Forum › Fandom › Opowiadania › Cykle opowiadań › Wszechświat pełen zmian
Chrzanić poprawność polityczną !...Mam takie małe pytanko dla tlumaczy. Czy zamierzacie też zająć się drugą cześcią opowiadania i jeszcze jedno czy jest ciąg dalszy?
Mam takie małe pytanko dla tlumaczy. Czy zamierzacie też zająć się drugą cześcią opwiadania i jeszcze jedno czy jest ciąg dalszy?
Jeżeli pytasz czy to co jest na forum, to już wszystko co mamy, to oczywiście, że nie. Trwają intensywne prace redakcyjne nad drugim rozdziałem (chwilowo przerwane, gdyż nie potrafię się jeszcze rozdwoić 😉 ), a w kolejce czekają jeszcze 3. Zaś Zarathos przekłada kolejne 🙂
Poza tym skeet pisze czesc druga pt Those Who Stand - jak skonczymy z tym to bede i tamto tlumaczyl.Sa jeszcze rownolegle historie: Evolutions i Ruination Wars - ale to na pozniej. Duzo pozniej
Tytuł: WSZECHŚWIAT PEŁEN ZMIAN – ROZDZIAŁ 2
Autor: Albert Green Jr.
Kontakt: g3607273@yahoo.com and g3607273@uic.edu
Tłumaczenie: Jerzy Marek Jabłoński „Zarathos”
Współpraca: Paweł D. Dąbrowski “Fluor”
Od 13 lat
Kategoria: Crossover - Star Trek-TNG/ Babilon 5
UWAGA: TA HISTORIA MOŻE BYĆ ROZPROWADZANA BEZ ZGODY AUTORA TAK DŁUGO, JAK DŁUGO NIE POBIERA SIĘ ZA JEJ KOPIĘ ANI DYSTRYBUCJĘ ŻADNYCH OPŁAT BĄDŹ NIE UZYSKUJE INNYCH KORZYŚCI MATERIALNYCH.
"Star Trek", "Star Trek: The Next Generation", "Star Trek: Deep Space Nine" i "Star Trek: Enterprise" oraz cały powiązany ze Star Trekiem materiał, postacie i wszelkie urządzenia technologiczne bądź wzmianki o takich zarówno w odniesieniu do serii telewizyjnych, jak i filmów kinowych mogą być bądź są zarejestrowaną własnością Paramount Studios oraz wszelkich korporacji, które mogą być ich właścicielami.
"Babilon 5", jego postacie, technologie oraz wzmianki o takowych bądź to z serii telewizyjnych lub filmów TV, zarówno już istniejących, jak i tych z najbliższej przyszłości, znaki handlowe, Babilon5, postacie, nazwiska i wszystko, co powiązane z serialem, jest własnością Time Warner Entertainment Co., LP.
Wszystkie pozostałe postacie, technologie bądź wzmianki o takowych są wytworem wyobraźni autora, który bierze za nie całkowitą odpowiedzialność. Żadna z wyżej wymienionych firm nie jest odpowiedzialna za treść poniższego opowiadania.
POWYŻSZA NOTATKA MUSI BYĆ DOŁĄCZONA W NIEZMIENIONEJ FORMIE DO KAŻDEJ KOPII NINIEJSZEGO OPOWIADANIA.
TA HISTORIA MOŻE BYĆ ROZPROWADZANA BEZ ZGODY AUTORA TAK DŁUGO, JAK DŁUGO NIE POBIERA SIĘ ZA JEJ KOPIĘ ANI DYSTRYBUCJĘ ŻADNYCH OPŁAT BĄDŹ NIE UZYSKUJE INNYCH KORZYŚCI MATERIALNYCH.
WSZECHŚWIAT PEŁEN ZMIAN
Rozdział 2
Obydwa okręty nie odleciały daleko od miejsca, w którym pojawiły się w tym świecie. Dwa tygodnie starań o odtworzenie warunków, które ich tu przywiodły, tylko powiększyły frustrację obu załóg. W końcu uznano, że powrót jest chwilowo nieosiągalny. Jedyną dobrą wiadomością było to, że obie maszyny udało się przywrócić do stanu całkowitej sprawności. Niemożność zrobienia czegokolwiek sprawiała, że kapitan Picard chodził wściekły i zły. Kapitan Garrett, będąca osobą, z którą czuł się najbardziej swobodnie, stawała się jego największym wsparciem w chwilach słabości i frustracji. Riker był dobrym pierwszym oficerem, ale Garrett była mu równa, a to duża różnica. Ku swemu zdziwieniu stwierdził, że współpraca obu okrętów coraz bardziej mu się podoba.
Satysfakcja na twarzy kapitan Garrett była dobrze widoczna, gdy rozglądała się po świeżo wyremontowanym mostku. Ona i reszta oryginalnej załogi Enterprise-C wciąż uczyli się obsługi nowo zainstalowanych urządzeń. Gdy okręt otrzymał nagle sprzęt o dwadzieścia dwa lata nowszy, Garrett wydawało się, że otrzymała pod dowództwo nową maszynę. Replikatory sprawdzały się doskonale do zaspokajania potrzeb załogi, a także do tworzenia części zamiennych dla okrętu. Wcześniej uzyskanie wielu części było niemożliwe bez pomocy bazy gwiezdnej. Broń i systemy defensywne były o wiele bardziej wydajne, jednak to niewiele ją obchodziło. Najbardziej interesowały ją możliwości badawcze. Rozmawiała wcześniej z Picardem i zgodzili się podzielić role. Enterprise-C, nazywany przez nowych członków załogi Ambasadorem, miał przejąć rolę okrętu badawczego, podczas gdy Enterprise-D miał być straszakiem. I jeżeli zajdzie potrzeba, będzie tym, który zdzieli wielką pałką kogo trzeba. Zadecydowali także, żeby przedstawiać się jako członkowie zaginionej ludzkiej kolonii. Oczywiście w końcu ujawnią prawdę, ale z tym trzeba być ostrożnym. To, czego zdołali się dowiedzieć o Ziemi, sprawiło, że woleli podchodzić ostrożnie do kontaktów z nią. Na razie postanowili zbadać najbliższą przestrzeń i ważne miejsca ze swojego świata.
Pierwszym przystankiem na trasie obu okrętów miał być Wolkan, odległy o około dziesięć dni przy prędkości warp 3. Podróż przebiegła bez niespodzianek i załogi spędziły ten czas na sporządzaniu map. Było wiele różnic między tym światem a ich ojczystym i mapy były potrzebne. Na przykład mgławica Katasi nie istniała, a w jej miejscu znajdowała się osobliwość kwantowa - pozostałość po ciężkiej gwieździe, która zapadła się w sobie około trzystu tysięcy lat temu. Odpowiednik Andoru także nie istniał, stał się ofiarą olbrzymiej asteroidy, która obróciła planetę w kupę orbitującego gruzu.
Enterprise-C pierwszy wszedł na orbitę Wolkana. To, co odnaleźli, było spaloną przez słoneczne wybuchy planetą, na której już od paru tysięcy lat nie istniało żadne życie. Odnaleziono pozostałości cywilizacji w głębokich podziemnych grotach - przykład próby przetrwania mieszkańców planety. Próby, która nie powiodła się; Wolkanie przegrali walkę ze swoim słońcem. Teraz powierzchnia była tak gorąca, że nawet bakterie nie miały szans na przeżycie.
Wszyscy Wolkanie byli świadomi, że taki sam los może spotkać ich świat nawet teraz. Wolkanie na Enterprisach rozpoczęli uroczystości żałobne, a ich śpiew, wzmocniony przez telepatię, odczuwany był przez wszystkich znajdujących się na pokładach obu okrętów. Gdy uroczystości zostały zakończone, zeskanowano dokładnie planetę i teleportowano na pokład niewielką figurkę kobiety, pamiątkę po tym świecie, oraz ostrzeżenie przed losem, jaki może spotkać Wolkanów. Figurka została przekazana w ręce najstarszego Wolkana na okręcie.
Dwa dni później oba okręty odnalazły tubylczy statek, poruszający się w rzeczywistej przestrzeni z prędkością niewiele większą od minimalnej. Przez jakiś czas okręt był obserwowany, jednak nagle maszyna zniknęła. Dalsze badania pozwoliły odkryć dziwaczną konstrukcję składającą się z czterech ramion z zamontowanymi generatorami. Nikt nie wiedział, do czego może służyć. Geordi przypuszczał, że to rodzaj maszyny tworzącej zakłócenia przestrzenne i pozwalającej na podróże z prędkościami większymi od światła.
- Sądzę, że gdzieś musi być jeszcze jedno takie urządzenie, nazwę je Gwiezdnymi Wrotami – powiedział Geordi, a Wolkan będący głównym mechanikiem na Ambasadorze, pokiwał głową zgadzając się z nim – które pozwala okrętom na zwolnienie do prędkości podświetlnych. Jak widać, napęd warp nie został tutaj wynaleziony. Ta forma podróżowania może być niemal tak samo efektywna, jednak potrzebujemy więcej czasu na bardziej szczegółowe badania.
Mimo że taki pomysł był intrygujący, Jean Luc odrzucił prośbę Geordiego. Nadal było zbyt wiele niewiadomych, a nie chciał wystawiać swoich okrętów na niebezpieczeństwo podczas grzebania w Gwiezdnych Wrotach należących do kogoś innego. Ruszyli więc na trzech czwartych impulsowej w kierunku Ziemi. Nie wiedzieli, że ich obecność uaktywniła czujnik nadprzestrzenny i spowodowała wysłanie sygnałów na planetę, do której zmierzali.
Dla kapitan Garrett okręt był trochę zatłoczony. To było miłe uczucie, tak samo jak bycie wreszcie w pełni zdrową. Zaawansowane replikatory z okrętu Picarda były wspaniałe, a technologia rekrystalizacji dilithium jeszcze lepsza. Jej stara załoga integrowała się z nowo przybyłymi z Enterprise-D i była im za to głęboko wdzięczna. Ostatecznie różnica 22 lat doświadczeń i wojny nie jest łatwą barierą do pokonania. Ale był jeden problem. Problem dotyczący morale załogi. Groźba ugrzęźnięcia na zawsze w tym świecie powoli robiła swoje. Kapitan Garrett miała plan, jak z tym walczyć, ale najpierw musiała z kimś porozmawiać. Na pokładzie jej okrętu była doktor Selar, wolkańska kobieta, która razem ze swoim zespołem została przetransferowana z Enterprise-D. Ona mogła pomóc. Weszła do przebudowanego lazaretu uśmiechając się ciepło.
- Co mogę dla pani zrobić, kapitanie? – zapytała Wolkanka. Jak większość z jej rasy była bezpośrednia aż do bólu.
- Mamy problem – zaczęła. – Wielu naszych ludzi cierpi na coś, co nazwałabym chorobą sierocą.
- Rozumiem – odpowiedziała Wolkanka. – Ludzie mają tendencję do popadania w depresje, jeżeli muszą zmierzyć się z niewiadomym, z małą nadzieją na powrót do domu. Wolkanie nie odczuwają tego problemu, jednak wiele emocjonalnych ras owszem.
"Typowa Wolkanka" - pomyślała Garrett. - "Zawsze ten zimny ton z nutą wyższości."
Ale tak naprawdę nie miało to znaczenia... Po prostu lubiła ją.
- Chciałabym się dowiedzieć, czy zna pani ludzi mających trening psychologiczny. Moglibyśmy ich użyć jako terapeutów dla naszych załóg.
- Logiczny plan, kapitanie. Wśród członków zespołu medycznego jest parę istot odpowiadających tej charakterystyce. – Zastanowiła się przez chwilę. – Mam kogoś, kto może być szczególnie przydatny w tej roli. Podeszli do młodego technika:
– Porucznik Troi?
Młoda kobieta odwróciła się.
- Tak, pani Selar... Och, kapitanie.
- Deanna, wybrałam cię jako odpowiedź na zapotrzebowanie kapitan na kogoś, kto może pomóc z problemami załogi – powiedziała Selar. – Twój trening w psychiatrii oraz zdolności telepatyczne nadadzą się znakomicie.
Piękna sanitariuszka popatrzyła zdziwiona, słysząc jak oficerowie opowiadają o jej nowym przydziale.
- Telepatka. Pełna?
- W zasadzie, kapitanie, jestem córką Ziemianina i Betazoidki. Moje zdolności nie są tak silne jak u betazoidów czystej krwi, ale potrafię całkiem nieźle odbierać emocje. Sądziłam, że te zdolności znakomicie uzupełnią moje wykształcenie, ale wojna...
- Rozumiem – odpowiedziała Garrett. – Moim zamiarem jest stworzenie grupki dwóch, trzech oficerów, może pani ich wybrać, którzy pełniliby rolę doradców załogi i dbali o ich zdrowie psychiczne. Pani byłaby dowódcą. Czy odpowiada to pani?
- Kapitanie, uwielbiam wyzwania – kobieta uśmiechnęła się, dając wyraz swemu zadowoleniu.
- Znakomicie, ponieważ pani pierwszymi pacjentami będą Klingoni.
Troi z ogromnym zdziwieniem spojrzała na kapitan i zrozumiała, że ta wcale nie żartuje.
W areszcie Worf warczał na swoją towarzyszkę z sąsiedniej celi.
- Nie obchodzi mnie, co myślisz! Nie jesteśmy w naszym świecie!
- To kłamcy! Wszyscy! – odwarknęła Klingonka. – A ty jesteś głupcem, wierząc w każde ich słowo.
Jak u każdego Klingona, na takie słowa poczuł wzbierający gniew, ale zdołał go opanować.
- B’Elanna, powinienem cię zabić za taki brak szacunku. Nie wierzysz własnym oczom, nie czujesz tego we własnych kościach? Jesteśmy zagubieni.
- Oni kłamią!
Worf nie odpowiedział. Czuł jej strach. I słyszał wątpliwość w jej głosie. W przeciwieństwie do ludzi i innych istot na pokładzie oboje nie stracili przytomności. Czuli jak ich ciała zostają rozłożone na atomy, złożone z powrotem i znów rozerwane. To było jak bycie uwięzionym w transporterze, który nagle zwariował. Przez ponad dwie godziny. Jakim cudem sami nie potracili zmysłów - tego nie wiedział. Jednak teraz liczyło się tylko przetrwanie. Jeżeli naprawdę byli w innym wszechświecie, to kapitan Enterprise nie będzie miał z nich żadnego pożytku. Jeżeli będzie łaskawy, pozostawi ich na jakiejś bezludnej planecie. Jeżeli nie, pewnie przetransportuje ich w kosmos i pozwoli umrzeć. A Worf nie miał zamiaru ginąć poznawszy prawdę. Jeżeli istniała możliwość, że powróci do domu, musiał przeżyć i opowiedzieć innym o zdradzie Rodu Durasa. To był jego obowiązek.
Jego klingońska dusza była rozdarta między wstydem uwięzienia, a ciekawością poznania, co tak naprawdę się stało. Co się dzieje i jaki jest ten świat. Czy odnajdzie w sobie siłę, aby współpracować z tymi wszystkimi ludźmi, wrogami jego krwi? Nie był pewien. Pogłoski mówiły, że Wolkan i Andor nie istniały w tym świecie, zniszczone przez naturalne katastrofy. Czy byli tu inni Klingoni? Jaka była ich rola? Czy byli wojownikami, czy czymś wręcz przeciwnym?
- Nie możesz im ufać.
- Ufam tobie – odpowiedział. – Jesteś na wpół człowiekiem.
- Wiem, wobec kogo zachować lojalność.
- Tak, wiem... – odpowiedział. – Możemy być jedynymi Klingonami na tym świecie. Przetrwanie, B’Elanna. Przetrwanie.
Nie wiedziała, czy będzie potrafiła. Była z Klingonami tylko dlatego, że ludzie nigdy nie zaakceptowali jej klingońskiej połowy. Zawsze nazywali się oświeconymi i tolerancyjnymi, ale gdy tylko wojna się zaczęła, odrzucili ją. Klingoni wierzyli jej tylko dlatego, że stała się jedną z nich – szybką, wierną i zabójczą. Jednak ta transformacja rozerwała jej duszę. I teraz przeklinała za to obie rasy.
Komandor Benjamin Sisko, wysoki na 180 cm czarnoskóry wysportowany mężczyzna z ogoloną na łyso głową i staranie pielęgnowaną bródką, przydzielony został do Enterprise-D po tym, jak Klingoni zniszczyli USS Saratoga, zabijając jego syna i młodą żonę. Nie miał czasu na żałobę. Brutalna rzeczywistość wymusiła szybką adaptację. Jego przyjaciele myśleli, iż jego gwałtowność spowodowana jest nienawiścią do Klingonów. Mylili się. Była wynikiem żalu po utracie najbliższych. Sposobem na zachowanie trzeźwego umysłu. Szczególnie teraz, gdy sytuacja przecięła więzy z tymi, których kochał. Jego ojciec i siostra, którzy wciąż żyli, pozostali na Ziemi. Nie mógł tego wytłumaczyć, ale nie miał nawet cienia wątpliwości, że już nigdy nie wróci do swojego świata. Opowiedział o swoich lękach Betazoidce; obawach, których nie rozumiał, ale które pomagały mu w trzeźwej ocenie sytuacji.
Ale teraz słuchał sygnałów odbieranych z przestrzeni. Bez wątpienia pochodziły z Ziemi. Przez ostatnie dwa dni odbierali sygnały prosto z kierunku, na którym leżała Ziemia. Ku jego zdziwieniu transmitowane były po angielsku, rosyjsku, hiszpańsku i w wielu innych językach. Nie były przesyłane przez podprzestrzeń, a informacje, jakie zawierały, były co najmniej niepokojące. Wszystko wskazywało na to, że Ziemia chce zaatakować własne kolonie na Marsie.
"... Prezydent ogłosił stan wojenny i nakazał wojsku zdławienie rewolty na Marsie wszelkimi dostępnymi środkami. Mamy nagranie świadczące o tym..."
- Panie Sisko?
Był tak zajęty słuchaniem transmisji, że nie zauważył swego nowego dowódcy, stojącego za nim i cierpliwie przyglądającego się transmisji przez prawie piętnaście sekund. Odwrócił się błyskawicznie.
- Tak, proszę pani?
- Wydaje się pan bardzo zajęty tymi nagraniami. Coś interesującego?
- Tak – odpowiedział. – Wygląda na to, że Ziemia jest w środku jakieś rewolucji. Dane są niepełne, ale sądzę, że ich siły mają zamiar zaatakować ich własną kolonię na Marsie, która zbuntowała się przeciwko rządowi. Myślę, że po prostu chcą ich zrównać z ziemią.
- Własnych ludzi... – zmrużyła oczy.
Ten rodzaj informacji niezbyt dobrze rokował dla federacyjnych okrętów i ich załóg. Bez wątpienia Enterprise-D obserwował te same wydarzenia.
– Mamy sondę w tym regionie. Proszę skierować ją na Marsa. Zobaczymy, co tam się dzieje. Potem porozmawiamy z Picardem – cicho nakazała, wciąż analizując informacje. – Tymczasem mam dla pana zadanie. Tymczasem mam dla pana zadanie. Pewnie je pan znienawidzi, ale jest pan osobą najlepiej się do niego nadającą.
W opowiadaniu na poczatku pisze "z tego co dowiedzieli sie o ziemi woleli tam nie leciec"A co takiego sie dowiedzieli, jak i od kogo?
z tego co pamietam jest wyjasnione dalej w tekscie. albo moze w nastepnym rozdziale 😀
O tym jest w tekście (fragment o tłumieniu buntu na Marsie), choć oczywiście w kolejnych rozdziałach jest jeszcze gorzej :PTo zdecydowanie najgorsza część, z przykrością stwierdzam, bowiem w jakiś dziwny sposób autorowi zachciało się "wyprażyć" Wolkan (czego nie można miec mu za złe 😉 należało im się za te wszystkie upokorzenia wokół P'Jem) ale i rozwalić Andorię, co jest dla mnie krokiem zupełnie niezrozumiałym i w ogóle niepotrzebnym 🙂
a mnie dziwi skąd tam się w ogóle wzieły te 2 planety, przecież to całkiem inny wszechświat.
Wszechświat ten sam, realia tylko inne
nie bardzo , wg. mnie to jest całkiem inny wszechświat , bo pod wszechświat równoległy nie mozna tego podciągnąć ,
Btw. Zarathos - kiedy będzie przetłumaczona nastepna część ??
To jak wyjaśnisz ze w obu jest ziemia, mars, alfa centauri itd? Sporo tego jak na zbieg okoliczności.
To jest całkiem dobrze wyjaśnione w równoległej historii, którą będę tłumaczył jako kolejną 😀
W każdym bądź razie chodzi o to, że kiedyś, dawno temu (albo za parę tysięcy lat 😀 ) jakaś rasa chciała zrobić drugiej kuku i spieprzyła, co wywodzące się z jednej linii czasowej.
Widzę, że kłócicie się o świat równoległy......... jak dla mnie najlepiej ten fenomen wyjaśniał........ serial na (wtedy jeszcze) RTL 7.O ile dobrze pamiętam to miał tytuł "Sliders"..... czy jakoś tak.Czyli krótko mówiąc. Wystarczyło żeby Einstein kichnął gdy wymyślał swoją teorię względności, czegoś tam zapomniał i już się tworzył świat równoległy gdzie tejże teorii nie ma 😀 😀
Tytuł: WSZECHŚWIAT PEŁEN ZMIAN – ROZDZIAŁ 3
Autor: Albert Green Jr.
Kontakt: g3607273@yahoo.com and g3607273@uic.edu
Tłumaczenie: Jerzy Marek Jabłoński „Zarathos”
Współpraca: Paweł D. Dąbrowski “Fluor”
Od 13 lat
Kategoria: Crossover - Star Trek-TNG/ Babilon 5
UWAGA: TA HISTORIA MOŻE BYĆ ROZPROWADZANA BEZ ZGODY AUTORA TAK DŁUGO, JAK DŁUGO NIE POBIERA SIĘ ZA JEJ KOPIĘ ANI DYSTRYBUCJĘ ŻADNYCH OPŁAT BĄDŹ NIE UZYSKUJE INNYCH KORZYŚCI MATERIALNYCH.
"Star Trek", "Star Trek: The Next Generation", "Star Trek: Deep Space Nine" i "Star Trek: Enterprise" oraz cały powiązany ze Star Trekiem materiał, postacie i wszelkie urządzenia technologiczne bądź wzmianki o takich zarówno w odniesieniu do serii telewizyjnych, jak i filmów kinowych mogą być bądź są zarejestrowaną własnością Paramount Studios oraz wszelkich korporacji, które mogą być ich właścicielami.
"Babilon 5", jego postacie, technologie oraz wzmianki o takowych bądź to z serii telewizyjnych lub filmów TV zarówno już istniejących, jak i tych z najbliższej przyszłości, znaki handlowe, Babilon5, postacie, nazwiska i wszystko, co powiązane z serialem jest własnością Time Warner Entertainment Co., LP.
Wszystkie pozostałe postacie, technologie bądź wzmianki o takowych są wytworem wyobraźni autora, który bierze za nie całkowitą odpowiedzialność. Żadna z wyżej wymienionych firm nie jest odpowiedzialna za treść poniższego opowiadania.
POWYŻSZA NOTATKA MUSI BYĆ DOŁĄCZONA W NIEZMIENIONEJ FORMIE DO KAŻDEJ KOPII NINIEJSZEGO OPOWIADANIA.
TA HISTORIA MOŻE BYĆ ROZPROWADZANA BEZ ZGODY AUTORA TAK DŁUGO, JAK DŁUGO NIE POBIERA SIĘ ZA JEJ KOPIĘ ANI DYSTRYBUCJĘ ŻADNYCH OPŁAT BĄDŹ NIE UZYSKUJE INNYCH KORZYŚCI MATERIALNYCH.
WSZECHŚWIAT PEŁEN ZMIAN
Rozdział 3
Uśmiechała się. I nie był to dobry znak. Jeżeli kapitan uśmiecha się w ten sposób, to chce, żebyś zrobił coś, o czym sam nigdy nawet byś nie pomyślał. Wiedział o tym, bo sam często uśmiechał się tak do swoich ludzi. Dlatego postanowił milczeć i czekać, udając niewiniątko.
- Kazałam przenieść obu Klingonów na nasz okręt. Chcę, żeby pomógł im pan się zaaklimatyzować – powiedziała i uśmiechnęła się, gdy zobaczyła jego minę.
‘Bogowie’ - pomyślał.
- Chce pani zrobić ze mnie niańkę? – zapytał. – Dla tych zwierząt?
- Oni są żywymi istotami, komandorze. I mają takie same prawa jak pan i ja – szybko odpowiedziała. – Są tu uwięzieni tak samo jak my i nie pozwolę ich zostawić na jakieś zapomnianej planecie i porzucić, jakby byli jakimiś bestiami – dodała. – Ja i Picard zgodziliśmy się w tej kwestii.
- To musiała być interesująca rozmowa – stwierdził.
- A tak, komandorze – wzięła głęboki oddech, przypominając sobie gorącą, pełną gniewu i nienawiści rozmowę z Jean-Luciem. – Dwadzieścia dwa lata walk przeciwko Klingonom zrobiło swoje. Pana ludzie nie znają nic poza wojną, a Pierwsza Dyrektywa już dawno odeszła w zapomnienie. Zrobiliście nawet te przeklęte niszczyciele planet – mruknęła zdegustowana samą myślą. – Coś, o czym nawet nie myślano dwie dekady temu.
Alfa Mk III, głowice niszczycieli planet, napełniały ją obrzydzeniem, mimo iż Ambasador miał teraz dwie na pokładzie jako podarunek od Picarda.
– Miliardy zginęły po obu stronach. Jeżeli Federacja zdecyduje się poddać, ile czasu minie, zanim wojna wybuchnie na nowo? Czy zdołamy żyć pod klingońskim jarzmem? Nie sądzę. Ale tutaj nie ma to już znaczenia.
- I...? – potrzebował czasu do namysłu.
To zadanie było szalone. Jak ktoś mógł wymyślić coś takiego?
- I – kontynuowała – potrzebujemy zmian. Zmian w myśleniu. Odzyskać to, co straciliśmy przez tę wojnę. Mam zamiar zacząć od swojej załogi. Tak starej, jak i nowej. Nasza nienawiść do Romulan jest tak samo silna jak wasza do Klingonów. Ale musimy o tym zapomnieć.
- I dlatego chce pani oddać tych Klingonów pod moją opiekę?
- W zasadzie, komandorze, mój wybór padł na pana z dwóch powodów. Pierwszy to ten, że ufam panu. Ufam, że zrobi pan to, co trzeba. Wiem, że będzie ciężko. Musi pan być przykładem dla obu załóg. Poza tym... pan jest tak samo duży jak on. Nie zdoła pana przestraszyć. A pan nie popełni błędów, jakie popełniłby ktoś pod wpływem strachu. Walczył pan z Klingonami w bezpośredniej walce i on to uszanuje. Nawet jeżeli najchętniej urwałby panu jaja – uśmiechnęła się niewinnie.
- Dziękuje za zaufanie – odpowiedział zdziwiony jej rozumowaniem. – A co będzie, jeżeli będę musiał go zabić?
- Byłabym bardzo rozczarowana, Benjamin. Mogę cię tak nazywać?
- Tak, proszę pani.
Nigdy nie zwracała się tak do niego.
- Musiałabym sądzić, że masz mniej wyobraźni, niż przypuszczałam.
- Postaram się pani nie zawieść.
A co to do diabła miało znaczyć?
Garrett podeszła do monitora i wyświetliła ostatni przechwycony z Ziemi komunikat.
- To drugi powód, dla którego chcę, aby pan zajął się tą sprawą.
- Czyli?
- Sądzę, że wielu na tym okręcie sprostałoby wymaganiom do tego zadania, ale potrzebuje czegoś specjalnego. Pańska przeszłość, jako członka tak zwanej mniejszości, jak to nazywano przed Trzecią Wojną Światową, jest dokładnie taką samą sytuacją, w jakiej są teraz Klingoni – odpowiedziała. – Ma pan doświadczenie w takich sytuacjach, a przez to lepsze zrozumienie tego, co odczuwać muszą ci Klingoni na okręcie pełnym ludzi i ras, których naprawdę nienawidzą.
- Kapitanie – takie postawienie sprawy trochę go zdziwiło – rasizm został wyeliminowany z naszej społeczności ponad dwieście lat temu. Jakoś nie mogę zrozumieć, o co pani chodzi.
- Benjamin, możesz w ten sposób okłamywać innych, ale nie mnie – odpowiedziała krótko. – Jeden z moich przyjaciół wyjaśnił mi to lata temu. Dobrze wiem, co stało się po Khanie i Trzeciej Wojnie.
Zrobił jedyną rzecz, jaką mógł. Uśmiechnął się. Ta kobieta miała rację. Jak zwykle. Po secesji pułkownika Greena i jego genetycznych supermanów wielu ludzi o innym kolorze skóry było pierwszymi podejrzanymi bez względu na sytuację. Nieprzyjemności były często subtelne, czasami brutalne, ale zawsze obecne w takiej czy innej formie. Wszystko eksplodowało wraz z ludobójstwem Greena i późniejszą wojną atomową. Dopiero gdy wszystko się zakończyło, ludzie wreszcie zrozumieli, że kolor skóry nie ma najmniejszego znaczenia. Zaś doświadczenia tamtych czasów pozostały w ludzkiej pamięci.
- Ma pani rację – mruknął. – Zawszę będę pamiętał, z kim się zadaję.
- Och, a tak na marginesie – zmieniła temat – proszę, nazywaj mnie Rachel. Nie lubię formalności. Szczególnie w sytuacjach takich jak ta. Sądzę, że wszyscy staniemy się sobie bliżsi w przyszłości. Więźniowie zostaną przetransportowani za godzinę. Umówiłam cię też na ekstra sesję z doradcą. Przydadzą ci się dodatkowe informacje. – Gdy spostrzegła jego minę wybuchła śmiechem. – Spokojnie. To czeka wszystkich.
Guinan stała przy oknie w swej kwaterze i patrzyła na gwiazdy, które były dla niej jednocześnie znajome i obce. Sięgnęła na zewnątrz używając darów jakie jej lud, El-Aurianie, posiadał i tej ‘innej’ mocy, której istnienie niewielu podejrzewało, i poczuła... życie. Część była zimna; zimna i nie zwracająca na nic uwagi. Część płonęła namiętnością. Borg nigdy się tu nie rozwinęli, a Q tak się odizolowali, że nie zauważali innych form życia.
"I dobrze" - pomyślała. - "O jedną niewiadomą mniej."
Rozumiała, że czas został jakoś zmieniony. Fakt, że Enterprise-C przeleciał przez wyrwę czasową, pojawiając się przed nosem jej Enterprise, nie mógł być przypadkiem. Co stworzyło tę wyrwę? Wiedziała, że na wiele z tych pytań nigdy nie znajdzie odpowiedzi. Ale miała swoją teorię, która objaśniała najważniejszą kwestię: dlaczego Organianie nie ingerowali. Cichy dzwonek wyrwał ją z zamyślenia.
- Wejść.
- Mam nadzieję, że pani ambasador nie przeszkadzam.
Picard stał w wejściu, rozglądając się uważnie. Po chwili wszedł.
– Muszę z panią porozmawiać.
- Proszę – wskazała na krzesło. – I nie nazywaj mnie ambasadorem w mojej kwaterze. Znam cię – powiedziała z błyskiem wesołości w oku. – Zaczniesz nazywać mnie tak bez względu na wszystko, a ja tego nie lubię. No, napijesz się czegoś?
- Tak, proszę – to była jedna rzecz, która nie podlegała dyskusji: Guinan była Guinan.
Czarnoskóra kobieta wyjęła dwie szklanki i wypełniła je ciemnym płynem z bąbelkami. Picard wziął głęboki łyk. Najwidoczniej mu zasmakowało, bo wziął następny.
- To mulariański nektar zmieszany z odrobiną ziemskiej cytryny.
Napój odprężał. Teraz, kiedy więcej energii przeznaczono dla replikatorów, jedzenie stało się przyjemnością, a nie koniecznością.
- Nie wiem, gdzie zacząć – powiedział. – Jak pewnie zauważyłaś, kapitan Garrett i ja nie rozumiemy się za dobrze. Walczy ze mną na każdym kroku. Te problemy z Klingonami...
- Stara się pokazać, że to wszystko jest szalone – odpowiedziała Guinan tonem nauczycielki. – A ja się z nią zgadzam. Mamy dwadzieścia dwa lata wspomnień o życiu, które nie istnieje, stworzonych przez jakąś nieznaną siłę.
- Co rozumiesz przez tę siłę? – zainteresował się Picard.
Opowiedziała mu o swoich podejrzeniach i obserwowała, jak Picard tężeje.
- Więc twierdzisz, że jesteśmy ofiarami jakiejś czasowej zimnej wojny?
- Podejrzewam. To by tłumaczyło, dlaczego Organianie nie zdecydowali się na ingerencję. Jest tak wiele niewiadomych, węzłów czasowych i zakłóceń w czasoprzestrzeni, że mogłoby to spowodować niewyobrażalną katastrofę – pociągnęła łyk napoju, smakując każdą kroplę, jakby piła go pierwszy raz. – Jean-Luc, wyobrażasz sobie, co by się działo, gdyby każda torpeda fotonowa powodowała zakłócenia czasoprzestrzeni? Cały wszechświat byłby jak ser szwajcarski. Rysy, wyrwy i co tam jeszcze, nie zdarzają się same z siebie. Musi być jakaś przyczyna – zamyśliła się na moment. – Wiele dzieje się we wszechświecie i o większości rzeczy nigdy się nie dowiemy. Wojna nie powinna się zdarzyć, a jednak była. Ktoś przewidział to i wysłał Enterprise-C w przyszłość. Przypuszczał pewnie, że okręt zostanie zniszczony. Ale ktoś inny skierował okręt do nas, żebyś mógł naprawić linię czasową. Ktoś, kto wiedział, że w tej konkretnej chwili będę w tym miejscu, tak abym mogła cię ostrzec. Ale to nie zadziałało i teraz...
- I teraz jesteśmy tutaj – dokończył.
- Ale dobrą stroną tej sytuacji jest to, że żyjemy i mamy Ambasadora razem z nami. Jego ludzie i Tasha Yar nie powinni być tutaj. Ale są i kapitan Garrett jest żywym przykładem tego, jaka powinna być Federacja. Musimy podążać za nią, brać z niej przykład i odzyskać to, co ktoś nam zabrał. Stać się przykładem dla tego uniwersum. Nie walcz z nią. Ucz się, a raczej przypomnij sobie to, co straciłeś. Musimy także uczyć się od ludzi tutaj. Są dużo silniejsi, niż może się to na początku wydawać. Ale cokolwiek wybierzesz, zrobisz to niedługo.
- Jesteśmy zagubieni, Guinan – stwierdził.
- Tak, jesteśmy. I to bardziej, niż sądzisz. Mam wiele wspomnień, Jean-Luc. Życie, które wiodę, jest jakby echem tych, które wiodłam kiedyś. Moja pamięć ma zaledwie miesiąc, podczas gdy jej echo ciągnie się przez dekady. To bardzo irytujące.
- Gadki-szmatki o mechanice czasowej – nienawidził mechaniki czasowej.
W zasadzie większość ludzi nienawidziła mechaniki kwantowej za wyjątkiem Daty.
- Nienawidzę psychiki mechaniki temporalnej – dodała powiększając jego zakłopotanie. – Jesteś tutaj i tam, i pośrodku. Wszędzie jednocześnie. A to zdarzyło mi się więcej niż raz. Na przykład jak twoja rasa pierwszy raz spotkała Klingonów?
- Jeden z ich okrętów rozbił się przed dziewiczym lotem pierwszego Enterprise – pomyślał przez chwilę. – Pod kapitanem Archerem. Archer odwiózł Klingona do domu.
- Cóż, Jean-Luc. Ja to pamiętam inaczej – powiedziała. – Klingoni nigdy nie wylądowali na Ziemi. Pierwsze spotkanie nastąpiło w kosmosie i oni wcale nie wyglądali tak jak teraz. Już bardziej jak ludzie. To później zmienili się i teraz wyglądają, jak wyglądają. Ale nikt tego nie zauważył.
- Mamy przecież zapiski z naszego pierwszego kontaktu. Ten Klingon tutaj jest perfekcyjnym przedstawicielem gatunku.
- To jest właśnie interesujące – odpowiedziała Guinan. – To, co widzisz, to nie jest kłamstwo, ale zmiana w rzeczywistości. Sztuczna zmiana. Klingoni wyglądali jak ludzie, ale nikt tego nie pamięta. Nie znali też pojęcia honoru, ale przecież wszyscy wiedzą, że Klingoni są honorowi.
- Oczywiście – drgnął w fotelu.
- Rzeczywistość zmieniła się co najmniej trzy razy. Inny przykład. Kiedy wybuchła Trzecia Wojna Światowa?
- W 2033. Ludobójstwo pułkownika Greena spowodowało śmierć ponad sześciu milionów ludzi.
- No cóż. Ja pamiętam, że wybuchła znacznie wcześniej. Na początku dwudziestego pierwszego stulecia. I pochłonęła trzydzieści siedem milionów istnień. Nie sześć – patrzyła jak Picard blednie.
- Inny przykład. Kiedy spotkaliśmy Ferengi?
Tak, to jedno wiedział na pewno.
– Archer spotkał ich po raz pierwszy. Mój Enterprise był drugim okrętem Federacji, który natknął się na tą rasę.
- Na pewno? – zapytała. – Ja pamiętam, że to ty nawiązałeś pierwszy kontakt z Ferengi, mimo iż nie było mnie wówczas na tym statku – uśmiechnęła się. – Może dodam jeszcze, że ten Klingon, którego mamy w celi, powinien teraz znajdować się na mostku u twojego boku.
Picard poczuł, jak opada mu szczęka.
- Nawet Romulanie wyglądają inaczej niż pamiętam – zamyśliła się. – Najwidoczniej kwadrant Alfa jest na łasce jakichś podróżujących w czasie szaleńców, którzy zmieniają czas, jak im się żywnie podoba.
Przez chwilę oboje milczeli, a raczej rozważali implikacje tego, co przed chwilą zostało powiedziane.
Picard nie czuł się zbyt pewnie przechodząc do następnego punktu rozmowy:
- Guinan... – powiedział miękko. – Co do kapitan Garrett. Ona jest... jest...
- Niezwykła? – dokończyła Guinan. – Inna? Mniej sztywna niż ty? Ma inny styl dowodzenia? – uśmiechnęła się lekko.
- Wszystko na raz – roześmiał się i wziął następny łyk nektaru. – Jest tak bardzo inna od tego, do czego przywykłem. Ta kobieta odtwarza muzykę na mostku!
- Nie lubisz muzyki? – zapytała Guinan.
- Lubię muzykę! – prawie krzyknął. – Ale nie ma dla niej miejsca na mostku. To centrum nerwowe okrętu i wymaga pełnej koncentracji. Muzyka odwraca uwagę.
- Czyżby?
- To nie tylko muzyka. To też jej rodzaj. Jej gust jest... co najmniej prowokujący. Jeżeli odtwarzałaby coś innego, byłoby to łatwiejsze do przełknięcia.
- Coś takiego, żeby uśpić załogę?
- Przekręcasz moje słowa, Guinan – zirytował się.
- Z tego, co słyszałam, ma tak samo klasyczny gust jak ty.
- O nie – zaprzeczył ze śmiertelną powagą. – Nie jak ja. Ja lubię klasyków: Bacha, Haendela, Vivaldiego, T’Pero, a nie...
- Joe’go Sample? Trani z Marsa? Indii Arie? Michaela Jacksona zanim mu odbiło? – zapytała. – To też klasycy. Musze powiedzieć, że odpowiada mi ta zmiana. Jest mniej, jakby to powiedzieć, deprymująca.
- Co? Mój mostek nie jest deprymujący. To centrum dowodzenia – wziął duży łyk napoju. – Wiesz, że ona tańczy na mostku?
- Tańczy? – uśmiechnęła się.
- No może bardziej podryguje w takt muzyki – zgodził się. – Ale to niespotykane, żeby kapitan robił coś takiego na mostku.
- Może po prostu cieszy się pracą? Życiem?
- I okazuje to tańcząc przed załogą. Jak ludzie, których życie spoczywa w jej rękach, mogą szanować jej decyzje? – im więcej o tym myślał, tym bardziej się zgadzał ze swoim tokiem myślenia. – Niemożliwe.
- Och, Picard... – wyszeptała sącząc drinka. – Nie cierpisz tego, prawda?
Oto kolejna część naszej epopei... a w drodze są już kolejne. To, że pojawiła się tak późno jest w zasadzie moją winą, bo ją nieco przetrzymałem żeby "odleżała" 😉 No i troszkę czasu nie miałem 😛 Ten III odcinek składa się w zasadzie z dwóch dość rozbudowanych i jakże fascynujących dialogów. Przez pierwsze 20 minut historia była nawet interesująca 🙂