tych z najbliższej przyszłości, znaki handlowe, Babilon5, postacie, nazwiska i wszystko co powiązane z serialem jest własnością Time Warner Entertainment Co., LP.
Wszystkie pozostałe postacie, technologie bądź wzmianki o takowych są wytworem wyobraźni autora, który bierze za nie całkowitą odpowiedzialność. Żadna z wyżej wymienionych firm nie jest odpowiedzialna za treść poniższego opowiadania.
POWYŻSZA NOTATKA MUSI BYĆ DOŁĄCZONA W NIEZMIENIONEJ FORMIE DO KAŻDEJ KOPII NINIEJSZEGO OPOWIADANIA.
TA HISTORIA MOŻE BYĆ ROZPROWADZANA BEZ ZGODY AUTORA TAK DŁUGO, JAK DŁUGO NIE POBIERA SIĘ ZA JEJ KOPIĘ ANI DYSTRYBUCJĘ ŻADNYCH OPŁAT BĄDŹ NIE UZYSKUJE INNYCH KORZYŚCI MATERIALNYCH.
WSZECHŚWIAT PEŁEN ZMIAN
Rozdział 7
- Pournelle! - wrzeszczał Drake. - Nie autoryzowano użycia broni atomowej! - jednocześnie myślał, że zrobiłby to samo. - Czy wy...
Poczuł naglą suchość w ustach, gdy zobaczył okręt noszący dumną nazwę Enterprise wynurzający się z atomowego piekła. Tym razem Drake wyraźnie widział błyszczący bąbel otaczający obcy okręt. Potem zobaczył dwa niesamowicie szybkie obiekty wystrzelone przez Enterprise. Pournelle odpowiedziała, używając wszystkich systemów i próbując uciec od nadciągających pocisków. Mógł sobie wyobrazić, co robił teraz kapitan Hawthorne.
Widząc takie pociski, nakazałby otworzyć ze wszystkiego ogień i wykonywać awaryjne manewry uników. Wiedział, że Hawthorne widzi pulsujące czerwoną energią pociski, pędzące z połową prędkości światła i ciągle przyspieszające. Hawthorne pewnie był tak samo przerażony jak on. Oboje wyobrażali sobie, jaką siłę mogły mieć te pociski. Ostatecznie to Pournelle wystrzeliła pociski atomowe pierwsza, dając obcym powód do odwetu. On starałby się zrobić wszystko, aby je powstrzymać, ale wiedziałby też, że jest za późno. Przy tej prędkości nawet systemy obronne na pełnej automatyce nie miały szansy zestrzelić nadciągających pocisków.
Dwie torpedy fotonowe o wysokiej mocy uderzyły w Pournelle, przełamując okręt na pół. Chwilę później eksplodowały, pogrążając niszczyciel w burzy energii. Gdy ta rozproszyła się, po Pournelle nie pozostał nawet ślad. Czymkolwiek były te pociski, pozbawiły półtorakilometrowy okręt egzystencji.
Jego dumna flota została rozgromiona w niecałe trzy minuty, a na dodatek nadchodziły informacje o drugim obcym okręcie, który unieszkodliwił Lenmarka i okręt abordażowy. Szybko obliczył, że potrzebowałby mocy ognia co najmniej ośmiu okrętów, aby przełamać obronę przeciwników. Podniósł głowę i popatrzył na Enterprise-D lecącego w jego kierunku. A on nie miał nawet skąd wezwać pomocy.
- Rozkazy? - zapytał jego pierwszy oficer.
Siedząc w fotelu, kapitan Drake nerwowo starł pot z czoła, gdy obcy okręt wyhamował dwa kilometry od Evanstone. Pięciominutowa bitwa nie była tym, czego się spodziewał dziesięć minut wcześniej. Nimrod i połowa jego Furii przerwały kontakt z uszkodzonym Aleksandrem i skierowały się w stronę Enterprise, gdy wiązka sfazowanej energii przeleciała parę metrów od kadłuba, wstrząsając okrętem. Strzał ostrzegawczy zrobił swoje i Nimrod powoli skręcił, wyłączając uzbrojenie. Jednocześnie jego oficer komunikacyjny zameldował o nadchodzącej wiadomości.
- Tym razem jest video.
Przekleństwo. Wiedział, kto to jest.
- Otworzyć kanał.
Tym razem przekazowi towarzyszył obraz i kapitan mógł sobie obejrzeć swoich pogromców. Na ekranie widniał mostek, niepodobny do niczego, co znał. O wiele większy, niż się spodziewał. Wszyscy, których widział, mieli w sobie coś z wytrawnych wojowników. Nawet ten siedemnastoletni dzieciak za czymś, co jak się domyślał, było sterem.
- Mówi kapitan Picard. Wasza walka się skończyła. Namierzyłem was ze wszystkiego, co posiadam. Sugeruję, abyście odlecieli, póki jeszcze możecie.
On był człowiekiem! Drake widział zimne spojrzenie Picarda i wiedział, co ono znaczyło. Spojrzał na oficera taktycznego, który skinieniem głowy potwierdził, że Enterprise namierza ich. Jeżeli obcy okręt by wystrzelił, pozostałoby po nich może parę atomów i nic więcej.
To był czas, aby odlecieć.
Nie mógł. Nie mógł wrócić do prezydenta tak poniżony, jednak nie miał wyjścia. Dalsza walka byłaby samobójstwem.
- Wycofujemy się.
Wściekłość kotłująca się w nim była tak intensywna, że myślał, iż go spali. TO JESZCZE NIE KONIEC, PICARD! SHERIDAN, TY ZDRAJCO! JESZCZE ZOBACZĘ CIĘ MARTWEGO! Nawet gdy jego okręty opuszczały terytorium stacji, Drake myślał, jak pojmać obce okręty. A jeżeli nie będzie mógł: jak je zniszczyć. Ale będzie potrzebował pomocy. Dużo pomocy. No i nie będzie mógł tego zrobić tutaj. Następnym razem to on wybierze czas i miejsce.
Dwa pozostałe niszczyciele i mała grupka Furii przeszły powoli przez wrota skokowe i zniknęły w nadprzestrzeni.
Mostek Babilonu 5 eksplodował śmiechem i radością. Nie tyle ze zwycięstwa, co z zakończenia walki. Stacja została uszkodzona, ale nadal działała. I nadal była ich.
John także był zadowolony, ale te okręty stanowiły niewiadomą, mogącą narobić więcej szkód niż wszystkie niszczyciele Sojuszu. Kim byli? I dlaczego im pomogli? Musiał się dowiedzieć.
- Poruczniku Corwin - rozkazał. - Chcę rozmawiać z tymi okrętami. Z kapitanem Picardem.
- Sir, drugi okręt wywołuje nas. Kapitan Garrett. Prze...
Zakrztusił się i zamilkł, gdy nad stacją otworzyły się przejścia nadprzestrzenne i trzy minbarskie Sharliny w towarzystwie pojedynczej Białej Gwiazdy wyleciały z nadprzestrzeni. Natychmiast zwróciły się w stronę Enterprise.
- Tu ambasador Minbaru Delenn z klanu Mir. - Serce Johna podskoczyło z radości na dźwięk jej głosu, ale zaraz potem opadło na sam dół, gdy usłyszał resztę transmisji - Babilon 5 jest pod naszą ochroną. Odlećcie lub zostaniecie zniszczeni.
- Tu kapitan Picard - odpowiedział Enterprise. - Nie sądzę, aby Babilon 5 był 'wasz' w celu ochrony.
- Dlaczego nie? - skontrowała. - Tylko jeden ludzki kapitan przetrwał starcie z Minabri, a on jest po naszej stronie. Jeżeli cenicie sobie swoje życie - odlećcie.
Dwie pary oczu wpatrywały się w siebie i żadne nawet nie mrugnęło.
- Ludzkie okręty mogły przegrywać poprzednie starcia - zimno odpowiedział Picard. - Ale na wszystko jest sposób.
- Sir! - krzyknął Corwin. - Minbarskie okręty namierzyły Enterprise. - Spojrzał zdziwiony na Sheridana. - Sir! Enterprise namierzył wszystkie cztery okręty minbarskie. - Był zaszokowany. Żaden ludzki okręt nie powinien tego dokonać. A ponadto odczyty energii otaczające Enterprise wzrosły znacząco.
Na monitorze kapitan Sheridan i porucznik Corwin widzieli, jak twarz Picarda tężeje, gdy kontrolę przejął stary, doświadczony żołnierz. Dla Sheridana wszystko było jasne: Picard sądził, że Minbari chcą skorzystać z okazji i przejąć kontrolę nad stacją.
- Do diabła!
To nie było dobre. John chwycił komunikator i wrzasnął do Corwina:
- Dawaj mi Delenn! Szybko!
Żadna ze stron nie wiedziała, kim jest druga. Fakt, że Enterprise zdołał namierzyć minbarskie okręty mimo ich zdolności stealth, świadczył o technologii tych białych okrętów. Oni musieli być powstrzymani, zanim będzie za późno.
Okręty dowodzone przez Delenn weszły w przestrzeń Babilonu 5 wypełnioną przez szczątki okrętów i ludzkie ciała. Pierwszą rzeczą, jaką wykryły jej sensory, były dwa stosunkowo małe okręty z ludzkimi napisami na nich. Podejrzewała najgorsze, że Clark jakimś sposobem wszedł w posiadanie nowej technologii i wykorzystał ją przeciwko Babilonowi 5. Częściowy skan, który był wszystkim, co zdołali osiągnąć, potwierdził, że większość załogi była ludźmi. Ale parę ras było im całkowicie obcych. Jakich sojuszników zyskał Clark? I co to oznaczało w nadchodzącej wojnie?
- Namierzyć najbliższy okręt - rozkazała - i przygotować się do otwarcia ognia, jeżeli będą na tyle głupi, żeby zostać. - Ten Picard był bardzo pewny siebie i bardzo głupi.
- Delenn - powiedział oficer taktyczny. - Ludzki okręt namierzył nas!
- To niemożliwe - powiedziała zaskoczona. Żadna ludzka ani obca technologia, z paroma wyjątkami, nie mogła tego dokonać. Przerwać namiar.
- Próbowałem dwa razy i za każdym razem odnawiali go - nawet gdy to mówił, próbował przerwać namiar i skrzywił się, gdy mu to nie wyszło. Rzadko kiedy ich technologia stealth była tak kompletnie kompromitowana.
- Kontynuuj próby! - to ją przestraszyło. Jakim cudem stworzyli taką technologię? Odpowiedź brzmiała - niemożliwe. Więc jak? Czyżby Cienie im pomogły?
- Próbuję, Delenn. Ale oni mogą nas trafić. A odczyty ich energii są niepokojące. - To było nieporozumienie.
- Nie odlatują - powiedziała w pełni świadoma tego, co się zaraz zdarzy. - Przygotować się do otwarcia ognia.
- Tak, Delenn. To będzie ciężka walka.
Nagłe pojawienie się trzech punktów skokowych tuż nad ich głowami niemile zaskoczyło załogi federacyjnych okrętów.
Na pokładzie Enterprise-D Picard naciskał na pewny namiar, a porucznik Yar wściekle pracowała nad wypełnieniem tego rozkazu. Mimo iż obce okręty nie miały pól ochronnych, to mimo wszystko były trzy razy większe od ich okrętu i przenosiły imponującą ilość uzbrojenia. Najwyraźniej ta rasa chciała przejąć kontrolę nad stacją korzystając z okazji. Miały także możliwość wychodzenia z nadprzestrzeni bez użycia wrót skokowych. To było interesujące i jak tylko to wszystko się skończy, Picard musiał kazać Dacie i Crusherowi opracować metodę wykrywania okrętów w nadprzestrzeni.
- Porucznik Yar, namierzyć ich za pomocą sensorów optycznych i odczytów energetycznych. - To była jego ulubiona taktyka, gdy walczył z zamaskowanymi okrętami. - Fazery ustawić na maksymalną moc.
- Gotowe, sir. Mamy potwierdzony namiar celu. - Emisje energii były podobne do romulańskich reaktorów, a Tasha potrafiła je namierzyć z łatwością. - Ambasador jest gotowy do walki. Przekazujemy im dane celownicze dla koordynacji ataków.
- Zgoda. Jeżeli nie odlecą, przygotować się do walki. Ale nie strzelać, jeżeli oni nie zaczną.
John mówił szybciej, niż przypuszczał, że jest zdolny. Strzelanina byłaby czymś strasznym i niepotrzebnym. Nie potrafił sobie wyobrazić, co by zrobił, gdyby Delenn została ranna albo zginęła. A to było całkiem realne.
- Delenn, Ambasador, Enterprise. Nie strzelajcie. Wszyscy są przyjaciółmi. Nie strzelajcie. Powtarzam. Nie strzelajcie. - Sheridan, praktycznie błagał wpatrując się w zbliżające się do siebie okręty. - Wszyscy są przyjaciółmi. Nie strzelać.
- Kapitanie Sheridan. Tu Jean Luc Picard z Enterprise. Nie będziemy strzelać, jeżeli oni nie będą strzelać do nas.
- John? - zapytała Delenn. - To ludzie. Co się dzieje? - jej twarz wyrażała zdziwienie i zaniepokojenie. Mimo to nadal chciała walczyć z Enterprise i Ambasadorem.
- Oni przed chwilą ocalili nasze tyłki.
- Tu kapitan Garrett z Ambasadora. Wycofamy się, ale jeżeli do nas strzelą...
- Nie strzelą - zapewnił Sheridan. - Oni są po mojej stronie.
Parę chwil później Ambasador dezaktywował uzbrojenie i odleciał na bok. Widząc to Sharliny także rozładowały broń i zamknęły luki uzbrojenia. Zaraz za nimi uzbrojenie rozładował Enterprise, a na końcu, po dłuższej chwili Biała Gwiazda.
- Bogu dzięki.
- Tak, Corwin, Bogu dzięki. Kapitanowie, chętnie bym z wami porozmawiał osobiście, ale mamy tu dużo uszkodzeń i wielu rannych. Chciałbym was prosić o pomoc w ich ratowaniu. W duchu współpracy, rzecz jasna.
To był test i oboje federacyjnych kapitanów to rozumiało.
- Oczywiście, kapitanie.
Sheridan nie mógł się dłużej powstrzymać:
- Kim wy u diabła jesteście?
- Tylko wędrowcami daleko od domu - tajemniczo odpowiedział Picard. - Porozmawiamy później. - Z tymi słowami zamknął kanał łączności.
- Możemy im zaufać? - zapytał młody porucznik. - Pomogli nam, ale nie wiemy o nich nic poza tym, że ich kapitan jest człowiekiem.
- I że te okręty są tak potężne, że poradziły sobie z flotą niszczycieli nawet się nie pocąc. Masz rację - zamyślił się. - Są wielką niewiadomą i jak wszyscy wiemy, nikt nie robi nic za darmo dla tej stacji. Ale teraz chcą nam pomóc. A ja jestem ciekawy - odegnał dym sprzed twarzy. - Najpierw zajmiemy się naszymi ludźmi tam na zewnątrz. Nie będziemy nikogo mieszać w nasze sprawy. Sami się w to wpakowaliśmy i sami się z tego bagna wydostaniemy.
Przez okno widział promy wylatujące z obu białych statków i lecące w stronę katapultowanych pilotów. Nawet ich promy były niezwykłe. Nie widział żadnych silników, a skanery ledwo je namierzały. Był gotów postawić każde pieniądze, że Minbari też mieli z tym problemy. Jak tylko rząd ziemski dowie się o takiej technologii na ludzkim okręcie, dostanie ślinotoku. Chyba ci nowi otworzyli właśnie puszkę pełną oślizgłych robali.
To było rozsądne, pomyślał Picard o propozycji Garrett, aby używać tylko promów. Dla krytycznie rannych robili wyjątki, ale zasadniczo nie chcieli pokazywać tym ludziom teleporterów. Tam było tylu ludzi. Ochrona będzie miała pełne ręce roboty, oddzielając swoich od wrogów. Ale jego ludzie znali swoją robotę, więc mógł się odprężyć i popatrzeć na stację. Miała ponad pięć mil długości i coś w rodzaju sekcji rotacyjnej do wytwarzania sztucznej grawitacji. W sumie całkiem imponująca konstrukcja.
Skanery wykryły wiele sekcji o różnych zmiennych środowiskowych. To świadczyło o obecności wielu obcych ras na stacji i nie mógł się nadziwić, jak ludzki rząd mógł ryzykować atak na stację. Gdyby któryś z pocisków uderzył w sektory zamieszkane przez obcych, ilu z nich by zginęło? I ile wojen by to wywołało? Czy ci ludzie pozbawieni byli wyobraźni? A może raczej nie liczyli się z tym. Gra musiała się tu toczyć o naprawdę wysoką stawkę, jak powiedział wcześniej Riker.
Minbarskie krążowniki okrążające stację były drugą niewiadomą. Cały czas próbowały przełamać blokadę czujników. Nie udawało im się to, a ze swojej strony Picard był zdziwiony ich zdolnością do blokowania niektórych skanów. Jednak dwadzieścia lat wojny z wrogiem, który potrafił zniknąć jak przykryty czapką niewidką, nauczyło wiele Federację i teraz Enterprise nie miał większych problemów ze skanowaniem tych olbrzymich okrętów. Wszystko świadczyło o tym, że byli w kosmosie od bardzo, bardzo dawna. Picard chętnie spotkałby ich kapitanów, ale priorytet miała rozmowa z Sheridanem.
Kapitan Garrett wyhamowała Ambasadora tuż przy Lenmarku. Mimo że jej okręt był o połowę krótszy od Lenmarka, to on dominował.
- Tu federacyjny okręt Ambasador. Lenmark, odbierasz nas?
- Ambasador - nadeszła odpowiedź - przerwij wrogie działania - zmęczony głos ledwo przebijał się przez zakłócenia. - Mamy wielu rannych, a nasze podtrzymywanie życia w zasadzie nie działa. Poddajemy się.
- Jest pan kapitanem?
- Ona nie żyje - odpowiedział. - Jestem komandor Glenn Wilson. Pierwszy oficer.
- Cóż, komandorze Wilson. Proszę się przygotować do opuszczenia okrętu. Nasze promy was podejmą - nakazała. - Zostaniecie pewnie przetransportowani na Babilon 5. Rzecz jasna, żadnej broni. Jakikolwiek ślad oporu i odeślemy was do domu w pudełku. Bardzo małym. Rozumiemy się?
- Całkowicie.
- Cieszę się, że mogliśmy porozmawiać - powiedziała Garrett. - Dołączy pan niedługo do kapitan Bryzski.
Taka strata, pomyślała, taka strata.