Forum Fandom Opowiadania Sojusznicy - Droga ku zagładzie.

Sojusznicy - Droga ku zagładzie.

Viewing 1 post (of 1 total)
  • Author
    Posts
  • Corvus
    Participant
    #2623

    TYTUŁ: Sojusznicy - Droga ku zagładzie

    AUTOR: Karol 'Corvus' Piątkowski

    PRAWA WLASNOSCI: TA HISTORIA MOZE BYC DYSTRYBUOWANA BEZ ZGODY AUTORA TAK DLUGO, JAK DLUGO NIE WIAZE SIE TO Z UZYSKIWANIEM KORZYSCI MAJATKOWYCH W ZADNEJ FORMIE.

    Niech nas nienawidzą tak mocno, jak się nas obawiają

    - Kaligula

    Światło sączyło się leniwie przez te kilka dziur w ścianach, szumnie nazywanych oknami. Lecz nawet gdyby rozświetlić wnętrze jaskrawym blaskiem to i tak nic ciekawego by się nie zobaczyło… a może jednak?

    W drzwiach spelunki stanęła postać. Wedle lansowanej teorii ciemność w środku i słońce na zewnątrz miały umożliwić klientom jako pierwszym obejrzeć i ocenić poziom zagrożenia nowego klienta, a gościowi nie pozwalały zobaczyć klientów. To tyle jeśli chodzi o teorię, gdyż przybysz ubrany w obszerną pelerynę z kapturem zasłaniającym twarz powoli i starannie obrzucił wzrokiem wnętrze. Po chwili bezruchu gość ruszył w głąb sali. Płynnie mijając stoliki i krzesła parł w sobie znanym kierunku, nawet nie zauważał jak klienci bezwiednie schodzili mu z drogi. Nie chodziło tu bynajmniej o jego posturę czy wzrost, bo te należały raczej do średnich. W tym wypadku ważniejsza okazała się aura pewności siebie i władzy, ze szczyptą niebezpieczeństwa roztaczana przez nieznajomego. Nawet blisko dwuipółmetrowy Nausicaanin usunął się z drogi obcego bez słowa protestu. Przybysz zignorował go zmierzając do stolika w rogu, zajętego przez jednego Klingona. Usiadł bez słowa, obserwowany wnikliwie przez wojownika.

    - Proszę, proszę. Muszę przyznać, że był to imponujący pokaz. Jeszcze przed chwilą ten Nausicaanin chciał zabić dwóch Breenów… - słowa Klingona były pełne rozbawienia.

    - Proste zwycięstwo umysłu nad mięśniami. – głos przybysza wydawał się spokojny i rozluźniony.

    - A jak by to nie podziałało? – Klingon rzucił pytanie z szerokim uśmiechem na twarzy.

    - Zawsze znajdą się inne metody. – przybysz odsunął połę peleryny, ukazując disruptor… i fragment romulańskiego munduru oficera Galae.

    Tym razem zajęło chwilę zanim Klingon opanował się po ataku śmiechu. Gdy już mu się udało walnięciem w stół dał do zrozumienia kelnerce, że chce coś zamówić. Młoda boslicka kelnerka zjawiła się natychmiast.

    - Rux! Dawaj kwartę krwawego wina i kufel ziemskiego piwa! Byle szybko! – rzuciła kelnerka do barmana Ferengi.

    - Powoli Malla. Nie pali się, a jakie ma być to piwo? Mam kilka gatunków. – barman schylił się do beczki z krwawym winem.

    - Nie pytałam. – Malla odparła ze skrucha w głosie.

    - Co?! Za co ja ci płacę?! – Rux rozeźlił się na dziewczynę.

    - Żartujesz? Miałam pytać romulańskiego oficera? – wyszeptała ze strachem dziewczyna.

    - Jesteś pewna? – tym razem Ferengi obrzucił wzrokiem stolik, przy którym siedział Romulanin, ignorując dziewczynę. – Tal Shiar?

    - Chyba nie – opowiedziała niepewnie. – Zauważyłam tylko, że miał mundur oficera Galae.

    - No proszę. Robi się ciekawie. – Ferengi mruknął do siebie nalewając najlepsze piwo jakie miał, a jednocześnie zastanawiając się nad tym komu sprzedać taką informację i jak dowiedzieć się więcej.

    Rozmówcy całkowicie zignorowali ubranego na szaro i nieogolonego człowieka siedzącego przy barze. Trzeci człowiek nadstawił ucha na wzmiankę o romulańskim oficerze. Sam też przyjrzał się dokładnie obiektowi rozmowy. W chwilę później przesiadł się tak, by móc usłyszeć rozmowę Klingona i Romulanina. Przez wszystkich został zignorowany…

    - Masz. Tu są dane, o które prosiłeś. – Klingon wyciągnął padd i szybko podał rozmówcy, jednocześnie pociągając potężny łyk z kufla. – Chociaż ciekawi mnie po co ci one. Przecież one już od jakiegoś miesiąca są bezużyteczne.

    - Możliwe, ale mi się przydadzą – Romulanin pospiesznie schował padd w kieszeni – Spokojnie Kar, nie mam zamiaru wykorzystywać ich przeciw Federacji albo twoim ziomkom.

    - Wiem, znam cię. Gdybym miał wątpliwości nigdy bym ich tobie nie przekazał. – po tych słowach zabrzmiało potężne beknięcie. – Dobra. Wcześniej wspomniałeś, że to może być nasze ostatnie spotkanie. Masz kłopoty?

    - A czyż my wszyscy nie mamy jakiś problemów?

    - To nie była odpowiedz na moje pytanie.

    - Możliwe, ale musi ci wystarczyć. – zdanie zakończone łykiem piwa nie skłaniało do dalszych pytań. – A drugie pytanie?

    - Corvus. Na to pytanie muszę poznać odpowiedz. – chwila milczenia zawiała między dwoma rozmówcami. – Czy Romulanie pomagają Gornom i Tholianom w wojnie z nami?

    - Tak – napięcie przed i po tym jednym słowie zdawało się sięgać zenitu, ale Klingon nie wykonał żadnych agresywnych ruchów. – Ta wojna jest wynikiem operacji Tal Shiar „Długa śmierć”. Zaczęła się blisko 20 lat temu i wojna miała wybuchnąć 10 lat temu. Ale na przeszkodzie stanął konflikt z Dominium. Plan zawieszono z chwilą włączenia się Imperium Romulańskiego do wojny. W rok po awanturze z Dominium i śmierci Kovala…

    - Chciałeś powiedzieć zamordowaniu….

    - Po śmierci Kovala… – Corvus kontynuował niezrażony – władza nad Tal Shiar została powierzona Seli. Która gorączkowo starała się odbudować TS po krwawej rzeźni jaką zgotowali jej Zmienni. Tak czy inaczej jednym z pierwszych jej posunięć było wznowienie tej operacji…

    - Dobra, dosyć tej historii. Powiedz wreszcie na czym polegała.

    - Spokojnie przyjacielu. – spod kaptura wyjrzał uśmiech i bynajmniej nie Romulanina – Ale jak wolisz, to przechodzę do meritum. Plan zakładał pomoc militarną Gornom i Tholianom i nakłonienie ich do ataku na Imperium Klingońskie. Po trzech miesiącach miała nastąpić nasza inwazja na już osłabionego przeciwnika…

    - Raczej nie wzięliście pod uwagę pomocy Federacji?

    - Wzięliśmy. Dlatego operacja miał trwać tylko 3 miesiące. Federację mieliśmy sposobami dyplomatycznymi i innymi metodami skłonić do opóźnienia przyjścia z pomocą. Plan zakładał działanie metodą faktów dokonanych. Ale jak widać założenia operacji musiały się zmienić, bo minęło już pięć miesięcy, a wy dalej walczycie i to z pomocą Federacji.

    - Rozumiem – mruknął Klingon – A co to miała być za pomoc?

    - Mieliśmy ulepszyć ich osłony, systemy celownicze, napęd i inne. Do tego dostarczenie Gornom zapasu torped plazmowych wystarczającego na jakieś 5 lat wojny. Części zamienne do ich okrętów, a także zbudowaliśmy dla Gornów jakieś 300 lżejszych okrętów według ich specyfikacji tylko dużo lepiej wykonanych… Nie dziw się. Ten plan realizowano w sumie przez jakieś 15 lat.

    - Widzę że nie masz problemów, żeby mi to mówić.

    - Nie. Bo nie spytałbyś się mnie o to gdybyś nie miał na to dowodów.

    - Faktycznie.

    W tym momencie Romulanin sięgnął pod pelerynę i wyjął komunikator średniego zasięgu z wyświetlaczem.

    - Wybacz przyjacielu, ale muszę kończyć nasze spotkanie.

    - Kłopoty?

    - Jak najbardziej. – Corvus wstał od stolika – Muszę iść.

    - Do zobaczenia, przyjacielu.

    - Nie wiem czy się jeszcze zobaczymy Kar, ale żegnaj w pokoju.

    Już w drodze do lokalnego kosmodromu, do Romulanina dołączyła Volkanka.

    - Masz ogon. – kobieta stwierdzała rzecz oczywistą.

    - Skąd przypełzł?

    - Nie mam pewności, ale to zawodowiec. Człowiek, a mimo to wątpię by pracował dla Federacji.

    - Sławetna Sekcja 31?

    - Bardzo możliwe…

    - Nie jesteś przekonana… - Corvus spojrzał na Volkankę. – No dobra. Klingonie, czy nasze własne podwórko?

    - Raczej to ostatnie.

    - Jakieś dowody?

    - Nie. Tylko przeczucie.

    - Ja się przez ciebie kiedyś wykończę – westchnął przeciągle Romulanin.

    - Co jęczysz? Przecież to lubi i nie tylko to, o ile mnie pamięć nie myli… - słowom towarzyszył lubieżny uśmiech.

    - No tak, a ogonka trzeba się pozbyć. Tak na wszelki wypadek. Naślij na niego Talikę.

    - Córkę Jaroka? Uważasz że jest gotowa?

    - Tak. W końcu zdobyła własny okręt i jak na razie utrzymuje standardy naszej małej rodzinki.

    - Jak chcesz.

    Pół godziny później, romulański prom klasy Selok wystartował z kosmodromu i pod ostrym kątem zaczął przebijać się przez atmosferę planety. Osłony rozjarzyły się jasnym blaskiem, a Enarrain Nezar Corvus posłał ostatnie spojrzenie planecie, którą odwiedził pierwszy i zapewne ostatni raz.

    Zresztą i tak nie było tu nic ciekawego. Planeta nazwana Lokalla, była „wolnym portem” jak mawiają ludzie i terytorium niczyim położonym między dwoma imperiami. Była niczyja, gdyż przez całą historię kontaktów Romulan i Klingonów i ich wojen, planeta wielokrotnie przechodziła z rąk do rąk. Została obrabowana ze wszelkich bogactw, poza wodą i jeszcze sporymi połaciami lasów. W końcu nie było już o co się bić i planeta została pozostawiona samej sobie. Skorzystali z tego wszelkiej maści oszuści, złodzieje, piraci, korsarze i setki innych z obu kwadrantów. Stała się miejscem gdzie można było kupić prawie wszystko, włącznie z tajemnica wielkich imperiów i innej maści informacjami… oczywiście za odpowiednią zapłatą. To głównie dzięki temu planeta wraz z aktualnymi mieszkańcami nie została wysterylizowane przez jedną z potęg.

    Z promu zostały wysłane dwie wiadomości. Jedna poszybowała przez pustkę przestrzeni daleko poza system słoneczny. Druga zatrzymał się na obrzeżach tegoż systemu. Zaraz po tym prom uaktywnił swój generator maskujący i rozpłynął się w czerni przestrzeni między gwiezdnej. Spokój powrócił do tego zakątka kosmosu.

    Z powierzchni oderwał się stary kardasiański prom. Mniejszy brat bliźniak kardasiańskich patrolowców klasy Hideki. Pomimo opłakanego wyglądu musiał być wewnątrz wyremontowany, gdyż z zadziwiającą szybkością wszedł na orbitę. Lecz tam czekała na niego mała niespodzianka, za jego rufą maskowanie zdjął romulański lekki krążownik klasy Dhivael. Cztery potężne disruptory wystrzeliły swój śmiercionośny ładunek chwilę później. Nie dane im jednak było trafić w cel, gdyż cel zaczął wykonywać manewry i uruchomił swoje maskowania w tej samej chwili, w której ujawnił się Romulanin.

    Parę milionów kilometrów w zamaskowanym promie Nezar Corvus tylko pokiwał głowa w uznaniu dla refleksu pilota albo wiedzy.

    - Widziałeś? Wiedział. Inaczej by się nie wywinął, a to potwierdza, że to gość z naszego podwórka.

    - Widziałem i muszę się niestety z tobą zgodzić.

    - I co teraz z tym zrobisz?

    - Teraz nic, bo nie mam na to ani czasu ani ochoty. Wezwij Heru-Ura, musze się dostać jak najszybciej na Romulusa. Aha… za godzinę chce też mieć raport Taliki.

    Kobieta nic nie odpowiedziała tylko kiwnęła głową i włączyła nadajnik. Pięć minut później na orbicie ponownie pojawił się romulański lekki krążownik, tyle że tym razem nie strzelał, a brał na pokład mniejszą jednostkę, po czym na powrót wtopił się w mrok i już się nie pojawił. A spokój powrócił w ten zakątek przestrzeni.

    - Coś nie tak?

    - „Stary” się jeszcze nie odezwał. – Nezar odparł wyrwany z zamyślenia przez swojego pierwszego oficera. – I nie wiem co o tym myśleć, Arai.

    - Ile ma spóźnienia? – spytała jednocześnie spoglądając na padd, który trzymała.

    - Dwa dni….. co tam masz? – Enarrian spojrzał na padd.

    - Rozkazy. Lepiej przeczytaj. – rzekła podając przełożonemu rozkazy.

    - „Do wszystkich okrętów w systemie Eisn…” – zaczął czytać i podniósł głowę dopiero po skończeniu. – No dobra. Wprowadzili czasowy zakaz używania maskowania w systemie. Głupie to co prawda, ale co to ma wspólnego z Domarkiem?

    - Może żaden, ale spójrz na datę wprowadzenia go w życie.

    - Trzy dni temu…

    - Dokładnie. Poza tym nie wiem czy zauważyłeś natężenie ruchu statków i okrętów w systemie?

    - Nie, a co z nim nie tak?

    - Cywilnego nie ma prawie w ogóle, tylko transportowce latają w tę i z powrotem. Co do maszyn wojskowych to w systemie jest tylko 24 Legion, który stara się udawać, że jest co najmniej 3 razy większy niż w rzeczywistości. Natomiast jedyne zwiększenie ruchu jakie znalazłam jest przy „Stacji” i jest tak duże, że się dziwię, że się nie zderzają co minutę.

    - Wojna… - mruknął.

    - Co tam mruczysz? Jeśli to dotyczy nas to mów.

    - Będziemy mieli wojnę, moja droga.

    - Z kim?

    - Ze wszystkimi…. nie, wróć. Będziemy mieć wojnę z Federacja i Klingonami.

    - Dlaczego? – Arai spojrzał na tego, którego kochała i wiedziała, że nie żartuje.

    - Dla ambicji, chciwości, zemsty. Lista jest długa. Wymień z tysiąc powodów i każdy będzie dobry.

    - To co teraz robimy?

    - My? Ja schodzę na powierzchnię. Może w domu Domarika czegoś się dowiem. Ty natomiast masz zmienić system zmian z 3 na 4. Do tego chcę, żeby Gai’Shian na pokładach okrętów byli w gotowości bojowej… - spojrzał na twarz Arai – Tylko na wszelki wypadek. Do tego masz trzymać okręty pod parą.

    - Dobrze – Erai’Riov uśmiechnęła się słysząc ostatnie zdanie. Już dawno przyzwyczaiła się do jego dziwnych stwierdzeń, powiedzonek i określeń. – Powiadomię cię jak będziemy na orbicie.

    Corvus tylko obserwował jak Arai wychodzi z jego kabiny. Bardzo chciał mieć ją teraz przy sobie. Przytulić się i po prostu być z nią, ale był to w tej chwili luksus, na który nie mógł sobie pozwolić. Oboje mieli obowiązki do wykonania. I ona także wiedziała o tym doskonale.

    Teraz starał się skupić na innych sprawach. Dlatego odwrócił się w kierunku okna i zaczął obserwować gigantyczna wręcz „Pierwszą Imperialną Stację Kosmiczna S’Task”, potocznie nazywana „Stacją 1” lub po prostu „Stacją”. Wysoki na blisko 50 km i szeroki na 11 km, behemot w kształcie stojącej klepsydry powoli obracał się wokół własnej osi pionowej, niedaleko zdawałoby się planety, lecz poza jej orbitą. Sama stacja była równie stara jak historia lotów kosmicznych realizowanych przez Rihannsu po wydobyciu się z mroków Upadku. Rozbudowywana przez milenia stała się symbolem trwałości Imperium i samych Rihannsu. Z samą stacją wiązało się powiedzenie, że dopóki ona istnieje, to istnieć będzie Imperium Romulańskie.

    Corvus zmaterializował się niedaleko willi admirała. Zanim ruszył rozejrzał się po okolicy i uśmiechnął się w duchu z zasłyszanej kiedyś opinii, że Romulus i jego miasta są szare, co było zwykłym niedoinformowaniem i brakiem gustu. To prawda, że w centrum stolicy królował kolor szary, ale była to pamiątka historii, gdy miasta miały bronić, a nie się podobać. Tu na przedmieściach uderzał feeria wszelkich barw, z przewagą kolorów zielonego, niebieskiego, czerwonego i domieszką brązowego.

    Szybkim marszem dotarł drzwi willi, mimochodem zauważając, że ulice stały się prawie wymarłe, a im bliżej domu admirała tym gorzej. Gdy zapukał, drzwi otworzyła mu dobrze ubrana kobieta w średnim wieku. Ka’la żona i jedna miłość admirała, jak sam twierdził.

    - Nareszcie jesteś, wejdź. – kobieta autentycznie się ucieszyła.

    - Jolan tru Ka’la. Jest admirał?

    - Nie i nie wiem co się z nim dzieje. Trzy dni temu wpadł do domu… –zaczęła szybko opowiadać – zamknął się w gabinecie. Po godzinie wyszedł, pożegnał się ze mną i dziećmi. Kazał nam czekać na ciebie i powiedzieć, że zostawił w gabinecie zaszyfrowaną wiadomość. Kiedy zniknął,w okolicy zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Pojawiały się różne indywidua. Zdaje się, że jesteśmy obserwowani.

    - Rozumiem. Teraz możesz się uspokoić, nic wam przy mnie nie grozi. Gdzie są twoje dzieci?

    - W gabinecie, razem z Tarasem…

    - Adiutantem admirała? Kiedy się zjawił?

    - Kilka godzin temu. To od niego dowiedziałam się, że jesteś w systemie.

    - Dobrze. Prowadź.

    Enarrian doskonale znał ten gabinet. Wielokrotnie tu bywał i tworzył plany razem z admirałem. Pokój się do tego doskonale nadawał, gdyż pomimo staroświeckiego wyglądu, był lepiej wyposażony i zabezpieczony niż jego biuro w budynku Admiralicji.

    Na widok starszego oficera cztery osoby także w mundurach gwałtownie wstały. Corvus tylko kiwnął ręką, by nie zawracali sobie głowy. Jednocześnie przyjrzał się wszystkim obecnym. Adiutanta admirała zignorował, by przyjrzeć się pozostałej trójce. Dzieciom Domarika i Ka’li. Chociaż określenie „dzieciom” było już niezbyt precyzyjne, gdyż starszy syn Ejiul miał już El’Riov’a, a o trzy lata młodsze bliźniaczki Llairr i Llunih niedawno skończyły akademię i obie dostały awans na Erein. Dopiero teraz przyjął się Tarasowi, wszyscy zdawali się zastanawiać się o co chodzi. Wreszcie ciszę przerwała Llunih.

    - Kapitanie czy wie może pan co się dzieje z naszym ojcem? - Llairr tylko przytaknęła energicznie na to, że popiera pytanie siostry.

    - Na razie nie, ale niedługo wszyscy się dowiemy. – i odwrócił się do Ka’li. – Mówiłaś o jakiejś wiadomości dla mnie?

    - Tak, jest zapisana w komputerze. Tylko powiedział, że jest potrzebne jakieś hasło, później wspomniał jakiegoś Cezara. – kobieta spojrzała na Nezara – Tylko tyle wiem.

    - Tyle wystarczy – uśmiechnął się na wzmiankę o Cezarze. – Teraz chciałbym was przeprosić by odsłuchać wiadomość. Z tobą Tarasie chciałbym później porozmawiać.

    - Dobrze. Ale admirał kazał przekazać panu ten pad jak tylko pana zobaczę.

    - Pad? Z czym?

    - Nie wiem, też jest zaszyfrowany.

    - No dobrze, dziękuję. Teraz chciałbym zostać sam.

    Po chwili pokój opustoszał, Corvus rozsiadł się w fotelu gospodarza i uruchomił komputer.

    - Komputer. Odtworzyć wiadomość do kapitana Nezara Corvusa.

    - Niemożliwe do wykonania. Konieczne hasło.

    - Podaje hasło. Trzy słowa: „Divide et impera”

    - Hasło przyjęte. Rozpoczynam odtwarzanie.- po tych słowach na monitorze pokazała się ogorzała twarz admirała.

    - „Witaj. Nie mam zbyt dużo czasu więc muszę się streszczać. Wedle moich obliczeń powinieneś wrócić za jakieś 2-3 dni, więc powinieneś zdążyć przed Tal Shiar. Jestem zbyt ważny by mnie albo moją rodzinę tknąć bez dowodów…. Dobra to później, teraz powiem ci co się stało.

    Wczoraj wieczorem na tajnym spotkaniu Senat Imperialny przegłosował wywołanie wojny przeciwko Zjednoczonej Federacji Planet i Imperium Klingońskiemu. Jako powód wykorzystali sprawę Sisco i ten incydent w sektorze Laribo. Galae jest gotowa uderzyć w ciągu kilku dni. Nie wiem jak ta suka to zrobiła, ale udało jej się!... Sela zdołała przekonać albo zastraszyć dość senatorów by ją poparli. Resztę zrobił ten jej przydupas Pretor Khoal. Sam wykorzystałem wszystko czym dysponowałem, ale to było za mało. Idioci poszli za nią od razu, ci mądrzejsi wstrzymali się od głosu. Natomiast niewielu odważnych, w tym twoja rodzina, głosowała przeciw. – Nezar uśmiechnął się delikatnie na wzmiankę o jego rodzinie. – Stało się. Teraz coś musze z tym zrobić albo to będzie koniec Imperium. Dlatego za godzinę biorę „Daxa” i lecę na terytorium Federacji. Może ostrzeżenie ich w jakiś sposób zapobiegnie wojnie. – „Nie liczyłbym na to, przyjacielu. Federacja ma swoje problemy” mruknął Corvus na tyle cicho by nie przerywać słuchania. – Liczę że uda się to powstrzymać i nie dopuścić do miliardów trupów. Tak czy inaczej ja i moja załoga zostaniemy uznani za zdrajców. Postarałem się ją ograniczyć do 200 osób.

    Bardziej się jednak boję o moją i ich rodziny. Wiesz przecież co może z nimi zrobić Tal Shiar. Dlatego proszę cię o to byś się nimi zaopiekował. Wiem, że to będzie trudne, ale liczę na ciebie. Listę rodzin masz na padzie który powinien dostarczyć ci Taras. Hasło: Atak. Ostania sprawa. Po ogłoszeniu mojej zdrady będzie wolne moje stanowisko. Niestety nie mogłem ciebie na nie powołać, ale postarałem się by mianowany został S’Tokkr. Wiem, że masz na niego odpowiednio dużo danych, by nim pokierować bez jego aktywnego sprzeciwu, ale mimo wszystko uważaj i korzystaj z okazji. Muszę kończyć przyjacielu. Do zobaczenia, może mimo wszystko kiedyś się jeszcze spotkamy. I pamiętaj. Służba imperium oznacza, że czasami trzeba mu wytknąć jego błędy – po tych słowach monitor na powrót stał się czarny, a kapitan odchylił się w fotelu.

    5 minut później nawiązał łączność z Arai.

    - I jak po spotkaniu?

    - Nie było żadnego spotkania. Domarik jest w Federacji.

    - Chyba żartujesz? – zdziwienie w jej glosie aż krzyczało.

    - Później się dowiesz, a teraz słuchaj uważnie.

    - Już słucham – jej głos był tak pełny pokory, że aż wywołał uśmiech Nezara.

    - To dobrze. Zaraz prześlesz na pokład rodzinę Domarika i jego adiutanta…

    - Tarasa?

    - Dokładnie będą mieli oni wiadomość, którą obejrzysz później, oraz padd z listą 1230 osób. W ciągu jednej godziny masz ewakuować te 1200 osób przy pomocy Gai’Shan z pokładów naszych okrętów. Mają prawo użyć siły wobec każdego kto będzie chciał ich zatrzymać, ale osoby z listy musza się znaleźć na pokładzie. Potem zamaskujesz się i polecisz do układu Avant. Wysadzisz ich w kompleksie szkoleniowym Gai’Shan na Avant VI i na jej orbicie będziesz oczekiwać na moje rozkazy. – ciągnął dalej nie dając sobie przerwać – Te pozostałe 30 osób mieszka na Lai Prime. W tamtejszym układzie jest co najmniej jeden z naszych okrętów. Masz mu przekazać to samo co ja powiedziałem tobie. Ma zabrać te osoby i spotkać się z tobą nad Avant VI i czekać na moje rozkazy. I pamiętaj o losie tych ludzi decyduję ja i nikt inny. Zrozumiałaś?

    - Tak. – i trochę cichszym głosem - Dasz sobie radę?

    - Dam, a teraz poczekaj minutę.

    Szybkimi krokami wyszedł z gabinetu i wręczył Tarasowi pad z nazwiskami i drugi z wiadomością od Domarika.

    - Nie ma teraz czasu na pytania. Zaraz zostaniecie przesłani na pokład mojego okrętu, tam dostaniecie wszystko co będzie wam potrzebne. Dowiecie się także co się stało.

    - Ale… - zaczął protestować Ejiul.

    - To rozkaz poruczniku. – dotknął komunikator na prawym rękawie bluzy – Arai, namierz wszystkich poza mną i przesyłaj natychmiast.

    Nikt więcej się nie odezwał. Cała czwórka zniknęła zielonym blasku. Natomiast Corvus z powrotem usiadł w fotelu i przez najbliższą godzinę był zajęty kasowaniem zawartości komputera admirała. W tym samym czasie ch’Rihan przeżywał jedno zaskoczenie po drugim. Na całym globie, a najczęściej w stolicy, zaczęli się pojawiać legioniści i po chwili znikać z różnymi osobami osłanianymi przez siebie. W wielu punktach agenci Tal Shiar w porę zrozumieli co się dzieję, lecz na niewiele się im to zdało, gdyż zwykle zostawali ścięci seriami z disruptorów gdy tylko sami wyciągali broń. Wielu z legionistów strzelało z prawdziwą radością. Tak więc cała ewakuacja trwała nie godzinę, a niewiele więcej niż pół godziny. Po zniknięciu ostatnich Gai’Shian, 8 okrętów tworzących 375 Samodzielną Centurię aktywowało maskowanie, zeszło z orbity i natychmiast weszło w warp.

    Na powierzchni dopiero po 20 minutach agenci pilnujący domu Domarika, zareagowali i ruszyli biegiem w jego stronę. Wpadli do domu, ale zastali tylko jedna osobne i to w widoczny sposób oczekującą na nich. Przez chwilę zastanawiali się czy zastrzelić osobnika w mundurze czy może aresztować. Ich ciężką prace przerwał sygnał komunikatora. Jeden z nich wyszedł z pokoju, ale po chwili wrócił i tym razem odnosząc się z większym szacunkiem do oficera.

    - Enarrian Corvus? – upewnił się agent. – Dostałem rozkaz by dostarczyć pana do budynku senatu na spotkanie z pretorem.

    Nezar odstawił delikatnie szklaneczkę z piwem i wstał.

    - A więc proszę prowadzić.

    Droga z przedmieść do centrum Ra'tleihfi, stolicy Imperium, zajęła airspeederowi niecałe 15 minut. Przez cały ten czas na pokładzie wisiała tak gęsta atmosfera, że można by ją kroić przysłowiowym nożem. Prócz komodora na pokładzie leciało 3 agentów Tal’Shiar o niezbyt zadowolonych minach, co tylko umocniło Nezara w decyzji nie używania transportera. W końcu i wyższym stopniem oficerom przydarzały się nieszczęśliwe „wypadki” z błahszych powodów.

    Airspeeder wylądował u stóp schodów gmachu Senatu. Mimo, że nie był to dzień obrad, to jednak w około było pełno ludzi. Głownie byli to zwykli urzędnicy, ale w zasięgu wzroku Enarriana znalazło się dwóch senatorów. Corvus wysforował się przed swoich trzech „towarzyszy”. Jego szybki marsz zmusił agentów do podbiegania, przez co cała scenka przybrała formę pantomimy i pozwalała się zastanawiać kto tu kogo właściwie prowadzi. Pogoń ta jak szybko się zaczęła tak szybko się zakończyła, gdy sztafeta dotarła do drzwi wejściowych do budynku. Tam czekała na Corvusa kolejna eskorta, lecz tym razem złożona z 4 członków Gwardii Pretoriańskiej (Tal Prai’ex) odzianych w antyczne z wyglądu, acz jak najbardziej nowoczesne i funkcjonalne „zbroje”.

    Wymiana „eskorty” odbyła się płynnie i bez żadnego słowa. Dla samego „eskortowanego” niewiele się zmieniało może po za tym, że tym razem to Gwardziści narzucili swoje tempo. Cała piątka w ekspresowym tempie przemierzała korytarze budynku. Wszyscy inni obecni na korytarzach natychmiast schodzili im z drogi i to bez względu na to czy byli senatorami czy urzędnikami. Jednocześnie schodzący wnikliwie obserwowali tą małą kawalkadę z zainteresowaniem. Od bardzo dawna nikt nie był eskortowany tymi korytarzami przez czterech gwardzistów. Zwykle delikwentów prowadziło jeden lub dwóch gwardzistów, a czterech oznaczało, że tego oficera ktoś bardzo się bał.

    Wreszcie Corvus został doprowadzony do sali, w której zwykle obradował Senat. Wielu obcych obserwatorów dziwiły małe rozmiary sali. Tymże ciekawskim wyjaśniano wtedy, że Imperium jest bardziej republiką niż demokracją. W z związku z tym nie było konieczności wybierania setek przedstawicieli jak w Federacji albo imponować wielkością jak to czynili Klingoni. Sala była taka jaka miała być, a Imperium trwało.

    Tym razem jednak sala nie była pełna, a właściwie przebywały w niej tylko 2 osoby. Eskorta Nezara wycofała się jeszcze przed drzwiami. Enarrian wszedł do środka i stanął na środku sali. Tej samej sali na podłodze, na której wymalowana była Strefa Neutralna odgraniczająca Federacje od Imperium. Tej samej w której jeszcze 2 lata temu stał kapitan Picard, a co miało być świtem pokoju między imperiami.

    Świt spłonął w promieniach kolejnego dnia szarej rzeczywistości…

    - Co ty sobie wyobrażasz, że robisz?! – kobiecy głos dobiegł z lewej strony.

    - Wykonuję swoje obowiązki, Khre'riov Sela. – Corvus starał się by jego głos brzmiał pewnie, bo nie mógł stracić przewagi w tej rozmowie jaką posiadał. – Jak oboje doskonale wiecie… - Corvus po raz pierwszy spojrzał na Pretora Khoala - Tal Diann ma pełne prawo do sądzenia swoich członków ich rodzin, a tym samym nie podlegają oni nikomu innemu. Włącznie z Tal Shiar…

    - To nie usprawiedliwia zamordowania 23 moich agentów…

    - Jak najbardziej usprawiedliwia, pani generał, zastrzelenie 23 osobników usiłujących przeszkodzić w usankcjonowanym prawem aresztowaniu osób „prawdopodobnie” zamieszanych w pomoc w przygotowaniu zdrady przez około 200 oficerów i podoficerów Galae.

    - Tym bardziej tą sprawą powinna się zająć Tal Shiar…

    - Prawo mówi inaczej, a my praworządni obywatele będziemy go przestrzegać – z jego ust spływała wręcz ironia

    - Nie myśl sobie, że…. – zaczęła Sela

    - Co się z nimi stanie i z czyjego rozkazu, Enarrianie? – głos pretora pozwolił opamiętać się szefowej Tal Shiar

    - W tej chwili są transportowani do bazy Gai’Shian na Avant VI. Tam zostaną przesłuchani i w razie konieczności osadzeni, jeśli nie będzie takie potrzeby zostaną internowani na tej planecie na czas nieograniczony. Te działania są prowadzone z rozkazu Daise’Khre’Riov’a S’Tokkr’a. – Oboje słuchaczy spojrzało na siebie ze świadomością, że to stojący przed nimi oficer ma faktycznie ostatnie słowo w najpotężniejszej, obok Tal Shiar, organizacji w imperium. A co ciekawsze naprawdę niewielu obywateli tegoż imperium nie zdawało sobie sprawę, że sławna Tal Shiar ma równorzędnego konkurenta.

    - Chcę by moi ludzie byli przy przesłuchaniach… - ciszę przerwał głos Seli.

    - Niestety nie mogę się na to zgodzić…..

    Przez dalszy ciąg rozmowy albo kłótni, zależy od tego kto kogo słuchał, pretor milczał. Milczał, bo zastawiał się co tu się właściwie dzieje. Coś ciągle mu umykało i nie dawało spokoju.

    Wiedział, że zajmował swoją pozycję dzięki Seli, ale zdawał sobie sprawę także z tego jak ona bardzo nienawidziła Federacji, a zwłaszcza Picarda. Sam niezbyt był zachwycony wojną, ale liczył, że będzie krótka i szybko dojdzie do pokoju, a dzięki niej on uzyska to co chce. Wiedział także, że jest ona nieunikniona, wiec dlaczego nagle ogarnął go niepokój? I do tego był on związany z tym oficerem. Zaczął przysłuchiwać się rozmowie i przyglądać rozmówcom. Mimochodem zastanawiał się jak to możliwe, że dwoje mieszańców uzyskało tak ogromną władzę. Wiedział jednocześnie, że oboje są bezgranicznie lojalni wobec imperium - inaczej już dawno byliby martwi. Problem, a może zaleta, polegał na tym, że każde z nich widziało swoją lojalność inaczej. I nagle wszystko stało się jasne…

    - Dziękuję za przybycie i wyjaśnienie sprawy Enarrianie. Zapewne pani generał jest usatysfakcjonowana podjętymi przez pana krokami… - i spojrzał na szefową Tal Shiar, która tylko kiwnęła głową zaskoczona. – W przyszłości oczekuje podobnie fachowej postawy.

    - Tak jest, Pretorze – Khaol z satysfakcją zauważył, że Corvus także był zaskoczony jego słowami, ale pozbierał się szybciej niż Sela. Godne zapamiętania – Służę imperium i za wszelka cenę będę chronił je przed wszelkimi zdrajcami i wrogami tak wewnętrznymi jak i zewnętrznymi… - po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł z sali. Khaol zignorował nacisk na słowo zdrajcy i wrogowie, jaki zrobił oficer i obserwował jego plecy aż do chwili zamknięcia się za nim drzwi.

    - Może byś mi wyjaśnił teraz dlaczego to zrobiłeś? On nie powinien wyjść stąd żywy. Stanowi zbyt wielkie zagrożenie…

    - Wiem, ale umrzeć zwłaszcza tutaj też nie może…..

    - Co ty sobie myślisz!?

    - Opanuj się i pomyśl. Przecież jego postawa teraz to była czysta prowokacja. Wszystko co dzisiaj zrobił było prowokacją.

    - Prowokacja?

    - Jak najbardziej. Co Tal Shiar by zrobiło zwykle w takiej sytuacji? To znaczy gdyby Galae sprzeciwiło się oddaniu więźniów?

    - Odebralibyśmy ich siłą…….. – wyraz jej twarzy zmieniał się. Złość odpływała, a przybywało zrozumienie.

    - Dokładnie! On tego oczekiwał, a ta kłótnia miała cię upewnić w swoim postanowieniu. Oboje doskonale wiemy, że tak samo jak Domarik jest przeciwny wojnie, ale powszechnie znanym faktem jest to, że on raz danego słowa nigdy nie złamie. Dlatego też bardzo rzadko coś obiecuje. To znaczy, że jak wojna wybuchnie zrobi wszystko co trzeba byśmy wygrali i sam będzie walczył…

    - Ale jeśli moje okręty zaatakowałyby jego to wynikłaby bitwa, albo jakby on sam zginął…. wybuchłaby wojna domowa…

    - Którą wygrałoby Tal Diann.

    - Że co?

    - Galae, a przynajmniej jego większość poparłoby Tal Diann. Wiem, że teraz popierają nas, a dokładnie rzecz biorąc nasz plan wojny, bo Federacja i Klingoni to nasz wspólny wróg. Jednak w razie wojny domowej zbyt wielu członków Galae ma coś do zarzucenia Tal Shiar.

    - Plan prosty i efektywny, a w jego wyniku nasze plany spaliłby pierwszy strzał okrętów Tal Shiar.

    - Dokładnie, a teraz odwołaj swoje okręty, nie potrzebne są nam teraz błędy. A on wbrew sobie zapewnił nam poważna siłę, którą dysponuje Tal Diann….. Musimy go ciągle obserwować, bo jeśli jest zdolny wywołać wojnę domową, to co może zrobić później?

    - Faktycznie.

    Corvus po opuszczeniu sali od razu skierował się do wyjścia z budynku. Tym razem nikt go nie eskortował, a gwardzistę widział tylko raz gdy mijał się z jednym w wąskim korytarzu. Postronny obserwator zapewnie byłby ogromnie zdziwiony, gdyby mógł zauważyć jak gwardzista niepozornym ruchem przekazuje cos małego oficerowi Galae. Jednak w rzeczywistości nikt tego nie zauważył, a Corvus bez przeszkód wyszedł z budynku.

    Zatrzymał się dopiero przy mniej uczęszczanym terminalu łączności publicznej. Z kieszeni wyjął małą czarną płytkę i przyłożył do terminala koło monitora.

    - Kodowanie Czarne Kree, łączność dalekiego zasięgu Longshot.

    Przez chwile czekał na połączenie, po kilku sekundach pojawiła się twarz Arai.

    - Obejrzałaś? – zaczął pierwszy.

    - Tak. – padła sucha odpowiedz – Udało ci się coś załatwić?

    - Nie chwycili przynęty…

    - Co?

    - Nieważne. Później ci opowiem. – wziął głęboki oddech. – Teraz chcę, żebyś postawiła na nogi całą agencję, a zwłaszcza V Departament. Mają posprawdzać czy wszystkie cele są odpowiednio wyznaczone, żadnych błędów. Nasze okręty nie włączone do Legionów mają się zebrać w wyznaczonych systemach w ciągu 3 dni…

    - Krótko…

    - Wojna wybuchnie za 8 dni. Ja zostanę jeszcze dwa dni na Romulusie by poukładać wszystkie sprawy z S’Tokkr’em i resztą. Później dołączę do ciebie.

    - Rozumiem. Czekam na ciebie. – Arai uśmiechnęła się do niego i zakończyła rozmowę.

    Osiem dni później tysiące okrętów romulańskich runęło na niczego nie spodziewającą się Federacje. Posterunki graniczne padły w ciągu kilku godzin, a kolejne obszary były opanowywane bez większych problemów. Federacja zaangażowana w pomoc Klingonom nie mogła odpowiednio zareagować. W tych pierwszych dniach i tygodniach wszelkie próby oporu jednostek federacyjnych i klingońskich nie zdawały się na nic. Wkrótce do walki dołączyły niedobitki Dominium i te resztki Unii Kardasiańskiej jakie udało się reanimować agentom romulańskim.

    W ciągu kilku tygodni pół galaktyki stanęło w ogniu.

    A na czele tego ognia podążała 375 Samodzielna Centuria z wymalowanymi na skrzydłach białymi czaszkami ze skrzyżowanymi mieczami pod spodem na czarnym tle i jednym jedynym napisem nie w języku Rihannsu na jednym tylko kadłubie.

    Krwisto czerwony napis brzmiał: „Porzućcie wszelką nadzieję

    [Tutaj] możesz skomentować to opowiadanie

Viewing 1 post (of 1 total)
  • You must be logged in to reply to this topic.
searchclosebars linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram