Dzięki najnowszej wersji emulatora no$gba dane mi było w końcu przetestować Tactical Assault w wersji na konsolę Nintendo Dual Screen. Od dłuższego czasu pokładałem w tym tytule spore nadzieje - taki Starfleet Command na konsoli przenośnej z wykorzystaniem stylusa. Niestety się nieco rozczarowałem. Gra została uproszczona do takiego stopnia, że nawet SFC3 przy tym to rozbudowany symulator. Nie ma już przydzielania mocy do podzespołów okrętu, bawienia się ECM i ECCM, wysyłania abordażu i wielu innych możliwości oferowanych przez prekursora. Jedyne co nam zostaje to latanie w kółko za wrogiem i strzelanie, czasem wykorzystanie jakiejś specjalnej opcji (overload, emergency turn, shield recharge itp).Wady na tym się nie kończą. Ostre słowa krytyki należą się osobom odpowiedzialnym za sterowanie okrętem przy pomocy stylusa. Wszystko byłoby wręcz super gdyby nie fakt, iż musimy się przenosić pomiędzy trzema panelami aby śledzić wszystkie parametry okrętu. Chcąc zregenerować tarczę przenosimy się do "Shields", w celu zmiany prędkości i ogólnego wyznaczenia kierunku skaczemy do "Navigation", a aby śledzić stan załadowania broni udajemy się do "Weapons". Powstaje tutaj pytanie - dlaczego to wszystko nie mogło znaleźć się na jednym ekranie tylko trzech? Odrobina pracy i jedyne czego byśmy potrzebowali w grze to stylus, tymczasem siłą rzeczy trzeba część czynności wykonywać za pomocą standardowych klawiszy (vide kursory). Istnieje także możliwość całkowitego sterowania przyciskami ale prawdę mówiąc nie tego oczekiwałem po grze.Na tym nie koniec gdyż oprawa audio-wizualna nawet jak na NDS nie jest powalająca. Okrety i inne elementy otoczenia to kilka OGROMNYCH tekstur na krzyż. Momentami ciężko jest zidentyfikować do czego strzelamy gdyż widzimy tylko bliżej nieokreślony kształt. Muzyka może nie jest zła, ale zbyt monotonna. Przygrywają nam typowe startrekowe brzmienia zmieniające się w zależności od sytuacji. Niemniej jednak z biegiem czasu zamiast zagrzewać do walki powodują irytację. Reszta udźwiękowienia tradycyjna - fazery, torpedy, alarm, wybuchy... wszystko niemalże identyczne jak w SFC. Nie usłyszymy jednak żadnych komentarzy załogi ani nic podobnego. Szczególnie irytujące jest to w trybie kampanii gdzie jesteśmy zmuszeni przewijać niezliczone ilości tekstu. Wracając jeszcze do samej walki - męczarnią są potyczki w polu asteroid, gdyż mając kamerę wycentrowaną na wrogu nie widzimy gdzie leci okręt. Tak więc zderzenie z jakimś obiektem jest bardzo prawdopodobne, szczególnie, że w przeciwieństwie do SFC nie zostajemy o zagrożeniu poinformowani.Niemniej jednak gra tragiczna nie jest. Całkiem interesujący wydaje się tryb kampanii, sprawiający wrażenie nieco bardziej rozbudowanego niż w SFC 1 czy 2. Jak już wspomniałem, na ekranach widzimy sporo tekstu, czasem też możemy wybrać odpowiednią kwestię dialogową, od której zależeć mogą ewentualne późniejsze wydarzenia. Tym sposobem opcja HAIL do czegoś się przyczynia, gdyż możemy w końcu przeprowadzić dyskusję z wrogim kapitanem i obiec się bez walki. Oczywiście to wszystko skrypty ale mimo wszystko patent prezentuje się nieco lepiej niż w "poprzednikach". Fakt, że tak czy inaczej czeka nas jakaś wymuszona walka w czasie trwania misji pominę.Ciekawie prezentuje się też opcja "ulepszania" członków załogi. Za zdobyte specjalne punkty możemy usprawnić określone zdolności ludzi co też wpłynie na efektywność okrętu. Jedne przyczynią się do sprawniejszej pracy systemów, inne umożliwią nam użycie jakiejś specjalnej zdolności itp itd.Niestety nie mamy żadnego wpływu na uzbrojenie okrętu ani nawet jego dobór. Każda rasa posiada kilka klas statków z określonym już uzbrojeniem. Bieda krótko mówiąc gdyż daje nam to zdaje się 6 typów jednostek na rasę.Ogólnie jednak gra nie wypada tragicznie. Śmiem twierdzić, że gra się nawet przyjemnie choć z biegiem czasu wszystko robi się monotonne. Szkoda, że nie jest to prawdziwa przenośna wersja Starfleet Command tylko średniej klasy uproszczony klon.