Przez święta przerobiłem sobie dwa pierwsze sezony. Uwaga, będę strzelał do klonów... i to bez rozkazu, rozkazu.
Najbardziej chyba męczy bułę schemat. Jak robot medyczny - to musi być taki, jak ten co leczył Luke'a. Jak grają w jakąś grę planszową - mus, by była taka jak na Sokole Milenium, a podejrzana knajpa na Coruscant pachnie tą na Tatooine (nawet klientela podobna). Lutowani i przespawawywani tysiące razy A2D2 i C3PO, mogę tak jeszcze długo.
Zrobienie z droidów (które stanowiły wtedy największą i przerażającą (bo bezduszną) armię mordującą cywili) bandy nieśmiesznych imbecyli to niezły strzał w kolano. No, ale tak, wiem, kubki muszą zejść z półek. Gówniara wymachująca mieczem (co z tego, że sympatyczna? Zresztą miała być starsza, ale znowu zaingerował wujaszek Lucas) dowodząca doświadczonymi żołnierzami, każdy Jedi automatycznie generałem, a admirałowie to mogą ewentualnie radą służyć...
Dobra, bo mnie coś trafi. Wiedziałem, żeby nie oglądać już lata temu 🙂