Forum Fandom Opowiadania ST: Nowy wróg. Prolog

ST: Nowy wróg. Prolog

Viewing 1 post (of 1 total)
  • Author
    Posts
  • Hivision
    Participant
    #2371

    PROLOG Minął prawie rok od zakończenia wojny z Dominium. Federacja powoli dochodziła do siebie naprawiając szkody wyrządzone przez okrucieństwo wojny. Niestety jak to na wojnie bywa zwycięstwo splamione krwią nie jest zwycięstwem, które mogłoby prawdziwie cieszyć. Śmierć, która przyszła z krwawymi bataliami, już na dobre zabrała wiernych, walecznych synów i córek. Ich rodziny ledwie skończyły opłakiwać swoją stratę kiedy od strony Kwadrantu Delta przyszło nowe zagrożenie – Meridianie. Zupełnie obca wszystkim rasa, pojawiła się w sile pięciu tysięcy jednostek, zagarniając znaczną część Imperium Romulańskiego. Siły obronne Imperium walczyły dzielnie, ale przewaga wroga była tak wielka, że nawet doskonale wyszkolone i doświadczone w boju załogi ginęły stojąc na straży swojego domu i wolności. Wydawało się, że już nic nie może powstrzymać napastników od unicestwienia jednej z największych sił Kwadrantu Alfa. Wtedy stała się rzecz dziwna. Wrogie statki przestały strzelać, jednostki inżynieryjne zaczęły fortyfikować swoje pozycje. Odbudowująca swoją potęgę Tal’Shiar zdoła przedostać się na tyły wroga. Niestety dumni, przyzwyczajeni do sukcesów Romulanie nie potrafili sprostać meridiańskim zabezpieczeniom. Wielu agentów zginęło zanim udało im się w jakikolwiek sposób zaszkodzić przeciwnikowi. Informacje, które raz na jakiś czas docierały do dowództwa organizacji były skąpe i mało rzetelne. Tal’Shiar ciągle bardzo poważnie odczuwała stratę jaką poniosła, w sprowokowanym przez Założycieli, ataku, w którym cała jej flota uległa zniszczeniu. Teraz jedynym ratunkiem wydają się być sojusznicy. Pułkownik Kira Nerys przeglądała cotygodniowy raport o przestępczości na stacji. Nic nie było takie samo od dnia, w którym Odo postanowił dołączyć do swoich rodaków. Pułkownik starała się zastąpić ukochanego najlepiej jak tylko umiała. Zadanie nie było łatwe, ale warte zachodu. Tylko w ten sposób miała nieodparte wrażenie, robienia tego co często robili razem. Czasami kiedy spacerowała po promenadzie wydawało jej się, że słyszy jego głos, że przeszedł gdzieś obok korytarzem, chcąc uniknąć rozmowy. Kira wzięła do ręki piłeczkę baseball’ową. Uśmiechnęła się pod nosem i pomyślała o Wysłanniku, kapitanie Benjaminie Sisko, który przez lata wspólnej służby stał się jej przyjacielem. Wiedziała, że jest blisko i że jeżeli tylko będzie taka potrzeba znowu pojawi się w jej życiu. Bywały jednak chwile nostalgii, kiedy przydałaby się jej rada dobrego przyjaciela. Bardzo często rozmawiała z nim w świątyni i prawie zawsze wiedziała, że on jej tam słucha i pewnie kiedyś odpowie. W końcu jego dom był tu na Bayo. Razem o niego walczyli i razem przysięgali go bronić zawsze wtedy gdy stanie przed nim nowe zagrożenie. Kira przeczuwała, że owo zagrożenie jest gdzieś blisko. Nie była w stanie wytłumaczyć skąd to wie, ale bardzo wyraźnie czuła, że coś jest nie tak. Od czasu kiedy dowodzi stacją, nie ma już tak bliskich koneksji z Gwiezdną Flotą jak jeszcze za czasów Sisko. Wywiad przekazywał jej tylko te informacje, które bezpośrednio dotyczyły jej rodzinnego świata. Była bardzo wdzięczna nawet za taką pomoc, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że to już nie wystarczy. Może kiedyś, zanim przyśnił się jej obcy niszczący wszystko na jej planecie, taki układ jej odpowiadał. W tej chwili dałaby wszystko, żeby tylko mieć u swojego boku Wysłannika.=/= Pułkowniku, z korytarza wyłonił się jakiś obiekt. Nie odpowiada na nasze wezwania. Głos oficera operacyjnego zmusił ja do małego wysiłku. Chwyciła mocniej piłeczkę i wyszła trzymając ją w prawej dłoni z gabinetu.-Ekran – powiedziała zaciekawiona.Na ekranie ukazała się świetlista klepsydra. Światło, które promieniało z jej wnętrza było tak jasne, że nie można było skupić na nim wzroku. Pułkownik już chciała poprosić o wyłączenie wizji kiedy jej uwagę przykuło coś wewnątrz obiektu.-Larisa, sprawdź czy są tam jakieś ślady życia – rozkazała pułkownik. Młoda kobieta w mundurze Gwiezdnej Floty, która zastąpiła Jadzie Dax, na stanowisku oficera naukowego jak zwykle była bardzo przejęta kiedy ktoś wydawał jej bezpośredni rozkaz. Chyba za bardzo przejmowała się swoją pracą. -Tak sir –odpowiedziała speszona.-Tak co, Larisa? –zapytała Kira.-Tak jest tam ktoś żywy, proszę pani.-Ale kto chorąży? Kto? –zaczynała się niecierpliwić. –Mam nadzieje, że Nog szybko wróci z urlopu –dodała w myślach.-Trudno powiedzieć, ale odczyty jednoznacznie wskazują, ze jest to człowiek –odpowiedziała zdziwiona, podnosząc głowę do góry. Pułkownik przez chwilę patrzyła nie wiedząc co właściwie ma zrobić. Poczekać i zobaczyć co się stanie czy przesłać ową postać na pokład i dopiero potem sprawdzić co się stało. „Wysłanniku. Gdybyś tylko był tu teraz” –pomyślała i niemalże natychmiast oślepiło ją oraz wszystkich obecnych na wieży. Klepsydra zmieniła położenie. Ona albo ktoś w środku nie miał zamiaru dłużej czekać i sam postanowił działać. Klepsydra znalazła się w środku stacji. Komputer zareagował równie szybko jak intruz, który zaskoczył wszystkich swoją obecnością. Natychmiast uruchomił alarm i otoczył polem siłowym miejsce źródła zagrożenia. Po paru minutach, światło jednak przygasło by chwilę później zniknąć całkowicie. Kira opuściła zasłaniającą jej oczy dłoń i ku jej wielkiemu zaskoczeniu ukazał się on. Nie mogła w to uwierzyć, a jednak on tu stał. To nie była fatamorgana, żadne złudzenie, ani działanie obcych istot. To naprawdę był on – Benjamin Sisko. Pułkownik przez kilka chwil stała zupełnie zdezorientowana. Cieszyła się niemiłosiernie. Je przyjaciel, Wysłannik Proroków powrócił. Uśmiechnęła się do niego i natychmiast podbiegła się przywitać.Kapitan stał lekko zamroczony. Nie rozumiał co się stało. Wiedział jednak gdzie jest. Wyczuł to natychmiast jak tylko pojawił się na pokładzie stacji. Jego przyjaciele byli blisko. Za chwilę spotka się z rodziną. Jake i Casidy zapewne ucieszą się tak samo jak on. Do tego jeszcze dziecko. Tak dziecko. Teraz sobie przypominał. Casidy była w ciąży. Obiecał jej, że wróci. Benjamin Sisko cieszył się niemiłosiernie. Dotrzymał słowa. Wrócił.=/= Kira do Bashira.=/= Tu Bashir.=/= Proszę natychmiast zgłosić się w wieży. =/= Już idę. Kira stanęła jakiś metr przed kapitanem, popatrzyła mu się prosto w oczy i zwyczajnie rozpłakała. Benjamin też był wzruszony, ale nie miał ochoty płakać. Uściskał swoja przyjaciółkę. Odczekał aż się uspokoi i cofnął się o krok. Mimochodem zerknął na ściskającą jego piłeczkę dłoń Kiry i wskazał na nią palcem.-Hmm mogę? –zapytał uśmiechając się od ucha do ucha. Kira buchnęła śmiechem i podała mu jego ulubioną zabawkę, talizman lub też najzwyklejszą piłeczkę baseball’ową. Wiedziała, że skoro chce ją dostać z powrotem to nie ma ochoty odchodzić. Zostanie na dłużej. Może już nawet na zawsze. Pułkownik odwróciła się uśmiechnięta do wszystkich, którzy właśnie obserwowali co się wokół nich dzieje. Popatrzyła na oficerów Floty, ale i pomagających im kierować stacją Bayoran. Część z nich nie miała pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Larisa zerkała na uśmiechniętych kolegów. Nie rozumiała dlaczego się tak cieszą. Słyszała o Benjaminie Sisko i jego prawdopodobnej roli Wysłannika. Nie wierzyła jednak w ani jedno słowo. Wszystko wydawało jej się zdecydowanie za bardzo naciągane. Może dla niej. Bayoranie zaczynali okazywać swoją radość coraz okazalej. Dla nich ten dzień miał się stać kolejnym cudem, kolejnym świętem. Kira myślała dokładnie tak samo i nie wytrzymała już dłużej. Nie mogła przecież trzymać wszystkich w niepewności.-Nasz Wysłannik wrócił! –powiedziała czując tak wielką radość jakiej jeszcze nigdy wcześniej nie doświadczyła. Bayoranie niemal natychmiast odetchnęli z ulgą i zaczęli bić brawo. Krzyczeli, cieszyli się, niektórzy nawet głośno modlili i dziękowali Prorokom za tak wielki dar. Oficerowie Floty nie wiedzieli skąd u ich kolegów aż tyle w sercach zagościło radości. Ta część oficerów, którzy nie znali kapitana była zdecydowanie najbardziej zmieszana. Larisa podeszła do Arta Storma, oficera operacyjnego. Chciała się go zapytać skąd całe to zamieszanie kiedy z turbowindy wyszedł Jullian Bashir. Doktor stanął jak wryty widząc, obleganego przez Bayoran, kapitana. Zapewne nie zauważyłby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że kapitanem był Benjamin Sisko. Bashir zrobił parę kroków i nie wytrzymał, nacisnął na swój komunikator.=/= Bashir do Ezri. =/= Słucham. Co się stało.=/= Nigdy nie uwierzysz, ale lepiej przyjdź na wieżę. Ezri, bezpośredni po Jadzii, gospodarz symbiontu Dax miała sporo wyrzutów sumienia z powodu smutku jaki wkradł się w duszę Benjamina. Wiedziała, że Ben czuje się odpowiedzialny za śmierć Jadzii i że mimo pozorów nie potrafił sobie wybaczyć tego, że nie posłuchał Proroków. Sisko cały czas twierdził, że gdyby wtedy został na stacji, Jadzia nadal by żyła. Ezri odczuwała ten ciężar każdego dnia. Nosiła w sobie symbiont i wszystkie wspomnienia poprzednich gospodarzy. Potrzebowała rozwiać tę mgiełkę niepewności. Potrzebowała spotkać się z Benem. Nie miała pojęcie po co wzywał ją Jullian, ale jakoś tak mimowolnie to właśnie Ben przyszedł jej do głowy. Udała się w kierunku turbowindy. Worf stał gdzieś w dżungli i beznamiętnie patrzył w niebo. Dzisiaj była kolejna rocznica śmierci jego ukochanej. Nie chciał aby ktoś przeszkadzał mu uczcić jej pamięć. Odrzucił więc nawet zaproszenie na polowanie generała Martoka. Worf wiedział, że gdy generał domyśli się dlaczego nie będzie żywił do niego pretensji. Dzisiejszy dzień musiał jednak spędzić w samotności. Pragnął odnaleźć duszę Jadzii i pozwolić aby wniknęła w jego ranę, aby wypełniła pustkę jaka powstała w chwili gdy jej duch odchodził do Sto’Vo’Kor. Worf czekał cierpliwie, ale tym razem nie było mu dane dokończyć starożytnego rytuału. Z odrętwienia wyrwała go nagła, głośna eksplozja. Ambasador Zjednoczonej Federacji Planet obrócił się gwałtownie w kierunku wybuchu. Ogień płonął ze wszystkich stron. Budynek, który jeszcze parę minut temu był siedzibą Kanclerza Imperium przestał istnieć. „Martok” –pomyślał Worf i ruszył biegiem w kierunku promu, który czekał nieopodal. Z orbity coraz częściej nadlatywały niebieskie kule energetyczne. Worf był zaskoczony tak wielką ich ilością. Natychmiast przypomniały mu się nagrania romulańskich sił obronnych, które przypadkiem trafiły w jego ręce. Wszystko stało się jasne. Meridianie zaatakowali. Worf nie mógł jednak pojąć jakim cudem dotarli aż tu, na Q’Ronos. No i gdzie się podziały klingońskie siły obronne. Kolejny wybuch był na tyle silny, że Worf przestał się zastanawiać. Poczuł, że nabiera sił, jego nogi niosą go coraz szybciej. Jeszcze parę minut i dotrze do promu a potem uratuje Martoka. Obiecał sobie w myślach i podziękował Jadzii za to, że natchnęła go nowymi siłami.

Viewing 1 post (of 1 total)
  • You must be logged in to reply to this topic.
searchclosebars linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram